Więzień Labiryntu - Re: Powró...

By LuciferMorny

6.9K 552 152

Thomas cieszy się, że udało im się uratować aż dwieście osób. Nowa kolonia Odpornych miała pozostawać bezpiec... More

P. I / TOMMY, TOMMY, TOMMY
P. II / TO SIĘ NIE ROZPIKOLIŁO OD TRZECH LAT
P. III / WYGLĄDA JAKBY CHCIAŁ SIĘ POPŁAKAĆ MAMUSI
P. IV / WIEDZIAŁ, ŻE PRÓBOWAŁEM SIĘ ZABIĆ
P. V / TO TERAZ TRZEBA GO TYLKO DOTASZCZYĆ DO CIAPY
P. VI / JESTEŚ JAK JEZUS?
P. VII / STRACIŁEM ICH OBU
P. VIII / TY TĘPA KUPO ZŁOMU
P. IX / PAMIĘTAM TOMMY, PAMIĘTAM
P. X / MIAŁ NAPRAWDĘ BRZYDKĄ TWARZ
P. XI / NIKT NIE POZWOLI CI WBIEC DO LABIRYNTU ŚWIEŻUCHU
P. XII / MYŚLĘ, ŻE TO CI SIĘ PRZYDA, GDY BĘDZIESZ GO OPEROWAĆ
P. XIII / TO MUSI BYĆ NASZA WSPÓLNA DECYZJA
P. XIV / CZYŚ TY PURWA NA GŁOWĘ UPADŁ?
P. XV / WŁAŚNIE TO ZROBIŁBY MINHO, GDYBY MÓGŁ
P. XVII / NIE JEST TEGO WART
P. XVIII / NIEDŁUGO ZNOWU SIĘ ZOBACZYMY
P. XIX / JEŚLI NIE POTRAFISZ ZAUFAĆ JEMU, ZAUFAJ MNIE
P. XX / PRÓBA
P. XXI / ZMIANA WARTY
P. XXII / NARADA RUCHU OPORU
P. XXIII / SZEŚĆ SZCZEPIONEK
P. XXIV / POCZĄTEK PRACY
P. XXV / JESZCZE NIE JESTEŚMY DRESZCZEM
P. XXVI / WOLNY DZIEŃ
P. XXVII / OSTATNIA ODPRAWA
P. XXVIII / CHAOS KONTROLOWANY
P. XXIX / WYKŁAD THOMASA
P. XXX / PIERWSZE ODNALEZIONE ZAPASY
P. XXXI / MIŁOŚĆ DO PRYSZNICA
P. XXXII / OWSIANKA
P. XXXIII / POCZĄTEK ROZMOWY W KAFETERII
P. XXXIV / ABSURDALNIE IDIOTYCZNA KRADZIEŻ
P. XXXV / LISTA ZADAŃ
P. XXXVI / NAJMĄDRZEJSZE SŁOWA DANEGO DNIA
P. XXXVII / NEGOCJACJE Z GALLYM
P. XXXVIII / POMYSŁ NA WYSADZENIE TUNELU

P. XVI / POWOLNE ODLICZANIE

192 15 0
By LuciferMorny

Ustawili się tak blisko siebie, jak tylko fizycznie dali radę. Parami, z Newtem i Thomasem na przedzie. Przez chwilę brunet zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby iść z ukochanym w drugiej parze, gdzie przynajmniej nie robiliby za mięso armatnie, gdyby coś poszło nie tak. Nie wyraził jednak tej myśli na głos, bo wiedział, jak bardzo zirytowałoby to blondyna. Jasne, że Thomas był pewien, że mógł włóczyć się na froncie choćby i z megafonem w dłoniach, ale po prostu nie chciał ryzykować życia Newta. Tak, jak cały czas czuł potrzebę upewniania się kątem oka, że wszystko jest z nim w porządku. Koniec końców jednak tylko Thomas wiedział, gdzie dokładnie mają pójść, więc logicznym było, że poprowadzi, tak, jak logicznym było, że Newt nie odstąpi go nawet na krok.

Darowali sobie wszelkie rozmowy. Doskonale wiedzieli, że i tak igrają z losem samym przemykaniem tuż pod nosami Bóldożerców. Nie chcieli dawać im dodatkowych powodów do podejrzliwości. Niby Thomas nie przypominał sobie, by kiedykolwiek maszyna zaatakowała inną, nawet uszkodzoną maszynę, ale przecież szczęścia nie należy naginać. Thomas mocno zaciskał dłoń na lokalizatorze, gdy mijali kolejne zakręty i podążali kolejnymi ścieżkami. Brunet zarządził dwie przerwy i chwilowo niesamowicie bardzo doceniał to, że pamięta wszystko. Dzięki temu, że potrafił skojarzyć, jak poruszał się Newt i jak zachowywało się jego ciało z tym, jak Newt radził sobie fizycznie na Pogorzelisku, potrafił zauważyć, kiedy chłopak próbuje grać silniejszego, niż w rzeczywistości był. Nie żeby reszta ich ekipy nie potrzebowała odpoczynku. W końcu ciągły stres, lęk i wbrew pozorom spokojne, równe tempo, też potrafiły dać się we znaki.

Na własne szczęście nie natknęli się na żadną maszynę aż do Nory, choć nieustannie słyszeli ich ruch. Nieprzyjemne ocieranie metalu o kamień, gdy odnóża Bóldożerców przenosiły ich ogromne cielska z miejsca na miejsce. Czasami mieli wrażenie, że potwory są dosłownie tuż obok. Czy to za najbliższą ścianą, czy nad nimi, czy gdzieś za ich plecami. I pewnie wiele z tychże przypadków było nawet prawdziwymi, ale oni nie śmieli się odwrócić i nie chcieli spędzić w Labiryncie więcej czasu, niż było to absolutnie konieczne. 

Thomas na swój sposób cieszył się z ogólnego stresu. I widział tę samą ulgę wymalowaną na twarzy Newta. Dopóki wszyscy byli zajęci myśleniem o przeżyciu nikt nie pytał go, skąd wie to wszystko i dlaczego tak dobrze sobie radzi. A przecież były to pytania, które prędzej czy później musiały paść.

Chwilę największego strachu przeżyli w samej Norze. Zwiadowcy po raz pierwszy w życiu widzieli tylu Bóldożerców w jednym miejscu. Zupełnie jakby fakt, że stosunkowo niedawno zobaczyli jakiegokolwiek w ogóle, nie był wystarczająco przerażający. Kiedy jednak szli kamienną ścieżką, gdy potwory budziły się i wychodziły ze swoich komór, praktycznie wszyscy wyobrażali sobie swoją niechybną śmierć. One jednak zachowywały się, jakby wszystko było w absolutnej normie. Przynajmniej do momentu, w którym Thomas wsunął lokalizator w odpowiednią szczelinę, co spowodowało podświetlenie się panelu do wpisania kodu. Chłopcy rzucili się w jego stronę najszybciej jak mogli, widząc, jak nagle potwory zmieniają kierunek swojego chodu i pełzając w ich stronę, strasząc ich ohydnymi i pikolenie śmiercionośnymi odnóżami. Gdy jednak Thomas wśród wrzasku popędzających go przyjaciół, wpisał kod, najbliższa ściana poruszyła się. Przez chwilę brunet zwątpił, czy przeżyją i już był zły, że będzie musiał zaczynać wszystko od nowa, gdy ściana opadła z hukiem, zgniatając najbliższego potwora. Thomas wziął głęboki wdech żeby uspokoić zszargane myśli i nerwy, odwracając się w stronę przyjaciół.

- Poczekajcie chwilę tutaj. Muszę się upewnić, jaka tam jest sytuacja - zaczął szeptem. - Nie wychodźcie stąd, tu powinniście być bezpieczni. A gdybyśmy się później już po drugiej stronie rozdzielili, uciekajcie. Przed każdym możliwym zagrożeniem. Nie inicjujcie żadnej walki, mają broń, która Was rozłoży na łopatki.

- A Ty jak zwykle na pierwszy ogień co? - spytał Newt, delikatnie ściskając rękę chłopaka, nim ten uśmiechnął się nieco zawadiacko i odwróciwszy się, otworzył drzwi.

Thomas wstępnie upewnił się, czy jego przyjaciele pozostawali w bezpiecznym ukryciu, gdy on nieco uchylił drzwi wyjściowe. Spodziewał się lekkiego chaosu. Może nawet kilku Poparzeńców, biorąc pod uwagę jakie zamieszanie musiało panować, gdy Kanclerz Paige fingowała własną śmierć. Choć brunet szybko zganił się w myślach, że to przecież bardzo mało prawdopodobne. Niemniej uzbrojeni strażnicy, którzy zupełnie nie spodziewali się grupy nastolatków byli więcej niż pewną przeszkodą. Zniszczenie lampy celnym rzutem noża nie było problemem. I dawało Thomasowi sporą przewagę w postaci zaskoczenia. To, że chłopak liczył, że strażnicy na obchodzie porozmieszczani są tak rzadko, że do awarii przybiegnie tylko jeden, było już czystą modłą o szczęście, które przecież dotychczas im sprzyjało.

Stojąc nad obezwładnionym ciałem strażnika, przewieszając sobie przez ramię jego broń przez ramię i ciągnąc go w stronę przejścia, z którego wcześniej skorzystał, chcąc schować jego nieprzytomną osobę w bezpiecznej części Nory, Thomas uświadomił sobie, jak wiele wad miał ich plan. Zwiadowcy nigdy wcześniej nie korzystali z jakiejkolwiek realnej broni. Pewnie nawet nigdy takowej nie widzieli, w końcu byli dziećmi. Może i odebranymi rodzicom i w czasie interwencji mogliby natknąć się na karabin czy pistolet, ale ludzki mózg, zwłaszcza dziecięcy, ma to do siebie, że próbuje wymazać bolesne i nieprzyjemne wspomnienia. Czas też robi swoje. A co dopiero serum, które wymazuje pamięć. Thomas bał się przede wszystkim tego, że jego koledzy nie poradzą sobie mając taką broń naprzeciw siebie. A naprawdę nie chciał nikogo stracić.

Chłopak nie rozglądał się na boki. Nie miało to najmniejszego sensu i tak wyglądał cholernie podejrzanie przez sam fakt ciągnięcia pozbawionego przytomności strażnika. Odetchnął z ulgą, gdy z pomocą Zwiadowców ukrył mężczyznę w komorze przejściowej z Nory. Zwrócił wszystkim uwagę żeby zachowywali się w miarę spokojnie i udawali, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, próbując nie zwrócić na siebie uwagi. Zupełnie jakby to było w ogóle możliwe. Niemniej ruszył, krocząc na przodzie w miarę szybko, gdy reszta pozostawała parę kroków za nim i zdejmując każdą kolejną kamerę umieszczoną pod sufitem jednym, czystym strzałem.

Teraz nie mechaniczne odgłosy Bóldożerców wydawały się najstraszniejsze lecz szybkie kroki ludzi, którzy przebiegali korytarzami obok, gdy Thomas i reszta przyklejała się plecami do ściany, wstrzymując oddechy i mając nadzieję, że spieszący tudzież zamyślony człowiek nie będzie zawracał sobie głowy rozglądaniem się. Newta zaskoczyła głównie celność bruneta i jego spokój czy pewność, które niemal od niego biły, gdy w stanie zwiększonej czujności poruszał się, trzymając broń w gotowości. Prawie, jakby możliwość obrony samego siebie za pomocą tej kupy żelastwa naprawdę chłopaka wyciszało i uspokajało. Oglądanie go w takim momencie było niemal hipnotyzujące.

Tak, jak nie mógł od niego oderwać wzroku, gdy Thomas kazał im poczekać i nie ruszać się pod żadnym pozorem, a sam opuścił broń i trzymając ją, skierowaną w stronę podłogi, wyszedł z ostatniego korytarza, pewnym krokiem kierując się w stronę trzymającej broń dorosłej kobiety. W ogólnym zamieszaniu nikt go nie zauważył, ale jemu to nie przeszkadzało. Wiedział, że prędzej czy później zwróci na siebie ich uwagę. Chociaż przepełnionego sarkazmem tekstu i tak nie mógł sobie darować.

- Strzał w głowę może jest skuteczny i ja coś o tym doskonale wiem, ale nie pistoletem do paintballa - zauważył Thomas, dość głośno, poprawiając uścisk na broni, na wszelki wypadek, gdyby po prostu musiał z niej skorzystać.

Wszyscy natychmiast stanęli jak wyryci, a pistolet, który wypadł z dłoni Kanclerz Paige wydał w zderzeniu z podłogą odgłos, który w panującej nagle ciszy wydawał się niemal przytłaczający. Kobieta stojąca przed nim ewidentnie nie rozumiała, co działo się przed jej oczami.

- Thomas, ale jak to? - spytała, absolutnie zaskoczona, podchodząc do chłopaka nieco bliżej.

- Długa historia - uciął temat chłopak, nie chcąc tłumaczyć się z tego, co przeszedł, bo po prostu nie wiedział, jak ubrać to w słowa. - Ale pamiętam wszystko. Każdy dzień, każdą minutę. Wszystko. I to jest najważniejsze. I przybywam do Pani, jak pikolony Mesjasz. Tyle, że mam pewne warunki.

- Zupełnie nie rozumiem, o czym mówisz chłopcze - Kanclerz Paige zdecydowanie potrzebowała więcej informacji, niż Thomas chciał jej przekazać. Musiała zrozumieć cały obraz, znać całą sytuację, panować nad zdarzeniami. A chwilowo daleko było jej do każdej z tych rzeczy.

- Oczywiście, że Pani nie rozumie. Gdyby tak było to nie robiłaby Pani całej tej szopki - odpowiedział Thomas chłodnym tonem, w którym pobrzmiewał jednak szacunek i w pewnym niewielkim stopniu nawet przyjaźń. - Której notabene nie ma konieczności już ciągnąć, skoro tu jestem. Choć muszę Pani podziękować, Pani Kanclerz, bo wsadzenie mnie do Labiryntu to był strzał w dziesiątkę. Znaczy, wiem, że to nie do końca była Pani decyzja, ale myślę, że doskonale wie Pani, o co mi chodzi. Więc powiem to najprościej jak się da. Wydarzenia w Labiryncie i poza nim zadziałały. Lek, którego szukamy płynie w moich żyłach. I jestem chętny się nim podzielić. Nawet bardzo. Ale pod pewnymi warunkami.

- Zgaduję, że nie jest ich mało - wtrąciła słabo kobieta, próbując pojąć, jak mogła nie zauważyć, że ma Lek tuż pod własnym nosem. - Przed zesłaniem Cię do Labiryntu byłeś tylko Odpornym. Nie byłeś Lekiem.

- Czas zmienia ludzi - odpowiedział Thomas zdawkowo, wzruszając ramionami. - Niemniej proszę ewakuować niepotrzebny personel, musimy podjąć pewne decyzje, a do tego potrzebny będzie dość niedługo kontakt z Mary.

- Z Ruchem Oporu? - spytała Kanclerz Paige, dodatkowo blednąc i Thomas powoli zaczynał się zastanawiać, czy kobieta na pewno przeżyje ilość stresu, którą zamierzał na nią zrzucić. Choć akurat o przeżywaniu to on jeden wiedział najwięcej.

- Albo na moich warunkach, albo wcale. I proszę mi uwierzyć, że nie będę miał problemu z zastrzeleniem którejkolwiek z obecnych w tym pokoju osób. Zwłaszcza siebie - dodał, z nieco zbyt cynicznym uśmieszkiem, a Kanclerz Paige zaczęła się zastanawiać, gdzie podział się ten zakochany w nauce chłopak, który chciał ratować świat. I kiedy stał się tym pełnym zaparcia mężczyzną, z którym nie chciała się mierzyć. A Thomas wiedział, że kiedyś da radę przekonać ją, że tak naprawdę w głębi duszy się nie zmienił. Może nieco zgorzkniał, ale któż dałby radę się przed tym uchronić, biorąc pod uwagę jego przejścia? Tyle, że na to czas będzie później. Tak jak i na wszelkie tłumaczenia.

- Wszystkich? - rozległ się nieprzyjemny głos Jansona, który z nieprzyjemnym uśmieszkiem wyłonił się z korytarza, trzymając broń przy głowie Newta, którego prowadził przed sobą. Thomas bez wahania uniósł karabin i wycelował go w stronę mężczyzny. - Nie boisz się, że trafisz przyjaciela?

- Nie - odparł spokojnie Thomas, kładąc palec na spuście. - Nigdy nie chybiam. Chcesz się przekonać o tym na własnej twarzy? Bo jeśli zaraz go nie puścisz to sprawię, że będzie wyglądała o wiele lepiej w czerwieni - dodał chłodno, nim zwrócił się bezpośrednio do Newta i reszty przyjaciół, których w podobny sposób przyprowadzili kolejni strażnicy. - Wszystko w porządku?

Newt spojrzał na niego, jak na skończonego idiotę i dość sugestywnie skinął głową w stronę broni, którą widział kątem oka.

- Gra i purwa buczy - mruknął jednak w odpowiedzi, próbując zamaskować strach, który czuł. Strach, który odnalazł też w oczach Thomasa, który wątpił, czy da radę psychicznie wytrzymać oglądanie śmierci ukochanego na nowo i na nowo. Reszta Zwiadowców była zbyt przerażona, by zdobyć się chociaż na jakiś cichy pomruk.

- Pani Kanclerz? - spytał dość sugestywnie Thomas, nie spuszczając nawet na sekundę wzroku z Jansona. Kobieta na szczęście nawet i bez tego doskonale zrozumiała, o co brunetowi chodziło.

- Janson, na miłość boską, puśćże tego chłopca. To samo tyczy się reszty. To rozkaz. Zainwestowaliśmy w ten eksperyment zdecydowanie zbyt wiele, byście teraz mogli poodstrzelać sobie Obiekty jak kaczki - oznajmiła chłodno, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Wszyscy strażnicy odpuścili broń i widać było ogromną ulgę na twarzach chłopców, jednak Janson ani drgnął.

- Doskonale wiem, ile zainwestowaliśmy - zauważył, zwracając się do Paige, nie przerywając jednak kontaktu wzrokowego z Thomasem. - Tak, jak doskonale wiem, który z nich jest Odporny, a którego zeżre Pożoga, gdy tylko otworzymy bramę na zewnątrz.

- Swój wyczuwa swego, co Janson? - spytał Thomas, uśmiechając się cierpko. - Rączka już swędzi, czy to jeszcze nie ten etap? Przebywanie w wyizolowanych pomieszczeniach i rzadka bezpośrednia styczność z powietrzem przesyconym Pożogą pewnie solidnie opóźniają rozwój choroby. Ale ślady już masz, co? Te ohydne niebieskie żyły, które wyłażą tak bardzo, że masz ochotę je rozdrapać żeby zniknęły. To uczucie, jakby każda czerwona krwinka stała w ogniu. Jak sobie z tym radzisz? Abstrahując od absolutnie pozbawionych stylu czarnych swetrów z długimi rękawami. Chodzi mi o tę bardziej odczuwalną dla Ciebie część - kontynuował, karykaturalnie udając zainteresowanie.

- Przecież Janson jest czysty, sprawdziliśmy go - wtrąciła się Kanclerz Paige, obserwując, jak grupka Zwiadowców szybkim krokiem przemierza połowę pomieszczenia i murem staje za Thomasem. Zadziwiający pokaz lojalności, którego nie dało się przeoczyć.

- Podmienił wyniki. Swoje prawdziwe przypisał bodajże swojej zmarłej siostrze. Szkoda tylko, że Janson nigdy nie miał rodzeństwa, nieprawdaż? Tak czy siak, ta broń jest ciężka i aż korci mnie żeby z niej korzystać. Albo Pani rozkaże Jansonowi żeby odpuścił i natychmiastowo zwolni go Pani z DRESZCZu, wyrzucając absolutnie na bruk, albo go zastrzelę.

- Przecież ta firma jest moim życiem. Pomagałem ją budować - oburzył się mężczyzna, próbując nie dać się opanować emocjom i doskonale zdając sobie sprawę, że tego właśnie chce Thomas. Żeby Janson popełnił najdrobniejszy błąd.

- I z Tobą u steru dopłynęła do granic swoich możliwości - zauważył spokojnie brunet z lekkim wzruszeniem ramion, po czym spróbował podejść do sprawy z zupełnie innej strony. - Zresztą, czyż nie takie było nasze motto? Lepsze życie większości kosztem mniejszości? Czyż nie "dobrem ogółu" usprawiedliwialiśmy każdą kolejną śmierć, która wydarzyła się w Labiryntach? W Strefach? W Laboratoriach? Sam wymyśliłeś to motto Janson. Ciekawe jakie to uczucie, gdy ktoś wykorzystuje Twoje słowa przeciwko Tobie. Pewnie nigdy się nie dowiem - podsumował swoją wypowiedź Thomas, nim zadał ostateczne pytanie. - Jaka jest decyzja Pani Kanclerz?

- Thomas, nie możesz oczekiwać, że podejmę taką .... - zaczęła kobieta, bezradnie patrząc to na jednego, to na drugiego. Obaj byli niezwykle ważni, choć fakt, że Thomas być może miał w swoich żyłach Lek działał zdecydowanie na jego korzyść.

- Pięć - odpowiedział tylko Thomas, poprawiając ułożenie broni w dłoniach.

- Thomas, nie bądź dziecinny - Pani Kanclerz próbowała przemówić mu do rozsądku, jednak brunet ewidentnie jej nie słuchał, a Janson był widocznie coraz bardziej zestresowany.

- Cztery - kontynuował chłopak, nic nie robiąc sobie z próśb i starań kobiety.

- Thomas, przecież nie zastrzelisz człowieka, w życiu broni w rękach nie trzymałeś - Kanclerz Paige dalej próbowała znaleźć kompromis i jakiekolwiek wyjście z zaistniałej sytuacji.

- Trzy - powolne odliczanie Thomasa sprawiało, że atmosfera w pokoju znacząco gęstniała i stawała się coraz bardziej napięta. A mimo to nikt nie odważył się podnieść broni w stronę chłopaka czy jego przyjaciół. Dla naukowców, którzy znajdowali się w pomieszczeniu szansa na Lek była ważniejsza od cudzej pracy. Ba, nawet od własnej, gdyby to oni znaleźli się w takiej sytuacji. Najważniejsze było przecież uratowanie ludzkości.

- Dobrze, już dobrze - poddała się Kanclerz Paige, wstając, podchodząc do Thomasa i jedną rękę kładąc mu na ramieniu, a drugą na lufie broni. - Janson, dostosuj się do zaleceń. Thomas od teraz zajmie Twoje miejsce. Oczywiście, zostaniesz wpuszczony do firmy żebyś mógł zabrać swoje rzeczy osobiste, ale później prosiłabym żebyś zaczął żyć na własną rękę.

Janson zamierzał protestować. Nawet prawie zaczął, gdy dwójka strażników odciągnęła go od bladego Newta i niemal siłą wyprowadziła aż za drzwi obiektu. Kanclerz Paige obserwowała to z mieszaniną emocji i strachem, czy aby na pewno zrobiła dobrze. Wiedziała, że miała słabość do Thomasa. Do jego zapału i chęci ratowania świata. Wiedziała, że to, że chce jak najlepiej dla dzieciaka, mogło przytłumić jej zdrowy rozsądek. Ale teraz mleko już się wylało i ona mogła jedynie liczyć na ogarnięcie konsekwencji.

Gdy tylko brama zatrzasnęła się za Jansonem, Thomas oddał broń jednemu ze strażników i uśmiechnął się, w miarę ciepło. Poprosił ich również o eskortowanie Zwiadowców do pokoi, by chłopcy mogli odpocząć po bardzo ciężkim dniu na wygodnych łóżkach zamiast na hamakach, do których przywykli. Początkowo grupa była niechętna, nie chcieli się rozdzielać i nie wiedzieli, co dzieje się dookoła nich, jednak pewność Thomasa, który stwierdził, że wszystko się ułoży była wręcz uspokajająca. Jedynie Newt uznał, że pikoli takie gadanie i że siłą go nie odciągną. Z tym brunet kłócić się nie zamierzał.

Gdy więc większość jego przyjaciół udała się w stronę kwater by odpocząć, on skierował swe kroki do Laboratorium razem z Kanclerz Paige i Newtem u boku. Za nimi biegała grupka naukowców i lekarzy, którzy chcieli upewnić się, że z każdym z Obiektów psychicznie i fizycznie, wszystko jest w porządku. Od hałasu i rozgardiaszu odcięły ich dopiero zamykające się, szczelne drzwi Laboratorium.

Thomas natychmiast usiadł na kozetce i wyciągnął rękę, przygotowując się na pobranie krwi. Wiedział, że Kanclerz Paige przekona jedynie czysta nauka i nie zamierzał tego w żaden sposób kwestionować. Newt z podejrzliwością obserwował ruchy kobiety, a także trzech mężczyzn i jedną kobietę, którzy odziani w fartuchy stali przy panelach, wywołując na wielkie, elektroniczne i częściowo przezroczyste ekrany, dane Thomasa. Gdy Kanclerz Paige odsunęła się o krok od mikroskopu, niemal ze łzami w oczach, brunet doskonale wiedział, co to oznaczało.

- Najpierw niech Pani wydestyluje z tego Lek. I poda go Newtowi. Potem też tej dwójce ze Zwiadowców, którzy nie są Odporni. Później omówimy warunki i systematycznie zaszczepimy każdego w Strefie, kto będzie tego potrzebował. To da czas Ruchowi Oporu na dotarcie tutaj. Koniec ze sprzedażą Leku. Życia ludzkiego nie powinno być w stanie się kupić czy też pozwolić na jego utratę, bo kogoś nie stać na Lek. Na sam początek zmienimy Obiekty w bezpieczne przystanie. Trzeba będzie przeprogramować Bóldożerców. Koniec z narażaniem życia i próbami znalezienia Leku. Będę jego jedynym źródłem. To na początek. Czy to jasne? - spytał Thomas spokojnie.

- Wiesz, ilu ludzi tam jest? Twoja krew absolutnie niszczy wirusa. Czy Ty wiesz, co to oznacza? Dla nich i dla Ciebie? Możesz nawet przywrócić Poparzeńców do ich ludzkiej postaci. Możesz uratować świat, ale spędzisz całe życie w Laboratorium. Gdybyśmy mieli więcej osób takich jak Ty .... - zaczęła kobieta, wyobrażając sobie świat, który wreszcie mógłby wyglądać tak, jak powinien.

- Nie. Tylko ja. Nikogo więcej nie pozwolę skazać na taki los - odparł ostro Thomas, przerywając jej w pół zdania.

Kanclerz Paige nie kłóciła się. Znała chłopaka na tyle dobrze by wiedzieć, że kiedy ten się na coś uprze to nie ma zmiłuj. I że każda kłótnia na ten temat byłaby bezcelowa. Dlatego zostawiła Thomasa i Newta samych w pokoju, przysięgając, że zrobi wszystko tak, jak chciałby tego Thomas i kierując się w stronę odseparowanej części Laboratorium, w której znajdował się cięższy sprzęt. Nie minęła nawet godzina, a Newt już przyciskał dwoma palcami wacik, na którym rosła drobna plamka krwi w miejscu, w którym Kanclerz Paige, uważnie obserwowana przez Thomasa, zaszczepiła go Lekiem na Śmierć.

Continue Reading

You'll Also Like

4.8K 634 65
Harry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym.ratunkiem jest zdjecie zaklecia adopcyjnego. Ktore ujawnia, że jest synem Severusa Sna...
42.6K 2.3K 84
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...
11K 1K 26
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...
919K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...