The Mask |[jjk + pjm] ✔

By magiquefleur

128K 8.5K 5.3K

Instytucja małżeństwa dla wielu jest czymś pięknym, zrodzonym z miłości dwojga bliskich sobie osób. A co jeśl... More

Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33: Epilog
Bonus (18+)

Rozdział 1

7.4K 329 468
By magiquefleur

[2441 słów]

- Ale... - rozbrzmiał delikatny głos chłopaka, był załamany wiadomością, którą przekazał mu ojciec.

- Bez dyskusji... Wyjdziesz za syna samego cesarza sąsiadującego państwa! Powinieneś być szczęśliwy... A teraz każ służbie Cię spakować, jutro z samego rana udamy się na ich tereny i między czasie przestudiujesz ich wszystkie tradycje.

Jimin zacisnął swoje małe dłonie na materiale sukna, powstrzymując ogromną złość, która zaczęła się w nim kłębić, ale i niewyobrażalny smutek. Nie chciał wychodzić za mąż za nieznanego mu człowieka, czy pchać się do władzy, będąc partnerem przyszłego cesarza.

Poza tym miał już swojego ukochanego, któremu oddał swoje kruche serduszko, a teraz musiał go opuścić. Czuł zbierające się w oczach łzy, lecz nie mógł pozwolić im swobodnie spłynąć po jego licach.

- Tak ojcze - mówiąc te dwa słowa, czuł jakby jego język palił żywym ogniem.

Nie mógł się sprzeciwić, choć bardzo tego chciał. Tu chodziło o zawarcie sojuszu z krajem, które było znacznie silniejsze od tego należącego do rodu Park. A zawiązanie z nimi partnerskich więzi, ustawi państwo na bezpiecznej pozycji, bo w końcu nikt nie chce postawić się ich sąsiadom.

Ukłonił się więc, oddając ojcu należyty szacunek i skierował swoje kroki w stronę drzwi. Opuszczając pomieszczenie, dał upust swoim emocjom, ale nie pozwolił sobie na głośny szloch, który echem odbijałby się po wystawnych korytarzach pałacu.

Mimo, iż nie wypadało, rzucił się biegiem w stroję swojej komnaty. Wpadł tam z impetem, rzucając się na swoje posłanie. Tutaj dopiero mógł głośno płakać, tutaj nie musiał udawać, że nie ma żadnych emocji.

Płacz tłumiony przez ozdobne poduszki, pozwalał chłopakowi, wyrzucić wszystko z siebie. Przecież nie tylko nie chciał opuszczać swojego wybranka, ale także domu. Tu się przecież wychował, tu jego nieżyjąca już matka, tuliła małego Jimina do snu i śpiewała kołysanki, jak bał się burzy. A teraz musi to wszystko zostawić, porzucić, na rzecz małżeństwa, którego nie chciał.

Lecz wiedział, że mimo wszystko musi spełnić swój obowiązek, chroniąc lud, który zaraz będzie dla niego obcy. Nikt nie pomyślał o tym, co na ten temat sądzi Jimin, lecz taka już była rola księcia, której nie mógł się wyprzeć. Jako drugi syn cesarza, nie miał możliwości objęcia tronu, dlatego zostało mu zostanie kartą przetargową w możliwych sojuszach.

To nie było nic dziwnego, że przyszli cesarzowie, brali śluby z mężczyznami, a nie tylko z niewiastami, w końcu tak samo jak one, mogli ofiarować kolejnego potomka swojemu władcy. A najważniejsze było przedłużenie rodu krwi.

Gdy chłopak mógł już opanować swoje emocje, do jego pokoju zawitało kilka służek. Starannie pakowały kolorowe szaty księcia, jak i wszelkie kosmetyki do pielęgnacji jego ciała, czy też przepięknych, długich włosów.

Jimin zaś patrzył na wszystko pustym wzrokiem, jak jego dobytek chowany jest w ogromnych skrzyniach. Została mu jeszcze jedna, najważniejsza rzecz. Rozmowa z ukochanym, która będzie kosztować oboje kolejne wylane łzy, czy też wyrwane z piersi serca, które wspólnie biły jednym rytmem.

Wstał w końcu i wyszedł na zewnątrz, by świeżym powietrzem ukoić ból głowy, spowodowany kilkugodzinnym płaczem. Oparł swe dłonie na balustradzie, skąd mógł podziwiać piękno cesarskich ogrodów. Jimin był osobą bardzo wrażliwą, a widok zwykłych kwiatów, mógł poprawić mu humor. Nie był chciwy czy narcystyczny, a wręcz przeciwnie. Lekko bojaźliwy chłopak o dobrym sercu, którego interesowała poezja, przez co wykształciły się w nim cechy romantyka.

Marzył o wielkiej miłości, którą mu dano, gdyż zakochał się z wzajemnością w najwyżej postawionym wojskowym. Kiedyś pośród kwitnących róż, przysiągł swemu księciu wierność i obiecał, że będzie chronił go, aż po kres jego dni.

Jednak teraz ta obietnica niestety nie miała sensu. Gdyż zostaną rozdzieleni wieloma kilometrami, kilkoma dniami podróży. Lecz generał nie był temu winny, że jego słowa zblakną, jak tusz na starym pergaminie.

Dalej pamiętał pierwszy z nim pocałunek, który był słodszy niż miód. I wiedział, że nigdy tego nie zapomni, a nawet będzie tęsknić za dotykiem ukochanego. Lecz to nie była jego wola. On był tylko pionkiem w ogromnej politycznej grze, gdzie nie miał prawa głosu. Miał tylko robić to, co mu kazano.

Ta noc była dla niego ciężka. Nie mógł znaleźć swojego miejsca, bo nagle każda pozycja do spania, wydawała się być niewygodna. Dlatego leżał na plecach, myśląc o tym wszystkim, co czeka go w najbliższych dniach. Długa podróż i spotkanie swojego przyszłego męża. Ta wizja była dla niego przerażająca, przez co na jego ciele pojawiała się gęsia skórka.

Wiedział, że tej nocy już nie będzie dane mu zasnąć, bo dalsze próby odpoczynku, kończyły się niespokojnym oddechem i szybkim biciem serca. Strach jaki czuł, był dla niego niewytłumaczalny.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić, wstał ze swojego posłania, wychodząc na korytarz. Wtedy został zatrzymany przez dwóch strażników, który strzegli go podczas panujących mroków.

- Książę - ukłonili się równocześnie - proszę wracać do swojej komnaty - powiedział łagodnie jeden z nich - to niebezpieczne wychodząc nocą.

- Wiem... ale muszę natychmiast porozmawiać z generałem.

Wojskowi spojrzeli po sobie, przy czym kiwnęli głową, rozumiejąc się bez słów. Wiedzieli, że skoro książę tego sobie życzy, to nie mogli odmówić.

- W takim razie proszę wracać do komnaty, zaraz przyprowadzę do księcia naszego generała.

Jimin nie chciał się kłócić, a nawet taka opcja mu odpowiadała, zostaną sami i będą mogli wszystko sobie wyjaśnić na spokojnie. Dlatego wrócił do siebie, zapalając świece w lampionach, by księżyc nie był jedynym źródłem światła.

Na szczęście nie musiał długo czekać, aż pojawi się jedyna osoba, która wywoływała uśmiech na ślicznej twarzy, albo urocze rumieńce na policzkach.

- Chan - szepnął, widząc swojego ukochanego. Rzucił się niemalże pędem w jego stronę i już po chwili wpadł w ramiona ukochanego, którego ręce bezpiecznie oplatały go wokół talii. 

- Co się stało skarbie? - widział w jakim jest stanie. Dostrzegł te czerwone od płaczu oczy, które mimo wszystko zdradzały wiele.

Jimin zacisnął dłonie na materiale jego koszuli. Musiał przez chwilę ułożyć sobie to wszystko w głowie. Gdyż jak mógł powiedzieć umiłowanej osobie, że się ją opuszcza i ma oddać się innemu?

- Kocham Cię tak bardzo... moje serce zawsze będzie przy tobie wiesz?

- Jimin? Co się dzieje? - spytał zdezorientowany.

- Moja ręka została oddana komuś innemu... w imię sojuszu z sąsiadującym państwem rodu Jeon - nie chciał spojrzeć mu w twarz, nie chciał widzieć tego smutku, które na pewno podzieliłoby jego serce w akompaniamencie niewyobrażalnego bólu - przepraszam kochany - załkał, wtulając się jeszcze mocniej, o ile to było możliwe.

Zaś generał nie wiedział co powiedzieć, jakby właśnie ktoś wyrwał mu język i nie mógł przemówić. Bolała go myśl o rozstaniu, ale nie mógł się sprzeciwić woli samego cesarza. Inaczej Jimin zostałby narażony na niebezpieczeństwo, a na to nie mógł sobie pozwolić. Lecz przynajmniej teraz już zdawał sobie sprawę, czemu czeka nich podróż na sąsiadujące tereny.

- Nie przepraszaj - szepnął, gładząc go uspokajająco po włosach - to nie twoja wina...

- Moja! - krzyknął nagle, wyrywając się z uścisku - gdybym urodził się pierwszy... To zostałbym cesarzem naszego państwa! Nie musiałbym Cię opuszczać, ani... - jego głośny płacz, został uciszony ustami, za którymi tęsknił za każdym razem, gdy przesiadywał sam w pałacowych komnatach.

- To nie twoja wina - powtórzył - najwidoczniej nie jestem dla Ciebie tyle dobry, by Bogowie uznali mnie za godnego bycia twoim mężem...

- Chan... nie mów tak... - pociągnął nosem, gdy poczuł ciepłe dłonie na swoich policzkach.  

- Obiecaj mi chociaż jedno.

- Dla Ciebie wszystko...

- Bądź szczęśliwy ze swoim przyszłym mężem - i choć te słowa bolały, jak wbijane w ciało rozżarzone pręty, to musiał być silny i okazać mu wsparcie. Nie mógł pozwolić, by jego książę był nieszczęśliwy.

- Ale... mogę tylko przy tobie taki być...

- Jiminie... - złożył pocałunek na jego czole - proszę... a wręcz błagam...

Nie mógł tego słuchać, a tym bardziej obiecać. Miał być szczęśliwy u boku obcego człowieka? Teraz wyrywano mu serce i bezczelnie po nim deptano, a on miał jechać z uśmiechem na twarzy do przyszłego męża?

- Nie mogę tego obiecać... Przepraszam...

🌸🌸🌸

Poprzedniego wieczora pożegnał się na zawsze ze ukochanym długim pocałunkiem, który miał wyrażać już wszystko. Wielką miłość, tęsknotę i ból, to właśnie kumulowało się w nich jednocześnie, nie wiedząc już, jak konkretnie się czują.

Siedział w karecie na przeciwko swojego ojca, nie odzywając się do nikogo. A cesarz, by mieć pewność, że jego syn nie przyniesie im wstydu, nauczał go podczas jazdy. Wszelkich zwyczajów czy też wierzeń, które były tam praktykowane. Najważniejszą zasadą, jaką Jimin musiał przestrzegać to noszenie specjalnie przygotowanej dla niego maski. Nie rozumiał dlaczego, dopóki ojciec mu nie wytłumaczył.

- W ich wierzeniach istnieje tradycja noszenia masek przez przyszłych małżonków. Ma to uchronić młodą parę przed nieprzychylnymi Bóstwami, które mogłyby doprowadzić do bezpłodności, a że posiadanie potomka, zwłaszcza w waszym przypadku, jest niezwykle istotne, to pod żadnym pozorem masz nie zdejmować maski w obecności Jungkooka. Jeśli to zrobisz okażesz mu największą zniewagę...  rozumiemy się?

- Tak ojcze - odpowiedział mechanicznie, ale naprawdę miał zamiar uszanować wszelkie obyczaje jego przyszłej rodziny. Poza tym Jimin chciał posiadać dziecko, które miałoby wywoływać uśmiech na jego twarzy do końca życia, nawet jeśli miałoby być z mężczyzną, którego nie kochał. Gdyż mimo wszystko ono będzie częścią jego samego.

Liczył jednak, że przynajmniej się polubią, bo słyszał wiele o księciu i każda opowieść o nim, mówiła o jego dobroci dla ludu, którą przejął od ojca. Dlatego wierzył, że wszystko jakoś się ułoży i pomimo, że nie był zadowolony z tego wszystkiego, jakoś to przełknie.

Cała podróż trwała niespełna 4 dni, gdzie o poranku przywitali mosiężne, pałacowe bramy. Jeden z wojskowych podał strażnikowi list od ich cesarza, poświadczony jego rodowitą pieczęcią. Dzięki temu mogli przejść przez mury, by zaraz mógł powitać ich przepiękny ogród, składający się z ogromnej ilości drzew i kwiatów różnych gatunków, ułożonych w przemyślane kompozycje. A śpiew ptaków dodatkowo roztaczał wokół tego wszystkiego magiczną aurę.

Jimin patrząc przez okienko karety, przyglądał się bujnej roślinności, którą od razu pokochał. W końcu uwielbiał przebywać w ogrodach i miał nadzieję, że będzie mógł je zwiedzić już pierwszego dnia jego pobytu tutaj.

Na pałacowym dziedzińcu stała już najważniejsza trójca rodziny. Czekali, by powitać z otwartymi ramionami przyszłego zięcia. Dlatego będąc jeszcze w karecie, Jimin otrzymał od swojego ojca pudełko, w którym jak podejrzewał znajdowała się maska, odsłaniająca jedynie usta. Zawiązał delikatnie jej wstążeczki na swoich włosach tuż nad koczkiem, by nie zsunęła mu się przy poruszaniu.

Wychodząc z pojazdu, mógł przyjrzeć się trzem sylwetkom, spokojnie stojącym u szczytu czerwonych schodów. Na samym środku stał cesarz, wyglądał na pewnego siebie człowieka, już z lekko siwą brodą, lecz jego uśmiech zdradzał, iż naprawdę cieszy się z przybycia ich gości. Ciemno niebieskie szaty ze złotymi ozdobami sprawiały, iż starszy mężczyzna wydawał się o wiele dostojniejszy.

Za nim ramię w ramię stała żona wraz z ich synem. Kobieta ubrana w zwiewną suknie wyglądała na niezwykle drobną, zwłaszcza w obecności dwóch wysokich mężczyzn. Biła od niej aura radości, którą zarażała innych wokół.

Oraz sam Jungkook, stojący dumnie z lekko podniesioną ku górze głową. Jego czerwone szaty pasowały do jego przystojnej twarz, której widokiem niestety Jimin nie został jeszcze zaszczycony. Gdyż również kryła się ona pod maską.

Po przejściu wielu schodów, chłopak od razu oddał najszczersze wyrazy szacunku, skierowane do rodziny Jeon. Po czym zerknął na swojego przyszłego męża, i posłał w jego stronę nieśmiały uśmiech, co nie spotkało się z jakąkolwiek reakcją z drugiej strony. Zdziwiło go to, ale starał sobie to jakoś wytłumaczyć. Może po prostu jest poważnym człowiekiem i rzadko się uśmiecha? Niedługo na pewno się o tym przekona.

Wszyscy skierowali się do jednej z sal, gdzie przygotowano słodkości, którymi można było raczyć się podczas herbaty. Służki lały napar ze świeżych liści do niewielkich czarek, które postawione przed szlachcicami, przyciągały wzrok pięknymi, ręcznymi zdobieniami. Kwiatowy zapach jaki unosił się dookoła, kusił do zanurzenia swoich ust w napoju, by poznać całą gamę doznań, jaką potrafił zaoferować.

- Mam nadzieję, że podróż przebiegła spokojnie - odezwał się pan całego pałacu.

- Oczywiście, nigdy nie mieliśmy spokojniejszej podróży - odpowiedział ojciec Jimina z uśmiechem na twarzy.

Gdy rozmowa pochłonęła panów na tyle, by nie zwracali uwagi na otoczenie, matka Jungkooka wykorzystała sytuację, chcąc oprowadzić przyszłego zięcia po ich pałacu, przy okazji pokazując mu jego przyszłą komnatę do czasu ślubu. Później oczywiście dzieliliby wspólne pomieszczenie, przygotowane już od dnia ich zaręczyn.

Yongsun, bo tak miała na imię matka tego rodu, pociągnęła także swojego syna za sobą, by i on przebywał w towarzystwie swojego narzeczonego. Jungkook zaś nie był z tego zadowolony, ledwo już powstrzymywał niemiłe komentarze, które bardzo chciały uciec z jego ust. Lecz robił to dla swojej rodzicielki, by nie przysporzyć jej przykrości.

Tak naprawdę znienawidził Jimina od dnia wiadomości o ich zaręczynach. Nie chciał go w swoich progach i teraz najchętniej wyrzuciłby go za drzwi, mówiąc by więcej nie wracał. Nie chciał brać ślubu bez miłości. Chciał mieć tak samo szczęśliwe małżeństwo co jego rodzice, lecz przez durny sojusz odebrano mu te nadzieje. Dlatego obiecał sobie, że sprawi, iż jego (jak marzył) niedoszły małżonek sam odpuści i wyjedzie stąd jak najszybciej. Lecz musiał być cierpliwy i wprowadzać swoje pomysły powoli w życie.

Jimin od razu złapał dobry kontakt z matką narzeczonego, która równie mocno polubiła chłopaka. Choć wiedziała, że nie raz pozory mylą i będzie go miała na oku, by mieć pewność, że jest idealnym partnerem dla jej ukochanego syna.

- A tutaj będzie twoja komnata - wskazała ręką na drewniane drzwi - chcesz zobaczyć?

- Jeśli tylko mogę, to bardzo bym chciał - Jimin starał się wykrzesać z siebie jak najwięcej entuzjazmu.

- Sama kazałam ją tak urządzić - powiedziała podekscytowana, a po chwili strażnicy, którzy wiernie strzegli rodzinę królewską, otworzyli wejście, pozwalając zajrzeć do środka.

Cała komnata skąpana była w bladych odcieniach złota, przez co nastrój tam panujący nie wydawał się zbyt ciężki czy przesadny. Przy jednej ze ścian znajdowało się ogromne łoże z baldachimem, które było wypełnione po brzegi ręcznie haftowanymi poduszkami. Zaś po drugiej stronie znajdowało się ogromne lustro z miejscem na kosmetyki księcia. Nie wspominając też o pokaźnych rozmiarów miejscu na wszelkie szaty. Oczywiście wisiało już tam kilka specjalnie dla niego uszytych strojów, które były odzwierciedleniem kultury państwa należącego do rodu Jeon.

- Jak tu pięknie - powiedział z prawdziwym zachwytem.

Jego komnata w rodzimym kraju również była bogato urządzona, lecz musiał przyznać sam przez sobą, że bardziej spodobały się mu te wnętrza. Rozglądał się uważnie po każdym kącie i pomimo wielkiej pustej przestrzeni, którą można było wykorzystać na coś innego, to pokój niewątpliwie był przytulny.

- Cieszę się - klasnęła w dłonie, będąc dumna z samej siebie.

- Naprawdę dziękuję za tak cudownie urządzoną komnatę - ukłonił się w stronę matki swojego przyszłego męża.

- Nie musisz co chwilę mi się kłaniać - zaśmiała się słodko, zasłaniając usta rękawem swojej szaty - W końcu będziemy rodziną.

I na te słowa w Jungkooku krew się zagotowała. Lecz starał po sobie tego nie okazywać.


/////

Witam moje herbatniczki!

Mam nadzieję, że ubieracie się cieplutko, co? Na dworze coraz zimniej, więc dbajcie o siebie i obowiązkowo herbatka rano i wieczorkiem!

Continue Reading

You'll Also Like

460K 24.3K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
90.3K 2.8K 33
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
25.5K 2.6K 35
Jimin i Jungkook są najlepszymi przyjaciółmi odkąd razem pojechali na letni obóz. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Jimin dowiedział się, że jest śm...
57.3K 3.2K 47
[zakończone] Miłość, łzy, uczucia i sen "I wish that you would love me Like yesterday, don't Let go of this hand ever agin" Gdzie Jimin jest nieśw...