Czarnoksiężnik Burzowych Wysp

By Seanit

5.6K 703 2.6K

W świecie, w którym czarodziejów uważa się za nędzny wybryk natury i spycha się ich na margines społeczeństwa... More

Księga I: Świt
1. "Leć, kaczuszko!" to niezbyt dobre zaklęcie
2. "Kłopoty" to moje drugie imię
3. Kacza matka wietrzy kłopoty
4. Nox to z pewnością bardzo chaotyczny bohater
5.5 Nekromanci nie powinni być guślarzami!
6. Książę w opresji
7. Echa burzy
8. Ciemna strona mocy
9. Niebezpieczne rozproszenia
10. Książęcy gambit
11. Otwarte wrota
Księga II: Zenit
12. Postęp

5. Władca smokowi nierówny

353 48 244
By Seanit

Gdyby ktoś się zastanawiał jak pięknym stworzeniem jest Nox, poniżej wrzucam zdjęcie jego nastoletniego "ja" jakoś tak z czasowych okolic wydarzeń w tych rozdziałach. Wiem, że głowa niby wielka, no ale powiedzmy, że to kwestia mojego zwalonego stylu xD

A tak poza tym ten rok studiów zapowiada się na najtrudniejszy i mam bardzo problemy z czasem i życiem, więc proszę o wyrozumiałość - jak zawsze staram się publikować rozdziały co miesiąc, ale jest trudniej niż zazwyczaj. Dużo trudniej. Jak to mówią "gdy zdasz anatomię, to wiesz, że będziesz lekarzem. Gdy zdasz farmakologię, wiesz kiedy". No a ja na razie dopiero zaczynam przygodę z farmą :')

Zapraszam do czytania!

– Jesteś cały? – zapytała Alina, podchodząc do mnie z wyraźną gotowością do ratowania mi życia. Zbywająco machnąłem na nią ręką i prychnąłem:

– Tak, nic mi nie jest. Za to z pozostałymi może nie być tak dobrze.

Jej ręka wystrzeliła jak błyskawica i niczym młot rąbnęła mnie w ramię.

– Ała! – ryknąłem. – A to za co?!

Ku mojemu przerażeniu, oczy Aliny lekko się zaszkliły i paskuda z wyrzutem wycedziła:

– Nie mogli otworzyć portalu. Próbowali raz po raz, ale ten tutaj pozostawał zamknięty. Opiekunowie zaczęli pracować nad nowym, zanim wreszcie udało się z tym. Tyle czasu ci zajęło, wiedziałam, ze coś musiało się stać! A wy mnie, dranie, bezpiecznie wysłaliście do Nytenory! Myślałam, że tam uwiędnę, a teraz mówisz mi, że nic ci nie jest, tylko z resztą może być gorzej? Ty myślisz, że ja głupia jestem?! Noxa tu nie ma, ciebie przed chwilą omal nie zabił ten drań, trzeba było samemu się zwijać do Morennoru!

Najwyraźniej Alina mało nie padła od targających nią emocji. Z jej tyrady wywnioskowałem tyle, że w sumie to nie mam pojęcia co dokładnie nią tak wstrząsnęło, ale chyba chodziło o całokształt, więc próbując robić dobrą minę do złej gry, wygiąłem usta w głupkowatym uśmiechu i powiedziałem:

– Samemu nawiać, a tobie, damie, kazać stawiać na szali własne życie? O nie, nie ma mowy! Mam jeszcze resztki godności!

Alina otworzyła usta, wyraźnie zamierzając ryknąć coś w stylu "a w rzyć sobie wsadź tę twoją godność!", ale przerwała nam Mistrzyni, bardzo szybko przypominając nam, że to jeszcze nie pora na przyjacielskie przekomarzania.

– Opowiedz nam co dokładnie się stało – poleciła Mistrzyni, ale zanim zdążyłem chociaż otworzyć usta, portal ponownie rozbłysnął i jeden po drugim zaczęli przez niego przechodzić kolejni Starsi. Najpierw trójka pomagających Mistrzyni opiekunów. Za nimi przez dłuższą chwilę wyłaniały się ze cztery tuziny uzbrojonych po zęby mężczyzn i kobiet, najpewniej straż zamkowa, a potem przed nami stanął ktoś jeszcze. Młody mężczyzna w arystokratycznych, granatowych szatach – królewskich barwach. Wystarczyło jedno jego przeszywające spojrzenie, bym pod ciężarem tych dwóch taksujących szafirów miał nieodpartą ochotę uklęknąć. Chociaż się nie przedstawił, emanował takim spokojem i siłą, że ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, że oto stanąłem przed samym Nilfernem z Domu Vermillion, pierwszym księciem Nytenory i władcą Starszych. Nox miał rację, jego brat faktycznie zdawał się wprost urodzony do pełnionej przez siebie roli.

– Nie klękaj, Kieranie – powiedział niskim, spokojnym głosem. Odniosłem dziwne wrażenie, że jeszcze nigdy go nie podniósł. Nawet nie mogłem sobie wyobrazić, jak mógłby zabrzmieć jego krzyk. – Mamy na głowie ważniejsze rzeczy niż formalności.

Oczywiście ja już klęczałem, ale na jego słowa podniosłem głowę i niepewnie wstałem. Uznałem, że nie będę pytał, skąd zna moje imię. Jeśli Mistrzyni mu o mnie nie opowiadała, to o ile dobrze zrozumiałem Noxa, książę Nilfern potrafił zaglądać do cudzych umysłów o wiele sprawniej niż ktokolwiek inny. Pewnie po prostu wyczytał moje imię z moich lub Aliny wspomnień, a my nawet tego nie poczuliśmy.

– Gdzie jest Nathaniel? – zapytała Mistrzyni Seliora.

Z trudem odrywając wzrok od księcia, powiedziałem:

– Piraci go pojmali. Przedtem zdążył się upewnić, że zdołamy otworzyć bramę, ale co dzieje się z nim teraz – tego nie wiem.

Książę wpatrywał się we mnie uważnie. Mimowolnie odpowiedziałem mu tym samym (w końcu był pierwszą koronowaną głową, jaką spotkałem w życiu, musiałem się mu przyjrzeć!) i może właśnie dlatego, że tak się na nim skupiłem, poczułem na skraju świadomości subtelne, ledwie wyczuwalne muśnięcie obcego umysłu, jakże inne od delikatnego, lecz wyraźnego, lustrowania przez Mistrzynię. Odruchowo spróbowałem się wycofać, ale zaraz przypomniałem sobie, że w sumie jeśli to faktycznie Książę, to taka ucieczka i tak nie ma najmniejszego sensu.

Po chwili, która zdawała się wiecznością, obca świadomość się cofnęła, a ja odetchnąłem z ulgą. Nawet jeśli ledwie mogłem to wyczuć, sama wiedza, że jest się właśnie odzieranym z prywatności czyniła takie doznania bardzo nieprzyjemnymi.

– Kiri? – zapytała Alina cicho, lekko trącając mnie ręką. Najwyraźniej zauważyła, że nagle stężała mi mina.

– Wyczuł mnie – odezwał się Książę do Mistrzyni z uznaniem – faktycznie ma potencjał – a potem zwrócił się do mnie. – Zazwyczaj nie zachowuję się tak barbarzyńsko, jednakże w obecnej sytuacji czas nagli. W ten sposób mogłem najszybciej zrozumieć dokładnie w jakiej sytuacji się znajdujemy. Mój brat jest w niebezpieczeństwie.

To ostatnie zdanie w ustach kogoś innego zapewne zabrzmiałoby jak marna wymówka dla bezczelnego zaglądania do cudzych umysłów, ale czający się w głosie Księcia głuchy pomruk zdradzał ledwie hamowany przez niego gniew. Nox zawsze twierdził, że "Nilf" jest chyba najbardziej cierpliwym facetem na świecie. Najwyraźniej cierpliwość Władcy kończyła się tam, gdzie w grę wchodziło bezpieczeństwo jego rodziny.

A ja bezczelnie zostawiłem jego brata na pastwę smoków i strzyg, i ghul że wtedy jeszcze nie znałem jego tożsamości!

Jakby w odpowiedzi na mój nagły napad rozpaczy, wciąż leżący u naszych stóp wampir jęknął nieprzytomnie i spróbował chyba powrócić do stanu używalności, za co zarobił ochoczego kopniaka w zęby prosto od swojej pogromczyni, po raz kolejny wycelowanego tak, że podrdzewiały hełm znów na nic mu się nie zdał i pirat został skutecznie znokautowany po raz drugi. Dla pewności kopnąłem jego szablę, posyłając ją poza zasięg rąk właściciela, a potem jeszcze wygrzebałem spod wytartej przeszywanicy kozik i dołączyłem go do odległej kuzynki.

– Kiri.

Alina wwiercała we mnie badawcze spojrzenie, jak gdyby chciała się upewnić, że naprawdę nic mi nie jest. Przewróciłem oczami. Jeszcze tylko jej umartwiania się nade mną mi brakowało.

– Żyję – mruknąłem, uznając to za wystarczającą odpowiedź.

– Poruczniku Miradi – Książę zwrócił się do stojącej najbliżej niego Starszej ze straży. – Napastnicy są wampirami. Do tej pory powinni już wyruszyć na statek, ale najwyraźniej przynajmniej kilku pozostało tutaj – wskazał na ogłuszonego, leżącego u stóp Aliny wąpierza. – Weź pięciu Eltarów i przeszukajcie podgrodzie oraz twierdzę. Nadchodzi zmierzch, ich wzrok znacznie się wyostrzy, więc zachowajcie ostrożność.

Kobieta, nieustannie wyprostowana jak struna, wygięła się w płytkim choć pełnym szacunku ukłonie i w mowie Starszych, jak oni sami ją nazywali, po eltarsku, wydała piątce podkomendnych parę rozkazów, po czym razem ruszyli na zwiad. Książę tymczasem odwrócił się do nas, zmierzył mnie i Alinę podejrzanie krytycznym spojrzeniem i z westchnieniem zapytał:

– Jeśli powiem wam, żebyście wraz z opiekunami schowali się w lesie, uciekniecie im przy pierwszej nadarzającej się okazji?

Jak na komendę zacisnęliśmy dłonie w pięści i skinęliśmy energicznie głowami. Może i byliśmy w porównaniu ze Starszymi bezużyteczni, ale nie znieślibyśmy czekania w bezruchu, zwłaszcza Alina, która już raz dzisiaj tego na swój sposób doświadczyła. Władca z nieprzeniknionym wyrazem twarzy lekko pokręcił głową, przymknął oczy i przez chwilę stał w bezruchu. Z pobliskiego drzewa zerwało się stadko wron i wzleciało wysoko w powietrze, zataczając nad naszymi głowami coraz szersze kręgi. W rzeczywistości trwało to może parę oddechów, ale dłużyło się niemiłosiernie, aż zacząłem odpływać myślami i to w cokolwiek dziwnym kierunku.

W momencie, gdy próbowałem sobie przypomnieć przepis na szarlotkę, którym Alina się ostatnio ze mną tak chętnie podzieliła i uznałem, że gotowanie to jednak nie moja działka, Książę lekko się wzdrygnął i z czającym się w głosie głuchym pomrukiem, powiedział:

– Parę szczap temu opuścili refektarz. Jeśli wyruszymy bez zwłoki, zdołamy ich wyprzedzić i zatrzymać, zanim dotrą na okręt.

No jasne, pomyślałem. Jeśli dorwiemy ich na lądzie i zdołamy jakoś przejąć statek, będziemy mieli kartę przetargową. Na pewno potraktują naszych jako zakładników, ale bez statku i tak nic im po nich, nie wrócą skąd przyszli i nie dostaną zapłaty.

Nagle Książę zwrócił się do nas z jakimś takim dziwnym błyskiem w oku:

– Dla was mam oddzielne zadanie. Spotkajcie się z Alk'quaratmahashnizamahrtduinath – oho, kolejny, który wymawiał imię Królowej z taką łatwością, jak gdyby brzmiało ono po prostu „Smoczyca" – i przekonajcie ją, żeby przejęła okręt. Jeśli wieści, że Nathaniel jest w niebezpieczeństwie nie wystarczą, jako zachętę powiedzcie jej, że cały łup piratów należy do niej, a ja sam z chęcią dorzucę parę najczystszych opali kubapidyjskich. Lorelei, to niewielka odległość. Czy zdołasz szybko ich tam przenieść? – zwrócił się do jednej z naszych opiekunek. Sama zainteresowana zawsze szczyciła się swoimi umiejętnościami w manipulacji przestrzenią, którymi skutecznie nadrabiała całkowite tchórzostwo, praktycznie skreślające ją z każdej potencjalnej potyczki.

Gdy ucieszona (czy to dlatego, że mogła w ten sposób uniknąć walki, czy też dlatego, że Książę miał dla niej zadanie specjalne) młodziutka, bo zaledwie stuwiosenna Starsza przytaknęła z zapałem, Książę z dziwnym zadowoleniem odwrócił się do pozostałych i wydał im kilka krótkich komend. Wszyscy zgodnie użyli jakiegoś dziwnego czaru, który wytworzył pod ich stopami coś na wzór poduszek powietrznych i za ich pomocą niczym ptaki pomknęli w stronę zatoki i zakotwiczonego w jej sercu okrętu.

– Chwila! – zawołałem do ich pleców, chociaż nawet jeśli mnie usłyszeli, uznali, że wszelkie moje ewentualne zażalenia nie są warte ich uwagi. No, przynajmniej nie w obecnej sytuacji. Zwiesiłem więc tylko głowę i bardziej do siebie, niż kogokolwiek innego, zapytałem: – Jak mamy przekonać Królową do czegokolwiek, skoro nie wiemy nawet, czy nas nie pożre na sam nasz widok?

– Zawsze możecie zostać ze mną i się gdzieś schować, to znaczy przyczaić na wypadek, gdybyśmy byli potrzebni – zaproponowała ochoczo Lorelei.

Rzuciłem jej bardzo nieprzychylne spojrzenie.

– Dziękujemy – odparła Alina dyplomatycznie – ale musimy zrobić co w naszej mocy, by uratować przyjaciół. Poza tym myślę, że Książę nie posłałby nas do niej gdyby nie wierzył, że to bezpieczne.

Ta, burknąłem w myślach, pewnie właśnie po to nas tam wysyła. Pod pozorem ważnej misji każe nam iść w obecnie najbezpieczniejsze miejsce na wyspie. W końcu do smoka nawet wampiry nie odważą się zbliżyć, a na Morennor mamy wstęp tylko w sytuacjach, gdy nie ma już innego wyjścia. W końcu nawet jeśli nie sam Książę, to z pewnością jego poddani nie ufają nam na tyle, by wpuścić na dwór Władcy dwie potencjalne bomby!

Niepomna na moje przemyślenia Lorelei westchnęła jakoś tak ciężko i powiedziała:

– W porządku, rozumiem. Otwarcie portalu na prawie dwie wiorsty w linii prostej mi chwilę zajmie, zwłaszcza, że już dawno nie byłam przy smoczej grocie – jeśli faktycznie była tam kiedykolwiek, to nie dziwiłem się, że jakoś więcej tam nie zawitała. W końcu Królowa była NIEBEZPIECZNA! – Ja zajmę się portalem, a wy w tym czasie zakujcie proszę tego wampira w kajdany.

– A skąd mamy je wziąć? – zapytałem może nieco zbyt opryskliwie. Opiekunka jakoś tak się speszyła, rozejrzała wokół i najwyraźniej nie znalazłszy odpowiedzi, jęknęła przeciągle.

– No dobrze już, dobrze! Poczekajcie chwilę! Coś wymyślę!

No i wymyśliła.

Z pomocą magii rozgarnęła ziemię i ciężkie kamienne płyty, którymi wyłożono plac, po czym w głęboki i wąski dół przeniosła nieprzytomnego wampira i zasypała go, zostawiając na powierzchni tylko głowę. Dla pewności obłożyła go płytami i dumna ze swojego dzieła, złapała się pod boki.

– No, z takiej pułapki to nawet wąpierz wstrętny nie ucieknie! I jak? Widzicie, jaka jestem genialna?!

Alina zatrzęsła się od z trudem powstrzymywanego śmiechu, a ja schowałem twarz w dłoniach i z rozpaczą uświadomiłem opiekunkę:

– Ale przecież wystarczyło przetopić w kajdany jego rynsztunek...

Lorelei spaliła raka, pisnęła coś co brzmiało jak „no przecież wiem, ale magię trzeba uprawiać z finezją!", a my, udając, że jej wierzymy, pokiwaliśmy głowami ze zrozumieniem. Rozjuszona opiekunka rozsądnie zamknęła nadal otwarty portal do Nytenory (w końcu nie chcielibyśmy, żeby na Morennor zwaliła się nagle zgraja uciekających wąpierzy!), a potem zamknęła oczy i przez dłuższą chwilę tworzyła dla nas przejście wprost pod grotę Królowej.

– Idźcie! Zamknę za wami! – wykrzyczała, gdy ryczący, wirujący portal zawisnął w powietrzu przed nami. Mimowolnie uznałem, że zdecydowanie wolałem finezję przejść stacjonarnych, raz że nie ogłuszały wszystkich wokół, a dwa, że przechodzenie przez nie na pewno nie sprawiało wrażenia, że skacze się w wygłodniały, lubujący się w naiwnych podróżnikach wir skotłowanej energii.

Gdy jakimś cudem w jednym kawałku wylądowaliśmy po drugiej stronie, Alina wreszcie przestała się powstrzymywać i zachichotała jak opętana.

– Daj spokój – burknąłem – to było co najwyżej smutne.

– E tam – prychnęła, ale opanowała się i teatralnie zrobiła marsową minę, zapewne mnie przedrzeźniając.

Westchnąłem i zwróciłem się w stronę groty. Teraz trzeba było przeżyć spotkanie ze smokiem o nadmiernym instynkcie macierzyńskim. Pestka.

Z wolna ruszyliśmy ku jaskini, ale zanim zdążyłem na poważnie zmartwić się rozpoczęciem rozmowy z Królową, Alina parsknęła raz jeszcze i dodała:

– Wiesz, w sumie może to i dobrze, że nie przyszło jej do głowy prostsze rozwiązanie. Kajdany wampir miałby szanse rozerwać, a z takiej dziury sam się na pewno nie wygrzebie!

– Ty uważaj, bo zaraz oboje skończymy w podobnej – mruknąłem, ale mimowolnie wygiąłem wargi w złośliwym uśmiechu.

Oczami wyobraźni widziałem, jak Lorelei z rozpaczą jojczy nad swoim zniszczonym narzędziem więziennym, a potem z wrzaskiem ucieka przed rozjuszonym wąpierzem, zamiast po prostu poczęstować go odpowiednią dawką ognia. Chociaż dla niej może i wyszłoby to na dobre, krwiopijcy może i byli groźni głównie dla pozbawionych magii ludzi, ale i tak gdyby wiecznie niezdecydowana Starsza spróbowała postawić się zaprawionemu w boju piratowi, mogłaby zwyczajnie nie zdążyć rzucić wystarczająco silnych zaklęć. No chyba że teleportowałaby się do którejś z jej dziewięciu opieczętowanych i bezpiecznych prawie jak smocza grota kryjówek, do których z pewnością potrafiła przenosić się błyskawicznie!

– Swoją drogą, powinniśmy jej później podziękować – powiedziała Alina już poważniejszym tonem. – Celowała prawie na ślepo, równie dobrze mogła nas wyrzucić na szczycie pobliskiej sosny albo gdzieś pod ziemią.

Na takie stwierdzenie mogłem tylko przytaknąć i udać, że oczywiście pomyślałem o tym wcześniej, i wcale mnie to nie zaskoczyło. Ale nie było już czasu na gierki, bo stanęliśmy przy wejściu do groty.

– To kto ryzykuje spopieleniem? – zapytałem niby od niechcenia.

– Ty częściej tu przychodzisz – odparła jakimś takim wymijającym tonem.

– Ale ty lepiej umiesz gadać z wielkimi tego świata – odgryzłem się.

– A co to ma do rzeczy?!

– Królowa na pewno doceni, że zagląda do niej ktoś z ogładą!

Alina zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem, a potem złapała się pod boki i z teatralnym zdziwieniem w głosie stwierdziła:

– Kiri, ty się boisz.

– Wcale nie, po prostu nie jestem samobójcą! – parsknąłem, przyjrzałem się jej bliżej i z dziką satysfakcją dodałem: – No i to nie mnie trzęsą się kolana!

– Co? A komuś się trzęsą? – zapytała z udawanym niezrozumieniem, ale ja już wiedziałem swoje.

Uznałem, że wobec szansy na popisanie się odwagą przed niecną dziewoją nawet potencjalna śmierć z łap wielkiego smoczyska jakoś zblakła, więc wypiąłem dumnie pierś i chowając za plecami trzęsące się ręce, stwierdziłem:

– W porządku. Rozumiem. Wiedz, że jako prawdziwy bohater wezmę na siebie to śmiertelne ryzyko i dzięki mojej niezrównanej odwadze uchronię cię od konieczności wywoływania wilka, to znaczy smoka, z la... yyy... groty.

– Chyba głupocie... – mruknęła pod nosem, ale ja widziałem, jak ukradkiem westchnęła z ulgą.

Odchrząknąłem, stanąłem w lekkim rozkroku, mającym w razie lekkiego omdlenia ze strachu uchronić mnie przed niechybnym upadkiem, wziąłem głębszy wdech i zgodnie z tradycją ryknąłem w głąb jaskini:

– O wielka Królowo, czy zaszczycisz nas swoją gościną?!

Z wnętrza góry odezwał się basowy pomruk, od którego aż zgrzytnęły mi zęby, a potem coś kaszlnęło, ryknęło i dał się słyszeć szum przesuwanego po kamieniach wielkiego, pokrytego łuską cielska. Po chwili, która zdawała się wiecznością, z mroku wyłonił się wielki, naszpikowany kolcami i rogami, złoty łeb, a za nim podążyła cała reszta naszej gadziej gospodyni.

– A czegóżżż tu ssszukacie, pisklęta? – zapytała Królowa, a potem dziwnie zirytowanym, niemal zmęczonym tonem dodała – Wracajcie do siebie, ja mam już dość młodych do doglądania.

– Kiedy my właśnie w tej sprawie – zaoponowałem.

Smoczyca nic nie powiedziała, ale chyba obdarzyła mnie nieco bardziej uważnym spojrzeniem. Jakoś niezbyt mi się to spodobało i mimowolnie przyłapałem się na myśli, że bardzo nie chcę jej rozdrażnić, chociaż to pewnie był najlepszy sposób żeby namówić ją do współpracy. Jakoś tak nagle zabrakło mi animuszu.

– Widzisz, Królowo, dzisiaj zostaliśmy zaatakowani przez piratów – Alina przybyła mi z ratunkiem. – To wampirzy najemnicy. Obecnie odsiecz z Morennoru ich ściga, ale boimy się, że im się nie uda. Porwali naszych przyjaciół.

– I przyszliście tu żebrać o pomoc? – zapytała smoczyca z niechęcią. – Jeśli już uciekają, to nie stanowią dla moich piskląt zagrożenia, a to w tej chwili moje największe zmartwienie.

To mówiąc, zaczęła się powoli odwracać do swojej groty, ale ja nie zamierzałem tak łatwo odpuścić.

– Porwali Noxa – powiedziałem z naciskiem i zrobiłem bardzo wymowną pauzę, dając nam wszystkim czas, by to stwierdzenie dobrze wsiąkło.

Smoczyca się zatrzymała, a koniuszek jej ogona zadrżał lekko.

– Pisklak jest Eltarem – stwierdziła pozornie spokojnym tonem. – Umie o siebie zadbać.

– Nie tym razem – nie zgodziłem się. – Wcześniej wykorzystał całą moc by mi pomóc, w tej chwili jest zupełnie bezbronny. Oni mogą go nawet zabić albo torturować. Książę Nilfern tu jest, Nathaniel świetnie nadaje się na zakładnika.

– Tym bardziej nic mu nie zrobią – stwierdziła Królowa.

– Mogą celowo go okaleczyć żeby zmusić nas do posłuszeństwa – zaoponowała Alina.

Smoczyca nadal stała, nieruchoma jak głaz, ale czułem, że jeszcze trochę i może uda nam się namówić ją do współpracy. Nie musieliśmy jej przypominać, że nekromanta bardzo pomógł jej z pisklętami – raz, że sama doskonale o tym wiedziała, a dwa, że przypominanie smokowi o zaciągniętym u kogoś długu nie należało do zbyt mądrych pomysłów, z całą pewnością był za to jednym z ostatnich, jakie przychodziły brawurowym głupcom do pustych łbów.

Nagle coś w mroku jaskini błysnęło nieśmiało i na światło dzienne zza skały wyjrzał niepewnie stosunkowo niewielki, trójkątny łeb. Dźwigające go smoczę było całkiem urokliwe, a jego szare, miękkie jeszcze łuski lśniły w świetle zachodzącego słońca jak gwiazdy.

– Jaki błyszczący! – zachwyciła się Alina. Najwyraźniej ta bardziej dziewczęca część jej duszy wzięła właśnie górę i nawet powaga sytuacji nie mogła powstrzymać jej przez rozpływaniem się nad małymi gadami. Gdy pisklę nieco śmielej przysunęło się bliżej nas i na nadal nieco chwiejnych nogach wypełzło z groty, Alina pisnęła, padła na kolana i zawołała:

– Och, Królowo, on jest przepiękny!

– I zdecydowanie zbyt ciekawski – burknęła smoczyca, ale nie udało jej się ukryć pobrzmiewającej w głosie dumy. Jeśli było cokolwiek, co mogło połechtać jej ego bardziej niż wychwalanie zbieranego przez wieki skarbu, to z pewnością Alina trafiła w punkt.

Smoczek przeciągnął się jak kot, rozkładając rudozłote, nietoperze skrzydła, a potem usiadł i przypatrzył nam się z zainteresowaniem.

– Taki chodzący błysk – stwierdziłem, postanawiając dołączyć do rozpływania się nad dumą Królowej. Nawet jeśli miało to potrwać szczapę czy dwie, uznałem, że warto nieco przypodobać się Królowej zanim przypomnimy jej, po co tu przyszliśmy. A nuż łatwiej się zgodzi.

– Błysk? – zapytał zabawnie cienkim głosikiem smok rozmiarów małego kucyka i chociaż uważałem się za poważnego prawiemężczyznę, nie mogłem się powstrzymać od westchnięcia z zachwytem. To stworzenie było tak urocze, że nawet ja musiałem mu ulec! – Mogę być Błysk. Mamo, mogę być Błyskiem?

Królowa otrząsnęła się jak mokry pies i sapnęła z niezadowoleniem:

– To mało szlachetne przezwisko.

– Ale ładne! Ja chcę być Błyskiem!

Ku mojemu przerażeniu z piersi smoczycy dobył się głuchy pomruk, a z jej nozdrzy uleciały dwie cienkie smużki dymu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Królowa po prostu się śmiała.

– Niech będzie – uznała tak miękkim głosem, że uznałem, że nawet gdyby młodemu zamiast „Błyska" spodobało się chociażby „Wygódka", nadopiekuńcza matka i tak pozwoliłaby mu na takie przezwisko.

– No to jestem Błysk! – ucieszył się smoczek. – I umiem latać! A siostry nie umieją!

Ale zapewne nadrabiają paskudnym charakterem, odezwał się złośliwy głosik w mojej głowie. Kazałem mu się zamknąć, po czym zwróciłem się do smoczycy:

— Królowo, naprawdę potrzebujemy twojej pomocy. Książę Nilfern obiecał szczodrze ci za nią zapłacić. Oferował najczystsze kubapidyjskie opale.

Na ogół smoki niełatwo dają po sobie znać, że coś wzbudziło ich zainteresowanie, a żeby zobaczyć, że gadowi wyraźnie na czymś zależy, to już w ogóle zakrawało na cud. Mimo to odniosłem wrażenie, że Królowa jakoś tak nieznacznie zmieniła pozycję, nadstawiając ucha.

— Prosimy cię jedynie o odbicie niemal opuszczonego statku, Królowo — wtrąciła się Alina — dla Noxa.

Smoczyca westchnęła, odkaszlnęła czarnym dymem i z, miałem nadzieję, udawanym oburzeniem w głosie zapytała:

— Chcecie mnie obrazić, pisklęta? Oferujecie mi najprostsze możliwe zadanie?

— Nie, oczywiście, że nie — spróbowała się wykręcić, ale przy okazji jakoś tak nieznacznie schowała się za mną. — Może i wampirów będzie tam mało, ale wszelkie skarby przewożone na statku należą do ciebie, Królowo, więc przejęcie okrętu bez zatapiania go może okazać się godnym ciebie wyzwaniem!

Smoczyca machnęła ogonem jak kot, który szykuje się do skoku, ale na szczęście chciała nas chyba tylko nastraszyć, bo po nieznośnie długiej chwili westchnęła i stwierdziła:

— Cóż... Tyle mogę zrobić. Błysk, wracaj do groty. Bez dyskusji.

Gdy niezadowolony smoczek wtoczył się z powrotem do jaskini, jego matka wsparła się łapami o leżący tuż przy wejściu głaz i napierając na niego, z przerażającą siłą zapieczętowała swoje leże. Powietrze i tak na pewno miało znaleźć drogę do środka, a Królowa nie musiała się martwić o swoje pociechy.

Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. A więc jakimś cudem udało nam się przekonać smoczycę do pomocy. Niezależnie od pobudek Księcia Nilferna, właśnie mieliśmy wykonać jego rozkaz co do joty i zająć wrogi okręt.

— Ten jeden raz pozwolę wam wejść na mój grzbiet — oznajmiła Królowa. — Złapcie się kolców żeby nie spaść, tylko nie pobrudźcie mi łusek!

Ledwie powstrzymując się od żołnierskiego salutu, obiecaliśmy zachować porządek, po czym ostrożnie wdrapaliśmy się po podstawionej nam łapie na smoczy grzbiet. Alina usadowiła się za mną i obejmując mnie od tyłu, złapała za sterczący przede mną kolec.

— Co ty wyprawiasz? — syknąłem.

— Jestem twoim księciem z bajki — odparła ze złośliwą nutką w głosie. — No już, księżniczko, nie wierć się, tylko daj o siebie zadbać.

Bardzo korciło mnie, żeby sprzedać jej porządnego kuksańca, ale w tej chwili smoczyca przykucnęła i skoczyła w powietrze, pozbawiając mnie tchu i skutecznie przywołując do porządku. Nagle „nie pobrudźcie mi łusek" nabrało sensu, bo żołądek podskoczył mi aż do gardła. Gadzi grzbiet okazał się na tyle śliski, że gdyby nie ściśnięte z całej siły kolana i ręce kurczliwie trzymające się na kolcach, z pewnością zaraz samodzielnie pikowałbym ku czekającym na dole skałom. Tymczasem jakoś zdołałem się utrzymać, a siedząca za mną Alina z całą pewnością miała gorzej. Z drugiej strony nieco mnie asekurowała, więc choć w życiu bym tego na głos nie przyznał, jakoś przestałem się złościć, że to ja wylądowałem z przodu.

Królowa przez chwilę wznosiła się coraz wyżej, aż znaleźliśmy się tuż pod najniższymi warstwami chmur. Gdy wyrównała lot, poczułem się nieco lepiej, a cała ta „przejażdżka" zaczęła mi się nawet podobać, chociaż gryząca wilgoć i zimno nieco zmniejszały tę przyjemność.

Ręce Aliny jakoś tak mocniej mnie objęły, a jej czoło wcisnęło się w moje plecy.

Nie bardzo miałem jak się odwrócić, więc zamiast tego tylko krzyknąłem:

— Co ci?!

— Nie patrz w dół! — padła odpowiedź, ale tak zagłuszona przez wycie wiatru w uszach, że nie byłem pewien, czy się nie przesłyszałem.

Oczywiście na takie stwierdzenie musiałem spojrzeć. Aż zakręciło mi się w głowie od rozpościerającego się pod nami widoku. Z tej wysokości widziałem całe miasteczko, zamek i wyspę, a do tego sąsiednie placki należące do archipelagu i wszechogarniający błękit morza. Zdawało mi się, że daleko na horyzoncie majaczyła cienka linia stałego lądu, ale trudno było powiedzieć, czy to nie było tylko złudzenie, koniec końców od kontynentu dzieliło nas parę dni żeglugi.

— To niesamowite! — ryknąłem do swoich pleców, na co odpowiedział mi mocniejszy uścisk, a ja poczułem się mile połechtany. Oto ja, wielki Kieran z Valdbergu, przyszły najpotężniejszy mag tego świata, oglądałem świat ze smoczego grzbietu, podczas gdy na co dzień taka dzielna dziewuszka ze strachu wtulała się w moje plecy! Przez miesiąc nie dam jej o tym zapomnieć!

Bardzo szybko znaleźliśmy się nad zatoką i zakotwiczonym na jej środku statkiem. Królowa zawisła w powietrzu, przyglądając się widokowi pod nami i najwyraźniej zastanawiając się nad planem działania. Jej wielkie nietoperze skrzydła mieliły powietrze, a ja czułem, jak pod twardymi niczym diament łuskami poruszają się potężne mięśnie. Nagle to, jak mali i słabi byliśmy wobec smoka, uderzyło mnie jeszcze mocniej niż zazwyczaj. W życiu nie chciałbym stanąć Królowej na drodze, nawet gdybym władał magią tak dobrze jak Starsi. Zwłaszcza, że według Mistrzyni smoki i tak były odporne na większość zaklęć.

— Trzymajcie się mocno — dobiegł moich uszu gardłowy pomruk Królowej. — Będziemy nurkować.

Oby nie w wodzie, zdążyłem jeszcze pomyśleć, a potem smoczyca zablokowała skrzydła i jej łeb powędrował w dół, a za nim cała reszta gigantycznego, drżącego od mocy cielska. Popędziliśmy ku morzu z taką prędkością, że teraz to ja miałem gorzej: Alina wczepiła się we mnie jak rzep we włosy, a ponieważ od pędu aż ciągnęło nas w tył, miałem wrażenie, że zaraz moje ręce zawiodą i razem zostaniemy w powietrzu.

Im bliżej byliśmy celu, tym wyraźniej wszystko widziałem, chociaż poruszaliśmy się zbyt szybko, bym zdołał przyglądać się szczegółom. Dość, że na plaży zauważyłem blisko setkę ludzi i nieludzi, zebranych w dwie grupy, a na okręcie nagle aż zawrzało. Parędziesiąt łokci przed statkiem Królowa rozłożyła skrzydła i nagle zatrzymaliśmy się w powietrzu. Ponownie samą siła woli zdołałem się powstrzymać przed pobrudzeniem jej łusek i dla odwrócenia uwagi jeszcze raz spojrzałem na odległą o jakieś trzysta stóp plażę. Zdawało mi się, czy dostrzegłem tam Księcia Nilferna z dziwnie osłupiałą miną i Mistrzynię, która wyglądała, jak gdyby miała zaraz omdleć?

Alina jęknęła cicho, i odkaszlnęła, próbując złapać oddech. A potem Królowa leniwie złożyła skrzydła i opadła na rufę statku, na chwilę wbijając ją o ładny sążeń głębiej w wodę, i przygniatając łapą zdezorientowanego pirata, który najwyraźniej czatował przy sterze. Wstrząs wywołany przez lądującego smoka zbił całą załogę z nóg, co zapewne było celem smoczycy. Wampiry najwyraźniej zamierzały wstać i chociaż udać, że próbują pozbyć się niespodziewanego gościa, ale Królowa ewidentnie wczuła się w swoją rolę aż zbyt dobrze, bo elegancko niczym łabędź wygięła swoją długą szyję, ryknęła tak, że aż zęby mi zgrzytnęły, a potem bardzo efektownie splunęła ogniem w morze, wzbijając dokoła nas obłoki gęstej pary.

— Niniejszym przejmuję ten okręt i całą jego zawartość! — ryknęła z triumfem w głosie. — Poddajcie się lub napełnijcie mój żołądek, podłe pijawki!

Nie wiadomo kiedy dobyte pałasze, szable, bułaty i krótkie miecze jak jeden mąż uderzyły o deski pokładu.

Jednak zionący ogniem smok na drewnianym okręcie wzbudzał więcej szacunku niż jakikolwiek władca tego świata.

Ciąg dalszy nastąpi...


Ponieważ już jakiś czas się kisiłam, próbując się powstrzymać przed zbyt szybkim wrzuceniem obrazka przedstawiającego Nilferna Vermilliona aka Nilfa, czyli władcy na Morennorze lub też po prostu starszego brata naszego ulubionego nekrusia, nareszcie robię to z pełną przyjemnością. Oto i on [tu wstaw wszystkie jego tytuły]. Oczy mu się jarają, bo tak.

A poza tym nazbierała mi się cała masa dowcipów o nekromantach i śmierci, ale przecież nie zrobię jednorazowego spamu, będzie na żarciki pod kolejnymi rozdziałami xD

Continue Reading

You'll Also Like

42.5K 2.9K 88
Posiadłam dodatkową postać, która jest złoczyńcą w powieści. Starałam się żyć spokojnie, nie wchodząc w interakcje z główną bohaterką. " Jeśli znowu...
437K 20K 198
To jest opowieść o. pewnej dziewczynie z białymi włosami i fioletowe oczy to Leslie Sperado. I mieszka z rodziną Sperado,którzy mają posiadającą taje...
448K 18.7K 199
Nazwa dzieła, o której nie wiedziałam bo jest na razie chińskim znaczkiem na początkach rozdziału którego nikt nie przetłumaczył, to " A tender heart...
Mate By GS

Fantasy

248K 10.5K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...