Póki śmierć nas nie rozłączy...

Por Alexandra_Walker11

4.9K 1.2K 545

Louis to mężczyzna po przejściach, pochodzący z bardzo bogatej rodziny prawniczej. Robiąc nie tylko na przekó... Más

Początek - część 1 - Powrót
Początek - część 2 - Nieoczekiwane spotkanie
Początek - część 3
Początek - część 4
Początek - część 5 - Czy to wszystko prawda?
"Pierwsza randka" - cz. 1 - Bardzo zaskakująca niespodzianka
"Pierwsza randka" - cz. 2 - Bo mogłoby być inaczej...
"Pierwsza randka" - cz. 3
"Pierwsza randka" - cz. 4 - Park
"Pierwsza randka" - cz. 5 - Kolacja
"Pierwsza randka" - cz. 6 - Wesołe miasteczko
Witamy w domu - cz. 1
Witamy w domu - cz. 2
Witamy w domu - cz. 3
Witamy w domu - cz. 4
Witamy w domu - cz. 5
Witamy w domu - cz.6
Witamy w domu - cz. 7
Witamy w domu - cz. 8
Witamy w domu - cz. 9
Wycieczka - cz. 1
Wycieczka - cz.2
Wycieczka - cz. 3
Wycieczka - cz. 4
Wycieczka - cz. 5
Wycieczka - cz. 6
Wycieczka - cz. 7
Wycieczka - cz. 8
Wycieczka - cz. 9
Wycieczka - cz. 10
Wycieczka - cz. 11
Wycieczka - cz. 12
Wycieczka - cz. 13
Wycieczka - cz. 14
Puste słowa - cz. 1
Puste słowa - cz. 2
Puste słowa - cz. 3
Puste słowa - cz. 4
Puste słowa - cz. 5
Puste słowa - cz.6
Puste słowa - cz. 7
Puste słowa - cz. 8
Puste słowa - cz. 9
Puste słowa - cz. 10
Puste słowa - cz. 11
Puste słowa - cz. 12
Puste słowa - cz. 13
Bal - cz. 2
Bal - cz. 3

Bal - cz. 1

45 6 4
Por Alexandra_Walker11

Zdezorientowany Louis otworzył oczy, po czym obrócił się na bok i zaczął przesuwać dłoń po łóżku. Było ono puste. Zdziwił go chłód, który poczuł, gdy tylko się przebudził, mężczyzna był bowiem niemal pewny, że zasypiał, trzymając w ramionach Alexandrę, której teraz jednak przy nim nie było. Czy znów miał sny z nią związane? Nie miał jednak za bardzo czasu się nad tym zastanawiać, gdyż ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi. Patrząc na zegarek, blondyn westchnął cicho. Osoba, która dobijała się do jego drzwi, była chyba niecierpliwa, przez co śmiało mógł wyjść z założenie, że to któraś z jego sióstr. W końcu nie odezwał się wczoraj do żadnej, a na dodatek wyłączył telefon. Miał go uruchomić na chwilę pod wieczór, ale sprawy potoczyły się troszeczkę inaczej.

Morningstar doskonale teraz pamiętał, co się wydarzyło i dlatego już wiedział, że to nie sen. Nie miał jednak pojęcia, dlaczego kobieta wyszła tak wcześnie. Powodów mogło być wiele i zamierzał to zbadać, gdy tylko pobędzie się nieproszonego gościa. Wstając z łóżka, w pierwszej kolejności sięgnął zatem po telefon, a następnie narzucił na siebie szlafrok, po czym owijając się nim, zszedł na dół. Liczył na to, że uda mu się w miarę szybko spławić natręta, choć wiedział, że jeśli są to jego siostry, może to być bardzo problematyczne.

Już schodząc na dół, włączył swoją komórkę. Po kilku sekundach dało się słyszeć odgłos uporczywej wibracji. Powiadomień było naprawdę dużo i Louis miał wrażenie, że za chwilę urządzenie wybuchnie mu w ręku. Nic takiego na szczęście nie miało miejsca. Spojrzał na ekran trzymanego w dłoni urządzenia i zobaczył mnóstwo połączeń oraz wiadomości od Katherine, na co pokręcił głową z rezygnacją. Wiedział, że będzie gęsto się tłumaczyć, ale mimo to nie odczytał jeszcze smsów. Był pewien, że już lada chwila usłyszy, jak zła była jego siostrzyczka. Kiedy jednak otworzył drzwi, czekało go ogromne zaskoczenie. Nie dostał w twarz ani nic z tych rzeczy. Zamiast tego poczuł, jak na jego szyi zawiesił się ktoś o wiele cięższy i wyższy od niego.

Blondyn kilkakrotnie zamrugał. Stał jak słup, nie mogąc choćby ruszyć ramieniem, dopóki nie zrozumiał, co właściwie się dzieje. Wtedy też na jego ustach pomału zaczął pojawiać się uśmiech. Louis objął mężczyznę, który to niemal rzucił się na niego od progu i mocno uściskał, klepiąc po plecach.

— Co ty tu do diabła robisz? — zapytał.

— A nie da się milej? — odparł pytająco Christopher Wilson. — Obleciałem pół świata, żeby tu zawitać, a ty jeszcze diabła wzywasz. Gdzie twoje maniery?

— Maniery? A co to takiego? — spytał Louis, śmiejąc się przy tym cicho.

— No tak. Twoje zgubiły się w dżungli, w której się wychowałeś — mruknął z uśmiechem brunet.

Wilson odsunął się wreszcie od Morningstara, aby przyjrzeć mu się z uwagą. Jego niebieskie oczy zdawały się błyszczeć radośnie w świetle, jakie padało na nie z salonu, przed którym stali. Przekroczywszy już wcześniej próg apartamentu, Christopher nie kwapił się nawet, by czekać na zaproszenie. Wszedł w głąb pomieszczenia, a swój ciemny płaszcz zawiesił na pobliskim stojaku. Rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł tu żadnych zmian. Wszak obu mężczyzn nie było tu od lat i nie miał kto zrobić tu porządnego remontu. Choć mieszkanie było w stanie idealnym, wymagało kilku unowocześnień. Przynajmniej według Wilsona. Mężczyzna wciąż nie zważając na zdezorientowanie gospodarza, zajął miejsce w fotelu, którego używanie zazwyczaj wkurzało blondyna.

— Jasne, czuj się jak u siebie — skomentował Louis, widząc, jak jego przyjaciel rozsiada się wygodnie w fotelu, który należał do niego, a po chwili przewrócił oczami.

— A to nie jestem u siebie? — spytał niebieskooki, unosząc brew. — Obiło mi się kiedyś o uszy, że ten apartament to moja własność...

— Pamięć ci chyba lekko szwankuje.

— Och... Wiesz? Chyba coś w tym jest. — Zaśmiał się cicho Wilson. — Niemniej jako dobry gospodarz, powinieneś zapytać gościa, czy nie chce się czegoś napić, albo zjeść.

— Miałem w planach zrobić kawę, chcesz? — zapytał blondyn. — Śniadania jeszcze nie tknę, jest za wcześnie, ale... Co ty tu robisz? Kiedy przyjechałeś i czemu nie uprzedziłeś? Przygotowałbym się jakoś.

Pomimo tego, że Louis zasypał Christophera pytaniami, ten nie przestawał się uśmiechać. Oczywiście początkowo myślał o tym, żeby zadzwonić, ale zrezygnował. Uznał, że niespodzianka będzie o wiele bardziej efektowna i nie pomylił się. Swoją drogą nie widzieli się od kilku miesięcy. Wilson był bowiem na wyjeździe służbowym, gdy Morningstar postanowił, że jednak wróci do Stanów. Oczywiście Chris spodziewał się, że prędzej czy później to nastąpi, ale mimo wszystko chciałby wtedy być przy przyjacielu. W końcu byli dla siebie jak bracia, a kontakt telefoniczny nie był w stanie zastąpić prawdziwego pożegnania. Głownie dlatego nie zająknął się słowem o tym, że przyjedzie. Poza tym potrzebował pomocy, a o tym lepiej było porozmawiać osobiście.

— Spokojnie, spokojnie. Mam rezerwację w hotelu, niczego mi nie brak. Przyjechałem jakieś dwa dni temu, ale chciałem zrobić ci niespodziankę. Swoją drogą... Twoja mina była bezcenna. Zupełnie jakbyś zobaczył ducha — skwitował. — Wiem, że jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie, ale bez przesady. I choć wolałbym herbatę, to kawa też może być.

— Po prostu spodziewałem się kogoś innego, już sobie tak nie schlebiaj — skarcił przyjaciela Louis. — Miałem wczoraj pewien incydent i byłem pewny, że to Katherine z pretensjami.

— Ach, nasza cudna Katherine... Jeśli coś odwaliłeś to i tak możesz się jej spodziewać, wiesz chyba o tym, prawda?

Wilson doskonale pamiętał starszą siostrę Louisa. Kobieta zapadła w jego pamięci z kilku powodów. Znali się praktycznie od dziecka, ponieważ ich ojcowie robili ze sobą interesy. Niejednokrotnie sobie dokuczali, ale i też jak się zdawało, mieli się ku sobie. Niestety ciemnowłosy mężczyzna, żyjący niczym Casanova, nie był w stanie zaoferować jej stałego związku. Nie byłoby to w jego stylu. Mężczyzna w całym swoim życiu złamał serce niejednej pannie, a Katherine w pewnym sensie stanowiła wyjątek.

— Ja tylko wyłączyłem telefon i lekko się upiłem. Nic poza tym. No i nie odzywałem się przez całą noc, bo byłem zajęty, ale zaraz to naprawię — zapewnił Morningstar.— Przy okazji zaparzę tę kawę.

— Lekko się upiłeś? — zapytał Christopher, kompletnie nie zwracając uwagi na całą resztę wypowiedzi przyjaciela.

— Dokładnie tak — odparł Morningstar.

— Bez powodu? — dopytywał brunet.

— Nie, nie bez powodu. Miałem sprzeczkę z Alexandrą, ale już wszystko się wyjaśniło. Na szczęście. Muszę tylko ją ochrzanić za poranne ucieczki z łóżka. No, chyba że to był sen... To by wiele tłumaczyło. — Zaśmiał się Louis.

Blondyn zaczął przygotowywać dwie kawy, a w tym czasie Wilson zdążył przejść do części kuchennej, gdzie stanął, oparty wygodnie o blat. Przyglądał się przyjacielowi, zastanawiając się, co właściwie miało miejsce wczoraj i jak o to delikatnie zapytać. Morningstar bowiem zawsze ukrywał zdenerwowanie pod uśmiechem, ale tym razem sam powiedział, że jest już w porządku. Zwyciężyła jednak ciekawość i troska. Przyjaciel bruneta bowiem nigdy nie pił bez powodu, chyba że imprezował.

— O co była ta sprzeczka? — dopytywał Chris.

— Jej były dodał ich wspólne zdjęcie na media społecznościowe i napisał, jak bardzo ją kocha. To wyglądało tak jakby wciąż byli razem. Nie mogłem zareagować w inny sposób, ale Alexandra nie odpuściła i przyszła tutaj. Porozmawialiśmy i doszło do czegoś... Została na noc — streścił Louis.

— Natrętny były? Czyżby nadal szukał szansy? — wypytywał Wilson.

— Być może. Usłyszałem wczoraj, że kilka lat temu byli razem i od tamtej pory ten chłopak nie potrafi się odkochać. Pytał nawet Alexandrę czy da mu szansę, ale ta go w końcu zbyła.

— Rozumiem. Czyli zrobiłeś jej aferę bez powodu i do tego równo się napiłeś? Powinieneś najpierw ją wysłuchać.

— Myślisz, że o tym nie wiem? Spieprzyłem, ale na szczęście mi to wybaczyła.

— Jak mi się zdaje, jesteście dopiero na początkowym etapie związku, gdzie emocje nadal buzują jak szalone, dlatego musisz bardziej się kontrolować. Z czasem przekonasz się do tego, że ona jest z tobą szczęśliwa i nie zamieni cię na nikogo innego, tak mniemam... Przynajmniej z tego, co mi opowiadałeś, mogę wywnioskować, że bardzo się kochacie. Dawno nie widziałem cię takiego, więc nie spieprz tego.

— Znawca związków się znalazł — zakpił Morningstar.

— To, że nie jestem w związku i nie zamierzam w nim być, nie znaczy, że niczego o tym wiem. Pamiętaj, że nie jedna, która się na mnie skusiła, była zajęta... Słyszałem to i owo. — Puścił oczko przyjacielowi Christopher.

— Oj, tak. Pamiętam, pamiętam. Właśnie dlatego moja siostra cię nie chciała.

Christopher Wilson nie należał do mężczyzn, którzy mieli w planach żeniaczkę i dzieci. Nie udało się go do tego skłonić nawet jego matce, która tak narzekała na brak wnuków, choć mężczyzna miał już trzydzieści osiem lat. Brunet nie zwracał zbytniej uwagi na to, jak go widzą inni. Lubił swoje życie. Nie wiedziało mu się także przedłużanie rodu, choć czasami zastanawiał się, komu przekaże swój majątek. Nie chciał bowiem, by ktoś z jego rodziny miał ten sam problem, co on, teraz gdy próbował odzyskać spadek po ojcu. Ciemnowłosy przez chwilę jeszcze przyglądał się przyjacielowi, a gdy ten przygotował im gorące napoje i zaczął sączyć swój, wypalił.

— Nie chciała mnie, bo ja nie chciałem jej. Mam na myśli to, że bym ją skrzywdził. Co prawda w dniu jej ślubu z Billem zaproponowałem spędzenie razem nocy, ale...

— Co zrobiłeś? — wtrącił zszokowany Louis, prawie krztusząc się kawą. — I nic mi nie powiedziałeś? Jak mogłeś?

— No cóż... To dość skomplikowane... Powiedziałbym, że nawet bardzo. Zasugerowałem jej wtedy, że jeśli spędzi ze mną noc, to zapomni o tym całym śmiesznym małżeństwie. Obaj mieliśmy wtedy złe przeczucia odnośnie Billa i one się potwierdziły. Próbowałem. — Wzruszył ramionami Anglik.

— To prawda. Bill... Ech, lepiej nie mówić — westchnął Morningstar. — Nie warto. Powiedz mi może lepiej, co cię tu sprowadza?

Blondyn o wiele bardziej wolał skupić się na tym, co właściwie sprowadza Christophera do Nowego Jorku, niż na przypominaniu sobie, dlaczego jego starsza siostra nie była już szczęśliwą mężatką. Bill Colt okazał się zwykłym dupkiem, próbującym przez ślub z kobietą, uśpić czujność rodziny i nie zostać wydziedziczonym. Po jakimś czasie jego prawdziwa natura wyszła na jaw. Największym zaskoczeniem było to dla samej zainteresowanej, Katherine. Przeżyła bardzo tę sytuację, a sam Louis pokusił się o ręczne wytłumaczenie Billowi tego, co zrobił nie tak względem jego siostry, ale i też pod aspektem moralnym. Mimo tego bowiem, że Morningstar już wtedy zachowywał się jak dupek dla rodziny, to nie mógł przejść obojętnie, gdy ktoś krzywdził jego bliskich.

— To dość skomplikowane — przyznał Chris, godząc się jednocześnie na zmianę tematu z cichym westchnieniem. — Chodzi o spadek po moim ojcu. Wuj nie chce oddać kilku nieruchomości w tym dwóch kont bankowych kancelarii. Uważa, że mnie się nie należą, ale testament mówi sam za siebie. Batalia sądowa trwa od kilku miesięcy. Chciałbym już to wszystko zakończyć, przyznam szczerze, dlatego chcę prosić cię o pomoc. Wiem, że od dawna nie zajmujesz się prawem i w zasadzie nigdy nie chciałeś tego robić, ale tylko tobie ufam.

— Rozumiem — mruknął zamyślony Louis. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale nie mógł też pozostawić przyjaciela bez pomocy. Nie byłoby to w jego stylu. — Fakt, nigdy nie chciałem zajmować się prawem, ale przez wzgląd na to, że ojciec tego ode mnie wymagał. Tak szczerze powiedziawszy, to w ostatnim czasie ktoś pokazał mi, że można na to spojrzeć inaczej i że prawo wcale nie jest takie nudne, jak mi się kiedyś wydawało.

— Czyżby tą osobą była Alexandra? — spytał brunet, uważnie przy tym przyglądając się przyjacielowi.

— Tak. Wyobraź sobie, że pomimo młodego wieku, ma bardzo rozbudowany pogląd na świat. Jest przy tym mądrzejsza niż my dwoje razem wzięci w jej wieku. To zaskakujące, ale właśnie z tak inteligentną kobietą chciałem się kiedyś ożenić.

— Więc żeń się. Nie wiem, na co czekasz. Chcę w końcu pobawić się na czyimś weselu.

— To nie jest takie proste. Ona jest bardzo młoda i pomimo tego, że bardzo się kochamy, nie możemy wziąć teraz ślubu. Jestem jej nauczycielem. Musimy poczekać przynajmniej do momentu, gdy skończy szkołę.

Tym razem to Wilson prawie zakrztusił się kawą. Nie spodziewał się takich rewelacji od Louisa. Był nauczycielem swojej dziewczyny? Jak to w ogóle możliwe? Morningstar nigdy nie zwracał uwagi na nastolatki, nawet jeśli te były bardzo ładne i czasami same chciały się mu wepchać do łóżka. Christopher zresztą robił dokładnie to samo. Oczywiście lubił młode kobiety, ale miał swoje granice. Młodzież zazwyczaj nie miała w głowie zbyt wiele, szczególnie w dzisiejszych czasach, a kobiety szczególnie. Zazwyczaj leciały na kasę lub próbowały usidlić sobie bogacza, żeby mieć z tego korzyści. Bardzo rzadko zdarzało się, że naprawdę się zakochiwały, a kiedy już to robiły to obsesyjnie. Robiły wtedy dosłownie wszystko, by wybrana przez nie ofiara, należała tylko do nich. Od takich małolat zatem zawsze trzymali się z dala.

— To ile ona ma lat? — dopytywał skonsternowany Anglik.

— Osiemnaście — westchnął ten drugi.

— Aż nie wiem, co powiedzieć — rzekł Wilson. — Mógłbyś być jej ojcem...

— Ej, bez takich. Jestem zbyt młody na dzieci, ale lubię próbować je płodzić — zaśmiał się cicho Morningstar. — Jednak prawdę mówiąc to poznałem ją całkiem przypadkiem w parku. Makijaż sprawił, że wyglądała na dwadzieścia parę lat.

— Między wami jest szesnaście lat różnicy... To całkiem sporo. Wiesz, za jakiś czas ona wciąż będzie piękna i młoda, a ty...

— Zdaję sobie z tego sprawę — odparł Louis. — Też mnie to martwi, ale na razie wolę o tym nie myśleć. Chcę zobaczyć, czy coś z tego wyjdzie. Poza tym musisz mi wierzyć, Alexandra jest o wiele bardziej rozwinięta niż jej rówieśnicy. Doskonale wie, czego chce, myśli o przyszłości, dąży do celu. Nie w głowie jej zabawy. Chce być kimś w życiu, a ja zamierzam jej to ułatwić. Kocham ją Chris... A wczoraj upewniłem się w tym, że ona mnie również. Jestem szczęśliwy jak nigdy.

— Gratuluję w takim razie — odpowiedział ciemnowłosy i podszedł do przyjaciela, żeby go do siebie przytulić. — Nie będę się wtrącał, nic mi do tego. Być może chwilami popatrzę na to sceptycznie, niczym starszy brat, którym zawsze starałem się dla ciebie być, ale złego słowa nie powiem. No, chyba że ta kobieta cię skrzywdzi. Wtedy porozmawiam z nią sobie inaczej.

— Nie skrzywdzi mnie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Sprzeczka, o której wspominałem, była zupełnie niepotrzebna. Zbyt pochopnie wyciągnąłem wnioski z sytuacji. Mogłem najpierw zapytać, co się dzieje z tym chłopakiem. Po prostu mnie to przestraszyło. Pamiętasz przecież, co stało się z Susan.

— Tak, pamiętam doskonale. Odeszła bez słowa, zostawiając cię niemal przed ołtarzem.

— I chyba właśnie przez to, nigdy nie potrafiłem się zakochać. Nie chciałem tego przeżywać po raz kolejny — powiedział cicho Louis.

Christopher westchnął, po czym odsunął się od drugiego mężczyzny, by spojrzeć mu w oczy. Doskonale pamiętał, jak bardzo jego przyjaciel przeżył to, że jego ukochana z dawnych lat, zostawiła go. Dała jedynie sygnał, że ze ślubu nici, kiedy to już Morningstar był gotów do wyjścia z domu, by udać się do kościoła. W domu rodzinnym dziewczyny już nie było, a poszukiwania niewiele dały. Panna Turner zapadła się pod ziemię. Oczywiście Wilson miał swoje podejrzenia, ale gdy Louis sam się poddał, przestał cokolwiek z tym robić. Od tamtej pory strzegł jedynie, by jego „braciszkowi" nic się nie stało.

— Zabawne. Jakiś czas temu poznałem dziewczynę. Była niesamowicie piękna i miała na imię Alexandra. Przyznam, że najchętniej spędziłbym z nią kilka nocek, ale mnie spławiła — rzekł Wilson z lekka rozbawiony.

— Brunetka? Długie włosy, niebieskie oczy? — zaczął dopytywać Morningstar, chętnie przyjmując zmianę tematu.

— I ta figura... Palce lizać — wyliczał dalej Christopher.

— Czekaj, czekaj — wtrącił zielonooki. — Czy to nie była przypadkiem ta dziewczyna?

Blondyn sięgnął po telefon, po czym wygrzebał z galerii pierwsze zdjęcie Alexandry, jakie posiadał. W słowach przyjaciela było zbyt wiele podobieństw, na które zwrócił uwagę. Nie chciał, aby doszło do jakiegokolwiek nieporozumienia między nimi, dlatego wolał zareagować od razu. Zresztą nie chciał słuchać, jak inny facet wypowiadał się o jego kobiecie i nie widzieć, jak cieknie mu ślinka na samą myśl. Wyciągnął dłoń w stronę Chrisa, a gdy ten spojrzał na ekran, skrzywił się.

— Tak, to ona. Nie spodziewałem się, że twoja kobieta to taka piękność... To mnie z reguły trafiały się tak łakome kąski... W końcu jestem o wiele przystojniejszy. Ech... — westchnął teatralnie ciemnowłosy.

— Już sobie tak nie słodź. Mnie też często zdarzały się niesamowite atrakcje — powiedział z przekąsem Louis. — Nie chciałbym jednak, żebyś podrywał moją dziewczynę.

— Spokojnie, nie zamierzam. Poza tym już gdy ją poznałem, powiedziała, że kogoś ma i jestem bez szans, tak więc chyba naprawdę w końcu trafiłeś na odpowiednią osobę.

— Mam taką nadzieję, stary. Nigdy nie czułem czegoś takiego do kogoś i nie chcę jej stracić — przyznał Morningstar.

— Mogła wziąć mnie za drugą opcję, ale tego nie zrobiła, więc musi cię także kochać. Liczę na to, że będziecie szczęśliwi. Naprawdę. Jesteś dobrym facetem, zasługujesz na to. Skoro już podjąłeś decyzję, że chcesz w końcu wejść w związek, to trzymam kciuki — zapewnił Wilson.

— Dziękuję. Przy okazji zajmę się twoją sprawą bracie. Nie pozwolimy, aby majątek twojego ojca wpadł w niepowołane ręce. Będziemy walczyć. Nie zostawię cię z tym samego.

— Dzięki, stary.

— Ej, przypominam, że jesteś starszy ode mnie i to o jakieś cztery lata. — Zaśmiał się cicho Louis.

— Zapomniałeś jeszcze dodać, że jestem też mądrzejszy i o niebo przystojniejszy — mruknął ten drugi, puszczając przy tym przyjacielowi oczko.

— Mhm... Tak sobie tłumacz. — Morningstar pokręcił z rozbawieniem głową.

— Nie muszę tłumaczyć, ja to wiem — parsknął Wilson, a po chwili spojrzał na zegarek i zamknął oczy. — Niestety, ale muszę lecieć. Mam jeszcze kilka spraw, ale wpadnę niedługo, żeby dostarczyć ci magiczny stos papierów do wglądu.

— Zawsze jesteś tu mile widziany — odpowiedział Louis.

Christopher dopił jeszcze kawę, po czym pożegnał się z przyjacielem.


— Ty?! Z nim?! — usłyszała pytanie za plecami.

Vanessa rozpoznała od razu, kto do niej mówił i bynajmniej nie była to najbardziej oczekiwana w tej chwili osoba, nawet jeśli były przyjaciółkami. Brunetka drgnęła gwałtownie i niemal zeskoczyła z kolan chłopaka. Jeszcze chwilę temu się z nim obściskiwała, ale teraz poczuła ogromne wyrzuty sumienia.

— Alex... ja... — wydukała, ale nie miała pojęcia, co właściwie powiedzieć.

Alexandra piorunowała Russell wzrokiem. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Nawet jeśli jej były nie do końca ja obchodził, poczuła się zdradzona przez przyjaciółkę. Tyle razy rozmawiały o tym, jak bardzo Patrick i jego siostra ją skrzywdzili, a ta najwyraźniej niczego sobie z tego nie robiła.

— Alex, co? — spytała sarkastycznym tonem. — Miałam ci powiedzieć, że bzykam się z twoim byłym, ale mi umknęło?

Niebieskooka dziewczyna nie zamierzała trzymać języka za zębami. Nie obchodziło ją nawet czy skrzywdzi przyjaciółkę, czy nie. W zasadzie to w momencie, gdy ujrzała ten jakże obrzydliwy widok, nie zamierzała słuchać tłumaczeń. Oczywiście widziała po twarzy Vanessy, że czuje się ona co najmniej zakłopotana, ale nie przejmowała się tym. Alexandra kręcąc głową, zaśmiała się, jakby to, co miała przed oczami, naprawdę niesamowicie ją bawiło. W gruncie rzeczy przecież nawet tak było.

— To nie tak... Dopiero, co zaczęliśmy się widywać... — próbowała wyjaśnić Russell.

Brązowookiej było przykro, że Alexandra zareagowała w ten sposób. Spodziewała się naturalnie, że nie będzie miło, ale nie sądziła, że aż tak. Rozumiała jednak dziewczynę i dlatego tym bardziej odczuwała wyrzuty sumienia, ale prawda była taka, że ona akurat czuła się całkiem dobrze w towarzystwie Patricka. Ich rodzice byli mniej więcej na równi pod względem majątkowym, a oni sami nie do końca chcieli robić to, czego od nich oczekiwano i to ich połączyło. Ani Patrick, ani Vanessa nie chcieli iść w ślady rodziców, a rozmowy, które zaczęli prowadzić w ostatnim czasie na ten temat, bardzo zbliżyły ich do siebie. Niestety dziewczyna nie zdążyła o tym powiedzieć przyjaciółce, nim ta ich ujrzała na szkolnym przedsionku.

— A co mnie to obchodzi? — zdała kolejne oschłe pytanie.

— Lepiej będzie, jeśli zostawię was same — mruknął pod nosem Patrick, po czym podszedł do Vanessy, ucałował ją w policzek i udał się w stronę klasy.

Mężczyzna nie chciał się wtrącać. Już sam ton głosu jego byłej wyraźnie sugerował, że nie będzie to zbyt przyjemna rozmowa. Z jednej strony nie chciał zostawiać Van samej, ale z drugiej, dobrze wiedział, jaka jest Alexandra. Właśnie dlatego postanowił się szybko zmyć. Dostał jednak sygnał, że niebieskookiej nie podoba się to, co ujrzała i być może nawet była ona o niego zazdrosna, a właśnie to chciał osiągnąć, zaczynając kręcić z Russell.

— Masz rację, uciekaj, gdzie pieprz rośnie — rzekła ironicznie Alexandra, odprowadzając chłopaka wzrokiem.

— Alex, proszę... — szepnęła Vanessa.

— Nie proś. Mam gdzieś to, co powiesz.

— Wiem, że tak nie jest. Po prostu jesteś teraz zła. — Russell nie zamierzała się poddawać.

— Co, już zapomniałaś o Aaronie i postanowiłaś zastąpić go sobie chłopakiem, który wyrządził mi krzywdę, tak? — dopytywała Ramirez. — Strzał w dziesiątkę, kochana. Stworzycie idealną parę. Pasujecie do siebie jak ulał. Dwoje kretynów, którzy nie potrafią postawić się swoim ojczulkom. Oboje jesteście żałośni.

— Alex...

— Nie tłumacz się. To niepotrzebne. Życzę ci cudownego życia i wspaniałego związku, ale na mnie nie licz. Nasza przyjaźń właśnie dobiegła końca.

Alexandra nie dając drugiej z kobiet dojść do słowa, odwróciła się na pięcie i odeszła. Czuła się zdradzona, a po tym, co powiedziała, wiedziała, że nie ma odwrotu. Straciła Vanessę i to na własne życzenie tamtej. Brunetka nie zamierzała bowiem przepraszać. Za nic, co powiedziała, nawet jeśli uderzyła dziewczynę poniżej pasa, mówiąc o ojcu Russell. Ramirez nie czuła wyrzutów sumienia. Mało tego, była w stanie jeszcze bardziej pogorszyć sytuację między nimi, jeśli zajdzie taka potrzeba. W drodze do klasy uniosła wysoko głowę, a po kilku sekundach wyglądała już tak, jakby nic się nie stało. Przybrała na twarz delikatny uśmiech i zajęła miejsce w pierwszej ławce z dala od miejsca, gdzie zazwyczaj siadała z dotychczasową przyjaciółką.  

Seguir leyendo

También te gustarán

169K 5K 30
„ Na własne życzenie weszłam w ogień, który sami rozpalili „ Zawsze myślałam, że życie jest piękne. Jako mała dziewczynka nie mogłam na nic narzekać...
101K 5K 13
2 część dylogii „Lost" ~16.10.2023~
462K 24.3K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
80.5K 5.7K 24
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...