be my valentine • h.s.

By PaulineStyles1994

1.6K 161 91

❝If we could only have this life for one more day. If we could only turn back time❝ Walentynki były dla nich... More

Be My Valentine
Amory
Dziesięć dni do walentynek
Dziewięć dni do walentynek
Osiem dni do walentynek
Siedem dni do walentynek
Pięć dni do walentynek

Sześć dni do walentynek

111 11 22
By PaulineStyles1994

Kiedy postanowili wrócić do akademika było już po północy. Harry objął Pauline w talii, a w drugim ręku trzymał torbę z kocem oraz poduszkami. Mogli pojechać do niego autobusem, ale chcieli spędzić ze sobą jeszcze trochę czasu sam na sam. Styles zdawał sobie sprawę z tego, że następnego dnia będzie w pracy ledwo żywy, ale Pauline była tego warta.

– Jaskółki na twojej piersi. – Do jego uszu nagle doszedł głos Davies. Zmarszczył brwi, nie wiedząc, o co jej chodziło. – Mamy już kolejny dzień, a więc nadszedł czas na znaczenie kolejnego tatuażu.

– Ach... O to ci chodzi. Nie wiem, czy zwróciłaś na to uwagę, ale jedna z nich jest minimalnie mniejsza od drugiej. Sam nie jestem do końca pewny, kogo one dla mnie oznaczają. Moją mamę i siostrę, mamę i Rose, czy też...

– Rose i Gemmę – dokończyła za niego. – Może przyjmijmy, że w różnych momentach twojego życia, miały inne znaczenie. Wraz z biegiem lat jaskółki zaczęły tworzyć inne duety, ponieważ tak właśnie działo się w rzeczywistości.

– Masz rację. – Pomachał lekko głową, zaciskając wargi. – Jeśli chodzi o ten projekt tatuażu dla mnie, to chcę, abyś sama wybrała jego znacznie.

– Co? – Pauline zrobiła wielkie ze zdziwienia oczy. – Harry, już sam ten pomysł jest szalony, a co dopiero teraz. Nie powinnam, a wręcz nie mogę, narzucać ci jego znaczenia.

– Chcę, żebyś to zrobiła, więc błagam cię nie zaczynaj po raz kolejny ze mną dyskusji. Taka jest moja wola, Pauline, i nie zamierzam jej zmienić. – Usłyszał westchnienie kobiety. – Jest jeszcze jedna rzecz, o której musimy porozmawiać. Jutro po pracy jadę do rodzinnego miasteczka na cały weekend.

– Nie powinieneś jechać w przyszłym tygodniu?

– Zapomniałem o tym, jak wiele o mnie wiesz oraz że jesteś niesamowitym obserwatorem. – Zaśmiał się cicho. – Moja mama potrzebuje pilnie mojej pomocy, więc to będzie taki mały wyjątek od tej zasady. Jeśli chcesz, to możesz zostać w moim pokoju. Akademik w weekendy prawie pustoszeje. Będziesz musiała jednak uważać, żeby żaden opiekun cię nie przyłapał, bo wtedy mogą być problemy. Jest też druga opcja, czyli możesz pojechać ze mną do Holmes Chapel. Moja mama na pewno się ucieszy, Rose także. W niedzielę zaś moglibyśmy sobie zrobić małą wycieczkę do Manchesteru.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Harry. – Pauline z nerwów zaczęła bawić się palcami.

– To jest idealny pomysł. Mama od lat mnie męczy pytaniem, kiedy w końcu przedstawię jej przyszłą synową. – Davies spojrzała na niego wielkimi z szoku oczami. – No co? Mogłabyś nią zostać. Moim skromnym zdaniem byłabyś wspaniałą panią Styles, ale na razie zostańmy przy byciu przyjaciółmi.

– Na razie? – Na policzkach kobiety zagościły rumieńce.

– Tak. Nigdy nie twierdziłem, że w przyszłości nie zamierzam zaprosić cię na randkę. Jesteś zbyt wartościową kobietą, żebym nie rozważał takiej opcji. Jeśli jednak, nie będziesz miała na to ochoty to zrozumiem. – Posłał jej swój najlepszy uśmiech zarezerwowany tylko dla niej. – Opowiesz mi jeszcze trochę o swojej matce? Wiem, że to może być zbyt osobiste pytanie, ale chciałbym trochę lepiej ją poznać i przy okazji ciebie.

– Za dużo myślisz o przyszłości, Styles. Naucz się żyć dniem dzisiejszym. – Wyjęła z kieszeni telefon. Weszła w folder ze zdjęciami swojej matki, następnie pokazując mężczyźnie to zrobione w dniu jej narodzin. – Moja mama była piękną kobietą o kubańskich korzeniach.

– Jesteś do niej bardzo podobna.

– To była niegdyś moja największa zmora, Harry. Po jej śmierci nie byłam w stanie spojrzeć w lustro, ponieważ zamiast siebie widziałam ją. Ten widok był zbyt bolesny. – Otarła pojedynczą łzę ze swojego policzka. – Była mądra. Miała wiedzę na każdy możliwy temat. Pomagała bezinteresownie ludziom, co ojca bardzo denerwowało. Nie mógł znieść faktu, że udziela darmowych lekcji dzieciakom z biednych rodzin.

– Dlaczego mu to przeszkadzało? Ja byłbym dumny, gdyby moja żona poświęcała swój wolny czas innym i to w dodatku w taki sposób.

– Problem w tym, że Henry od zawsze był skupiony głównie na pieniądzach. To była jego obsesja. Jeśli coś nie przynosiło żadnych korzyści materialnych było, i wciąż dla niego jest, bezużyteczne. Na całe szczęście moja mama nie pozwoliła, aby ze mnie zrobił takiego człowieka. – Odetchnęła z wyraźną ulgą. – Do tego miała anielską cierpliwość, a najlepszym przykładem na to jestem ja sama. Grałam na fortepianie bardzo źle, a jeszcze gorzej śpiewałam. Fałszowałam na potęgę. Ona jednak wciąż starała się mnie tego nauczyć. Robiła to, dopóki zdrowie jej na to pozwalało.

– W takim razie jakim cudem byłaś w stanie stwierdzić, że śpiewam czysto, że się do tego nadaję? – Harry ściągnął brwi, zastanawiając się nad tym.

– Mam bardzo dobry słuch, z czego moja mama doskonale zdawała sobie sprawę, więc z takimi rzeczami nie mam większych problemów. Poza tym teorię mam opanowaną do perfekcji, ale znacznie gorzej jest u mnie z praktyką. – Mężczyzna pokiwał delikatnie głową na znak, że rozumie. – Przede wszystkim była jednak dla mnie wojowniczką, która zawsze walczyła do końca. Nie tylko w okresie choroby, ale przez całe swoje życie. Nigdy nie stawiała na człowieku krzyżyka, gdzie inni zrobiliby to już dawno. Pragnęła każdemu pokazać, że może osiągnąć wiele, dzięki ciężkiej pracy oraz determinacji i, że przede wszystkim powinien słuchać siebie, a nie innych.

– Trochę tak jak moja, ale w innym sensie. Moja zawsze walczyła sama ze sobą, aby nie pokazać nam, jak źle z nią jest. Wciąż to robi – westchnął.

– Czasem tak jest łatwiej, zwłaszcza dla osób nam bliskich. Mieliśmy jednak już nie rozmawiać na smutne tematy. Wracając do mojej mamy. Ostatnią rzeczą, którą mogę o niej powiedzieć jest to, że na pewno by cię pokochała oraz że właśnie takiego męża by dla mnie chciała. – Davies zauważyła, że mężczyzna zawstydził się lekko na te słowa. – Co to za reakcja? Jak ty mówisz takie rzeczy, to jest dobrze, ale jak ja ci je mówię, to już nie?

– Różnica jest taka, że ja nie zasługuję na takie słowa, nawet w żartach, Pauline. Nie po tym co...

– Harry nie zaczynaj znowu tego tematu. – Kobieta pokręciła z rezygnacją głową. – Znasz już moje zdanie. Zrobiłeś coś głupiego w przeszłości, jak większość z nas i prawdopodobnie zrobisz jeszcze nie raz. Te wydarzenia, sytuacje nie powinny jednak definiować tego, kim jesteśmy obecnie oraz jak jesteśmy postrzegani przez innych. Nie zamierzam patrzeć przez pryzmat tego, co zrobiłeś w ciągu ostatnich miesięcy, ponieważ widzę, że aktualnie jesteś zupełnie inną osobą. Mam nadzieję, że powtarzam ci to już ostatni raz.

– Spróbuję już do tego nie wracać, ale musisz zrozumieć, że to nie jest dla mnie prosta rzecz. Nie potrafię sobie wybaczyć tego, co zrobiłem tym kobietom. – W tamtej chwili weszli na teren kampusu.

– Wybaczenie sobie to jedna z najtrudniejszych sztuk, ale nie jest niemożliwe. Wiem to z doświadczenia. Po śmierci mojej mamy obwiniałam się o wiele rzeczy. Wszystko jednak przychodzi z czasem, ale zadręczanie się tym w niczym nie pomaga, a wręcz przeciwnie, jedynie powoli nas niszczy. – Pauline przytuliła się do niego.

– Co ja bym zrobił, gdybym ciebie nie poznał, Davies. – Pocałował kobietę w czubek głowy.

Weszli do akademika, a ona od razu się spięła, przypominając sobie poprzednią noc. Harry objął ją mocniej w talii. Wiedziała, że w razie czego mężczyzna nie pozwoli, aby ktoś ją skrzywdził. Mimo to szła żwawiej niż zwykle, a jej serce przyspieszyło. W głowie Pauline po raz kolejny pojawiła się myśl, że to nie było życie dla niej. Powinna pozostać w idealnie zaplanowanym świecie, w którym nie było miejsca dla jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Potrząsnęła lekko głową, aby odgonić od siebie te niepożądane myśli. Życie pod kloszem zdecydowanie nie było dla Davies dobre. To właśnie przez to czuła strach, bała się tego, co mogło ją spotkać. Wiedziała, że musiała odkryć świat na nowo, nauczyć się odpowiednio reagować na różne sytuacje. Strach z czasem odejdzie, a kiedy to się stanie to wszystko będzie prostsze.

– Chcesz się iść umyć? – zapytał Harry, kiedy przekroczyli próg jego pokoju. – Jeśli po wczorajszej sytuacji nie czujesz się pewna, to możesz to zrobić jutro, gdy wrócę z pracy. O tę porę nie będzie już tutaj prawie nikogo, więc będziesz to mogła zrobić bezstresowo.

– To ja chyba wolę tę drugą opcję. Mogłabym dostać coś ciepłego do picia? – Dopiero, gdy zadała to pytanie Harry zauważył rumieńce na jej policzkach oraz to, że pocierała o siebie dłonie, aby je rozgrzać.

– Pewnie, że tak. Pójdę nam zrobić gorącą czekoladę, a ty w tym czasie zastanów się nad moją propozycją wyjazdu.

– Okay – Pauline westchnęła, zdając sobie sprawę z tego, że Harry nie dałby tak łatwo za wygraną.

Davies podciągnęła nogi do piersi i oparła na kolanach głowę. Obawiała się spotkania z rodziną mężczyzny. Mimo jego zapewnień nie czuła, że będzie tam mile widziana. Poza tym nie miała dla nich niczego, a mama nauczyła ją, że nie powinno się iść w gości z pustymi rękoma. Więcej rzeczy było przeciw jej wyjazdowi niż za. Nie chciała też im w niczym przeszkadzać, a Styles wspomniał, że miał jakieś sprawy do załatwienia.

Kiedy usłyszała szczęk zamka w drzwiach spojrzała w ich stronę. Jej oczom ukazał się Mark. Miał na sobie jedynie szare, sportowe szorty, nisko zwisające z bioder. Z włosów w kolorze platyny ściekała woda. Rzucił w kąt mokre rzeczy i położył się na łóżku, dzięki czemu Pauline mogła zobaczyć jego żebra.

– Myślałem, że już dzisiaj nie wrócicie, tak długo was nie było, ale na całe szczęście jesteście cali i zdrowi. Znaczy taką mam nadzieję, bo nigdzie nie widziałem jeszcze Stylesa. Wiem jednak, że jeśli coś mu zrobiłaś to zapewne na to zasłużył. – Obrócił się na bok, opierając głowę na ręku. – A teraz powiedz mi kochana, co cię tak trapi?

– Skąd wiesz, że coś się dzieje? – Mark spojrzał na nią, a jego oczy mówiły jedno: żartujesz sobie ze mnie? – Harry chce, żebym pojechała z nim jutro do Holmes Chapel.

– To powinien być dla ciebie nie lada zaszczyt, a nie zmartwienie. Styles nie zabrał nikogo do swojego rodzinnego domu z wyjątkiem mojej osoby, więc wiem, że warto się tam udać. Rose to nieziemska dziewczynka, która jest w stanie rozkochać w sobie każdego. Za to pani Anne... Ta kobieta jest... Nie ma słów, które by ją opisały, ale od kiedy tylko ją poznałem to czułem emanującą od niej matczyną miłość. Do tego gotuje tak, że człowiek dostaje spożywczego orgazmu, czy jak to się mówi.

– Tego się domyślam, ale nie chcę tam jechać, gdy nikt się mnie tam nie spodziewa, a do tego jeszcze z pustymi rękoma – Pauline westchnęła. – A o tym, że to są wspaniałe kobiety, wiem już od Harry'ego.

– Zdecydowałem się jakieś pięć minut przed wyjazdem, więc o czym my w ogóle rozmawiamy? – Mark się zaśmiał. – Słuchaj, Pauline. Nie znam cię prawie wcale, ale chyba wiem, o co chodzi. Sam byłem w takiej sytuacji, kiedy mój chłopak Taylor zaprosił mnie do siebie, abym poznał jego rodzinę.

– Zaczekaj chwilę, bo coś mi tu nie pasuje. – Davies uniosła jedną dłoń. – Harry wspominał, że masz dziewczynę. Poza tym te zdjęcia Kim Kardashian. Chyba czegoś tu nie rozumiem.

– Powiem ci, że ja też nie do końca. W sensie to jest, według mnie, dość skomplikowane, ponieważ sam nie wiem, kim jestem. Podobają mi się mężczyźni, czuję do nich pociąg seksualny, ale kiedy próbowałem z nimi być, nie było mi dobrze, a przynajmniej nie tak dobrze jak z kobietami. Oczywiście nie chodzi mi o seks, a o ogólną relację. Czułem pewnego rodzaju dyskomfort. Chyba można tak to ująć. Także teraz sama widzisz, że znajduję się w dość dziwnej sytuacji, której sam do końca nie umiem wyjaśnić. – Mark wzruszył ramionami, tak jakby się tym nie przejmował. – Wróćmy jednak do ważniejszego tematu. Tak naprawdę nie chodzi o to, o czym mówisz, a o rzecz, której nie chcesz dopuścić do siebie. Próbujesz w ten sposób wyprzeć rzeczywisty powód. Boisz się tego, że on chce cię przedstawić swojej rodzinie, ponieważ to oznacza, że traktuję waszą relację poważnie. Może zabrzmi to stereotypowo, ale wydaje mi się, że wy, kobiety prawie zawsze to bardziej przeżywacie. W sumie też wiem, jak to jest. Można powiedzieć, że w związkach z mężczyznami, to ja robiłem za płeć piękną. – Odgarnął teatralnie grzywkę, która opadała mu na oczy. – Myślę, że nie chodzi tutaj też jedynie o to. Harry powiedział mi, że masz teraz nieciekawą sytuację rodzinną, ale nie zagłębiał się w szczegóły. Sądzę, więc, że Styles nie chce po prostu, żebyś została sama w ten weekend. On się o ciebie martwi, Pauline.

– Chyba masz rację – westchnęła. – W obu przypadkach. Boję się, że to dla niego coś poważnego, że z obu stron tak jest.

– Chyba nie rozumiem. W czym, więc jest problem?

– Boję się zaangażować, ponieważ wszystkie moje związki kończyły się złamanym sercem. Zostawiali mnie z różnych powodów, ale tylko ja cierpiałam. Bawili się mną, taka jest prawda. Wiem, że Harry taki nie jest, ale ten lęk i tak istnieje gdzieś w środku mnie. Już pominę fakt, że nie mam zielonego pojęcia, jak funkcjonować w normalnym świecie, Mark.

– Moim skromnym zdaniem po prostu wyolbrzymiasz swoje problemy, Pauline. Okay one są ważne, ale... To nie powinno przeważać nad innymi rzeczami. Musisz rozważać plusy oraz minusy na równi, że tak to ujmę.

Kobieta chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tamtej chwili drzwi do pokoju otworzyły się. Harry stanął w progu z dwoma kubkami w dłoniach. Zmarszczył brwi, spoglądając to na Marka, to na Pauline, ponieważ wyczuwał jakąś dziwną atmosferę panującą między nimi. Po chwili stwierdził jednak, że jedynie mu się to wydawało.

– Proszę. – Podał kobiecie różowy kubek z parującą cieczą.

– Mam nadzieję, że drugi kubek jest dla mnie. – Na twarzy Marka pojawił się szeroki uśmiech.

– Wydaje mi się, że wiesz, gdzie znajduje się kuchnia. – Usiadł obok Pauline, zachowując między nimi odległość, tak że mogła tam usiąść jeszcze jedna osoba. Chciał być blisko niej tak jak przez cały tamten wieczór, ale doszedł do wniosku, że powinien zachować dystans.

Miał mętlik w głowie, ponieważ nie wiedział, co czuł względem kobiety. To zmieniało się powoli w zauroczenie, a on zdawał sobie z tego sprawę. Harry nie odczuwał tego od paru lat, przez co obawiał się tego, co podpowiadało mu serce. Nie posiadł już przy sobie Gemmy, która mogłaby go wspomóc radą. Jedyną osobą, prócz Pauline, do której mógł się zwrócić była jego matka. Nie zwracał się do niej ze swoimi zmartwieniami od dłuższego czasu, co skutkowało tym, że nie wiedział, jak się do tego zabrać. Z jednej strony wydawało się to być jedną z najprostszych rzeczy. Wystarczyło jedynie pójść do Anne i powiedzieć, co leżało mu na sercu. Z drugiej jednak strony musiał to wszystko ubrać w takie słowa, aby chociaż po części zrozumiała, co czuł względem Davies.

Zastanawiał się też, co znaczyła dla niego propozycja złożona kobiecie. Czy miał być to dla niego na pewno jedynie kolejny wyjazd do Holmes Chapel, czy może jednak coś więcej? Nie wiedział wciąż także, dlaczego jego matce tak bardzo zależało na tym, aby przyjechał w ten, a nie następny weekend. Martwiło go to, ponieważ nigdy wcześniej taka sytuacja nie miała miejsca. To wszystko sprawiało, że Harry był pewny, iż nie zaśnie tamtej nocy. Czuł, że prawdopodobnie odda się w objęcia Morfeusza dopiero wieczorem, gdy chociaż jedna z tych spraw się wyjaśni.

– Ziemia do Harry'ego. – Mark pomachał mężczyźnie przed oczami, na co ten zamrugał szybko.

– Mówiłeś coś do mnie? – Dopiero w tamtej chwili Styles zorientował się, jak wesoła atmosfera panowała w pokoju oraz, że Davies zdążyła już wypić połowę swojej czekolady. Zadał sobie pytanie na jak długo odpłynął w świat swoich zmartwień.

– Pauline wspominała, że zamierzacie w niedzielę zwiedzić jeszcze Manchester, więc chciałbym zapytać, o której macie zamiar wrócić do Londynu? Mamy małe plany i chcemy zobaczyć, czy wypalą.

– Czyli zamierzasz jednak ze mną pojechać? – Spojrzał na nią, a kobieta nieśmiało przytaknęła, na co on posłał jej niewielki uśmiech. – Cieszy mnie to. Myślę, że mimo naszych planów powinniśmy wrócić tak jak zwykle na osiemnastą, ewentualnie dziewiętnastą, jeśli nie wyrobimy się na wcześniejszy autobus. Możecie mi zdradzić, co wasza dwójka spiskuje za moimi plecami? Zaraz jeszcze pomyślę, że wolisz Marka ode mnie.

– A nawet jeśli to co? Będziesz wtedy zazdrosny? – Mężczyzna przez parę sekund nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Czy Pauline próbowała z kim flirtować?

– Nawet nie wiesz jak bardzo. – Przysunął się do niej tak, że ich palce się stykały. Spojrzał prosto w jej oczy koloru gorzkiej czekolady.

– Tak, że byłbyś w stanie zabić?

– Żebyś wiedziała, że tak. – Pokiwał ledwo zauważalnie głową.

– Byłbym wdzięczny, gdybyście przestali ze sobą flirtować, bo to lekko krępujące. Lepiej porozmawiajmy o tym, że w niedzielę idziemy całą naszą ekipą na imprezę – krzyknął Mark, podnosząc ręce do góry.

– Na imprezę? – w głosie Harry'ego dało się wyczuć wyraźne zdziwienie.

– Nie nie mów mi, że z nami nie pójdziesz? Nie pamiętam, kiedy ostatnio gdzieś razem wyszliśmy.

– Jesteś pewna, że chcesz iść do klubu? Nigdy wcześniej w żadnym nie byłaś – powiedział to wyraźnie zmartwiony.

– Zawsze musi być ten pierwszy raz, mój drogi. Poza tym, jeśli ze mną pójdziesz, to nie powinno mi się nic stać. No chyba, że masz już dość robienia za mojego prywatnego ochroniarza. – Ziewnęła.

– Lubię za niego robić, ale chyba musimy porozmawiać o moim wynagrodzeniu. W końcu to taka jakby moja druga praca. – Zaśmiał się, po czym wziął łyka czekolady. – Połóż się lepiej, bo już zasypiasz, Pauline.

– Tak, masz rację, ale tak dobrze mi się z wami rozmawia, że chciałam to jak najbardziej odwlec w czasie. – Odstawiła kubek na szafkę, po czym ułożyła głowę na ramieniu Harry'ego.

– Spokojnie, kochana nigdzie się stąd nie wybieramy, ale ty musisz porządnie wypocząć, żeby mieć siły na szalone poznawanie świata z naszą dwójką.

Styles chciał, a wręcz pragnął, aby słowa Marka okazały się prawdą. Czuł jednak w głębi siebie, że gdzieś tam tliła się obawa, iż było to rzeczą niemożliwą. Prędzej czy później będzie musiał opuścić Londyn i wrócić do Holmes Chapel, które było oddalone o kilka godzin drogi od stolicy. Ta myśl go bolała, ponieważ zdążył nawiązać niezwykłą więź z kobietą. Coś go do niej przyciągało i pomimo że się zapierał, nie był w stanie z tym wygrać. Starał się więc, jak najmniej myśleć o tym, że niedługo ich dwójkę mogła dzielić zbyt wielka odległość.

– Harry? – Usłyszał delikatny głos Pauline. Spojrzał na nią pytająco. – Też powinieneś się położyć. Jest już późno, a ty musisz jutro rano wcześnie wstać. Mark już chrapie. Nie widziałam jeszcze, żeby ktoś tak szybko zasypiał.

– Mark ma do tego niezwykły dar. Dzisiaj też chcesz się do mnie poprzytulać? – Davies pomachała twierdząco głową, a na jej policzkach pojawił się rumieniec.

– Chciałabym też się dowiedzieć, co tak zaprząta twoje myśli, że co chwila odpływasz. Wiem jednak, że to nie moja sprawa – powiedziała to tak cicho, że mężczyzna ledwie ją usłyszał.

Harry w milczeniu odstawił kubek. Spostrzegł, że dresy Pauline leżały złożone na podłodze, a ona sama była już pod kołdrą. Westchnął. Musiał zacząć ograniczać swoje zamartwianie się, ponieważ przez to jedynie tracił czas, który mógłby spędzić z Davies. Rozebrał się do bokserek, po czym ułożył koło niej. Kobieta niemalże od razu przewróciła się na drugi bok i wtuliła w jego ciepłe ciało.

– Mam swoje problemy, Pauline. To one sprawiają, że ciągle tak odpływam. To nie jest tak, że to nie twoja sprawa. Po prostu wiem, że masz już aż zanadto swoich rzeczy na głowie, więc nie chcę dokładać ci jeszcze swoich zmartwień. – Przez cały czas, gdy to mówił, gładził delikatnie jej włosy.

– Rozumiem, Harry. Pamiętaj jednak o tym, że gdybyś zmienił zdanie, to zawsze możesz do mnie z nimi przyjść, powiedzieć o wszystkim, co leży ci na sercu. Może nie będę w stanie ci czasem pomóc, ale za każdym razem cię wysłucham.

– Wiem, skarbie. – Złożył pocałunek na jej czole. – A teraz idź już spać. Dobranoc, Pauline.

– Dobranoc, Harry.

***

Pauline po raz kolejny sprawdziła czy na pewno wszystko spakowała do torby. Im bliżej było godziny wyjazdu tym bardziej nerwy przejmowały nad nią kontrolę. Szukała sobie ciągle jakiegoś zajęcia, dzięki któremu mogłaby zająć swoje myśli. Kiedy była pewna, że w akademiku nie było prawie nikogo, poszła wziąć prysznic, a potem udała się na małe zakupy. Kupiła dla siebie najpotrzebniejsze rzeczy do higieny, a także prezenty dla Harry'ego oraz jego bliskich. Do tego posprzątała w pokoju, ponieważ nie mogła już dłużej patrzeć na to w jakim stanie było pomieszczenie. Ostatnim zajęciem, jakie przyszło jej do głowy, było spakowanie się, ale i to miała już z głowy. Rzuciła jeszcze okiem na listę leżącą na niewielkim stoliku. Wpisała na nią interesujące oferty pracy. Wiedziała, że nawet jeśli którąś z nich uda jej się dostać, to i tak będzie musiała zrezygnować z życia, które wiodła dotychczas. Do szczęście kobiecie nie były jednak potrzebne rzeczy od Chanel oraz wakacje na Hawajach. Pauline pragnęła jedynie odrobiny miłości, czułości oraz przyjaźni. Uświadomiła sobie, że ostatnie dni spędzone z Harrym i Markiem były najlepszymi w jej życiu.

Do uszu kobiety dotarł dzwonek telefonu. Spojrzała na wyświetlacz. Jej ciało momentalnie się spięło, ale mimo to postanowiła odebrać.

– Asher?

– Tak to ja, Pauline. Możesz być spokojna. – Davies wypuściła powietrze, które nieświadomie wstrzymywała w płucach. – Ojciec podobno widział cię wczoraj późnym wieczorem. Mówił, że szłaś z jakimś mężczyzną.

– Wybraliśmy się z Harrym na spacer i przy okazji natknęliśmy na niego. – Usiadła na łóżku.

– To wy byliście w jego gabinecie, prawda? Nikt poza tobą raczej nie wyrzuciłby naszego rodzinnego zdjęcia do śmietnika.

– Owszem zrobiłam to, ale nie żałuję. Poza tym to nie jest nasze zdjęcie rodzinne. Moja rodzina już dawno nie żyje. Może za to być twoja, ale wiesz, że Henry jeszcze zrani twoją matkę. Zrobi jej to samo, co zrobił mojej – w głosie Pauline było słychać wyraźny gniew. Starała się, aby negatywne emocje nie przejmowały nad nią kontroli, ale to nie należało do rzeczy prostych. – Poza tym, jeśli miałam otworzyć się przed Harrym, to mogłam to zrobić jedynie w miejscu, w którym moje życie zamieniło się w prawdziwe piekło.

– Pauline, proszę cię uważaj na niego. Nie znasz go ani długo, ani dobrze, więc nie mów mu zbyt wiele o sobie. Nie daj się wykorzystać.

– Znam go na pewno lepiej od ciebie, bo tak się składa, że ty nie wiesz o nim niczego. Nie powinieneś go w takim razie oceniać. Zwłaszcza, że on by nie zrobił tego względem ciebie. Dzięki niemu mam dach nad głową. Zaopiekował się mną w tych trudnych dla mnie chwilach. Przez cały ten czas nie zrobił ani jednej nieodpowiedniej rzeczy.

– Słyszę, że dyskusja z tobą na jego temat nie ma sensu. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał powiedzieć kiedyś: „a nie mówiłem" – westchnął. – Co planujesz zrobić dalej? Nie będziesz przecież przez cały czas mieszkać z nim.

– Zamierzam sobie znaleźć pracę oraz mieszkanie, więc byłabym bardzo wdzięczna, jeśli mógłbyś spakować moje rzeczy. Kiedy tylko coś wynajmę podeślę ci adres. Ufam ci, więc wierzę, że nie przekażesz go ojcu ani też nie powiesz mu o moich planach – powiedziała stanowczym głosem.

– Zwariowałaś, ale szanuję twoją decyzję, co nie oznacza, że się z nią zgadzam. Do zobaczenia, Pauline. – Po tych słowach kobieta usłyszał dźwięk przerwanego połączenia.

– Z kim rozmawiałaś? – Głos Harry'ego przestraszył Davies. Zapomniała, że mężczyzna potrafił bezszelestnie wchodzić do pokoju.

– Z Asherem. Chciał się upewnić, czy wszystko u mnie w porządku. Poprosiłam go, aby spakował moje rzeczy, które zostały w domu. Jak tylko znajdę jakieś mieszkanie to ma mi je przywieźć. – Posłała mu niewielki uśmiech.

– Słyszałem. Widzę, że z prysznicem poradziłaś sobie sama, ale to bardzo dobrze, bo nie mamy zbyt wiele czasu. Jack czeka już na parkingu. Podwiezie nas na dworzec, ale wcześniej pojedziemy obejrzeć mieszkanie. Jak się okazało jeden kolega z pracy ma jedno do wynajęcia, a tak właściwie to apartament w bardzo korzystnej cenie. W sumie sam się zdziwiłem. Nie martw się na spokojnie powinno cię na niego stać. Powiedział mi, że nie chce go na razie sprzedawać, a sam mieszka ze swoją narzeczoną w domu na obrzeżach Londynu i nie zamierza się stamtąd ruszać. Zależy mu na tym, aby jak najszybciej ktoś w nim zamieszkał. – Styles podniósł z podłogi swoją torbę oraz tę należącą do Pauline.

– To wspaniała wiadomość, Harry. W końcu będę mogła cię odciążyć. A tak poza tym to mogłabym sama wziąć swój bagaż. – Wyciągnęła rękę, ale mężczyzna od razu się odsunął.

– Po pierwsze nie jesteś dla mnie żadnym ciężarem, a po drugie mogę wziąć twoją torbę. A teraz zapraszam panią. – Otworzył przed nią drzwi.

Chwilę później szli parkingiem kampusu, a w oczy Pauline rzucił się czerwony opel. Wyglądał na dość starego, ale jak dało się zauważyć mężczyźnie opierającemu się o niego wystarczał. Jack posłał jej uśmiech, gdy tylko znalazła się w zasięgu jego wzroku. Miał na sobie czarne spodnie oraz dopasowaną skórzaną kurtkę z jasnobrązowym kożuszkiem. Włosy miał schowane pod czerwoną czapką z pomponem.

– A więc to jest kobieta, która zawróciła w głowie mojemu przyjacielowi. – Chwycił jej dłoń, gdy stanęli przy nim i ucałował ją.

– Widzę, że mimo bycia Amerykaninem nabyłeś angielskich manier. – Zarumieniła się.

– Styles mnie trochę ich poduczył, a jeśli o nim mowa... – Spojrzał nad jej ramieniem na mężczyznę. – Nie obrazisz się, jeśli ta oto piękność usiądzie razem ze mną z przodu?

– Chciałbym mieć czas na zastanowienie, ale niestety nie jest mi on dany, więc powiem, że nie. – Wrzucił ich torby do bagażnika.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy. – Otworzył kobiecie drzwi.

Nie minęło nawet pięć minut, a oni już jechało ulicami Londynu. Harry z Jackiem rozmawiali o kimś, kogo Pauline nie kojarzyła. Wpatrywała się w widoki za szybą, które szybko jej migały. Zorientowała się, że znajdują się w części miasta, której nie znała. Wyglądała na bardzo luksusową. Wnioskowała to po nazwach sklepów oraz restauracjach charakterystycznych dla takich dzielnic. Znała je z innych miast, w których bywała.

– Jesteśmy na miejscu. – Jack zaczął parkować przy jednym z apartamentowców.

– Nie pomyliliście przypadkiem adresu? Wątpię, aby było mnie stać na pokój w tej okolicy, a nie mowa o całym apartamencie. – Pauline spoglądała to na jednego, to na drugiego mężczyznę.

– Nie sądziłaś chyba, że znajdę ci byle jakie lokum? Nie masz się czym przejmować, skarbie. Po prostu mi zaufaj, jak to robiłaś dotychczas. – Harry wyszedł z pojazdu, a chwilę po nim zrobiła to kobieta. Zauważyła, że witał się on z jakimś mulatem, który czekał przed wejściem do budynku. – Ethan, to jest właśnie Pauline, o której ci mówiłem.

– Dzień dobry – powiedziała Davies niepewnie, zastanawiając się, co się właśnie działo.

– Miło mi cię poznać, ponieważ Harry mówił mi o tobie wiele dobrego. – Wyciągnął w jej stronę rękę, którą Pauline uściskała. – Rozwiewając wszelkie twoje wątpliwości. Wystarczy, że będziesz opłacać rachunki. Ja za wynajem nie oczekuje żadnej zapłaty, czynsz także opłacę z własnej kieszeni. W swoim czasie dowiesz się dlaczego. Nie pytaj o to Harry'ego, ponieważ jemu też nie chciałem zdradzić mojego małego sekretu. Apartament już od jakiegoś czasu stoi opuszczony. Nie chcę go na razie sprzedać, ponieważ nie mam pojęcia, jak dalej potoczy się moje życie. Postanowiłem, że zrobię to dopiero jakiś czas po ślubie, gdy będę pewny na czym stoję.

– Okej, ale nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy. Harry wspominał, że jesteś jego kolegą z pracy.

– To akurat prawda. Mam firmę w jednym z biurowców, mieszczących się przy kawiarni i jestem jej stałym bywalcem. Wiem, że nie macie wiele czasu, więc zapraszam. – Otworzył przed nimi drzwi.

Znaleźli się wielkim holu, gdzie znajdowała się recepcja. Pomieszczenie było urządzone w nowoczesnym stylu. Na jego wystrój składało się dużo złota, szkła oraz marmurów, co sprawiało, że wnętrze wręcz ociekało luksusem.

Ethan przywitał się z pracownikami, po czym ruszyli w stronę wind. Pauline czuła się jak we śnie. W między czasie zastanawiała się też, jakim cudem nie zauważyła nigdy wcześniej mulata w kawiarni. Zwłaszcza, że mężczyzna wydał się, według niej, dość charakterystyczny.

Apartament znajdował się na dwudziestym piątym piętrze. Tak jak i reszta budynku został utrzymany w nowoczesnym stylu. W jego wystroju przeważał kolor czarny, biały oraz szary, ale dało się dojrzeć także srebrne elementy. Niektóre ze ścian były przeszklone, a za nimi rozpościerał się idealny widok na Londyn. W skład apartamentu wchodziły dwie duże sypialnie z garderobami oraz łazienkami, była jeszcze jedna dodatkowa przeznaczona dla gości, a do tego kuchnia połączona z salonem i gabinet.

Pauline interesowały jednak głównie obrazy, znajdujące się w poszczególnych pomieszczeniach. Każdy oglądała z wielką starannością. Chłonęła ich każdy najmniejszy szczegół. Znała te dzieła bardzo dobrze. Wyglądały na oryginały, ewentualnie bardzo dobre reprodukcje. Kobieta była pod wielkim wrażeniem ich, jak i samego apartamentu.

– Te obrazy...

– To oryginały – Ethan nie pozwolił jej dokończyć. – Prezenty od moich rodziców.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, jak wiele są one warte? To nie są byle jakie malunki, a dzieła wpływowych współczesnych artystów. – Pauline nie próbowała nawet ukryć, jakie wrażenie na niej wywarły.

– Prawdopodobnie, ale nie interesuje mnie sztuka, więc nie zwróciłem na nie szczególnej uwagi. Sądzę, że nawet, gdy postanowię sprzedać w końcu ten apartament to nie zamierzam wliczać ich w cenę, bo nikt by go wtedy nie kupił. Nie zamierzam też ich zabierać ze sobą. Wiążą się z nimi... No cóż... Niezbyt przyjemne wspomnienia. – Przesunął po stole umowę najmu. – To jak? Zdecydowana?

– Zamieszkanie wśród tych dzieł to moje marzenie, więc tak.

Kobieta podpisała umowę, a potem Ethan zostawił ich samych. Pauline nawet trzymając w dłoniach klucz wciąż nie była w stanie w to uwierzyć. Ten apartament mógł być marzeniem niejednej osoby, a tymczasem w poniedziałek to ona miała w nim zamieszkać, a do tego płacić za niego grosze. Poczuła duże dłonie, obejmujące ją w talii oraz głowę ułożoną na jej ramieniu. Do nozdrzy kobiety dotarł cytrusowy zapach perfum Harry'ego.

– Wymarzone mieszkanie dla takiej osoby jak ty. Wiedziałem, że ci się spodoba. Teraz jednak musimy się już zbierać, jeśli nie chcemy się spóźnić na autobus – głos mężczyzny był cichy, ponieważ nie chciał przerywać tej magicznej chwili.

Pauline pomachała jedynie lekko głową na znak, że zrozumiała. Rzuciła jeszcze okiem po apartamencie, aby zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Opuścili go, a kobieta zamknęła drzwi na klucz. Kiedy tylko schowała je do torebki, Harry chwycił jej dłoń. Davies lubiła jego delikatny dotyk. Był on dla niej tak subtelny, że za każdym razem się nim rozkoszowała i nie chciała, aby się kończył. Styles czuł podobnie. Wykorzystywał bezwstydnie każdą sytuację, by tylko jej dotknąć. Wiedział, że kobieta boi się jazdy windą. Usprawiedliwiał się, więc tym, że chciał, aby czuła, że on przy niej był.

– Musisz oswoić się z jazdą windą. Chyba nie będziesz na dwudzieste piąte piętro wchodzić schodami?

– A czemu nie? To podobno bardzo dobre ćwiczenie na ładny tyłem, a wy mężczyźni często najpierw zwracacie na niego uwagę. – Zaśmiała się, ale w jej głosie dało się wyczuć zdenerwowanie. Harry wiedział, że musiał czymś zająć jej myśli.

– To ja chyba muszę zmienić płeć, bo ja zwykle najpierw patrzę na oczy, potem na charakter, a resztę zostawiam na koniec. Znaczy w twoim przypadku najpierw spojrzałem na twój kształtny tyłeczek, ale to tylko dlatego, że wyszłaś tak szybko z kawiarni, że nie byłem w stanie zobaczyć twoich oczu. – Na te słowa oboje się zaśmiali.

– Twierdzisz, że mój płaski tyłem jest kształtny? – Uniosła brwi do góry.

– Mi osobiście się podoba. – Posłał Pauline uśmiech, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. W tej samej chwili wyszli z windy.

Kiedy wsiedli do samochodu, Harry wrócił do przerwanej rozmowy z Jackiem. Davies nie przysłuchiwała się im jednak tym razem, a jedynie wpatrywała w profil mężczyzny. Czuła, że zauroczyła się w Stylesie. Nigdy nie wierzyła w to, że ktoś mógł się jej spodobać w tak krótkim czasie albo, że coś do niego poczuje. Zawsze w liceum dziwiła się, widząc dziewczyny, które zakochiwały się w ledwo poznanych chłopakach. Twierdziła, że stanowiło to rzecz niemożliwą, było zwykłym urojeniem. Wszystko jednak zmieniło się tamtego dnia, ponieważ Pauline Davies była niemalże pewna, iż zauroczyła się w Harrym Stylesie, który każdego dnia udowadniał jej, że mu na niej zależy. Przykładem na to mogła być chociaż wcześniejsza sytuacja w windzie. Kobieta zorientowała się, że próbował odciągnąć jej myśli od pomieszczenia, w którym się znajdowali. Poza tym Harry pomagał Pauline na każdym kroku. Nikt wcześniej, prócz matki oraz babki, nie zrobił dla niej aż tak wiele.

***

Pauline zaczęła budzić Harry'ego, gdy zobaczyła znak z napisem "Holmes Chapel". Mężczyzna zasnął na jej ramieniu jeszcze zanim opuścili Londyn. Zanim jednak całkiem odpłynął czuł, że Davies zaczęła bawić się jego włosami, co mu się bardzo podobało. Stylesowi przypominało to stare czasy, gdy kładł się na kokonach matki, a ona go po nich głaskała. Tęsknił za tym. Wtedy życie wydawało się być pozbawione wszelkich problemów. Chociaż właściwie było ich pełno, ale były bardziej błahe niż te, które pojawiły się później.

– Jesteśmy już chyba na miejscu. Mijaliśmy znak z nazwą miasteczka, o którym mi mówiłeś.

Harry przetarł oczy dłonią i zamrugał szybko parę razy. Wyjrzał przez szybę autobusu. Na widok znajomych budynków na jego twarzy pojawił się uśmiech. W końcu był w domu.

Pauline nie potrzebowała żadnych słów, wystarczył sam wyraz zielonych oczu, aby wiedziała, że byli w miejscu, w którym wychował się Harry. Znała tę reakcję aż nazbyt dobrze. Czuła się tak samo, gdy przechodziła koło albo odwiedzała miejsca, do których przychodziła z matką. Emocje, które się wtedy pojawiały, były niedoopisania.

Wysiedli na najbliższym przystanku. Kobieta rozejrzała się dookoła. Otaczały ich niewielkie sklepiki oraz restauracje. Na ich dachach oraz chodnikach przy nich znajdowała się cienka warstwa śniegu. Pauline uśmiechnęła się na ten widok. Krajobraz rozciągający się przed nią był uroczy. Żadne miejsce na świecie, które dotychczas odwiedziła, nie wywarło na niej takiego wrażenia jak niewielkie Holmes Chapel. Wystarczyła chwila, aby zaliczyła je do listy swoich ukochanych miejsc.

– Gotowa na małą wycieczkę po tym urokliwym miasteczku? – Davies przytaknęła, więc Harry chwycił jej drobną dłoń.

Szli powoli ulicami, a Styles opowiadał jej o swoim dzieciństwie oraz młodości. Pauline co chwila wybuchała śmiechem, ponieważ jak się okazało spokojny mężczyzna, którego znała, był skory do wygłupów i nie raz wpadł w jakieś tarapaty. Zdarzyło mu się nawet uciekać przed policją, ponieważ nie miał pieniędzy na róże dla dziewczyny, która mu się spodobała, to podkradł je z ogrodu pewnej starszej pani. Pokazał jej także miejsce, w którym po raz pierwszy się całował. Nie wspominał jednak tego wydarzenia dobrze. Tabitha włożyła mu wtedy niemalże od razu język do ust. Niestety, zrobiła to tak gwałtownie, że chłopak aż zaczął się krztusić.

– A oto dom, w którym się wychowałem. – Zatrzymali się przed niewielkim jednopiętrowym domem. – Jesteś już gotowa na to, aby poznać moją rodzinę, czy chcesz jeszcze chwilę zaczekać?

– Minuta czy dwie nic tu nie zmieni, Harry. Moje zdenerwowanie nagle nie wyparuje. – Mężczyzna zauważył, że bawiła się palcami. Domyślił się, że to jej tik nerwowy.

– Pauline nie ma, czym się stresować. Moja mama i Rose cię pokochają. Jestem tego pewien. Poza tym ja będę cały czas przy tobie. W razie czego poratuję cię w potrzebie. – Ścisnął jej dłoń, chcąc dodać otuchy.

Harry otworzył drzwi, po czym weszli do środka. Do ich nozdrzy doszedł zapach domowego ciasta. Davies przypomniały się czasy, gdy żyła jeszcze jej matka i razem piekły. Henry tego nie pochwalał, ponieważ zawsze wtedy robiły wokół siebie ogromny bałagan. One jednak nie zwracały na to uwagi. Liczył się dla nich jedynie wspólnie spędzony czas. Tak jakby już wtedy wiedziały, że nie zostało im wiele wspólnych chwil.

Styles wziął od Pauline kurtkę, a następnie odwiesił ją na wieszak, jak na prawdziwego dżentelmena przystało. Kobieta już miała się schylić, aby zdjąć buty, gdy do jej uszu dotarł odgłos kroków. Znieruchomiała na ten dźwięk. Trwało to jednak zaledwie parę sekund, ponieważ Davies doszła do wniosku, że musiała się czymś zająć, aby wszystko wyglądało jak najbardziej naturalne. Nie mogła przecież stać jak jakiś posąg. Nie chciała, aby Anne pomyślała, że coś z nią nie tak.

– Nareszcie jesteś synku... – w przedpokoju rozniósł się głos pani Styles, który urwał się, gdy ta zobaczyła Pauline. Jej źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia, ponieważ Harry od wielu miesięcy, jeśli nie lat, nie przyprowadził do domu żadnej kobiety.

– Cześć, mamo.

Davies nie była w stanie zobaczyć wielkiego uśmiechu mężczyzny, który pojawił się na jego twarzy na widok rodzicielki. Podszedł do niej i objął ją ramionami. Wtulił się w ciało matki, zaciągając się zapachem dobrze mu znanych perfum. Nie wstydził się swojej chwili słabości, ponieważ uważał, że nie powinno, a wręcz nie można było, wstydzić się swoich własnych uczuć w stosunku do kobiety, która nosiła cię dziewięć miesięcy pod sercem, a przez następne lata znosiła trudy twojego wychowania.

– Chciałbym, abyś poznała bardzo ważną dla mnie osobę. – Oderwał się od niej i przeniósł wzrok na szatynkę. – To moja przyjaciółka Pauline. Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać to, że ją ze sobą zabrałem. Ma chwilowe problemy w życiu osobistym i nie chciałem, aby została sama.

– Dzień dobry – Davies odezwała się niepewnym głosem, posyłając Anne nieśmiały uśmiech.

– Witaj, skarbie. – Kobieta przytuliła Pauline. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę cię poznać. Dziwię się jednak, że Harry nic mi o tobie nie opowiadał. Nazywam się Anne i jeśli nie będzie cię to krępować, to możesz się do mnie zwracać po imieniu.

– Dobrze. – Davies wciąż czuła się nieswojo w nowej sytuacji. Zwykle nie miała problemów z poznawaniem nowych osób, ale w tym wypadku było inaczej.

– To ja zaniosę torby na górę i przygotuję pokój gościnny. – Harry przerwał niekomfortową dla Pauline sytuację. – Gdzie w ogóle jest Rose? Jakoś tak dziwnie cicho jest w domu, a to do niej niepodobne.

– Zasnęła. Ostatnio była trochę przeziębiona, przez co jest osłabiona. Śpi w twoim pokoju, więc zachowuj się w miarę cicho.

– Jak ona o tę porę ucięła sobie drzemkę, to czuję, że nie pozwoli nam spać w nocy. – Zaśmiał się, po czym zaczął się wspinać po schodach, trzymając torby w dłoniach.

– Chodź do kuchni, kochanie.

Pauline zaczęła powoli iść za kobietą. Rozglądała się trochę dookoła. Uśmiechnęła się, gdy przechodziła obok ściany wypełnionej rodzinnymi zdjęciami. Mogła chociaż przez chwilę przyjrzeć się temu, jak mężczyzna wyglądał w czasach jego dzieciństwie i młodości.

– Napijesz się czegoś? Ciasto, co prawda nie zdążyło jeszcze ostygnąć, ale ciasteczka są już za to idealne.

– Poproszę herbatę. – Pauline uśmiechnęła się nieśmiało, zajmując miejsce przy wyspie, znajdującej się na środku kuchni.

– Ależ, kochana nie musisz się wstydzić. Widzę, że od kiedy tylko mnie zobaczyłaś jest zdenerwowana oraz spięta, ale spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. – Po pomieszczeniu rozniósł się serdeczny śmiech Anne.

– Właśnie nie wiem, co w nią wstąpiło. Normalnie buzia jej się nie zamyka. – Pauline spojrzała w stronę wejścia do pomieszczenia, w którym pojawił się Harry. – Wydaje mi się jednak, że wystarczy chwila w moim towarzystwie, a znowu zacznie mówić jak nakręcona. W tym czasie możesz mi powiedzieć, do czego jest ci potrzebny najlepszy syn na świecie, czyli ja, gdybyś nie była tego pewna. – Zajął miejsce obok Davies.

– Z tym tytułem nie byłabym taka pewna. Ostatnio w końcu uzbierałam pieniądze na remont pokoju Rose. Pan Jones położył już panele, więc dla ciebie zostało pomalowanie ścian oraz złożenie mebli. Wiem, że nie wygląda to na nic pilnego, ale za tydzień mają przyjechać dziadkowie Rose i chcę, aby wszystko było idealnie. – Podsunęła w ich stronę kubki z parującą herbatą oraz talerze z ciasteczkami.

– Dlaczego w ogóle pozwalasz im się z nią spotykać? Nie mają żadnych praw do tego, a poza tym ich syn zabił twoją córkę. – Harry wyglądał na wyraźnie zdenerwowanego, a jego głos był nieco podniesiony. Pauline położyła dłoń na udzie mężczyzny. Zaczęła kreślić na nim małe kółka, chcąc go uspokoić. Nie wiedziała, czy to przyniesie zamierzony skutek, ale miała taką nadzieję.

– Kiedy w końcu zrozumiesz, że oni nie mieli wpływu na to, co się wydarzyło? Nie wiedzieli o tym, co jej robił tak samo jak my. Mają prawo do spotykania się ze swoją wnuczką.

– Prawdopodobnie nigdy. – Wzruszył ramionami. – W końcu to oni są odpowiedzialni za jego wychowanie. Skąd możesz wiedzieć, że jego ojciec nie jest taki sam jak on?

– Nie mogę tego wiedzieć, ponieważ nie znam ich aż tak dobrze. Wiem jednak, że Meredith kocha Rose równie bardzo jak my, więc nie mam zamiaru utrudniać jej kontaktu z nią.

Harry chwycił dłoń Pauline. Zaczął bawić się jej palcami, chcąc jakoś odreagować zbierające się w nim napięcie. Delikatny dotyk kobiety w niewytłumaczalny dla niego sposób koił jego nerwy. Czuł wyrzuty sumienia, że ta rozmowa odbyła się przy niej, ponieważ mogła zobaczyć jego gorszą stronę. Ukrywał ją przed wszystkimi najdłużej, jak było to możliwe.

– Och, zapomniałabym. Mam dla pani drobny prezent. Moja mama zawsze mi powtarzała, że nie wypada iść w gości z pustymi rękoma. – Pauline chciała w ten sposób zmienić temat, który dla wszystkich stał się niewygodny.

Kobieta sięgnęła do swojej torebki, z której wyjęła ciemnozielone pudełko obwiązane wstążką. Podała je Anne z niewielkim uśmiechem na twarzy. Miała nadzieję, że spodoba jej się prezent. Mama Harry'ego otworzyła opakowanie, a oczom wszystkich ukazał się zestaw biżuterii wysadzanej białymi kamieniami.

– Nie widziałam, jaki rodzaj pani lubi, więc postawiłam na klasykę. To prawdziwe złoto, więc nie powinno uczulać.

– To musiało być bardzo drogie. Nie mogę tego przyjąć. – Odsunęła pudełko w stronę Pauline.

– Nie wspominałaś przypadkiem o drobnym prezencie? – Harry uniósł jedną brew.

– Mój ojciec na każdą rozprawę, przyjęcie czy innego tego typu spotkania zakłada nowy garnitur od Armaniego, więc dla mnie to naprawdę drobiazg. To, że jestem z nim aktualnie w nie najlepszych stosunkach, nie oznacza, iż zamierzam odciąć się od jego pieniędzy. – Styles na jej słowa zaczął kaszleć, krztusząc się herbatą. Pauline obawiała się, że mógł się udusić.

– Wspominałaś, że twój ojciec ma sporo pieniędzy, ale nie podejrzewałam, że jesteś aż tak...

– Bogata? Bo nie jestem. On jest, a ja jedynie czasem z tego korzystam, ale bardzo sporadycznie. Naprawdę nic ci nie mówi nazwisko Henry Davies?

Dopiero po tym pytaniu Harry zaczął łączyć fakty. Spotkał kiedyś tego człowieka, rozmawiał z nim. Nigdy nie kojarzyłby jednak tego zimnego mężczyzny z niezwykle ciepłą oraz wartościową osobą, która siedziała koło niego. Nie znał tego człowieka zbyt dobrze, ale nie zmieniało to faktu, że nie był zdziwiony tym, że Pauline postanowiła uwolnić się od niego.

– To on prowadził sprawę Gemmy, prawda? Dobrze kojarzę to nazwisko? – Jego matka przytaknęła. – Ale z tego, co mówi Pauline, wynika, że raczej nie było nas na niego stać. Skąd wzięłaś na to pieniądze?

– Wzięłam kredyt pod zastaw domu. Nie chciałam ci o tym mówić, ponieważ wiedziałam, że nie będziesz zadowolony z tego, a poza tym masz swoje problemy.

– Nie wierzę, że w takiej sytuacji mógł od was wziąć tak wielką sumę. Może i nie padła ona w rozmowie, ale wiem, że kredyty pod zastaw nie bierze się na małe kwoty. Spłacę pani dług, a właściwie oddam wam wszystkie pieniądze, które wyciągnął od was Henry. Proszę nawet nie protestować. Nie pozwolę na to, aby moja rodzina wyrządzała krzywdę innym.

Anne miała już się odezwać, ale przerwało jej wkroczenie do kuchni małej istotki. Pauline domyśliła się, że zaspana dziewczynka to Rose. Była trochę podobna do Harry'ego z lat dzieciństwa. Miała na sobie różową bluzkę z Pinky Pie oraz lawendowe legginsy. Jej włosy kręciły się znacznie bardziej niż te Stylesa oraz były jaśniejsze. Największą jednak uwagę przyciągały wielkie, szmaragdowe oczy dziewczynki.

– Hally! – Całe pomieszczenie wypełnił piskliwy głosik, a Rose w jednej chwili się ożywiła.

– Jest i moja mała księżniczka. – Harry usadził ją sobie na kolanach, następnie składając pocałunek na jej policzku.

– A kto to? – Spojrzała na Pauline. – Twoja dzewcyna? Ładna jest.

– Nie, różyczko. To moja przyjaciółka Pauline. Jestem pewny, że już nie może się doczekać, aby cię lepiej poznać.

***

Cały wieczór spędzili na oglądaniu bajek oraz zabawie z Rose, która gdy tylko mogła przytulała się do Pauline. Kobieta głaskała ją po niezwykle miękkich włosach. Nie dziwiła się, że Harry stracił dla niej głowę, ponieważ sama była nią oczarowana. W tej małej istotce było tyle energii oraz szczęścia, że nie odczuwała przy niej nawet zmęczenia i smutku, który towarzyszył jej zaledwie parę godzin wcześniej.

W pewnym momencie Rose wyjęła albumy. Styles nie był z tego faktu zadowolony. Wolał, aby Davies nie oglądała jego żenujących i niekiedy wstydliwych zdjęć z dzieciństwa. Kobieta jednak nie zwracała nawet na nie uwagi, ponieważ gdy tylko dziewczynka zajęła miejsce między jej nogami, wtulając się w nią drobnym ciałkiem, zaczęła opowiadać o swojej matce. Pauline zdumiało to, ile ta mała osóbka miała w sobie dojrzałości oraz jak niezwykły obraz Gemmy został jej przekazany, ponieważ sama pewnie nic nie pamiętała. Rose mówiła o matce z miłością i pewnego rodzaju pasją w głosie. Rozumiała, że tatuś zrobił jej krzywdę, więc była razem z aniołkami w niebie i stamtąd o nią dbała oraz, że kiedyś się tam znowu spotkają. Davies miała nadzieję, że gdy ona opowiadała o swojej mamie też brzmiała i wyglądała podobnie.

Po paru godzinach spędzonych razem, Harry zaprowadził kobietę do pokoju gościnnego oraz pokazał, gdzie znajdowała się łazienka. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła Pauline po zostaniu samą, było sprawdzenie swojego telefonu. Miała masę nieodebranych połączeń oraz wiadomości, ale postanowiła je zignorować. W tamtym momencie Davies nie obchodziło, kto oraz co miał jej do powiedzenie, ponieważ ona już wiedziała, w jaki sposób chciała dalej poprowadzić swoje życie i nikt ani nic nie było w stanie zmienić zdania kobiety.

***

Kiedy Pauline wróciła z łazienki, zauważyła Rose, siedzącą na łóżku. Dziewczynka rozglądała się po pokoju do momentu, w którym jej zielone oczy napotkały te należące do kobiety. Na twarzy małej od razu pojawił się niewielki uśmiech.

– Babcia wie, że tu jesteś? – Davies odłożyła swoje rzeczy na niewielki stolik, znajdujący się przy oknie.

– Nie, ale chcałam polosmawiac. To baldzo wasne.

– Rozumiem. W takim razie zamieniam się w słuch. – Kobieta usiadła po turecku naprzeciwko Rose.

– Cemu nie jestes dzewcynom Halle'ego? – Pauline zdziwiło pytanie dziewczynki, ponieważ nie spodziewała się, że właśnie taki temat chciała poruszyć.

– Znamy się zbyt krótko. Poza tym nie jest to tak proste, jak może ci się wydawać, skarbie. Nawet jeśli ludzie się sobie nawzajem podobają, to nie oznacza, że coś między nimi może się wydarzyć. Czemu ci tak bardzo zależy na tym, abyśmy byli ze sobą?

– Bo on jest psy tobie weselsy. Ne pametam, kiedy ostatno tak duso sie usmechal i smial. Chcałabym, zeby byl taki jusz zawse – Rose mówiła to ze smutkiem w głosie oraz zwieszoną głową, na co Pauline aż zacisnęło w środku.

Kobieta nigdy nie patrzyła na to z tej strony. Nie zwróciła nawet uwagi na zmianę, jaka zaszła w Harrym, ponieważ bardziej skupiła się na sobie. Jednak dzięki dniom spędzonym na obserwowaniu ludzi w kawiarni mogła dostrzec, jaki mężczyzna był kiedyś. Nie było w nim aż tyle życia oraz optymizmu, a uśmiech nie gościł tak często na jego twarzy. Był raczej przygaszonym człowiekiem, który robił to, co należało do jego obowiązku. Pauline nigdy nie sądziła, że będzie miała aż tak wielki wpływ na czyjeś życie.

– Rose, to, czy będę dziewczyną Harry'ego, czy jedynie jego bliską przyjaciółką, niczego tu nie zmieni. Chodzi tu tylko i wyłącznie o to, że jestem przy nim, spędzam z nim czas, rozmawiam.

– Ja poplostu nie chce, zeby był sam. Ne zastawys go, plawda? –Spojrzała na kobietę swoimi wielkimi oczami, w których tliła się nadzieja.

– Oczywiście, że nie. Nie potrafiłabym nawet, ponieważ on nie zostawił mnie w chwili, w której najbardziej go potrzebowałam. – Przyciągnęła do siebie swój bagaż, przypominając sobie o czymś ważnym. – Mam coś dla ciebie. – Wyciągnęła opakowanie z lalką, która niedawno pojawiła się w sklepach oraz torbę z ubraniami. Miała nadzieję, że dziewczynce spodobają się te rzeczy i będą na nią pasować.

– Dzenkuje. Chcałam takom lalke jusz od dawna, ale babca mówila, ze nie mamy na to funciaków. – Nim Pauline była w stanie spostrzec, Rose wstała i objęłą ją drobnymi rączkami za szyję.

Davies ułożyła swoje dłonie na pleckach dziewczynki. Siedziały wtulone w siebie, a ona delektowała się tą chwilą, która była dla niej niezwykłą. Kobieta, pomimo swojego młodego wieku, marzyła o zostaniu matką. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale z pewnych powodów nie mogła się doczekać tej chwili. Prawdopodobnie, gdyby nie Henry to pragnienie już by się ziściło, ale może w takiej sytuacji nie poznałaby Harry'ego i nie odmieniła jego życia.

Była jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, która łączyła ze sobą te dwie dusze. Obie były w równym stopniu pokrzywdzone przez los za sprawą straty najbliższej im osoby, jaką była matka. Ich ojcowie też nie byli święci, ale ich czynów nie można było do siebie porównać. Miały jednak wokół siebie parę osób, które zostały zesłane im chyba przez samego Boga, aby ich rany szybciej się zagoiły. Czasem można być dla siebie całkiem obcymi osobami, ale mimo to być ze sobą blisko związani.

– Rose tutaj jesteś, a ja cię wszędzie szukam – po pokoju rozniósł się zatroskany głos Anne, na który Pauline i wnuczka kobiety odsunęły się od siebie.

– Babcu, zobac, co dostałam. To ta lalka, któlą tak baldzo chcalam. – Dziewczynka uniosła do góry jeszcze zapakowaną zabawkę.

– Cieszy mnie to, skarbie, a teraz zmykaj do siebie i daj Pauline w końcu odpocząć. – Rose po raz ostatni przytuliła swoją nową przyjaciółkę, a następnie dzierżąc w dłoniach pudełko, pobiegła do swojego tymczasowego pokoiku. – Przez cały wieczór nie miałam okazji ci podziękować – mówiąc to, Anne usiadła na łóżku. – Nie tylko za te prezenty, ale także za wszystko, co dla nas zrobiłaś. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam Harry'ego w takim stanie. Chyba przed śmiercią Gemmy. Dajesz mu tyle szczęścia. Wydaje mi się, że znowu czuje, iż ma dla kogo żyć. – Kobieta otarła łzę ze swojego policzka. – Wydaje mi się, że i w Rose zaszła jakaś zmiana. Jakby w końcu znalazła osobę, która mogłaby zastąpić jej w pewnym sensie matkę. Ja się starałam nią być, ale nie jestem w stanie tego dokonać.

– Sama straciłam matkę pięć lat temu, więc mogę sobie chociaż w jakimś stopniu wyobrazić, jak wielka to dla niej strata. Jeśli tylko będzie mi dane to zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby Rose odczuła ją jak najmniej. – Dotknęła dłoni Anne. – W tej torbie jest parę ubrań dla niej. Mam nadzieję, że będą dobre. Co do Harry'ego... Sama nie spodziewałam się, że mam na niego aż tak wielki wpływ, ponieważ skupiłam się na tym, jak wielkie zmiany wprowadził w moim życiu. Ja po prostu...

Nie była w stanie dokończyć, ponieważ tak samo jak Anne zaczęła płakać. Kobiety przytuliły się. W tamtej chwili nie były potrzebne im słowa, a właśnie bliskość drugiej osoby, nawet jeśli ledwo znanej. Czasem po prostu zmagamy się z tymi samymi problemami lub mamy równe trudne życie i to wystarczy. Mamy być dla siebie nawzajem, a nie dla samych siebie, ponieważ w taki sposób z niczym nie damy sobie rady.

Continue Reading

You'll Also Like

59.6K 4.4K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...
10.9K 853 41
Jestem córką Syriusza, anioła najjaśniejszej gwiazdy. Moje życie było idealne, przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Wszystko zmieniło się w chwil...
21.2K 1.7K 19
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
91K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...