Czarnoksiężnik Burzowych Wysp

By Seanit

5.7K 704 2.6K

W świecie, w którym czarodziejów uważa się za nędzny wybryk natury i spycha się ich na margines społeczeństwa... More

Księga I: Świt
1. "Leć, kaczuszko!" to niezbyt dobre zaklęcie
2. "Kłopoty" to moje drugie imię
3. Kacza matka wietrzy kłopoty
4. Nox to z pewnością bardzo chaotyczny bohater
5. Władca smokowi nierówny
5.5 Nekromanci nie powinni być guślarzami!
6. Książę w opresji
7. Echa burzy
9. Niebezpieczne rozproszenia
10. Książęcy gambit
11. Otwarte wrota
Księga II: Zenit
12. Postęp

8. Ciemna strona mocy

279 40 241
By Seanit

Tak odnośnie mojej częstotliwości wrzucania kolejnych rozdziałów (autoironicznie):

Narcisstic mode: on

Narcissistic mode: off

A tak poza tym to mam potężną fazę na Eurielle, bo odkryłam, że jej album "Goodbye Butterfly" to taka Alina.  Jeden z najlepszych kawałków dodałam w mediach :)

A na dole rozdziału dodałam jeszcze urocze trio przy Błysku w wersji szkicowej.

Zapraszam!

Cały świat zrobił się jakby jaśniejszy dzięki temu sukcesowi. Ale tylko na chwilkę, bo zaraz dotarło do mnie, jak nieskuteczne było to osiągnięcie.

— Roztrwoniłem strasznie dużo energii — burknąłem, marszcząc nos, za co dostałem potężnego kuksańca od Aliny.

— Ty to wiesz jak zepsuć sobie chwilę chwały! — prychnęła z oburzeniem. — Lepiej przestań narzekać i daj spróbować mnie!

Nie czekając na moje pompatyczne i protekcjonalne przyzwolenie, zmarszczyła brwi, wbiła uparte spojrzenie w miękką trawę u swych stóp i zamarła bez ruchu. Miałem nieco złośliwą nadzieję, że nic jej nie wyjdzie, ale po dłuższej chwili Alina powiedziała bardzo dobitnym głosem:

— Zawiej.

Przez pół oddechu nic się nie działo, a potem trawa ugięła się pod lekkim wietrzykiem.

— To na pewno przeciąg — stwierdziłem z zazdrością. Poszło jej szybciej i jakoś tak... Zgrabniej niż mi. Nie miałem zamiaru tego przyznać.

— Jaaasne — parsknęła z zadowoleniem, gdy wietrzyk z powrotem ustał. — Bo tak głęboko pod ziemią tak silny wiatr to całkowita codzienność.

— Silny? Nic nie poczułem! — wyszczerzyłem się, a Alina, nie mogąc już pohamować radości z sukcesu i irytacji moimi przekomarzaniami, bez ostrzeżenia zerwała się, przeskoczyła nad źródełkiem i spadła na mnie niczym krwiożercza harpia. Założyła mi jeden ze swoich legendarnych podduszających chwytów, a gdy oczy już prawie wyszły mi z orbit i w wyrazie porażki poklepałem ziemię, z zadowoleniem mnie puściła, skrzyżowała ręce na piersi i zapytała:

— To co, spróbujemy zrobić coś jeszcze?

— Możemy — zgodziłem się, próbując nie pokazać, jak bardzo nie mogłem się tego doczekać.

— Masz pomysł jak zaczerpnąć ze Źródła? — zapytała.

— Jeszcze nie — pokręciłem głową.

— Wiesz, ja mam wrażenie, że i tak podświadomie z niego korzystamy — przyznała. — Albo ono nam pomaga na jakiś inny sposób.

— Pewnie tak — zgodziłem się. Wbiłem spojrzenie w źródełko. Jeszcze z ciebie skorzystamy, pomyślałem.

— No dobrze, to spróbujmy czegoś trudniejszego.

— Trudniejszego? — zainteresowała się Alina.

— No nie wiem... — zacząłem zastanawiać się nad wszystkimi prostymi rzeczami, które przychodziły mi do głowy i nagle uderzyła mnie jedna myśl, od której aż opadły mi ramiona, a dobry humor biesy porwały.

— Kiri? — zaczęła Alina. — Co się stało?

— Przecież my nic nie wiemy! — obruszyłem się i dla wyrażenia swojego głębokiego oburzenia, zamachałem rękami w powietrzu. — Co sprawia, że wiatr wieje? Przecież nikt na niego nie rzuca zaklęć, on to robi sam! Albo jak powstaje ogień? Albo fale? Przecież nikt nie wrzuca do morza gigantycznych skał żeby je wywoływać!

— No wiesz, jak mamy mocniejszy wiatr, to i fale rosną... — zaczęła Alina.

— Ale dlaczego tak się dzieje? — zapytałem z rozpaczą.

— No... Bo... — zaczęła, ale najwyraźniej zabrakło jej pomysłów, a ja z ponurą satysfakcją zawołałem:

— No widzisz?! Nie mamy o niczym pojęcia, nie wiemy jak działa cały świat, a chcemy zapanować nad czymś tak nieuchwytnym jak magia!

W wyrazie desperacji wstałem, złapałem się za głowę i zacząłem chodzić w kółko.

— No ale przecież nam się udało? — zapytała niepewnie.

— A nie czujesz się teraz zmęczona? Jakbyś przebiegła przez całą wyspę? Albo przynajmniej miasteczko? — zapytałem z przekąsem.

Alina zmrużyła oczy, chcąc mnie jakoś usadzić, ale chyba ostatecznie nie znalazła odpowiedniej riposty, bo tylko zwiesiła głowę i burknęła:

— No tak. Tak się właśnie czuję.

— No widzisz! — perorowałem dalej. — A Starsi jakoś mogą zrobić o wiele więcej bez takiego zmęczenia! Na pewno marnujemy po drodze masę energii. Oni nawet nie wiedzą jak działają ich zaklęcia, po prostu je rzucają. Ale my musimy zrozumieć wszystko dokładnie, żeby być równie skutecznymi. Weźmy na przykład ten wiatr. No umiesz mi powiedzieć dlaczego wieje? Tylko nie mów, ze to bogowie dmuchają na ziemię, bo się wścieknę!

Zatrzymałem się i wpatrzyłem w nią z wyzwaniem w oczach.

— Nie miałam zamiaru tak mówić — obruszyła się. — Nikomu by się nie chciało tyle dmuchać. Mistrz Trigeminus na pewno mógłby nam w tym pomóc. W końcu zna się na alchemii.

— Nie wiem, czy akurat w kwestii wiatru alchemia by nam pomogła — burknąłem. — Ale fakt, chyba musimy poprosić go o pomoc.

Chociaż mi się to nie podobało, to miał być sukces nasz, a nie starego piernika!

— Myślisz, że te naturalne mechanizmy pozwoliłyby oszczędzić nam energię? — upewniła się Alina.

— No jasne — odparłem. — Może nie zawsze, ale na ogół przecież...

— Jeśli chcesz wejść do domu, to łatwiej pociągnąć drzwi do siebie niż wyłamać je z zawiasów — wpadła na porównanie Alina.

Skinąłem głową.

— No dobrze. Po powrocie zapytamy o to opiekunów. Ale na razie spróbujmy coś wykombinować na własną rękę!

— Co by tu... — zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu natchnienia.

— Wiem! — zawołała Alina. — Podnieśmy ten kamień!

Mówiąc to, wskazała na głaz nie mniejszy niż nasze głowy, leżący parę łokci dalej.

— A jak chcesz to zrobić?

— Pomyślmy... — wymamrotała. — Ty byś zrobił go lżejszym, a ja bym napchała pod niego powietrza żeby musiał się unieść.

— A jak niby mam go odciążyć?! — parsknąłem.

— No nie wiem — przyznała. — A dlaczego jak czymś rzucisz, to zaraz to coś spada na ziemię?

— I co, mam walczyć z siłami natury, których nawet sobie nie wyobrażam? — parsknąłem. — Zresztą gdybym temu zapobiegł, to może w ogóle nie musiałabyś pompować powietrza pod skałę, może sama by się uniosła!

— Fakt — przyznała Alina. — To może nie wiem, zrób żeby był pusty w środku!

— Prędzej go wysadzę w powietrze niż wydrążę!

— No to pomóż mi wpakować pod niego małą wichurę — stwierdziła. — Jak użyjemy wystarczająco silnego wiatru, to na pewno nam się uda!

Na taki pomysł już mogłem przystać. Usiedliśmy bok w bok, złapaliśmy się za ręce i skupiliśmy na zadaniu.

Wepchnąć mnóstwo powietrza pod skałę, pomyślałem, zamykając oczy. Przez chwilę szukałem pomysłu jak to zrobić, aż wreszcie ustanowiłem sobie konkretny pomysł i zebrałem myśli. Gdy już się w siebie wsłuchałem i zacząłem pleść zaklęcie, nagle dotarło do mnie, że tym razem chyba wplatałem w nie coś więcej niż własną energię. Może to przez dotyk Alina mi nieświadomie pomagała..? Im więcej powietrza próbowałem zebrać, tym więcej energii zdawało się napływać z zewnątrz.

Alina powiedziała swoje zaklęcie i wiatr uderzył w nasadę skały, stopniowo wciskając się pod nią. Czułem to pomimo zamkniętych oczu. Jej moc wydawała się jakaś taka czysta, błękitna, niemal biała. Poczułem nagłe ukłucie zazdrości. Dlaczego szło jej tak dobrze?!

Zanim uświadomiłem sobie co robię, pozwoliłem złości wplątać się w nitki mojej prymitywnej magicznej plecionki i niesiony chęcią przewyższenia przyjaciółki, rzuciłem:

— Wietrze, unieś ten głaz jak najwyżej!

Nagle zakręciło mi się w głowie z wyczerpania. Zobaczyłem, jak utworzony przez Lorelei wróbel znika, jak gdyby zassany przez budzącą się do życia magię.

Swój błąd zrozumiałem gdy było już za późno na jakiekolwiek poprawki.

Znikąd zerwał się huragan, który zaczął przesuwać pomniejsze kamienie, zmiótł w proch chatkę Aliny, zaczął wyrywać krzaki z korzeniami, aż wreszcie dopadł nasz upatrzony głaz i z zatrważającą prędkością uniósł go w powietrze, czyniąc z niego masywny pocisk, który z potężnym hukiem uderzył w sklepienie groty. Na nasze głowy posypały się odłamki skał, zdrewniałych łodyg pnących roślin i fragmenty wiekowych stalaktytów. Alina z krzykiem rzuciła się na mnie.

Poczułem jeszcze jak razem upadamy na ziemię, a potem poczułem ostry ból w skroni i dokoła mnie zapanowała ciemność.

— ...!

Bardziej poczułem niż usłyszałem, że ktoś coś mówił. A może raczej krzyczał...? Wszystko docierało do mnie jak przez mgłę. Próbowałem się skupić, ale niezbyt mi to wychodziło. Dopiero po dłuższej chwili zacząłem nieco skuteczniej rozróżniać słowa.

— ... nieodpowiedzialna!

To był chyba głos Mistrzyni. Ale żeby Mistrzyni krzyczała? Nie, to chyba nie był krzyk... Raczej syk, jak gdyby wściekły wąż nagle zaczął mówić jej głosem. A potem uświadomiłem sobie jeszcze, że ktoś chyba płakał. Przerywane spazmami przeprosiny sypały się raz po raz. Z trudem rozpoznałem głos Lorelei. Opiekunka nawet nie próbowała się tłumaczyć. Mistrzyni musiała wpaść w furię. Ale dlaczego to na Lorelei spadł jej gniew...?

Udało mi się otworzyć jedno oko, potem drugie i nad sobą ujrzałem drewniany strop jakiegoś pokoju. Dziwne, nie miałem takiego u siebie. Podobny był chyba w lazarecie... Poniewczasie uświadomiłem sobie, że coś ściskało moją głowę. Ostrożnie pomacałem to coś ręką.

Bandaż...?

Odwróciłem głowę w stronę prowadzącej swoją tyradę Mistrzyni. Najwyraźniej opiekunka nie chciała mnie obudzić, bo stała za uchylonymi drzwiami i w sumie nie mówiła zbyt głośno, ale moja dziwnie nadwrażliwa na wszelkie dźwięki głowa i tak je wyłapała. Lorelei rzeczywiście stała tyłem do mnie z opuszczoną głową i drżącymi ramionami.

Rozejrzałem się wokoło. Tak, to zdecydowanie był lazaret. Mnie trafiło się łóżko przy samym wejściu, ale po lewej miałem dający nieco prywatności parawan.

Co ja tu właściwie robiłem?

Poniewczasie zacząłem sobie przypominać, jak dałem się ponieść emocjom i ściągnąłem Alinie i sobie kamienną lawinę na głowę...

Alina!

Niewiele myśląc, zerwałem się z łóżka, a raczej spróbowałem, bo ledwie moje stopy dotknęły zimnej posadzki, w głowie potężnie mi się zakręciło i rąbnąłem czołem o stojący przy wezgłowiu stolik.

— Ał... — jęknąłem z pretensją. To chyba przykuło uwagę Mistrzyni, bo nagle wściekłe syknięcia umilkły, za to usłyszałem jak ktoś z werwą łapie za klamkę i otwiera drzwi na oścież.

— Kieran, powinieneś leżeć! — zawołała Mistrzyni.

Zignorowałem ją i podpierając się o siennik, ruszyłem dokoła parawanu. Gdzie była Alina?

— Kieran!

Udało mi się odkleić od łóżka i chwiejnym krokiem ruszyć w głąb sali. Tyle tylko, że po drugiej stronie parawanu nikogo nie było... Czując nagłą falę paniki i wyrywając się próbującej mnie zatrzymać Mistrzyni, ruszyłem dalej. Gdzie ona była?!

— Kieran, stój!

— Nie mam na to czasu... — wymamrotałem. Głowa mi pękała, a nogi miałem jak z waty, ale musiałem ją znaleźć. Jeśli przeze mnie... Jeśli coś jej się stało...

To byłbyś mordercą, zachichotał głos z tyłu mojej głowy.

Już nim jest! Odezwał się inny. Pamiętacie, co zrobił swojej rodzinie?

I sąsiadom!

Pokręciłem głową. Nagle zaczęło mi brakować tchu. Na piersi zacisnęła mi się ciasna obręcz, uniemożliwiająca oddychanie. Nie, to nie mogło się tak skończyć!

Jesteś potworem, Kiri zanucił chórek mściwych głosów.

Nie, to...

Nie zdołałem dokończyć myśli. Pociemniało mi przed oczami, a potem świat nagle zgasł.

— A co miałam zrobić, był na krawędzi!

— Wystarczyło powiedzieć mu, co się stało... Albo chociaż mnie zawołać!

Czy to Mistrzyni znowu się z kimś kłóciła? Poruszyłem się niespokojnie, ale czy aby na pewno głową? Wszystko było jakieś takie niejasne. Och, chyba ktoś mnie dotknął... Ale zaraz, to była moja ręka? Czy noga? Gdzie ja miałem powieki...?

— Kiri.

Ten głos wydawał się znajomy. Po chwili głębokiego namysłu udało mi się rozpoznać w nim głos młodego nekromanty. Odnalazłem płuca, wziąłem parę głębszych wdechów i powoli jakoś udało mi się otworzyć oczy.

Wzrok miałem rozmazany i wszystko jakoś strasznie mnie raziło. Dopiero po chwili zlokalizowałem bladą twarz Noxa z policzkiem obłożonym opatrunkiem i siedzącą po drugiej stronie mojego łóżka Mistrzynię.

— Masz czworo oczu — zachichotałem do księcia.

— Seli! — oburzył się dziwnie nekromanta. — Mówiłaś, że tylko go uśpiłaś, a nie nafaszerowałaś jakimiś ziółkami!

— Przecież wiesz, że na niektórych takie czary działają mocniej — zauważyła Mistrzyni. — A ja nie miałam wyjścia, mówiłam ci już. Kiri wpadł w panikę, jeszcze trochę i...

— Gdzie Alina? — nagle oprzytomniałem. Normalnie pewnie nie przerwałbym Mistrzyni, ale w tej chwili szacunek do niej miał drugorzędne znaczenie.

— Spokojnie, Kiri — uśmiechnął się nekromanta szeroko. — Z naszej trójki tylko ty walnąłeś się mocno w głowę.

Nie do końca zrozumiałem co miał na myśli, ale jego poczucie humoru nieco mnie uspokoiło. Nox nie żartowałby sobie, gdyby Alinie stało się coś poważnego.

— Zanim zawaliliście sobie strop groty na głowę, Lorelei wyczuła, że jej zwiadowca zniknął. Nieustannie was obserwowała, więc doskonale wiedziała gdzie się przenieść. Alina zdążyła cię powalić i przypadkowo pozbawić świadomości tuż przed tym, jak Lorelei wciągnęła was oboje w jeden z tych swoich niesamowitych portali. Naprawdę, ona ma do tego taki talent, że powinna zostać okrzyknięta Nestorem!

— To znaczy... Alinie nic nie jest? — zapytałem niepewnie.

— Nie, głuptasie — dobiegło mnie od drzwi. Poderwałem się jak oparzony.

Alina stała oparta o framugę, ubrana w czystą sukienkę i wyglądająca, jak gdyby w ogóle nie przeżyła ostatnio koszmaru. Na jej widok udało mi się już całkowicie wrócić do siebie, więc z pełnym oburzeniem odnotowałem, że nazwała mnie głuptasem. Ukradkiem otarłem pchające się do oczu łzy ulgi.

— Zapomniałeś już, że to ja jestem tą niepokonaną, potężną wojowniczką, a ty co najwyżej nadajesz się na strategosa? — dodała ze złośliwym błyskiem w oku Lisica.

— Kto nie ma w głowie... — zaczął Nox, przypominając mi mój złośliwy komentarz na temat wrednej Lisicy.

— Miałeś pecha obudzić się akurat gdy zostałam siłą wysłana żeby coś zjeść — dopełniła wyjaśnień Alina na widok mojego zagubionego spojrzenia.

— A... A Lorelei? — zapytałem niepewnie, bo nagle przypomniałem sobie, jakiej tyrady musiała wysłuchać młoda Starsza.

— A Lorelei dostała naganę za puszczanie was samopas w takie miejsca — warknęła Mistrzyni. Widziałem, jak cała się zjeżyła. To całe zajście musiało ją naprawdę przerazić.

— Co wyście sobie myśleli? — zapytał Nox z niezadowoleniem w głosie. — Próbować takich rzeczy pod moją nieobecność i to jeszcze akurat w naszej nowej kryjówce, gdzie moc sama pcha się w ręce?!

Sądząc po tym, że Alina założyła nagle ręce na piersi i zrobiła minę z rodzaju „musimy poważnie porozmawiać", Lisica musiała się już dowiedzieć od Noxa, że jednak wcale nie byłem jedynym odkrywcą i twórcą naszej zniszczonej już kryjówki.

Nagle uznałem, że jednak nie obraziłbym się, gdyby dała mi nieco świętego spokoju.

Mistrzyni westchnęła ciężko, pogładziła mnie po głowie i powiedziała:

— Nie rób mi tego więcej, Kiri. Proszę.

Nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć, skinąłem tylko głową. Najwyraźniej biorąc to za wiążącą obietnicę, Mistrzyni uśmiechnęła się smutno, wstała i wyszła.

Ledwie zamknęły się za nią drzwi, Alina wskoczyła na łóżko w moich nogach i powiedziała:

— Lazarea mówi, że masz tu leżeć do jutra, bo boi się, że dostałeś wstrząśnienia czy czegoś. Zresztą i tak nie masz się dokąd spieszyć, ja już dostałam naganę od Mistrzyni i obie doskonale wiemy, że podzielę się nią z tobą gdy tylko wydobrzejesz, a Książę Nilfern i tak już wrócił ze swoim orszakiem na Morennor. Przenieśli te swoje obrady na za jakiś czas i tym razem nie zostawią nas bez obstawy Starszych.

— A wiadomo coś więcej o tych draniach, którzy nasłali na nas piratów? — zapytałem.

— Mistrzyni klęła pod nosem na Żerców, ale to było trochę dziwne. Zdawała się nie mieć na myśli wszystkich kapłanów, tylko kogoś konkretnego... Chociaż nie jestem pewna czy do końca to zrozumiałam.

— Ja też nic nie wiem — przyznał Nox. — Parę lat temu Nilf zaczął nagle uważniej się im przyglądać, ale dlaczego i po co?

— Żercy chyba generalnie nie są zbyt przychylni Obdarzonym — zauważyła Alina. — Ale ja za dużo o tym nie wiem, ledwo pamiętam życie na kontynencie.

— Obdarzonym nikt nie jest przychylny — westchnąłem z goryczą. — Ale fakt, w moim miasteczku Żercy chętnie prawili o nas kazania, że jesteśmy chodzącym dowodem na czarcie pochodzenie Starszych, że to wszystko ich plan na wyniszczenie ludzkości od środka i tak dalej...

Mimowolnie wzdrygnąłem się na wspomnienie tamtych kazań. Nikt nigdy nie pokazał mnie wtedy palcem, ale czułem na sobie ciężkie, wymowne spojrzenia całego miasteczka. Nikt nie miał wątpliwości, że byłem całkowicie niepodobny do mojego rzekomego ojca, za to dziwnie przypominałem pewnego myśliwego. Starszego, który wraz z niewielką grupką swoich rodaków koczował w lesie. Przypadkowo był to ten sam las, do którego moja matka często chodziła po drewno na opał i na jagody...

— Stara Wiara zdecydowanie o wiele bardziej do mnie przemawia — mruknąłem. — Szkoda, że Żercy całkowicie wyparli ją z kontynentu.

— Bez przesady — parsknęła Alina. — Parę starych zapolyańskich rodzin nadal ją praktykuje. Na przykład moja!

— Mówiłaś, że prawie nic nie pamiętasz!

— Ale starej kwitnącej wiśni o siwej korze nie zapomniałam! — zauważyła z dumą.

Wzruszyłem ramionami, uznając, że dalsza dyskusja na ten temat nie miała sensu. Zwłaszcza, że właśnie sam wyznałem swoją sympatię do praktykowanej na Valdbergu Starej Wiary, która nawiasem mówiąc uznawała matriarchat, a tym samym Alina mogła się zaraz powołać na prawo Matki albo cokolwiek innego, by bezczelnie pozbawić mnie argumentów. Do urazy za „głuptasa" dodałem więc dobrowolnie poddaną w tej sprzeczce i postanowiłem je wywlec, gdy Alina zacznie mi suszyć głowę o kłamstwo w sprawie kryjówki albo spróbuje „podzielić się" ze mną naganą od Mistrzyni.

Postanowiłem zmienić temat, ale jakoś nic nie przychodziło mi do głowy, dopóki Nox nie zapytał, co my dokładnie zrobiliśmy w tej grocie.

Cały humor nagle uciekł mi w pięty. Alina chyba zauważyła, że nagle stężała mi mina, bo powiedziała:

— Później ci opowiem. Może coś wymyślimy, żeby uniknąć takich błędów w przyszłości.

— Nie będzie żadnej przyszłości — stwierdziłem z nagłym przypływem złości.

— Kiri? — zdziwiła się Alina.

— Omal tam nie zginęliśmy, a ty chcesz do tego wracać? — wściekłem się. — Nie, ja mam dosyć. Koniec z tym... No...

Nagle zabrakło mi odpowiedniego słowa.

— Z czarowaniem? — zasugerował nieco zbity z tropu Nox.

— Właśnie!

— Kiri, przecież ty tak na pewno nie myślisz — burknęła Alina.

Sama myśl, że miałbym zrezygnować z odkrywania magii, zwłaszcza teraz, przyprawiała mnie o mdłości, ale jednocześnie... Czułem, że gdybym miał teraz spróbować, to bym się porzygał. Oddech znowu mi przyspieszył, a w uszach zacząłem słyszeć bicie własnego serca. Nox zaczął coś do mnie mówić.

Wbiłem w niego nierozumiejące spojrzenie.

— Co? — zapytałem.

Powtórzył, a ja dalej nie miałem pojęcia, co próbował mi przekazać. Pokręciłem głową, zdezorientowany. Nox załamał ręce. Jęknął jeszcze raz.

— ... a uszy to kiedy myłeś po raz ostatni? — zapytała Alina z przekąsem. W miarę jak mówiła, wszystko na powrót zaczęło nabierać sensu. Czyżbym jednak miał zepsuty mózg?

— Hę? — bąknąłem błyskotliwie.

— Mówiłem, że musisz trochę odpocząć — burknął nekromanta z urazą. — Ja na twoim miejscu w tej chwili też bym nie chciał mieć nic do czynienia z magią.

— No wiem, wiem... — mruknąłem niechętnie. — Przecież od tego nie ucieknę. Ale przez przynajmniej parę dni nie chcę nic o tym słyszeć.

— Tyle możemy zrobić — zgodziła się Alina dziwnie miłym głosem. Chyba sama na razie wolała trzymać się z dala od magii.

Następnych parę dni spędziłem, odpoczywając. Jak się okazało, najwyraźniej porządnie przyrżnąłem głową, bo od tamtej pory zaczęło mi od czasu do czasu brakować słów, albo to co mówili do mnie inni wydawało się niezrozumiałym bełkotem. Co prawda w przeciągu tygodnia wszystko wróciło do normy, ale kąśliwe uwagi na temat mojego słuchu przyczepiły się do mnie jak rzep i miały mnie prześladować jeszcze przez długie miesiące.

Przez te same problemy nasza wyspiarska uzdrowicielka, opiekunka Lazarea, postanowiła przetrzymać mnie na obserwacji przez okrągły tydzień i ograniczyła mój potencjalnie urazowy kontakt z Aliną oraz Noxem do zaledwie kwadransa dziennie.

Jedyna korzyść, jaka z tego płynęła, to fakt, że przyjaciołom (oraz samej Mistrzyni) w międzyczasie całkowicie przeszły wszystkie żale i dzięki temu tym razem wyjątkowo upiekło mi się z kazaniami, tyradami i innymi takimi wątpliwymi przyjemnościami.

Z drugiej strony przez ten tydzień usychałem z tęsknoty do rozmowy o magii, wypróbowywania nowych pomysłów i całej tej odkrywczej otoczki. Nic więc dziwnego, że tego samego ranka, którego nareszcie zostałem wypuszczony przez Lazareę na wolność, z niecierpliwością zgarnąłem Alinę oraz Noxa i zaszyłem się z nimi w marinie.

Żadnych kupców chwilowo nie było, kapitan piratów został zabrany przez książęcy orszak, a Mistrzyni wspaniałomyślnie uznała, że w miejscu oddalonym od wszelkich energetycznych Żył sam nekromanta wystarczy nam za magiczną przyzwoitkę, ale i tak na wszelki wypadek kazała Lorelei wysłać z nami kolejnego zwiadowcę.

Ostatecznie usiedliśmy na kei, mocząc nogi w chłodnej, podniesionej przez przypływ wodzie i omawiając każdą kolejną chwilę naszego pierwszego podejścia do świadomego użycia magii. Nox już od tygodnia wszystko wiedział (Alina ze szczegółami opowiedziała całą historię jemu i Mistrzyni) i teraz załamywał nade mną ręce.

— Jak mogłeś się nie zorientować, że ta moc płynęła nie od Aliny, a od Żyły? — jęknął. — Przecież to powinno być oczywiste!

— No przykro mi — burknąłem urażony. — Nie miałem szansy przyzwyczaić się do jej mocy, więc skąd mogłem wiedzieć, że to nie ona?

— Bo energia Aliny jest żywa, a ta była martwa!

— A to co niby ma znaczyć?!

— No... Ślina jest inna od wody, nie? — zawahał się. Jak zawsze, jako Starszy sam nie do końca wiedział jak to opisać. — No i kierunek powinien być inny!

— Nox, przecież tam powietrze jest przesycone magią, ona jest wszędzie — żachnąłem się. — A poza tym to też nie takie oczywiste. Czarująca Alina była zupełnie inna od czarujących Starszych, to zupełnie inne uczucie! Skąd mogłem wiedzieć?!

— Instynktownie!

— Wiesz co? Sam sobie odbierz ten cały instynkt i spróbuj czarować, wtedy pogadamy — burknąłem z urazą.

Alina parsknęła śmiechem i poklepała mnie po plecach.

— No już — powiedziała jakimś takim matczynym tonem. — Poniosło cię, wiemy.

— Ale za wplatanie emocji w czary to przyznaję, zasługuję na lodowaty kubeł wody na łeb — mruknąłem niechętnie i kopnąłem nadchodzącą falę.

— Przynajmniej zrobiłeś to w miarę skutecznie i nie zużyłeś na to całej mocy — pocieszył mnie nekromanta.

— Mimo wszystko, to było szczytowo głupie i niebezpieczne! — kontynuowałem samobiczowanie.

— I dziwne — dodała Alina.

— Co masz na myśli? — zapytałem niepewnie, a Nathaniel poparł mnie wyczekującym wlepieniem w nią wielkich jak spodki oczu.

— No... Nie wiem jak ty, Nox, ale Kiri pewnie to zauważył.

— Co takiego? — zmarszczyłem brwi, próbując samemu się domyślić.

— Gdy rzucałeś pierwsze zaklęcie, według mojego szóstego, magicznego zmysłu, twoje zaklęcie było jakby jasnobłękitne, prawie że białe. Ale gdy wezwałeś tę wichurę, twoja magia zrobiła się granatowa. Taka ciemna, gęsta. Niemal nieopanowana.

— No tak — przytaknął jej Nox. — Magia naładowana emocjami jest właśnie taka zagęszczona. Rozwścieczony Nilf jest o wiele silniejszy od pogodnego Nilfa, tak samo ja zdołałem przy piratach przyzwać pięciu nieumarłych, chociaż byłem już zmęczony otwieraniem portali. Bardzo mi zależało.

— Z tego co wiem, pośród Starszych używanie emocji do rzucania zaklęć nie jest niczym złym, prawda? — upewniłem się.

— No nie jest — przytaknął. — Ale może u was powinno być? W końcu u nas nie powoduje to problemów z kontrolą, ale my w ogóle mamy ją w małym paluszku. A wy, nieokiełznani Obdarzeni, może powinniście unikać emocji.

— Hmmm... — wymruczałem, oddając się głębokim rozważaniom nad sugestią nekromanty.

— Na porządku dziennym pewnie tak — zgodziłem się powoli. — Ale z drugiej strony patrz, jak wielką siłę przywołałem, nie mając żadnego treningu.

— Żyła ci pomogła! — zauważyła Alina.

— Ale to nie była tylko jej zasługa — nie zgodziłem się. — Idę o zakład, że poprzednim razem też z niej zaczerpnąłem.

— No dobrze, w każdym razie mamy tę jasną, łatwą w kontroli ale słabszą magię bez emocji i jej silniejszą, ale trudniejszą w opanowaniu magię ciemną — podsumowała Alina. — Świetnie by było ogarnąć tę drugą, bo to uczyni nas takimi wiesz, potężnymi czarodziejami. Ale może póki co, dopóki nie umiemy się kontrolować, spróbujmy się ograniczyć do tej pierwszej?

— Dobry pomysł — parsknął Nox.

— To nazwijmy je jakoś! — zasugerowałem. — Bo mówić o magii „bez uczuć", to jakoś tak słabo.

— No to co powiesz na czarną i białą? To nawet brzmi odpowiednio tajemniczo! — Alina wyszczerzyła się od ucha do ucha.

Podrapałem się po policzku, zastanawiając się nad jej propozycją. Trochę żałowałem, że sam nie wpadłem na tak proste rozwiązanie. No bo co prawda to nie było ani białe, ani czarne, ale taka nazwa jasno stawiała sprawę — biała to ta jasna, bezpieczna, a czarna to taka mroczna, niebezpieczna.

— No dobrze — uznałem wreszcie. — Ja mam tetralogię, a ty bądź pionierem w tym rozróżnieniu.

— Nawet nazwisko ci do tego pasuje! — zaśmiał się Nox. — No wiesz, Czarne-cka! Na pewno okażesz się świetna w jej kontroli.

Alina zaśmiała się z zakłopotaniem, bo doskonale wiedziała, że nekromanta szczerze wierzył, że tak się stanie. Ja sam musiałem przyznać mu rację. W końcu spośród wszystkich dzieciaków na wyspie to ona najlepiej nad sobą panowała. Tymczasem ja omal nie wybuchłem, bo nie było jej w tej samej sali lazaretu, w której sam leżałem. A to przecież było pomieszczenie dla chłopców, dziewczynki miały pokój obok!

— Wiecie co? — nie wytrzymałem. — Ja chcę znowu spróbować. Lorelei nas obserwuje, mamy obok siebie Noxa. Tym razem nie zrobimy żadnej głupoty!

— A już myślałam, że nigdy tego nie zaproponujesz! — ucieszyła się Alina.

Bez Żyły na podorędziu było trudniej, ale i tak skończyło się na tym, że jakąś świecę później Nox musiał nas magicznie donieść do miasteczka, bo w napadzie dobrej passy popychaliśmy fale i leżące na brzegu kamienie tak namiętnie, że całkowicie opróżniliśmy swoje energetyczne rezerwy i ostatecznie nie mieliśmy nawet siły ustać na nogach.

Mimo wszystko, warto było. Choćby po to, żeby poznać jakim uczuciem jest całkowite wyzucie się z mocy.

A to, że zaraz po posiłku zasnęliśmy i obudziliśmy się dopiero dwa dni później, to już całkowicie inna sprawa...

Ciąg dalszy nastąpił

Continue Reading

You'll Also Like

198K 14.9K 51
2 część serii "Pogrzebany świat" Życie na Powierzchni i w Podziemiu toczy się dalej. Souline szybko wdraża się w stary tryb i nadrabia zaległości po...
Mate By GS

Fantasy

364K 15.7K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
6.8K 528 42
(nie moja manga, ja ją tylko tłumaczę) Najlepsza aktorka Lee Sia posiadająca zdolność widzenia duchów. Po wypadku budzi się w ciele „Camili Sorpel". ...
1M 37.9K 49
- Ty.. ty.. - nie skończyłam, zaczęłam jak najszybciej potrafię biec do drzwi. Chciałam uciec, najdalej jak tylko się da. Gdy już trzymałam zimną kla...