Mój rywal, moja miłość (namji...

Oleh Moochi_kulka

113K 12.4K 10.1K

/Jin ma przyjaciela i wkurzającego rywala. Walcząc z Namjoonem jednocześnie musi poradzić sobie z kolejnymi p... Lebih Banyak

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46 (koniec)
Chansoo (1)
Namjin (1)
Jikook, Yunyun (1)
Sope (1)
Namjin (2)
Namjin (3)
Epilog

Rozdział 31

2.1K 257 203
Oleh Moochi_kulka

[namjin]

Mam nadzieję, że dotrwacie do końca, bo...a zresztą napiszecie, czy wam się to spodobało 😊 Miłego czytania

...

(Jin)

Od: Namjoon

Stoję pod drzwiami

Do: Namjoon

Stój dalej

Od: Namjoon

Nie bądź dzieckiem

Od: Namjoon

Obiecałeś

Do: Namjoon

Wiem

- Wiem, że obiecałem – mruknąłem otwierając drzwi, za którymi stałem już niemal od kwadransu.

Spojrzałem na mojego przyjaciela, który wyjątkowo nie miał na swojej twarzy pewnego siebie uśmiechu. Nie przyszedł tu, żeby robić mi na złość. Wiedziałem o tym od początku, że jego zachowanie będzie pełne wsparcia, ale to dalej było zbyt mało. Ta kolacja była bardzo złym pomysłem. Wciąż miałem koszmary, w których siedziałem przy jednym stole z nim, a ich oblicza przemieniały się w puste, białe maski szydzące ze mnie. Zalany potem budziłem się z coraz to większym strachem. Spotkanie kobiety, która miała mi tak wiele do wyjaśnienia nie było niczym miłym nawet za prawdę.

Namjoon ułożył mi dłoń na ramieniu i chwilę ją uciskał jakby próbował mi je rozluźnić. Patrzyłem w jego smutne oczy. Były duże, ciemne podobnie jak włosy. Wyższy ode mnie, lepiej umięśniony powinien wzbudzać jakiś strach, ale czułem tylko bezpieczeństwo. Ubrany w ciemny garnitur i białą koszulę w niczym nie przypominał ucznia z wiecznie przekrzywionym krawatem.

Wyglądał przystojnie, a kiedy tylko jego wzrok spotkał się z moim poczułem dziwne ciepło w okolicy brzucha i przyśpieszone bicie serca. Po raz kolejny tak chwilowy kontakt zadziałał jak nie powinien. Speszyłem się, a on odsunął się pozostawiając tylko wspomnienie po delikatnym dotyku.

- Będę tam z tobą – uśmiechnął się przeczesując pasma włosów – więc nie przejmuj się. Poza tym moja mama cię polubiła.

- Szkoda, że moja nie potrafiła – wypaliłem i spanikowałem, bo to nie byłem ja.

Wciąż chowałem swoje troski przed innymi. Jedyną osobą, która choć trochę o wszystkim wiedziała był Przyjaciel, czyli nikt inny jak mężczyzna idący przy mnie. Nienawidziłem robić z siebie ofiary, a takie przyznanie, że oczekiwałem czegoś od kobiety, która mnie porzuciła – było czymś takim. Jednak będąc przy nim nie potrafiłem trzymać języka za zębami. Czułem potrzebę wyjawiania mu każdego sekretu, bo wiedziałem, że będą przy nim bezpieczne.

- Są inni ludzie, którzy cię kochają – powiedział po dłuższej ciszy, gdy wiatr delikatnie poruszył koronami drzew w parku przez, który szliśmy – i robią to szczerze.

- Na przykład?

- Jimin, na swój własny sposób twój ojciec, ci idioci...ja. To jest miłość. Każdy z nas w inny sposób cię kocha, ale to uczucie jest równie mocne i wyjątkowe.

Miał trochę racji. Przynajmniej tak sobie chciałem wmawiać. Na świecie istniało tak wiele rodzajów uczuć i każdy jeden był równie ważny, kiedy był szczery. Posiadałem osoby, dla których byłem ważny i powinienem się z tego powodu cieszyć, ale w głębi siebie wiedziałem, że to nie będzie, aż tak proste by wyrzucić z głowy pragnienie miłości matki do syna. To była jakaś pierwotna potrzeba, którą odczuwało każde dziecko i łaknęło niczym powietrza.

- Więc mnie kochasz – szturchnąłem go ramieniem wiedząc, że chodzi o przyjacielskie uczucie niemal braterskie – od jak dawna?

- Od jak dawna nie wiem, ale kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem. Chciałem się tobą zaopiekować – powiedział pewnym siebie głosem nie zatrzymując się.

- Czyli przed jedną prawdą, czas na tą – westchnąłem wiedząc, że nie ma powodu dalej uciekać – Czemu do mnie napisałeś? Czemu się ukrywałeś?

- Może zacznę od początku – powiedział patrząc w jakiś punkt przed sobą – Kiedy mój brat poinformował nas o swoich zaręczynach i zbliżającym się dziecku wkurzyłem się. Wiedziałem, że zarywał do jakiejś dużo starszej kobiety rujnując przy tym inną rodzinę. Od zawsze go nienawidziłem, a tym razem w moich oczach był jeszcze większym śmieciem podobnie jak kobieta, która zostawiła dziecko i męża. Trochę mi zeszło, żeby znaleźć twój dom. Nie uczyłem się w Seulu i przyjeżdżałem tu wyłącznie na okres wolnego, ale kiedy w końcu cię odnalazłem twój ojciec zaczął upadać, a mój brat latać szczęśliwy, bo zostanie tatusiem.

- Zrobiło ci się mnie żal.

- Tak – przyznał, a ja wiedziałem, że jego szczerość czasem zakuje w moje serce – Na początku tak. Widziałem chłopaka w moim wieku, który po nocach chodził po mieście i czekał, aż się uspokoi by móc wrócić do domu, dalej słuchać tych krzyków. Jednak to byłeś ty w samotności. Raz udało mi się przyjechać w momencie, gdy trwała szkoła. Przyglądałem ci się i nie wierzyłem. Byłeś oblegany przez wszystkich. Już jako dzieciak idol. Nie widziałem tego smutku. Byłeś tak cholernie dobrym aktorem, że gdybym dzień wcześniej nie widział jak płaczesz, to dałbym sobie rękę uciąć, że byłeś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

- Nie chciałem litości, bałem się jej – przyznałem wracając – bo gdyby oni wszyscy odkryli prawdę. Gdyby wiedzieli, że mój ojciec pije, robi awantury. Wszyscy by się ode mnie odwrócili. Wierzyłem, że jeśli nie mogę żyć dla siebie, to chociaż dla innych. Dla ojca, który mnie nienawidził, ale ja dalej go kochałem. Dla kolegów, nauczycieli, którzy widzieli we mnie przykład. Chciałem żyć życiem innych, bo tak mi było łatwiej, tak mniej cierpiałem, chociaż na tę parę godzin, gdzie byłem Seokjinem, królem szkoły, a nie...a nie tym czymś za co się uważałem.

Mówiłem spokojnie. Choć w środku cierpiałem, to mówiłem, opowiadałem najspokojniej w świecie. Czułem się niemal jakbym opowiadał o pogodzie, obcym człowieku. Bo z każdym słowem zdawałem sobie sprawę, że to był stary ja. Samotny, odrzucony, posiadający tylko smsowego przyjaciela, który znikąd niczym bohater komiksów pojawił się i ratował moje kruszące się serce.

Dzisiejszy Seokjin szedł dalej wyprostowany pomimo obaw i strachu. Szukając różnicy nasuwała mi się tylko jedna myśl. Obok mnie był Namjoon, a to dawało mi więcej niż obawy mogły mi podarować. Dlatego prawda między nami już nie powinna być niemym sekretem, a punktem gdzie w końcu będziemy prawdziwymi przyjaciółmi.

- I dlatego napisałem. Bałem się, że w końcu nie wytrzymasz, pękniesz jak bańka mydlana. Obawiałem się, że te ciągłe uśmiechy zabiją cię. Wziąłem z tej kobiety telefonu twój numer i napisałem. A z każdą nową rozmową dowiadywałem się jak silny jesteś. No kurwa byłeś tylko dzieciakiem! A jednak dawałeś sobie radę, nawet jak miałeś załamania to szedłeś przed siebie i pomagałeś innym. Przecież jak ja bym był na twoim miejscu...moja litość zmieniła się w podziw. Podziwiałem cię i postanowiłem cię spotkać osobiście, chciałem się z tobą zaprzyjaźnić, ale jestem jaki jestem.

- Czyli dupek prze wielkie D – zaśmiałem się.

- Dokładnie dupek przez wielkie D. Nie chciałem tego zmieniać, bo nienawidzę sztuczności, ale ty od razu zobaczyłeś we mnie wroga i to mi nawet przypasowało. Nie obchodziło mnie zbytnio co będziesz do mnie czuć. Najważniejsze dla mnie było twoje szczęście i ochrona. A później ty odkryłeś, w którymś momencie moją postać i ukrywałeś to, a ja nie naciskałem.

- Bałem się, że znikniesz. Że mnie zostawisz.

- Nigdy bym tego nie zrobił – zatrzymał się przed pięknym, wielkim domem, który niknął, kiedy przyglądałem się jego przystojnej twarzy wypełnionej determinacją – Przez te lata stałeś mi się bliższy niż własna rodzina. Nie ma nikogo kto by zastąpił tą pustkę, kiedy odejdziesz. Więc ty mnie też nie zostawiaj.

- Zrobiło się strasznie ckliwie – mruknąłem zawstydzony jego wyznaniem.

- W chuj – zaśmiał się – kompletnie nam to nie pasuje.

- Zgadzam się, więc temat zamknięty.

- Ten tak, ale kolejny dopiero przed tobą. Zapraszam.

...

Wiedziałem, że rodzina Namjoona była bogata, ale to co zobaczyłem w środku tej willi było nie do opisania. Musiałem naprawdę bardzo się postarać by nie patrzeć na każdą rzeźbę, obraz, wazę z otwartą buzią. Wszędzie były białe ściany, złote żyrandole, marmurowe posadzki, a jadalnia, w której wszyscy na nas czekali niczym z zachodniego pałacu. Po środku wielki stół na przynajmniej trzydzieści osób, a na nim tego rodzaju talerze, sztućce, że obawiałem się co zostanie podane na tej niby rodzinnej, przyjacielskiej kolacji.

Do mojego przyjaciela od razu podbiegła mała dziewczynka, która była moją siostrą przyrodnią. Ubrana w różową, falbaniastą sukienkę domagała się wzięcia na ręce czego Namjoon nie chciał wykonać, ale w końcu się poddał i podniósł jak on to pieszczotliwie określił „wkurzającą żabę".

Przy mnie znalazła się pani tego domu. Ucałowała jeden policzek i ścisnęła dłoń. Najstarszy mężczyzna w pomieszczeniu budził respekt, ale jak tylko się przedstawił i uśmiechnął zrozumiałem po kim Joon odziedziczył swoje ciepłe oblicze. Jego ojciec bardziej niż rekina biznesowego przypominał uroczego misia, który wolałby się teraz gdzieś lenić bez krojonego na miarę garnituru i zielonego krawatu.

- Miło w końcu poznać cię osobiście – odezwał się najstarszy syn rodziny Kim – Jestem Hyukjae.

- Seokjin – przedstawiłem się po raz pierwszy będąc tak blisko mężczyzny, który zrujnował mi życie.

Ostatnią osobą, z którą powinienem się przywitać była moja matka. Jednak ona stała w kącie, a ja nie miałem zamiaru sam się do niej zbliżać. Każdy wyczuwając, że nie mamy chęci jeszcze ze sobą rozmawiać zajął się swoimi sprawami, a ja zostałem poprowadzony przez Namjoona do jednego z wielu pustych miejsc.

Czułem się bezpieczniej wiedząc, że będzie tak blisko. Gdy usiedliśmy na krzesłach jego palce automatycznie splotły się z moimi. Nie było to krępujące, ale jakoś dziwnie miłe. Nieznane uczucia, które kłębiły się w sercu próbowały zabić obawy i strach przed przyszłą rozmową. Jednak widząc bladą twarz matki uśmiechającą się do córki coraz mniej wierzyłem, że będzie chciała ze mną porozmawiać.

W trakcie kolacji czuć było to napięcie w powietrzu, ale państwo Kim razem z Namjoonem starali się z nim uporać i rozbawiać nas różnymi anegdotami. Strasznie polubiłem jego rodziców. Pani Kim była kobietą, z którą lepiej było nie zaczynać, natomiast jej mąż kompletnym przeciwieństwem. Zapałał do mnie sympatią, kiedy jako jedyny roześmiałem się z jego kawału, za który mało delikatnie oberwał od swojej ukochanej. A gdy ja opowiedziałem swój przebojowy gag, to odwdzięczył mi się tym samym humorem i tylko Namjoon wyglądał jakby chciał się schować pod ziemię nie przyznając, że jestem z nim blisko.

- Smakowało ci? – zwróciła się do mnie mama mojego przyjaciela.

- To było przepyszne – uśmiechnąłem się – Bardzo dziękuję za zaproszenie.

- Musisz wpadać do nas częściej – odezwał się pan Kim wyraźnie już upity po jednym kieliszku wina – To sama przyjemność mieć w końcu kogoś kto rozumie piękno moich żartów! Naprawdę jestem tak szczęśliwy.

- No już, już nie rycz – westchnęła kobieta – Chłopcy pomożecie mi sprzątać. Zwolniłam wcześniej służbę do domów, by nam nie przeszkadzali. A ty kochanie weź małą, bo już usypia za dużo miała wrażeń.

Wszyscy posłusznie zaczęli wykonywać polecenia. Tylko ja oraz moja matka siedzieliśmy skołowani. Chciałem już wstać, żeby pomóc braciom Kim, ale twardy wzrok pani tego domu nie pozwolił mi wykonać nawet jednego ruchu. Jadalnia została opuszczana po kolei przez każdego domownika, aż w końcu została tylko nasza dwójka i ta niezręczna cisza. Moja matka wstała ze swojego miejsca i zajęła dokładnie to naprzeciw mnie. Nie chciałem się na nią patrzeć dlatego zająłem się kontemplacją dziwnej sylwetki na obrazie jednego z mało znanych artystów, a przynajmniej przeze mnie nigdy nie poznanym.

- Jinnie – odezwała się cichym głosem, a wspomnienia, gdy tak do mnie mówiła stanęły przed oczami – Kochanie...spójrz na mnie.

- A będziesz potrafiła powiedzieć wtedy czemu mnie zostawiłaś? Dlaczego nie odzywałaś się przez tyle lat?

- Przepraszam.

- Gdyby przepraszam wystarczało na świecie nie było by więzień – warknąłem nie kontrolując narastającej we mnie złości – Czemu? Czemu to zrobiłaś? Co ja ci takiego zrobiłem, żebyś tak mnie nienawidziła?! Żebyś mnie porzuciła?! I pozwoliła codziennie widzieć jak mój ojciec, mężczyzna, którego kochałaś niszczył sobie i mi życie?! Czemu?!

Nie wiem, w którym momencie stanąłem i zacząłem na nią krzyczeć. Nie kontrolowałem tego, a łzy żalu, bólu były idealnym dowodem, że wszystko to co dusiłem w sobie przez lata miało zamiar dzisiaj wypłynąć niczym lawa z aktywnego wulkanu. Opadłem znowu i schowałem twarz w dłonie płacząc niczym mały chłopiec. Drżąc podobnie jak ona, tylko dla niej nie miałem współczucia, tak jak ona, gdy porzuciła wszystko co kochałem.

- Ja nie kochałam twojego ojca – zaczęła cicho, a ja dalej nie podnosiłem głowy dając jej możliwość powiedzenia w końcu wszystkiego co ukrywała – Byliśmy przyjaciółmi. Między nami było trochę różnicy w wieku, ale nie przeszkadzało nam to w polubieniu się. Jednak on pokochał mnie mocniej. Kiedy popiliśmy na mojej imprezie urodzinowej z okazji uzyskania pełnoletności zrobiliśmy to. Nie wiem czemu...ja zaszłam wtedy w ciąże...z tobą.

- Czyli jestem wpadką...dlatego mnie nie kochałaś? – parsknąłem patrząc w końcu na jej bladą twarz i zauważając dopiero teraz cienie pod oczami.

- Ja starałam się być dobrą matką. Naprawdę myślałem, że wychodząc za mąż, rodząc cię...pokocham was, ale nie czułam nic. Kiedy brałam cię na ręce, była tylko pustka. I to potęgowało moją nienawiść do siebie. W końcu matka powinna kochać własne dziecko, prawda? Powinno być dla niej wszystkim, a ja...ja nic nie czułam. Kompletnie nic nie czułam. Ty rosłeś. Byłeś śliczny, starałeś się, zawsze uśmiechnięty, a ja...ja popadałam w jakieś dziwne nastroje. Twój ojciec nic nie zauważał. Wciąż tylko liczyły się dla niego konta, faktury, cyferki. Czułam się taka samotna, tak bardzo samotna. To trwało latami do czasu, aż w galerii sztuki nie poznałam Hyukjae. Kochał to co ja, patrzył na mnie, słuchał mnie. W końcu czułam się dla kogoś ważna.

- I wtedy zaczęłaś zdradzać ojca.

- Ja chciałam tylko miłości, chciałam poczuć się kobietą.

- Ja cię kochałem! Wciąż chciałem, żeby moja ukochana mama, która piekła dla mnie ciasta przytuliła mnie, powiedziała, że mnie kocha!...Ja też chciałem tylko miłości.

- Przepraszam, przepraszam. Czując w końcu szczęście nie potrafiłam do ciebie podchodzić, bo patrząc na ciebie czułam wyrzuty sumienia.

- Czemu?

- Bo kiedy zaszłam z nim w ciąże byłam szczęśliwa, że stanę się matką, i choć dziecko się jeszcze nie narodziło pokochałam je, tak jak nigdy nie potrafiłam pokochać ciebie. Dlatego wolałam się trzymać od ciebie z daleka, bo nie byłam godna i nigdy nie będę godna miana twojej matki.

Czy bolało mnie, że moja matka powiedziała, że mnie nie kocha? Skłamałbym jeśli powiedziałbym „nie". To bolało, ale tylko przez chwilę, bo przychodząc tu nie miałem zbyt wielkich względem niej oczekiwań. Może trochę potrafiłem ją zrozumieć, ale nie zmieniało to faktu, że gardziłem nią. Tym co zrobiła mnie, ojcu. Może jakby od razu nas zostawiła to wszystko inaczej by się potoczyło. Wolała jednak kłamać i to było najgorszym co można było zrobić drugiemu człowiekowi. Krzywda po wyjawieniu prawdy była dotkliwsza i trudniejsza.

- Czemu postanowiłaś mi w końcu o tym powiedzieć? Przez te lata na pewno wiedziałaś o tym co się dzieje w domu. Czemu teraz?

- Namjoon – wyszeptała jakby to imię wszystko wyjaśniało – nie oczekuję, że mi wybaczysz.

- I dobrze – powiedziałem wstając i próbując wyjść z tego domu z godnością – Chciałbym powiedzieć, że lepiej poczułem się po poznaniu prawdy, ale byłoby to kłamstwo.

- Rozumiem – wyszeptała, co sprawiło, że mój spokój jednak nie był możliwy.

- Przestań! Przestań tak mówić, bo czuje się jakbym to ja był winny temu, że nie potrafiłaś mnie pokochać!!!

Wybiegłem z posiadłości. Usłyszałem gdzieś za sobą jej krzyk, a później była już cisza. Nie wiedziałem, w którą stronę się kierowałem. Po prostu chciałem uciec od tego bólu. Usłyszeć, że się nie było się kochanym. To było zdecydowanie grosze niż usłyszeć, że po prostu mnie nienawidziła. Wszystko byłoby lepsze od tej obojętności. Znajdując się na nieznanej ulicy, wśród nieznanych domów upadłem na kolana boleśnie je tłukąc. Słyszałem za sobą kroki, a później poczułem przyjemne ciepło i zapach znajomej, skórzanej kurtki. Nie potrafiłem na niego spojrzeć z rękami opartymi o brudny chodnik drżałem nie z zimna, ale z powodu tej okropnej pustki.

- Wstań. Jest lato, ale noce są ziemne. Przeziębisz się – podniósł mnie, choć w tym momencie zachowywałem się niczym szmaciana lalka.

- Czy tak trudno mnie pokochać? – spytałem nie oczekując odpowiedzi.

- Nie płacz przez ludzi, którzy nie są tego warci.

- To moja matka.

- To, że cię urodziła nie robi z niej matki – powiedział biorąc mnie za rękę i prowadząc jak małe, zagubione dziecko.

- Czemu musiało to spotkać mnie?

- Nie wiem Jinnie. Może dlatego, że jesteś zbyt silny, może dlatego, że...że jakiś chuj tam u góry się nudzi.

- Ja nie jestem silny – wyszeptałem – jestem słaby. Naprawdę jestem słaby. Jeszcze dzisiaj myślałem, że jest inaczej...ale nie jest. Jestem nikim.

- Przestań! – warknął prowadząc mnie szybciej w stronę mojego domu - Nigdy, nie mów przy mnie, że jesteś nikim. Bo możesz w to wierzyć lub nie, ale dla mnie jesteś wszystkim. Jesteś moim największym szczęściem i nawet, jeśli czasami mnie wkurzasz, zachowujesz się jak pieprzona księżniczka, to nawet jakbym musiał ci przynieść gwiazdkę z nieba to do końca swojego życia robiłbym wszystko byś ją otrzymał. Więc nie mów, nigdy nie mów, że jesteś nikim...proszę.

Nie odpowiedziałem. Nie miałem na to siły. Po prostu dałem mu się prowadzić, a kiedy stanęliśmy już pod drzwiami mojego domu on dalej nie puszczał mojej dłoni. Patrzyłem jak podnosi ją do swoich ust i całuje. Delikatnie, czule, nie jak przyjaciel, ale jak ktoś kto właśnie ucałował najważniejszy w swoim życiu skarb. Puścił ją i wyraźnie zażenowany szybko odwrócił się i odszedł bez słowa. Ja pomimo łez dalej będących na policzkach uśmiechnąłem się delikatnie i pocałowałem dokładnie to samo miejsce, gdzie jego usta spotkały się z moją skórą. Gdy zdałem sobie sprawę co zrobiłem szybko uciekłem w moje bezpieczne cztery kąty, a głośne bicie serca wypełniło pomieszczenie.

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

605 84 18
Uwaga ! ⚠️ 1. W niektórych rozdziałach będą 18+ wydarzenia 2. Są wulgaryzmy 3. To jest powiązane z LGBTQ Levi został porwany przez Mareńczyków i oni...
207K 6.4K 32
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...
22.5K 4.2K 22
"Jestem Jin, mam dziesięć latek i bardzo duże serduszko, które jest przepełnione miłością do mojego przyjaciela..." Jin jest osieroconym dzieckiem, k...
88.1K 3K 48
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...