Flawless PL (Larry)

By EndlessNight28

19.7K 1.9K 985

Po osłabiającej operacji były pianista koncertowy, Harry Styles nie może pogodzić się ze swoją nową rzeczywis... More

Część 1
Część 2.2
Część 2.3
Część 3.1
Część 3.2
Część 3.3
Część 4.1
Część 4.2
Część 4.3
Część 5.1
Część 5.2

Część 2.1

1.7K 164 171
By EndlessNight28

Ilość słów: 2700

Minął prawie rok.

Harry oglądał dwie wiewiórki goniące się po dębie. Park był pusty, najwidoczniej wiosenna wilgoć nie przyciągała zbyt wiele osób, ale brunet lubił, gdy zapach błota, rosnącej roślinności i tęsknoty zostawał na jego skórze.

Przez rok nic nie zrobiłem.

Po operacji Harry spędził wiele tygodni na tym, by znowu nauczyć się samodzielnie chodzić. Potrzebował pomocy przy zwykłym prysznicu, przy jedzeniu. Bez pracy i przychodów został zmuszony, żeby wprowadzić się do Gemmy. Jego matka przychodziła przez jakiś czas, ale brunet nie mógł prosić jej o ciśnięcie się w maleńkim mieszkaniu Gemmy. Zatem przestała po miesiącu mimo że Harry i tak nie był jeszcze w stanie wstać z kanapy na więcej niż godzinę dziennie. W czasie tej jego rekonwalescencji Gemma i jej chłopak byli bardziej niż życzliwi dla niego, ale i tak czuł się jak okropny ciężar.

Trzy miesiące później znalazł dwu-pokojowe mieszkanie na wynajem w Waszyngtonie. Jego współlokator, Zayn, wydawał się wystarczająco miły i na szczęście było go stać na czynsz, ale problemem było wtarganie jego małego fortepianu przez sześć kondygnacji schodów i do pokoju. Gemma zasugerowała, żeby zwyczajnie go sprzedał i kupił mniejszy, ale brunet nie zniósłby utraty jeszcze jednej rzeczy, która wypełniała jego dawne życie. Która była dawnym nim.

Kropla deszczu spadła na nos Harry'ego, powodując kichnięcie. Natychmiast zdusił jęk i złapał za swój brzuch, nie mogąc przypomnieć sobie czasów, kiedy jego przepona nie bolała, nie ściskała się boleśnie i nie wykręcała po najmniejszym kaszlnięciu. Próbował oddychać głęboko, jak uczyli go terapeuci, ale i to nie nie dawało. Uparta blizna w poprzek jego brzucha wzbraniała się przed rozciągnięciem przez brany oddech, zamiast tego wolała przylec do kręgosłupa, wypełniając jego wnętrzności zabliźnionymi tkankami i owijając nimi organy jak przebijające się korzenie drzewa.

Rozmazane niebo dalej odbijało się w tafli wody. Odepchnąwszy się od oparcia ławki, brunet wstał i przeszedł przez park po nierównej, kamiennej ścieżce. Mógł tolerować wilgoć i chłód, ale przy deszczu ryzykował chorobą i zdecydowanie niepotrzebnymi problemami oddechowymi, które szły z nią w parze. Skierował się do kawiarni Liama The Corner, żeby zatopić swoje smutki w kofeinie.

Dzwonek nad drzwiami zabrzęczał, gdy je otworzył. Zajął swoje zwyczajowe miejsce przy czteroosobowym stoliku, blisko okna i pozwolił, by dźwięki kawiarni stały się zasłoną dla jego myśli. Mżawka za drzwiami zamieniła się w regularny deszcz, spływający studzienkami i pokrywający szybę strumieniami, które przypomniały Harry'emu o jego topniejącym życiu.

- Cześć Harry, czarna rozpacz dzisiaj, nie?

Harry wymusił uśmiech. Liam chciał dobrze.

- Widać?

- Tylko jak na bilboardzie – Liam lekko poklepał ramię bruneta, pamiętając, żeby za mocno go nie dotykać.

- To co zawsze, proszę – zaczął Harry, ale Liam przygryzł wargę i spojrzał na ladę za nimi.

- Nie... um, nie masz nic przeciwko, żeby nasz nowy pracownik przygotował twoje zamówienie, nie?

Brunet spróbował zerknąć za Liamem, ale nie mógł.

- Pewnie? Dopóty dopóki dostanę tę kawę, nie ma problemu.

- Dzięki. Nie mów, że ci kazałem – Liam pośpieszył do lady, wołając: - Louis, możesz podejść do stolika na cztery?

Harry rozpiął kurtkę i poluzował szalik, zapatrując się chyba setny raz na malowidło na ścianie. Kiedy Liam trzy lata temu otwierał to miejsce, jego priorytetem było udekorowanie go pracami lokalnych artystów i jeden obraz Harry od zawsze uważał za szczególnie piękny. Przedstawiał on zachód słońca i pole czerwonych maków, wśród których siedziały dwie małe dziewczynki, machające wiankami. Brunet wiele razy marzył o wejściu w ramę i życiu tam, w perfekcyjnym świecie stworzonym z machnięć pędzla, może dlatego, że cała ta rzecz wyglądała tak niesamowicie prawdziwie, jakby kwiaty wyrastały naprzeciwko ciebie, a podświetlone złociście chmury mogły w każdej chwili zmienić położenie.

- Zamówienie?

Rześki głos, który przerwał jego myśli pochodził od mężczyzny, stojącego teraz obok niego. Małego mężczyzny, który jednak był bardzo widoczny i który trzymał niezręcznie w dłoniach długopis i notatnik. Harry otrząsnął się, zauważając, że mężczyzna miał mocny, brytyjski akcent.

- Oh. Um. Duże orzechowe latte z cynamonem i odrobiną śmietany.

- Cynamon? - mężczyzna potrząsnął głową i uniósł brwi. - Ale wedle uznania.

Na twarzy bruneta pojawił się grymas. Kim był ten facet, żeby podważać jego ulubiony smak?

- To nie takie niezwykłe.

- Pewnie.

Mężczyzna nie patrzył na Harry'ego, zapisując zamówienie. Zajmowało mu to o wiele dłużej niż by trzeba było i mimo że brunet próbował się nie gapić, to i tak spoglądał z ciekawością na dziwne, kanciaste pismo pracownika. Jego dłonie wydawały się nieprzyzwyczajone do trzymania długopisu, a trzymał go jak dziecko uczące się pisać, owijając wokół niego całą rękę.

- Zapisane. Coś jeszcze?

Harry zastanowił się, czy powinien wspomnieć Liamowi, że jego nowy pracownik ma zero przyjaznego podejścia do klientów.

- Są dziś może świeże, jagodowe muffinki?

- A skąd mam, kurwa, wiedzieć? - wymamrotał barista, tym razem unosząc tylko jedną brew.

- Oh. - Harry poczuł jak jego policzki się czerwienią.

- Nie jestem magikiem, sprawdzę.

Harry spróbował odetchnąć z ulgą, kiedy ten barista – Louis – poszedł sobie od niego, ale nieopatrznie zerknął za nim gdy odchodził i całe oddech poszedł sobie na wakacje. Wypełniła go podstępna pustka, wrażenie, które zdefiniował jako pożądanie mimo że nie był pewny, czy to konkretne słowo jest odpowiednie. Może uczucie było bardziej żalem niż pożądaniem, ale w ogóle zwykłym smutkiem. Smutkiem, że kiedyś nie zawahałby się na moment, żeby pomarzyć o tym wspaniałym tyłku, albo nawet zaprosić gdzieś jego właściciela. Ale teraz... teraz czuł się nieco winny już za samo rozmyślanie o łączeniu tak uroczego mężczyzny z kaleką.

Przełykając wstyd za takie nagłe zauroczenie, brunet znowu zapatrzył się na deszcz. Przygotowanie jego kawy trwało o wiele dłużej niż zazwyczaj, a przy okazji mógł posłuchać sobie wiązanek wyszukanych przekleństw dochodzących zza baru. Wreszcie Harry dostrzegł baristę, niosącego jego kawę powoli.

Próbował się nie gapić, ale Louis nadal szedł w ślimaczym tempie, trzymając przed sobą filiżankę na spodku, jakby niósł kryształowy kielich. Wzrok miał skupiony na swoim ładunku i jego zawartości, a brwi zmarszczone w koncentracji.

W końcu Louis dotarł do stolika. Kiedy zaczął zniżać filiżankę, Harry dostrzegł, że wysiłki baristy polegały na opanowaniu trzęsących się rąk. Każde ścięgno, każda żyła i każdy mięsień w ramieniu szatyna był napięty w zadaniu utrzymania się nieruchomo.

- Dziękuję – powiedział spokojnie Harry, ale natychmiast pożałował otwarcia ust, bo jego słowa złamały zaklęcie spokoju baristy, a jego dłonie zatrzęsły się niebezpiecznie, wylewając kawę z filiżanki częściowo na stół i częściowo na kolana bruneta.

- Cholera!

Harry zerwał się do góry, uciekając przed gorącym płynem mimo protestów pleców.

- To w porządku, wszystko dobrze, bez obaw -

- Kurwa! Kurwa – Louis podniósł serwetkę i przyłożył do zalanego swetra Harry'ego, ale to spowodowało tylko, że gorący płyn dotknął jego blizny i znowu poderwał do góry.

- Nie, jest dobrze, proszę – Harry odepchnął dłoń szatyna, odciągając materiał od swojego brzucha.

- Cholera. Przyniosę ci kolejną, oczywiście. Na koszt firmy. Jeśli chcesz.

Harry właściwie nie przyjrzał się wcześniej twarzy baristy i nie zauważył przeszywających, błękitnych tęczówek, które patrzyły na niego zza nadzwyczajnie długich rzęs. Policzki Louisa pokrywał słaby zarost, a kasztanowe włosy kończyły się potarganą grzywką.

- Um – Harry chciał powiedzieć, że sam ją sobie przyniesie, bo niezbyt podobała mu się idea ponownego bycia oblanym. Ale coś w bariście wydawało mu się znajome: Louis stał nieruchomo, ale z szaleństwem, jego postawa była jak dziki zwierzak w klatce, a przecież nic go nie przytrzymywało. Jeśli żył w klatce, to była ona niewidzialna i Harry wiedział doskonale, jak to jest. - Tak, proszę.

Usiadł z powrotem i zebrał płyn ze stolika garścią ozdobnych serwetek Liama.

- I mógłbyś tym razem sprawdzić, czy są muffinki?

Louis przytaknął krótko i odszedł. Harry na marne powachlował trochę dołem swetra, znowu myśląc o zachodzie słońca i makach. Od maków przeniósł się do opium i przypomniał sobie błogi, bezbolesny sen, jaki ten narkotyk zapewnił mu w szpitalnym łóżku. Nie mógł przypomnieć sobie nocy niewypełnionej bólem, odkąd odłączyli znieczulenie z jego kręgosłupa.

- Proszę.

Kilka minut później znowu zobaczył Louisa idącego w ten sam sposób z jego zamówieniem. Tym razem uśmiechnął się delikatnie, ale nie powiedział słowa. Mężczyzna powoli odłożył jego napój, drżąc, ale nie powodując katastrofy. Wylał jedynie odrobinę na spodeczek.

- Dziękuję – powiedział brunet, po raz pierwszy patrząc bariście w oczy.

- Nie dziękuj mi.

Louis odwrócił się raczej gwałtownie i zostawił Harry'ego z jego latte. Smakowało tak samo, ale jego ciepło prześlizgnęło się do jego wnętrza i lepiej niż zazwyczaj przegoniło codzienny chłód. Brunet wypił je powoli, odraczając nieuniknione, mając nadzieję, że Louis pojawi się ponownie. Kiedy minęło pół godziny i tak się nie stało, Harry zapłacił i zebrał się, po czym wsunął piątkę i dwa dolary pod swoją pustą filiżankę. Zostawianie jakiegokolwiek napiwku Louisowi wydawało się irracjonalne, ale brunet nie mógł przestać zastanawiać się, jak twarz baristy wyglądałaby z uśmiechem. Chciał, żeby następnym razem, gdy przyjdzie do kawiarni, Louis tam był, nawet jeśli zapomniał o jego jagodowej muffince.

~*~

Wiosenne deszcze pojawiały się niemal codziennie przez kolejny tydzień, zapewniając Harry'emu perfekcyjną wymówkę na szukanie schronienia w The Corner. Jego prywatne korepetycje tak naprawdę nie zapewniały mu funduszy na latte za cztery dolary, muffinki za trzy i napiwku w postaci siedmiu, ale nie mógł się powstrzymać i nie mógł pozwolić, by jego bezrobotność stanęła na drodze w zobaczeniu Louisa-baristy. Niall, współpracownik Liama, zajmujący się księgowością w The Corner (w odróżnieniu od empatycznego Liama) odkrył skłonność Louisa do wydawania kaw na koszt firmy już po jego trzech dniach pracy tam. Jednak Harry zawsze to właśnie szatyna prosił na swojego kelnera, kiedy przychodził do kawiarni każdego popołudnia między lekcjami. Barista nigdy nie był w stanie do końca opanować trzęsienia, a kawa Harry'ego zawsze traciła coś ze swojej zawartości nim dotarła do stolika czwartego, ale Louis nigdy więcej go nie oblał. Harry za nic nie mógł zrozumieć, dlaczego Louis z wszystkich zawodów wybrał właśnie baristę, ale utrzymanie mężczyzny na tym stanowisku stało się jego sekretną misją.

Cóż. Harry lubił wmawiać sobie, że jego motywy były czysto bezstronne, ale tak naprawdę chodziło głównie o jego własne zadowolenie. Po tym, jak brunet pojawiał się przy stoliku czwartym dzień po dniu, gburowata postawa Louisa stopniowo zanikała. Pod koniec pierwszego tygodnia zapamiętał już zwyczajowe zamówienie Harry'ego i nawet poznał jego upodobania względem ciastek, a wreszcie, po dwóch tygodniach, środowym popołudniem nazwał bruneta po imieniu i wykrzywił usta w czymś, co mogło być uśmiechem.

A Harry strasznie się tą ewolucją emocjonował, pewnie bardziej niż by wypadało. W świecie półuśmiechów Louisa mógł udawać i zapomnieć i wyobrażać sobie, bo szatyn nie miał pojęcia o jego operacji, albo o wypadku, który ją spowodował, czy o jego dawnym życiu. Dla Louisa wyglądał na poukładanego, zachodniego profesjonalistę, który zostawiał osiemdziesięcioprocentowe napiwki. Mógł grać jakąkolwiek rolę bez ryzyka odkrycia; mógł udawać zdrowego i sprawnego, a Louis nigdy nie musiał poznać prawdy. Harry pożądał wzroku, który widział go jako normalnego, a nawet przywrócić mu godność, którą odebrał mu spadek z prestiżu. The Corner był świadkiem najlepszego Harry'ego Stylesa, magicznej sztuki porywania publiczności w akompaniamencie kofeiny.

Wobec tego brunet zaciekle bronił swojego sekretnego, fantastycznego świata. Gemma jednak stanowiła godnego przeciwnika dla tej jego postawy. Znała Liama i Nialla dłużej niż Harry i koniecznie uparła się na odwiedzenie The Corner w ich comiesięczne, braterskie spotkanie, kiedy brunetowi przypadkowo wymsknęła się nazwa jego schronu. Gemma była nie do prześcignięcia w wspieraniu ich przyjaciół. Liam powitał ich w drzwiach kawiarni.

- Gemma! Miło cię widzieć! Harry, ma przyjść Louis?

- Um... - Harry oczywiście chciał, ale -

- Pójdę po niego, jest na zapleczu, robi kanapki.

Harry poprowadził do stolika czwartego, ale zanim mógł zająć swoje zwyczajowe miejsce na kanapie, Gemma go ubiegła.

- Zamienili to w takie urocze miejsce, boże. Podoba mi się ta artystyczna strona.

- Mi też – Harry rozpiął bluzę i oparł się o metalowe oparcie krzesła. Nie bez powodu codziennie siadał na kanapie.

- Myślisz, że Niall wreszcie wyszedł spod kamienia i wprowadził wegańskie ciastka? - Gemma zakwestionowała, sprawdzając obie strony menu.

- Może. Nie wiem – Harry zdusił jęk, kiedy dekoracyjne oparcie krzesła wbiło mu się w kręgosłup.

- Oh, Harry, cholera, zapomniałam. Zamień się ze mną.

- W porządku, Gems-

- Nie, chodź. - Gemma zakończyła dyskusję, przeciągając go na kanapę.

Brunet zamierzał uśmiechnąć się i podziękować, ale zobaczył nadchodzącego Louisa, z notatnikiem i długopisem w dłoniach. Stanął blisko, z ciekawością, a jego wpół otwarte usta z pewnością powstrzymywały się przed pytaniem o wyjaśnienie. Policzki Harry'ego zapłonęły wstydem z powodu jego udaremnionej próby udawania normalności.

- Oh! Perfekcyjne wyczucie czasu. Macie wegańskie muffiny albo coś innego? Ciasteczka? - Gemma uśmiechnęła się promiennie do baristy, nieświadomie.

- Może – powiedział powoli szatyn.

- Świetnie, jeśli macie, to poproszę. Zaskocz mnie. I może jeszcze karmelowe macchiato. Średnie.

Louis jak zawsze zapisał to w swoim powolnym tempie, zdobywając dziwne spojrzenie Gemmy.

- Proszę to co zawsze – powiedział Harry, wdzięczny, że Louis pamiętał jego zamówienie i nie musiał dłużej prezentować swojej niezręczności przed jego siostrą.

Louis ledwo zdążył od nich odejść, kiedy Gemma przekrzywiła głowę i zapytała:

- Prosisz o tego konkretnego baristę?

- Tak – strasznie słyszalna obrona zmieszała się w poprzednim wstydem bruneta. - On wie, co ja lubię.

- A może raczej jest tym, co lubisz, hm?

Harry zarumienił się jeszcze bardziej.

- Przestań, proszę.

- W końcu musisz spróbować jeszcze raz, Harry. Od operacji minął rok, a ty jeszcze nikogo nie pocałowałeś.

Brunet spojrzał na nią wilkiem. Takie spotkania zawsze kończyły się wykładem.

- Skąd możesz wiedzieć.

- A pocałowałeś?

Harry przygryzł z rezygnacją wargę.

- W końcu musisz się z tego wyrwać, wiesz? Nie możesz przez całe życie się nad sobą rozczulać.

Brunet poczuł zimną wściekłość budującą się w jego brzuchu.

- Łatwo ci, kurwa, mówić.

- Wiem. Ale ktoś musi to powiedzieć, a ja jestem w stanie zaryzykować twoim gniewem, żeby być tą osobą.

- Jak szlachetnie – Harry patrzył za nią, a jego plecy i tak ścierpły mimo miękkiego obicia kanapy.

- Wiesz, mama myślała, że ta operacja może trochę cię ociepli i na zawsze likwiduje tego „Króla Lodu". Wiedziałam, że jedynie się pogorszy.

Brunet popukał dwoma palcami w blat.

- Musi być fajnie zawsze mieć rację. Chcesz, żebym na urodziny kupił ci odznakę, czy coś?

- Zawsze tak utrzymywałam i powiedziałam to mamie. To wyłącznie twoja wina, że nie dopuszczasz do siebie ludzi. Obudowałeś się ścianami, Harry.

- To nieprawda, mam wiele osób, z którymi jestem blisko. Znasz większość z nich.

- Więc twoje oświadczenie na łożu śmierci już nic nie znaczy? Mam zapomnieć o tym, co się wydarzyło?

- Byłem półprzytomny i zjarany morfiną, Gemma.

- Zjarany morfiną Harry zaczął płakać, bo myślał, że może umrzeć, nigdy nie będąc zakochanym.

Jak na kogoś, kto zazwyczaj poruszał się z prędkością stadka żółwi, Louis wybrał ten właśnie moment, by szybko się obok nich zmaterializować, balansując zamówieniami na tacy. Harry wziął głęboki oddech, mając nadzieję, że barista był zbyt skupiony na niesieniu ich napojów, żeby to słyszeć, ale sądząc po jego szeroko otwartych, błękitnych oczach, nadzieje okazały się płonne.

Mimo najwyższych wysiłków szatyna troszkę z ich napojów wylało się na spodki, kiedy stawiał je na stoliku. Usta Gemmy otworzyły się na to ze zdziwieniem, a ona sama spojrzała na baristę z niedowierzaniem, nim przypomniała sobie jego manierę. Harry pośpieszył z uśmiechem, mając nadzieję, że to odciągnie uwagę od jego siostry.

- Dzięki, Lou – wymamrotał, przekazując wzrokiem nieme przeprosiny.

- Pewnie. Dajcie znać, gdybyście potrzebowali czegoś jeszcze.

Harry czuł na sobie spojrzenie Gemmy, kiedy tylko Louis zniknął w kuchni.

- Co? - zapytał wreszcie.

- Wylał połowę z naszych kaw.

- Nie przesadzaj, najwyżej ćwierć – brunet zmarszczył brwi.

- O mój boże. Czy ty siebie słyszysz? Dlaczego on obsługuje stoliki w takim stanie?

Harry wziął wielki oddech. To zabolało.

- Nie wiem.

Gemma pokręciła głową, ale uśmiechnęła się.

- On... właściwie przypomina mi mnie, jeśli musisz wiedzieć.

Gemma skosztowała swojego bardzo wegańskiego, czekoladowego ciastka, które przyniósł szatyn.

- Ty właściwie nie jesteś niepełnosprawny, Harry.

Harry wziął łyka swojego latte i trzymał je chwilę w ustach, nim przełknął. Paliło. Gemma nie rozumiała, nigdy nie będzie.

- Racja.

Skończyli kawy dyskutując tym razem na lżejsze tematy; ich prace, ich mamę. Gemma wyszła pierwsza, upierając się, że zapłaci za nich. Zostawiła Louisowi jedynie zwyczajowy napiwek i to dlatego Harry został dłużej, wymawiając się, że musi porozmawiać z Liamem. Kiedy Gemma bezpiecznie zniknęła z pola widzenia, brunet wsunął w kartę dziesięć dolarów.

Continue Reading

You'll Also Like

34.9K 1.7K 15
Louis Tomlinson to 19 latek mający na swoim koncie wiele sukcesów muzycznych, a to wszystko już za sprawą pierwszej płyty. Chłopak wyrusza w trasę ko...
19.1K 1.2K 32
Louis kończy ostatni rok nauki w prestiżowej szkole z internatem w Headington. Jest tam jednym z najpopularniejszych chłopaków, kapitanem drużyny pił...
77K 2.9K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
4.1K 1K 33
Bo są na tym świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu. Możemy tylko kochać. Już zawsze, na zawsze. #1 zawsze