Bal - cz. 2

32 6 3
                                    

Upłynęło niecałe dziesięć minut i wszyscy zaczęli schodzić się do klasy, aby zając swoje miejsca przed zajęciami z Deanem Reyersem. Teraz odkąd część zajęć przejął Louis Morningstar, widywali się z nim zaledwie dwa razy w tygodniu. Alexandra od razu dostrzegła, że do klasy na samym końcu wchodzi nowa osoba. Nie wiedziała jeszcze tej twarzy w szkole, więc od razu można było założyć, że albo przeniosła się z innej placówki, albo całkowicie innego miasta. Ramirez widząc jak dziewczyna o sięgających ramion, blond włosach, rozgląda się niepewnie po pomieszczeniu, uśmiechnęła się do niej i machnęła ręką, wskazując wolne miejsce obok siebie.

— Cześć, jeśli nie boisz się szkolnych odludków i znienawidzonych przez wszystkich osób to serdecznie zaoferuję ci moje towarzystwo — powiedziała, śmiejąc się, gdy tylko nowa zajęła krzesło. — Mam nadzieję, że nie boisz się poznawać ludzi, a jeśli tak to wybacz moje zachowanie. Uznałam, że koło mnie będzie ci się dobrze siedziało. Poza tym ktoś będzie chyba musiał pokazać ci to i owo w szkole, a także poza nią.

Ramirez miała szeroki uśmiech na ustach. Był niezwykle przyjacielski. Tak samo, jak jej postawa. Częściowo zachowanie dziewczyny miało na celu, pokazanie Vanessie, że jej nie potrzebuje i może szybko znaleźć sobie nową przyjaciółkę. Zresztą potrzebowała kogoś, z kim będzie mogła później porozmawiać, o ile ta nowa okaże się w porządku, ale nie wyglądała na kogoś, kto zadziera nos. Zdawała się zwykłą dziewczyną, która czuła się lekko zagubiona, ale pochodziła z dobrego domu. Wyraźnie wskazywały na to bransoletki, które nosiła. Zresztą sam zegarek, który zdobił jej nadgarstek, był markowy, a co za tym szło drogi. Dla brunetki ta osoba mogła stać się naprawdę pomocna.

— Nie, spokojnie. Jeśli myślisz, że uznałam cię za natrętną, to tak nie jest. Cieszę się, że ktoś chce mi pomóc. Ciężko o to obecnie. Każdy zajmuje się głównie sobą — odparła nieznajoma, siadając na krzesło tuż obok ciemnowłosej.

— Mam na imię Alexandra, ale znajomi mówią mi Alex — rzekła, podając dziewczynie dłoń.

— Emma — odpowiedziała ta druga, ściskając dłoń Ramirez.

— Skąd się do nas przeniosłaś?

— Z Minnesoty, a dokładnie z Saint Paul. Przyjechaliśmy tu z ojcem kilka dni temu. Nie mógł się pozbierać po śmierci mojej mamy. Mi zresztą też było ciężko, dlatego tata uznał, że zmiana klimatu dobrze nam zrobi. Można powiedzieć, że zaczynamy od nowa.

— Spory kawał drogi... — mruknęła Alex, a ton jej głosu zmienił się na współczujący. — Przykro mi z powodu twojej mamy. Moja jest ciężko chora i nie chciałabym jej stracić. Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie tego, co przeżywałaś. To straszne.

— To prawda. Nie było lekko, ale minęło już kilka miesięcy i wraz z ojcem staramy się jakoś żyć.

— Co powiesz zatem, żebym po lekcji pokazała ci następną klasę, gdzie będziemy mieli zajęcia, a w dłuższej przerwie mogę cię oprowadzić — zaproponowała Ramirez, a jej radosny uśmiech minimalnie się powiększył. — Pójdziemy też na plac szkolny, to całkiem fajne miejsce, ale jak się trzyma na uboczu. Wiesz, nie wszyscy są tutaj mili, a ty wydajesz mi się całkiem inna niż większość tutejszych uczniów.

Emma nieznacznie rozpromieniła się po usłyszeniu słów Alexandry. Jej jasnoniebieskie oczy zabłysły, a twarz pojaśniała. Dziewczyna nie spodziewała się, że ktoś przyjmie ją tak ciepło w nowej szkole i choć towarzyszyło jej jakieś dziwne przeczucie, to zignorowała je. Właśnie poznała nową koleżankę i to ledwo co przekroczywszy próg klasy. Może nawet zaprzyjaźnią się z ciemnowłosą. Gordon nie należała bowiem do osób, które lubiły towarzystwo grup znajomych. Bardziej skupiała się na poznaniu kilku osób, ale przy tym szczerych. Przejechała się już nieraz na fałszywych osobach, przez co starała się najpierw dobrze wyczuć osobę, którą poznawała, ale to było stopniowe. Alex za to wydała się jej bardzo miła i uczynna, dlatego postanowiła dać szansę tej znajomości.

Póki śmierć nas nie rozłączy. Tom IWhere stories live. Discover now