Czerwony smok

By Sabanda5

1.1K 65 14

Niepozorne miasto będące w sąsiedztwie z lasem tętniącym magią nawiedziła pewna tajemnicza postać. Na pograni... More

Czerwony smok : Rozdział 1
Czerwony smok:Rozdział 2
Czerwony smok: Rozdział 3
Czerwony smok: Rozdział 4
Czerwony smok: Rozdział 5
Czerwony smok: Rozdział 6
Czerwony smok-Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 14

Rozdział 13

39 3 0
By Sabanda5


     - Zatem przygarnąłeś nowe stworzonko?- Cichy głos przypominający bardziej szelest papieru, kartkowanej książki, niż ludzki dźwięk, zabrzmiał w uszach Leonarda w ciemnościach.

Stał nieruchomo. Był świadomy tego, że wszystko, co się wokół niego dzieje nie jest prawdą. Wszystko oprócz tego głosu. Stał pośrodku opustoszałego miasta, podobnego do jego rodzinnej Ostii. Na samym centrum placu w bezgwiezdną martwą noc. Zarysy ciemnych budynków żarzyły się zieloną łuną, która wcale niczego nie rozjaśniała. Spełzła z budynków i zgromadziła się przed nim, rosnąc i formując ludzki kształt. Z bezkształtnej formy szybko powstał wysoki kościsty człowiek o zacienionej twarzy, mimo że nie miał na sobie niczego, co mogło rzucać cień. Dobrze uwidocznione były jedynie ostro zarysowane kości policzkowe. Z twarzy zniszczonej przez czas i magię spoglądały na niego puste bezdenne oczodoły.

- Czego chcesz?- Głos Leonarda brzmiał niczym bezemocjonalne echo, odbijające się od ulic miasta. Nie ważne jak bardzo starał się wyrazić niezadowolenie z powodu znalezienia się tutaj. Nie potrafił wyrazić żadnych emocji.

- Wyczułem, że masz kłopoty, więc jestem. To już czwarty raz, kiedy omal zginałeś w ostatnim czasie. Przygarnąłeś sobie nowego stróża? A może to przygarnęło cię? - Wiecznie wyszczerzone usta praktycznie się nie poruszały, odsłaniając pożółkłe cienkie zęby.

- Jesteś jak sęp! Czujesz się potrzebny tylko wtedy gdy możesz coś ugrać! - Nie miał ochoty się z nim witać. Dobre przywitania mieli już dawno za sobą. Odwrócił się do niego plecami i ruszył w stronę wyjścia z miasta duchów. Szybko sobie jednak uświadomił, że to miejsce nie posiada bramy, a każda ulica na jakiej, postawi stopę, wygląda tak samo. Wszędzie kamienne place, wykładane pięciokątnymi płytami, z lasem szarych, gładkich, marmurowych kolumn, które dosłownie podtrzymywały niebo, nie mając końca. Ponownie zobaczył przed sobą upiora w rozpływających się w powietrzu szaro fioletowej szatach, mogących kiedyś należeć do kogoś bardzo szanowanego. Postrzępione złote nici wystawały ze stroju pojedynczo, zwisając.

- Jak widzisz mam swoje ograniczenia co do opuszczania tego miejsca. Nie jest łatwo stąd wyjść komuś mojego pokroju — Zaśmiał się gorzko, jak gdyby tylko udawał. Ledwie drgną, reszty ludzkie oko Leonarda nie było w stanie dostrzec. Czuł jedynie zimną długą dłoń na szyi i stał nieruchomo, jak gdyby zależało od tego życie. Widział, jak jego głowa jest odchylana do tyłu, gdy zacienione oczodoły przyglądały się badawczo magicznym symbolom na szyi. Ich czerwona poświata biła blaskiem i odbijała czerwone światło od bladego czoła upiora. Coś mówił pod nosem, doradca nie mógł jednak nic zrozumieć z cichego bełkotu. Młodzieniec prędko odskoczył od przerażającego człowieka, gdy poczuł, że ręka go puszcza.

- A niech mnie! To prawie czysta magia! Widzę tutaj ślad gadzich szponów!- Starzec wydał się dużo bardziej zafascynowany znakami niż zaniepokojony. Być może to było tylko złudzenie, ale w oczodołach nagle zalśniły białe ogniki. Znikły jednak nim alchemik zdążył mrugnąć. Cofną się na jego ostatnie słowa. Czy powinien mu o wszystkim powiedzieć? Nie... On już o wszystkim wie! Inaczej by go tu nie było.

-... Ach przysięga! Coś w ty się wpakował Leonardzie?- Nagła zmiana rysów twarzy zdradziła krótkie zdumienie, które natychmiast zniknęło, pozostawiając twarz kamienną, tak jak powinno być u trupa.

- Czego chcesz?- Ponowił pytanie. Nigdy nie podobało mu się, że Upiór wszystkiego się tak łatwo domyślał. Nie potrzebował jego pomocy. Nigdy go nie wzywał. Tak naprawdę on przychodził sam w różnych momentach jego życia bez zaproszenia.

Skórę Leonarda zlał pot i zimny dreszcz, gdy w dłoniach mężczyzny z naprzeciwka z zielonej aury uformowała się gruba księga, ubita w brązową cielęcą skórę i starannie ozdobiona na krawędziach z zakładką nałożoną w pierwsze strony. Była nietknięta przez ogień, co do kartki.

- Zniszczyłeś mój prezent...dla ciebie...CZĘŚĆ MOJEJ WIEDZY, KTÓRĄ CI PRZEKAZAŁEM! - Wraz z podniesionym głosem, temperatura wokół gwałtownie spadła, a twarz starca stawała się coraz bardziej obdarta ze skóry wraz z przypływem emocji na nią. Pod nią nie było jednak już żadnej tkanki.

-Ja...ja nie chciałem i nie chcę twojej wiedzy! Mam dość czarów! Tych przeklętych ksiąg i wszystkiego, co jest związane z tobą!- Czuł strach, wiedział, że spalenie księgi jest ryzykowne, ale nie spodziewał się, że w ten sposób zwróci uwagę upiora. Nie wytrzymałby, gdyby musiałby go widywać w każdym śnie.

- Nie, chowałem głupca, mimo to mam go przed sobą... ale to już nieistotne... Nie ukryjesz swego potencjału przed światem. W końcu będziesz musiał go użyć. Nawet ta istota to wyczuła — Zaśmiał się złowieszczo, nie kryjąc już rozkładu, jakie dopadło jego ciało i przeklętą duszę. Leonard nigdy nie był pewien czy jego śmiech był specjalny, czy taka już była natura upiora. Drgnął jednak gdy padło słowo o istocie.

-Co o niej wiesz?- Wiedział, że posiada wiedzą, o której inni mogą pomarzyć. On jednak do nich nie należał. Nigdy o nią nie prosił.

- To, że nie trafiła na ciebie przypadkiem- Powiedział tajemniczym głosem, robiąc parę kroków po zimnych płytach, jego bladozielone stopy, o paskudnych długich pazurach, nie wydawały żadnego dźwięku.


- Co masz przez to na myśli?- Nie chciał słuchać bajek o przeznaczeniu i krzyżowaniu się ścieżek. Był gotowy go skrzyczeć za taką magiczną gadaninę.

- Leonardzie, skończ udawać głupca, na Bogów! Pomyśl, czy prosiła cię o coś, czegoś od ciebie chciała?

- Twoje księgi! Tylko po co? Nie ma tam nic z magii, która mogła ją zainteresować! Chyba że...- Nie śmiał kończyć. Już wcześniej to podejrzewał, ale nie był co do tego całkiem pewien.

- Twoje myśli wracają na swoje miejsce! Z czego ci się ostatnio zwierzała, co tak ostatnio kreśliłeś na pergaminie?! - Nachylił się, jak gdyby chciał lepiej poznać odpowiedzi na pytania.

- Skończ z czytaniem mi wspomnień! To teraz jasne, że chodzi o wzory na jej łuskach. Już rozumiem, czemu się okaleczyła w trakcie walki!- Wyciągną z kieszeni zwinięty pergamin i rozwinął go przed twarzą. Trup z sępią ciekawością mu się przyglądał, opierając się lodowatymi dłońmi o jego ramię. Nawet plamy krwi były realne w tej marze. Widział, że linie układają się w sensowny wzór, wszystko było symetryczne, niczym wyrysowane za pomocą specjalnych narzędzi, ale nie potrafił go w pełni rozszyfrować. Jego rysunek był bardzo niedokładny w porównaniu z orginałem. Spojrzał pytająco na upiora. Jego szczęka wykrzywiła się w zuchwałym uśmiechu nienaturalnie, jak gdyby ktoś wcześniej ją przestawił na inne miejsce. Leonard nie lubił tego, ale dzięki temu miał pewność, że jego ojciec imienia i dawny mentor umarł, a przynajmniej jego ciało.

- Przecież wiesz, czym jest. Pomyśl nie ma skrzydeł ani ogona, ale nie ma też blizn po ich odcięciu. Czy muszę, aż tak wiele ci mówić byś na to wpadł?

- W pieczęciach? Po co ktoś by miał to robić? Kto i w jakim celu? Masz coś z tym wspólnego?- Wiedział, że to jego ostatnie pytanie. Zwiększenie dystansu między nim a trupem oznaczało, że sen wkrótce dobiegnie końca. To upiór, dyktował tu warunki.

                                                                              ***



Obudził się w dokładnie tym samym miejscu, co zasnął, niemal spadając z fotela na podłogę, czuł jakby, długo spadał ze snu do rzeczywistości. W porę złapał się poręczy fotela, rozbudzając się i normalnie siadając. Widok za okna na spokojną zamgloną ulicę sugerował ranek. Jego oczom nie umkną też czarny kocur ukryty w ciemnym kącie przy szafie, mimo starań zakamuflowania się w cień. Wielkie pomarańczowe wręcz oczy wielkości dwóch złotych monet patrzyły na niego łakomie, z powodu głodu, jednak niefizycznego. Leonard wstał z fotela, patrząc na kocura z odrazą, przypominając sobie, czym jest. Nie czuł jednak żadnego bólu na klatce piersiowej ani psychicznego osłabienia lub luk w pamięci z dnia poprzedniego. Wszystko w jego głowie było na swoim miejscu. Kocur nie zbliżył się do snu, mimo że wydawał się bardzo zainteresowany jego zawartością. Koci pysk, był gotów się otworzyć i zapytać właśnie o to.

- Nie myśl nawet o tym! - Powiedział przez zęby. Uru wycofał się powoli do innego pokoju, zostawiając go samego. Owinnik za drzwiami sykną niechętnie. Leonard zignorował to, wyprostował się i przeciągną, mając z tyłu głowy ostatni sen. Po tej czynności szybko dotkną miejsca, gdzie były ukryte księgi. Zakurzona szafa była nietknięta, ale czy aby na pewno? Może ta żmija użyła jakiejś podstępnej sztuczki, by je stąd wyjąć? Klucz jednak również był na swoim miejscu. Miał nadzieję, że była zbyt zmęczona i senna, by pomyśleć o czymś takim. A jeśli nie? Jak śmiał zasypiać, kiedy miał takie zdradliwe istoty w domu! Musiał sprawdzić, czy ciągle tu była.

Delikatnie odchylił drzwi. Nie wszedł do środka, zamiast tego stał i oczami ciekawskiego dziecka przyglądał się poczynaniom magicznej istoty w jednym z jego pokoi. Obserwowana, już od dobrej godziny była na nogach, nieco zgarbiona trzymając się za opatrzoną kończynę badawczo przyglądała się książkom na pułkach Dzięki Ligarium nie pamiętała o bólu związanym z nastawianiem kończyny. Jej rozumne ślepia poruszały się jakby, szukały jakiegoś konkretnego tytułu, a zdrowa kończyna wskazywała co chwilę to na inny zbiór słów. Trójkątny łeb jak gdyby zdawał się zaprzeczać temu, po co chciała sięgnąć. Czarny kocur pałętał się pomiędzy nogami, starając się zachęcić ją do powrotu na wygodny fotel. Nie słuchała swego sługusa, ale czy na pewno sługusa? Jeśli tak, to czy Leonard był dla niej tym samym co Uru? Zwykłym sługusem, będącym na pograniczu jej zwierzątka? Nie, na pewno nie! Nie dopuszczał do siebie tej myśli. Nie był na każde jej skinienie, nie zalewał jej pochlebstwami, ani nie czuł się zobowiązany pełnić funkcję psa stróżującego wobec niej! Jedyne co ich wiąże to przysięga! Był tego pewien. Od rozmyślań na ten temat wyrwało go przemieszczenie się Andegory w stronę zamkniętych szafek, które po prostu otworzyła. Zaczęła się badawczo przyglądać pustym fiolkom i minerałom, które kolekcjonował. Była jak dziecko chcąc, wziąć wszystko do ręki i wypróbować. Nie mógł na to pozwolić, jeśli ma tu się zjawiać musiał ustalić pewne granice i to jak najszybciej nim, nie dajcie bogowie, się zadomowi.

- Długo tak będziesz stał?- Przy tych słowach, znalazł się już za progiem pokoju.

- Wyraźnie będę, musiał ci wyjaśnić, czym jest własność prywatna- Spostrzegł, że w czteropalczastej łapie trzyma fiolkę z niegotową jeszcze substancją.

-... Myślałam, że mogę się rozgościć! - Odłożyła fiolkę na miejsce i stanęła przygarbiona przy szafce. Prawie zahaczała rogami o sufit, musiała pochylać głowę.

- Eh...mamy odmienne definicje tego słowa. Jak tam łapa? - Patrzył na nią uważnie. Miał wątpliwości do tego, czy ją dobrze nastawił. Nie chciał wiedzieć co, może się stać, jeśli okazałoby, że poszło coś nie tak.

Po prostu odwinęła opatrunki i pokazała łapę ku przerażeniu Leonarda, który widział, z jaką gwałtownością i nieostrożnością to robiła. Ból nadal był odczuwalny. Słyszał wyraźnie jak Andegora wrogo syczy na niego przy prawie każdym dotknięciu dłoni. Było jednak za wcześnie by stwierdzić coś więcej. Założył ponownie opatrunek, prawie narażając się na zadrapania. Żmija okazała się jednak dość opanowana, by tego nie zrobić.

- Będziesz musiała jeszcze przez pewien czas to ponosić i starać się nie używać ręk...łapy.

- Jak długo?- warknęła niezadowolona, oglądając nowy opatrunek.

- Ciężko mi powiedzieć. Nie wiem, jak leczy się twoje ciało. Może miesiąc lub półtora... Kości to nie jest taka prosta sprawa jak skóra, czy łuska- Wyszedł na chwilę z pomieszczenia, by zaraz pojawić się z zawiniętym pakunkiem, w którym było jeszcze nieprzygotowane mięso w postaci udka kurczaka. Musiał z nią porozmawiać o tym, co było związane ze snem. Podał jej jedzenie, które bez wahania wzięła i po obwąchaniu ugryzła, obnażając długie, zakrzywione zęby, kojarzące się z tymi należącymi do węży, gadzia szczęka rozdziawiła się szeroko by zaraz znowu się zamknąć i pozostawić naglą gość obdartą z mięsa, które czerwono łuska przełknęła. Leonard usiadł na krześle, wpatrując się w to z niepokojem, myśląc o jej ofiarach „Czy naprawdę nigdy nie pożarła żadnego człowieka?" Zapytał siebie. Złożył ręce i oparł na nich brodę gotowy do zadania kilku pytań. Miał nadzieję, że jedzenie sprawi, że magiczna istota będzie bardziej skora do rozmowy.

 - AndegorO, czy twój problem z mocą tkwi w pieczęciach? - wskazał na biały dokładnie rozrysowany okręt z symetrycznymi promieniami, przy których było pełno znaków, których nie potrafił odczytać.


- Czyli jednak wiesz czym ssssą!- wysyczała, wyciągając w jego stronę uzbrojoną w zakrzywione pazury łapę, jakby chciała złapać go za głowę.

- Nie wiem, ale się domyślam. Czy to dlatego cięłaś się ostrzem w trakcie walki? Zaklęto w nich twoją magię, tak?- Nachylił się jakby, chciał ją lepiej słyszeć. Owinnik na jego słowa opuścił swój kąt i podbiegł stając przed Andegorą sycząc wrogo, gotowy odgryźć mu nos w razie potrzeby, lub usunąć bieżące wspomnienia. Tak bardzo chciał zabrać mu sen i dowiedzieć się co go nawiedziło. Jaki czort mu o tym powiedział?!

- ... Spokojnie Uru, odsuń się — Lekko odchyliła szczęki, pokazując parę kłów. Owinnik odsuną się, robiąc kilka kroków w tył i staną tuż za żmiją- Wiesz o magii więcej, niż zdradzasz... Tak to przez pieczęcie tu tkwię i nie odpuszczę, dopóki nie znajdę sposobu, by je zdjąć ! Rozcięcia Leonardzie oddają tylko namiastkę magii i mojej prawdziwej formy. Wzory jednak zawsze się regenerują wraz z łuskami, na których są narysowane. Możesz je zerwać nawet do miękkiej tkanki, a one odrosną- przejechała pazurem po pieczęci wyrytej na ramieniu złamanej ręki, gotowa zedrzeć z niej kilka łusek, na pokaz.

- Czyli sądzisz, że w moich księgach znajdziesz sposób na ich zdjęcie?- Spytał poważnym głosem, starając się kryć emocje. Bał się, że zaraz poczuje palący ból wokół szyi i że jego dom spłonie. Musiał jednak zachować zimną krew to była jego szansa na zdobycie przewagi nad tą istotą.

- W rzeczyy sameej. Dlatego chcę byśś mi je dał. Zostawię wtedy ciebie i twoje miasto...jak tylko ręka mi się wyleczy.

- To by było dla ciebie za proste Andegoro. Zgaduję, że pieczęć by została. I czy jeśli byś odeszła to ten smok by wrócił?

- Możliwe. Możliwe też, że dałabym radę go zabić po zdjęciu pieczęci.

- Skąd mogę wiedzieć, że nie uwolnisz skrzydeł i nie odlecisz? Jesteś jak ptak w klatce, śpiewasz tylko dlatego, że liczysz, że ktoś ci w końcu uchyli drzwiczki od klatki.

- Możessz mieć pewność tylko do tego, że dam ci spokój.

- Dlaczego księgi?! Skąd masz pewność, że znajdziesz w nich odpowiedź?- Po tych słowach nastała cisza. Andegora milczała, a jej łuski nastroszyły się, sprawiając, że jej sama sylwetka wyglądała groźnie, jak u dzikiego zwierzęcia. Leonard odruchowo, dotkną szyi.

- Ssskąd o nich wiem? Nie ich szukałam, ale teraz zostały tylko one z moich poszukiwań- Łuski opadły, a jej głowa spojrzała na podłogę.

- Nie ich początkowo szukałaś... Więc stąd w śnie... - Odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, by nie widziała jego wyrazu twarzy. Myślał nad czymś dłuższą chwilę powodując jeszcze większą ciszę niż Andegory. Nagle wstał i spojrzał prosto na rozmówczynię z uniesioną głową i zdecydowanym głosem oznajmił.

- Nie dam ci żadnej z ksiąg. Być może twoje odpowiedzi spłonęły w święto Złotych braci... ale, co odpowiesz na to? Przejrzę księgi i poszukam informacji o pieczęciach. Jeśli przysięgniesz, że potem rozprawisz się ze smokiem dam ci wszystkie informacje, jakie znajdę.

- Kusząca oferta. Co, jeśli naprawdę nie ma tam odpowiedzi lub nie będą wystarczające, bym mogła się uwolnić?

- Wtedy znajdę inny sposób, by ci pomóc. Jednak tylko wtedy kiedy zdejmiesz ze mnie pieczęć przysięgi i obiecasz, że na zawsze opuścisz miasto, po tym.

- Naprawdę chcesz bym, zobowiązała się wobec ciebie przysięgą? - Patrzyła na niego niedowierzając.

- To obustronna przysięga. Jeśli ty zawiedziesz, ja znając, tę magię znajdę sposób by znowu cię uwięzić. Jeśli to ja zawiodę, i tak będę skazany na twoją łaskę, wraz z tutejszymi ludźmi.

-... To brzmi ciekawie. Znaczy, że będę mogła, zrobić z tobą co zechcę, jeśli zawiedziesz? Zatem w porządku. Złóżmy przysięgę — Warknęła do Owinnika, a on zniknął, by zaraz pojawić się w swojej prawdziwej formie z długim lśniącym ostrzem, trzymanym w pysku.

                                                                                      ***

Uścisnęli sobie dłonie, wypowiadając słowa przysięgi równocześnie. Zdrowa łapa Ignis musiała zostać, rozcięta w miejscu pieczęci, by magia mogła przepłynąć. Tylko Uru był świadkiem tego wydarzenia, kiedy słońce wschodziło wyżej na niebie. I tylko jemu znane były te słowa. Ludzka magia wymieszała się ze smoczą, tworząc skomplikowane znamiona na ich dłoniach, układające się, jak wieloramienne gwiazdy w kilku okręgach. Znikły po chwile, stając się zauważalne tylko dla nich. Kolejna przysięga została zawarta.

- Mam nadzieję, że już niedługo dostanę informacje. Zjawię się tu za dwa dni-W trakcie tych słów jej wygląd zmienił się do niepoznania. Czerwone łuski niemal znikły, ustępując miejsca gęstej mgle, która uformowała się w ludzką skórę, zieleń na ślepiach została zastąpiona bielmem, zostawiając tylko źrenice, które były niemal okrągłe, rogi stały się niewidoczne w momencie, kiedy z krwawiącego karku zaczęły wyrastać języki magicznego ognia, upodabniając się do ludzkich włosów. Wysunięte szczęka zanikła, ustępując miejsca delikatnym, małym ustom i ostrozakończonemu nosowi. A zakrzywiona łapa ukryła się pod szerokim rękawem bordowej sukni. Pieczęcie widoczne na ciele zostały zakryte iluzją. Leonard był pod wrażeniem całej sztuczki. Andegora widząc spodziewaną reakcję, kiwnęła tylko głową i zniknęła w drzwiach, a jej śladem udał się czarny kot. Doradca, zamykając drzwi, spojrzał z niechęcią w stronę masywnej zakurzonej szafy.


Continue Reading

You'll Also Like

5K 510 84
Inny tytuł; I Became the Male Lead's Adopted Daughter „Zamierzam adoptować dziecko". Impulsywna decyzja księcia Ferio Voreotiego zszokowała wszystki...
49.7K 2.8K 103
Inny tytuł; Baby Empress Dziecko z przepowiedni rodzi się, by zbawić świat. „Muszę się ożenić, żeby ratować ludzi...? Zawrę małżeństwo!" Cesarz jest...
40.5K 2.5K 178
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
168K 13.3K 126
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...