Odium | słowackiewicz [TRWA K...

By -esmika-

103K 10.3K 12K

❝Na Odyna, Juliusz, czy ty naprawdę musisz być taki wkurzający?❞ ~*~ Juliusz Słowacki jest przegrywem i dosko... More

1. rozdział pierwszy, który w istocie jest prologiem.
2. wiersze i karykatury
3. placki nienawiści
4. matka i nauczyciel siedzą w barze
5. o tym, jakie są skutki wpadania do kałuży
6. rozdział, w którym Juliusz wisi już dwie kawy
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
To nie rozdział
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
26.
27.
28.1
28.2
29.
30. Spotkamy się w Szwajcarii
31. Cholerny Mickiewicz
32.
nie-rozdział jeszcze raz
33.
34.
35. to, co było potem.
36. przeprosiny.
37. pół rozdziału poświęcamy samochodowi Celiny, co nie ma znaczenia dla fabuły
38. adamuliusz
39. Maryla nie unika ponurych przemyśleń, a Juliusz unika odpowiedzi na pytanie.
40. rozdział, który przybiera bardzo nieoczekiwany (albo oczekiwany) obrót.
41. herbatka, najlepiej jaśminowa
42. Adam po raz drugi zaczyna używać swoich szarych komórek
43. dawny znajomy
44. duński film z francuskim lektorem w pętli czasowej, a Juliusz jest wściekły
45. Juliusz i Adam dzielą jedną szarą komórkę
46. porozmawiajmy o uczuciach
47. „po przyjacielsku?"
48. zmiany w podejściu Juliusza do pewnego pana w brązowym płaszczu
49. „dziwne uczucie, które na pewno jest tylko wymysłem" nie ustaje
50. Juliusz nie unika oczywistego
51. Juliusz zaskoczony, Ludwika zaniepokojona
52. (prawie) wszystko prawie się układa
53. polowanie na Ludwikę Śniadecką
54. kłótnie, poufność i energiczny Juliusz
55. Juliusz (znowu) przytłoczony
56.
57. powrót Energicznego Juliusza i jego niezachwiany romantyzm
58. oczekiwanie
59. wszystko inne i jeszcze trochę więcej
nie-rozdział III.
60. EPILOG, który nie powinien być epilogiem i słowo ode mnie
nie-rozdziałowy dodatek I.

25.

1.4K 164 163
By -esmika-

Salomea przyjrzała się Adamowi z pewną konsternacją.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że tak po prostu pogodziłeś się z... - zawiesiła - z tym swoim uczniem?

Mężczyzna pokiwał wesoło głową.

- A przynajmniej tak mi się wydaje. Okazało się, że te dwie dziewczyny, Wereszczakówna i ta druga, miały nawet całkiem dobre pomysły. Kazały nam podpisać taki zbiór zasad. Ogólnie chodzi o to, że ja nie mogę odzywać się do Słowackiego poza sprawdzaniem listy, a on nie może rzucać żadnych komentarzy o lekcji. To nawet wygodne, wiesz? No i musiałem usunąć jego nieobecności z lekcji, które jeszcze się nie wydarzyły, ale on za to nie może opuścić ani jednych zajęć do końca semestru, bo inaczej nie zda.

- I... tak po prostu tego przestrzegacie? - Salomea wciąż nie była przekonana do tej historii - wywrzeszczeliście sobie przeprosiny?

- Żeby pokazać Wereszczakównej, że nie zachowujemy się jak dzieci - dodał Mickiewicz.

Kobieta pokręciła z niedowierzaniem głową i oparła twarz w dłoni. Oczywiście, cieszyła się, że cała sprawa zakończyła się jak na razie dobrze, uderzało ją jednak to, że ani razu nie została w nią włączona. Wszystko, co wiedziała o problemach swojego syna w szkole wiedziała od nauczyciela, a do tego czuła, że wbrew temu, co Adam opowiadał, kłopoty wcale się jeszcze nie skończyły.

- Adam - spróbowała ostudzić trochę entuzjazm przyjaciela - wspominałeś mi kiedyś, że ten chłopiec zaczął się zachowywać jakoś dziwnie w październiku, prawda? Czy jesteś w stanie sobie przypomnieć, jak to było tamtego dnia?

- Cholera, ponad dwa miesiące temu? - Mickiewicz wytrzeszczył na nią oczy - szczerze to ja ledwie pamiętam, co działo się w zeszłym tygodniu, a co dopiero taki kawał czasu!

- Spróbuj - nalegała.

Mężczyzna rozejrzał się po pustym parkingu, na którym akurat stali, a następnie sprawdził zegarek. Dochodziła ósma trzydzieści, a on lekcje zaczynał dopiero o dziewiątej pięćdziesiąt, mimo wszystko nie miał ochoty przywoływać teraz w pamięci jakiegoś odległego o lata świetlne wydarzenia.

- Nie idziesz przypadkiem na dziewiątą do pracy? - spytał, z nadzieją w głosie.

- Mam blisko, poza tym i tak zamierzam ją rzucić kiedy mój mąż zacznie pracować w prywatnej klinice.

Adam westchnął.

- No dobra, początek października. Umm, rozmawialiśmy o Leśmianie, to na pewno. I... to były dwie lekcje w bloku, jeśli dobrze pamiętam. Jeden z dzieciaków, Towiański, trochę pyskował, więc spytałem go o coś, tylko nie pytaj o co, bo nie mam pojęcia, a wtedy był już dzwonek... - podniósł spojrzenie, widocznie zastanawiając się nad czymś - ha, zabawne. Wydaje mi się, że właśnie na tej drugiej lekcji Słowacki zaczął się tak zachowywać...

Zamyślony, nie zauważył, jak Salomea zakrywa usta jakby coś sobie nagle uświadomiła.

- I mówisz, że na pierwszej lekcji było w porządku?

- Zabawne, co? - odwrócił się w jej stronę, tylko po to, żeby odkryć kompletny szok na jej twarzy - coś się stało?

- Ja... - zaczęła - ja się tak bardzo pomyliłam...

Odstawiła niedopity kubek z herbatą na murek, otaczający parking, po czym ślizgając się na zamarźniętych płytach betonowych wybiegła na ulicę.

Adam spojrzał za nią zdziwiony. Nie miał pojęcia, co przed chwilą się wydarzyło i szczerze mówiąc miał tego kompletnie dosyć - kobieta nigdy od czasów ich pierwszego spotkania nie wspominała za dużo o sobie, ale jemu jakoś nigdy to nie przeszkadzało, a przynajmniej aż do teraz. Dopiero teraz zrozumiał, że właściwie nie wie o niej prawie nic, oprócz tego, że jej syn chodzi do klasy Mickiewicza, a on nawet nie wiedział, kim jest ten dzieciak. Cholera, w tej chwili nie przypominał nawet sobie, żeby kiedykolwiek słyszał nazwisko pani Salomei! Kiedyś miał wrażenie, że spotkali w kawiarni współpracowniczkę kobiety, która zwróciła się do niej per pani Becu, ale to donikąd nie prowadziło, bo w klasie Adama nie było ani jednego Becu. Salomea po prostu zachowała najpewniej nazwisko panieńskie, a to nie zbliżało go ani trochę do poznania tożsamości jej syna. Mickiewicz dosyć miał już tych głupich tajemnic i tego, jak Salomea traktowała go niczym jakieś dziecko (co prawda rzeczywiście był od niej dziesięć lat młodszy, bo przy ich pierwszym spotkaniu zawyżył sobie swój wiek o dwa lata i od tamtej pory nie miał okazji tego naprostować).

Następnym razem spytam ją wprost - przeszło mu przez myśl - następnym razem.

*

Wbrew temu, czego obawiał się Juliusz, lekcje polskiego wcale nie były takie złe. Mieli pakt - i co dziwniejsze, zarówno on, jak i nauczyciel go przestrzegali. To im w zupełności wystarczało, żeby się nie pozabijać, i tylko czasami Słowacki musiał wywracać oczami podczas słuchania głupich wypowiedzi swoich kolegów. Ludwika tymczasem najwidoczniej uznała, że skoro Juliusz wrócił na lekcje polskiego wszystkie problemy zostały już rozwiązane, dlatego zaczęła fazę, w której usilnie starała się zaprzyjaźnić Juliusza z jakimiś innymi osobami z klasy.

- Daj spokój - szepnął do niej, kiedy akurat siedzieli rankiem siedemnastego stycznia na matematyce - to wcale nie tak, że nie kojarzę nikogo z tej klasy. Znam ciebie, tę twoją Marylę, Towiańskiego, i... i...

Śniadecka wywróciła oczami i odwróciła się do niego, jako że siedziała jedną ławkę do przodu.

- Ach tak? W takim razie kto to jest? - wskazała na osobę siedzącą obok niej.

Juliusz zmierzył nią od stóp do głów. Długie włosy zasłaniające twarz, czarna, skórzana kurtka (choć Juliusz mógł się założyć, że to nie była prawdziwa skóra), wysokie czarne glany, blada twarz... za Chiny Ludowe Słowacki nie potrafił przypomnieć sobie imienia tego człowieka.

- Eee... - zająknął się - to jest... gość, który siedzi z tobą w ławce?

Za chwilę musiał odsunąć rękę, bo Ludwika pochyliła się, żeby go trzepnąć po ramieniu.

- To jest Cyk Norwid, siedzi przed tobą w ławce od trzech lat, jak możesz nie kojarzyć?!

Cyk odwróciło się i pomachało nieśmiało do Juliusza.

- Bardzo lubię twój styl pisania, wiesz? - powiedziało.

Słowacki zarumienił się.

- Naprawdę?

- Tak, "Balladyna" była bardzo fajna - dodało Cyk, tym razem wywołując szok u Juliusza.

Chłopak rozejrzał się, żeby upewnić się, że nauczyciel ich nie widzi i spytał:

- Skąd... skąd znasz "Balladynę"?

- Umm, z internetu? Naprawdę myślisz, że tak trudno rozpoznać, kto to napisał?

Ludwika siedząca obok nich parsknęła cicho śmiechem.

- Juliuszu, masz dużo bardziej banalną osobowość, niż ci się wydaje.

- Obrażam się - Słowacki nabrał koloru dojrzałego pomidora, co przy jego jasnej skórze naprawdę nie było takie proste do osiągnięcia.

Ich rozmowę przerwał nauczyciel, wołający, że jeśli chcą, mogą poprowadzić lekcję, dlatego zamilkli. Aż do końca lekcji Juliuszowi nie udało się pozbyć szerokiego uśmiechu z twarzy - pokonał swoją barierę komfortu, o której tyle gadała Ludwika, poznał kogoś, kto czyta jego prace i do tego je lubi, a wszystko wydało się zmierzać w dobrym kierunku...

*

Salomea trzęsącymi się rękami wyjęła telefon z torebki i weszła w kontakty.

Kiedy tydzień temu z jej przyczyny przyjaźń Ludwika i Juliusza została rozbita, zadbała o to, żeby numer Spitznagla zniknął z telefonu jej syna, jednak na wszelki wypadek zapamiętała go sobie, gdyby kiedyś miał się jej przydać, choć mocno w to wątpiła. A jednak teraz dziękowała sobie w duchu, że go nie zapomniała, bo dopiero tego dnia zorientowała się, jaki błąd popełniła.

Nie wycofywała swoich oskarżeń wobec Ludwika, oczywiście, że nie. Wciąż był dla niej obleśnym dilerem i złodziejem, do którego chowała wielką urazę. W jednym jednak się pomyliła - to nie on był powodem, dla którego Juliusz opuszczał się w szkole. Powodem było coś innego, coś, co musiało wydarzyć się na przerwie między jednym polskim, a drugim, coś, z czym Spitznagel nie miał nic wspólnego. Nawet, jeśli Salomea nie miała ochoty wybaczać chłopakowi większości jego czynów, to jednak jedno mu się należało - przeprosiny za te oskarżenia, które go nie dotyczyły.

Z głębokim westchnieniem, które niby miało ją uspokoić, ale w rzeczywistości tylko jeszcze bardziej zdenerwowało. Nie była pewna, co chciała powiedzieć Ludwikowi, ale wiedziała, że coś musiała powiedzieć. Nienawidziła być niesprawiedliwa, a jeszcze bardziej: nienawidziła się mylić.

Jeszcze jeden głęboki wdech i zadzwoniła.

Po dwóch sygnałach słuchawka została odebrana.

- Halo? - był to żeński głos.

- Dzień dobry, czy rozmawiam z Ludwikiem Spitzn- - zaczęła Salomea, po czym dotarło do niej, że to zdecydowanie nie chłopak odebrał słuchawkę - przepraszam, chyba pomyłka.

- Nie, nie, dodzwoniła się pani do Ludwika Spitznagela - uspokoił kobieta po drugiej stronie linii.

- Więc... czy mogę z nim rozmawiać? - panią Słowacką ogarnął niewyjaśniony niepokój, świadomość, że coś, co zaraz usłyszy, może jej się nie spodobać.

- Z kim rozmawiam? - nie odpowiedziała kobieta w słuchawce.

- Ach, no tak! - Salomea pacnęła się w czoło, orientując się, że przecież się nie przedstawiła - jestem Salomea Słowacka-Becu, matka jednego z przyjaciół Ludwika.

- Dobrze, że pani dzwoni - kobieta odetchnęła z ulgą - pański syn jest jedyną osobą, którą udało nam się powiązać z Ludwikiem Spitznaglem.

- Nam? - spytała Salomea, coraz bardziej przepełniona niepokojem - czemu miałaby pani go z kimś powiązywać?

Zapadła długa chwila milczenia.

- Może wolałaby pani usiąść, zanim pani opowiem.





AAAAA TRZY ROZDZIAŁY DO ŚWIĄT AAA

Autentycznie, nie wierzę, żebym się wyrobiła.

Ale miejmy nadzieję, że zdążę, bo tyle mi się wątków pobocznych rozwinęło, że te następne rozdziały będą miały chyba po trzy tysiące słów...

Continue Reading

You'll Also Like

5.4K 360 17
✏Książka pisana wraz z @Mafiaa14 ! ┏━✦❘༻༺❘✦━━━┓ ❝Nie sądziłem, że kiedykolwiek poczuję większy ból niż wtedy, gdy byłem torturowany na Szucha. ...
120K 10.9K 40
❝Czy nosisz coś innego oprócz tych cholernych kurtek, Way?❞ ❝Bielizna się liczy?❞ ➸ Historia opowiada o nastoletnim emo bałaganie - Gerardzie, k...
13.1K 1.3K 152
A oto śmieszne opowiadanka z nawiązaniem do Monkie kid. Uwaga! Opowiadania będę raz krutsze i raz dłuższe, mogą się w nich pojawić wulgaryzmy i niekt...
12.3K 381 11
A co gdyby Vince miał wpadke w wieku 18 lat? Co gdyby urodziła mu sie córeczka o imieniu Hailie? historia w pełni zmyślona tylko postacie są z pierwo...