Czarnoksiężnik Burzowych Wysp

By Seanit

5.6K 703 2.6K

W świecie, w którym czarodziejów uważa się za nędzny wybryk natury i spycha się ich na margines społeczeństwa... More

Księga I: Świt
1. "Leć, kaczuszko!" to niezbyt dobre zaklęcie
3. Kacza matka wietrzy kłopoty
4. Nox to z pewnością bardzo chaotyczny bohater
5. Władca smokowi nierówny
5.5 Nekromanci nie powinni być guślarzami!
6. Książę w opresji
7. Echa burzy
8. Ciemna strona mocy
9. Niebezpieczne rozproszenia
10. Książęcy gambit
11. Otwarte wrota
Księga II: Zenit
12. Postęp

2. "Kłopoty" to moje drugie imię

565 61 238
By Seanit

Trochę się tego wszystkiego nazbierało. Zacznijmy od samego początku. Już od jakiegoś czasu cierpię na niedzielenie się z innymi moimi ulubionymi kawałkami z zakresu "epic music", więc od tej pory w każdym nagłówku rozdziału możecie się spodziewać kolejnego youtube'owego filmiku z jakimś fajnym, moim zdaniem, utworem. Powyżej znajdziecie pierwszy z nich.

Moja rozdziałowa terminowość poległa w tak tragiczny i beznadziejny sposób, że pozostawię to bez komentarza. Wiedzcie tylko, że mi cholernie z tego powodu przykro i pluję sobie w brodę, że taka ze mnie okropna pierdoła. 

Poza tym 12 lipca piszę jedną wielką paskudną kobyłę aka egzamin formatujący po 2 roku, czyli 180 pytań z praktycznie całego roku zajęć [*]. Powinnam kuć, ale wiadomo - największa wena jest wtedy, gdy jest bardzo nie na miejscu, dlatego też wreszcie udało mi się toto poniżej dokończyć. Musicie wiedzieć, że bardzo ciężko mi to szło. Nienawidzę zaczynać takich dużych opowieści. Miejmy nadzieję, że kolejne rozdziały będą łatwiejsze. 

Z takich innych wielkich przeżyć - jeśli ktoś jeszcze nie oglądał, to polecam miniserial "Chernobyl" od HBO. W dwa dni obejrzałam dwa razy, a teraz męczę tym rodzinę, bo przecież do trzech razy sztuka. Najlepsze jest to, że dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że bardziej niż aspekty historyczne, interesują mnie w tym wszystkim naukowe implikacje...

No i na koniec - dorobiłam się własnej pociechy w postaci psiaka imieniem Shiro. Shiroczko jest szpicem japońskim, najbardziej miękką materią jaką kiedykolwiek dotykałam i kupojadem do tego, ale i tak nie da się go nie kochać. Z tego wszystkiego założyłam mu konto na instagramie xD więc jeśli chcecie zobaczyć jak toto wygląda, to w komentarzu do tego akapitu znajdziecie link :)

No a teraz już zapraszam do tego wymęczonego rozdziału :)

– Kieran, śpisz? – Mistrzyni zajrzała do mojego pokoju. Mówiła przyciszonym głosem, najwyraźniej nie chcąc mi przeszkadzać, gdybym faktycznie się jeszcze nie obudził. Ja jednak już od jakiegoś czasu siedziałem z nosem w książkach, notując na pergaminie wszystko, co wydawało mi się godne uwagi. Mistrzyni podeszła bliżej i usiadła na łóżku, zaglądając mi przez ramię.

– Czego dokładnie szukasz? – zapytała.

– Czegokolwiek – odparłem, przerzucając kolejną kartę księgi tak starej, że niemal rozpadającej się w rękach. Gdyby opiekunka Pężyrka dowiedziała się, że wyniosłem ją z biblioteki, zapewne dostałaby białej gorączki, ale ja roztropnie (żeby chronić zarówno skórę na własnym tyłku jak i już wystarczająco zszargane nerwy poczciwej kobieciny) zrobiłem wszystko by nikt się o tym nie dowiedział. No, teraz wiedziała o tym Mistrzyni, ale skoro jeszcze nic nie powiedziała, raczej nie musiałem obawiać się jakiejś surowej kary.

– Kieran – zaczęła – słyszałam o twoim osiągnięciu sprzed pięciu dni, ale to, że ten jeden raz ci się udało, nie znaczy jeszcze, że dokonałeś przełomu. Powinieneś nieco zwolnić. Nie ma sensu aż tak się rozpędzać, gdy nie wiesz nawet, czy biegniesz w dobrym kierunku.

– Biegnę we wszystkich kierunkach – odparłem – więc jeden z nich musi być dobry.

Odłożyłem stare tomiszcze i sięgnąłem po o wiele lżejszą i nowszą książkę traktującą o kulturze i historii Starszego Ludu. Książka stanowiła podręcznik dla samych Starszych, więc spisano ją w ich języku, którego większość ludzi nie znała. Ja sam, chociaż uczyłem się go już parę lat, nadal nie do końca opanowałem runy, więc zdarzało się, że musiałem prosić innych o pomoc. Alina, która mieszkała na wyspie najdłużej z nas wszystkich, zawsze strasznie zadzierała nosa gdy prosiłem ją o pomoc, mała żmija. Nawet na zostawionych przez nią notatkach powciskanych między stronice książki widziałem nabazgrane na szybko złośliwe uśmieszki.

– Kieran – Mistrzyni położyła swoją dłoń na mojej ręce i łagodnie zmusiła mnie, żebym odłożył książkę. – Jeden lub dwa dni nie zbawią magów, za to ciebie mogą. Potrzebujesz odpoczynku. Od kiedy udało ci się z tamtym kamieniem, zachowujesz się jak opętany.

– Ja po prostu... – zacząłem, ale zająknąłem się i spuściłem głowę. – Ja tylko chcę wreszcie poczuć się bezpiecznie, Mistrzyni. Wiedzieć, że nie muszę już uważać na każdy swój ruch z myślą, że może się okazać tym ostatnim. Od tamtej pory nie poczyniłem żadnych postępów. Zupełnie żadnych. Mało tego, nie udało mi się nawet tego powtórzyć. Zaczyna mnie to doprowadzać do szału.

– Rozumiem. Tym bardziej musisz się jakoś wyładować – powiedziała powoli. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż wreszcie dodała. – Sulibor i Sulirad chętnie z tobą potrenują. Może przetrzepanie im skóry ci nieco pomoże. Pamiętaj, nie kryj się z tymi uczuciami. Lepiej od razu wszystko z siebie wyrzuć.

– Spróbuję – obiecałem, próbując się uśmiechnąć. Pewnie słabo mi poszło.

– Poczekamy na ciebie ze śniadaniem – powiedziała i ruszyła do drzwi. – Świętopełka smaży naleśniki, więc na twoim miejscu bym się pospieszyła – dodała ze śmiechem.

Położyła dłoń na klamce i już miała wyjść, gdy nagle odwróciła się i z troską w głosie zapytała:

– Kieran?

– Tak?

– Nie widziałeś gdzieś może jakiegoś obcego ci chłopca? Już od paru dni na niego czekam.

Pokręciłem głową.

– Przecież wszyscy nowi są nam najpierw przedstawiani?

– Tak, to prawda – przyznała ponuro. Przez chwilę stała tak bez ruchu z wyrazem zmartwienia na twarzy, ale wreszcie uśmiechnęła się ponownie i opuściła mój pokój, cichutko zamykając za sobą drzwi.

Chwilę jeszcze siedziałem bez ruchu, ale w końcu zeskoczyłem na podłogę i zajrzałem pod łóżko.

– Długo jeszcze zamierzasz się przed nią ukrywać? – zapytałem z przekąsem. – W końcu zacznie się domyślać, że gdzieś się chowasz, a gdy uzna, że ma dosyć gierek i użyje telepatii, od razu się zorientuje, kto jest winny.

– A co, nie umiesz się ochronić przed jej atakiem? – zapytał Nox, wyczołgując się spod łóżka i kichając od zalegającej tam wiekowej warstwy kurzu.

– Wyobraź sobie, że nie mam szans z wielokrotnie starszą i bardziej doświadczoną ode mnie Starszą, a sama próba ukrycia czegoś wywoła u niej podejrzenia.

– Jakbyś zadbał o wystarczający chaos w głowie, to by się nie odnalazła na tyle, by cię zlustrować.

– Chcesz mi powiedzieć, że ty tak jej unikasz?

– Kiedy już próbuje mi wleźć do głowy, czyli na co dzień... Tak – wyszczerzył zęby w złośliwym uśmieszku. – I mogę cię zapewnić, już od paru wiosen jestem na nią odporny. Caaałkowicie.

– Tak – prychnąłem. – I wcale nie straciłeś przez to piątej klepki.

Udał, że wcale tego nie usłyszał. Zupełnie jak gdybyś ty ją posiadał, odparowały za niego złośliwe głosiki w mojej głowie.

Cały poranek zszedł mi na pokazywaniu Suliborowi i Suliradowi gdzie raki zimują. Co prawda przeciw obydwóm bliźniakom na raz nie miałem większych szans, ale ze względu na honorowe zasady naszych pojedynków walki odbywały się tylko, gdy po obu stronach stała ta sama liczba przeciwników. Tak więc najpierw przetrzepałem tyłek jednemu, a potem drugiemu bratu. Kraik, który z lutnią pod ręką obserwował naszą potyczkę, z niemałą dumą na sam koniec zawył dopiero co ułożone peany na moją cześć. Takie zwieńczenie "turnieju" zmusiło nas wszystkich (to znaczy mnie, bliźniaków i obserwujące nas dzieciaki) do taktycznego odwrotu, przez co na polu bitwy na koniec został jednak nieudolny rybałt a nie sam zwycięzca.

Ponieważ Nox nadal ukrywał się w moim pokoju, a ja chciałem pobyć trochę sam i za radą Mistrzyni nie wracać od razu do książek, powiedziałem Suliborowi (lub Suliradowi, w sumie nadal nie potrafiłem ich odróżnić) że idę do smoczej groty, po czym ruszyłem w drogę, mając nadzieję, że nikt mi nie przeszkodzi i uda mi się nie zostać zeżartym przez miejscową strzygę. Niby dzień dopiero się zaczynał, a wredna paskuda wyłaziła ze swojego leża tylko w nocy, ale i tak dla pewności wziąłem toporek i kuszę.

Na naszej wyspie mieszkał smok, a raczej smoczyca – nazywaliśmy ją Królową, bo prawdziwego imienia wymówić nikt nie potrafił, a na każde inne przezwisko śmiertelnie (dla rozmówcy) się obrażała. Jak to prawdziwa, wiekowa gadzina, miała dość ognisty temperament i nie zawsze odwiedziny w jej grocie okazywały się dobrym pomysłem, ale o ile szukało się wyrozumiałego, niezbyt gadatliwego towarzystwa, szło się właśnie do niej. Już parę wieków temu, gdy Valdberg zamieszkiwali Starsi, osiedliła się w grocie na zboczu Dwuszczytu – najwyższej góry archipelagu, położonej na samym środku naszej wyspy i wyróżniającej się dwoma wierzchołkami, które najwyraźniej zainspirowały tego kogoś, kto nadał jej nazwę.

Królowa długie lata napadała na całe zachodnie wybrzeże Zapolyi i Blizbory, raz całkiem skutecznie plądrując nawet królewski skarbiec, a zimy spędzała, zaszywając się w grocie i śpiąc na swoich niezliczonych błyskotkach. Zyskała sobie przy tym bardzo złą sławę, która po części nakłoniła ludzi do szybkiego odwrotu z wyspy tuż po wykurzeniu z niej Starszych, a po części zapewniła Królowej świetną rozrywkę w postaci wielokrotnych, kilkuosobowych krucjat i pomniejszych wycieczek kwiatu zapolyańskiego, blizborskiego a nawet riekodańskiego rycerstwa. Kwiat bardzo skutecznie wiądł u wejścia do jej pieczary, a jego najlepsze, najbardziej drogocenne elementy trafiały do nieustannie rosnącej, wspaniałej kolekcji smoczycy. Sława Królowej (jak widać jej przezwisko całkiem nieźle nadawało się też na godny tej osobistości tytuł) rozniosła się na cztery strony świata na tyle skutecznie, że parę miesięcy temu na Valdberg zawitał drugi smok. Amant przyniósł ze sobą kilka porwanych dziewic, księżniczek (które dziewicami były już niekoniecznie) oraz skrzyń po brzegi wypełnionych klejnotami. Królowa najwyraźniej uznała taki podarunek, bo dziewice pożarła ze smakiem, księżniczki z lubością przehandlowała z królami za kolejne skarby, a te razem z klejnotami dołączyła do swoich pokaźnych kolekcji.

No, z wyjątkiem jednego pechowego dziewczęcia, które najwyraźniej było już piątą lub szóstą córką pomniejszego kniazia, który w wyniku prostych kalkulacji uznał, ze bardziej opłaca mu się na żądania bezczelnej gadziny w ogóle nie odpowiadać – w końcu tym sposobem nie musiał już się martwić o męża a tym bardziej wiano dla niezbyt pięknej, ale też nie będącej już dziewicą córki, mógł zaoszczędzić na jedzeniu, pachnidłach i szatach (które rzeczona córka pochłaniała w najwyraźniej dużych ilościach), a do tego również skarb zachował się w całości. Tak czy inaczej kniaziówna ostatecznie zaprzyjaźniła się z Królową i w przerwach między czyszczeniem jej zębów a polerowaniem złota, chętnie śpiewała i próbowała ratować szanse Kraika na zostanie szanowanym artystą.

Sam smoczy amant co noc ryczał z Królową przez parę długich tygodni, skutecznie spędzając wszystkim (nie tylko ludzkim) mieszkańcom wyspy sen z powiek, po czym wyniósł się bez słowa. I całe szczęście, bo w przeciwieństwie do Królowej, on sam nie przejmował się przyjaźnią ze skorymi do wspólnej rozrywki sąsiadami i chętnie zdziesiątkował nasze stada, przez co owce prawie zupełnie nam wyłysiały, a krowy przestały dawać mleko, co oczywiście odbiło się i na nas. Tak czy inaczej, już dwa miesiące cieszyliśmy się ciszą i jeszcze nigdy nie docenialiśmy jej tak bardzo. Tyle że to nie był koniec naszych przygód ze smoczą sąsiadką.

Królowa od jakiegoś czasu była bardziej drażliwa i jeszcze mniej ufna niż zazwyczaj, co świetnie tłumaczył fakt, że w najbezpieczniejszej części jej głębokiej groty spoczywały dwa skarby o wiele większej wartości, niż jakiekolwiek zebrane do tej pory klejnoty czy metale. Królowa strzegła jaj, a ponieważ najwyraźniej kilka ostatnich prób przedłużenia gatunku zakończyło się dla niej porażką, teraz nawet kniaziówna Dragomira nie miała do nich dostępu, co nie zmieniało faktu, że mimo wszystko smoczyca tolerowała również moją obecność, o ile nie podchodziłem zbyt blisko.

Nie ma się więc co dziwić, że gdy stanąłem przy wejściu do pieczary i usłyszałem dobiegający z niej śmiech kogoś, kto na pewno nie był ani Królową, ani kniaziówną, zacząłem się zastanawiać, czy się nie przesłyszałem. Zgodnie z zasadami zawołałem gospodynię, prosząc o pozwolenie na wejście do środka. Śmiech umilkł, a po chwili z ciemności odpowiedział mi niski głos smoczycy, zapraszający do głównej groty.

Sięgnąłem po jedną z wbitych w ziemię, płonących pochodni (Dragomira uznała, że razem ze szkieletami pokonanych wrogów dodawały one grocie odpowiedniego, groźnego nastroju) i posłusznie ruszyłem w głąb jaskini.

Po kilkuset łokciach dotarłem do największej groty i aż sapnąłem ze słusznego oburzenia. Na samym środku, na wielkiej górze złota leżała wielka gadzina o równie złocistych łuskach, niemal zlewająca się ze swoim posłaniem i błękitnymi oczami przyglądająca się siedzącemu na jej łapie, śmiejącemu się w głos chłopakowi. Pierwszy raz widziałem, żeby Królowa tak przyjaźnie odnosiła się do jakiegokolwiek obcego, ale gdy go poznałem, jakoś przestało mnie to tak dziwić. Nox odwrócił się do mnie z uśmiechem i zawołał:

– Hej, Kiri! Alk'quaratmahashnizamahrtduinath – jak w ogóle przeszło mu to przez gardło? – właśnie opowiadała mi o swoich dzieciach. Niedługo powinny się wykluć i najwyraźniej tym razem nie cierpią na lodową gorączkę!

– Lodową gorączkę? – zapytałem niepewnie. Więc to na to umierały do tej pory wszystkie jaja Królowej? Nic dziwnego, że smoczyca tak ostrożnie podchodziła do tego miotu, z tego co wiedziałem, nie było gorszej choroby dla smoczych piskląt.

– Tak, gdy przyznałem, że wiem co nieco o smoczych chorobach, pozwoliła mi sprawdzić jaja. Są zdrowe jak... Cóż, jak tylko mogą być.

Wyszczerzył zęby w pełnym samozachwytu uśmiechu, a ja uznałem, że chyba wolę nie pytać skąd zna się na smokach i ich niepowtarzalnych chorobach.

– Skąd wiesz o Królowej?

Chłopak wzruszył ramionami, zeskoczył z łapy smoczycy, przeciągnął się jak kot i obojętnym tonem wyjaśnił:

– Zanim tu przybyłem, musiałem co nieco poczytać o Valdbergu. Nilf uznał, że mam wiedzieć w co się pakuję, dołączając do grupy najbardziej niepanujących nad sobą uzdolnionych magicznie typów na świecie.

– Nilf? – skrzywiłem się, w pierwszej chwili uznając, że Nox musiał mieć na myśli jakiegoś swojego bliskiego albo po prostu z każdym lubił się tak spoufalać, ale zaraz dotarło do mnie od jakiego imienia musiał to być skrót i omal nie zakrztusiłem się z napływu słusznego gniewu. – Nie uważasz, że kiedyś za taką bezczelność ktoś cię w końcu powiesi albo skróci o głowę?

Nathaniel przekrzywił rzeczony czerep w wyrazie absolutnego braku zrozumienia, a ja prychnąłem przez nos, złapałem się pod boki i warknąłem:

– Jeszcze mogę zrozumieć, że zdrabniasz imię naszej Mistrzyni, ale naprawdę, robienie tego z samym księciem Nilfernem, największą szychą twojego ludu to trochę przegięcie, nawet jak na ciebie!

Po tygodniu rozmów z Noxem doskonale wiedziałem już, jak bardzo miał w poważaniu heraldykę, poprawność polityczną i odpowiednie tytułowanie innych. Co prawda trafił swój na swego, ale nawet ja miałem pewne granice, których Nathanielowi ewidentnie brakowało.

– Jakby jeszcze miał usłyszeć! – prychnął z lekceważeniem. – A tak poza tym Seli też jest grubą rybą, nie wiedziałeś?

Już miałem odpowiedzieć (nie, nie wiedziałem, Mistrzyni nie mówiła o sobie zbyt wiele, może żeby nas nie peszyć skoro była taka ważna), gdy od wejścia do groty rozbrzmiało echo dobrze mi znanego, dziewczęcego głosu.

– Królooowo! Czy pozwolisz nam dotrzymać ci towarzystwa?

Smoczyca warknęła twierdząco, a w dziwnej ciszy, która nagle zapadła w pieczarze, pod butami Aliny wyraźnie zachrzęściły drobne kamyczki wyścielające wejście do jaskini. Kątem oka zauważyłem, jak Nox nieco pobladł na twarzy – do tej pory nie pokazał się nikomu poza mną, więc teraz, najwyraźniej nie chcąc utracić swojego misternego, konspiracyjnego planu (na czymkolwiek on polegał), nerwowo rozejrzał się po grocie, szukając kryjówki. Gdy takowej nie znalazł, westchnął z rezygnacją i opadł na złoto obok Królowej. Chwilę później zza zakrętu wyłoniła się niosąca pochodnię Alina i drepczący za nią bliźniacy oraz Kraik. Z całej czwórki tylko prowadząca pochód "dama" nie wyglądała na całkowicie przerażoną bliskością "pani domu". Jako pierwsza zwróciła też uwagę na siedzącego przy gadzinie Starszego.

– Kiri, kto to jest? – zapytała podejrzliwym tonem.

– To jest... Eee... – zacząłem. W sumie niewiele mogłem jej powiedzieć. Mój niechciany gość nie powiedział mi o sobie prawie nic, cały czas zmieniając temat na czary, polowania, powieści czy demony – słowem wszystko, co nie dotyczyło jego osoby. Po tygodniu chowania go pod swoim łóżkiem nadal wiedziałem o nim tylko jak się do niego zwracać.

– Eee? Cudowne imię – przedrzeźniła mnie Alina. Nox skrzyżował nogi i pochylił się lekko do przodu, przyglądając jej się z zaciekawieniem.

– A więc to jest ta twoja alfa i omega? – zapytał z cieniem chichotu w głosie.

Cóż, on mi nie powiedział o sobie nic, ale gdy tydzień wcześniej pomógł mi się rozładować za pomocą magii, w przeciągu świecy zdołał wyciągnąć ze mnie wszystko w kwestii źródła tamtej frustracji. No fakt, gdy już zbierało mi się na mówienie o Alinie w dobrym tonie, miałem tendencje do słowotoków...

Wredna lisica uśmiechnęła się w ten swój czarujący sposób, jasno dając znać, że nie tylko łyknęła komplement, ale też doskonale zrozumiała, kto był jego pierwotnym źródłem, co potwierdziła, dzieląc się ze mną jednym z tych swoich męskich kuksańców.

Nagle poczułem się zagrożony. Miałem paskudne przeczucie, że Starszy i ta okropna dziewoja mieli nie tylko szansę świetnie się dogadać, ale jeszcze w jakiś sposób uczynić moje życie trudniejszym. Próbując przejąć pałeczkę w tej rozmowie, wypaliłem więc:

– Alino, to jest Nathaniel, dla przyjaciół Nox. Noxie, oto Alina z domu Czarnecka. Za nią czają się bliźniacy, Sulibor i Sulirad, nie pytaj który to który bo nie wiem, oraz Kraik, nasz samozwańczy rybałt.

Ku mojemu przerażeniu Alina, korzystając z faktu, że najwyraźniej dzisiaj miała jeden z tych kobiecych dni, gdy zakładała sukienki i stroiła się bardziej niż bawiące się w księżniczki dziewczynki, dygnęła elegancko, zgarniając materiał i pokazując, że faktycznie miałem powody, by przedstawiać ją rodowym nazwiskiem. Nie cierpiałem gdy to robiła. Nie dlatego, że jej to nie pasowało – bo pasowało i to jak! – ale dlatego, że wtedy czułem się o wiele od niej gorszy. W przeciwieństwie do niej, ja od ledwie paru miesięcy uczyłem się dworskich manier, a co za tym szło, w takie dni nie raz odnosiłem wrażenie, że w porównaniu z moją szlachetnie urodzoną przyjaciółką byłem w najlepszym razie bucem ze słomą wystającą z ciżem.

Ku mojemu przerażeniu, Nox odpowiedział jej zgrabnym ukłonem, jakiego nie powstydziłby się sam książę. Tak, zdecydowanie musiałem dopilnować, żeby nie zmówili się przeciwko mnie.

Szczęśliwie obydwoje chyba uznali, że starczy tych grzeczności, bo w dziwnym unisonie wybuchli śmiechem i przestali pozować na wielkich tego świata.

– A więc to ty jesteś tym poszukiwanym przez Mistrzynię Starszym – domyśliła się Alina. – Kto by pomyślał, że akurat tak uwielbiający ją Kieran odważy się jej postawić i ukrywać cię przez calutki tydzień!

Za jej plecami Sulibor i Sulirad skrzywili się w wyraźnej dezaprobacie, za to Kraik niemal zatańczył w miejscu i ruszył do Dragomiry, ewidentnie chcąc podłapać u niej parę muzycznych sztuczek.

– Co tu robicie? – zapytałem podejrzliwie, zezując na bliźniaków, którzy po chwili wahania ruszyli za muzykantem.

– Sulirad powiedział mi dokąd poszedłeś – odparła Alina. – A Mistrzyni uznała, że to bardzo dobrze, ze wreszcie oderwałeś się od książek, ale nie powinieneś za bardzo męczyć stróżującej Królowej, więc mamy cię zgarnąć i zabrać z powrotem do domu.

Westchnąłem ciężko. A już miałem nadzieję na chociaż trochę samotności. Samego Noxa za towarzysza bym jeszcze przebolał, ale towarzystwo czwórki innych, nawet jeśli jednym z nich była Alina, przekraczało granice mojej tolerancji.

– Niech będzie – skinąłem głową. – Możemy się zbierać.

Za moimi plecami rozległ się trzask, jakiś chrobot, a potem basowy pomruk zaniepokojonej smoczycy. Odwróciłem się. Królowa podniosła swój wielki łeb i z wyraźnym niepokojem nasłuchiwała dźwięków dochodzących z jej lęgowej groty. Nox poderwał się i stanął obok, gładząc ją po szyi i mamrocząc uspokajające słowa w mowie Starszych. Sulibor i Sulirad cofnęli się byle dalej od podburzonego gada, a Kraik wtulił się w suknię Dragomiry, bezczelnie obmacując przy tym kniaziównę, co z jakiegoś powodu nie uciekło mojej uwadze.

– To za wcześnie – warknęła z niepokojem Królowa. – Jeszcze nie czas.

Bez zrozumienia wpatrzyłem się w grotę, w której leżały jaja. Alina stanęła tuż obok mnie i wymamrotała:

– Kieran, chodź. Nie powinniśmy przeszkadzać, nie teraz...

O co jej chodziło?

– No chodź – z niepokojem szarpnęła mnie za rękaw. – Królowa nas toleruje, ale przy wylęgu powinniśmy zostawić ją samą.

Wylęgu...?

– Chwila – bąknąłem, bo w końcu zaczęło do mnie docierać czego byliśmy świadkami. – Chcesz mi powiedzieć, że właśnie...

– Oczywiście, głuptasie – prychnęła ze zniecierpliwieniem. – Łap Kraika i chodźmy.

Kraik nie potrzebował mojej pomocy, bo Dragomira sama zaczęła się strategicznie wycofywać, a niewydarzony rybałt oczywiście ruszył za nią. Sulibor i Sulirad czmychnęli zanim w ogóle zdążyłem ruszyć w kierunku wyjścia, za to Nox stał bez ruchu i czujnie wpatrywał się w Królową.

– Znowu to samo – warknęła smoczyca i chociaż (jak to u smoków bywało) nie widać po niej było paniki, czułem, że tak wczesny wylęg już teraz przyprawiał ją o szaleństwo.

Alina pociągnęła mnie do wyjścia, ale ja odwróciłem się w kierunku Noxa. Co on wyprawiał? Mamrotał coś pod nosem i sprawiał wrażenie w ogóle niezainteresowanego dbaniem o własny tyłek, to znaczy ucieczką. Zamiast tego wyprostował się i z porażającym spokojem ruszył w stronę wylęgających się smocząt.

– Nic im nie będzie – powiedział. – Żadne z twoich dzieci dzisiaj nie umrze, Alk'quaratmahashnizamahrtduinath.

Nie wiedziałem co było dziwniejsze: fakt, że Starszy właśnie przyjął rolę jasnowidza czy to, że Królowa najwyraźniej mu uwierzyła.

– Nox, chodź! – syknąłem. Może i spośród rówieśników miałem ze smoczycą najlepsze relacje (no, z wyjątkiem naszego nowego znajomego), ale nawet ja nie odważyłbym się wchodzić między nią a jej pisklęta, szczególnie w takiej chwili.

Nox uśmiechnął się tylko i machnął na mnie ręką, jak gdyby dając mi znać, bym sobie poszedł.

– Wracajcie do miasteczka – powiedział głosem tak spokojnym, że aż niepasującym do sytuacji. – Ja zostanę tu jeszcze trochę, zobaczymy się później.

Miałem naprawdę dużą ochotę zaprotestować i w ogóle powiedzieć mu, co myślę o takich pomysłach, ale Alina pociągnęła mnie raz jeszcze, a on zniknął mi już z oczu, zasłonięty przez połowicznie rozłożone skrzydła drepczącej mu po piętach Królowej. Zakląłem pod nosem, obróciłem się na pięcie i mając nadzieję, że tego nie pożałuję, podążyłem za przyjaciółką.

Niezbyt spieszyło nam się z powrotem do Valdbergu. Może po części mieliśmy nadzieję, że Nox lada chwila nas dogoni (co z tego, że pewnie mógł się po prostu teleportować do celu), a może świadomość, że w razie czego to my będziemy musieli tłumaczyć Mistrzyni, dlaczego wyczekiwany przez nią Starszy nie tylko nie stawi się w miasteczku, ale jeszcze należałoby wziąć jakieś naczynie i w akcie ostatniej posługi zebrać w nie proch, który zapewne miał zostać jedyną pamiątką po Noxie. W ogóle fakt, że nic nie mogłem zrobić, strasznie mnie denerwował. Miałem ochotę zawrócić i choćby siłą wyciągnąć Starszego z objęć śmierci, ale Alina chyba rozgryzła moje zamiary, bo nieustannie ściskała moją rękę, ciągnąc mnie w dół góry.

Dragomirę pożegnaliśmy przy niedalekim źródełku, ale Kraik, Sulibor i Sulirad szli razem z nami, ewidentnie mając nadzieję, że może uda im się zrobić użytek z zabranych kusz i toporków – zwłaszcza bliźniacy poczuwali się do zwalczania miejscowej strzygi, nawet jeśli nie mieli odwagi osobiście się do niej pofatygować. Gdyby jednak stanęła nam na drodze, z mokrymi gaciami zapewne stawiliby jej czoła, a potem rozpowiadali na prawo i lewo jacy to z nich bohaterowie.

Byliśmy już w zasadzie w miasteczku, gdy Alina odezwała się miękkim, pocieszającym głosem:

– Nic mu nie będzie.

Rzuciłem jej powątpiewające spojrzenie.

– Skąd ta pewność?

– Tak coś czuję – odparła, a potem cała jej dobrotliwa aura legła w gruzach, bo paskuda znowu zadarła nosa i niby mimochodem dodała – moja kobieca intuicja mi to podpowiada.

– Masz na myśli tę intuicję, która tydzień temu nakłoniła cię do ubijania kremu na ciasto tak ostro, że aż zrobiło się z niego masło i tę intuicję, która zapewniała cię, że Trigeminus na pewno spał słodko w swoim pokoju zamiast zwyczajowo podjadać bezy z kuchni? – odgryzłem się. Nawiasem mówiąc, mistrz oczywiście siedział w kuchni, gdy próbowaliśmy wymknąć się na jedno z leśnych uroczysk przez okno w rzeczonym pomieszczeniu. Jako że był całkowitym stoikiem, nawet nie podniósł głosu gdy nas nakrył. Za to od tamtej pory wszyscy doskonale wiemy jak szybko i skutecznie, bez zbędnego obrzynania, obierać ziemniaki i marchewkę – przez bity miesiąc byliśmy skazani na wachtę kuchenną.

Alina do tej pory nie chciała słuchać o ucieczkach przez kuchnię. Teraz wydęła policzki, gdzieś tracąc te swoje dzisiejsze nader szlacheckie maniery, kopnęła mnie w kostkę i już miała coś odpowiedzieć, gdy nagle idący przed nami Kraik syknął:

– Ćśś! O wilku mowa! Rozmawia z Mistrzynią!

W naszym spokojnym miasteczku można było robić tylko trzy ciekawe rzeczy: uczyć się (no dobrze, nie dla każdego nauka podpadała pod kategorię "ciekawych"), pojedynkować lub wymykać się do lasu. Ponieważ ta ostatnia wiązała się z innymi, nieco mniej szlachetnymi umiejętnościami, wszyscy jak jeden mąż, w wyćwiczonym do perfekcji unisonie przykucnęliśmy pod ścianą i zza węgła zaczęliśmy podsłuchiwać.

"Rozmawia" okazało się w tym przypadku zbyt delikatnym określeniem. Chyba po raz pierwszy słyszeliśmy jak mistrz Trigeminus podnosi głos:

– Mistrzyni Selioro – perorował – rozumiem, że nasze zdania co do przeznaczenia Obdarzonych znacznie się różnią, ale chyba nie uważasz, że to co obecnie robi Kieran naprawdę zasługuje na pochwałę! Przecież jeśli chłopak się nie opamięta, bardzo szybko doprowadzi do tragedii!

Mistrzyni westchnęła ciężko. Najwyraźniej nie tylko ja uważałem starego piernika za upierdliwego.

– Trigeminusie, rano z nim rozmawiałam. Spełniłam twoje prośby, ale nie wydaje mi się, żeby którekolwiek z nas mogło go w tej chwili zatrzymać. Kieran czuje potrzebę by się rozwijać. Potrzebę większą, niż ktokolwiek inny na tej wyspie.

– Rozwijać? – zapowietrzył się staruszek. – Ależ Mistrzyni, oni nie potrafią nawet nad sobą panować, a ty chcesz, by dokonywali cudów na miarę ludu Starszych? Owszem, posiadamy namiastkę waszej mocy, ale od narodzin pierwszego mieszańca wiadomo, że nie jest nam dane jej używać wedle zachcianek! Jedyne co możemy zrobić to nauczyć się trzymać ją na wodzy, tak jak zrobiłem to ja. Zwłaszcza w ich wieku nie powinni się wychylać, a ty nie tylko ich nie powstrzymujesz, ale jeszcze zdajesz się ich zachęcać do tego szaleństwa!

Mistrzyni znowu westchnęła. Głęboko. Z ledwie powstrzymywaną irytacją.

– Doceniam twoją mądrość, mistrzu – oznajmiła. – I rozumiem twoje obawy, naprawdę. Robię co w mojej mocy by zapobiec kolejnej tragedii, ale zdaję sobie też sprawę, że jedynie ich hamując, zmuszając do samokontroli, nigdy nie wygramy tej wojny. Ja naprawdę wierzę, że magowie są w stanie zapanować nad swoim darem. A żeby tego dokonać, muszą próbować, muszą szukać. I nie zrozum mnie źle, ale właśnie ten najbardziej niebezpieczny dla nich wiek jest jednocześnie tym, w którym mają największe szanse na sukces.

Oho. Najwyraźniej stary piernik uznał, że już dawno nie suszył nam głów o nasz odważny światopogląd. Czasami zastanawiałem się po co w ogóle współpracował z Mistrzynią, skoro ich zdania aż tak się różniły. Uznając, że dość już się nasłuchałem, na migi pokazałem przyjaciołom, że czas się stąd wynosić. Przemknęliśmy bokiem i już po chwili wykradaliśmy z kuchni świeżo upieczone ciastka.

Wieczorem Alina zebrała się na odwiedziny w moim pokoju. Najwyraźniej jednak nie przyszła do mnie, bo ledwie otworzyłem jej drzwi, wypaliła:

– Nox jeszcze nie wrócił?

Prychnąłem z irytacją i pokręciłem głową.

– On nie, ale ja tu jestem, wiesz?

Udała, że nie słyszy. Bezceremonialnie opadła na moje łóżko i wlepiła we mnie wyczekujące spojrzenie.

– No co? – warknąłem z irytacją. Zamknąłem drzwi i uznając, że nie będę siadał obok niej, zająłem miejsce na krześle przy biurku.

– Nie wydaje ci się, że warto byłoby sprawdzić co się z nim stało?

– Daj spokój – żachnąłem się – jeszcze nigdy nie widziałem, by Królowa tak pokojowo odnosiła się do kogokolwiek. Nic mu nie zrobi.

– Ona nie, ale może w drodze powrotnej trafi na strzygę albo biesa?

Odwróciłem się do biurka i leżących na nim książek. Nie chciałem żeby Alina uznała, że jakoś specjalnie mi zależy, więc zacząłem wertować jedną z nich. Trzeba dbać o wizerunek, bo jak już zostanę potężnym magiem, to wredna baba będzie mi złośliwie wypominać, jaką to beksą byłem jako dzieciak. No dobrze, o ile zostanę potężnym magiem.

– Jak znam życie, pewnie deportuje się prosto do tego pokoju – prychnąłem, gdy przyjaciółka uparcie nie chciała oderwać ode mnie natarczywego spojrzenia. Alina westchnęła ciężko.

– A co, jeśli nie? – zapytała.

– To otworzy teleport gdy wpadnie w kłopoty – prychnąłem. – Noxowi może i brakuje instynktu samozachowawczego, ale w końcu to Starszy, a najgroźniejsze co go tu czeka to strzyga lub bies. A z nimi poradzi sobie bez problemu. Może nawet samym gadaniem je obezwładni.

– Bardzo śmieszne – burknęła.

Przez chwilę siedzieliśmy w nieprzyjemnym milczeniu – ja udawałem, że nie czuję na plecach jej świdrującego spojrzenia, a ona chyba próbowała przewiercić mnie na wylot samym wzrokiem.

Wreszcie nie wytrzymałem:

– No dobrze! Co mam twoim zdaniem zrobić?!

– Powiedzieć Mistrzyni – odparła, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.

– Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale raczej nie będzie zbyt zadowolona gdy dowie się, że przez bity tydzień chowałem go pod własnym łóżkiem!

– Więc wolisz oszczędzić sobie paru przykrych słów i spojrzeń kosztem jego bezpieczeństwa? Ukrywając go przez ten czas, wziąłeś odpowiedzialność za to, co może z tego wyniknąć!

– Zupełnie jak gdybym miał wybór – prychnąłem. Kilka razy zbierałem się żeby powiedzieć Mistrzyni o Noxie, ale chłopak jakimś cudem za każdym razem wykrywał to nawet bez zaglądania do mojego umysłu i skutecznie namawiał mnie do zachowania milczenia.

– Idź – warknęła. Wstała, posapując odsunęła moje krzesło razem z siedzącym na nim mną, a potem przechyliła oparcie do przodu, zmuszając mnie do wstania. Odwróciłem się, gotów stawić jej czoła, ale ona już pchała mnie do drzwi. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.

Mistrzyni Seliora zajrzała do środka i zrobiła bardzo zaskoczoną minę. Najwyraźniej nie spodziewała się tu nas obydwojga, a już zwłaszcza nie w pozycji godnej zapaśników.

– Stało się coś? – zapytała podejrzanie pogodnym tonem.

– Tak, Mistrzyni – wypaliła Alina zanim zdołałem zasłonić jej usta ręką. – Kiri musi powiedzieć ci coś bardzo ważnego.

Zgromiłem ją wzrokiem, ale było już za późno, zresztą dziewczyna w ogóle się tym nie przejęła. Ponieważ Mistrzyni wpatrywała się we mnie pytająco, a ja nie widziałem już odwrotu, zaczerpnąłem tchu i ostrożnie wyjaśniłem:

– No więc... eee... Tak jakby... Tydzień temu spotkałem pewnego Starszego, który przedstawił się jako Nathaniel. Od tamtej pory chował się w moim pokoju, bardzo nie chciał, żebym komukolwiek o nim mówił. No a dzisiaj poszedł do Królowej i gdy zaczął się wylęg, został z nią żeby pomóc. No i tak jakby do tej pory nie wrócił...

– Nox poszedł do smoczej groty?! – wypaliła Mistrzyni. Od początku mojej bardzo skróconej opowieści stopniowo robiła się coraz bledsza, a teraz wyglądała już prawie jak trup. Szanowała smoki, ale zdecydowanie im nie ufała, a od kiedy zbliżał się wylęg, w ogóle bardzo jasno dawała nam znać, że woli, byśmy na razie nie odwiedzali Królowej. Czułem, że te niespodziewane wieści nią wstrząsnęły. Jeszcze nigdy nie zareagowała tak ostro, nawet gdy zginęła Gniewosądka. Wtedy była smutna, ale teraz... Wyglądała na wstrząśniętą. Odwróciła się na pięcie i nawet nie marnowała czasu na zbieganie po schodach – od razu się deportowała.

Jej reakcja tak mnie zaskoczyła, że dopiero po chwili dotarło do mnie, jak nazwała Nathaniela.

– Masz przerypane – stwierdziła Alina ni to z cieniem satysfakcji, ni to współczuciem w głosie. – Ale muszę przyznać, nie spodziewałam się, że aż tak się zdenerwuje. Nox jest kimś bardzo ważnym?

Przez chwilę nie odpowiadałem, ale wreszcie wziąłem głębszy wdech i powiedziałem cicho:

– Gdy się poznaliśmy, powiedział, że tylko jedna osoba tak na niego mówi. Jego siostra.

Wbiłem w Alinę puste spojrzenie. Teraz i ona pobladła na twarzy.

– Chcesz powiedzieć, że oni są rodzeństwem?

Skinąłem głową.

– Cóż, w takim razie "przerypane" to niedopowiedzenie – stwierdziła dobitnie, a mi nie zostało nic innego jak tylko skinąć głową jeszcze raz. Nawet nie spodziewałem się, że to nie jedyna niespodzianka, jaka czekała mnie tego wieczoru.

Gdy dwie świece później zeszliśmy na znacznie opóźnioną kolację, z ulgą zauważyłem, że Nathaniel siedział już przy stole. Mistrzyni posadziła go tuż obok siebie i chociaż chłopak nie był związany, miałem wrażenie, że bardzo nie chciał być tam, gdzie obecnie się znajdował. Był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, a jego rozbiegane spojrzenie miało jeden jasny przekaz – "ratunku!"

Cóż, skoro ewidentnie nic mu nie było, uznałem, że JA się na współczucie nie zdobędę – może jemu krzywda się nie stała, ale ja nadal musiałem się martwić o własną skórę – zwłaszcza teraz, gdy stało się jasne, że nie tylko ukrywałem, ale jeszcze pozwoliłem się zgubić samemu bratu Mistrzyni.

Sulibor i Sulirad uśmiechali się półgębkiem, posyłając mi wyzywające spojrzenia – najwyraźniej wiedzieli już wszystko co musieli, by zdawać sobie sprawę, w jaki gnój się władowałem. Pozostałe dzieciaki siedziały już przy stole, czekając na kolację i posyłając Noxowi ciekawskie spojrzenia – rzadko dołączali do nas nowi Starsi, a tak młodzi się jeszcze nie trafili.

Unikając złośliwych spojrzeń, ze spuszczoną głową zająłem swoje miejsce obok Aliny i próbując całym sobą wyrazić skruchę, całkowicie zignorowałem zaczepne kopniaki od jakimś cudem sięgającego mnie Noxa.

Już wystarczająco problemów mi narobiłeś, pomyślałem ze złością, czując na skraju świadomości jego natarczywe myśli. Kopniaki ustały, a chłopak również spuścił głowę. Najwyraźniej zrozumiał.

Niezręczna cisza trwała jednak tylko w mojej głowie – dzieciaki jak zawsze trajkotały, Kraik próbował przemycić lutnię do stołu (na szczęście Świętopełka go nakryła), a Alina na przemian rozmawiała z młodszymi koleżankami i posyłała mi pełne współczucia spojrzenia.

Wreszcie nadszedł czas na posiłek. Mistrzyni wstała i w pomieszczeniu natychmiast zapanowała pełna nabożnego szacunku cisza.

– Zanim zaczniemy jeść, chciałabym przedstawić wam waszego nowego towarzysza – oznajmiła lekkim tonem. Mimowolnie podniosłem spojrzenie i zaraz tego pożałowałem. Mówiła jak gdyby nic złego się nie stało, ale ledwie nasze spojrzenie się spotkało, już wiedziałem, że mam kłopoty.

– Miesiąc zmywania garów – wyszeptał rzeczowym tonem siedzący po mojej lewej Sulibor (lub Sulirad) ze złośliwym błyskiem w oku. – Co najmniej.

Nie mogąc się powstrzymać, sprzedałem mu kopniaka, a potem razem z pozostałymi utkwiłem badawcze spojrzenie w Noxie.

Zanotowałem, że ewidentnie nie miał żadnych obrażeń, a to oznaczało dwie rzeczy: po pierwsze, czekająca mnie kara miała szansę nie być rocznym sprzątaniem łajna w chlewie. Po drugie, drań zupełnie niepotrzebnie wpędził mnie w tarapaty!

– Ten chłopak to Starszy, który przybył do nas ze stolicy Nytenory. Miłochno, jak nazywa się stolica mojej ojczyzny? – zwróciła się do liczącej sobie ledwie cztery wiosny dziewczynki.

Miłochna wstała, teatralnie odkaszlnęła i dumna, że to jej zadano pytanie, wypięła pierś i sepleniąc, wypiszczała:

– Lena Siras!

– Tak, Laena Seiras – potwierdziła z uśmiechem Mistrzyni, z lekka zaciągając głoski. A jak się nazywa zamek książęcy?

– Molenol! – pisnęła mała.

– Tak, Morennor. Widzę, że sumiennie się uczysz. Świętopełko, Miłochna zasłużyła na dodatkowe ciastko na deser.

Kucharka skinęła głową, a szczęśliwa z nagrody dziewczynka zaklaskała w ręce z zachwytem. Nie mogłem nie pomyśleć, że dobrze, że wykradłem parę ciastek zaraz po powrocie do miasteczka, bo teraz pewnie mogłem się z nimi pożegnać na najbliższe parę tygodni.

– Wracając do meritum – kontynuowała Mistrzyni. – Poznajcie Nathaniela z domu Vermillion. Od dzisiaj Nathaniel będzie z wami mieszkał i...

Nie słuchałem dalej. Alina ze współczuciem położyła mi dłoń na ramieniu. Właśnie zrozumieliśmy, w jak wielkich tarapatach się znalazłem. To nie była tylko kwestia zostawienia Starszego samemu sobie. Ukrywanie go przed siostrą i niedopilnowanie, by nie stała mu się żadna krzywda było nie tylko przejawem mojej słabej gościnności. Nagle okazało się, że zapuściłem się wręcz na głębokie wody politycznych przewinień – tylko jedna nytenorska rodzina nosiła nazwisko Vermillion. Nilfern Vermillion, książę i pan na Morennorze, był głową państwa, i z tego co wiedzieliśmy, przy życiu pozostała tylko dwójka jego krewnych, konkretniej – młodszy brat i siostra.

W oczach stanęły mi świeczki. Przez okrągły tydzień ukrywałem, traktowałem bez cienia szacunku i na koniec zostawiłem na łasce smoka nie tylko brata Mistrzyni, ale do tego samego księcia Nytenory, drugiego w kolejce do tronu Nathaniela Vermilliona.  

Ciąg dalszy nastąpił

Ciekawa jestem, czy razem z tą ostatnią nowinką z rozdziału ogarnęliście jedną rzecz odnośnie Kanimira i Heleny Ajerowiczów *tajemniczy ton głosu*

Ponieważ sytuacja z Dragomirą jest częściowo zainspirowana pewnym starym filmikiem z YT - poniżej zamieszczam rzeczony materiał. Animacja stara, ale jara. Do tej pory uwielbiam.

No i tak na zakończenie:

Gwoli wyjaśnienia - Yttjslel ostatnio stwierdził, że on jedzie z apdejtami według grafiku, podczas gdy moje rozdziały pojawiają się jak hiszpańska inkwizycja. Nie mogłam sobie odpuścić ¯\_(ツ)_/¯

Przynajmniej daje to szanse na równie przyspieszoną (co niestety opóźnioną) publikację kolejnego rozdziału :')

Continue Reading

You'll Also Like

183K 11.3K 109
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
763K 50.3K 200
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
41K 3.1K 62
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
15K 878 37
Po zakończonej, jak i wygranej bitwie o Hogwart, uczniowie wracają powtarzać rok jak i skończyć edukację. Dużo się zmieniło, natomiast sami uczniowie...