Zamiennik [RK1700] -PL-

By freak_with_a_mullet

6.1K 454 258

Connor wyprostował się i spojrzał wprost na Nilesa. - Nic więcej nie mów. Nie mów już nic o tym, że mam zosta... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Jerycho
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24 [Koniec]

Rozdział 17

177 16 5
By freak_with_a_mullet

Connor nie biegł długo.

W końcu zatrzymał się spanikowany i rozejrzał. Wiedział, gdzie był. Dwie minuty więcej na piechotę i znalazłby się przy domu Markusa. Jednak stał w miejscu, myśląc o tym, co zrobił. Uciekł. Naprawdę uciekł. Najgorsza możliwa opcja do wybrania, od której nie było powrotu. Po jego policzkach spłynęły łzy, kiedy zdał sobie sprawę, jak bardzo musiał zranić Nilesa i jak bardzo pewnie był zdezorientowany.

Otarł łzy, chociaż wiedział, że nikt nie mógł ich zobaczyć.

Zdecydował się skontaktować z Markusem.

Hej, mogę do ciebie przyjść?

Zgarbił się, chowając przed sztucznym światłem latarni niedaleko.

Jasne, nie sądziłem, że tak szybko mnie odwiedzisz.

Okej, za chwilę będę.

I był, już dwie minuty później stał przed drzwiami jego domu, jego sylwetka pożerana przez mrok. W większości domów światła się jeszcze paliły, oznaczając, że mało kto spał.

Wysłał szybko krótką wiadomość do Hanka, żeby się nie martwił, jeśli dziś nie wróci do domu.

Dopiero wtedy chwycił klamkę i wpuścił sam siebie do środka. Zsunął buty ze stóp i powiesił swój płaszcz na wieszaku.

Cicho ruszył do salonu, w którym, jak się spodziewał, zastał Simona i Markusa. Uśmiechnął się do nich lekko i usiadł na fotelu. W tle był włączony telewizor, na stoliku stało whisky – oczywiście bazowane na tyrium. Connor nawet nie musiał skanować, ten zapach rozpoznałby wszędzie, i to była głównie wina Hanka.

— Coś się stało? — spytał Simon.

Connor zakrył twarz dłońmi.

— Nie wiem.

Markus wstał, żeby wziąć kolejną szklankę i podsunąć Connorowi drinka. Android przyjął ofertę, którą normalnie by odrzucił ze względu na skojarzenie z Andersonem. Ale teraz było to coś innego i odsunął na bok wszelkie zahamowania.

— Okej, więc chyba coś zepsułem. — Markus posłał mu spojrzenie zapewniające, że może mówić dalej. — To żenujące, ale... uciekłem, gdy Niles wyznał mi miłość. Wyobrażacie to sobie? — Nerwowo przeczesał włosy dłonią i odwracał wzrok od przyjaciół.

— Wyznał ci miłość? Łał — powiedział Markus, niezupełnie zaskoczony, co nie umknęło uwadze Connora.

— Ty coś wiesz?

Obaj z Simonem teraz przyglądali się czujnie Markusowi.

— Cóż, trudno było nie zauważyć z jaką troską patrzył na ciebie, kiedy byłeś jedną nogą w grobie.

— Proszę, nie mów tego w taki sposób — skarcił go Simon.

— Ale... jejku, ja od niego uciekłem.

— Racja, to było nierozsądne. Musisz z nim porozmawiać — poradził Markus.

Connor chwycił swojego drinka i upił parę łyków.

— Śmiesznie słuchać od ciebie takich rad, kiedy ty sam nie umiesz zacząć... rozmowy — powiedział, uśmiechając się życzliwe, jednak lekko złośliwie.

Oboje, Simon i Markus, odwrócili spojrzenia widocznie zawstydzeni. Connor zaśmiał się cicho, kręcąc głową. Nie wierzył, że wciąż tak się zachowywali, nie zdając sobie z niczego sprawy. Było to poniekąd urocze, ale też męczące.

Ten wieczór był naprawdę miły, gdy spędzał go z przyjaciółmi.

· · ·

Ten wieczór był naprawdę okropny, gdy spędzał go, wracając do DPD.

Niles czuł się zagubiony, samotny i odrzucony. Łzy same cisnęły mu się do oczu i pozwalał im spływać po policzkach. Kiedy dotknął mokrych śladów, zaskoczony poczuł ich ciepło i pomyślał, że może były prawdziwe. Wiedział jednak, że na pewno nie były ludzkie - ludzkie łzy były słone, nie tylko ciepłe.

Stanął przy jednej z latarni ulicznych, rozglądając się po okolicy. Była godzina dwudzesiata druga pięćdziesiąt jeden, a on szedł powoli, pozwalając zimnemu powietrzu łaskotać jego twarz, przypominając mu o bólu.

Może mógłby się zresetować?

Chciałby zapomnieć, pozbyć się bólu.

Może nie powinien w pierwszej kolejności chcieć się przebudzić. I pomyśleć, że zrobił to dla Connora.

Nie wiedział czy czuł nienawiść do siebie, czy do niego.

Właśnie, nienawiść też wliczała się w uczucia, które odczuwał w tamtej chwili.

Uniósł wzrok, spoglądając na nocne niebo przysłonięte chmurami. Miał ochotę rozpłakać się jak dziecko, skulić się kącie i dać upust wszystkim, które w nim tkwiły. Ale jeśli nie mógł zresetować swojej pamięci, zresetować uczuć, mógł przynajmniej udawać, że było dobrze. Mógł udawać, że nic nie czuł i może w końcu naprawdę przestanie.

Wytarł ścieżki, które utorowały łzy, spoglądając na rękaw, który przez to zwilgotniał

Potrząsnął głową, jakby miało mu to pomóc pozbyć się myśli.

Chciałby krzyczeć, wrzeszczeć aż jego głos zamieni się w nic innego niż glitche.

Przeczesał włosy, starając się ułożyć je na ich miejsce, ale wiedział, że niewiele to da. I tak pozostały w nieładzie.

Kiedy ponownie się ruszył, cierpienie odrętwiało jego ciało, prawie jakby był to ból fizyczny. Szedł z trudem, i zmęczony emocjonalnie w końcu znalazł się w ciepłym departamencie policji.

Potwierdził swoją tożsamość, przy okazji zyskując pytające spojrzenie od recepcjonistki. Jednak nikt się nie odezwał i wszedł do biura, zajmując miejsce za swoim biurkiem. Pracownicy nocnej zmiany również rzucili w jego stronę spojrzenia z widocznym pytaniem.

Ale ponownie, nikt się nie odezwał.

Przysunął się bliżej biurka, ułożył na nim wygodnie przedramiona i oparł o nie głowę, przechodząc w stazę. Ludzie mogli się na niego patrzeć do woli, ale nikt nigdy nie spytał. Niles nie był najmilszą osobą. Przynajmniej nie na początku, ale to wystarczyło. Do tego dochodziła jego postura, która wręcz mówiła, by do niego nie podchodzić.

I może to dobrze, pomyślał przed przejściem w stazę.

· · ·

— Ej, puszko.

Szturchnięcie w ramię go wybudziło. Otwierając oczy, uniósł głowę i spojrzał na Gavina, który patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Może lekką obojętnością, może też ciekawością. Ale co najbardziej interesujące, wydawał się być nawet zmartwiony?

Biuro budziło się powoli do życia, kiedy wyprostował się i przeczesał swoje włosy, próbując wyglądać jak najbardziej profesjonalnie, jak w tamtej chwili mógł.

Reed wciąż stał przy nim, jakby chciał usłyszeć cokolwiek od androida.

— Wyglądasz jak gówno — powiedział, ale w inny sposób niż powiedziałby to normalnie.

Jego słowa nie były pełne jadu, wręcz były czymś w rodzaju pytania „wszystko okej?”.

Niles przewrócił oczami, wciąż milcząc. Przypomniał sobie jednak swoje przemyślenia i sięgnął do terminala, włączając go.

— O co chodzi, detektywie? — spytał, unosząc na niego wzrok.

— Ty dupku, nie udawaj. Widzę, że coś jest nie w porządku.

— Jesteśmy w pracy — odpowiedział zwyczajnie.

Przez chwilę toczyli bitwę na spojrzenia.

— Wiem — odparł.

— Musimy przesłuchać naszego sprawcę.

Gavin westchnął, pokręcił głową i usiadł przy swoim biurku. Żaden się nie odezwał, po prostu zajęli się swoimi sprawami, w ciszy i spokoju.

Niles próbował ignorować obecność Connora, który pojawił się w biurze chwilę później. Nie podniósł na niego wzroku, nie musiał, żeby wiedzieć, że to on. Jego głos podczas rozmowy z porucznikiem wystarczył, odgłos kroków również. Skupił się na swoim terminalu, czekając na informację o możliwości przesłuchania androida MP800.

Zmuszał się do obojętnego wyrazu twarzy i do tego, żeby nie podnosić wzroku na Connora. Wychodziło mu to bardzo dobrze i kiedy zostali powiadomieni, że mogą iść przesłuchać sprawcę, starał się utrzymać dystans.

Do Louisa za szybą wszedł Gavin. Wszyscy zgodzili się, żeby to on zajął się tym przesłuchaniem. Porucznik usiadł na krześle, Niles i Connor stanęli przy ścianie.

— Okej, Louis. Potrzebujemy twojego zeznania i wiesz doskonale, że się nie wywiniesz.

Reed siedział naprzeciw sprawcy swobodnie, opierając się o oparcie krzesła ze skrzyżowanymi ramionami. Patrzył na androida spod byka, jakby znudzony, głowę miał przechyloną lekko na bok.

Gdyby Niles nie wiedział lepiej, mógłby przyznać, że wyglądał atrakcyjnie. Ale Niles wiedział lepiej i nie analizował tego w ten sposób. To było przesłuchanie, do cholery. A jego zbolałe serce już do kogoś należało.

Louis przypięty kajdankami do stołu, podniósł głowę, aby spojrzeć na Gavina. Pochylił się do przodu.

— Wiem — powiedział. — I tak, zabiłem ich. Zabiłem ich wszystkich — przyznał wściekle, widocznie nie żałował swoich czynów. — Przynajmniej prawie wszystkich, bo ta jedna suka mi uciekła.

Niles wzdrygnął się, słysząc słowo, jakim określił Martinę. Zmarszczył brwi, wywiercając spojrzeniem dziurę w androidzie.

Reed uniósł kącik ust pewnie, oparł ramiona o stół i również się pochylił.

— A co ze sprzedawcą w sklepie?

— Łatwiej było się go pozbyć, niż z nim negocjować.

Niles kątem oka zauważył grymas na twarzy Connora. Nie chciał jednak ingerować, dlatego odwrócił szybko wzrok i skupił się ponownie na przesłuchaniu.

Podejście Louisa było wyprane z moralności.

— Co w ogóle cię do tego zmusiło? Po tylu miesiącach? — zaszydził detektyw.

Louis zmarszczył brwi, po czym prychnął.

— Po prostu... zbierałem się do tego mentalnie, okej? Byłem na nich wściekły, rozpaczałem i zemsta wydawała się odpowiednia, ale co taki android jak ja mógłby zrobić? Planowałem, jak najefektywniej potrafiłem — mówił, zniżając niebezpiecznie głos.

— Więc co poszło nie tak? Jakim cudem nie przewidziałeś, że będzie tam ktoś spoza rodziny? — zapytał Gavin, unosząc podbródek.

Louis odwrócił wzrok.

— Naprawdę myślicie, że tego nie przewidziałem?

— Och, czyli to było zaplanowane?

— Tak, bo Mason najbardziej traktował mnie jak śmiecia, gdy tylko przychodził. Zachowywał się, jakby był panem i władcą. Zasłużył na śmierć.

— A ty zasłużyłeś na wiele, wiele lat więzienia. Dopóki nie zgnijesz za kratami — oznajmił cicho Reed z nutą gniewu. Zwrócił swój wzrok na lustro weneckie, wstając z krzesła. — Skończyłem.

Kiedy android został wypchany z pokoju przesłuchań, Reed wyszedł. Niles również opuścił pomieszczenie, Hank z Connorem krótko za nim robiąc to samo.

Zanim Niles mógł wrócić do swojego biurka, poczuł jak ktoś złapał jego ramię i nie potrzebował dużo, żeby wiedzieć, kto to był. Odwrócił się, żeby zobaczyć Connora. Hank przeszedł obok nich, rzucając im tylko krótkie spojrzenie.

— Możemy porozmawiać? — spytał android, puszczając jego ramię.

Spojrzenie Connora było przepełnione niepewnością i strachem. Nilesa natomiast bólem, nawet jeśli starał się przybrać, jak najbardziej obojętną ekspresję mógł.

— Dobrze — zgodził się w końcu.

Pozwolił się poprowadzić w głąb korytarza, gdzie znajdowało się przejście do archiwum. Zatrzymali się przed wejściem, wiedząc, że rzadko kiedy ktoś przychodził do tego miejsca i stanęli przy ścianie. Connor trzymał ręce za plecami i Niles wiedział, że dla uspokojenia bawił się swoją monetą.

— Przepraszam, Nines — powiedział, opuszczając wzrok na stopy. — Spanikowałem. Nie powinienem był uciekać.

Niles spojrzał na niego, czując się żałośnie. Sięgnął po jego ramiona, żeby zmusić go do wyciągnięcia rąk zza pleców. Kiedy to zrobił, chwycił jego dłonie i zabrał jego monetę.

— Nie denerwuj się — powiedział, starając się brzmieć uspokajająco. — Co prawda, zabolało mnie to... ale wiem też, że mogłem po prostu nic nie mówić — dodał, ściszając głos.

Wsunął ćwiartówkę do kieszeni jego marynarki i uśmiechnął się lekko. Delikatne rumieńce pojawiły się na twarzy Connora.

— Skąd w ogóle wiesz, że to jest to uczucie? — spytał niepewnie.

— Cóż... - Zaśmiał się cicho. — Markus trochę zasugerował.

Connor również się zaśmiał. Niles spojrzał na jego dłoń, którą wciąż trzymał i przyjrzał się, jak sztuczna skóra odsunęła się pod wpływem dotyku. Nie tylko jego, Connora również. Poczuł nadzieję. Chciał, żeby było tak już zawsze.

— Wiesz, Nines, byłem naprawdę przerażony, kiedy wyskoczyłeś przez to okno — przyznał Connor, spoglądając mu w oczy.

Przybliżył się do niego i przyciągnął go do siebie w uścisku. Niles bez wahania również go objął, trzymając blisko siebie, by mieć pewność, że nie zniknie. Że nie ucieknie. Nie potrzebował więcej bólu i niepewności, kolejnego cierpienia, ignorowania jego obecności, by uniknąć negatywnych uczuć. To wszystko go przytłaczało, zaczynał poważnie zastanawiać się nad resetem. Wtedy przypominał sobie, że kod rA9 cały czas się w nim znajdował i zostałby defektem mimo wszystko.

Pozbyłby się emocji jedynie na krótki okres czasu.

— Mogłem domyślić się, że to on za tym stoi — stwierdził Connor, nie odsuwając się nawet o milimetr. — Trochę z nim wczoraj rozmawiałem.

— Wczoraj?

— Poszedłem do niego, nie wiedziałem co robić. No... i trochę mi opowiedział. — W jego głosie można było wyłapać rezygnację. Jakby pogodził się z faktem, że był nieporadnym dzieckiem, jeśli chodziło o takie sprawy. — Porozmawiajmy o tym później, dobrze? Chyba pora wrócić do pracy.

— Okej, masz rację — przyznał Niles.

Mimo to, wciąż znajdowali się w swoich objęciach, czując się zbyt komfortowo, aby puścić. Poczucie bezpieczeństwa i szczęście nie pozwalało im odejść. Niestety musieli się do tego zmusić i wrócili do biura, uśmiechając się.

Zajęli się swoimi sprawami, ignorując jakiekolwiek ciekawskie spojrzenia, które były kierowane w ich stronę. Jakby nie patrzeć, dziwnie wyglądał ich wspólny powrót, kiedy uśmiechali się tak radośnie – zwłaszcza, gdy parę minut ich nie było. Nikt nie skomentował.

Gavin też trzymał język za zębami i z nogami wygodnie położonymi na blacie biurka, wpatrywał się w ekran telefonu. Musiał pogodzić się z faktem, jak bardzo Niles zbliżył się do Connora.

· · ·

Spokojnie oparty o ścianę budynku, Connor przyglądał się parkingowi przy departamencie. Czekał na Nilesa, który musiał załatwić jeszcze parę spraw na komisariacie. Zwłaszcza raport związany z dochodzeniem, które zamknął razem z Gavinem.

— O czym w ogóle będziesz z nim rozmawiać? — zapytał Hank, stojąc niedaleko.


Connor odepchnął się od ściany, podchodząc do porucznika. No tak, nie powiedział mu o tym, co się stało poprzedniego dnia. Wrócił do domu późną nocą, a z rana wyjaśnił jedynie, gdzie się znajdował. Uniósł kącik ust, spoglądając w stronę wyjścia z DPD i pokręcił głową.

— Raczej wolisz nie wiedzieć.


— Cóż, zatem dalej trzymaj swoje sekrety.

W odpowiedzi uzyskał cichy śmiech.

— Hank, naprawdę. Zaufaj mi.

— Jasne, jasne. W takim razie już idę, ktoś się musi zająć Sumo - powiedział Anderson, kierując się do swojego samochodu. - Pa.

— Do zobaczenia — pożegnał się Connor.

Na parkingu rozbrzmiał warkot silnika, który cichł, gdy pojazd zbliżał się coraz bardziej do wyjazdu. Kiedy Hank odjechał, zrobiło się pusto i Connor przymknął oczy, by spędzić samotny czas w Ogrodzie Zen. Znajomy widok estetycznie postawionych drzew pojawił się, jakby istniał naprawdę. Skromne jezioro jak zwykle nieskazitelne, odbijało właśnie jasne niebo, tak bardzo kontrastujące z zachodem słońca w rzeczywistym świecie.

Ruszył w stronę tego właśnie jeziora i usiadł na jego skraju, krzyżując nogi.

Poczuł, jak ktoś kładł dłonie na jego ramionach. Przed jego oczami pojawiła się twarz Daniela, odwrócona do góry nogami, kiedy pochylił się nad nim. Wszystko wydawało się prawdziwe, a świadomość, że to tylko zwyczajne kody, wcale nie odbierała tego uroku.

— Ostatnio rzadko tu siedzisz. Jak myślisz, jak Nines zareaguje na twoją propozycję?

Connor oddalił twarz Daniela od siebie i pociągnął go za rękaw bluzki, by zmusić go do zajęcia miejsca obok. Nie spieszył się z odpowiedzią, ale uśmiechnął się delikatnie, gdy już się odezwał.

— Raczej będzie zaskoczony. — Sięgnął dłonią w stronę tafli wody, muskając ją opuszkami palców. — Potem ogarnie go radość. Mam nadzieję, że nie ucieknie.

Zaśmiał się gorzko na ostatnie słowa, oczywiście nawiązując do swojej głupoty.

— Przyprawisz go o atak serca.

— Możliwe — potwierdził, z uśmiechem ochlapując wodą Daniela.

Android podchwycił pomysł i zanurzył swoją dłoń w jeziorku, również po chwili pluskając nią w Connora. To było tak dziecinne. Dlatego obaj zaśmiali się.

— Connor? — Głos, który nie należał do Ogrodu Zen rozbrzmiał w jego głowie.

— Chyba pora na mnie — oznajmił Connor, na co Daniel kiwnął głową z uśmiechem.


Otworzył oczy i rozejrzał się, przyzwyczając procesory optyczne do zmiany jasności w pół-mrok. Odnalazł wzrokiem Nilesa, który stał o krok przed nim. Uśmiechnął się do niego przepraszająco.

— Wybacz, nie miałem lepszego zajęcia niż udanie się do Ogrodu Zen.

Niles skinął głową.

— Rozumiem.

— Chodź. — To jedyne, co Connor powiedział, zanim chwycił Nilesa za przegub i wyprowadził go z parkingu.

Wypuścił jego nadgarstek dopiero, gdy szli chodnikiem. Nie wiedział, jak miał zacząć rozmowę, pomimo swojego wyraźnego celu. Czuł się dziwnie i nie umiał określić tego uczucia. A właśnie o uczuciach miała być rozmowa z Nilesem.

Connor nie zastanawiał się, gdzie prowadził i zwyczajnie się tym nie przejmował. Na pewno nie do parku, w którym zdążyli już parę razy zagościć. Chciał tylko porozmawiać. Chociaż chodnik przy jezdni, po której poruszało się sporo hałasujących pojazdów, też nie był dobrym wyborem.

Zanim się zorientował, znaleźli się w jednej ze spokojniejszych dzielnic i zerknął na Nilesa, który cierpliwie szedł obok niego. Przygryzł dolną wargę, czując jak jego serce przyspiesza swoje bicie. Androidzie serca biły szybciej z wielu emocji – takich jak strach czy podekscytowanie. Głównie tych wywołujących najwięcej myśli i kontrowersji.

— Ej, Nines — wymamrotał, wyciągając ręce z kieszeni płaszcza.

— Tak?

Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, zanim Connor opuścił wzrok i niepewnie sięgnął dłonią po rękę Nilesa. Chwycił ją i równie niepewnie złączył ich palce razem. Spowodował tym, że Niles w lekkim szoku zatrzymał się i również spojrzał na ich złączone dłonie.

I nie mógł nic poradzić na to, że zaczął się szeroko uśmiechać.

Connor odwzajemnił jego uśmiech i podniósł wzrok ku jego oczom.

— Myślałem trochę... o tym — zaczął, drugą dłonią wskazując na nich oboje. — O nas — przyznał, będąc trochę poddenerwowany.

— Co masz na myśli? — spytał zaciekawiony Niles, również spoglądając mu w oczy.

Gdyby Connor mógł, wziąłby właśnie głęboki wdech, aby się uspokoić.

Jedyne co mógł to potrząsnąć głową.

— Też coś do ciebie czuję — wyznał, szybko kontynuując swoją wypowiedź. — Ale... nie jestem pewien, co takiego. Wybacz mi, niestety nie mogę ci powiedzieć, że cię kocham, ale to na pewno jest coś... — Przeczesał włosy nerwowo, zanim przeszedł do sedna sprawy. — Pomyślałem, że może chciałbyś, żebym dał ci szansę?

Connor widział niedowierzanie na twarzy Nilesa. Widział, jak jego oczy przepełniała nadzieja i szczęście. Miał pełne prawo do tych emocji. Tych uczuć. Każdy byłby zadowolony z takiego powodu.

— Ale tak... teraz?

No tak, Connor zapomniał.

— Wolałbym bardziej zacząć powoli. Wiesz, tak jak ludzie chodzą na randki, zanim zaczynają coś poważnego?

— Oczywiście — zgodził się Niles.

Żaden z nich nie przestał się uśmiechać. Ten wieczór był zdecydowanie radośniejszy dla nich obu, niż poprzedni.

Niles przybliżył się do Connora i oparł głowę na jego ramieniu. Sztuczna skóra odsunęła się z obu ich dłoni, okazując przywiązanie i uczucie.

Jakie uczucie? Connor nie był pewien, jeśli o niego chodziło. Dlatego chciał dać im czas, bo wszystko było dla nich naprawdę nowe. Nie mogli być pewni niczego.

Kto wie? Może Connor z czasem będzie umiał skierować do Nilesa te dwa, tak bardzo znaczące, słowa?

Continue Reading

You'll Also Like

25K 1K 25
„ink brought us together"
32.9K 2.1K 72
"Do cholery obudź się bo cię walne", prawie że krzyknął potrząsając chłopakiem. Młodszy zaczął kaszleć po czym otworzył lekko oczy na co starszy odet...
10.9K 1K 26
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...
5.4K 529 29
Erwin i Gregory byli kiedyś nierozłączni, łączyła ich prawdziwa miłość, która wydawała się niezniszczalna. Jednak z czasem ich relacja zaczęła się po...