Śmierć Motyla [Demo] ✔

Por BlueOls

87.9K 5.7K 1.2K

Pierwsza wersja Śmierci Motyla z 2018 roku. Aktualnie pisany jest remake. W 2045 roku spokój zwykłych szarych... Más

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Epilog

Rozdział 11

2.1K 199 21
Por BlueOls

       Siedziała w kącie ciemnego pomieszczenia. Jego ściany przypominały strukturą metal. Minęły cztery dni od zamknięcia jej w laboratorium. Dla niej to były miesiące w cierpieniach i niewyobrażalnym bólu. Pobieranie płynu mózgowo-rdzeniowego było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie dotychczas robiono na jej ciele. O znieczuleniu mogła jedynie pomarzyć, według poznanego biotechnologa żadne leki nie działały na mieszańców. Szybka regeneracja dawała naukowcom większe pole do popisu. Chcieli nawet wyjąć zmienioną gałkę oczną, ale tuż po tym wracała do poprzedniego stanu. Zmuszali do przemiany wstrzykując dziwny płyn powodujący ból, który różnił się od tego zadawanego przed nich. Lily nie wiedziała, co chcą tym osiągnąć. Kiedy myśleli, że jest nieprzytomna, rozmawiali o postępach, których nie było. Twierdzili, że przemiana zatrzymała się w miejscu. Czasem zostawiali ją w spokoju, zamykali w małym, szarym pokoiku. Myślała, że mają wystarczająco informacji i nie będzie musiała już cierpieć. W rzeczywistości sprawdzali jak zareaguje jej organizm na zarażenie śmiertelną chorobą. Miała gorączkę, bolały ją mięśnie i głowa. Leżała skulona na podłodze, mimo, że obok stało łóżko.

       Po tygodniu była wykończona. Każdego dnia brano ją na kolejne bolesne badania. Sprawdzano regeneracje nie tylko skóry, ale i narządów wewnętrznych. Czasem odcinali kawałki, a bywało też tak, że usuwali całą wątrobę i czekali aż odrośnie. Oczywiście nie było to więzienie osiemnastego wieku, Lily karmiono jak w pięciogwiazdkowym hotelu, ale to nie wynagradzało cierpień jakie musiała przechodzić. Praktycznie nie jadła, zdarte gardło dawało o sobie znać, bo nawet ono nie zdążało się zregenerować. Pierwszego dnia tygodnia zostawili ją w spokoju. Żadnych zabiegów, operacji. Siedziała skulona na łóżku, które było wyjątkowo miękkie. Ogarnął ją chłód, przykryła się czerwonym kocem i drżała z zimna. Zaczęła płakać, miała dość, ale jej błagania na nic się zdały. Ludzie, którzy przy niej byli, nie zwracali uwagi na jej prośby, krzyki i jęki. Byli jak maszyny, które za nimi chodziły. Nigdy takich nie widziała. Miały kształt podłużnej kropli, były białe i mieniły się na różne kolory. Pomagały naukowcom w różnych rzeczach. Przynosiły i zabierały rzeczy, niektóre potrafiły zrobić kawę czy przygotować posiłek. Ojciec Lily też takiego miał, ale widziała go tylko na zdjęciach.
       — Obiad — odezwał się kobiecy głos zza metalowych drzwi.
       Dziewczyna wzdrygnęła się, dociskając się do zimnej ściany. Do środka weszła średniego wzrostu lekarka, którą ciemnowłosa miała okazję poznać na badanach krwi. Jako jedyna wydawała się być najbardziej ludzka, ale i do niej żywiła urazę. Spiorunowała ją wzrokiem, kobieta widocznie się wystraszyła. Teraz Lily nie miała pasów, które powstrzymałyby jej ruchy. Dostrzegła jednak jak sięga do kieszeni białego kitla. Domyśliła się, że chowa w niej środek usypiający, którego dawka mogłaby powalić słonia. Prawdopodobnie w takiej ilości znieczulenie też mogłoby zadziałać, ale przecież szkoda go marnować na mieszańca, który i tak się zregeneruje. Zauważyła też, że ich oczy nie zmieniają koloru. Nie byli zarażeni, tego była pewna. Więc albo musiał być lek, albo zyskali w jakiś sposób odporność. Wróciło wspomnienie szpitala. Wydawało jej się bardzo odległe. Zastanawiała się czy lekarze też byli uodpornieni czy może oczy mieszańców nie zawsze zmieniały kolor. Tak samo było z Niną. Miała tyle pytań, ale żadnych odpowiedzi. Posmutniała na myśl o swojej bliskiej koleżance.
       — Jutro zaczniecie od nowa, prawda? — wyjąkała, ukazując bezbronność i dając do zrozumienia, że nie zrobi nikomu krzywdy. Rzeczywiście tak było, nie miała siły.
       — Kiedy proces regeneracji się zakończy...
       — Już się uleczyłam — przerwała.
       Na twarzy kobiety pojawiło się zdziwienie. Zaczęła się zbliżać do dziewczyny powoli, jak do zdziczałego kota, który w każdej chwili mógł uciec lub zadrapać.
       — Nie powinnaś mi tego mówić. Mogę? — zapytała sięgając po koc, którym dziewczyna była przykryta.
       Lily kiwnęła głową i sama się odkryła. Zdjęła szarą koszulkę, którą dostała od Morozowa. Lekarka przyjrzała się bliźnie pod żebrami, która była praktycznie niewidoczna. Powstała po wycięciu płuca, chcieli sprawdzić czy ich obiekt badań będzie w stanie przeżyć bez jednego i po jakim czasie narząd się odnowi.
       — Co tym razem? Usuniecie jelito, trzustkę? Lepiej, zabierzcie mi serce, może nie zdążę się zregenerować.
       — Za tydzień zostaniesz przeniesiona do innego sektora.
       — Co?
       — Mieszańce trzeciego typu potrafią kontrolować typ drugi. Niektóre potrafią uwolnić się spod władzy, trzeba to naprawić. Potrzebujemy więcej wyników.

       Całe siedem dni Lily miała wolne. Siedziała w pustym pomieszczeniu i czytała gazety, które dostała. Nie mogła mieć dostępu do żadnej elektroniki. Rozwiązywała krzyżówki, sudoku, czytała plotki na temat gwiazd. Znalazła nawet wątek o planach całkowitego usunięcia gazet, ale od kilkudziesięciu lat do tego nie doszło. Najbardziej dziwiło ją, że nigdzie nie znalazła informacji o wirusie, mimo, że z pewnością zaginęły kolejne osoby. Zastanawiała się nad tym, w jaki sposób udaje im się to ukryć. Czy chodziło o kontrolę umysłów, o których wspomniała lekarka, a może ludzie postawieni wyżej zgodzili się na rozprzestrzenienie zarazy. 

       Z zamyślenia wyciągnęło ją pukanie w ścianę tuż za jej plecami. Odwróciła się i wpatrywała się w metal. Znów stukanie - trzy szybkie, trzy wolne i znów trzy szybkie. Dźwięk powtórzył się jeszcze kilka razy, wciąż w takiej samej kolejności. Po chwili rozpoznała, co osoba próbowała przekazać. „S.O.S" – pomyślała. Lily nie znała kodu morsa, mogła jedynie zapukać, by pokazać, że tam jest. Tak też zrobiła, na co ktoś z drugiej strony uderzył obiema rękami w ścianę. Nagle usłyszała głuchy krzyk, jakby właśnie ktoś wyciągał siłą człowieka z pokoju.
      — Nie! — krzyknęła i uderzyła pięściami z całej siły w twardy mur, który dzielił ją od kogoś, kto chciał nawiązać z nią kontakt. Zaczęła płakać, miała wrażenie, że znowu straciła bliską jej osobę. Nagle ktoś otworzył drzwi do jej pomieszczenia. Odwróciła się i wytarła łzy w policzków. Dwóch mężczyzn ubranych na czarno podeszli do niej i podnieśli. Byli to ochroniarze, których już dobrze znała. Jeden z nich założył kajdanki z łańcuchem na ręce i nogi, które raziły prądem, kiedy zrobiło się zbyt gwałtowny ruch. Trzymając za jej ramiona, wyszli i skierowali się w stronę długiego korytarza. Wszystko było białe prócz lap świecących jasnoniebieskim światłem. Wsiedli do windy i ruszyli trzy piętra do góry. Przed otwartymi drzwiami stał wysoki mężczyzna w średnim wieku w ciemnych włosach i brodzie zakrywającej szyję, miał dosyć ciemną karnację, ubrany w niebieski kitel.
       — Witam panno Roy. Jestem Marco Casella, pozwolisz, że przedstawię ci nad czym tutaj pracujemy. — Zaczął iść przed siebie, Lily rozglądała się. Właściwie sektor nie różnił się od laboratorium, w którym była od dwóch tygodni. Długi korytarz, po każdej stronie drzwi do ponumerowanych sal. Skręcili do jednej z nich. Wyglądała jak pomieszczenie do przesłuchiwań. Stolik i dwa krzesła po przeciwnych stronach, po prawej lustro, jak można było się spodziewać, weneckie. — Pewnie mówiono ci o tym, że różne typy mieszańców mogą kontrolować umysły niższych typów. — Kontynuował. — Ty należysz do trzeciego, jesteś uległa wobec czwartego i możesz rozkazywać drugiemu. Ale pojawiły się pewnie komplikacje. Posłuszeństwo jest tymczasowe, co jest dla nas sporym problemem. — Jego głos brzmiał naturalnie. Zupełnie jakby to, co mówił, było całkowicie normalne.
       — Czego jesteśmy mieszanką? — odezwała się Lily, odchodząc od tematu. Zdała sobie sprawę, że od kiedy jest w tym miejscu, wciąż myśli o wirusie, który nie wyglądał tak, jak powinien.
       — Przejdziemy do pokoju obok i zobaczysz jak to działa – powiedział, ignorując jej pytanie.

       Tuż po słowach mężczyzny, udali się na drugą stronę lustra. Stało tam wielkie biurko z monitorami. Przed nim było pięć krzeseł. Wszyscy usiedli, Casella powiedział do mikrofonu „mogą wejść" i stanął obok Lily, kładąc dłoń na jej ramieniu, nie ruszyła się ani nie odtrąciła jego ręki. Dziewczyna przyglądała się dwóm chłopakom, którzy usiedli naprzeciw siebie. Ekrany zaświeciły na niebiesko i pojawiły się zdjęcia rentgenowskie mózgów i czynności życiowych. Lily spojrzała pytająco na mężczyznę, ten zaczął tłumaczyć:
      — Sprawdzamy do czego są zdolne słabsze typy, jak wpływa polecenie na ich umysł i jak udaje im się uciec spod kontroli.
       Ciemnowłosa zmarszczyła czoło i wróciła wzrokiem do badanych osób. Jeden z nich był widocznie przestraszony, miał jasne blond włosy, był chudy, odsłonięte części ciała miał w bliznach. Nie chciał patrzeć w oczy drugiemu - szatynowi, który wydawał się być pewnym siebie. Wyciągnął rękę spod stołu i chwycił za brodę chłopaka, zmuszając go do spojrzenia na niego. Lily pochyliła się do przodu i oparła się na łokciach.
       — Nie bój się — powiedział, a jego oczy zmieniły kolor, był typem trzecim, jak Lily. Dziewczyna spojrzała na ekran, w którym wyświetlano puls obiektów. Jeden z nich zaczął zwalniać. Szatyn wyjął z kieszeni nóż i położył go na stole. Złożył ręce i przełknął ślinę. — Weź go i przetnij sobie skórę na policzku. — Mówił obojętnie, jakby nie obchodziło go nic, co się dzieje lub to, co może się za chwile stać. Jasnowłosy, nie odrywając wzroku od chłopaka, chwycił za nóż i przejechał nim tuż pod okiem. Jego puls lekko przyśpieszył, ale po chwili znów zwolnił. Lily poczuła pot na swoim czole, denerwowała się. Nie chciała tego oglądać, ale jednocześnie ciekawił ją ciąg dalszy. Szrama szybko się zagoiła, pozostawiając strużkę krwi. Następnie blondyn otrzymał rozkaz, by wbić sobie ostrze w brzuch, nie zawahał się ani na moment. Jęknął z bólu na co ciemnowłosa wstała z krzesła i rzuciła się w stronę okna. Uklękła, kiedy poraził ją prąd. Odwróciła się w stronę Caselli ze łzami w oczach.
      — Każ mu przestać! — warknęła.
       Mężczyzna jedynie uniósł rękę i przyłożył palec do ust na znak, by się uciszyła.
       — Zabij się — rozkazał szatyn bez żadnego zająknięcia. Przyglądał się jak chłopak wyciąga nóż i przykłada go sobie do gardła.
      — Cholera — rzuciła Lily i wybiegła z pokoju do sąsiedniego. Kopnięcia prądu czuła aż w kręgosłupie, ale nie powstrzymało ją to. Szybko otworzyła drzwi i chwyciła blondyna za ramię, wyrywając broń z jego dłoni. Upadła na ziemię po kolejnym porażeniu. Do pomieszczenia wszedł Casella, krzyżował ręce na piersi, zawiedziony tym, co się stało. Ochroniarze podnieśli dziewczynę z podłogi. Rzuciła nóż w kąt i gniewnie patrzyła na mężczyznę.
       — Myślałem, że będę miał z ciebie pożytek, ale nadajesz się tylko do eksperymentów. Zaprowadźcie ją do laboratorium.
       — Wszyscy jesteście popierdoleni! — syknęła. Nagle zauważyła jak jasnowłosy sięga po ostrze. — Nie! — krzyknęła, ale w tym samym momencie chłopak użył całej siły, by odciąć sobie głowę i padł na ziemię. Drugiego zabrali z sali, zachowywał się nieobecnie, po prostu wyszedł z innym ochroniarzem. Lily długo wpatrywała się w tryskającą krew na ściany zanim i ją stamtąd wyprowadzili.

       Widok zachował się w jej umyśle na długi czas. Była pewna, że powstrzymała człowieka przed samobójstwem. Zrozumiała jak mocny był rozkaz mieszańca, co spowodowało u niej strach. Nigdy by nie pomyślała, że mogą być w stanie pozbyć się własnej głowy. To nie mogło być takie proste. Zdała sobie sprawę z tego, że mieszańce były o wiele silniejsze, niż przypuszczała.
Przerażał ją fakt, że do użytku mają właściwie cały świat, a życie nie robi na nich wrażenia.
     — Idziemy — burknął Morozow. 

Seguir leyendo

También te gustarán

Zdejmij kaptur Por Vquiet

Misterio / Suspenso

1.2M 106K 104
Drużyna Kaptura to kompletnie pokręcona paczka dziwaków, którzy robią to, czego robić nie powinni. Baletnica, piromanka i sadysta? Z tego nie wynikni...
8.3K 213 14
„Oskar i pani Róża" to opowieść o umierającym chłopcu i jego przyjaźni z wolontariuszką, którą chłopiec nazywa „ciocią". Mały pacjent pisze list do P...
113K 4.4K 34
North Beach Academy to elitarna szkoła dla oryginalnych uczniów. Nie chodzą tu wielkie umysły, dzieci polityków czy celebrytów, a młodzież z nadprzyr...
332 106 9
Iconic teksty mojej beszti Tosi UwU @Books1With1Tosia <333