Born to die

Galing kay Mesmissa2001

480 48 15

Camilla Johnson jako członkini domu węża i arystokratycznej rodziny, o czystej krwi, musi z wielką precyzją o... Higit pa

Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5

Rozdział 6

58 7 4
Galing kay Mesmissa2001

- Co ci jest Johnson? - jego głos rozdarł ciszę, nie było w nim już śladu dawnej agresji, pozostał jedynie chłód i jakby odrobina... nie, to niemożliwe. Przyglądał jej się badawczo i nie próbował naruszyć przestrzeni, która mogłaby się jej wydać zagrożeniem.

Czuła, że pogrążyła się już na dobre i nic nie jest w stanie jej uratować.

Postawa dziewczyny przywodziła mu na myśl dzikie zwierzę, zagonione w pułapkę i bezcelowo szukające drogi ucieczki. Jej oczy wypełniał strach i niczym ciemna chmura przysłaniał racjonalne myślenie.

Nie był to dla niego nowy widok, a wręcz mógłby go zaliczyć do swojej codzienności. Widział strach na zbyt wielu twarzach, które błagały go o litość, konając w męczarniach. Czarny Pan odkąd powrócił zdawał się chcieć wyżyć za cały ten czas, w którym nie był do tego zdolny, a przyglądanie się cierpieniu innych i tym bardziej zadawanie go było dla niego najlepszą rozrywką. Snape jako jeden z najbardziej zaufanych w Wewnętrznym Kręgu, miał tę nieodzowną przyjemność uczestniczyć we wszystkich „zabawach" Śmierciożerców. Dlatego też zaniepokoiło go i zdziwiło, że zaskoczenie z taką łatwością uwidoczniło się na jego twarzy.

Zachowanie dziewczyny zaintrygowało go, już od zdarzenia w Wielkiej Sali wiedział, że dzieje się z nią coś niedobrego, a teraz miał tego stuprocentowe potwierdzenie.

Nie miał pojęcia dlaczego nie doniósł o tym od razu. Voldemort wyznaczył mu specjalną misję, miał „sprawować pieczę" nad tymi, którzy kwalifikowali się do wstąpienia w jego szeregi. Kontrolować ich i obserwować, aby następnie zdać mu dokładny raport o ewentualnych przejawach słabości czy też niekompetencji.

Musiał przyznać, że oprócz tych dwóch ekscesów nie można jej było niczego zarzucić. Jej kontrola była prawie, że idealna. Niestety w środowisku Śmierciożerców „prawie" było niewystarczające i Severus doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Johnson była córką Alberta i Louise, którzy również zajmowali znaczącą pozycję wśród popleczników Czarnego Pana, domyślał się więc, że postawiono jej wysoką poprzeczkę, a rodzice dziewczyny nie wybaczyliby jej gdyby nie została przyjęta do grona wyznawców czarnoksiężnika.

Dobrze wiedział jak funkcjonują rodziny tego typu. Przykra prawda była taka, że jej los został przesądzony w dniu narodzin, a całe dzieciństwo poświęcono na przygotowanie do służby i przyjęcia mrocznego znaku.

Otrząsnął się z rozmyślań gdy poczuł, że w jego umyśle pojawia się uczucie zbliżone do współczucia, które w żadnym wypadku nie powinno się tam teraz znaleźć.

Johnson osunęła się po ścianie i teraz siedziała skulona na podłodze.

Szybko przeanalizował w głowie wszystkie możliwości, jego oczy zrobiły się niezdrowo zimne i odległe, jakby dokonał właśnie jakiegoś straszliwego wyboru.

Tak będzie lepiej

Jednym krokiem pokonał dzielący ich dystans ignorując pisk dziewczyny, który przypominał odgłos zarzynanego zwierzęcia. Złapał ją za szatę i zaciskając na niej swoje długie, kościste palce pociągnął do góry, jednocześnie przypierając przedramieniem do ściany.

Ich spojrzenia spotkały się, dzikie i zamroczone na przeciwko przysłoniętego jedynie stalową obojętnością. Snape ani na chwilę nie opuścił wzroku, wbijając z całą siłą i przenikliwością swoje hebanowe oczy wprost w twarz dziewczyny. Jakby chciał ją odrzeć ze wszystkich złudzeń kontroli, pokazać, że to on jest tym silniejszym, a ona nie ma z nim szans.

Założył maskę śmierciożercy, która przez te wszystkie lata tak dobrze się do niego dopasowała.

Wyrywała się i szamotała, jakby w szaleńczym opętaniu za wszelką cenę próbując wyswobodzić się z sideł swojego oprawcy.

- Uspokój się - warknął, jednak nie wywołało to żadnej reakcji. Wolną ręką wydobył z połów swoich szat różdżkę i wycelował w Camillę, która  na krótką chwilę zamarła w bezruchu wpatrzona w magiczny przedmiot, bo po chwili naprzeć na niego z jeszcze większa siłą.

-Flagello - syknął, a bladożółty strumień światła, pomknął w stronę Ślizgonki i ugodził ją w policzek, zostawiając po sobie czerwoną szramę, z której powoli zaczęła sączyć się krew. To na chwilę ją otrzeźwiło. Chciała złapać się za ranne miejsce, w akcie niedowierzania jednak Snape trzymał ją mocno nie pozwalając na żaden ruch.

Teraz dostrzegając, że rzeczywistość znowu wdarła się do jej umysłu, wyczuł dla siebie idealną szansę. Zwiększył siłę, z którą naciskał na szyję dziewczyny swoim przedramieniem, sprawiając że poziom tlenu który docierał do jej organizmu gwałtownie zmalał. Swoimi drobnymi dłońmi próbowała odciągnąć jego rękę jednak na nic to się zdało.

- Teraz posłuchasz mnie uważnie Johnson - wypluł jej nazwisko jak najgorszą obelgę, a oczy zaiskrzyły mu blaskiem skutego lodu. - Nie możesz sobie na to pozwolić i dobrze o tym wiesz. Czarny Pan byłby zawiedziony twoim zachowaniem - Pogarda wyraźnie przebijała się w tonie jego głosu i uderzała w nią z bolesną skutecznością. Złapał ją za włosy i ignorując jej jęk pociągnął do góry, tak że była zmuszona odchylić głowę lekko do tyłu. - Dobrze wiesz co by ci zrobił - szepnął do jej ucha w hipnotyzujący sposób. - A może opowiedzieć ci dokładnie, jak zabawia się z takimi jak ty? - Maska śmierciożercy coraz bardziej stapiała się z jego twarzą, a on bał się, że kiedyś nie będzie już żadnej różnicy. Jego uścisk na chwilę zelżał jednak zaraz wyrzucił z głowy te niepokojące myśli.

- Proszę... - wychrypiała próbując złapać oddech, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- O co prosisz Johnson? O łaskę? - krzyknął szarpiąc nią. - Myślisz, że on ci to da?! Myślisz, że zlituje się nad tobą?! - Wyzbył się wszelkich emocji ze swojego głosu, co nie przyszło mu z taką łatwością jakiej by sobie życzył.

Musisz to zrobić Severusie.

Wiedział, że aby to miało sens musiała zostać jedynie zimna obojętność, inaczej nie uda mu się....

- Jesteś nikim. Dla niego jesteś nikim. Dla mnie jesteś nikim - zapadał się coraz głębiej, próbując odgrodzić od wszystkich ludzkich uczuć, które próbowały się przebić przez jego barierę, jednocześnie wiedząc, że robił  to co słuszne, że nie było innego wyjścia. - Dla swoich rodziców jesteś nikim - na krótką chwilę zapadła cisza, przerywana zachrypniętym i urywanym oddechem Ślizgonki.  

- BĘDZIE TYLKO BÓL! - wrzasnął i jakby na znak tego, uderzył ją w twarz, wkładając w to wystarczająco dużo siły, aby uczucie nie zniknęło przez najbliższe tygodnie. Jego spojrzenie na chwilę się załamało, jakby ukazując ból, na potwierdzenie słów, które przed chwilą padły z jego ust, jednak za moment stało się jeszcze bardziej lodowate niż wcześniej.  - Jeżeli Voldemort karze mi cię zabić, to zrobię to bez zastanowienia - jego szept przecinał powietrze niczym stalowe ostrza, a pewność wydobywająca się z ust zdawała się być nienaganna. - A wiedz, że jeżeli twoje zachowanie się nie zmieni, to wkrótce wyda takie polecenie i nikt tego nie zignoruje - syknął chcąc aby zapisało się to w jej umyśle.

Trzeba poświęcić jednych aby inni mogli przeżyć.

Uważnie przyglądał się twarzy dziewczyny i widział jak jej oczy, które przed chwilą wyrażały strach i wstrząs, robią się teraz coraz bardziej odległe, jak powoli wszystkie jej uczucia chowają się do środka i zapadają głęboko pod skorupą obojętności.

Doskonale wiedział jak to jest, jednak coś nie dawało mu spokoju. Jakieś dziwne uczucie wkradło się do jego głowy i nie chciały stamtąd wyjść, jakby.... Nie, to nie możliwe! On nie miał uczuć! Nie żałował tego! Postąpił słusznie, tak jak należało, to była jedyna droga, jedyne wyjście!

Rozluźnił swój uścisk, a Johnson gwałtownie wciągnęła powietrze i ledwo utrzymała się na nogach, które wciąż drżały. Nie skrzywiła się, nie dotknęła szramy szpecącej policzek ani nie zgięła się w pół z niewątpliwego bólu i wyczerpania.

Jej oczy wyrażały to na co Snape czekał - pustkę.


----------------------------------------------------------------------------------

Wracam do was po długiej przerwie z nowym rozdziałem! Miałam trochę zamieszania w życiu, a w ostatnich dniach byłam bardzo zabiegana dlatego też nie mogłam wcześniej nic napisać, jednak teraz rozdziały powinny pojawiać się częściej:)

Wiem że ta część jest krótsza niż wszystkie poprzednie, mam jednak nadzieję, że jej treść to zrekompensuje.

Co mogę powiedzieć? Wszystkie rozdziały, ktróre się dotąd pojawiły były tak na prawdę pewnego rodzaju prologiem, do tego co nastąpi później, jednak nie wyobrażałam sobie, żeby zrobić z tego jeden długi tekst.

Jestem ciekawa czy zaskoczy wasz to co dalej, ponieważ moja opowieść nieco różni się od większości tego typu, które czytałam ;D

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

52.7K 2K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
16.8K 642 47
𝐓𝐡𝐞𝐨𝐝𝐨𝐫𝐚 𝐇𝐚𝐫𝐫𝐢𝐧𝐠𝐭𝐨𝐧 to postać głęboko związana z dzieciństwem Płotek z Outer Banks, która opuściła grono swoich przyjaciół bardzo d...
63.7K 2.7K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
49.3K 3.2K 76
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent