♡. STRAWBERRIES & CIGARETTES

By fairyeren

20.9K 1.8K 940

STARKER w moich ramionach zawsze będzie dla ciebie miejsce uwagi: rodzice petera żyją, duży age-gap (25 lat<)... More

one strawberry
two cigarettes
three strawberries
four cigarettes
five strawberries
six cigarettes
seven strawberries
nine strawberries
ten cigarettes
eleven strawberries
twelve cigarettes

eight cigarettes

1.3K 140 35
By fairyeren


  Wydarzenia poprzedniego dnia ciążyły mu na sercu. Chciał komuś o tym powiedzieć, wylać to z siebie, bo coraz bardziej go to uwierało. Niestety nie było takiej osoby. Jedyne co mógł zrobić to przetrawić to, siedząc samotnie w ciemnym pokoju.

W takim klimacie najlepiej mu się myślało - z zasłoniętymi żaluzjami, zamkniętymi drzwiami i wyłączonym światłem. Zostawił tylko wiatrak, bo ciągle było ciepło.

Nie był pewny czy miał otwarte oczy, bo w obie strony nic nie widział. Odetchnął długo i cicho i potarł wierzchem dłoni mokre od potu czoło. Dzisiaj w pracy nic szczególnego się nie działo, nigdzie nie widział Starka, więc pewnie gdzieś pojechał. Z jednej strony było mu to obojętne, ale z drugiej zastanawiał się nad powodem jego nieobecności.

Dość. Nie powinno go to obchodzić. Nic dotyczącego Starka, a w szczególności sam on nie powinnien gościć w jego głowie aż tak często. Czuł się przez niego dziwnie osaczony, zamknięty w klatce z jego zachcianek, których nie poznał i być może nigdy nie pozna ale wiedział, że musi to szybko zdusić w zarodku.

Wstał z łóżka tak szybko, że przed oczami pojawiły mu się mroczki. Odsłonił żaluzje i cały pokój zalało pomarańczowo-różowe światło. Z wolna zbliżał się wieczór. Mama była jeszcze w pracy i tak naprawdę mógł zadzwonić do Sama i Dana, ale pewnie pakowali się na wyjazdy. Może zrobi coś pożytecznego? Zbije te durne płotki do kwiatów, odmaluje okiennice, na które nigdy nie było czasu albo skosi trawnik. W sumie mógł zrobić wszystkie te rzeczy, pytanie tylko gdzie była farba i taśma. Zmienił czarną koszulkę na zwykłą białą, a wyprasowane na kant spodenki na szorty z uciętych dresów i był gotowy.

Wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach do salonu, a potem do garażu. Gdyby nie stał tu samochód, pewnie byłby cały zagracony. Pod jedną ścianą stała wielka zamykana szafa i pierwszy wybór padł na nią. Potykając się o sprzęty ogrodowe i inne dziwne rzeczy, Peter dostał się do szafy i mocno szarpnął za jej drzwi. Z wnętrza zaleciało kurzem, ale za to na środkowej półce stały trzy puszki białej farby oraz brudny pędzel i rolka. Zdjął cały ten ekwipunek i postawił na podłodze, zamknął szafę, a następnie ustawił puszki w wieżyczkę i wyszedł z garażu.

Na dobry poczatek pomaluje okiennice. Dobry plan na resztę dnia. Przydałoby się jeszcze przejść do Danny'ego po rower, który wczoraj zostawił.

Otworzył łokciem drzwi na patio i odłożył puszki na stół na werandzie. Ułożył dłonie na biodrach i zmarszczył nos. Mama często mu mówiła, żeby tak nie robił bo wygląda głupio, ale trudno się pozbyć nawyku, który przyplątał się już w dzieciństwie.

Mógł teraz nałożyć pierwszą warstwę farby, pójść po rower, a potem nałożyć drugą. To zaoszczędziłoby mu sporo czasu.

Wrócił do środka do kuchni i odsunął najniższą szufladę przy piekarniku. Młotki, śrubki, poziomica i miarka, brakowało tylko taśmy. Wywalił wszystko szuflady i z jeszcze bardziej zmarszczonym nosem przeszukał całą od góry do dołu. Gdy w końcu ją znalazł, okazało się, że było jej tak mało, że pewnie starczyłoby tylko na jedno okno.

- Zrobię resztę jutro - wzruszył ramionami Peter i zagarnął resztę rzeczy do szuflady.

Na pierwszy ogień poszło okno przy drzwiach na patio. Dokładnie obkleił szybę taśmą i zdarł większe płaty farby. Powoli wyłaniało się ciemne świerkowe drewno, które zaraz znowu będzie zamalowane.

Peter zanurzył pędzel w nierówno otwartej puszce i wystawił przed siebie kciuk, jak malarz przygotowujący się do stworzenia dzieła życia, po czym wybijajac w głowie rytm, zaczął jeździć pędzlem po drewnie.

  Pół godziny później jedno okno było skończone. To znaczy częściowo, ale mógł teraz iść po rower.

Wstał z fotela i otarł czoło, zostawiając na nim białe smugi. Zobaczył w szybie swoje odbicie i nie mógł powstrzymać głupiego uśmiechu. Był ochlapany farbą od góry do dołu, a te smugi na twarzy wyglądały jak malunki wojenne.

Zmywanie tego zajmie mu chyba wieczność. Zakrył puszkę z farbą, po czym starając się nie dotykać drzwi, wszedł do środka i prosto do łazienki. Zużył chyba pół kostki mydła zanim wszystko z jego twarzy zniknęło. Obejrzał się dokładnie w lustrze i ocenił mycie na plus.

Wystarczyło tylko, że założy coś, na czym nie będzie plam i dziur. Na łóżku w pokoju zostawił czyste ubranie, więc szybko się przebrał i znowu zszedł na dół. Założył buty, zdjął z haczyka klucze i otworzył drzwi. Słońce powoli chowało się za horyzontem, co dawało mu niewiele czasu na odebranie roweru i powrót.

Dokładnie zamknął za sobą drzwi i żwawo ruszył w stronę do mu Sama.

  Gdy rower stał już grzecznie w garażu, Peter zaczął nakładać drugą warstwę farby na drewno. Podśpiewywał przy tym i trochę zarzucał włosami. Może mógłby je trochę zapuścić o założyć z chłopakami zespół garażowy?

E, głupi pomysł. Nie miał talentu do muzyki,  Sam nie miał cierpliwości na coś bardziej skomplikowanego niz flet, a Danny zapewne wolałby grać jakieś wolne piosenki czy smutne ballady zamiast szybkiego rocka.

Druga warstwa była zrobiona. Robiło się już ciemno, ale został jeszcze impregnat dla dopełnienia, a miał ochotę skończyć to jeszcze dzisiaj.

Odłożył pędzel i dokładnie zatkał puszkę, żeby nic nie zaschło przez noc. Jeszcze raz ustawił pozostałe w wieżyczkę i zaniósł do garażu. Przy okazji rozejrzał się za impregnatem, ale nie stał nigdzie na wierzchu. Przejrzał wszystkie półki w szafie od góry do dołu, kartonowe pudła pod ścianami i wszystkie kąty w garażu i ciągle go nie znalazł. Wyglądało na to, że w ogóle go nie było.

No cóż, trzeba będzie jutro się wybrać do sklepu. Peter zgasił światło i wyszedł z garażu. Sprawdzi tylko czy farba jest jeszcze bardzo mokra i pójdzie spać.

Gdy leżał już w łóżku ze zgaszonym światłem, usłyszał, że wróciła mama.

Nie chciał teraz wstawać, więc po prostu leżał i nasłuchiwał. Zdjęła buty i usiadła na kanapie. Po chwili włączyła telewizor.

Peter podciągnął koc pod szyję i zamknął oczy. Czekanie aż mama pójdzie spać było bezsensowne, bo zazwyczaj lubiła jeszcze pooglądać coś co akurat nadawli w telewizji i trwało to do późna.

Zaczynał już odpływać, ale coś gwałtownie wyrwało go ze snu. Przez chwilę próbował sobie uświadomić co jest nie tak, ale sekundę później już wiedział.

Wyskoczył z łóżka i jak duch przemknął na korytarz, po czym stanął przy barierce, tak, żeby pozostać niezauważonym.

Mama płakała.

Tak go to zdziwiło, że zastygł w bezruchu. Przykucnął na schodach, żeby lepiej słyszeć, bo mama wstała z kanapy i podeszła do telefonu. Wykręciła jakiś numer i przestała na chwilę pociągać nosem. Peter wychylił się jeszcze trochę i zobaczył jak stoi przy stoliku z aparatem.

- Halo? - jej głos był drżący i słaby. Zaczynał się bać. Mama wyglądała jakby była w absolutnej rozsypce i nie miał zielonego pojęcia co się dzieje.

- Przepraszam, że tak późno dzwonię... - westchnęła do słuchawki, a z jej piersi wyrwał się kolejny szloch. Zacisnęła mocno wargi, żeby się uspokoić, ale łzy ciągle ciekły po jej twarzy.

- Nie, nie chodzi o Petera, wszystko z nim dobrze - powiedziała. - Chociaż jest to z nim związane. Poniekąd.

Poczuł się jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Związane z nim? Niby w jaki sposób?

- Dzisiaj w szpitalu... Miałam przerwę - zaczęła mama, starając się zapanować nad swoim łamiącym się głosem. - Dostałam zwiadomienie, że ktoś do mnie przyszedł i nie był zapisany. Domyślasz się już kto to był?

Jej płacz był teraz spazmatyczny i głośny, pełen bólu, a jednocześnie wściekłości.

Zacisnęła palce na słuchawce i czekała.

- Tak - krótka odpowiedź, a na jej twarzy pojawił się wyraz zawziętości. - Tak. To był on. Tato, nie wiem czego chciał ale nie zamierzam... Nie! Nie ma takiej opcji. Nie, nie musisz przyjeżdżać, poradzę sobie, naprawdę. Już raz dałam rade, więc teraz też... Nie martw się o mnie. Po prostu chciałam ci o tym powiedzieć, to wszystko.

Peter nie mógł tego znieść. Czym prędzej wstał z klęczek i pognął do łóżka. Zakrył się cały kocem i skulił jak zbity pies. Co to miało znaczyć? Kim był on? I czemu mama tak przez to płakała? W sumie to nawet nie był płacz, to była rozpacz w najczystszej formie.

Leżąc pod kocem wciąż słyszał jej ciche łkanie. Naprawdę nie był w stanie tego słuchać. Zakrył uszy dłońmi i zacisnął mocno oczy. Mógł zamknąć drzwi, ale czuł dziwny lęk na myśl, że będzie musiał znowu wstać, ponieważ wiedział, że tym razem zszedłby na dół, prosto do mamy.

Czuł się na to za słaby. Mama nigdy nie płakała. Zawsze dawała sobie ze wszystkim radę, potrafiła udźwignąć wszystko co los rzucał na jej barki, a potem wyprostować się i ciągle mieć ten słoneczny uśmiech na twarzy. Owszem, miewała dni kiedy było coś ciężkiego w jej życiu, ale nie płakała tak jak teraz. Była jak człowiek ze stali.

Ale teraz, Peter zaczął zastanawiać się czy mama naprawdę nigdy nie płakała, czy po prostu świetnie to przed nim ukrywała.









Continue Reading

You'll Also Like

129K 5.8K 54
❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.
6.7K 366 29
Lucyfer wielki król piekła, Alastor overlord który budzi a bardziej budził postrach oboje cierpią do siebie nienawiścią ale serce nie sługa. [shipy...
8.8K 472 25
"Niech los rzuci nas w ciemność, a ja i tak pójdę za tobą, bo tam jest światło naszej miłości." Koszmar przyjaciół z Duskwood dobiega końca. Mia, któ...
39.9K 2.4K 40
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.