Eclipse | Taekook

Od xultraviolencexx

22.5K 2.2K 510

- Tam skąd pochodzę, zamykanie niewinnych ludzi wbrew ich woli jest surowo karane. - Musi więc to być dla cie... Více

coming soon
prologue
two
three
four
five
six
seven
eight
nine
ten
eleven
twelve
thirteen
fourteen
fifteen
sixteen

one

1.6K 191 67
Od xultraviolencexx

Chapter one
(1700 słów)


Wędrówka zajęła mi całą noc. Okazało się, że trafiłem na środek lasu, w którym bardzo łatwo błądziłem i podążałem w kółko tymi samymi ścieżkami. Dlatego gdy o świcie znalazłem cywilizację, byłem nie tylko zadowolony, ale i poczułem ulgę, że zaspokoję w końcu mój rosnący głód.

Miasteczko już o takiej wczesnej godzinie tętniło życiem. Sprzedawcy rozkładali świeży towar, który pachniał, kiedy tylko obok niego przechodziłem, a kupcy spacerowali w poszukiwaniach najlepszych okazji. Nawet dzieci biegały już w kółko między straganami, bawiąc się i wywołując złość na twarzach swoich rodziców, kiedy przypadkiem coś strącili. Było to miejsce jak jedno z tych, które wcześniej widziałem jedynie w historycznych serialach i opisach z książek. Musiałem przyznać, że doświadczenie czegoś takiego w prawdziwym życiu zapierało dech w piersiach.

Podszedłem do jednego ze straganów, przyglądając się jeszcze ciepłemu pieczywu. Był tu tak wielki wybór, że nawet supermarkety temu nie dorównywały. Oprócz chlebów, ciast oraz innych wypieków były słodkości takie jak ciastka ryżowe i sprowadzana zza morza chałwa.

Spędziłem tak kilka godzin, przechadzając się i podziwiając, co chwilę mając ochotę na kupno któregoś z przysmaków. Niestety w teraźniejszych czasach nie posługiwaliśmy się już tą samą walutą i nie miałem jak im zapłacić, więc wyszedłbym tylko na głupca.

Wczesnym popołudniem na rynku było już tyle osób, że ledwo dało się przecisnąć w tłumie. Byli ludzie z różnych warstw społecznych, a dało się to ocenić po tym jak byli przyodziani. Niektórzy patrzeli na mnie z zainteresowaniem, a niektórzy jak na wyrzutka, kiedy przechadzałem się w zwykłym garniturze. Musieli pomyśleć, że wyrzekłem się azjatyckiej kultury i przyjechałem z Europy, w której noszenie spodni u mężczyzn było już rozpowszechnione.

Nagle wdało się jakieś zamieszanie. Przez uliczkę, którą szedłem musieli prowadzić niewolników, bo wszyscy byli związani i pilnowani przez straże. Próbowałem jakoś odejść na bok, ale wszyscy zaczęli popychać mnie i przepychać się łokciami, aż jeden ze strażników mnie zatrzymał, łapiąc za przedramię.

- Czego tu szukasz, cudzoziemco? - zapytał doniosłym głosem, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. W końcu nie mogłem wytłumaczyć, że przeniosłem się w czasie bo uznali by mnie za jeszcze większego wariata.

- Tylko spaceruję. - wybrałem najłatwiejszą odpowiedź.

- Nie znam się na zagranicznej kulturze, ale wydaje mi się, że nie masz szlacheckich szat. Jak się tu znalazłeś? Jesteś zdrajcą i przyszedłeś na zwady?

Pokręciłem gwałtownie głową. - Nie, nie. To absolutnie nie tak. Naprawdę jestem tutaj tylko na chwilę...

- Pójdziesz ze mną. Król zadecyduje co z tobą zrobić.

- Słucham? - odparłem oburzony, kiedy szarpnął mnie za ramię. - Nie masz prawa nigdzie mnie zabierać, a tym bardziej naruszać moją prze... Ała. - jęknąłem z bólu, kiedy obwiązał wokół moich rąk grubą linię. Jak on w ogóle śmiał mnie dotykać? Chyba nie wiedział z kim ma do czynienia. Przyszedłem tu tylko na chwilę i nie zamierzałem nigdzie z nim iść.

W geście samoobrony, zdecydowałem postawić na klasykę i sprawdzony cios „z kopa w jaja" jako, że ręce miałem zajęte. Otworzyłem szeroko oczy zauważając, że ten ruch go nawet nie ruszył. Natychmiast mnie unieruchomił, pchając mnie i nakazując mi iść razem z tłumem niewolników.

To niemożliwe, żeby nawet się nie skrzywił. Czyżbym chybił? A może miał pod ubraniem coś stalowego?

Miałem ochotę na niego warknąć, kiedy znowu mnie pospieszył, mocno mnie szturchając. Gdyby tylko wiedział kim jestem i jaki posiadam majątek, od razu zacząłby mnie przepraszać. Czułem okropną wściekłość, że przez pomyłkę musiałem iść razem z tym pospólstwem.

Na szczęście droga nie była zbyt długa, bo gruba lina wrzynała mi się w nadgarstki i sprawiała mi ból za każdym razem, kiedy ciągnęli nas do przodu. Obiecałem sobie, że kiedy tylko wrócę do współczesności umówię się na długi dzień w spa.

Przed nami rozpościerał się pałac, przypominający mi Gyeongbokgung w Seulu, który chodziłem zwiedzać za młodu. Tym razem wyglądał jeszcze wystawniej, otoczony strażnikami z każdej strony. Wprowadzili nas do jednej z bocznych naw i zamknęli nas w dosyć małym pomieszczeniu, każąc nam czekać.

Odkąd strażnicy wyszli, miałem wrażenie, że minęło kilka długich godzin. Niektórzy ludzie pokładali się, pogrążeni w śnie, inni płakali przez niewolę, a ja siedziałem oparty o ścianę, starając się nie narzekać na narastające pragnienie. Marzyłem, żeby się czegoś napić, mój organizm nie był przyzwyczajony do takich warunków.

- Skąd jesteś? - szturchnęła mnie jedna z młodych kobiet. Spojrzałem na nią z wyższością, trochę oburzony tym, że osoba tego pokroju śmiała mnie dotknąć.

- Niech się pani tym nie interesuje. Na długo tu nie zabawię.

- Każdy tak mówi. - prychnęła. - Z pałacu nie ma wyjścia. Będziemy pracować aż do śmierci, chyba, że nam się poszczęści i trafimy do haremu.

- Do haremu? - zapytałem, nie znając tego terminu. Nigdy nie interesowałem się historią i teraz moja nikła wiedza wychodziła na jaw.

- Harem to droga do lepszego życia. Jeśli któraś z kobiet spodoba się królowi, dostaje własne służące i komnatę. Jednak takie niewolnice jak my mają na to znikome szanse. Zwykle sprowadzają je zza stolicy.

- Zza Stolicy? Jesteśmy więc w Seulu? - zapytałem, wnioskując, że nie zmieniłem wcale swojego położenia, a jedynie cofnąłem się w czasie.

- Nie rozumiem. Jesteśmy w stolicy, w pałacu królewskim. W Hanseong. Jesteś aż tak niedokształcony, że nie wiesz gdzie się znajdujesz?

- Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz... - spojrzałem na nią piorunującym wzrokiem, słysząc tę obrazę. - Mam doktorat z ekonomii, do tego prowadzę własną firmę i władam wieloma ludźmi twojego pokroju.

- Wiedziałam, że jesteś zza granicy. W jakim języku przemawiasz?

Westchnąłem jedynie, bo ci prości ludzie i tak niczego nie zrozumieją. Musiałem skupić się na wydostaniu się stąd, a nie rozmowach z parobkami. Dlatego kiedy tylko strażnik wszedł do pokoju, rzuciłem się w jego stronę.

- Wyprowadź mnie stąd. To wszystko nieporozumienie, nie jestem niewolnikiem. - powiedziałem w jego stronę, a on zmierzył mnie wzrokiem. Wszyscy ludzie w pomieszczeniu patrzeli na mnie jakbym robił jakiś teatrzyk. - Pochodzę z daleka i nie mam złych zamiarów.

- Teraz jesteś pod łaską króla i to on zdecyduje czy cię stracić.

- Stracić? - otworzyłem szeroko oczy. Chyba nie chcieli mnie zabić, prawda? Czy umarłbym również w prawdziwym życiu? To jakiś nieśmieszny żart, byłem młody i całe życie stało przede mną otworem. - Nie, nie, nie. Jestem tutaj tylko na chwilę i muszę się wydostać... - zacząłem się koło niego przeciskać, ale szybko mnie odepchnął.

- Usiądź i czekaj.

- Chcę się widzieć z królem. Teraz. - powiedziałem do niego z narastającą złością. Musiałem to jak najszybciej wyjaśnić i wydostać się z tego zapchlonego pomieszczenia, które wyglądało jakby wcześniej trzymano w nim bydło.

- Nie masz prawa-

Nawet nie wysłuchałem go do końca, bo popchnąłem go tak mocno, że drzwi się otwarły i dałem radę się wydostać. Zacząłem biec w niewiadomym kierunku, chociaż nie potrafiłem przybrać maksymalnej prędkości przez związane ręce. Strażnika zgubiłem gdzieś przy piątym zakręcie, gdy zmyliłem go, zmieniając nagle kierunek.

Znajdowałem się w części pałacu, w której było wyjątkowo pusto. Co jakiś czas korytarzem przechodziły służące, lecz były tak zapracowane, że nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Kiedy w końcu przede mną rozstały się jakieś drzwi, chroniło ich dwóch strażników.

Wiedziałem, że pałac był zbyt wielki, a alejek zbyt wiele i nie dam rady sam odnaleźć wyjścia. Wtedy opracowałem jakąś bajeczkę, którą im wcisnę, żeby jakoś się stąd wydostać.

- Przepraszam. - odchrząknąłem, a oni od razu spojrzeli w moim kierunku, prawdopodobnie snując już podejrzenia. W końcu miałem na sobie dziwne ubrania i związane ręce. - Jestem posłannikiem ze... Szwecji. Zostałem złapany przez pomyłkę, a przychodzę w pokoju.

- Ze Szwecji? - powtórzył jeden ze strażników, szturchając drugiego w ramię. - Gdzie do cholery jest Szwecja?

Przewróciłem oczami na ich brak edukacji.

- Daleko. To na innym kontynencie. Jeśli moglibyście mnie uwolnić byłoby bardzo-

- Robisz nas za głupców? Masz azjatycką urodę. I mówisz płynnie po Koreańsku.

- To dlatego, bo... mam korzenie w Korei, ale... urodziłem się w Szwecji. - zacząłem na szybko zmyślać, zdając sobie częściowo sprawę jak głupio brzmię.

Nagle strażnicy zaczęli się śmiać, a ja stanąłem jak wryty przez tę reakcję.

- Jesteś więc zdrajcą? - zapytał jeden z nich, a ja miałem ochotę uderzyć się w głowę, bo tylko się pogrążyłem. Musiałem porozmawiać z kimś inteligentniejszym.

- Powinniśmy zaprowadzić go do króla? Może mieć jakieś cenne informacje.

- Racja. - odparł, jakby to był świetny pomysł. - Ale powiedzmy, że to my go schwytaliśmy. Wtedy król przyzna nam honor.

Spojrzeli na mnie w tym samym czasie, a ja otworzyłem szeroko oczy. Nie zdążyłem nawet się wycofać, bo złapali mnie pod ramię i zaczęli mnie ciągnąć do środka komnaty.

- Puść mnie! Natychmiast. - powiedziałem do jednego z nich, szarpiąc się, ale to wszystko na nic, bo strażnicy byli wyjątkowo silni. Rzucili mnie na kolana, a ja spojrzałem na nich piorunującym wzrokiem.

Wtedy dopiero rozejrzałem się po komnacie. Wszystko było w czerwono złotych barwach, pomieszczenie było bardzo przestronne i bogato zdobione, a na podwyższeniu znajdował się tron.

- Czym przerywacie moje narady? - przemówił donośny głos, a ja podążyłem za nim, zauważając sylwetkę przechadzającą się po komnacie. Był zadziwiająco młody, jego szaty były tak długie, że ciągnęły się po drewnianej podłodze, mankiety ukrywały całe ręce, a na głowie widniała złota korona. Czy to możliwe, że właśnie widziałem na oczy samego króla Joseon?

- Panie. - powiedzieli równocześnie strażnicy, padając na podłogę i nisko się kłaniając. Ja siedziałem jedynie, wstrząśnięty tą sytuacją. - Schwytaliśmy dla ciebie zdrajcę zza granicy.

Parsknąłem cicho, bo przywłaszczyli sobie schwytanie mnie, kiedy ja sam do nich podszedłem.

- Skłoń się. Jak śmiesz nie okazywać szacunku królowi? - powiedział ostrym głosem jeden z nich, a ja się zaśmiałem. Nie zamierzałem kłaniać się przed kimś, kiedy sam posiadałem podobny majątek.

Usłyszałem powolne kroki idące w naszą stronę i wszyscy nagle ucichli. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy król przykucnął przede mną i uniósł moją głowę, żeby na mnie spojrzeć. Jego wzrok dziwnie mnie onieśmielał, czułem jakby patrzył na mnie wierząc, że ma nade mną całkowitą władzę.

- Co to za szaty? Kogo do mnie przeprowadziliście, dworskiego klauna?

Kiedy usłyszałem jego słowa, poczułem jakby coś się we mnie gotowało. Jak on śmiał ze mnie drwić...

Wciąż mi się przyglądał, a ja zmierzyłem go nienawistnym spojrzeniem. Wyrwałem się z jego uchwytu i splunąłem na podłogę obok jego szat, żeby widział jak wielki szacunek mam do tego miejsca.

Spojrzał na mnie żałośnie i wstał, oddalając się.

- Ściąć go. - rzucił jakby od niechcenia, wracając na swój tron.

Moje serce zabiło przez chwilę szybciej, a ja rozejrzałem się dookoła w panice. Strażnicy ruszyli w moją stronę, a król zaczął czytać jakiś pergamin, nawet nie zerkając już w moim kierunku.

Czy naprawdę w ten sposób będzie wyglądał mój koniec?

Pokračovat ve čtení

Mohlo by se ti líbit

67.3K 3.6K 123
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
185K 18.2K 35
༑ ࿐ྂ Nikt nie podejrzewa, że jedno z najpopularniejszych twitterowych kont z cosplayami taekooka należy do samych właścicieli shippu, chcących przy t...
154K 4.9K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
4.6K 148 17
Cole Od 4 lat jest zakochany w swoim najlepszym przyjacielu Kai'u. Cole nie ma zamiaru mówić mu o swoich uczuciach. Nya, Zane, Jay i Lloyd wiedzą, że...