Just one a second || ๐˜–๐˜ฏ๐˜ฆ ๏ฟฝ...

By wiedzmazlisem

1.2K 80 49

"๐ถ๐‘ง๐‘Ž๐‘ ๐‘’๐‘š ๐‘ค๐‘ฆ๐‘ ๐‘ก๐‘Ž๐‘Ÿ๐‘๐‘ง๐‘ฆ ๐‘—๐‘’๐‘‘๐‘›๐‘Ž ๐‘๐’‰๐‘ค๐‘–๐‘™๐‘Ž ๐‘๐‘ฆ ๐‘ค๐‘ ๐‘ง๐‘ฆ๐‘ ๐‘ก๐‘˜๐‘œ ๐‘ง๐‘š๐‘–๐‘’๐‘›๐‘–๐‘" Trzy historiฤ™... More

Maล‚y brudny sekret... [Reddie]
Drobna Pomyล‚ka [Stenbrough]

To Dziwne... ลšwiฤ™ta [It x St]

592 24 6
By wiedzmazlisem

Po szkolnych korytarzach rozbrzmiał dzwonek informujący o rozpoczęciu ostatniej już przerwy przed świętami. W mgnieniu oka olbrzymia ilość uczniów wypłynęła na korytarze próbując przecisnąć się jakoś do swoich szafek by zabrać swoje rzeczy i pożegnać szkołę na cudowne dwa tygodnie.

- Tozier ty skończony baranie, oddawaj mi to! - Wśród wszelkiego gmaru rozbrzmiał nieco piskliwy wskazujący na mutację głos należący do chłopaka. Biegł on za wyższym od siebie okularnikiem, który śmiejąc się w biegu zdążył zarzucić jedynie kurtkę na siebie.

Takie sytuację jednak nie zdziwiły specjalnie żadnego ucznia, w skrócie tamta dwójka należała do tak zwanego "Klubu Frajerów" przy czym większość zdążyła przyzwyczaić się do takich sytuacji.

Wyższy z chłopców w końcu wybiegł ze szkoły dalej trzymając w dłoniach czapkę należącą do niższego któremu w końcu też udało się wybiec próbując odebrać swoją własność. Jednak z powodu nieuwagi poślizgnął się na oblodzonych schodach i wpadł on wprost na Toziera, przez co oboje wylądowali na śniegu.

- Eddie, aż tak na mnie lecisz? - Wyższy uśmiechnął się ukazując swoje nieco większe przednie zęby przy czym strzepał śnieg ze swoich czarnych pokręconych włosów.
- To nie jest zabawne Richie - Naburmuszył się brunet i w ramach zemsty nabrał śniegu i opsypał kruczoczarne włosy chłopaka.

- A w-wy znowu t-to samo? - Oboje usłyszeli za sobą charakterystyczny głos ich jąkającego się przyjaciela - Billy'ego. Zszedł on powoli ze schodów z rozpiętą kurtką na sobie a obok niego szedł chłopiec w jasnych lokach którego najwiekszą pasją wydawały się być ptaki, ich przyjaciel - Stan.

Oni również byli frajerami właściwie to w czwórkę tworzyli oni ten oryginalny klub ale wówczas jeszcze bez nazwy i choć czasem mieli się wzajemnie dość potrafili się wesprzeć w ciężkich chwilach.

- Przeszkadzamy wam? - Odezwał się z uśmiechem Stan na widok tego jak leżeli jego przyjaciele.
- Bardzo śmieszne Stanley - Wymamrotał Eddie wstając z przyjaciela któremu z grzeczności podał rękę a drugą dłonią przetarł swoje zaczerwienione oczywiście od zimna policzki.

- Nie potrzebuję pomocy baby - Tozier podniósł się samemu a na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmiech widząc obrażoną minę Kaspraka.
- Ej no Eds, nie obrażaj się tak - Roztrzepał on zaczepnie ciemne włosy chłopaka na co on zareagował odepchnięciem jego ręki.

- Mówiłem żebyś nie nazywał mnie Eds - Prychnął zarówno zirytowany jak i zażenowany dziecinnym zachowaniem czternastolatka. W tej samej chwili Bill zdążył się zamyślić patrząc gdzieś daleko ponad korony drzew, okres świąteczny już chyba zawsze będzie dla niego cięższym okresem z powodu tragicznych wydarzeń które zdarzyły się zaledwie kilka miesięcy temu.

Zamyślony wyraz twarzy oraz nieuważny wzrok nie umknęły uwadze Stana który od dłuższej chwili przyglądał się chłopcu o brązowych prostych włosach.
- Bill, jak się czujesz? - Odezwał się wreszcie patrząc z troską na szatyna. Loczkowany wiedział, że Bill ciężko przeżywa wydarzenia z zeszłych wakacji.

Odkrycie tajemnic ich rodzinnego miasta, polowanie na morderczego klauna, wszelkie uczłowieczone lęki czy śmierć młodszego brata i próba złamania go psychicznie widokiem Gerogie'go...

Wszystkie tę sytuację odbiły się na ich psychice a szczególnie psychice Denbrough'a, przez to wszystko owiele bardziej zżył się ze Stanem który starał się go wesprzeć jak mógł przy czym to często wiązało się to z bagatelizowaniem jego problemów co od razu zauważył Bill ten wiedział jaką traumę w umyśle Uris'a zostawiło bliskie spotkanie ze śmiercią.

Ich przyjaźń opierała się na wsparciu i zaufaniu choć oboje mieli coś, czego za żadne skarby nie powiedzą sobie nawzajem.
- J-j-jest okej - Wyrwany z zamyśleń chłopak wlepił swoje przenikliwe niebieskie oczy wprost w brązowe oczy chłopaka. Chciał zapytać jak czuję się Uris ale nagle poczuł uderzenie śnieżką na tyle mocne, że stracił równowagę a Stan odruchowo złapał go za ramiona. Richie i Eddie przestali się sprzeczać i spojrzeli na nich.

- Przeszkadzamy wam? - Richie sparodiował głos Stana unosząc dwuznacznie brwi, za co Loczek od razu spiorunował go wzrokiem puszczając szybko ramiona Denbrough'a, Tozier szturchnął Kaspraka żeby ten zwrócił uwagę, jednak ten nie zainteresował się tym a jego wzrok był gdzieś za chłopakami.

W pewnej chwili pociągnął za swoją czapkę którą wyrwał z rąk okularnika zwracając uwagę pozostałej części obecnych frajerów. Bill odwracając spodziewał się zobaczenia Bowersa ale to co zobaczył napewno nie było Bowersem ani nikim z jego rodziny.

- B-beverly? - Jąkała wpatrywał się w szczerym zdziwieniu widząc roześmianą twarz rudowłosej przyjaciółki, pierwszej dziewczyny w klubie frajerów. Nie spodziewał jej się jednak ani trochę bo wyjechała pod koniec pamiętnych wakacji do ciotki mieszkającej w Portland.

- Czołem Frajerzy! - Na jej piegowatej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Podeszła do nich poprawiając czapkę.
- Ale co ty tu robisz? - Spytał Eddie unosząc brwi ze zdziwienia.
- Ciotka pozwoliła mi przyjechać na ferię - Powiedziała posyłając frajerom kolejny podekscytowany uśmiech który został prawie że od razu odwzajemniony od pozostałych oprócz Richie'go który wpatrywał się sceptycznie w dziewczynę na co uniosła brwi

- No co się tak patrzysz? - Powiedziała nagle leciutko poirytowanym tonem. Na jej reakcję Tozier uniósł ręce do góry w geście obrony.
- Spokojnie, spokojnie - Zaśmiał się chłopak i kontynuował
- Po prostu jestem w szoku, że żadne zombie cię nie pożarło - Opuścił nieco ręce tak żeby przypominać zombie i zaczął przepychać dziewczynę na co rudowłosa zareagowała śmiechem.

Jeszcze bardziej roztrzepała jego ciemne włosy, przypominając sobie ich rozmowę sprzed jej wyjazdu kiedy Richie próbował nieudolnie przestraszyć ją wieścią, że w Portland od lat grasują plagi zombie, Eddie widząc ich bliskość poczuł dziwny ścisk w przełyku przy czym zagryzł policzek od środka.

Czarnowłosy zmodulował głos by brzmieć podobniej do umarlaka i zaczął gadać jakieś głupoty.
- Beep beep Niewyparzona Gębo - Teraz i reszta frajerów zaczęła się śmiać tym bardziej widząc urażoną minę Richie'go próbującego się za równo nie uśmiechać co jednak mu nie dokońca wyszło bo chwilę potem sam się śmiał. Może i nie przepadał aż tak bardzo za sposobem uciszania go przez przyjaciół ale przy nich trudno było się nie uśmiechać.

- Przegapiłem coś? - Podszedł do nich Ben, chłopiec o jasnych włosach i nieco grubszej budowie ciała, on również należał do frajerów. Richie od razu gdy go zobaczył odskoczył od Beverly na co Ruda zareagowała śmiechem oraz przewróceniem swoimi zielonkawymi oczami, okularnik uśmiechnął się głupkowato widząc spojrzenie Bena.

- Rich udawał zombiaka - Powiedział Eddie również dostrzegając zdziwione spojrzenie bruneta.
- J-jemu ak-kurat zostanie zombie nie gr-rozi bo im zależy na m-mózgach - Usłyszeli wiecznie spokojny nieco jąkliwy głos dziewczyny o krótkich kręconych włosach. Tashed pojawiła się w takiej ciszy, że nikt tego nie zauważył a Eddie aż podskoczył przestraszony.

- Czy ty chcesz żebym dostał zawału?! - Astmyk spojrzał na nią z wyrzutem.
- Ej, oczywiście, ż-że tak Kasprak - Uśmiech pojawił się na jej twarzy gdzie przy okazji roztrzepała brązowe włosy chłopaka na co on jedynie wywrócił oczami, czarnowłosa miała bardzo podobne odruchy co jej kuzyn Tozier ale niebywale irytowało ją kiedy ktoś o tym wspominał.

- W ogóle, to gdzie jest Mike? - Spytał Ben rozglądając się jakby zaraz miał wychwycić twarz ich ciemnoskórego przyjaciela a w tym czasie kuzynka Toziera zabrała rękę z włosów Kaspraka.

- Dzi-dziadek go z-zabrał od razu p-po lekcjach - Jąkała odezwał się wreszcie a Stan kiwnął głową na potwierdzenie tych słów. Nikt nie trzymał urazy do Mike'a za to, że nie poczekał na nich, w końcu wszyscy frajerzy wiedzieli jaki jest dziadek chłopaka choć po wakacyjnych wydarzenich nieco zmienił swoje podejście do wnuka, jednak dalej przegadać się go nie dało.

- Too, jakie macie plany na święta? - Jasne oczy pytającej Beverly spotkały się ze znaczącym spojrzeniem z ciemnych tęczówek Stana.
- Sorki Żydzie - Uśmiechnęła się spokojnie do loczkowanego. Richie postanowił wypowiedzieć się na temat jakże interesujących planów
- Mama wywozi mnie i Młodego do rodziny w innym mieście i uwaga, uwaga - Chłopak pod koniec wypowiedzi zmodulował głos tak, że brzmiał jak gospodarz teleturnieju zapowiadający główną nagrodę.

- Zabieramy ze sobą Eds'a - Na twarzy okularnika pojawił się uśmiech za to Eddie wywrócił oczami mimo to, uśmiechnął się nieco niezręcznie za to Gabi spojrzała przymrużonymi oczami na swojego kuzyna za określenie jej jako "Młody" przy okazji poprawiając swoje wyjątkowo, jak na dziewczynę krótkie, poskręcane włosy które zdążyły opaść jej na dość sporej wielkości bryle.

- Czekaj, czekaj - Wyrwał się nagle Stan i spojrzał na Eddie'go.
- Tego Eds'a? Mama tego Eds'a zgodziła się puścić go do innego miasta? Z tobą? - Brązowooki spojrzał na nich z niedowierzaniem, reszta frajerów również była zdziwiona, wszyscy wiedzieli jak nadopiekuńcza jest matka Kaspraka.

- Sam jestem zdziwiony - Kasprak wzruszył ramiona.
- Ale to pewnie tylko dlatego, że jedzie do swojej siostry i nie chciała mnie ciągać ze sobą - Dodał a po chwili odezwała się Gabi.
- Oj nie, zgodziła się tylko dlatego, że jedzie ktoś tam tak poważny jak ja - Udając powagę wskazała opuszkami palców na siebie delikatnie opierając je o własną bluzę znajdującą się pod rozpiętą kurtką.

Eddie uniósł brwi do góry patrząc na dziewczynę. Tozier nie mógł utrzymać powagi i po prostu się zaśmiał.
- Przykro mi Richie ale twoja przyszła teściowa lubi mnie bardziej niż ciebie - Czarnowłosa spojrzała znacząco na Stanley'a. A tym razem reszta frajerów się zaśmiała no oprócz Eddie'go który spojrzał na dziewczynę z politowaniem oraz Richie'go który na chwilę jakby skamieniał czując delikatne pieczenie od zimna na policzkach ale za chwilę sam się odezwał.

- To nie moja teściowa, tylko moja żona! - Powiedział urażony Richie unosząc dłonie w górę, przez swoją nieuwagę niespodziewanie oberwał śnieżką w twarz.
- Beep beep dupku - Odgryzł się Eddie a na jego twarzy pojawił się nieco wredny uśmieszek kiedy szykował już drugi pocisk sam oberwał śniegiem od wyższego.

Starł z twarzy resztkę śniegu który przez jego ciepłe policzki stał się już wodą i znowu rzucił w chłopaka ale ten zdążył uskoczyć i trafił w Beverly na co ta sama włączyła się do zabawy a zaraz za nią zrobili to wszyscy, no prawie...

- Jak dzieci - Stan pokręcił głową z zażenowania wzdychając, zaraz po tym poczuł ciężar na jednym z ramion, jak się okazało był to Bill' który po chamsku wykorzystał fakt, że Stanley jest niższy od niego i zaczął się o niego opierać.
- No już nie r-rób z sie-siebie takiego po-poważnego - Zaśmiał się kasztanowowłosy i zdjął czapkę z głowy przyjaciela po czym nasypał mu trochę śniegu na głowę. Loczek zepchnął rękę przyjaciela ze swojego ramienia i otrzepał włosy.

- Przez ciebie będę wyglądać jak pies - Spojrzał na kosmyki włosów które zdążyły opaść na jego czoło przy czym powoli się prostowały. No tak, włosy Stana może i dodawały mu do wyglądu ale bardzo szybko rozprostowywały się od wody co dawało mu efekt jak to określił "psa". Dopiero po chwili spostrzegł, że jego przyjaciel lekko drży z zimna pomimo faktu, że w końcu zapiął brązową kurtkę, brązowowłosy zabrał czapkę z jego ręki i założył mu ją na głowę.

- Jeszcze brakuje żebyś był chory - Zdążył jeszcze powiedzieć zanim któryś z frajerów nie rzucił w nich śnieżką przez co i oni postanowili dołączyć się do zabawy.

▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎

Od ostatniego w tym roku dnia szkoły minęły trzy dni, Tozier z kuzynką i Kasprakiem wyjechali wczoraj a wigilia będzie już jutro. Derry cóż, pokryło się śnieżnym puchem a w prawie każdym oknie zawisły lampki jednym słowem, było magicznie.

Bill stał opierając się czołem o zimną szybę wpatrując się w okolice dawno pogrążony we własnych myślach, a Stan patrzył spokojnym wzrokiem na chłopaka mimo to, że domyślał się co ten przeżywa w swoim własnym umyśle, że dalej obwinia się za śmierć swojego młodszego brata.

Niestety chłopak miał rację, Denbrough nie czuł tej magii świąt, czuł za to niechęć do samego siebie, to miały być już drugie święta bez niego... Jednak on nie mógł pogodzić się z tym faktem. Blondyn wstał z łóżka i podszedł do szatyna stając obok na co ten drgnął niespodziewając się pojawienia się kogoś obok.

- Bill... - Zaczął Stanley jednak przyjaciel od razu mu przerwał.
- Wiem co chcesz p-p-powiedzieć i nie mów tego. Mówiłeś to już więcej r-razy niż się p-przedstawiałeś - Powiedział cicho dalej trzymając głowę przy ochłodzonej szybie, zimno pomagało mu uspokoić myśli. Stan westchnął.

- Wiem, że jest ci ciężko... - Jego lewa dłoń znalazła się na ramieniu chłopaka co było takim niemym sygnałem żeby Bill spojrzał na niego. Nieco niechętnie chłopak podniósł wzrok swoich szklistych niebieskich oczu na brązowookiego w którego oczach wręcz było widać troskę.

- Ale Georgie nie chciałby żebyś odcinał się od wszystkiego - Billy drgnął na dźwięk wypowiedzianego imienia nieżyjącego chłopczyka.

- Po p-p-prostu mam tego do-dość... - Powiedział cicho chłopak spuszczając wzrok na brązową podłogę swojego pokoju, czuł wstyd i swoją własną słabość oraz to, że zapiekły go oczy. Słyszał w głowie to co powiedziało to gdy podszedł do studzienki przy której zaginął jego młodszy brat chcąc dowiedzieć się czemu on..."dlatego, że ciebie tam nie było."

Opowiedział już kiedyś Stanowi o przebiegu tej której rozmowy i o tym, że Georgie śni mu się po nocach prosząc go o pomoc, jego Georgie a on stoi bezradny i nie może nic zrobić.

- Wiem o tym... - Delikatnie położył dłoń na policzku jąkały i kontynuował.
- Ale hej, jestem tu i ci pomogę - Na twarzy Stana pojawił się delikatny, pocieszny uśmiech. Bill spojrzał ponownie na niego i choć na jego twarzy pojawił się równie lekki uśmiech to w oczach cały czas czaił się smutek aż w końcu zalśniły w nich łzy.

- Ludzie są z nami tak długo jak o nich pamiętamy i trzymamy tutaj - Kontynuuował Stan i zjechał lewą dłonią z ramienia chłopaka na miejsce gdzie znajduje się serce.

- Georgie chciałby żebyś był szczęśliwy, wierzę w to - Jąkała w głowie przyznał pełną rację chłopakowi jednak nie potrafił powiedzieć tego na głos. Na potwierdzenie tego co powiedział chłopak na jego twarzy pojawił się uśmiech przy czym poczochrał loczki niższego z chłopców.

- Dzi-dzi-dziękuję... - Wymamrotał jąkliwie i przytulił chłopaka.
- Już no, nie ma sprawy - Powiedział nieco speszony loczek. Nie rozumiał czemu chłopak aż tak mu dziękuję, w końcu nie robi nic takiego. Mimo to, że zrobiło mu się nieco głupio odwzajemnił przytulenie.

Bill po nieco dłuższej chwili nagle przyłożył usta do policzka chłopaka gdzie znajdowały się blizny od ugryzienia przez zmiennokształtnego stwora a jego usta delikatnie musnęły tamto miejsce, nie chciał nawet myśleć co by było gdyby wtedy w kanałach przyszli za późno. Dosłownie chwilę potem odsunął się z okropnie czerwonymi policzkami, właściwe to sam nie wiedział dlaczego to zrobił, a czy musiał wiedzieć?

Chłopcy byli przyjaciółmi a w końcu w takie gesty były normalne w przyjaźni, przynajmniej tak to sobie chłopak tłumaczył. Stan nie wiedział jak ma zareagować, czuł iż jego policzki były ciepłe a sam za razem delikatnie się uśmiechnął widząc lekko niepewne spojrzenie chłopaka, ten ciepły, spokojny uśmiech rozwiał obawy wyższego z nich.

- A może by-byś chciał zo-zostać na wi-wigilię? - Widząc, że chłopak już chciał coś powiedzieć od razu dodał.
- Tak, wi-wiem co chcesz po-powiedzieć. Ale ja wsz-szystko wyjaśnię r-r-rodzicom i napewno zro-zrozumieją - Starał się brzmieć przekonywująco choć przez jego jąkanie nie dokońca to wyszło.

- To-to byłoby lepsze niż siedzenie w domu ch-chyba, nie? - Jąkała wiedział jaka sytuacja panuje obecnie w domu Stana więc tym bardziej chciał zostawić chłopca u siebie w domu.

- Po za tym w-w końcu nie będą d-dwa w-wolne m-miejsca przy s-stole... - Dopowiedział jeszcze nieco ciszej a Stan zrozumiał o czym mówił Bill, państwo Denbrough zawsze zostawiali jedno wolne miejsce przy stole, tak jakby ze schodów zaraz miał zejść chłopiec o jasnych, roztrzepanych blond włoskach ze swoim pluszowym dinozaurem w dłoniach, niestety chłopiec nigdy już nie zszedł a zielony pluszak wylądował w pokoju Billa który po prostu nie mógł się rozstać z miśkiem, za bardzo przypominała mu jego.

Stan uśmiechnął się i kiwnął lekko głową co spowodowało ten cholerny, nieco nieśmiały uśmiech na twarzy Denbrough'a, wreszcie choć raz nie będzie sam...

▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎

W tym samym czasie wesoła rodzinka Toziera wraz z Kasprakiem podjechali pod dom siostry Pani Tozier. Rodzice Richie'go wyszli już z samochodu i weszli do domu kiedy dzieciaki zostały jeszcze na chwilę... A właściwie Gabi próbowała dobudzić swojego kuzyna i jego przyjaciela którzy zasnęli tak, że głowa Kaspraka opadała na ramię Toziera a starszy trzymał dłoń chłopaka na jego kolanach.

Dziewczyna po próbie obudzenia ich słownie stwierdziła, że idzie bo cięższą artylerię, wzięła butelkę z resztką zwykłej wody i swoim nożykiem zrobiła w nakrętce kilka dziurek, choć fakt noszenia nożyka przez pietnastolatkę może wydawać się dziwny to dla niej był już całkowicie normalny.

Kiedy skończyła dziurkować lekko zamachnęła się przez co woda wyleciała przez otwory w zakrętce wprost na chłopców co oczywiście poskutkowało.
- No wr-reszcie - Powiedziała widząc ich zdezorientowane spojrzenia.

- No co się tak ga-gapicie jakb-byście ducha zobaczyli? Dojechaliśmy! - Uśmiechnęła się i wyszła z samochodu a chłopacy zostali sami. Eddie zaczął świdrować wzrokiem Richie'go który zdążył zabrać dłoń za nim niższy się zorientował.

- No co się tak patrzysz? - Spytał Richie unosząc brwi, nawet nie był świadomy tego, że powiedział to prawie jak jego kuzynka.
- Twoja kuzynka jest chyba dziwniejsza niż ty - Brązowowłosy poprawił kaptur bluzy który podczas snu zaplątał się nieco.

- Powiedz mi coś czego nie wiem Eddie Spaghetti - Richie zaśmiał się i wyszedł z samochodu.

- Powiedziałem chyba! - Krzyknął za nim i sam opuścił samochód szybko wyrównując krok z Tozierem.

Przy drzwiach czekała na nich jak zwykle spokojna dziewczyna.
- N-no wreszcie zakochańce, ch-chodźcie - Ponagliła ich.

- Czy ty bałaś się wejść sama do własnej rodziny? - Na twarzy okularnika pojawił się wredny uśmieszek, nawet w święta nie umiał powstrzymać się od droczenia się z kimś.

- Nie b-bałam się - Tshade wywróciła oczami i uderzyła kuzyna w ramię a Eddie jedynie westchnął przestając przyglądać się skrzynce na listy która wydawała się ciekawsza niż ich bezsensowna dyskusja.

- Dobra dzieciarnia, w środku się pokłócicie - Powiedział prawie ich do domu jak pisało na skrzynce Wheeler'ów. W środku domu było naprawdę przytulnie, wszystko było utrzymane w ciepłych, przyjaznych kolorach, a do tego gdzie nie gdzie były powieszone ozdoby.

- No wreszcie już myślałem, że zgubiliście drogę - Z pomieszczenia jakim była najpewniej kuchnia wyszedł chłopak dość podobny do Richie'go głównie z twarzy i faktu kręconych włosów choć w przeciwieństwie do Toziera jego włosy były równo podcięte i schludnie ułożone.

- Mike! - Okularnik spojrzał na swojego kuzyna i podszedł do niego.
- Dalej wyglądasz jak emo nerd - Dodał przy czym uśmiechnął się widząc typowe spojrzenie swojego kuzyna.
- A ty dalej jak idiota - Mruknął z sarkazmem.

- To u nich normalne - Powiedziała Gabi widząc, że Eddie już chciał coś powiedzieć.
- Ciekawe czy Nancy też jest - Mruknęła sama do siebie.

W tym czasie do pokoju weszła młoda kobieta z delikatnie pofalowanymi, jasnobrązowymi włosami, miała na sobie czerwono-czarną sukienkę i czarną kokardę we włosach.
- Wiedziałam, że już jesteście - Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech przy czym podeszła do nich.

- Richie, zmieniłeś okulary? - Powiedziała od razu dostrzegając, że oprawki chłopca różnią się od tych które miał prawie rok temu, przy ich ostatnim spotkaniu.

- Jak ty zawsze widzisz takie szczegóły? Gdzie masz trzecie oko Sherlocku? - Richie wraz z kobietą wybuchli śmiechem a Eddie jedynie cicho się zaśmiał.

Wzrok Mike spoczywał od dłuższej chwili na Astmyku a kiedy czarnowłosa to zauważyła uderzyła lekko w ramię Richie'go i kiwnęła głową w kierunku Eddie'go, po nieco dłuższej chwili Richie zrozumiał co miała na myśli.

- To jest Eddie, mój przyjaciel - Podszedł do niższego chłopca i objął go ramieniem na co on tylko wywrócił oczami.
- Myślałem, że ciocia wam powiedziała, że będzie... - Zamyślił się na chwilę Richie

- No może coś tam mówiła... - Mike uśmiechnął się niewinnie kiedy jego siostra spojrzała na niego.
- No co? Mogłem zapomnieć - Wywrócił oczami.
- Za-zakochałeś się, że o niczym nie p-pamiętasz? - Okularnica spojrzała na niego bawiąc się z przyzwyczajenia rękawem bluzy. Po chwili okazało się, że musiał to być strzał w dziesiątkę bo twarz Mike zrobiła się strasznie czerwona co nie uciekło uwadzę Toziera który zaczął się śmiać.

- Czemu ja nic nie wiem? - Spytali jednakowo kuzyni na co tym razem Eddie się zaśmiał. Nancy wzruszyła ramionami na znak, że i tak nie powie.

Richie charakterystycznie jak dla siebie wplótł dłoń w swoje włosy co znaczyło, że już chciał rzucić jakimś żartem jednak sprytny Kasprak znał go na tyle dobrze, że domyślił się więc kiedy czarnowłosy otwierał już usta Eddie podszedł do niego i położył na nich dłoń.
- Nie psuj klimatu Niewyparzona Gębo - Powiedział cicho i zabrał rękę przez co mógł zobaczyć uśmiech na twarzy przjaciela, przez to mimowolnie sam się uśmiechnął.

Do pokoju weszły dwie dorosły kobiety, jedną z nich była matka Toziera a druga można było się domyśleć, że Panią Wheeler przez to, że Nancy wyglądała bardzo podobnie do niej.

- Ty pewnie jesteś Eddie - Chłopiec kiwnął jedynie głową uśmiechając się delikatnie do kobiety. Chwilę potem jej wzrok zawrócił na Gabi która zaczęła już rozmawiać o czymś z Mike'm, kiedy dziewczyna poczuła czyjś wzrok na sobie od razu podniosła głowę i spojrzała na jej ciotkę.

- Hej ci-ciociu - Uśmiechnęła się delikatnie co kobieta odwzajemniła.
- Cześć słońce, twoi rodzice mówili ci, że będą dopiero w wigilię - Dziewczyna pokiwała lekko głową zagryzając policzek od środka.

Tozier od razu to zauważył przez co szybko spytał
- Możemy iść z Mike'm pograć na automatach? - Wszyscy w pokoju spojrzeli jednocześnie na niego.
- No co? - Spytał nie rozumiejąc o co im chodzi przecież nie powiedział nic złego, narazie.

- O ile nie będziesz gadał jakiś durnych tekstów to mi pasuje i tak miałem spotkać się z chłopakami - Odezwał się Mike, Gabi machnęła ręką.
- Spokojnie, Eddie go przypilnuje - Uśmiechnęła się widząc zirytowane spojrzenie Astmyka i zdezorientowane spojrzenie okularnika.

- Ja nie widzę przeciwskazań - Powiedziała Pani Tozier na co druga kobieta spojrzała na zegar.
- Jeśli nie wrócicie za późno to się zgadzam - Dzieciaki uśmiechnęły się do siebie a Kasprak z Tozierem przybili piątkę. Kobiety wróciły do salonu a Nancy spojrzała na swojego brata i szepnęła coś do niego, ten tylko kiwnął głową i wzruszył ramionami.

- Nancy, masz jeszcze swój stary rower? - Spytał Richie wkładając luźno ręce do kieszeni bluzy, kiedy dziewczyna spojrzała na niego pytająco wzruszył ramionami.
- Zawiozę na nim Eds'a bo brakuje żeby biedak się o własne nogi przewrócił - Astymk spojrzał na niego poirytowany i uderzył go w ramię.

- Powinien być gdzieś w garażu - Tyle wystarczyło. Tozier uśmiechnął się łapiąc przyjaciela za rękę i skierował się do wyjścia.
- To my idziemy go szukać. Yippee ki yay Dupki! - Wybiegł wraz z Kasprakiem z domu Wheeler'ów.
- Wieczne wyładowanie energetyczne - Czarnowłosa pokręciła głową rozkładając w bezradności ręce.

- Czekaj, co ty masz na dłoni? - Nancy podejrzliwie spojrzała na jej lewą dłoń przez którą przechodziła dość mocno widoczna blizna. Dziewczyna szybko włożyła dłonie do kieszeni czarnej bluzy.

- T-to nic... Spadłam z r-r-roweru - Powiedziała szybko jąkając się i nie mogąc wypowiedzieć "r" uśmiechając się nieco sztucznie, cóż historia tej blizny była dłuższa i bardziej złożona, jednak dziewczyna nie mogła jej opowiedzieć głównie z faktu, że sądziła iż i tak nikt by jej nie uwierzył.

- Mike chodź za nim sami pojadą, jeszcze brakuje żeby tę ciamajdy się zgubiły - Powiedziała i dość szybko opuściła ich dom odprowadzona zarówno podejrzliwym wzrokiem Mike'a jak i zaniepokojonym spojrzeniem Nancy.

- Coś mi tu śmierdzi - Powiedziała cicho dziewczyna.
- Mi również... - Braciszek przyznał rację.
- Będę lecieć już do nich, trzymaj się Nance - Uśmiechnął się lekko i zarzucając kurtkę na siebie złapał za klamkę.

- Tylko... Uważajcie na siebie, wrazie czego to masz krótkofalówkę - Głos dziewczyny zatrzymał go przy drzwiach a na jego twarzy pojawił się większy uśmiech. Jego siostra po tych wszystkich wydarzeniach stała się bardziej troskliwa, co go niezwykle dziwiło.

- Jasne, będę - Wyszedł z domu i skierował się pod garaż gdzie już stało jego kuzynostwo i ich przyjaciel. Chłopacy najpewniej kłócili się a dziewczyna próbowała ich pogodzić.

***

Kiedy w końcu dojechali pod salon gier wszyscy zeszli uszczęśliwieni z rowerów, jak można się domyśleć Richie i Eddie kłócili się o to kto będzie siedział na bagażniku i jak również można się domyśleć, siedział Eddie. Gabi zdążyła przy okazji zirytować Mike'a do takiego stopnia, że zagroził, że zrzuci ją z bagażnika.

- Nie dąsaj się tak, zapytałam tylko czy poznam twoją dziewczynę - Powiedziała dziewczyna wchodząc do pomieszczenia. Mike spojrzał na nią poirytowany co w jego wydźwięku brzmiało "zamknij się jeśli ci życie miłe" także dziewczyna nie chcąc go irytować już bardziej zakończyła temat. Przed nimi szedł Tozier i Kasprak dyskutujący o tym kto będzie siedział na bagażniku w drodze powrotnej.

- Zróbmy tak, jeśli ty wygrasz to ja siedzę a jeśli ja wygram to ty, zgoda? - Richie zatrzymał swój wzrok na automacie od gry którą niespecjanie kojarzył i wystawił rękę do swojego przyjaciela.

- Zgoda - Powiedział i z wyzywającym spojrzeniem uścisnął ich dłonie.
- Dobra dzieciaki, wy się tu bawcie a ja idę po picie - Powiedział Mike stając przy nich a zaraz do niego dołączyła się Gabi.
- I-idę z to-tobą - Stwierdziła od razu wkładając przy tym dłonie do kieszeni bluzy.
- Nie za-zamierzam p-pomagać przy sędziowaniu - Okularnica ruszyła wraz ze swoim kuzynem szukać czegoś do picia. Tak więc duet Toziera z Kasprakiem rozpoczął grę.

Grali tak już od mniej więcej dwudziestu minut nie zwracając uwagi na to, że od paru minut przyglądają im się trzy z przeskokiem na cztery osoby.

- Myślicie, że Mike ubrałby coś takiego?
- Kawałek rozmowy został usłyszany przez Toziera który w tej chwili skupiał się na graniu ale trochę słuchał tamtej rozmowy.

- Po za tym od kiedy Mike nosi okulary? - Tak, Tozier był pewny, że ta rozmowa dotyczyła jego.
- No ale przecież wygląda jak Mike, no to co to niby klon jest? - Zapytał inny, tym razem nieco zirytowany, dziewczęcy głos.

W pewnym momencie chłopak lekko drgnął oczywiście przypadkiem zachaczając o ramię Kaspraka co skończyło się tym, że ręką mu się osunęła i przegrał w grę.
- Ej no! Oszukiwałeś! - Oburzył się niższy. Tozier tylko zaśmiał się i roztrzepał mu włosy na co ten prychnął zirytowany.

Richie spojrzał kontem oka na tamtą małą grupkę która rozmawiała wcześniej na jego temat, był pewny, że było to o nim. Do tamtej grupki należała ruda dziewczyna, chłopiec z włosami ściętymi na tak zwaną "miskę" ciemnoskóry chłopak z bandanom na głowie i chłopak z burzą loków na głowie w miarę schowanymi pod czapką.

Obok nich stał również Mike który najwyraźniej chwilę temu podszedł do nich bo najwyraźniej byli nieźle zdziwieni, była tam również Gabi która rozmawiała z kimś przez jej krótkofalówkę.

- Ha! Mówiłem, że to nie był Mike! - Chłopiec z miską na głowie spojrzał na czarnoskórego z uśmiechem na co ten wywrócił oczami. Richie spojrzał na nich charakterystycznie unosząc kącik górnej wargi w geście zdziwienia, Mike najwyraźniej to zauważył bo machnął do niego.

- Rich chodź tu bo mnie zaraz coś trafi - Powiedział znużony na co Richie podszedł ciągnąć za sobą Kaspraka "bo jeszcze się zgubi" powiedział sobie w głowie choć tak naprawdę strasznie się o niego martwił.

- Więc tak ludziska. To jest Richie, mój kuzyn z Derry który przyjechał to na święta - Wskazał na niego dłonią po czym dyskretnie spojrzał na przyjaciół żeby go jakoś wspomogli na co od razu wyrwał chłopak z loczkami.
- Jestem Dustin - Uśmiechnął się lekko sepleniąc.
- To jest Max, Lucas i Will - Wskazał kolejno na dziewczynę, ciemnoskórego i chłopca z prostymi miskowymi włosami.

Spojrzał na nich lekko się uśmiechając a gdy zatrzymał na chwilę wzrok na rudowłosej, on i Kasprak wymienili spojrzenia.
- Yh... To jest Eddie, mój przyjaciel - Niższy tylko pomachał im ręką.

Tak o to pogadali przez dobrą godzinę a nawet pograli razem, jak się okazało Max jest naprawdę dobra w gry czym Richie był zdziwiony ale jednak to wygrał z nią o kilka punktów, ale wygrał.

Wszystkim ten czas spędzało się naprawdę dobrze i pomimo faktu, że Niewyparzona Gęba miała ochotę co jakiś czas rzucić jednym ze swoich szałowych żartów Astmatyk szybko sprowadzał go do porządku zatykając mu usta "nie psuj klimatu durniu!"

Po prawie półtorej godzinie wszyscy musieli się już zbierać. Gdy czwórka z Hawkins zaczęła odchodzić od reszty Max odwróciła się na pięcie i krzyknęła do Toziera.

- Następnym razem wygram! - Uśmiechnęła się a kosmyki jej rudych włosów opadły na twarz.
- Dziewczyna ze mną nie wygra! - Krzyknął do niej po czym oboje się zaśmiali a dziewczyna zniknęła za rogiem.

Kuzynostwo i Eddie podeszło do dwóch rowerów zostawionych przy salonie gier Kasprak miał zamiar wziąść jako przegrany oczywiście przez oszustwo Richie'go na bagażniku gdy nagle ktoś złapał go w pasie i odsunął. Jak się okazało był to Tozier który sam zaraz usiadł na bagażniku, Eddie uniósł brwi.

- No wsiadaj - Ponaglił go Rich.
- Co ty robisz? - Wymamrotał okropnie zdziwiony Astmatyk.
- Możesz potraktować to jako cud Świąteczny - Zaśmiał się chłopak ale przestał kiedy poczuł jeszcze ciepłą rękę na swoim czole.

- Masz gorączkę? - Spytał dalej zdziwiony szatyn na co Tozier wywrócił oczami.
- Oj wsiadaj bo się rozmyśle - Wyższy założył dłonie na klatce piersiowej.

Kasprak posłusznie usiadł na siedzonku choć na twarzy malował się wielki uśmiech, poczuł jak dość silne ramiona Toziera zamykają go w uścisku przez który jego uśmiech się poszerzył a na twarzy pojawił się delikatny rumieniec.

- Jak dzieci - Mike i Gabi westchnęli w tej samej chwili na co oboje zareagowali śmiechem i zbili piątkę. Czarnowłosa usiadła na bagażniku a jej kuzyn szybko na siodełku i pojechali, kiedy Gabi usłyszała za sobą charakterystyczny dźwięk starego łańcucha wiedziała, że Kasprak i Tozier jadą za nimi uśmiechnęła się ponownie.

- Więęęc~ o-opowiesz mi c-coś o s-swojej dzi-dziewczynie? - Mimo, że było ciemno to i tak wiedziała, że policzki chłopaka zaczerwieniły się jednak ten po chwili też się zaśmiał.
- Może kiedyś - Uśmiechnął się łokciem lekko szturchnął dziewczynę w bok. Wszyscy bezpiecznie wrócili do domu Mike'a.

Następnego wieczoru wszyscy razem zasiedli do stołu wigilijnego, nawet rodzice czarnowłosej przyjechali co jeszcze bardziej ociepliło jej serce. Co ciekawe przyjechała również dziewczyna Mike'a wraz z jej ojcem, w pewnej chwili dorośli w większości zajęli się sobą co młody Wheeler postanowił chytrze wykorzystać przekonując swoją dziewczynę do planu związanego z jej zdolnościami.

Jane, bo tak się przedstawiła potrafiła kontorlować przedmioty siłą woli. Mike poprosił ją żeby zawiesiła jemiołę nad pełną dwójką. Jego kuzynka prawie że od razu skumała o co chodzi.

- Frajerzy podnieście gło-głowy - Powiedziała a na jej twarzy pojawił się uśmiech widząc zdezorientowane głowy przyjaciół a zarazem jej Wheeler'a. Eddie i Richie tak jak prosiła podnieśli wzrok ku górze prawie od razu natrafiając na nieco pognieciony kępek rośliny który znajdował się centralnie nad ich głowami.

Mike i Gabi patrzyli na nich wyczekująco a Jane niedokońca rozumiejąc o co chodzi jedynie się uśmiechnęła odgarniając delikatnie falowane jasne włosy z twarzy.

- No chyba nie - Eddie uniósł charakterystycznie brwi.
- Nie zamierzam się z nim całować, jestem jeszcze trzeźwy - Za to z twarzy Richie'go niewiele można było zrozumieć miał dość jakby, zadowolony wyraz twarzy.

- To ja po-poczekam do sylwe-westra - Czarnowłosa zaśmiała się dostrzegając delikatne rumieńce na ich policzkach, zawtórował jej Mike przez co kuzynostwo przybiło piątkę. Eddie spojrzał swoimi brązowymi oczami w jeszcze ciemniejsze oczy Richie'go wymieniając tym samym ich spojrzenia.

- W dupę się pocałuj Wheeler - Powiedział z wrednym uśmiechem astmatyk co spowodowało śmiech u Toziera i prychnięcie Wheeler'a.

Po dłuższej chwili okularnica zaczęła zadawać pytania Jane, z czystej ciekawości przez co zaraz do rozmowy wtrącił się Wheeler a cała trójka przestała zwracać uwagę na dwóch chłopców nad których głowami wciąż wisiała jak na sznurku jemioła.

Richie rozejrzał się po obecnych przy stole po czym przysunął się i pocałował delikatnie przyjaciela w czubek głowy, była to naprawdę krótka chwila która znaczyła jednak wiele w umyśle obojga chłopców.

- Wesołych świąt Eddie... - Powiedział cicho kręconowłosy obejmując go delikatnie ramieniem, ten gest spowodował jeszcze większy rumieniec na twarzy Kaspraka.
- Wesołych świąt Richie... - Wymamrotał ciemnowłosy delikatnie przytulając się do ramienia chłopaka to spodowało chyba dotychczas najszczerszy uśmiech na twarzy wyższego.

Ten wieczór spędzili już jakby odłączeni od innych przy tym nic nie mówiąc, nie potrzebowali słów, już sama ich wzajemna obecność wystarczała.

czasem w Derry również było spokojnie, Denbrough wziął sobie do serca to co powiedział Uris i pierwszy raz od dłuższego czuł obecność jego młodszego brata przy sobie, ale nie było to poczucie winy czuł, że to właśnie był Georgie.

Stanley spędził z nimi wigilię po ówczesnym wytłumaczeniu rodzicom Billa, że nie wierzy co jak oni stwierdzili "nie zmienia faktu, że cieszymy się jakich przyjaciół ma nasz syn".

Drugiego dnia świąt wszyscy frajerzy obecni w Derry spotkali się razem przy czym jak się okazało każdy przygotował drobny prezencik dla kogoś a z tej okazji Stanny za cichą namową Billa założył czapkę Mikołaja i chodził w niej cały dzień po mieście robiąc z siebie idiotę.

Oprócz tego spędzili praktycznie cały dzień razem, wygłupiając się, ślizgając się po lodzie, co Stan uznał za skrajnie głupie i nieodpowiedzialne ale cóż... Później do dzwonili się oni do pozostałej trójki frajerów i spędzili prawie pół dnia na rozmowie z nimi żeby dowiedzieć się jak najwięcej o tamtym mieście i jego mieszkańcach. W końcu choć raz mogli zapomnieć o swoich zmartwieniach i nacieszyć się swoją przyjaźnią.

~~~~
Witam, ci co wiedzą to wiedzą, że ten one-shot został napisany na szkolny konkurs ale stwierdziłam, że dodam parę smaczków i go tu umieszczę.
Są tu leciutkie wątki Reddie jak i Stenbrought'a ale jednak nie chciałam się skupiać wyłącznie na nich.

Mam nadzieję, że ten o to według mnie słaby wytwór spodoba się komuś na tyle żeby umilić mu choć na chwilę dzień.

A Reddie się pojawi niedługo, słowo harcerza.

Wesołych świąt wszystkim, niech wam Stanny Mikołaj sprawi spokojne święta❤

Continue Reading

You'll Also Like

52.7K 2K 43
Maddie Monet, najstarsza z cรณrek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braฤ‡mi na kilka lat. Bliลบniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje siฤ™ w swoim nowym...
3.7K 515 23
Lee Felix pisaล‚ znakomite wypracowania, co zaimponowaล‚o jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeล„ zupeล‚nie przypadkowo nabraล‚ bliลผszฤ… relacjฤ™ z profe...
129K 5.8K 54
โ - Masz moลผe poลผyczyฤ‡ szklankฤ™ cukru?โž Gdzie wszystko zaczyna siฤ™ od szklanki cukru i pary brฤ…zowych oczu.
39.9K 2.4K 40
- Dobrze, ลผe to trwaล‚o tylko tydzieล„. Przynajmniej nie zdฤ…ลผyล‚aล› siฤ™ nawet zakochaฤ‡. A to co staล‚o siฤ™ w Las Vegas, zostaje Las Vegas.