VI Sztuczka z telefonem

39 10 0
                                    

– Zuza! Szybciej! Podaj mi ten garnek! – krzyknęła na nią mama.

Kobieta pomagająca Marcelinie w kuchni od wczoraj chorowała, dlatego Zuzanna musiała pomóc swojej rodzicielce. Miały ręce pełne roboty: nawet z pomocą kuchenną jej mama z ledwością dawała radę, gotując od rana do późnego popołudnia. Poprzedniego dnia nawet rozmawiały o zatrudnieniu dodatkowej osoby. Nie mieli przecież na głowie tylko jadłodajni: ktoś musiał zająć się gośćmi schroniska oraz sprzątaniem ich pokojów. Choć sytuacja była chwilowo problematyczna, Zuzannę cieszył taki obród spraw: może w końcu zaczną wychodzić na prostą?

Zuza podała matce garnek, po czym wróciła do siekania warzyw na surówkę. Nie szło jej to tak sprawnie jak Marcelinie, ale przynajmniej tego nie była w stanie zepsuć. Nigdy nie radziła sobie szczególnie dobrze w kuchni. Gdy skończyła, odłożyła nóż i szybko pobiegła na salę, zebrać przynajmniej kilka zamówień. Widziała, że zdyszana Lidia nie daje sobie samodzielnie rady.

W takim natłoku prac czas mijał szybciej, niż to wydawałoby się możliwe. Gdy Zuzanna spojrzała na zegarek w smartfonie było już po czwartej, a dopiero przed chwilą dochodziła trzecia. Na całe szczęście to oznaczało, że za chwilę klientów powinno zacząć ubywać i będą mogły pozwolić sobie na chwilę odpoczynku.

Jadłodajnie zamykały o siódmej. W końcu Pod Dębem nie było restauracją: oferowali śniadania i obiady. Wieczorna pora przeznaczona była na opiekę nad ośrodkiem. A zwykle było czym się zajmować. Turyści nie pozwalali im na chwilę odpoczynku.

Zuzanna zwykle wychodziła wcześniej, gdy klientów ubywało, jednak od wczoraj nie mogła sobie na to pozwolić. Dlatego gdy ostatnia osoba opuściła lokal razem z Lidią zabrała się do sprzątania sali. Wycierały stoliki, chichocząc i rozmawiając o błahostkach.

– Fuj, ktoś się chyba wyrzygał pod ten stolik – usłyszała po jakimś czasie Zuza. – Ale tu cuchnie.

Odwróciła się i zrobiła kilka kroków do stojącej przy rogu nastolatki. Od razu poczuła smród. Soki żołądkowe podeszły jej do gardła.

– Ił. Wygląda na psią kupę. Przed chwilą siedziała tu chyba ta głośna rodzinka ze zwierzakiem.

– Mhm... Boże, jacy ludzie są obrzydliwi.

Zuzanna nie zaprzeczała. Byli. I to jeszcze jak... Dobrze, że nie serwowali tu alkoholu. Byłoby jeszcze gorzej.

Pomogła Lidii ze sprzątaniem, robiąc wszystko, by sama nie zwymiotować.

Gdy uporały się z całym pomieszczeniem, usiadły na chwilę.

– Chcesz coś do picia? – spytała Zuza.

– Wody?

– Robi się.

Po chwili postawiła przed nastolatką butelkę z zimną wodą. Dla siebie wzięła colę.

– Przepraszam, że cię tak wykorzystujemy z mamą – powiedziała. – Widzę, że naprawdę się starasz, a my trochę to nadużywamy. Mama nie wiedziała, że tu będzie taki tłok.

– Nic się nie dzieje. I tak nie miałabym co robić w wakacje. – Dziewczyna wzruszyła ramionami, sięgając po butelkę z wodą.

– Oj, nie mów tak, w wakacje zawsze jest co robić. – Zuza posłała jej ciepły uśmiech.

Lidia pokręciła głową.

– Niby. Ale przynajmniej mam wymówkę, by nie wychodzić nigdzie z byłym. To debil. Ale nie umiem mu odmawiać. A tak nawet nie muszę się starać.

Zuzanna przytaknęła ze zrozumieniem.

– Od czegoś trzeba zacząć. Masz osiemnastkę, no nie?

ZmoraTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon