eight cigarettes

1.3K 140 35
                                    


  Wydarzenia poprzedniego dnia ciążyły mu na sercu. Chciał komuś o tym powiedzieć, wylać to z siebie, bo coraz bardziej go to uwierało. Niestety nie było takiej osoby. Jedyne co mógł zrobić to przetrawić to, siedząc samotnie w ciemnym pokoju.

W takim klimacie najlepiej mu się myślało - z zasłoniętymi żaluzjami, zamkniętymi drzwiami i wyłączonym światłem. Zostawił tylko wiatrak, bo ciągle było ciepło.

Nie był pewny czy miał otwarte oczy, bo w obie strony nic nie widział. Odetchnął długo i cicho i potarł wierzchem dłoni mokre od potu czoło. Dzisiaj w pracy nic szczególnego się nie działo, nigdzie nie widział Starka, więc pewnie gdzieś pojechał. Z jednej strony było mu to obojętne, ale z drugiej zastanawiał się nad powodem jego nieobecności.

Dość. Nie powinno go to obchodzić. Nic dotyczącego Starka, a w szczególności sam on nie powinnien gościć w jego głowie aż tak często. Czuł się przez niego dziwnie osaczony, zamknięty w klatce z jego zachcianek, których nie poznał i być może nigdy nie pozna ale wiedział, że musi to szybko zdusić w zarodku.

Wstał z łóżka tak szybko, że przed oczami pojawiły mu się mroczki. Odsłonił żaluzje i cały pokój zalało pomarańczowo-różowe światło. Z wolna zbliżał się wieczór. Mama była jeszcze w pracy i tak naprawdę mógł zadzwonić do Sama i Dana, ale pewnie pakowali się na wyjazdy. Może zrobi coś pożytecznego? Zbije te durne płotki do kwiatów, odmaluje okiennice, na które nigdy nie było czasu albo skosi trawnik. W sumie mógł zrobić wszystkie te rzeczy, pytanie tylko gdzie była farba i taśma. Zmienił czarną koszulkę na zwykłą białą, a wyprasowane na kant spodenki na szorty z uciętych dresów i był gotowy.

Wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach do salonu, a potem do garażu. Gdyby nie stał tu samochód, pewnie byłby cały zagracony. Pod jedną ścianą stała wielka zamykana szafa i pierwszy wybór padł na nią. Potykając się o sprzęty ogrodowe i inne dziwne rzeczy, Peter dostał się do szafy i mocno szarpnął za jej drzwi. Z wnętrza zaleciało kurzem, ale za to na środkowej półce stały trzy puszki białej farby oraz brudny pędzel i rolka. Zdjął cały ten ekwipunek i postawił na podłodze, zamknął szafę, a następnie ustawił puszki w wieżyczkę i wyszedł z garażu.

Na dobry poczatek pomaluje okiennice. Dobry plan na resztę dnia. Przydałoby się jeszcze przejść do Danny'ego po rower, który wczoraj zostawił.

Otworzył łokciem drzwi na patio i odłożył puszki na stół na werandzie. Ułożył dłonie na biodrach i zmarszczył nos. Mama często mu mówiła, żeby tak nie robił bo wygląda głupio, ale trudno się pozbyć nawyku, który przyplątał się już w dzieciństwie.

Mógł teraz nałożyć pierwszą warstwę farby, pójść po rower, a potem nałożyć drugą. To zaoszczędziłoby mu sporo czasu.

Wrócił do środka do kuchni i odsunął najniższą szufladę przy piekarniku. Młotki, śrubki, poziomica i miarka, brakowało tylko taśmy. Wywalił wszystko szuflady i z jeszcze bardziej zmarszczonym nosem przeszukał całą od góry do dołu. Gdy w końcu ją znalazł, okazało się, że było jej tak mało, że pewnie starczyłoby tylko na jedno okno.

- Zrobię resztę jutro - wzruszył ramionami Peter i zagarnął resztę rzeczy do szuflady.

Na pierwszy ogień poszło okno przy drzwiach na patio. Dokładnie obkleił szybę taśmą i zdarł większe płaty farby. Powoli wyłaniało się ciemne świerkowe drewno, które zaraz znowu będzie zamalowane.

Peter zanurzył pędzel w nierówno otwartej puszce i wystawił przed siebie kciuk, jak malarz przygotowujący się do stworzenia dzieła życia, po czym wybijajac w głowie rytm, zaczął jeździć pędzlem po drewnie.

  Pół godziny później jedno okno było skończone. To znaczy częściowo, ale mógł teraz iść po rower.

♡. STRAWBERRIES & CIGARETTESKde žijí příběhy. Začni objevovat