Syndrom zwątpienia | Drarry ✓

By swiezychlebek

111K 8.8K 7.5K

Czymże byłoby ich życie bez bójek, mających zatuszować skrupulatnie maskowaną prawdę? Myśleli, że utraconego... More

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi

Epilog

4.7K 280 183
By swiezychlebek

Pansy podobnie jak Draco była zła na Astorię. Przyparta do muru dziewczyna przyznała, że to ona stała za kłótnią między przyjaciółkami; bezczelnie odgrywała rolę Hermiony, świetnie się przy tym bawiąc. Parkinson w akcie zemsty chciała zaprowadzić ją do dyrektora, choćby kosztem pozostałych Ślizgonów; najpewniej straciliby punkty, ale Greengrass nie wywiązałaby się ze szlabanów w przyszłym roku. Porzuciła jednak ten zamiar na rzecz kilku małych, naprawdę maciupkich korzyści, jednocześnie przypominając sobie, jak kilka dni temu sama śmiała się w najlepsze, gdy Astoria pod postacią Milicenty zawzięcie flirtowała z niczego nieświadomym Crabbem.

Mianowicie, wpadła na genialny pomysł, jak wykorzystać metamorfologię koleżanki po raz ostatni.

Od wczoraj punkty nie były już przyznawane, zatem pozostawało domyślać się, kto był tegorocznym zwycięzcą. Nie trudno domyślić się, że Parkinson w zmowie ze zmiennokształtnym dowcipnisiem utworzyły tajne zakłady, obejmujące cały zamek. Wcześniej jednak dziewczyna pod postacią kota wślizgnęła się niezauważona do gabinetu dyrektora, sprytnie odczytując wyniki. Obie z niewinnymi uśmieszkami przyjmowały sumy większe bądź mniejsze stawiane głównie na Gryffindor i Slytherin, a przez nielicznych na Hufflepuff i Ravenclaw. Tylko one wiedziały, że to Krukoni pobili wszystkich na głowę, pozostawiając trzech rywali daleko w tyle.

Przez stale rosnące napięcie i podekscytowanie, spowodowane zakładami i meczem quidditcha nie sposób było usiedzieć w miejscu, dlatego gdzieś na tyłach sali Seamus krzyknął:

— Postawiłem na nas dziesięć galeonów!

W tym samym momencie Hermiona z dumą obwieściła Ronowi i Harry'emu:

— Byłam u McGonagall. Wpisałam nas na listę.

Harry skomentował swoją obecność na liście słowami "to dobrze". Było mu na rękę, że przyjaciółka sama wpisała jego nazwisko, oszczędzając mu tym samym przepychania się przez innych chętnych. Takim sposobem miał dodatkowych kilka minut, żeby kontynuować zażartą bitwę na spojrzenia z Malfoyem, oddalonym aż o trzy stoły. Na razie prowadził, gdyż Draco odwrócił wzrok z powodu Blaise'a. Chłopak mówił coś do blondyna, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, (wręcz został ostentacyjnie zignorowany) szturchnął go w ramię, zwracając na siebie należytą uwagę.

— Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Sam bym się wpisał — jęknął Weasley, wywracając oczyma.

— Od tego czasu minęło dziewięć godzin i pewnie zdążyłeś się rozmyślić. Nie wykiwasz mnie, mój drogi Ronaldzie.

Starcie wciąż trwało.

Harry był przekonany, że wygrałby, gdyby się nie uśmiechnął na widok groźnej miny z przeciwka uzupełnionej figlarnie podniesionymi ku górze brwiami i pytaniem Gryfonki, dotąd zajętej przekomarzaniem się z Ronem.

— Z czego się śmiejesz, co? — zapytała buńczucznie.

— Absolutnie z niczego. — Uniósł ręce w obronnym geście.

Jakiś czas po pamiętnej bitwie w Hogwarcie, minister magii wychwalał niemal pod niebiosa zdolności uczniów i ich pomysłowość na wykorzystanie magicznych roślin w celach obrony. W związku z tym zarządził, iż ambitniejsi uczniowie, chcący w przyszłości zajmować ważne stanowiska, muszą napisać Owutemy z zakresu zielarstwa na poziomie przynajmniej zadowalającym. Wielu uznało to za głupotę, w przeciwieństwie do Neville'a i po części Hermiony, która zachęcała przyjaciół do wpisania się na listę dodatkowych zajęć pani Sprout. W końcu nie wiadomo, jak potoczą się dane ścieżki kariery i być może, czysto hipotetycznie, znajomość właściwości najróżniejszych roślinek okaże się przydatna.

* * *

Wszyscy grający zawodnicy i najbardziej zainteresowani zaciętą rywalizacją widzowie mieli w zwyczaju przychodzić na boisko minimum pół godziny wcześniej; ci pierwsi chcieli jeszcze raz pomówić o taktykach, często się przy tym przechwalając (dla pewności zawsze używano zaklęcia wyciszającego, aby drużyna przeciwna niczego nie usłyszała), natomiast drudzy chcieli po prostu zająć miejsca z najlepszą widocznością.

Jednymi z pierwszych kilku osób w drodze na murawę byli właśnie Hermiona i Ron.

Granger ze swego rodzaju rozczuleniem zerkała na idących kilka metrów przed nimi dwójkę chłopców. Od zawsze czuła, że prędzej czy później się pogodzą. To było nieuniknione; zaprzyjaźnili się już pierwszego dnia w pociągu, złapali świetny kontakt, a później wytworzyli między sobą więź, która — co prawda — z czasem uległa zniszczeniu, ale nigdy nie zniknęła.

Teraz rozkwitała na nowo.

Ron chyba nie chciał w pewien sposób wtrącać się w ich chwilę, gdyż zdawał się nie zauważać, że dłonie Harry'ego i Draco, niby zupełnym przypadkiem, były naprawdę blisko siebie, zresztą jak oni sami. Nawet on i Lavender w zeszłym roku nie spacerowali nigdzie tak blisko swoich ciał, a trzeba było przyznać, że Gryfonka to ogromna wielbicielka przytulania.

Nieoczekiwanie szukający Gryffindoru zatrzymał się, czekając na przyjaciół, co poskutkowało cierpiętniczym westchnieniem u blondyna. Bycie z Potterem wymagało poświęceń.

Bycie z Malfoyem zresztą też.

— Mam dziwne przeczucie, że tłuczek nie da mi dziś spokoju. — Harry zagadnął ich beztrosko. Nie chciał, żeby poczuli się odepchnięci na boczny tor.

— Nie ma co się martwić. Pomfrey widziała cię w gorszym stanie — odparł nieco rozbawiony Weasley.

— Słyszałam, że Malfoy chce zostać uzdrowicielem — powiedziała Granger ni to do siebie, ni do Harry'ego albo samego Dracona. — To dość... szlachetne.

Ucząc się jeszcze w mugolskiej szkole, przez głowę jej nie przeszło, że można nie cierpieć kogoś tak bardzo, jak Malfoya. Nie mogła zdzierżyć jego widoku, choć zawsze starała się unosić wzrok ku górze albo na boki, gdy pojawiał się na horyzoncie. Kiedy sytuacja się zmieniła, postanowiła go z czystej uprzejmości tolerować, głównie ze względu na Harry'ego. Nie chciała dokładać mu zmartwień, a fakt, że on czuł się w obecności Ślizgona dobrze i całkowicie swobodnie, sprawiał, że i jej było lżej na sercu; szczęście przyjaciół było jej szczęściem.

— Nie zapominajmy, że ludzie płaszczyliby się przede mną, bym uleczył ich lub kogoś innego w pierwszej kolejności.

To był pierwszy pozytywny aspekt tejże pracy. Drugi to spory szacunek i przyzwoite zarobki. No, i trzeci plus, czyli spełnienie swoich ambicji zawodowych. W razie niepowodzenia, choć miał nadzieję, że nie nastąpi, otworzyłby aptekę na ulicy Pokątnej tak jak niegdyś jego przodkowie.

Dwójka Gryfonów spojrzała po sobie nieodgadnionym wzrokiem.

— Oj, to jego specyficzne poczucie humoru. — Harry zaśmiał się nerwowo, w tym samym czasie drapiąc tył głowy.

— Nie żartowa-

Zanim dokończył myśl, Potter zdołał uciszyć go szturchnięciem w żebra.

Gwizdek pani Hooch i pełne euforii okrzyki dopingujących Hogwartczyków mieszały się z szumem, przecinających powietrze mioteł i wirujących piłek do quidditcha. Po kilkunastu napiętych minutach wynik wciąż pozostawał wyrównany i nie zapowiadało się, by w najbliższym czasie uległ zmianie, bowiem Gryfoni tak samo jak Ślizgoni każde działanie wykonywali zgodnie z dokładnie przygotowanym planem, wykluczającym pomyłki czy braki celności. Zatem dalsze losy meczu spoczywały w rękach szukających.

Słońce wyszło zza puszystych chmur, niekorzystnie rażąc wszystkich w oczy.

— Draco, znicz po lewej! — wrzasnęła donośnie Luna z ogromną czapką w kształcie węża na głowie.

Początkowo miała pozostać neutralna i nie kibicować nikomu, ale gdy dowiedziała się jakie pokrewieństwo łączy ją ze Ślizgonem, zapragnęła bez żadnych ceregieli okazać wsparcie właśnie jego drużynie, chociaż nie obyło się bez przepraszania Ginny. Och, niektóre wybory były wyjątkowo ciężkie.

Harry, będący w niewielkiej odległości, usłyszał wskazówkę, sekundowo zwracając uwagę we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, złoty znicz kołysał się nieopodal żółtych flag. Bez dłuższego zastanowienia ruszył w pogoni za zwycięstwem. Małe skrzydełka dziwnym trafem zawsze były szybsze niż nawet najnowszy model miotły, wskutek czego obaj szukający równolegle pędzili pod drewnianymi belkami, podtrzymującymi trybuny, poza zasięgiem wzroku osoby postronnej.

Mimo skupienia na trzepoczącej kuli, wyraźnie widział w postawie swojego rywala zdeterminowanie i zawziętością godną podziwu. Wyciągnął rękę najdalej, jak się dało, mimowolnie czując, jak paznokcie chłopaka drapią wierzch jego dłoni w beznadziejnej próbie złapania piłki.

To będzie pierwszy i ostatni raz, pomyślał brunet, pochylając nieznacznie głowę, by ukryć błąkający się po twarzy uśmieszek.

Harry niezaprzeczalnie pokochał quidditcha od dnia, w którym zagrał po raz pierwszy.

Tak przynajmniej myślał.

Puchar, jaki niejednemu śnił się po nocach, nie znaczył już tak wiele. Owszem, sprawiłby nieopisaną radość i wypełnił dumą siedmioosobową drużynę na bardzo długo. Sęk w tym, że on to szczęście chciał widzieć na jednej, szczególnej twarzy.

Dlatego pozwolił, by Draco Malfoy złapał złoty znicz.

I można by snuć multum insynuacji, że nie było to sprawiedliwe, że niezasłużone zwycięstwo Ślizgonów to podejrzana ustawka, fałsz i brak gry fair play. Cóż, nikt nie widział, jak było naprawdę, a dla miłości, będącej najpotężniejszą magią nie ma rzeczy niemożliwych.

__________

Nie jestem pewna, czy to dobrze, że dotrwaliśmy do końca, czy wręcz przeciwnie. Całość dość krótka i zwięzła, a mimo to pisanie zajęło mi mnóstwo czasu, choć muszę przyznać, że chyba było warto, bo to pierwsze moje opowiadanie, z którego jestem naprawdę zadowolona.

Pierwotnie planowałam wykluczyć przesłodzone momenty niemal do minimum z racji wielu nawiązań do kanonicznych sytuacji, ale ostatecznie wyszło, jak wyszło, więc mam nadzieję, że całkowicie nie zniszczyłam zakończenia.

Tradycyjnie dziękuję Wam za pozytywny odbiór, mnóstwo miłych słów oraz poświęcony czas.

Miłego życia.

Continue Reading

You'll Also Like

57K 2.8K 7
The art belongs to @alek.dar (instagram). Nadzieja - tytułowy oneshot; krótki, lekki, taki na raz ;) Głód - opowiadanie dwuczęściowe o Hogwardzie w n...
11.9K 501 20
Historia o shipie Dominik Rupiński x Paweł Zmitrowicz Uprzedzam, że jest to pierwsza książka jaką piszę i nie wyszła ona najlepiej moim skromnym zda...
90.8K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
36.7K 2.9K 30
Pisane w roku: 2022 Na świecie zapanowała apokalipsa zombie. Ludzie, walcząc o przetrwanie stworzyli jedno, wielkie miasto, a na jego obrzeżach zbudo...