Kochanie, to nie tak!

By szehun

33.7K 1.1K 323

''Przewodnik po zmaganiach miłości z homofobią. Polecam ~ Kai'' Kontynuacja książki ,,Kochanie, poznaj mojego... More

Alert
Prolog
Rozdział 1 : Wyścigi ślimaków
Rozdział 2 : Głupi, głupi ja
Rozdział 3 : Dźwigaj, skarbie
Rozdział 4 : Gaz pieprzowy
Rozdział 5 : Pasta do zębów
Rozdział 7 : Misja
Rozdział 8 : Syrenka
Rozdział 9 : Słodki smak Chanyeola

Rozdział 6 : Hit me baby one more time

679 109 22
By szehun

CHANYEOL

Nowy York.

Gładziłem palcami po miękkim materiale ostatniej bluzy, jak i już ostatniego ubrania, jakie pakowałem do walizki. Klęcząc tak przed bagażem prasowałem własnymi dłońmi rzeczy znajdujące się na powierzchni sterty odzieży, wyrównując wszelkie fałdki, w pamięci wyliczając każdą rzecz, którą już spakowałem. Po powtórzeniu pod nosem już piąty raz listy swoich rzeczy, w końcu wstałem z podłogi, czując, jak szczypią mnie mięśnie łydek od długiego modlenia się nad bagażem. Chyba niczego nie zapomniałem...

- Nie do wiary, że mnie zostawiasz.

Obróciłem głowę w stronę siedzącego na łóżku chłopaka. Uśmiechnąłem się do bruneta, a następnie zasunąłem zamek torby podróżnej o sporych rozmiarach.

- Kto wie, może jeszcze tu wrócę. Polubiłem Nowy York. Poza tym, zawsze możesz mnie odwiedzić - zauważyłem.
- Wiem, ale to nie to samo. Będzie pusto na uczelni bez Yody i stracimy najlepszego koszykarza w dziejach.
- Jongdae, dasz radę.
- Nikt nie robi takich dobrych kanapek na śniadanie jak ty - ciągnął dalej, zupełnie, jakby miał nadzieję zatrzymać mnie tu jeszcze na jakiś czas.
- Poradzisz sobie. 

Kim rząchnął się, po czym skrzyżował ręce na piersi udając wielce obrażonego. Naturę miał akurat niezbyt kłótliwą, dlatego też za chwilę grymas z jego twarzy zniknął, a na jego miejscu pojawiła się mina pogodzenia z rzeczywistością.

- A pożegnałeś się już z wszystkimi?
- Tak. Z każdym.
- Okej... Kiedy masz samolot?
- Za trzy godziny.
- Niech stracę. - Student wstał ze swojego posłania i przeciągnął się, ziewając niczym zaspany psiak. - Paliwo będzie mnie kosztować fortunę, ale podwiozę cię na lotnisko.
- Chen, nie... - Serce aż mnie zabolało na myśl o kwocie, jaką zabuli na stacji paliw. - To samobójstwo na portfelu.
- To mój prezent pożegnalny. Na jakiś czas oczywiście. Bo się jeszcze zobaczymy - rzekł.

Mężczyzna podszedł do mnie, a chwilę później sam sięgnął po moją walizkę, ledwo podnosząc ją z ziemi, przy czym wydobył z siebie bliżej nieokreślony, zduszony dźwięk.

- O matko, co ty tam masz?
- Praktycznie wszystkie swoje rzeczy.
- Masz na myśli czterdzieści kilo ciężarków pod kilkoma bluzkami? - zaśmiał się dwudziestodwulatek. - Po drodze wstąpimy do McDonald's.
- Mogę mówić do ciebie 'bracie'?
- Ale ty stawiasz.
- O ty chuju - parsknąłem.

Wychodząc z pokoju w akademiku zatrzymałem się jeszcze na chwilę w progu i popatrzyłem na pomieszczenie zaaranżowane dla dwóch osób. Będę tęsknić za tym miejscem... Ale ojczyzna i rodzina wzywa, dlatego najwyższą pora odwiedzić stare strony.

Zszedłem po schodach za siłującym się z moim dobytkiem Jongdae, po czym oboje opuściliśmy mury budynku, by niebawem znaleźć się na wygodnym siedzeniu starego Mercedesa kumpla. Chociaż transformer nie powalał swoim wyglądem, to uwielbiałem jego klimat lat osiemdziesiątych, porwane, aczkolwiek wygodne, skórzane siedzenia oraz kolekcję zapachów w kształcie choinek zawieszonych na lusterku. Zauważyłem kolejnego pachnisia w zbiorze, tym razem o woni lasu sosnowego.

Gdy kumel w końcu usiadł za kierownicą i odpalił samochód, mogłem zacząć zabawę w DJ, przegrzebując kolekcję płyt w schowku. Michael Jackson był tamtego dnia wyjątkowo kuszący...

I towarzyszył nam aż do samego końca, zahaczywszy oczywiście po drodze o McDonald's, kiedy to dojechaliśmy na lotnisko, na którym pożegnałem się z przyjacielem ciepłym uściskiem oraz obietnicą zobaczenia ponownie w niedalekiej przyszłości. W samolocie kontynuowałem słuchanie króla popu na telefonie, patrząc przez małe okienko, jak zostawiam za sobą kilka miesięcy pobytu w USA. Będę tęsknić...

Lot do Korei w dużej mierze przespałem z powodu denerwujących mnie wokół ludzi, a w szczególności przez okropnie wciągniętego w grę na Nintendo Switch chłopca. Głupie miny i podskakiwanie na fotelu bym jakoś zdzierżył, ale głośne okrzyki w nieznanym mi języku wolałem ominąć.

Przez cały podniebny rejs nie byłem w stanie stwierdzić jak zareaguję na widok rodzinnego kraju. Czy będę się cieszył? Czy może jednak uznam, że wolałem Stany Zjednoczone i chcę tam jak najszybciej wracać... Na szczęście opuszczając pokład samolotu poczułem w pewnym sensie ulgę wdychając w płuca powietrze o znajomym zapachu.

Dom.

Kiedy już odebrałem ciężki bagaż i oddaliłem się od lotniska musiałem stanąć twarzą w twarz z zatłoczonym Seulu, które nawet w nocy nie odpoczywało. Pod dachem najbliższego przystanku autobusowego chwyciłem za telefon.

- Halo? - usłyszałem znajomy mi głos.
- Guess who's back - zaśmiałem się głośno.
- Gotowy na wielkie wejście?
- Od urodzenia. Tylko boję się, że trochę zajmie mi podróż i będę mocno spóźniony.
- Nie martw się, chłopaki dopiero co zaczęli konkurs karaoke, więc jeśli dobrze pójdzie, to skończą trzecią edycję The Voice of Korea o trzeciej nad ranem. Poza tym, Suho też jest w drodze.
- W takim razie bądź gotowy. Do zobaczenia.

Zakończyłem połączenie i wskoczyłem do autobusu, który właśnie podjechał na przystanek. Czekała mnie jeszcze przesiadka z przejściem na drugą stronę ulicy.

Nie wiem jak inni, ale osobiście nienawidziłem sytuacji, gdy siedząc w pojeździe transportu publicznego widziałem przez szybę podjeżdżającą na inny przystanek maszynę, w którą za pięć sekund powinienem się przesiąść...

Niemalże wyleciałem z autobusu, po drodze trącając walizą starszą panią i  zacząłem biec w stronę przejścia dla pieszych, obserwując w oddali mój cel na kółkach. Nie zauważyłem niestety nadjeżdżającego samochodu, usłyszałem jedynie pisk opon.

Moje nogi od razu się zatrzymały, a serce prawie podeszło do gardła, podczas gdy oczy były oślepiane przez ostre światło reflektorów. Mózg kazał mi czekać w miejscu, aż kierowca czerwonego Mustanga wyjdzie i mi przyjebie za brak rozwagi, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Może osoba za kierownicą dostała zawału? Warto sprawdzić.

Obszedłem auto i ostrożnie otworzyłem drzwi od strony pasażera, a na widok znajomej mi osoby, znajdującej się w stadium przedzawałowym, poczułem niesamowitą radość. A jeszcze nie tak dawno temu rozmawiałem o nim przez telefon z Sehunem...

Miałem nadzieję, że widząc mnie, Kim Joonmyun się ucieszy, ale ten zamiast rzucić mi się na szyję zaczął rzucać prośby o nie odbieranie mu życia. 

 - Przepraszam! Dam ci pieniądze! Ile chcesz! Tylko mnie oszczędź! - zaczął panikować, zamykając szczelnie powieki oraz składając dłonie w błagalnym geście.

Z początku byłem w totalnym szoku, jednakże szybko uznałem, że ta sytuacja jest po prostu śmieszna. Pędząc do odjeżdżającego już autobusu zostałem prawie potrącony przez, jak się okazało, dobrego znajomego, który kierował się na tą samą imprezę, co ja. 

- Ile chcę, powiadasz? - zapytałem, pocierając palcami brodę w geście zainteresowania propozycją. Suho w końcu otworzył oczy, za to ja uśmiechnąłem się do niego szeroko. 

- Chanyeol! - rozpromienił się szef Vivienne.
- Oto ja.
- Ale... co ty tu robisz? W Korei? Miałeś zostać w Stanach do czasu bliżej nieokreślonego - zauważył.
- Tak, a ten czas zakończył się właśnie dziś. Jedziesz do Sehuna, racja? - Kim przytaknął. - Więc jedźmy, bo zaczyna się za nami ustawiać coraz więcej samochodów - oznajmiłem, patrząc w lusterko, lecz gdy starszy ruszył, uderzyliśmy w coś znajdującego się przed autem.

- Cholera, moja walizka!

BAEKHYUN

- Oops! I did it again, I played with your heart, got lost in the game, oh baby, baby... 

Brzuszek pełny pizzy i piwa, wokół sami przyjaciele, Kai śpiewający do telewizora wyświetlającego tekst piosenki Britney Spears, a do tego wygodne piżamy na moim kluskowatym ciele. Czy tamten wieczór mógł być lepszy? 

- You see my problem is this, I'm dreaming away. Wishing that heroes they truly exist... 

Można było zaobserwować próby powtarzania przez Jongina układu choreograficznego do utworu. Nawet Kyungsoo kibicował tancerzowi, klaszcząc do rytmu piosenki wraz z resztą ludzi zgromadzonych w salonie. Karaoke odbywało się na zasadzie konkursu ze skalą od jednego do dziesięciu. Na chwilę obecną Do był na prowadzeniu, aczkolwiek Kai miał duże szanse na dogonienie go poprzez dodanie do śpiewu kilku kocich ruchów. 

- Can't you see, I'm a fool in so many ways, but to lose all my senses, that is just so typically me...

Nagle po mieszkaniu rozniosło się pukanie do drzwi. Sehun szybko wstał z kanapy, przepychając się między naszymi nogami, by otworzyć szefowi, który miał przybyć na spotkanie z opóźnieniem.

Wziąłem do ręki zimną butelkę piwa i właśnie miałem brać łyka tej boskiej ambrozji, gdy wszyscy ludzie zgromadzeni w pokoju zerwali się, wykrzykując jakieś chaotyczne słowa. 

Pomyślałem, że Suho przyjechał z kolejną pizzą lub dostawą alkoholu, bo jaki mógł być inny powód takiej reakcji na czyjś przyjazd. Spojrzałem więc w stronę wejścia do salonu.

Nie, to nie była pizza.

- Cześć wszystkim - zabrzmiał znajomy, głęboki głos. 

Moje palce automatycznie zacisnęły się mocniej na szklanym naczyniu, które wtedy dzierżyłem, a usta rozchyliły się w niedowierzaniu, podczas gdy cała wrzawa w magiczny sposób ucichał.

Zmysł słuchu ustąpił miejsca wzrokowi, skupiając całą swoją uwagę na postaci wysokiego, ubranego na czarno chłopaka z włosami jak i oczami o tym samym, kruczym kolorze. Baekhyun, znów za dużo się napiłeś, bo chyba masz omamy. 

Aż chciałoby się zaśpiewać 'Hit me baby one more time'...


Continue Reading

You'll Also Like

53.4K 1.9K 37
Historia dwójki osobliwych osób. Michała Matczaka, który skupia się na muzyce i często przekracza granice oraz Natalii Budzyńskiej, do niedawna stude...
57.6K 1.3K 42
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
13.2K 809 37
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
125K 3.9K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz