Nuriel. Czas Mroku

Da AnotherDaydreamer-

4.1K 514 2.8K

Po wojnie między krainami paktu trwającej blisko dwadzieścia lat, w królestwie zwanym Saraenem nastaje pokój... Altro

Wstęp
Karty postaci
Początek
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Q&A
Rozdział 4
Rozdział 19 cz. 2
Rozdział 5
Rozdział 20
Rozdział 6
Rozdział 21
Rozdział 7
Rozdział 23
Rozdział 8
Rozdział 24
Rozdział 9
Rozdział 25
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 26
Rozdział 12
Posłowie
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15 cz. 1
Rozdział 15 cz. 2
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 22

Rozdział 19 cz. 1

51 7 55
Da AnotherDaydreamer-

Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Nawet oczy Laveny nie były w stanie przedrzeć się przez wszechogarniającą czerń. Krew buzowała w żyłach kobiety, zaś serce biło szybciej niż kiedykolwiek. W powietrzu unosił się zapach prastarej jak świat magii. Jednakże nie była to dobra magia, a przesiąknięta na wskroś złem.

Półbogini kroczyła przez labirynt korytarzy, nie wiedząc, gdzie on właściwie prowadzi. Narastająca niepewność dała o sobie znać przyspieszonym oddechem. Czuła, że znajdowała się blisko celu, którym był Arthyen. Nie zastanawiała się, skąd pochodziło owo przekonanie. Podpowiedział jej to tajemniczy głos, a mianowicie cichy szept rozlewający się echem w umyśle.

Upewniła się, że miała przy sobie sztylet, po czym wyciągnęła go z pochwy. Ciemność przed nią rozproszyła się, nadeszła fala światła, która na moment oślepiła półboginię. Zmrużyła oczy i potarła je dłońmi.

Do jej uszu docierały dźwięki z oddali. Wyraźnie słyszała głos regenta i przeszywający, głośny krzyk. Lavena z trudem przełknęła ślinę, jednak nie zamierzała się wycofać. Upragniona zemsta czekała na nią. Ruszyła do przodu z jasnym planem. Tym razem nie będzie mieć dla Arthyena ani krzty litości.

Stał odwrócony do Laveny plecami, dzięki czemu nie mógł jej zauważyć. Przed nim na ziemi leżało bezwładne ciało Edana. Wszelkie kolory zdążyły już odpłynąć z jego twarzy, a szkarłat krwi malował się na jego ciele. Znów nie zdołała go uratować, zawiodła. Spóźniła się.

Wezbrały w niej wyrzuty sumienia, a w oczach pojawiły się znienawidzone przez Lavenę łzy. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Z wrzaskiem wyrażającym ból, rozpacz i gniew rzuciła się w stronę Arthyena. Nie zdołała jednak go dopaść, gdyż nagle wizja rozmyła się w nicość. Stanęła w miejscu, czując równocześnie zdezorientowanie i irytację. Ponownie zalała ją ciemność. Upłynął moment, nim mogła cokolwiek dostrzec.

Gdy odzyskała zdolność widzenia, ujrzała rysujący się przed nią monumentalny pałac. Był to zamek należący do jej ojca. Znalazła się w Tralgonie, królestwie bogów, gdyż Hessan ją do siebie wezwał. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. To nigdy nie oznaczało nic dobrego.

Wrota, prowadzące do wnętrza budowli, otworzyły się samoistnie. Lavena z ciężkim sercem przekroczyła próg, pragnąc jak najprędzej opuścić to miejsce. Relacje jej i Hessana były co najmniej napięte. W głębi siebie Lavena kryła żal do ojca. Nigdy nie troszczył się o nią, nawet, gdy najbardziej potrzebowała jego pomocy. W oczach Laveny łączyła ich wyłącznie krew.

Szła korytarzami, czując lekkie zdenerwowanie. Nie miała ochoty widzieć ojca. Domyślała się, iż wezwał ją, by prosić o pomoc w jakichś sprawach dotyczących Ziemi. Takie sytuacje już się zdarzały.

Otaczał ją przytłaczający wręcz przepych oraz białe złoto. Przez wielkie okna wpadały promienie słońca rozświetlające wnętrze. Ściany zostały niemal całkowicie pokryte obrazami. Półbogini była pewna, iż to ze względu na Azer, która wielbiła sztukę i wszystko co piękne.

Wkroczyła do pomieszczenia, gdzie Hessan zazwyczaj przyjmował swych gości. Tak jak się spodziewała, zastała go tam. Wpatrywał się w widok za oknem, lecz zaraz zwrócił się ku niej. Skinął jej głową.

Jego uroda bez dwóch zdań należała do onieśmielających. Choć Lavena nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, stanowiła niemal idealną jego kopię. Hessan przewyższał ją o głowę, lecz rysy jego twarzy były surowe, jak gdyby wykute w kamieniu. Włosy, równie ciemne jak u Laveny, sięgały ramion, a skóra pozbawiona była wszelkich niedoskonałości. Jedynym, co ich różniło, były oczy. Lavena posiadała oczy granatowe niczym ciemniejące niebo, a Hessan zielone jak świeża trawa.

– Witaj, córko – rzekł oficjalnym tonem bóg. W jego głosie pobrzmiewała siła, której nie dało się nie respektować.

– Witaj... Ojcze – odpowiedziała z pewnym wahaniem Lavena.

Szanowała go, lecz, gdy stali obok siebie, nie umiała zapomnieć, iż nigdy jej nie pomógł. Nawet w najgorszych momentach ojciec zostawiał ją na pastwę losu. Przez większość życia zachowywał się, jak gdyby nie istniała. Nie umiała mu wybaczyć, choć prawdą było, że nigdy nawet nie spróbowała.

– Usiądź. – Wskazał jej jeden z obitych aksamitem foteli, po czym sam spoczął.

– Dlaczego tu jestem? I czy to tylko wizja, czy naprawdę jestem w Tralgonie? – zapytała Lavena, zakładając ręce na piersi.

– Możesz być spokojna, nadal śnisz. Bezpośrednie wezwanie cię do Tralgonu w obecnych okolicznościach mogłoby się źle skończyć. – Jego wiecznie młoda twarz wyrażała powagę i coś, czego Lavena się nie spodziewała, czyli szczere zaniepokojenie.

Skinęła głową, rozumiejąc, iż ojciec miał na myśli wojnę oraz powrót przeklętej bogini.

– Powinienem powiedzieć ci całą prawdę. Jako moja córka zasługujesz, by wiedzieć. – Westchnął głęboko, a Lavena zmarszczyła brwi.

– O jakiej prawdzie mówisz? – zapytała Lavena ostrzej, niż zamierzała.

– Opowiem ci wszystko o wygnaniu Varii. Ona zawsze była potężna i kochała władzę... Różni się jednak ode mnie i innych bogów. Bywa nieobliczalna i zachłanna. W przeszłości kochałem ją, bowiem to moja siostra. Inni przestali widzieć w niej krewną, odwrócili się od niej. Przymykałem oko na jej wybryki, sądząc, że to chwilowe fanaberie. Popełniłem błąd, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, iż Varia jest ucieleśnieniem zła. Przekonałem się o tym dopiero, gdy zesłała na Ziemię śmierć, choroby oraz plagi. To było ostateczne i nieodwracalne. Jako władca wszechświata musiałem wygnać ją z Tralgonu i przeklnąć. Jednakże czyniąc to, miałem świadomość, że ona pewnego dnia wróci. – Hessan posłał Lavenie ponure spojrzenie. – Nie ma takich krat, które zniewoliłyby ją na zawsze. Obecnie zależy jej tylko ja zemście, a obawiam się, że zbierze ona krwawe żniwo.

Lavena starała się przetrawić słowa Hessana, lecz przychodziło jej to z trudem. Każda ziemska istota puściła w niepamięć istnienie Varii, tylko dlatego, że jej ojciec tak zdecydował. Wzdrygnęła się na samą myśl, jak ogromną mocą musiał władać. A ona odziedziczyła po nim niemal połowę tychże mocy...

– Dlaczego tylko w jej sercu jest tyle zła? – spytała z zainteresowaniem Lavena.

– Nawet ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Istnieje pewna legenda, krążąca po świecie od samego początku. Z pewnością ją znasz – stwierdził mężczyzna, podnosząc kielich do ust. Wino, znajdujące się w nim, lśniło w świetle niczym krew.

Lavena zagryzła wargi, starając się odszukać w pamięci tę legendę. Krainy Paktu oraz ich ludy traktowały wszelakie mity bardzo poważnie, a ta należała do jednych z najważniejszych. Dawno, dawno temu, nim powstał świat oraz zrodzili się ludzie, elfy, czarodzieje i krasnoludy, nie było niczego. Wszechświat stanowił całkowitą pustkę, cichą, ponurą i niezwykle rozległą. Istniały wówczas tylko dwa byty, choć lepszą nazwą byłyby potęgi. Mianowicie dobro i zło.

Żyły obok siebie, równocześnie tocząc odwieczną walkę o dominację. Któregoś dnia wszechświat zbuntował się, ponieważ brakło równowagi. Nic nie mogło być czarne lub białe. Brakowało czegoś pomiędzy. Wszechświat rozdzielił siły i wszczepił je w pierwsze żywe istoty, bogów. W ten sposób powstało życie. Każdemu z bogów podarował również wolną wolę, by sam mógł zdecydować, jaką drogą podąży. Jednakże przypadkiem Varia otrzymała więcej zła niż inni.

Lavena zastanowiła się przez moment. To mogło być możliwe i wyjaśniało, dlaczego bogini postępowała w taki, a nie inny sposób. Lavena widziała w tym jednak pewną niesprawiedliwość. Ostatecznie Varia nie prosiła się o to i niczym nie zawiniła. Stało się to niezależnie od niej, a teraz niszczyło ją od środka.

– Czy to wszystko, o czym chciałeś pomówić? – Zmarszczyła brwi. Coś mówiło jej, że to nie koniec niespodzianek na dziś.

– Nie. Jest jeszcze jedna sprawa – powiedział, na co Lavena spochmurniała. – Varia w ramach kary została zesłana na Ziemię. Uczyniłem wszystko, by uchronić przed nią wszelkie rasy. Moje działania jednak na nic się nie zdały. Dwadzieścia trzy lata temu Varia spotkała mężczyznę, śmiertelnika i spłodziła z nim córkę. – Oczy Laveny rozszerzyły się wskutek szoku.

Miała świadomość, iż nie była jedyną półboginią i na świecie żyją inni o mieszanej krwi. Nikogo takiego dotąd nie spotkała, dlatego dziwnie było usłyszeć, iż najgorsza z bogów posiadała córkę. Myśli w głowie Laveny zdawały się galopować. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.

– Co właściwie stało się z tym dzieckiem? Chyba go nie zabiłeś, prawda? – zapytała Lavena, czując, jak jej moc się wybudza. – Za winy rodziców nie wolno karać dzieci. – Wpatrywała się w niego gniewnie.

– Pragnąłem odebrać je Varii i pozbyć się go, przyznaję. Ona włada ogromną siłą, o której nie masz pojęcia. Nie uczyniłem tego jednak – odparł szczerze. – Firel w swej wizji widział ją jako osobę, która przyczyni się do upadku swej matki. Zabrałem niemowlę od matki i odnalazłem małżeństwo, które nie mogło mieć dzieci. – Półbogini po raz kolejny tego dnia się zdumiała.

– Tu jest jakiś haczyk, prawda? To zbyt wspaniałomyślne jak na ciebie... – Pokiwała głową z dezaprobatą.

– Zważaj na słowa, Laveno. Jestem najwyższym bogiem i twoim ojcem – Hessan podniósł głos, wpatrując się w córkę.

Z dłoni Laveny wydobyły się barwne iskry, rozpraszając się po pomieszczeniu. Czując w sercu niewyobrażalny gniew, roześmiała się kpiąco.

– Nigdy nie byłeś i nie będziesz mym ojcem. – Lavena walnęła dłonią o stolik znajdujący się przed nią. Drewniany mebel złamał się na pół, lecz półbogini to nie obeszło.

Oddychała ciężko, jak gdyby przebiegła długi dystans. Przez cały czas patrzyła Hessanowi hardo w oczy. Nie bała się, gdyż wiedziała, że racja leżała po jej stronie. Hessana nigdy nie obchodziło, co się z nią działo, więc nie miał prawa w takiej chwili przypominać, że był jej ojcem. Ściągnął ją na świat, ale stanowiło to jedyną rzecz, za którą była mu wdzięczna.

– Odebrałem jej moce. – W jego głosie wyraźnie słychać było obojętność. Żadnego wstydu, wyrzutu wobec siebie. Lavena uśmiechnęła się zimno.

– Dla ciebie nie liczy się nikt. Nie wiem, czego właściwie się spodziewałam. – Lavena patrząc na ojca, miała nadzieję, że nigdy nie stanie się taka jak on. – Pójdę już.

– Zaczekaj. To nie jest tak, jak myślisz – rzekł bóg. Lavena prychnęła ostentacyjnie. – Gdy nadejdzie odpowiedni moment, córka Varii odzyska swe moce. Wpierw jednak musi udowodnić, że stoi po naszej stronie.

Hessan ledwo skończył mówić, kiedy obraz przed oczami Laveny począł się rozmywać. Nim zdołała cokolwiek odpowiedzieć, poczuła, że opada w dół. Wizja skończyła się, co oznaczało, iż za chwilę się zbudzi.

I rzeczywiście otworzywszy oczy, zauważyła, że na powrót znajduje się w swej klitce. Usiadła na twardej pryczy i potarła oczy dłońmi.

W jej głowie nadal echem rozbrzmiewały słowa Hessana. Przeklęta bogini miała córkę, która odziedziczyła jej moce. Lavena czuła frustrację, bowiem w jej umyśle kotłowało się coraz więcej pytań, a brakło odpowiedzi. Nie wiedziała, kim była ta dziewczyna, jak żyła ani nawet, jakie nosiła imię.

Potrząsnęła głową, chcąc odsunąć od siebie te myśli. Wstała, przemyła twarz wodą z wiadra, nie zważając na to, że miała ona mętny, szary kolor. Przywdziała na siebie ciemne, obcisłe spodnie i granatową koszulę wiązana pod biustem. Dziękowała bogom, iż w Husanie panowały inne obyczaje niż w innych krainach i noszenie spodni przez kobietę nie było niczym dziwnym.

Otworzyła szeroko oczy, gdy zrozumiała, że dziś miała przybyć do siedziby regenta. To wszystko napawało ją strachem, ale również ekscytacją. Czuła, jak adrenalina uderza jej do głowy. Zamierzała zamordować Arthyena, choćby miała to być ostatnia rzecz, którą w życiu uczyni.

Po wykonaniu rutynowych, porannych czynności zdecydowała się opowiedzieć Ravelynowi o wizji. Zakon nie musiał o tym wiedzieć, lecz Lavena nie chciała mieć tajemnic przed swym partnerem.

Skierowała się do sali służącej za jadalnię, wiedząc, że prawdopodobnie tam odnajdzie Ravelyna. Nie wiedziała, co sądzić o tym wszystkim, przytłaczało ją to i wywoływało w jej umyśle mętlik. Liczyła, że mężczyzna okaże jej wsparcie. Z nim u boku wszelkie zmartwienia i troski odchodziły w niepamięć. Stąd wzięło się przekonanie Laveny, że to on był jej przeznaczony. Żałowała, że tak późno to zrozumiała, jednak przeszłości nie dało się już zmienić.

Rozejrzała się po pomieszczeniu zapełnionym stołami. Nigdzie jednak nie zauważyła ukochanego. Przygryzła dolną wargę, mając świadomość, że niedługo będzie musiała opuścić Zakon. Przede wszystkim jednak czuła potrzebę pożegnać się z nim. Nie odeszłaby bez słowa.

Nagle poczuła czyjeś ręce na talii. Obróciła głowę, wiedząc, że to Ravelyn i odetchnęła z ulgą. Przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach szybki pocałunek. Odepchnęła go lekko.

– Ravelynie, wstydu nie masz. Nie przy ludziach. – Trzepnęła go w ramię Lavena mocniej niż zamierzała, bo skrzywił się. – Szukałam cię.

– Zabawne, ponieważ ja szukałem ciebie – oznajmił mężczyzna, posyłając jej uśmiech. –Wszystko dobrze? – spytał z niepokojem Ravelyn, bowiem widział w jej oczach zdenerwowanie.

– Tak. Znaczy nie... Ja sama nie wiem, Ravelynie. Dowiedziałam się dziś czegoś. Opowiem ci po tym, jak zjesz – rzekła, lecz Ravelyn machnął ręką na jej słowa.

– Jedzenie może zaczekać. Coś cię gryzie i to tym zajmiemy się wpierw. – W jego głosie brzmiała stanowczość i troska, co Lavena jednocześnie rozczulało ją jak i irytowało.

Zawsze radziła sobie sama, nie potrzebowała nikogo, kto pomógłby jej z problemami i dziwnie było myśleć, iż teraz to się zmieniło. Z drugiej strony jednak świadomość, że ktoś się o nią martwił i wskoczyłby za nią w ogień, dodawała sił.

Zmierzali w ciszy do mniej zatłoczonego miejsca, by w spokoju porozmawiać. W powietrzu między nimi wyraźnie unosiło się napięcie. Oboje pogrążyli się w swych myślach, które dotyczyły głównie przyszłości.

Ravelyn starał się ukryć przerażenie, gdyż wiedział, że w żaden sposób nie pomoże tym Lavenie. Musiał być silny, udowodnić Lavenie, że będzie dobrym przywódcą dla Zakonu podczas jej nieobecności. Jednakże ona nie miała konkurencji. Sprawowała obowiązki Mistrzyni najlepiej, jak potrafiła i oddałaby własne życie w imię Zakonu Czarnego Miecza.

Bez dwóch zdań Lavena była najsilniejszą osobą, jaką znał. Choć na zewnątrz zdawała się zimna jak lód i bezlitosna, to pod tą skorupą kryła się dobroć i ogromna odwaga. Wiedział o jej wadach, lecz to nie zmieniało faktu, iż w oczach Ravelyna Lavena była ideałem.

Zaszli do jednego z rzadko odwiedzanych pomieszczeń. Podłogę pokrywał kurz, a w rogach srebrnymi nićmi błyszczały pajęczyny. Lavena skrzywiła się, widząc, jak obskurnie tu było. Odetchnęła głęboko i zastanowiła się, co zamierzała rzec.

– Miałam dziś sen, a dokładniej wizję – zaczęła Lavena, wpatrując się w Ravelyna. – Hessan ściągnął mnie do Tralgonu. Sądziłam, że chce czegoś ode mnie, lecz okazało się inaczej.

Ravelyn zmarszczył brwi, bowiem wiedział, jak wyglądała relacja kobiety z ojcem.

– Czego więc od ciebie chciał? – zapytał z lekkim niepokojem. Nie płynęła w nim boska krew, ale domyślał się, że bóg musiał mieć poważny powód, by wezwać Lavenę do swego królestwa.

– Opowiedział mi o wygnaniu Varii, o tym, jaka naprawdę była i czego się dopuściła. Powiedział mi również, że po zesłaniu jej na ziemię, ona spotkała śmiertelnika... – Lavena zacisnęła wargi. - I urodziła jego dziecko, córkę.

Ravelyn zmarszczył brwi jeszcze bardziej pod wpływem jej słów. Lavena widziała, że był niemal w takim samym szoku jak ona wcześniej.

– Ona żyje, chodzi po tym świecie, mając taką moc? – zapytał Ravelyn, a obruszona Lavena zgromiła go spojrzeniem.

– Zacznijmy od tego, że ona nie jest winna błędów swej matki – wycedziła przez zęby, nie wierząc w to, co powiedział mężczyzna. – Widzę, że twoje podejście do sprawy nie różni się niczym od tego, które ma Hessan... On na początku pragnął ją zabić. I zapewne uczyniłby to, ale Firel miał wizję, w ktorej widział, że to ona przyczyni się do upadku swej matki. Hessan zrezygnował z mordu, jednak odebrał jej moce.

Lavena miała mieszane uczucia do postępku ojca. Rozumiała, że dziecko Varii mogło okazać się niebezpieczne i że Hessan chciał tylko chronić ludzkość. Jednakże skoro nie ingerował w życie śmiertelników, elfów, krasnoludów i innych ziemskich istot, to nie miał prawa odbierać jej mocy. Rodziców się nie wybiera. Lavena czuła się osobiście dotknięta decyzją ojca, bowiem ona sama również była półboginią. Jakiś inny bóg mógł uczynić z nią to samo, co Hessan z tym dzieckiem.

– Tak, masz rację. Nie powinienem myśleć w ten sposób. Czy wiesz dokładnie, kim ona jest?

– Niestety nie. Mam jednak dziwne i nieodparte wrażenie, że będzie mi dane ją poznać. – Ravelyn tylko skinął głową na jej słowa.

– Niedługo na ciebie czas – wykrztusił z trudem mężczyzna, czując gulę w gardle. Lavena westchnęła cicho i zbliżyła się, by się w niego wtulić. Czuła żal na myśl, że mieli się rozdzielić na niewiadomo jak długi czas. Razem mogli zawojować świat, lecz oddzielnie byli słabsi.

Lavena poczuła, jak Ravelyn głaszcze ją po włosach. Spojrzała na niego zaszklonymi oczyma, a już po chwili czuła jego usta na swoich. Ten pocałunek różnił się od ich poprzednich. Przepełniony był żalem, tęsknotą, lecz również nadzieją oraz obietnicami. Gdy oderwali się od siebie, oboje z trudem łapali oddech.

– Wróć do mnie jak najszybciej, Laveno. – Po wypowiedzeniu tych słów złożył czuły pocałunek na jej czole. Półbogini nie wiedziała, skąd brała siłę, która pozwoliła jej zatrzymać łzy.

– Postaram się, obiecuję – rzekła poważnie. – Opiekuj się Zakonem. To jedyna rodzina, jaką mam - powiedziała Lavena, a Ravelyn skinął głową.

– Wiem. Przysięgam ci, że zrobię wszystko, by być dobrym Mistrzem. Jednak najlepsza Mistrzyni obecnie stoi przede mną. - Lavena uśmiechnęła się. – Chodźmy, zdążysz jeszcze zjeść śniadanie ze mną.

Chwycił ją za rękę, po czym szybkim krokiem poszli do jadalni. Wielu skończyło już spożywać posiłek, więc pomieszczenie było niemal puste. Nałożyli na swoje talerze chleb, który został przeznaczony do zamoczenia w zupie. Usiedli przy jednym ze stołów i w ciszy zajęli się spożywaniem posiłku.

Żadne z nich nie wiedziało, jak przerwać ciszę. Ravelyn był tak samo zdenerwowany jak Lavena tym, co miało nadejść. Półbogini odrywała kolejne kawałki chleba i z niechęcią wkładała do ust.

Wreszcie posiłek dobiegł końca, co oznaczało, że trzeba wyruszać. Lavena miała świadomość, iż nie było już odwrotu. Poza tym musiała pomścić Edana i zapobiec rozpadnięciu się Zakonu. Nie dostrzegała innego wyjścia.

– Już czas – stwierdziła Lavena.

– Bądź ostrożna. – W jego głosie słyszała smutek, ale uśmiechnęła się, aby dodać mu otuchy.

Lavena skierowała się jeszcze do swego pokoju. Dotarła na miejsce, po czym przywdziała ciepłe futro. Sprawdziła, czy sztylet dany jej przez Edana znajduje się w pochwie.

Rozejrzała się i zagryzła wargi. Nie było jej łatwo odejść z tego miejsca. Zakon stał się domem, którego przedtem nie miała. Z determinacją jednak opuściła pomieszczenie.

Wrota wejściowe otworzyły się przed nią. Powzięła prędki krok, aby jak najszybciej dotrzeć do rzeki Talhan.

Powietrze było mroźne, lecz wiatr zdawał się trwać w uśpieniu. W większości śnieg zdążył się roztopić, jednak Lavena domyślała się, że jutro spadnie go jeszcze więcej.

Rzeki Talhan nie pokrywał lód, nie mąciły jej również fale. Lavena dostrzegała wyraźnie mężczyznę stojącego na drugim brzegu. Przyspieszyła jeszcze kroku, jak gdyby chcąc pokazać mu, że nie ulękła się. Przekroczyła most i nieufnie przyjrzała się mężczyźnie.

Choć Lavena miała się za wysoką, mężczyzna przewyższał ją o niemal dwie głowy. Jasne loki okalały pociągłą twarz, na której igrał uśmiech. W wielkich, niebieskich oczach dostrzegała optymizm i zachwyt światem. Musiała przyznać, że zaskoczyło ją to. Spodziewała się kogoś poważniejszego.

– Mistrzyni Zakonu, Lavena, prawda? – zapytał bezpośrednio, śląc jej uśmiech.

– Owszem. A ty to...? – Pamiętała o przestrodze Mściciela i musiała się upewnić, że stojący przed nią człowiek to jego przyjaciel.

– Cathal, do usług. – Skinął jej głową, a ona odwzajemniła ten gest. – Jesteś gotowa?

Lavena obejrzała się z tęsknotą w stronę siedziby Zakonu. Jednakże mimo wątpliwości kotłujących się w jej umyśle, skinęła głową. Nie wiedziała, jakie będą konsekwencje jej decyzji, lecz zamierzała walczyć. Do końca.  

Continua a leggere

Ti piacerà anche

635 75 30
ㅤ⋆⁺₊⋆ㅤ Próbka tego, co widać nocą-ㅤ☾⋆⁺₊⋆ ㅤ-i powód, dla którego rzadko wychodzę za dnia ⋆⁺₊⋆ Nie ma kopuły, budżetu, ani nawet *porządnego* teleskopu...
26.2K 920 32
Hope Mikealson to mistyczna, wyjątkowa trybryda. Rodzina od początku robiła wszystko by ją chronić, ale teraz jest nastolatką i sama może bronić sieb...
9.8K 1.1K 27
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
1.5K 167 31
Szesnastoletnia Antonina Lubieszyńska, nagle odkrywa pochodzenie swoich paranormalnych zdolności. Jej życie zmienia się w jednej chwili gdy wojna mię...