Nuriel. Czas Mroku

By AnotherDaydreamer-

4.1K 514 2.8K

Po wojnie między krainami paktu trwającej blisko dwadzieścia lat, w królestwie zwanym Saraenem nastaje pokój... More

Wstęp
Karty postaci
Początek
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Q&A
Rozdział 4
Rozdział 19 cz. 2
Rozdział 5
Rozdział 20
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 23
Rozdział 8
Rozdział 24
Rozdział 9
Rozdział 25
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 26
Rozdział 12
Posłowie
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15 cz. 1
Rozdział 15 cz. 2
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19 cz. 1
Rozdział 22

Rozdział 21

61 6 30
By AnotherDaydreamer-

Lavena przez noc nie mogła zmrużyć oczu. Blisko już było do świtu, gdyż promienie słońca zaczęły się przedzierać przez okna. Łoże, choć wpierw wydało się nader wygodne, obecnie sprawiało, że czuła, jakby tonęła. Gdy zamykała oczy, za każdym razem zdawało się jej, iż słyszała kroki. Nie potrafiła pozbyć się niepokoju i nic w tym dziwnego. Znajdowała się w pałacu, siedzibie Arthyena, czyli jej największego wroga. Wojownicy zamordowaliby ją na jedno skinienie regenta. Choć najprawdopodobniej przed śmiercią zostałaby skazana na bolesne tortury. Jej cierpienie i poniżenie byłyby dla Arthyena największą nagrodą.

Odwróciła się na drugi bok i podłożyła dłonie pod głowę. Starała się przestać myśleć, lecz istniały sytuacje, w których myśli same pchały się do głowy i nie pozwalały na odzyskanie spokoju. Martwiła się o to, czy plan jej i Mściciela się powiedzie, czy Arthyen nie rozpozna, kim naprawdę była. Jeszcze bardziej jednakże obawiała się o Zakon i Ravelyna. Nie miała wątpliwości co do tego, że Ravelyn zajmował się Zakonem najlepiej, jak potrafił.

Zrzuciła z siebie pościel i skóry, po czym usiadła. Nie powinna zamartwiać się czymś, co nie zależało od niej. Jeśli coś było nie tak, Ravelyn musiał poradzić sobie z tym sam. Dawna Lavena nie przyznałaby się do tego, ale czuła ogromny, kłujący żal do losu. Dopiero zrozumieli z Ravelynem, czym były ich uczucia, a już musieli się rozdzielić, by pokonać przeciwności.

Nagle do uszu Laveny dobiegły niepokojące odgłosy. Rozejrzała się po pomieszczeniu ze zmarszczonymi brwiami. Zastygła, wpatrując się w okno. Kruk delikatnie stukał dziobem o szkło, jakby pragnąc zwrócić jej uwagę. Jego obsydianowe pióra lśniły we wschodzącym słońcu. Wpatrywał się w nią inteligentnymi oczyma. Gdy spojrzała na niego niepewnie, ptak zmrużył powieki i gwałtownie zarysował szkło dziobem. Lavena przymknęła oczy i zatkała dłońmi uszy, by nie słyszeć koszmarnego dźwięku.

Po tym, jak otworzyła oczy, kruka już nie było. Zupełnie jakby rozpłynął się w porannej mgle unoszącej się nad ziemią. Półbogini jeszcze przez moment wpatrywała się w okno, na którym nie dostrzegła żadnej rysy. Zacisnęła wargi w wąską kreskę. Miała pewność, iż kruk nie stanowił dobrego znaku. W kulturze Husanu od zawsze uznawano go za zwiastun cieni, nadchodzącego zła oraz śmierci. Mógł oznaczać tylko kłopoty. Nie wiedziała jednak, czy to jej samej coś zagrażało w bezpośredni sposób, czy może to Ravelyn znajdował się w tarapatach...

Potrząsnęła głową z gniewem. Jeden kruk nie powinien jej tak przerazić. Lavena wmawiała sobie, że ptak pragnął dostać się do środka przez przeszywający mróz panujący na zewnątrz. Prędko doszła do wniosku, że gdyby wierzyła w przesądy, to już dawno by zwariowała. Usiadła na łóżku, kryjąc twarz w dłoniach, i starała się uspokoić.

Do komnaty bez pukania wkroczyła służąca, ta sama co wczoraj. Lavena szybko przypomniała sobie, iż miała na imię Sevi. Podeszła do łoża, lecz ani razu nie obdarzyła Laveny spojrzeniem. Wzrok wbiła w podłogę z co wydało się półbogini dziwne, ponieważ jeszcze wczoraj nosiła się z dumnie podniesioną głową.

– Spójrz na mnie – rzekła cicho Lavena. Sevi odwróciła się w stronę ściany, najwyraźniej nie zamierzając jej usłuchać. – To nie jest prośba. – Lavena założyła ręce na piersiach.

Służka uniosła twarz. Ledwo mogła otworzyć oko, ponieważ było podbite. Lavena uniosła pytająco brwi, choć wiedziała już, że Sevi nie należała do wylewnych osób.

– Jesteś zadowolona? – zapytała Sevi z grymasem szpetnie wykrzywiającym jej twarz. – Zapewne napawasz się teraz własną urodą. – W jej głosie brzmiało rozgoryczenie, ale również nuta zazdrości, co Lavena stwierdziła ze zdziwieniem.

Półbogini zdawała sobie sprawę ze swego wyglądu, lecz przenigdy nie była z niego szczególnie dumna. Szczyciła się swymi umiejętnościami i osiągnięciami, a wygląd nie należał do najważniejszych. Sama pracowała na siebie i to się dla niej liczyło. Przyjrzała się Sevi, uśmiechając się zimno.

– Czy to właśnie uroda jest dla ciebie najwyższą wartością? – spytała Lavena. Sevi milczała. – Wygląd to tylko powłoka. Co by mi przyszło z pięknej twarzy, gdybym nie umiała osiągać swych celów?

Sevi zacisnęła usta w wąską kreskę. Lavena ujrzała w jej oczach wstyd, lecz najwyraźniej była zbyt dumna, by przyznać jej rację. Półbogini pokręciła głową.

– Ciężko sięgnąć po to, czego chcesz, gdy jesteś tylko nędzną służką. Nie masz władzy, posłuchu ani perspektyw... – W jej głosie wyraźnie brzmiał żal oraz bezsilność.

– Nie musisz tak żyć. – Lavena spojrzała na nią twardo, na co Sevi prychnęła.

– A co mam zrobić? Iść samotnie w świat, gdzie nie wiadomo, co mnie czeka i czy odnajdę bezpieczny azyl?

Lavena potrafiła zrozumieć jej rozterki. Samotność była przerażająca i mogła odbierać siły. Zdołała się o tym przekonać w swym życiu. Wtedy można było polegać jedynie na sobie, nie dało się odnaleźć w drugim człowieku oparcia. To właśnie podczas długiej samotności Lavena nauczyła się, iż przede wszystkim należy zaufać sobie. Jeśli nie ufałaby sobie samej, jak mogłaby oczekiwać zaufania członków Zakonu?

– Pomyśl. Możesz być wolna. – Sevi otworzyła lekko usta, usłyszawszy te słowa. – Ja muszę tu zostać, lecz mogę pomóc ci w ucieczce. Od ciebie zależy, co wybierzesz. Odważny krok czy tchórzostwo.

Sevi spojrzała na Lavenę z niepewnością widoczną w oczach. Lavena wiedziała, iż nie wyglądała na osobę godną zaufania. Sprawę dodatkowo utrudniało to, że Sevi najwyraźniej została nauczona przez życie podejrzliwości. Półbogini domyślała się, że egzystencja służki nie była usłana różami i prawdopodobnie została ona sprzedana do pałacu lub wychowała się tutaj.

– Nie musisz dawać mi odpowiedzi w tej chwili. Wiedz tylko, że pragnę ci pomóc. – Głos Laveny rozbrzmiał łagodniej niż zazwyczaj.

– Dlaczego chcesz mi pomóc? – zapytała garderobiana, przekrzywiając delikatnie głowę.

Lavena spojrzała na nią zaskoczona. Przedtem nie zastanawiała się nad tym. W Sevi było jednak coś, co sprawiało, że Lavena czuła z nią więź. Nie wiedziała, czy to z powodu ich silnych charakterów, czy dumy. Obecnie jednak przeszło jej przez myśl, iż nikt będący dobrym człowiekiem nie zasługiwał na takie życie.

– Ponieważ nie ma nic gorszego niż zniewolenie kogoś, kto ma w sobie upór i pragnienie wolności – odparła poważnie półbogini. Sevi niemal niezauważalnie skinęła głową, a w jej oczach pojawiła się wdzięczność oraz zrozumienie.

Lavena nie miała jeszcze pojęcia, w jaki sposób mogła pomóc Sevi. Wiedziała, że wspólnie uda im się coś wymyślić. Półbogini nie powiedziała jednak Sevi całej prawdy. Chciała pomóc jej stąd uciec, gdyż czuła, że były do siebie podobne. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zamierzała komuś pomóc bez żadnego ukrytego celu.

– Echna kazała ci przekazać, że po śniadaniu regent przybędzie do komnaty wspólnej kurtyzan. – Sevi nie kryła swej niechęci wobec obecnego władcy. – Musisz się prezentować godnie. To jej słowa.

Lavena skinęła głową, podchodząc do szafy. Prędko wyjęła suknię w intensywnej barwie burgundu. Spojrzała pytająco na Sevi, która pokiwała głową w geście aprobaty. Lavena zdjęła z siebie strój nocny i nałożyła suknię, która zdawała się dla niej stworzona. Odsłaniała szyję oraz ramiona Laveny, a dekolt w jej oczach nie był nazbyt wulgarny. Przylegała do ciała, podkreślając talię, lecz kobieta uznała to za stosowniejsze niż rozkloszowane suknie, które były zwyczajnie ciężkie.

– Usiądź przy toaletce. Zrobię coś z twoimi włosami. – Lavena wykonała polecenie, a Sevi natychmiast chwyciła za szczotkę. – Mogę spytać, jak tu trafiłaś?

Lavena skamieniała ze zdumienia. Zastanowiła się przez moment, co powinna odpowiedzieć. Nie umknęło to uwadze Sevi. Półbogini westchnęła cicho.

– Zapewne nie będzie to dla ciebie zbyt szokujące... Mój kuzyn zdecydował się mnie sprzedać. – W głosie Laveny pobrzmiał udawany żal.

Skłamała, ponieważ prawda mogłaby zaszkodzić Sevi. Na razie jedynie ona i Cathal wiedzieli, kim była naprawdę i tak było najlepiej. Lavena musiała się również upewnić, czy służąca naprawdę stanowiła osobę godną zaufania.

Sevi skinęła głową ze zrozumieniem. Służka odsunęła się od półbogini i spojrzała na nią. Lavena dopiero teraz zerknęła w lustro. Włosy miała upięte wokół głowy, tak, by przypominały koronę. Nie zwykła dbać o urodę, lecz musiała przyznać, że wyglądała niczym prawdziwa królowa.

– Dziękuję ci, Sevi. – Uśmiechnęła się lekko, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu.

– Zaczekaj, jeszcze perfumy. – Chwyciła szklaną fiolkę z przezroczystym płynem i spryskała nim szyję Laveny. Półbogini poczuła wyraźnie zapach kwiatów. – Zapach róży oraz jaśminu. Idź już na posiłek. Jesteś nałożnicą, lecz maniery musisz mieć jak księżniczka. A księżniczce nie wypada się spóźniać – stwierdziła służka i skierowała się do drzwi.

Lavena nie przywykła patrzeć w lustro, lecz zerknęła ostatni raz i żałowała, że Ravelyn nie mógł jej teraz widzieć.

Prędko dotarła do odpowiedniej sali, gdzie przy długim stole siedziały wszystkie kurtyzany. Żadna nie miała na sobie woalki, lecz niektóre czuły się wyraźnie nieswojo i starały się unikać wzroku innych kobiet. Lavena zajęła wolne miejsce obok samotnie siedzącej Fanny. Dziewczynka skinęła jej głową na powitanie, a Lavena odpowiedziała tym samym gestem.

Stół zastawiono wykwintnymi potrawami, a Lavena mimowolnie poczuła głód. W Zakonie nie przywykła do takich uczt. Jadła to, co akurat było, chleb, sucha kasza, zupy, rzadko kiedy mięso. Nałożyła sobie jasne pieczywo oraz mięso polane sosem. Choć pachniało smakowicie, Lavena nie spieszyła się, jedząc.

Mimochodem zauważyła, że przed Fanny stał pusty talerz. Dziewczynka miała zwieszoną głowę, jak gdyby się czegoś bała. Lavena zmarszczyła brwi.

– Dlaczego nie jesz? – zapytała z nieudawaną troską półbogini.

– One zabraniają mi jeść. – Fanny wskazała na Aillę i jej świtę. – Dopiero kiedy wyjdą, mogę wziąć coś do jedzenia.

W Lavenie natychmiast wezbrał gniew. Nienawidziła znęcania się nad niewinnymi oraz słabszymi i nie miała zamiaru bezczynnie siedzieć. Osobiście nałożyła na talerz dziewczynki największy kawałek mięsa i nalała jej nektaru. Nie omieszkała przy tym spojrzeć na Aillę, która zmrużyła oczy.

Lavena miała świadomość, iż właśnie zyskała kolejnego wroga. Fanny jednak była tu samotna i bezbronna wobec wyrachowanych kobiet. Dziewczynka zaproponowała jej przyjaźń i pomoc, więc Lavena czuła, że jej obowiązkiem było czuwanie nad nią. Poza tym jako dziecko Lavena również nie miała łatwo w życiu i nie chciała, by Fanny czuła się tak opuszczona jak ona dawniej.

Dziewczynka spojrzała na Lavenę, a w jej oczach czaił się równocześnie strach, podziw oraz wdzięczność. Półbogini posłała jej delikatny uśmiech.

Kiedy każda z nałożnic skończyła spożywać posiłek, do sali wkroczyła Echna. Prezentowała się nienagannie w ciemnozielonej sukni oraz srebrnej biżuterii. Włosy misternie ułożone dopełniały idealnego wizerunku, lecz niezdradzający uczuć wyraz twarzy wręcz przerażał.

– Niech każda z was nałoży woalki na twarz – rozkazała Echna, oczekując bezwzględnego posłuszeństwa. – Regent Arthyen pragnie odwiedzić was i powinien tu być lada moment. Oczekuję, iż będziecie zachowywać się odpowiednio i z należytą gracją. Oczywiście ja będę was obserwować przez ten czas.

Była pierwsza dama dworu zajęła miejsce na jednym z foteli. Tuż po tym do sali wkroczył Arthyen. Wraz z jego pojawieniem się każda nałożnica jakby zastygła. Lavena złożyła dłonie na kolanach, aby nie dopuścić, by ktoś zauważył błękitne iskry. Fanny drżała z przerażenia, co Lavena dostrzegła kątem oka.

– Nie daj po sobie znać, że się boisz – szepnęła półbogini.

Arthyen zlustrował kobiety i uśmiechnął się, na co Lavena zacisnęła usta. Nie było drugiej tak wstrętnej osoby. Wywoływał w niej najgorsze uczucia i sprawiał, że nie mogła myśleć racjonalnie.

– Witam piękne damy – rzekł Arthyen, wolno krocząc wokół stołu.

Przypominał jastrzębia, który przyglądał się swoim ofiarom, pragnąc napawać się ich przerażeniem. Przechodząc obok Laveny, nachylił się do niej blisko. Zbyt blisko, przez co mimowolnie się wzdrygnęła. Niespodziewanie wziął jej dłoń w swoją i złożył na niej pocałunek. Lavena z trudem przełknęła ślinę.

– Miło ujrzeć kolejną piękność. – Uśmiechnął się, a w jego oczach wyraźnie lśniło pożądanie. – I wybrałaś doskonałe perfumy.

Lavena skupiła się na oddechu, chcąc opanować tkwiącą głęboko w niej nienawiść. Nie szeptała, ona krzyczała, że to on zamordował Edana, pragnie odebrać jej Zakon, upokorzyć, a potem łaskawie zniszczyć. To było uczucie dzikie i wszechogarniające, które przysłaniało cały świat. Pragnęła, by Arthyen poczuł to samo co ona, gdy straciła Edana.

Wyprostowała się, czując na sobie wzrok dziecka siedzącego obok. Opanowała się, Fanny nie powinna dowiedzieć się o tym, co ją dręczyło. Los zdążył ją już doświadczyć i Lavena nie mogła pozwolić, by poznała prawdę. Jej nienawiść musiała pozostać tajemnicą.

– Spotkania z wami zawsze są dla mnie przyjemnością. Tym razem przybyłem również, by poinformować was, iż w święto przesilenia odbędzie się bal. Każda z was jest zaproszona, lecz tylko jedna może być u mego boku.

Słowa Arthyena wywołały poruszenie. Wezbrały podekscytowane szepty. Niektóre kobiety i dziewczęta posyłały sobie niepewne spojrzenia. Nie każda chciała być towarzyszką Arthyena. Lavena prędko połączyła fakty. Władca mógł posiadać wiele kurtyzan, lecz tylko z jedną mógł połączyć się na wieki.

Święto przesilenia zimowego to dla Husanu wyjątkowy czas. Jego obchody trwały trzy dni i były ważne zarówno dla zamożnych jak i biednych. Obchodziło się je w podzięce Hessanowi za kolejny rok. Rodziny zbierały się wówczas w liczne grono. Wraz ze wschodem słońca niosło się ofiary do świątyni przeznaczonej królowi bogów. Zazwyczaj były to przedtem upolowane przez głowę rodziny karibu. Po zachodzie słońca śpiewało się dziękczynne pieśni, po czym zasiadało się do wspólnej wieczerzy.

Istniała także mroczna strona tego święta. Wtedy również budziły się najgorsze moce i stwory. Opowieściami o nich straszyło się niegrzeczne dzieci. Nie były to jednak bajki. W puszczach Husanu, jaskiniach i najgłębszych jeziorach, znajdowały się bestie. W przesilenie zimowe nabierały one siły, jakiej przedtem nie posiadały. Mało kto zapuszczał się daleko w lasy, bowiem to nie byłaby odwaga, a czysta głupota.

Lavena ocknęła się, dopiero gdy Fanny dotknęła jej ramienia. Arthyen nadal nie wyszedł i wpatrywał się w nie wszystkie kolejno. Lavena uniosła głowę. Było za późno, już zdołała zwrócić jego uwagę, choć nie ze swojej winy.

– Teraz nie zdecyduję, z kim pojawię się na balu. Jednego jednakże możecie być pewne – rzekł Arthyen, a jego oczy spoczęły na Lavenie. – Będę uważnie was obserwować.

Półbogini ścisnęło się gardło. Wzrok Arthyena należał do przeszywających, od których miało się ochotę uciec jak najprędzej. Patrzył na nią jak na trofeum, którego zdobycia był pewien. Domyślała się, iż mężczyzna wyobrażał ją sobie bez sukni. Nie spuściła wzroku. Arthyen posłał jej lubieżny uśmiech, pożegnał się, po czym wyszedł.

Do Laveny dotarło, ile luk było w planie jej i Mściciela. Regent nie ukrywał swojego zainteresowania jej osobą. Jeśli tak dalej pójdzie... Nie, nie chciała o tym choćby myśleć. Musiała jednak przyznać, że coraz bardziej obawiała się konfrontacji z Arthyenem. Co jeśli jednak magia czarodziejów go chroni? Wtedy naprawdę Lavena stanie się zwierzyną.

Rozejrzała się. Niewątpliwie najwięcej entuzjazmu wykazywała Ailla. Gwałtownie gestykulowała i widocznie dyskutowała ze swymi powierniczkami. Zapewne była przekonana, że to ona zostanie wybrana. Lavena uśmiechnęła się z zadowoleniem. W rzeczywistości Ailla mogła poszczycić się urodą, nie grzeszyła jednak rozumem. Królowa zaś musiała posiadać wykształcenie, znać doskonale geografię, etykietę, języki i wzbudzać uwielbienie i podziw wśród poddanych. Ailla nie wyróżniała się spośród kurtyzan pod tym względem.

– Jestem przekonana, że Arthyen wybierze mnie – ciągnęła Ailla, nie dostrzegając niezadowolenia swych przyjaciółek. Najwidoczniej nie domyślała się, że mogłyby być o nią zazdrosne. Lavena pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć w jej ślepotę. – Naturalnie uczynię was damami dworu. – Uśmiechnęła się promiennie.

Lavena straciła siły na cokolwiek, choć to dopiero początek dnia. Zerknęła w stronę drzwi.

– Chyba mu się spodobałaś – stwierdziła cicho Fanny. – To nie wróży nic dobrego.

– Nie chciałam zwracać jego uwagi. Ale może to lepiej, bo przynajmniej zostawi ciebie w spokoju. – Uśmiechnęła się do Fanny delikatnie. Dziewczynka złapała jej dłoń. – Wiesz, tak się zastanawiam. Nie ma tu może miejsca, gdzie możemy pospacerować?

– Równo w południe wolno nam wychodzić do ogrodu – odpowiedziała Fanny. – To przyjemne miejsce.

– Dobrze. Zatem spotkajmy się w południe. – Fanny skinęła głową. – Jedz spokojnie. Nikt ci nie przeszkodzi, dopilnuję tego.

Kiedy Fanny skończyła posiłek, Lavena opuściła salę. Kroczyła powoli, starając się zapamiętać układ korytarzy. Wolała być przygotowana na każdą możliwość. Gdyby coś poszło nie po jej myśli, zawsze mogła ułożyć plan ucieczki.

Nagle do uszu półbogini dotarł odgłos kroków. Zza ściany wyłoniły się trzy osoby. Dwoje mężczyzn o ogorzałych twarzach prowadziło kobietę. Jej bogato zdobiona suknia z szerokimi rękawami wskazywała na wysoką pozycję społeczną. Szmaragdowe oczy iskrzyły się gniewem. Dumnie uniesiona głowa stanowiła dowód niezłomności.

Lavena zmrużyła oczy. Mogła przysiąc, że kiedyś widziała tę kobietę. Miała niemal pewność, iż była ona ważną personą w Galienie. Przemknęła jednak bez słowa i skierowała się do swej komnaty.

Wiedziała, że w Galienie panował Lanfear, zaś jego żoną była Vanora. Mieli syna oraz córkę. Czy możliwym było, że Arthyen porwał księżniczkę Galienu? Kobieta potrząsnęła głową. Oczywiście, że tak, bowiem w jego mniemaniu cel uświęcał środki. Dzięki temu mógł zmusić Galienczyków do walki po jego stronie. Z drugiej strony słyszała o Lanfearze różne plotki, niezbyt pochlebne. Podobno dla utrzymania władzy byłby skłonny poświęcić własną rodzinę.

Usiadła na fotelu. Jeszcze nie wiedziała, czy wpływało to w jakikolwiek sposób na jej działania. Pojmowała jednak, że stawało się coraz niebezpieczniej. Zastukała palcami w oparcie.

Do jej uszu doszły wieści, iż Saraen tak jak Fidylla stanęły razem przeciw Arthyenowi. Gdyby tylko ona lub Asmena mogły w jakikolwiek sposób powiadomić sprzymierzone królestwa, co tu się działo... Listy nie stanowiły dobrego pomysłu, z pewnością były sprawdzane przez ludzi regenta. W tej chwili Lavena widziała dwa wyjścia. Musiała poinformować Mściciela przez swego rzekomego kuzyna i oczekiwać pomocy. Zaś jeśli to nie powiodłoby się, pozostawało odnalezienie tu czarodzieja bądź czarodziejki, którzy nie wspierali regenta.

Z marazmu wyrwało ją pukanie do drzwi. Lavena otworzyła drzwi i ujrzała przed sobą Arthyena. Serce zabiło jej szybciej. Przecież równie dobrze mogła nie mieć woalki. Wtedy wszystko by runęło. Skarciła się za pośpiech.

– Wiem, że przed momentem się widzieliśmy. Nie mogłem się jednak doczekać chwili z tobą sam na sam. – Z widocznym zadowoleniem zlustrował jej sylwetkę. – Chciałbym, byś po balu stawiła się w mej komnacie. Dopiero wtedy, bo mam już pewne zobowiązania. Poza tobą będą jeszcze trzy kurtyzany.

Lavena pragnęła napluć mu w twarz. Powiedzieć, jak bardzo nim gardziła. Powstrzymała się. Zamiast tego niby mimowolnie pogładziła dłonią jego ramię. Mężczyzna posłał jej pełen satysfakcji uśmiech.

– Co tylko zechcesz, panie – szepnęła, by nie rozpoznał jej głosu. Arthyen wziął to za przejaw skromności i nie zdawał się zaniepokojony.

– Zatem będę wyczekiwać tego wieczoru – rzekł, po czym opuścił komnatę.

Lavena zdjęła woalkę i rzuciła na toaletkę. W jej żyłach buzował gniew. Ten plan nie mógł się powieść. Gdy tylko zostanie sama z Arthyenem, on każe jej odsłonić twarz. Oddychała ciężko, nie mogąc uwierzyć we własną lekkomyślność. Zawładnęła nią chęć zemsty za krzywdy. Nie rozpatrywała, czy plan był dobry. Niedługo miała za to zapłacić najwyższą cenę.

Zaszkliły jej się oczy. Los bywał przewrotny i stroił sobie z niej żarty. Odrzucała Ravelyna, sądząc, że będzie żyła wiecznie. A to on miał zostać sam na świecie. Dopiero teraz gorzko pożałowała swych czynów. Miała nadzieję, że Ravelyn jej wybaczy. Tylko to się dla niej obecnie liczyło.

Podeszła do okna. Niebo przysłaniały chmury, więc gwiazdy były niewidoczne. Wiał zimny, porywisty wiatr. Nadchodziła burza gorsza niż kiedykolwiek.

Uwielbiam pisanie, ale nie znoszę poprawiać rozdziałów. Pisanie późno w nocy kończy się mnóstwem baboli. Mam nadzieję, że mimo długiego czasu oczekiwania rozdział się Wam spodobał. Ogarnęłam studia, dostałam się, więc liczę, że wreszcie będę miała trochę spokoju, by skończyć poprawianie Nuriel i dobić do końca z publikowaniem tej historii. 

Continue Reading

You'll Also Like

271 92 9
W CIENIU to opowieść łącząca młodzieńcze rozterki i szaleństwo ze światem nadnaturalnych. Sama historia zakrawa o tajemnice, intrygi, skomplikowaną m...
3.7K 121 21
Postacie z Avatar i Avatar: istota wody +Jake Sully +Greace Augustine +Trudy Chacon +Miles Quaritch +Lyle Wainfleet +Sean Fike +Zdinark +Miles 'Spid...
31.1K 2K 36
Ben & Rey alternatywnie. Kiedy ścieżki się krzyżują... Rankingowa chwalipięta: #1 w reylo ~ 10.02.2020 🎉🎉 #1 w skywalker ~ 11.02.2020 🎉🎉 #1 w alt...
26.2K 920 32
Hope Mikealson to mistyczna, wyjątkowa trybryda. Rodzina od początku robiła wszystko by ją chronić, ale teraz jest nastolatką i sama może bronić sieb...