[T] The Gloriana Set | Dramio...

By MeMyselfAndVeraVerto

221K 7.4K 2.2K

Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby r... More

Rozdział 1: Mój
Rozdział 2: Tłumaczenia
Rozdział 3: Mieszanka nastrojów
Rozdział 4: Codex Runicus
Rozdział 5: „Walka ze złem to zabawa!"
Rozdział 6: Srebrny znicz
Rozdział 7: Ślizgońskie nabory
Rozdział 8: Fiducia
Rozdział 9: Impreza u Gryfonów, Część I
Rozdział 10: Impreza u Gryfonów, Część II
Rozdział 11: Kac
Rozdział 12: Obiad z Wężami
Rozdział 14: Kłótnia
Rozdział 15: Odgłosy Piskliwych Myszek
Rozdział 16: Mrugoziele
Rozdział 17: Prawda i jej konsekwencje
Rozdział 18: Gryffindor kontra Slytherin
Rozdział 19: Powrót do zdrowia
Rozdział 20: Urodziny Hermiony
Rozdział 21: Hogsmeade
Rozdział 22: Niespodzianki
Rozdział 23: Złożona groźba słowna
Rozdział 24: Irytujący, ale okazjonalnie przydatny
Rozdział 25: Kolacja z Teodorem
Rozdział 26: Bezwstydny
Rozdział 27: Unikanie i czmychanie
Rozdział 28: Maska się zsuwa
Rozdział 29: Zaklęty
Rozdział 30: Herbatka z Narcyzą
Rozdział 31: Ruchome piaski
Rozdział 32: Jęcząca Marta
Rozdział 33: Wysokie loty
Rozdział 34: Strach przed upadkiem
Rozdział 35: Halloween, Część I

Rozdział 13: Uroki

3.4K 199 88
By MeMyselfAndVeraVerto

Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na otwarty zwój w swoich dłoniach. Dalsze tajne spotkania w opuszczonych salach lekcyjnych całkowicie podważały jej strategię radzenia sobie z kwestią Malfoya. W jej głowie wirowały urywki wykresu zalet i wad. W końcu zdecydowała się pójść. Może mogłaby jakoś załagodzić ryzyko długotrwałej interakcji.

Zastała go leżącego na biurku nauczycielskim. Jego szata spoczywała porzucona na krześle. Przez długie, wąskie, gotyckie okna do pokoju wpadał blask popołudniowego słońca. Chłopak wyjął różdżkę, prawdopodobnie pokrywając wysoki sufit niecenzuralnymi runami. Hermiona celowo na nie nie patrzyła.

— Spóźniłaś się — powiedział, siadając. Grzywka opadła mu na jedno oko, przez co niecierpliwie odchylił głowę do tyłu.

— Właśnie zobaczyłam wiadomość — odpowiedziała. — Dlaczego nie po obiedzie?

— Mam trening quidditcha.

Hermiona skinęła głową, lekko się rumieniąc. To musi być przy tobie, rozbrzmiało w jej głowie. Położyła torbę na stole i starała się wyglądać poważnie.

— Opróżnij kieszenie, Malfoy.

Uniósł brew.

— Chyba sobie żartujesz.

— I pozwól mi przeszukać twoją torbę.

— To naruszenie mojej prywatności.

— Mówi człowiek, który rzucił ostatnio moją torbę na to właśnie biurko.

Malfoy skrzywił się.

— Przetrzymywałaś moją własność, Granger.

— Zaatakowałeś mnie ukrytą magiczną substancją — odpowiedziała.

Patrzyli na siebie, aż Hermiona znowu się odezwała.

— Wybrałam mój pierwszy eksperymentalny eliksir — oznajmiła. — Magia krwi.

Malfoy zamrugał.

— Magia krwi — powtórzył. Przekaz jej słów był jasny: pozwalała mu pomóc sobie w badaniach sprawy napisu „GIŃCIE SZLAMY". Nie sądziła, by to on go stworzył.

Malfoy powoli zsunął się z biurka.

— Po co więc ograniczać się tylko do moich kieszeni? — zapytał, uśmiechając się szeroko. — Może powinnaś przeszukać również całą moją osobę. Wydaje się to całkiem sprawiedliwe. — Podchodząc bliżej, zręcznie rozwiązał swój zielono-srebrny krawat i go ściągnął.

— Nie. — Hermiona odchrząknęła. — Nie. — Powtórzyła swoim najpoważniejszym tonem. — To nie będzie konieczne.

Malfoy zacisnął dłoń na krawacie, zanim odrzucił go na pobliski stół i zaczął opróżniać kieszenie. Nie było w nich zbyt wiele: różdżka, kilka galeonów, ciężki pierścień. Spojrzała na ostatni przedmiot. Małe dzieło sztuki ze srebra i onyksu, z tłoczonymi srebrnymi smokami i dużym M pośrodku. Czytając motto na herbie, przeszedł ją dreszcz. Sanctimonia Vincet Semper. Czystość zawsze zwycięży.

— Dlaczego go nie nosisz? — zapytała, patrząc na niego. Draco był teraz głową rodziny, ponieważ skazanie Lucjusza na Azkaban pozbawiło go wszelkich tytułów, praw i majątku.

— Zrobiłabyś to? — zapytał, a jego uśmiech zniknął. Odwrócił wzrok. — Nosiłabyś go, gdybyś nie musiała?

— Nie — powiedziała. Zrobiła krok w prawo, żeby znów móc widzieć jego oczy. — Czy kiedykolwiek go założysz?

Twarz chłopaka była teraz całkowicie poważna, a jego oczy niczym srebrzyste szkło.

— Pewnego dnia — powiedział chłodno. — Pewnego dnia, kiedy to miano znowu będzie coś znaczyć. — Włożył pierścionek, różdżkę i monety do kieszeni, po czym położył przed Hermioną swoją torbę.

Wpatrywała się w miękką, skórzaną teczkę – prawdopodobnie kosztowała więcej niż cała zawartość jej kufra. Myślała o jego słowach. Jak Malfoy mógłby odzyskać honor swojego rodowego nazwiska? Czy było to w ogóle możliwe?

— I co, Granger?

Hermiona wciąż się wahała, kładąc dłoń na srebrnym zapięciu. Co spodziewała się tam znaleźć? Groźne talizmany? Czarodziejskie porno? Nie, musiała to zrobić. Nie mogła ryzykować kolejnej sytuacji z tą okropną Solą Ziemi.

Szybko, ale dokładnie przeszukała torbę, w wyniku czego znalazła tylko podręczniki, pergamin, kodeks zawinięty w płótno, puste fiolki po eliksirach, pióra, atrament i, ku jej rozbawieniu, małe srebrne lusterko.

— Czy będę przeszukiwany za każdym razem, gdy się spotkamy? — zapytał chłodno.

— Nie — westchnęła. Musiała mu chociaż trochę zaufać albo zrezygnować z tego całego pomysłu. Malfoy spakował torbę machnięciem różdżki, zostawiając na stole tylko owinięty Kodeks. Usiadł przed nim, a Hermiona zajęła miejsce obok.

Westchnęła, kiedy rozwinął materiał. Książka była tak piękna, jaką ją zapamiętała.

— To powinno być w...

— Nie zaczynaj, Granger — powiedział. — To książka, a nie skrzat domowy. Nie uwolnisz jej.

— Ale żeby nosić ją tak w torbie...

— To mój rękopis i jeśli zechcę, mogę go użyć nawet do wytapetowania sypialni. Czy możemy kontynuować? — Otworzył książkę, odsłaniając oświetloną stronę wypełnioną błyszczącymi, tańczącymi runami. Tekst był dość trudny do odczytania, a postacie machały podkreśleniami niczym małymi odnóżami, walcząc o jej uwagę.

— Pierwsza część książki to podsumowanie starożytnego prawa magicznego i elementarz różnych języków runicznych — powiedział Malfoy, brzmiąc bardzo pedantycznie. — Druga część to historia wielkich wydarzeń magicznego świata.

— Co to? — zapytała Hermiona, przesuwając palcem po rządku run na dole strony, uważając, aby nie dotknąć weliny.

— Notatki muzyczne — powiedział Malfoy.

Hermiona spojrzała na niego.

— Co? Naprawdę? Czy możemy...

Malfoy stuknął różdżką w runy. Natychmiast dokoła rozbrzmiała dziwna, przerywana melodia, powolna i smutna, aż ściskająca serce.

— Myślę, że to pieśń żałobna — mruknął. — Ten Kodeks został poświęcony Wulufowi Starszemu, stworzony z okazji rocznicy jego śmierci.

Hermiona była zachwycona. Nie mogła uwierzyć, że prawie sobie tego odmówiła.

— Muszę to dokładniej przestudiować — powiedziała. — Powinniśmy to skopiować. Jeśli nie pożyczysz manuskryptu, mógłbyś przynajmniej ofiarować Hogwartowi jego transkrypcję.

— Nie — powiedział Malfoy. — Ministerstwo wystarczająco splądrowało już nasz dom, a to by tylko zachęciło ich do kolejnego napadu. Nie zrobię tego matce.

Hermiona westchnęła i skinęła głową. W końcu zgodziła się przecież na jego warunki.

— W porządku. Ile już przetłumaczyłeś?

— Tylko kilka pierwszych stron i elementarz — powiedział Malfoy. Machnął różdżką, odsłaniając kartkę z pojedynczymi runami przy niewielkich obrazkach, jak w słowniku dla dzieci. Hermiona pochyliła się, podziwiając ruchome liście na szkicu drzewa. Ta książka była istnym cudem.

— Miałeś rację — powiedziała. — Nasz podręcznik jest do bani. Wyciągnij go z mojej torby, dobrze? — Zrzuciła z ramion szatę i podwinęła rękawy koszuli.

Nawet nie podniosła wzroku, kiedy wsunął podręcznik do jej dłoni, po prostu otworzyła go i kliknęła swoim mugolskim długopisem.

— Spójrz na to — mruknęła, gryzmoląc po podręczniku. — Ten przerywany wariant oddziela bezdźwięczne „k" od odpowiedniej dźwięcznej spółgłoski „g", ale książka nawet nie...

Nie wiedziała, jak długo tam siedziała, zastanawiając się nad rozbieżnościami między Kodeksem a podręcznikiem. Od czasu do czasu konsultowała coś z Malfoyem, który na początku pozostawał w pobliżu, zanim wrócił do leżenia na biurku. Większość jej pracy polegała na brutalnym kopiowaniu i porównywaniu, z początku powolnym, jednak potem zaczęła dostrzegać pewne wzory i schematy. Jeśli trzonek „t" nie przekracza poprzeczki, to...

— Granger.

Skurcze w linii nosa sygnalizują...

— Granger.

Ale to nie odpowiada...

— Granger!

Spojrzała na Malfoya. Stał obok niej, a jego ręka spoczywała na rękopisie, zasłaniając jej widok na runy. Zirytowana pchnęła jego dłoń, ale nie chciał jej ruszyć.

— Granger, już prawie obiad.

— Nie, jeszcze nie — powiedziała, wciąż naciskając jego dłoń. Ślizgoni byli z pewnością bardzo zainteresowani jedzeniem.

Owinął dłoń wokół jej nadgarstka.

— Granger, mamroczesz nad tą książką od prawie dwóch godzin.

Zamrugała i wstała niechętnie. Przez okna nie wpadało już słońce, a jedna lub dwie lampy zapłonęły na ścianach, przełamując gasnące światło dnia. Malfoy puścił jej dłoń i zabrał rękopis, spakował go kilkoma szybkimi ruchami różdżki, a następnie położył torbę na stole.

— To było genialne — powiedziała, pakując ręcznie swoje rzeczy. — Nasz podręcznik do starożytnych run to praktycznie zbrodnia. — Podeszła do tablicy i podniosła kawałek kredy. — Spójrz na te warianty, dźwięk się zmienia...

— Nie, nie spojrzę. — Usłyszała za sobą głos Malfoya. — Koniec z runami na dziś.

— Ale kształt litery khon... — Hermiona urwała. Stał teraz tuż za nią, a zapach jego wody kolońskiej mieszał się z wonią suchej kredy. Jedna prosta linia, druga zakrzywiona, żeby obie mogły się spotkać...

— Więc — powiedział jej do ucha. Jego głos był głębszy, ostrzejszy. — Oto jesteśmy.

Hermiona zacisnęła palce na kredzie, zatrzymując się w akcie rysowania runy.

— Powiedz mi — ciągnął Malfoy. — Czy myślałaś o mnie?

Jej policzki rozgrzały rumieńce i poczuła ciepło rozchodzące się po jej szyi, odsłoniętej przez splecione warkocze. To była oczywiście odpowiedź, której potrzebował Malfoy. Duża, ciepła dłoń przesunęła się po jej nagim przedramieniu i wyciągnęła kredę z jej zaciśniętych palców. Usłyszała cichy klekot, gdy odrzucił ją na podłogę.

— Naprawdę o mnie myślałaś. Przyznaj. — Jego oddech zatrzymał się przy jej uchu. — Pragniesz mnie.

Przełknęła.

— Czy właśnie to mówisz wszystkim dziewczynom?

— Tylko tym, które mnie pragną — odparł z lekką kpiną.

Hermiona opuściła ramię i odwróciła się do Dracona, przygotowując ostre słowa w odpowiedzi. Duży błąd. Chłopak odpiął górne guziki swojej koszuli po zrzuceniu krawata, odsłaniając długą, bladą kolumnę jego szyi. Jego spojrzenie było hipnotyczne; nie mrugał, niczym wąż przed atakiem.

Zamarła. Malfoy położył lekko rękę na jej gardle, szorstkim wnętrzem dłoni na jej pulsie.

— Nie możesz się powstrzymać... Hermiono. Nie ma się czego wstydzić.

Wzięła głęboki wdech, oczarowana jego głosem, zapachem, ciałem tak blisko. Słowo „wstyd" wpadło do jej myśli jak kamyk w głęboki staw. Oczywiście nie było w tym ani krzty wstydu. Nie mogła nic na to poradzić. Ta myśl wywołała drżenie w tym pseudo-magicznym uroku, jaki na nią rzucał. Cofnęła się jeszcze bardziej w kierunku tablicy. Jej umysł, lekko przytępiony przez dwie godziny ślęczenia nad runami, z trudem nadążał za ciałem. Ciężar osobowości Malfoya zaczynał ją przytłaczać.

— Wiem, czego chcesz — szepnął, a jego usta znajdowały się kilka cali od jej własnych.

— Nie. — Usłyszała swój głos, nieco zdyszany. — Wiesz, czego ty chcesz, Malfoy. I masz nadzieję, że ja chcę tego samego.

Wyglądał na zadowolonego.

— Wiem, że chcesz tego samego. — Musnął ustami linię jej szczęki, zacisnął dłoń na jej talii. Pocałował puls na szyi, z lekkim naciskiem języka i zębów, pozwalając drugiej dłoni puścić jej gardło, by prześlizgnąć się po biodrze i zjechać niżej, wręcz dokuczliwie. Hermiona oparła głowę o tablicę, jej powieki nagle zaczęły wydawać się takie ciężkie.

— Jesteśmy tutaj sami — mruknął wprost jej do ucha. — Nikt inny nie musi wiedzieć.

Hermiona zdała sobie sprawę, że jedna z jej nóg zaczęła lekko się wyginać. Odsunęła ją i wyprostowała się.

— Nie, Malfoy — powiedziała stanowczo, wyrywając się i odchodząc od tablicy. — Nie masz pojęcia, co czuję.

— Och, ależ mam — odparł, uśmiechając się.

Pokręciła głową, niczym pies strząsający wodę. Potem ponownie skupiła się na Malfoyu, którego uśmiech nieco zbladł.

— Cóż, miło było! — powiedziała radośnie. Wyciągnęła różdżkę i przywołała torbę oraz szatę do swojej ręki. — Czas na obiad!

Malfoy położył dłoń na jej ramieniu z różdżką.

— Nie chcesz iść — powiedział.

— Co się z tobą dzieje, Malfoy? — zapytała, teraz w pełni czujna. — Puść mnie.

— Mam puścić? — zapytał, przesuwając palcami po jej ramieniu w kierunku trzymanej przez nią różdżki.

Dość. Hermiona cofnęła się i uniosła różdżkę.

— Nie wiem, do jakich rzeczy jesteś przyzwyczajony, Malfoy, ale nie lubię, gdy mówi mi się, co czuję, co myślę i czego potrzebuję.

Oczy Malfoya rozszerzyły się. Jego własna różdżka wciąż leżała na stole, poza zasięgiem. Hermiona patrzyła teraz gniewnie.

— Czy taki był twój plan? — zapytała. — Zwabić mnie tutaj swoim pięknym rękopisem, a potem zmusić do pocałowania cię? — Była wkurzona. — Czy to jedyny sposób, w jaki w dzisiejszych czasach możesz zaliczyć?

Zmrużył na nią oczy.

— Uważaj na swoje słowa, Granger.

— Najwyraźniej uważasz na nie wystarczająco za nas dwoje — warknęła. Skierowała różdżkę na jego gardło. — Czy to twoja słynna ślizgońska technika uwodzenia? Cóż, wymaga dopracowania.

Malfoy uniósł ręce.

— W porządku, ale teraz odłóż już różdżkę...

— Odwróć się i stań twarzą do ściany — powiedziała.

— Granger, ja...

— Odwróć się, Malfoy, albo przysięgam, że znów cię spetryfikuję i tym razem nie pójdę na łatwiznę.

Wykrzywił usta i odwrócił się twarzą do ściany.

— Gdybyś tylko...

Nie czekała, żeby usłyszeć resztę. Trzasnęła drzwiami klasy, wychodząc na zrujnowany korytarz, potykając się o gruz, i nie zatrzymując, dopóki nie dotarła do schodów na trzecim piętrze. Uczniowie rozproszyli się przed nią, gdy podeszła do portretu z różdżką wciąż zaciśniętą w pięści.

— Szczęśliwe hipogryfy — warknęła do Grubej Damy.

***

Ginny leżała zwinięta na łóżku, czytając, kiedy Hermiona wpadła do ich pokoju. Rzuciła torbę na podłogę.

— Co się stało? — zapytała Ginny.

— Malfoy się stał — powiedziała Hermiona, odkładając różdżkę na biurko.

— Malfoy? Naprawdę? — Ginny spojrzała na nią przenikliwie. — Próbował ci coś zrobić?

Hermiona padła na małą sofę stojącą w rogu, serce wciąż dudniło jej od nerwów i biegu.

— Tu nie chodzi o to, co zrobił, Ginny... — powiedziała powoli, próbując dobrać odpowiednie słowa. — Tu chodzi o to, w jaki sposób to zrobił. Jakby znał wszystkie moje myśli i uczucia i nic, co bym powiedziała, nie miało znaczenia. — Krzywołap wskoczył jej na kolana, pogłaskała go. — Byłam idiotką — westchnęła.

— Przestań — powiedziała Ginny, zeskakując z łóżka i siadając obok niej.

— Byłam taka wściekła. Prawie znowu go przeklęłam.

Ginny uniosła brwi.

— Znowu?

— Spetryfikowałam go w zeszłym tygodniu — wyznała. — On... szedł w moją stronę.

— Więc go spetryfikowałaś?

— Tylko trochę — westchnęła. — A teraz... uczyliśmy się... hm, uczyliśmy się. I nagle zaczął mnie sobą przytłaczać, mówiąc, że wie, czego chcę, co czuję...

— Myślisz, że używał na tobie legilimencji?

— Nie, nie sądzę. Tylko to jego wielkie ego Malfoya wpadło w amok.

— Czy on... — Ginny odchrząknęła. — Czy on się mylił?

Hermiona jęknęła.

— Nie, nie do końca. Myślałam, że go znam. Czy to nie jest głupie? Tydzień i dzień z powrotem w tej szkole i śmiem twierdzić, że chyba znam Dracona Malfoya. — Zacisnęła dłoń na futrze Krzywołapa, który zawył w proteście. — Och, przepraszam, Krzywku.

— Ale tym razem go nie przeklęłaś. — Ginny usiłowała to wyjaśnić.

— Nie. Ale miałam ochotę go spoliczkować — burknęła Hermiona. — Mogłoby mu to nawet dobrze posłużyć.

Ginny uśmiechnęła się.

— To było w sumie trochę śmieszne. — Hermiona spojrzała jej w oczy. — Powiedział: „Wiesz, że mnie chcesz" — zanuciła, naśladując ton Malfoya. — Serio.

Ginny zaśmiała się otwarcie.

Ich uwagę zwróciło pukanie w okno. Hermiona spojrzała w stronę szyby, aby dostrzec dużego puchacza fruwającego na zewnątrz. Podeszła do biurka i podniosła różdżkę, żeby zdematerializować szybę, po czym zdjęła zwój z nogi ptaka. Sowa huknęła z wyższością i odleciała.

— Od kogo to? — zapytała Ginny.

— Od Malfoya — odparła Hermiona, przywracając szybę machnięciem różdżki. Pergamin był oprawiony i oznaczony znajomą zieloną wstążką i runą.

— Rozpoznajesz jego pismo? Co wy takiego razem robicie? — zażądała Ginny.

Hermiona nie odpowiedziała, podrzucając nieotwarty zwój w powietrze i celując w niego różdżką.

— Incendio!

Zwój spłonął i zniknął w kłębie dymu.

Ginny skinęła głową.

— Co teraz?

— Nic — odparła Hermiona ze zmęczeniem, wyciągając książkę z torby. — Muszę się pouczyć.

— Co powiesz na obiad? — zaproponowała Ginny.

Hermiona pokręciła głową, choć była już trochę głodna, bo zrezygnowała tego dnia z lunchu.

— Odwiedzę kuchnię i ci coś przyniosę — oznajmiła Ginny. — Powiem, że nie czujesz się za dobrze.

Po wyjściu przyjaciółki, Hermiona wzięła długi prysznic, aby uspokoić nerwy. Wczołgała się do łóżka ze stertą zadań do odrobienia, próbując zatracić się w swoim eseju z transmutacji. Pracowała nad nim, aż do powrotu Ginny.

— Proszę — powiedziała Ginny, wyciągając papierowe pudełka z torby. — Mieli niezły placek pasterski, jeszcze ciepły i do tego półmisek jabłkowy. O, i jeszcze to. — Włożyła butelkę do ręki Hermiony. — Ostatnie piwo kremowe z imprezy. Rozkaz uzdrowicielki Ginny.

— Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką — powiedziała Hermiona, pochłaniając jedzenie.

Ginny usiadła na łóżku obok niej.

— Malfoy osaczył mnie w holu po kolacji.

Hermiona spojrzała na nią zdziwiona, z ustami pełnymi ciasta pasterskiego. Przełknęła i upiła łyk piwa kremowego.

— Był zły?

— Nie. — Ginny wyglądała na zamyśloną. — Wydawał się zaniepokojony. Zdenerwowany.

Hermiona sceptycznie pociągnęła nosem.

— Powiedziałam mu, że spaliłaś jego wiadomość bez odczytania — ciągnęła. — Naprawdę chciał cię zobaczyć, śledził mnie przez całą drogą. Myślałam, że będzie próbował włamać się do wieży.

Hermiona westchnęła. On naprawdę przekraczał wszelkie granice.

— Ron... przyszedł, kiedy kłóciłam się z tym gadem. Nie martw się, nic nie słyszał — zapewniła ją Ginny. — Sama obecność Malfoya wystarczyła, by go rozjuszyć.

— Co zrobił Ron?

Ginny przewróciła oczami.

— Zaczął warczeć, mówiąc Malfoyowi, żeby spieprzał, oskarżając go o napisanie tej cholernej wiadomości. Malfoy był spokojny, dopóki Ron nie powiedział mu, żeby trzymał się z daleka od ciebie i że nie jest wart przebywania w tej samej przestrzeni co ty. Wtedy Malfoy uderzył nim o ścianę.

Hermiona wzięła głęboki wdech.

— Gruba Dama zaczęła krzyczeć, a potem pojawił się Irytek i zaczął ich wyzywać — kontynuowała. — Ron zaczął robić jakieś dzikie wymachy w stronę Malfoya, a ten ledwo próbował się bronić.

— Prawdopodobnie wie, że zostałby wyrzucony, gdyby mu coś zrobił — powiedziała Hermiona. — Bijatyka naruszyłaby warunki jego obecności w tej szkole.

— Zgadza się. W każdym razie powiedziałam Malfoyowi, żeby spieprzał, a on posłał mi to spojrzenie...

— I co potem? — zapytała słabo Hermiona, wyobrażając sobie czar szatańskiej pożogi i Malfoya pakującego swój kufer do Azkabanu.

Ginny wzruszyła ramionami.

— Powiedział: „Powiedz jej, że przepraszam". I poszedł.

— Poważnie? Naprawdę to powiedział?

— Tak! — Ginny potrząsnęła głową. — Ciężko mi to mówić, ale brzmiał szczerze.

Hermiona jęknęła.

— Jutro Ron będzie odrażający. Co za pieprzony bohater. — Skończyła resztkę ciasta, po czym opróżniła do dna butelkę piwa kremowego.

— Co zamierzasz zrobić? — zapytała Ginny.

— Idę spać — odparła ze zmęczeniem, odsyłając czarem pudełka i sztućce. Ponownie przytuliła Ginny. — Dziękuję — szepnęła.

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała Ginny. — W końcu to tylko głupia fretka.

Leżąc w swoim łóżku, Hermiona poczuła ogromną tęsknotę za domem. Chciała, żeby jej matka pojawiła się z gorącą czekoladą i szczerym uściskiem. Żałowała, że nie wiedziała, co tak przeraziło Malfoya. Najpierw wydawał się być w porządku, a potem jakby... stracił nad sobą kontrolę. Żałowała, że nie mogła dłużej studiować Kodeksu, zanim Malfoyowi odbiło. Żałowała, że żaden inny uczeń Hogwartu nie był na tyle dobry, żeby pomóc jej w eksperymentalnych eliksirach. A już przede wszystkim żałowała, że nie poczuła palącego gniewu, zamiast tej mdłości, jakby straciła kogoś na wzór przyjaciela. Głupia. W końcu zasnęła, marząc o puchaczach obładowanych półmiskami jabłek i starożytnych runicznych manuskryptach płonących w gigantycznym ognisku.

Continue Reading

You'll Also Like

10.1K 556 5
Jakie to uczucie? Jakby ledwo się trzymał. Ona, ze wszystkich ludzi, najbardziej powinna go unikać. Albo nakrzyczeć na niego. Przekląć go. Opluć. Wyc...
59.1K 2.3K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
20.9K 965 63
- Przeklnę Cię! - Jesteś piękna... Zbliża się szósty rok szkoły w Hogwarcie. Voldemort zamierza dopaść Harrego Pottera i chce go jak najbardziej osł...
43.8K 2.4K 86
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...