Flawless PL (Larry)

De EndlessNight28

19.5K 1.9K 985

Po osłabiającej operacji były pianista koncertowy, Harry Styles nie może pogodzić się ze swoją nową rzeczywis... Mais

Część 1
Część 2.1
Część 2.2
Część 2.3
Część 3.1
Część 3.2
Część 4.1
Część 4.2
Część 4.3
Część 5.1
Część 5.2

Część 3.3

1.3K 161 31
De EndlessNight28

Ilość słów: 1300

Harry obudził się następnego dnia, przykryty cienkim kocem i sam. Usiadł z oszołomieniem, czując w sobie dziwną tęsknotę. Był rozczarowany, że Louis nie został. Powoli podreptał do kuchni, mając nadzieję znaleźć tam szatyna i upewnić się, że ta noc nie była tylko snem. Zamiast tego natknął się na Liama i Zayna. Zayn robił naleśniki, a Liam przysiadł na stołku.

- Witaj, Harry – wymamrotał Zayn, nie podnosząc wzroku znad patelni. - Liam został na noc.

- Wiem – brunet uśmiechnął się do przyjaciela z kawiarni.

- Skąd? - zapytał niewinnie Liam, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.

- Louis przeniósł się do mojego pokoju, bo nie mogliście się opanować.

Zayn upuścił swoją łopatkę w miskę surowego ciasta.

- Oh – Liam nie brnął w temat i tylko zapatrzył się na swoje kolana.

- Um, nie widzieliście dzisiaj rano Louisa? - zapytał Harry, nie czując się zbyt pewnie z powodu starannie ułożonej sterty pościeli na kanapie.

- Zadzwoniono po niego z pracy. Wygląda na to, że nie będzie miał łatwo – wyjaśnił Zayn, próbując przewrócić posklejanego naleśnika.

- To nawet dobrze. Louis nie wiedział, co ze sobą zrobić z nudów. Jestem zaskoczony jak w ogóle był w stanie wykonywać wszystkie swoje wcześniejsze prace – wtrącił Liam.

Brunet zajął się wybieraniem najlepszego banana.

- Tak? Dlaczego?

- Bo wcale do niego nie pasowały – tym razem wyjaśnił Zayn. - Nienawidzi przyziemnych czynności. Nawet w szkole miał w nosie plan, daty, wszystko. Gardził wszystkim, co miało przy sobie liczbę. Ale później, ten mały gówniarz, pokazywał się na zajęciach z najpiękniejszym obrazem, jaki kiedykolwiek ktokolwiek z nas widział, więc i tak zawsze dostawał najwyższe oceny. Czasami naprawdę go nienawidziliśmy – powiedział z uśmiechem, wylewając na patelnię kolejną porcję ciasta.

- Był malarzem? - zapytał Harry, teraz z szybko bijącym sercem, bo na skraju całkowitego zrozumienia sytuacji.

- Pytasz poważnie, Harry? - Liam pacnął go w ramię. - Nie wiedziałeś? Połowa dzieł w kawiarni jest autorstwa Louisa. Głównie te, których nie uznał za wystarczająco dobre do sprzedania, bo cholera, na sto procent nie stać mnie na choć centymetr kwadratowy jego najpopularniejszych obrazów-

- A dziewczynki na polu maków? - przerwał brunet, łamiącym się głosem.

- Tak, ten jest jego.

Harry zamrugał powoli i oparł się o lodówkę. Boże. Kurwa.

Zayn spojrzał na niego.

- Co w ciebie wstąpiło, co? Jeśli byłeś ciekawy, sam mogłeś spytać o to Louisa, nie wstydzi się tego.

- Może ja się wstydzę – odparł gniewnie brunet. Nutka rozdrażnienia wdarła się do jego zwyczajnej postawy wobec Zayna, zapewne z powodu usłyszanych właśnie rewelacji na temat Louisa. - Co mu się stało?

Zayn odwrócił się od kuchenki.

- Dystonia ogniskowa.

Harry zastygł na moment. Znał puzonistę z tą chorobą i pamiętał jego opowieści o tym, jak czasem nie mógł nawet dmuchnąć w ustnik. Przypadłość tą powodowały mimowolne sygnały nerwów i nikt nie wiedział, jak zatrzymać te tragiczne symptomy.

- Jak... jak to w ogóle...

- Malował mnóstwo obrazów, Harry. Pracował nawet do dwunastu godzin dziennie, z pędzlem w ręku. Wszyscy neurolodzy powtarzali tylko, że ma wielkiego pecha.

Choroba leżała wyłącznie w mózgu i nie było na nią lekarstwa, ale Harry pamiętał z przeczytanego kiedyś artykułu, że czasami ustępowała bez wyraźnego powodu.

- Więc Louis pracował u ciebie w kawiarni, czekając na to, żeby się dowiedzieć... czy będzie mógł wrócić do malowania.

- Tak – Liam polał swojego naleśnika syropem i mrugnął do Zayna z podziękowaniem, na co ten uśmiechnął się uroczo i zaczął smażyć kolejnego dla siebie.

- Czy był, um, bardzo załamany tym, co się stało?

- Nie chcę rozmawiać o tym nad miłym śniadankiem, a poza tym, nie za bardzo mogę odpowiadać za niego. Ale tak, był bardzo załamany. Był zakochany w malowaniu, bardziej niż ktokolwiek, kogo poznałem.

Zayn zamknął dyskusję, więc Harry zabrał swojego banana do pokoju. Zjadł w ciszy, pozwalając by promienie późnego poranka ogrzały jego skórę. Nagle poczuł się niesamowicie szczęśliwy, że jeszcze mógł w ogóle dotknąć klawiszy fortepianu. Przez godzinę siedział zatopiony w myślach, po raz pierwszy czując wdzięczność, że nie było z nim jeszcze gorzej.

Z odnowioną wiarą usiadł przy fortepianie po raz drugi w tym tygodniu i odsunął pokrywę. Poczuł skurcz w plecach, ale zignorował to. Wybrał jeden z ulubionych utworów – Skowronek Glinki i zagrał nuta po nucie, z sercem bijącym zgodnie z rytmem melodii wznoszącej się płynnie coraz wyżej, jakby po drabinie.

W tej chwili nic, nawet ból, nie mogło powstrzymać go przed kontynuowaniem zaczętego dzieła. Kurwa, brakowało mu tego. Kilka razy jego palce zadrżały, kiedy ramiona ścierpły, a ich zaciskające się mięśnie zastygły, ale mimo to parł naprzód, próbując oddechem pokonać ból i wyprostować jak najmocniej kręgosłup, by nie czuć się przygniatanym, jak ptaszek w klatce.

Zagrał przedostatnią partię zakończenia, zamykając oczy i chciwie zasłuchując się we fruwającej w powietrzu harmonii. Przyjemność jej tonów zależała od jeszcze nie wygranego finalnego zakończenia. Odsuwał tę satysfakcję trochę bardziej niż powinien, bo kiedy w końcu skończy utwór, będzie musiał ją zapamiętać. Na krótki moment poczuł się, jak przeniesiony do innego świata. Przez moment poczuł swój magiczny fenomen.

- To było piękne.

Brunet drgnął i otworzył oczy. Louis stał, opierając się o framugę drzwi, ze skrzyżowanymi ramionami i czymś w rodzaju smutku na twarzy.

- Jesteś kłamcą, Harry Styles.

Brunet zamrugał, zszokowany.

- Ja... co? - poczuł ciepło uderzające na twarz.

- Powiedziałeś mi, że nigdy nie byłeś zakochany – szatyn podszedł i chwycił jego dłoń, nie po to by pogładzić, czy potrzymać, ale po to, by obejrzeć. Przesunął palcami po tych Harry'ego, musnął delikatnie prześwitujące żyły i zacisnął palce na miękkim wnętrzu dłoni. - Grasz mimo że to cię boli. Nie możesz się powstrzymać. Płakałeś.

Harry instynktownie sięgnął drugą dłonią do twarzy i poczuł wilgotność.

- Potrzebujesz grać, musisz. I to jest miłość. To ludzie robią, kochają, nawet jeśli to ich niszczy, nawet jeśli ból jest zbyt duży. Więc wiesz jak to jest. Tak jak teraz.

Brunet nie odpowiedział. Nie mógł. Tylko połowa jego to zrozumiała.

- Nie powinieneś się poddawać. Wciąż jest dla ciebie nadzieja. Boże, gdybym ja jeszcze ją miał... gdyby była choć najmniejsza szansa, że mógłbym dostać to, co straciłem – Louis pochylił się i pocałował knykcie Harry'ego. - Nie pozwól, by zniechęcenie wygrało, Harry.

Brunet nie mógł spojrzeć Louisowi w oczy. Część niego chciała schować się w powrotem do kokonu, bezpiecznego miejsca bólu i zranienia, gdzie mógł żałować sam siebie – gdzie nie musiał próbować i ryzykować, że się nie powiedzie.

Dłonie szatyna nie trzęsły się, trzymając tę Harry'ego, a dotyk ich skóry był stały i cudownie ciepły.

Z powodu jakiegoś nieoczekiwanego głodu, brunet wstał z ławeczki i zawahał się tylko przez chwilę, nim pocałował Louisa w świetle dnia.

- Myślałem, że to mi się przyśniło – wymamrotał, gdy dłonie mężczyzny odnalazły tępy ból w dole jego pleców i poczęły kojąco naciskać.

- Ja też.

Louis powoli poprowadził bruneta tyłem, aż w końcu wylądowali na łóżku. Położył go płasko na plecach, a sam wspiął się na jego biodra, nie rozłączając ich ust. Gdy powoli opuścił swoje ciało niżej, pocałunek zrobił się bardziej leniwy. Wreszcie ich krocza się spotkały, na co Harry wydał małe zdesperowane sapnięcie. Ciężar ciała szatyna na nim był zbyt kuszący.

Harry był przygotowany na głębokie pocałunki i uścisk ciał już do końca dnia, ale Zayn zawołał coś z kuchni i zniszczył ich moment, pytając głośno, gdzie brunet schował oregano.

- Ukradłem je – przyznał Louis, szepcząc prosto w zrujnowane usta Harry'ego. - Przełożyłem je wczoraj z szafki na parapet. Zayn za bardzo zwraca uwagę na szczegóły.

- Oh...

- Muszę iść mu pokazać.

- Dobrze – brunet oblizał ślinę z kącików ust i bezradnie patrzył, jak Louis zsuwa się z łóżka i powoli idzie do drzwi, poprawiając po drodze swoją zmierzwioną grzywkę.

- Lou? - zawołał, musząc się upewnić, że to nie ostatni raz, kiedy smakował ust szatyna. - Zawsze możesz skorzystać z mojego łóżka.

Z niemal niedostrzegalnym błyskiem w oku Louis przytaknął. Jego dłonie znów drżały.

- Dzięki, Harry. Doceniam to.

Continue lendo

Você também vai gostar

293K 13.4K 27
Na obrzeżach Atlanty życie wbrew pozorom płynie spokojnie, więc i to należące do Harry'ego Stylesa jest raczej monotonne. Do czasu. A dokładniej do...
20.7K 1.4K 38
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
8.2K 1K 51
[[ Inside these pages you just hold me - część 2 ]] Louis nie spodziewał się, że wyprowadzka na wieś tak zmieni jego życie, tymczasem mieszkał w dwo...
90.8K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...