Zmora

By Katrina_Swinnley

553 130 17

To miały być najlepsze ferie w życiu dwóch sióstr. Skończyły się tragedią. Karen i Zuzanna wraz z ojcem wybi... More

Przedsłowie
Prolog
I Ferie
II Samotność
III Rękawiczka
IV Jadłodajnia „Pod Dębem"
V Rozmowa
VII Więcej prawdy

VI Sztuczka z telefonem

39 10 0
By Katrina_Swinnley

– Zuza! Szybciej! Podaj mi ten garnek! – krzyknęła na nią mama.

Kobieta pomagająca Marcelinie w kuchni od wczoraj chorowała, dlatego Zuzanna musiała pomóc swojej rodzicielce. Miały ręce pełne roboty: nawet z pomocą kuchenną jej mama z ledwością dawała radę, gotując od rana do późnego popołudnia. Poprzedniego dnia nawet rozmawiały o zatrudnieniu dodatkowej osoby. Nie mieli przecież na głowie tylko jadłodajni: ktoś musiał zająć się gośćmi schroniska oraz sprzątaniem ich pokojów. Choć sytuacja była chwilowo problematyczna, Zuzannę cieszył taki obród spraw: może w końcu zaczną wychodzić na prostą?

Zuza podała matce garnek, po czym wróciła do siekania warzyw na surówkę. Nie szło jej to tak sprawnie jak Marcelinie, ale przynajmniej tego nie była w stanie zepsuć. Nigdy nie radziła sobie szczególnie dobrze w kuchni. Gdy skończyła, odłożyła nóż i szybko pobiegła na salę, zebrać przynajmniej kilka zamówień. Widziała, że zdyszana Lidia nie daje sobie samodzielnie rady.

W takim natłoku prac czas mijał szybciej, niż to wydawałoby się możliwe. Gdy Zuzanna spojrzała na zegarek w smartfonie było już po czwartej, a dopiero przed chwilą dochodziła trzecia. Na całe szczęście to oznaczało, że za chwilę klientów powinno zacząć ubywać i będą mogły pozwolić sobie na chwilę odpoczynku.

Jadłodajnie zamykały o siódmej. W końcu Pod Dębem nie było restauracją: oferowali śniadania i obiady. Wieczorna pora przeznaczona była na opiekę nad ośrodkiem. A zwykle było czym się zajmować. Turyści nie pozwalali im na chwilę odpoczynku.

Zuzanna zwykle wychodziła wcześniej, gdy klientów ubywało, jednak od wczoraj nie mogła sobie na to pozwolić. Dlatego gdy ostatnia osoba opuściła lokal razem z Lidią zabrała się do sprzątania sali. Wycierały stoliki, chichocząc i rozmawiając o błahostkach.

– Fuj, ktoś się chyba wyrzygał pod ten stolik – usłyszała po jakimś czasie Zuza. – Ale tu cuchnie.

Odwróciła się i zrobiła kilka kroków do stojącej przy rogu nastolatki. Od razu poczuła smród. Soki żołądkowe podeszły jej do gardła.

– Ił. Wygląda na psią kupę. Przed chwilą siedziała tu chyba ta głośna rodzinka ze zwierzakiem.

– Mhm... Boże, jacy ludzie są obrzydliwi.

Zuzanna nie zaprzeczała. Byli. I to jeszcze jak... Dobrze, że nie serwowali tu alkoholu. Byłoby jeszcze gorzej.

Pomogła Lidii ze sprzątaniem, robiąc wszystko, by sama nie zwymiotować.

Gdy uporały się z całym pomieszczeniem, usiadły na chwilę.

– Chcesz coś do picia? – spytała Zuza.

– Wody?

– Robi się.

Po chwili postawiła przed nastolatką butelkę z zimną wodą. Dla siebie wzięła colę.

– Przepraszam, że cię tak wykorzystujemy z mamą – powiedziała. – Widzę, że naprawdę się starasz, a my trochę to nadużywamy. Mama nie wiedziała, że tu będzie taki tłok.

– Nic się nie dzieje. I tak nie miałabym co robić w wakacje. – Dziewczyna wzruszyła ramionami, sięgając po butelkę z wodą.

– Oj, nie mów tak, w wakacje zawsze jest co robić. – Zuza posłała jej ciepły uśmiech.

Lidia pokręciła głową.

– Niby. Ale przynajmniej mam wymówkę, by nie wychodzić nigdzie z byłym. To debil. Ale nie umiem mu odmawiać. A tak nawet nie muszę się starać.

Zuzanna przytaknęła ze zrozumieniem.

– Od czegoś trzeba zacząć. Masz osiemnastkę, no nie?

– Za dwa tygodnie.

– Chcesz wolne? A może zorganizujemy tutaj małą imprezę, co? W końcu to osiemnastka...

– Koleżanki powyjeżdżały na wakacje. Nie mam za bardzo dla kogo robić. A wolne mi niepotrzebne. Mamy w domu mały problem z kasą... a chce nowego laptopa.

– Rozumiem. Ale jakby co to wiesz, daj znać.

Zuza poczuła smutek, słysząc odmowę: chętnie pomogłaby jej w organizacji przyjęcia. Choćby po to, by przerwać rutynę, w której tkwiła. Ale przecież nie mogła jej zmuszać.

Przeszło jej przez myśl, że Lidia była naprawdę śliczną dziewczyną: Nie dziwiła się, że jej „były" nie chce jej odpuścić. Kto wie, może to przez niego dziewczyna nie chciała żadnej imprezy? Nie miała jednak zamiaru wnikać. Sama wiedziała, jak bardzo irytująca potrafi być ludzka ciekawość.

Po chwili leżący na stoliku Lidii telefon zabrzęczał. Dziewczyna podniosła go, zerkając na ekran.

– Dobra, idę – powiedziała. – Tata podjechał.

– Mhm. Do jutra!

– Do zobaczenia!

Gdy Lidia wychodziła, Zuzanna pomachała dziewczynie. Wkrótce później w pomieszczeniu rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Zuza zdążyła jednak się zamyślić. Naprawdę potrzebowali pomocy. Lidia nie mogła się tak przepracowywać, z resztą, ona sama miała dosyć. A gdyby tak...? Przygryzając wargi, Zuzanna sięgnęła po telefon i wybrała numer. Stukała palcami w blat stolika, czekając, aż ktoś odbierze połączenie.

– Maja! Cześć!

– No cześć, cześć!

– Słuchaj... pamiętasz, jak żartowałyśmy, że będziecie pracować u mnie?

– Uuu, biznes się rozrasta?

– Taak... przydałby się nam ktoś, pilnie. Do pomocy w kuchni i na sali. Chciałabyś może?

– No wiesz... wolałabym pracować z tobą, te sezonowe laski są kompletnie nieogarnięte, ale tu mam stały etat...

– Ale może znasz kogoś? Nie wymagamy wiele, wiesz przecież.

Majka milczała przez chwilę.

– Popytam ludzi i dam ci znać, dobra?

Zuzanna przytaknęła.

Koleżanka rozłączyła się po chwili rozmowy. W trakcie niej Zuza dowiedziała się, że Majka ma nowego chłopaka, rozważa wyprowadzkę do Wrocławia i że bardzo chce się z nią spotkać. Tylko kiedy? Zuzanna nie potrafiła odpowiedzieć jej na to pytanie: w najbliższym czasie raczej nie będzie mogła pozwolić sobie na wolne.

Gdy odłożyła telefon na blat stolika, miała ochotę tylko pójść do pokoju i położyć sięspać, ale to nie był koniec jej codziennych obowiązków. Musiała jeszcze nakarmić konie i sprawdzić, czy wszystko jest z nimi w porządku. Na trening o tej godzinie nie miała co liczyć. Będzie musiała wstać wcześniej, jeśli chce cokolwiek zrobić ze swoimi podopiecznymi.


Robiło się już ciemno,gdy wyszła ze stajni. Klacze pasły się luzem tuż przed budynkiem, zaś Stadoowiec spało zaś w wiacie na pastwisku ulokowanym kawałek dalej. Okolica niemal zupełnie ucichła i do uszu dziewczyny dobiegały tylko dźwięki zwierząt – parskanie koni i pojedyncze przyśpiewki ptaków. Zuzanna ruszyła spokojnie w stronę domu, gdy niespodziewanie do jej uszu dotarło psie skomlenie. Dość głośne i nagłe, tak, jakby któremuś z owczarków coś się stało. Zmarszczyła brwi. Gaja i Zeus były raczej cichymi psami, które trzymały się owiec i takie dźwięki zdecydowanie zaniepokoiły Zuzannę.

Ruszyła w stronę psiego zawodzenia. Skierowała kroki ku pastwisku, lecz gdy dotarła do znajdującej się pod lasem wiaty zorientowała się, że dźwięk dochodzi zza niej. Leżące w niej zwierzęta przytulały się do siebie i zerkały na dziewczynę nieprzytomnym wzrokiem. Psów nie potrafiła wypatrzeć.

Zuzanna przeszła przez drewniane ogrodzenie, kierując się w stronę lasu. Chwyciła komórkę, włączając w niej latarkę. Rozejrzała się. Po chwili zauważyła psy.

Zeus kręcił się wokół Gai, która najwyraźniej weszła w kupkę starych worków i szmat zostawionych przez turystów, po czym po prostu zaplątała się w nie i teraz nie potrafiła wyjść. Pies na jej widok zaczął się szarpać, jednak nie potrafił się uwolnić. Zeus już po chwili był u boku dziewczyny.

Wzdychając, ruszyła w stronę Gai. Ach, ci cholerni turyści! Na całe szczęście wystarczyło odczepić kilka worków od pobliskiego drzewa, aby pies bez problemu poradził sobie sam. Już po chwili zadowolona Gaja z wdzięcznością krążyła wokół nóg Zuzanny machając swoim olbrzymim ogonem.

Pochylając się nad psem usłyszała zbliżające się w jej stronę kroki. Odruchowo poświeciła w tą stronę latarką z komórki.

– Spokojnie, spokojnie... to tylko ja – usłyszała znajomy głos.

– RADEK?!

– Jak widać. – Ręka mężczyzny powędrowała w górę, przeczesując włosy. – Ten pies piszczał tak głośno, że tylko głuchy by go nie usłyszał.

Na twarzy Zuzanny malowała się konsternacja, której Radek nie był w stanie dostrzec: dziewczyna wciąż świeciła prosto na niego. Widziała, że mruży oczy, ale mimo to ma na twarzy wymalowany zawadiacki uśmiech.

– Co ty... pan... tu robi... Przepraszam, muszę je stąd zabrać – powiedziała, poirytowana, ruszając w stronę ogrodzenia, dając znać psom, by szły z nią. Wtedy zauważyła kręcącego się wokół nóg mężczyzny rudego kota. Uniosła brew na ten widok. Zwierzę było wyjątkowo duże: Zuza mogła się założyć, że warzył co najmniej dwadzieścia kilo. Gaja zwróciła uwagę na niego chwilę po dziewczynie, machając ogonem. Zeus zupełnie go zignorował. Obywa psy były przyzwyczajone do szwendających się po okolicy futrzaków.

– Kolega – odparł po prostu, wzruszając ramionami. – Ma zwyczaj chodzić za mną po nocy.

– Powinnam wezwać policje. – Zuzanna pokręciła głową. – Pan za mną łazi – dodała z wyrzutem. Czuła niepokój w towarzystwie tego nieznajomego. Pojawiał się niespodziewanie, sprawiając, że na jej karku pojawiały się ciarki.

– Nic nie zrobiłem. I chciałem pomóc psu.

– Znów pan mnie nachodzi.

– Powiedziałem, że muszę coś sprawdzić.

Pokręciła głową, odwracając się i podchodząc do ogrodzenia. Prześlizgnęła się przez nie bez najmniejszego problemu. Psy podeszły zaś kawałek dalej, przechodząc przez wykopaną pod płotem dziurę. Zuzanna westchnęła głośno. No tak, nie ma to jak psie zabawy.

Podeszła do dołu, ustawiając telefon tak, by oświecał dziurę i nie martwiąc się o wybrudzenie rąk, zaczęła ją zakopywać. Mężczyzna kucnął obok niej, tuż za płotem. Mruknął coś, chyba, że „pomoże", po czym zaczął zgarniać ziemię. Zuzanna zauważyła jednak, że robi wszystko, aby ich dłonie się nie zetknęły. Sama przyłapała się na tym, że również tego pilnuje.

– Dziękuję – powiedziała, gdy skończyli. Jednocześnie zauważyła, że Zeus położył się obok niej, zupełnie rozluźniony. Gaja musiała pójść albo do swojej budy, albo leżała niedaleko owiec. W ciemności nie była w stanie jej dostrzec.

Radek machnął ręką i wstał. Zuzanna poszła w jego ślady, gdy tylko wytrzepała ręce i wzięła do ręki telefon.

– Skoro psy już nie zwieją... możemy porozmawiać? – spytał. Zauważyła, że w jego głosie pojawił się niepewny ton, którego nie wychwyciła w trakcie wcześniejszej rozmowy. W ciemności nie widziała jednak dokładnie jego twarzy: skierowana ku ziemi latarka nie dawała wystarczająco dużo światła, poza tym oświetlała jego twarz od dołu, nadając jej nieprzyjemnych, demonicznych rysów.

– Czy to dotyczy mojej siostry? Tym razem konkretnie? – Jeśli mężczyzna faktycznie miał jakieś informacje o Karen to Zuzanna nie mogła przepuścić szansy. Musiała je zdobyć. Nawet, jeśli Radek byłby najbardziej irytującym osobnikiem na świecie.

– Owszem.

– W takim razie zapraszam do środka. Jest późno, ciemno... – powiedziała dość chłodnym, oficjalnym tonem.

– Nie przeszkadza mi to.

– Ale mi tak. Zwłaszcza, że w sprawie zaginięcia siostry nie mam przed rodziną tajemnic i wolałabym, aby wszystkie takie rzeczy były omawiane przy moich rodzicach.

Radek milczał przez chwilę.

– Naprawdę? Nie ma pani tajemnic? – Ton głosu mężczyzny podsycony był ironią. – Więc wiedzą wszystko o pani wycieczkach do lasu i ludziach, którzy w maju uratowali pani tyłek?

Oczy Zuzanny otworzyły się szeroko. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył.

– Co? JAK? ŚLEDZI MNIE PAN? – niemal krzyknęła.

– Spokojnie! Nie... to znaczy... nie tak, jak sobie to pani wyobraża – odparł poważnie.

Zuzanna pokręciła głową. Uniosła komórkę do twarzy, nie wyłączając latarki, która teraz musiała oślepiać nieznajomego.

– Dzwonię na policje – powiedziała, szukając w kontaktach numeru znajomego ojca. W tej samej chwili jej telefon po prostu się wyłączył. – Co? Jak? Przecież bateria była pełna. – Potrząsnęła urządzeniem, jakby miała nadzieję, że to w czymś pomoże.

Gdy próbowała ponownie włączyć komórkę, Radek milczał. Niestety, jej starania nie przyniosły żadnych skutków. Ekran smartfona cały czas pozostawał czarny.

– Niestety, nie mogę pozwolić na ten telefon – odparł, cały czas zachowując spokój. – Porozmawiajmy. Po prostu. Ech, zróbmy tak. Bo zaraz ktoś tu pewnie przyjdzie i nam przeszkodzi, a wyjaśnienie sprawy może chwilę zająć. – Widziała, jak jego ręka wędruje w stronę włosów. – Za godzinę podejdę do ośrodka od strony baru. Wpuści mnie pani... Porozmawiamy tam. Jeśli poczuje się pani zagrożona, podejrzewam, że krzyk prędko kogoś zwabi, prawda?

– Ale... jak... – Zuzanna nie do końca go słuchała, wpatrzona w komórkę. Nie potrafiła pojąć w jaki sposób Radek wyłączył jej telefon. Ale była pewna, że to zrobił: przecież to nie mógł być przypadek.

– Zuzanno! – powiedział głośniej, niczym rodzic zwracający uwagę dziecku. Po chwili jednak zszedł z tonu: – Proszę. Nie czas teraz na to... nie mam wiele czasu, ona go nie ma... Za godzinę. W barze. Wyjaśnię ci ile mogę. Tę sztuczkę z komórką też spróbuje, dobrze? Tylko bądź tam. To ważne. Twoja siostra... możesz jej pomóc, słyszysz?

Dziewczyna w szoku tylko skinęła głową. Miała wrażenie, że nie potrafi ruszyć się z miejsca.

– A teraz idź, idź... bo zaraz ktoś tu pewnie przyjdzie.

Mówiąc te słowa schylił się, sięgając po kota ocierającego się o jego łydki.

Zuzanna odwróciła się, posłusznie ruszając w stronę ośrodka, nie do końca rozumiejąc, czemu na to wszystko przystaje. Ale obiecał jej odpowiedzi. A po tej sztuczce z telefonem... i tak pewnie nie zaśnie, jeśli nie pozna choćby części z nich.

Zeus odprowadził ją do końca pastwiska, po czym odszedł w ciemność. Nie wydawał się zaniepokojony nieznajomym.

Gdy zatrzasnęły się za nią trzy wejściowe oparła się o nie, ciężko oddychając. Zamknęła na chwilę oczy, próbując wyrównać oddech. Po ponownym otwarciu oczów rozejrzała się. W jadalni, za zamkniętymi, częściowo oszklonymi drzwiami siedziało kilku gości ośrodka. Śmiali się i rozmawiali, nie zwracając na nią kompletnie uwagi.

Ruszyła po schodach na górną część budynku. Trafiła do dość długiego korytarza przy którym znajdowały się pokoje. W sumie było ich piętnaście, z czego trzy prywatne wykorzystywała tylko rodzina Zuzanny. Kiedyś były dwa...

Dziewczyna spojrzała na drzwi pokoju rodziców. Nie paliło się już w nim światło: zapewne spali. Matka po całodziennej pracy w kuchni była wykończona i Zuza wcale jej się nie dziwiła.

Już po chwili weszła do swojego pokoju, ruszając pod prysznic. Musi pomyśleć. Uspokoić się. Woda powinna ukoić jej skołatane nerwy. Przez dłuższą chwilę stała w bezruchu, pozwalając, aby ciepły, życiodajny płyn rozluźnił jej mięśnie. Westchnęła przeciągle.

On nie powinien tu wchodzić – przeszło jej przez myśl.

Gdy jednak weszła z powrotem do swojego pokoju, a jej wzrok padł na kiczowatą figurę znad morza, którą lata temu dostała od Karen zamarła na chwilę, po czym pod wpływem impulsu chwyciła wiszący na krześle szlafrok i wyszła z pokoju.


Bar nie był dostępny dla gości z ośrodka poza standardowymi godzinami otwarcia, a przynajmniej nie w tym sezonie. Można było dostać się do niego na trzy sposoby: od kuchni łączącej bar z jadalnią, od zewnątrz i przez schody prowadzące z górnej części budynku. Ta oddzielona była od części mieszkalnej drzwiami zamykanymi na klucz. Otwierając je, Zuzanna starała się robić jak najmniej hałasu. Choć pokój rodziców znajdował się po drugiej części korytarza, a gości raczej nie obchodziło co robi wieczorami czuła, że robi coś niewłaściwego.

Weszła na schody, zamykając za sobą drzwi. Początkowo chciała je tylko przymknąć, jednak zdała sobie sprawę, że niewiele to zmieni: ściany w domu nie należały do najmocniejszych, dlatego jeśli tylko krzyknie na pewno ktoś ją usłyszy.

Zapaliła światło i zeszła po krętych schodach. Te kończyły się przy barze, dlatego aby dojść do drzwi Zuza musiała przejść całe pomieszczenie. Będąc już przy nich włożyła klucz w zamek, jednak nim go przekręciła, założyła zapornicę.

Uchyliła drzwi na tyle, na ile pozwalał jej łańcuszek.

– Radek? – spytała, nie widząc nikogo.

Po chwili podszedł do drzwi. Zuzanna drgnęła nerwowo i wzięła głęboki oddech. Zaskoczył ją.

– Jestem – powiedział. Wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak powstrzymał się.

Zuzanna jednak nie ruszyła się o milimetr, wciąż stojąc przy ledwo uchylonych drzwiach. Próbowała wypatrzyć coś niepokojącego . Radek zwrócił uwagę na jej wahanie i nieufność, po chwili dodając:

– Nikogo ze mną nie ma. – Próbował uspokoić ją gestem. – Naprawdę, nie przyszedłem tu kogokolwiek krzywdzić.

– Takie zapewnienia to można sobie w dupę wsadzić – mruknęła, jednak już chwilę później zamknęła na chwilę drzwi, odblokowała je i wpuściła do środka mężczyznę.

Radek wszedł do baru spokojnym, ostrożnym krokiem, jakby bał się, że gospodyniza chwilę go wyprosi. Zamykając za nim drzwi dziewczyna zauważyła, że po placu przemyka jakieś zwierzę. A może tylko jej się wydawało? 

Ruchem dłoni zaprosiła Radka, by usiadł przy jednym ze stolików pod ścianą, a sama nim usiadła podeszła do włącznika światła, przygaszając je tak, aby w pomieszczeniu zapanował półmrok. Jeszcze Marcelina bądź Jacek przyszliby sprawdzić, czemu tu pali sięświatło...

– Zmęczone oczy – wyjaśniła nerwowo, idąc w jego stronę. – Powinnam iść spać.

Skinął głową, nie odzywając się na razie ani słowem. Splótł dłonie na stole, bezustannie ją obserwując.

Zuzanna usiadła naprzeciwko niego. Była spięta. Jej dłonie wbrew jej woli bawiły się brzegiem obrusu. Przez chwilę trwali w milczeniu: ona zbyt zakłopotana, by powiedzieć cokolwiek, on z wzrokiem bezwstydnie wlepionym prosto w nią. Nie minęło jednak wiele czasu, nim Zuzanna nie wytrzymała i wypaliła:

– Więc? Co ma mi pan do przekazania?

Radek powoli uniósł głowę.

– Najpierw... skończmy z „paniowaniem" sobie. Proszę. To tylko utrudnia...

Dziewczyna drgnęła nerwowo po raz kolejny tego wieczora. Nie chciała zmniejszać bariery, którą dawało jej mówienie mu per „pan". Nie była już jednak dzieckiem, które czuło potrzebę zwracania się w ten sposób do każdej starszej od siebie osoby.

– W takim razie... co MASZ do przekazania? – mówiła przytłumionym, lecz stanowczym głosem. Nie udało jej się jednakukryć delikatnego drżenia. Była rozemocjonowania.

Radek westchnął, po czym spojrzał jej prosto w oczy. Milczał przez chwilę. Zuzanna nie odwracała wzroku.

– Powiedz mi... czy tamtego dnia... w lesie... widziałaś jakieś ślady?

– Nie. Szukaliśmy wszędzie, nie było nic.

Skinął głową.

– A co, jeśli ci powiem, że były? I to wyraźnie? Tylko ich nie widziałaś?

– Powiem, że jesteś idiotą i masz stąd natychmiast wyjść, jeśli to miałeś mi to przekazania.

– Twój telefon... tam... na dworze... też się nie wyłączył. Był cały czas włączony. I chyba nawet próbował wykonać połączenie. Sprawdź. – Radek przybrał ton głosu nauczyciela, który dał uczniowi popełnić błąd, a teraz pozwala mu zrozumieć w którym momencie ten miał miejsce.

Zuzanna spojrzała na niego krzywo. Co ty pierdolisz – cisnęło się jej na usta. Otworzyła telefon i zerknęła na listę kontaktów. Na jej twarzy natychmiast pojawiło się zdumienie. W jaki sposób? Na pierwszym miejscu widniał numer Pawła. Z czasu połączenia wynikało, że mężczyzna pewnie nawet nie dostał sygnału.

Podniosła wzrok znad telefonu.

– Co się tu dzieje?

Radek wzruszył ramionami i obrzucił otoczenie obojętnym spojrzeniem.

– Długo myślałem, jak ci to wyjaśnić... – zaczął, gdy znów jego wzrok skupił się na Zuzannie – i chyba nie ma na to dobrego sposobu. W każdym razie... ech, najłatwiej byłoby ci to pokazać.

Gdy tylko skończył mówić, Zuzanna odskoczyła w tył. Na środku stolika pojawiło się coś jasnego, co zmusiło dziewczynę do zmrużenia oczu. Dopiero po chwili jej oczy przywykły do światła na tyle, aby zobaczyć, co znajduje się na środku blatu: kremowa, wysoka świeczka, włożona do zdobionego, srebrnego świecznika.

– Jak? – wydobyło się z ust Zuzy.

Radek nie odpowiedział. Za to wyciągnął rękę i skierował ją w stronę płomienia. Przez chwilę trzymał ją tak, jakby ogrzewał swoje dłonie, lecz dosłownie ułamek sekundy później włożył dłoń do płomienia. Zuzanna syknęła i skrzywiła się, jednak mężczyzna tylko zaśmiał się cicho.

– Zobacz, tu nic nie ma. – Jego dłoń zanurzyła się w świeczce, przenikając przez nią, jakby ta była po prostu bardzo realistycznym hologramem.

Zuzanna wyciągnęła rękę, próbując dotknąć świecznika – faktycznie, i jej ręka po prostu przenikała przez przedmiot. Spojrzała na Radka, oczekując wyjaśnień. Miała wrażenie, że jej puls przyśpiesza z każdą chwilą. Wtedy blask zniknął i po świeczce nie zostało ani śladu.

– To tylko iluzja. Może być czasem wprawdzie bardziej rzeczywista... zmysły łatwo da się oszukać. Dotyk także. Ślady były, Zuzanno. Dużo śladów. Tylko nie potrafiliście ich dostrzec.

Zuzanna zaczęła mimowolnie kręcić głowa.

– Nie, to przecież... niemożliwe. Szukaliśmy. Wszędzie. Były psy... tyle ludzi. Poza tym... jak ty to... to jakiś hologram?

Mężczyzna westchnął.

– Może lepiej będzie, jak się z tym prześpisz?

– CO?! Nie. Miałeś mi powiedzieć, co wiesz o Karen! To ty jej coś zrobiłeś?! – Głos Zuzanny stopniowo zaczął zmieniać się w pisk.

– Nie... – Pokręcił głową. – Chociaż... To skomplikowane. Ja... chce... nie. Muszę ci wszystko wyjaśnić, abyś była w stanie jej pomóc, rozumiesz? Tylko to nie jest opowiadanie na je...

– Czyli ona żyje?! – Nie mogła czekać. Musiała wejść mu w słowo. W jej oczach, przed chwilą przerażonych, błyszczała nadzieja.

– Nie, Zuzanno. A przynajmniej nie tak, jak sobie to wyobrażasz. – Po raz pierwszy w trakcie rozmowy z nim, dziewczyna zauważyła, że w jego spojrzeniu pojawiło się współczucie.

Przełknęła głośno ślinę.

– Jesteś jakimś... łowcą duchów? Czy coś? – spytała, pół-żartem, pół-serio, niepewnym, cichym tonem. Czuła się jak małe dziecko, które dostaje od dorosłego przerażające i trudne logiczne zagadki. Miała wrażenie, że jej umysł, zmęczony po całym dniu pracy, nie potrafi przetrawić wszystkich informacji.

– Jeśli tak będzie ci łatwiej to wszystko zrozumieć możesz mnie uznać za... kogoś takiego. – Przeczesał ręką włosy, tak, jak wtedy, przy płocie.

– Co z nią? – szepnęła dziewczyna.

– W wielkim skrócie i uproszczeniu... została porwana. Nie, nie przeze mnie, nie zrobiłbym czegoś takiego. Poddana... pewnym rytuałom, które nie poszły tak, jak powinny. Zmarła. Ale nie w całości. Część jej... została. I nie może odejść.

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Miała wrażenie, że zastygła w bezruchu, że nie może się ruszyć... tak jak tam, wtedy, gdy Karen...

– Kto mógłby zrobić coś takiego? – spytała, nawet nie próbując powstrzymywać łez. – Sekta?

– Znów: w pewnym sensie odpowiedź może brzmieć „tak". Ale to wielkie uproszczenie. Zwykłe sekty nie potrafią tworzyć świeczek z niczego.

Gdy powiedział te słowa na stoliku ponownie pojawiła się paląca się świeczka. Płonęła przez chwilę, po czym rozpłynęła się w powietrzu. Zuzanna czuła, że cała drży. Radek, widząc jej stan, zaczął grzebać w kieszeniach swoich spodni. Po chwili wyciągnął z niego cienki woreczek, w którym znajdowała się odrobiona wysuszonych, połamanych w drobny mak ziół.

– Masz szczęście, że jestem dość przewidujący. – Powiedział łagodnym tonem. – Łap. To waleriana... powiedzmy, że odpowiednio doprawiona. Czysta chemicznie, to... trochę inny sposób. Weź przed snem, popij wodą, pomoże ci zasnąć.

– Nie potrzebuje. – Próbowała siłą woli się uspokoić, jednak nawet, jeśli Radek kłamał, albo jeśli to wszystko było tylko kolejnym cholernym koszmarem to wspomnienie Karen i taka wizja jej końca były zbyt silnym i strasznym doświadczeniem, aby była w stanie to zrobić.

Mężczyzna wyraźnie zdawał sobie z tego sprawę.

– Wyjaśnię ci wszystko. Dokładnie, dobrze? Ale to chyba dość wrażeń na jeden dzień. Złapię cię jutro.

– Ale moi rodzice... nie lubią... obcych – wydusiła z siebie. Nie miała pojęcia, czemu akurat to przyszło jej w tej chwili do głowy.

– Nie martw się o to, potrafię o siebie zadbać. – Uśmiechnął się smutno.

Siedziała jeszcze przez chwilę. Wyciągnęła rękę w stronę woreczka i zacisnęła na nią dłoń.

– Odprowadzę cię. – Wstała, jednak ledwo trzymała się na nogach. Całe jej ciało wydawało się drżeć.

Radek bez słowa wstał i ruszył do drzwi. Szedł przed nią, więc sam nacisnął klamkę.

– Radek? – spytała cicho, miętoląc w ręku woreczek.

Odwrócił się w jej stronę.

– A co z... twoim kotem?

– Pewnie czeka gdzieś na zewnątrz, nie lubi budynków.

– Mieszkasz niedaleko? Nie zgubisz się? – Poczuła nagły przypływ troski o nocnego gościa. – Właściwie... nie widziałam cię wcześniej. Chociaż...

– Mieszkam. I widziałaś mnie wcześniej, widziałaś. Tylko... nie pamiętasz. Wyjaśnię ci wszystko. Obiecuję. Tylko już nie dziś. No cóż... dobranoc. – Uśmiechnął się do niej ciepło.

Zuzannie przeszło przez myśl, że nieznajomy nie wydaje się złym człowiekiem. Mówił dziwne i nierealne rzeczy, pojawiał się niespodziewany, sprawiając, że na jej karku pojawiały się ciarki. Miał jednak miły uśmiech, a gdyby naprawdę chciał zrobić jej coś złego, miał już ku temu wiele możliwości.

Radek nacisnął klamkę i wyszedł, nie oglądając się.

– Dobranoc – mruknęła, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi. Odruchowo zamknęła zamek i na drżących nogach ruszyła do swojego pokoju.

Siedząc na łóżku, spojrzała na trzymany w ręku woreczek. Jej oczy, zmęczone od płaczu, same się zamykały, ale była pewna, że w środku nocy obudzi się w kolejnym koszmarem. Sięgnęła po butelkę z wodą.

Continue Reading

You'll Also Like

842K 59.4K 133
Tytuł: The Monster Duchess and Contract Princess Polski tytuł: Potworna Księżna i Kontraktowa Księżniczka Autor: Rialan Tłumaczenie z języka angiel...
42.4K 2.6K 178
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
137K 7.1K 101
Została dodatkowym członkiem rodziny Blackmak, która oczerniła cesarza i zmieniła go w tyrana. Zaciemniony tyran ma obsesję na punkcie głównej bohate...
29.8K 1.7K 68
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...