Więzień Labiryntu - Re: Powró...

By LuciferMorny

6.9K 552 152

Thomas cieszy się, że udało im się uratować aż dwieście osób. Nowa kolonia Odpornych miała pozostawać bezpiec... More

P. I / TOMMY, TOMMY, TOMMY
P. II / TO SIĘ NIE ROZPIKOLIŁO OD TRZECH LAT
P. III / WYGLĄDA JAKBY CHCIAŁ SIĘ POPŁAKAĆ MAMUSI
P. IV / WIEDZIAŁ, ŻE PRÓBOWAŁEM SIĘ ZABIĆ
P. V / TO TERAZ TRZEBA GO TYLKO DOTASZCZYĆ DO CIAPY
P. VI / JESTEŚ JAK JEZUS?
P. VII / STRACIŁEM ICH OBU
P. VIII / TY TĘPA KUPO ZŁOMU
P. IX / PAMIĘTAM TOMMY, PAMIĘTAM
P. X / MIAŁ NAPRAWDĘ BRZYDKĄ TWARZ
P. XII / MYŚLĘ, ŻE TO CI SIĘ PRZYDA, GDY BĘDZIESZ GO OPEROWAĆ
P. XIII / TO MUSI BYĆ NASZA WSPÓLNA DECYZJA
P. XIV / CZYŚ TY PURWA NA GŁOWĘ UPADŁ?
P. XV / WŁAŚNIE TO ZROBIŁBY MINHO, GDYBY MÓGŁ
P. XVI / POWOLNE ODLICZANIE
P. XVII / NIE JEST TEGO WART
P. XVIII / NIEDŁUGO ZNOWU SIĘ ZOBACZYMY
P. XIX / JEŚLI NIE POTRAFISZ ZAUFAĆ JEMU, ZAUFAJ MNIE
P. XX / PRÓBA
P. XXI / ZMIANA WARTY
P. XXII / NARADA RUCHU OPORU
P. XXIII / SZEŚĆ SZCZEPIONEK
P. XXIV / POCZĄTEK PRACY
P. XXV / JESZCZE NIE JESTEŚMY DRESZCZEM
P. XXVI / WOLNY DZIEŃ
P. XXVII / OSTATNIA ODPRAWA
P. XXVIII / CHAOS KONTROLOWANY
P. XXIX / WYKŁAD THOMASA
P. XXX / PIERWSZE ODNALEZIONE ZAPASY
P. XXXI / MIŁOŚĆ DO PRYSZNICA
P. XXXII / OWSIANKA
P. XXXIII / POCZĄTEK ROZMOWY W KAFETERII
P. XXXIV / ABSURDALNIE IDIOTYCZNA KRADZIEŻ
P. XXXV / LISTA ZADAŃ
P. XXXVI / NAJMĄDRZEJSZE SŁOWA DANEGO DNIA
P. XXXVII / NEGOCJACJE Z GALLYM
P. XXXVIII / POMYSŁ NA WYSADZENIE TUNELU

P. XI / NIKT NIE POZWOLI CI WBIEC DO LABIRYNTU ŚWIEŻUCHU

238 18 15
By LuciferMorny

- O purwa - skomentował ten niezbyt przyjemny widok Newt, robiąc to jednak dość cicho i ze sporą dawką zaskoczenia, przyglądając się ręce Thomasa tak długo, jak tylko mógł, biorąc pod uwagę szybką reakcję chłopaka, który niemal natychmiast mu tę rękę wyrwał. - Co Ci się stało? Może jednak odstawmy Cię do Plastra? - spytał, zaskakując samego siebie z jaką łatwością przychodzi mu martwienie się o tego nieznajomego bruneta.

- Nie ma takiej potrzeby - odpowiedział Thomas z nieco niemrawym uśmiechem. - I tak już mnie poskładali na ile mogli. A wątpię żeby nastolatek, którego przerasta poprawne złożenie kości, dał radę zdziałać coś więcej - brunet nieco zbyt późno zorientował się, że jak zwykle powiedział za dużo i ledwo powstrzymał się od okazania poziomu załamania własną osobą, który osiągnął. Spróbował jednak natychmiast jakoś wybrnąć z sytuacji, ale wiedział, że jedynie pogrążył się jeszcze bardziej. - Bez obrazy dla niego oczywiście, to po prostu dość trudne zadanie. A co dopiero mój stan. Nie pogardziłbym co prawda przeciwbólowymi, ale równie dobrze mogę poczekać kilka dni. No i jednak blizny dodają charakteru, co? Nie żebym pamiętał cokolwiek sprzed całego tego bagna, ale ludzie chyba lecą na tych z bliznami, nie? - zażartował brunet, zarabiając sobie tym samym ciężkie spojrzenie Newta, które jednoznacznie sugerowało, że chwilowo chłopak uważa go za skończonego debila.

Thomas przysunął się nieco w stronę kraty żeby mieć lepszy dostęp do światła, które w Ciapie było jednak mocno ograniczone. Przyjrzał się dokładnie własnemu przedramieniu, które pokrywał gąszcz drobnych i cienkich blizn. Chłopak zaskoczył sam siebie, gdy uświadomił sobie, że wie z niemal stuprocentową pewnością, gdzie nabył większość z nich. W poprzednim wcieleniu nie za bardzo go to obeszło, więc nie zwrócił na to najmniejszej uwagi i był pewien, że w tym również by je zignorował, gdyby Newt mu ich nie wytknął. W końcu dla niego liczyły się tylko rany, które przeszkadzały mu w działaniu. Wtedy, ból po postrzale, a teraz ten, którego nabawił się wygrywając mistrzostwa olimpijskie w skoku na betonowego placka. Thomas dopiero postawiony przed faktem, oglądając własne blizny, zorientował się, że może naprawdę powinien zacząć bardziej na siebie uważać. Sądził, że skakanie ze ściany na ścianę, które zakończyło się wieloma otarciami, a co gorsza, ranami, nie pozostawi na jego ciele żadnego śladu. A tu taka, niezbyt przyjemna, niespodzianka. Z czystej ciekawości Thomas zdjął koszulę, zostając jedynie w samym podkoszulku i próbując dostrzec jak największą powierzchnię swojego ciała żeby ocenić, ile blizn realnie nabył.

Newt nie potrafił powstrzymać się od myśli, że coś mu w tym wszystkim solidnie nie grało. Bo niby skąd Świeżyna miałaby znać zdolności Plastra? I ten komentarz o złamaniu. Newt był jedyną osobą w całej Strefie, która doznała tego typu urazu, z własnej zresztą, nieprzymuszonej woli. Coś mu solidnie zaczynało grać poza tonacją tylko na razie nie mógł do końca stwierdzić, co dokładnie. Czuł, że ta Świeżyna byłaby w stanie odpowiedzieć na jego pytania, ale jak miał je zadać, skoro sam nie wiedział, o co dokładnie chciałby spytać? No i skąd miałby pewność, że sztamak w ogóle powie mu prawdę, zakładając, że w ogóle odpowie? Blondyn czuł jednak, że musi spróbować. Dlatego usadowił się wygodniej, barkiem opierając o niezbyt wygodną kratę i kontynuował rozmowę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że powinien robić coś innego, ale przecież Alby nie potrafił mieć do niego jakichkolwiek pretensji. Zupełne przeciwieństwo Minho, przynajmniej w pewnych kwestiach.

- Pamiętasz, kto Cię poskładał? - Newt spróbował jakby od tyłu.

- Oczywiście, że nie. Chociaż cholernie mocno bym chciał. Życie byłoby zdecydowanie prostsze - przyznał Thomas ze szczerym uśmiechem typowym dla marzyciela, ale jednocześnie tak ogromnym smutkiem w oczach, że jest to nierealne, że Newt niemal poczuł fizyczną potrzebę przytulenia chłopaka i obiecania mu, że wszystko przecież będzie dobrze.

Thomas wiedział, że jest to jakaś opcja. Pomyślał, ile czasu zajęło im odkrycie, jaki tak naprawdę jest DRESZCZ. Jeśli za nim stała potężniejsza organizacja, o której nie wiedziała nawet kanclerz Paige to mieli jednym słowem przekichane, a wszelkie próby kontaktu z nimi były po prostu daremne. Thomas wiedział jednak, że może skontaktować się bezpośrednio z nią. I z jej współpracownikami. I powiedzieć wszystko, co musieliby wiedzieć. Wyjawić im prawdę o Leku na własnych warunkach i oddać się w ich ręce. Tylko że w takim wypadku zamknęliby go w laboratorium do końca życia, a jego relacje z Newtem czy Minho byłyby praktycznie nieistniejące. Mógłby od tak wejść do Labiryntu, wyłączyć jednego Bóldożercę, zabrać jego lokalizator i przejść przez korytarz prowadzący do Laboratoriów, skąd mógłby po prostu zadzwonić do kanclerz Paige i urządzić sobie z nią niezbyt krótką, video pogawędkę. I wiedział, że jeśli obudzi się w którymś momencie ze świadomością, że wszystkie inne jego plany zawiodły, pewnie zastosuje się do tego właśnie jednego, ostatecznego.

- Dziwny dobór słów - zauważył Newt, odwzajemniając uśmiech chłopaka niemal automatycznie. - Prostsze? Dlaczego akurat prostsze? - spytał, szczerze zaciekawiony, z niejakim zmartwieniem obserwując chłopaka, gdy ten oceniał, ile ma blizn. Żaden z poprzednich sztamaków nie pojawił się w jakikolwiek sposób uszkodzony. Nikt nigdy nie miał żadnej rany, blizny, złamania czy choćby zadrapania. Nic. Tylko niczego nie pamiętali, ale do tego faktu już zdążyli przywyknąć wszyscy. Thomas był pierwszą Świeżyną, pierwszym Streferem, który posiadał blizny. I wbrew temu, co próbował przekazać całą swoją postawą, Newtowi wydawało się, że doskonale pamiętał skąd.

- Łatwiej byłoby podziękować - odpowiedział Thomas nieco sarkastycznie, bo wiedział, że tego oczekiwałby po nim każdy normalny Strefer, ale w głębi duszy czuł, że naprawdę szczerze podziękowałby ludziom, którzy wciąż dawali mu kolejne szanse na uratowanie ukochanego. Nawet za cenę jego życia. Lub kończyn. Czy szczęścia. Czy też stabilności psychicznej. Zwłaszcza tego ostatniego, bo myśl o tym, po ilu rezurekcjach wciąż zostanie w nim choć cząstka człowieka, którym był na początku, wciąż obijała mu się o tył głowy w towarzystwie strachu o dzień, w którym ta cząstka przepadnie. - Ale poważnie mówiąc, podziękowałbym. Naprawdę. Ktoś mnie jednak poskładał, biorąc pod uwagę ilość ran, które przecież musiałem mieć. Może i nie pamiętam, jak je zdobyłem, może nie wyglądają na zbyt poważne, ale były. I ktoś zainteresował się mną na tyle żeby mnie połatać i to na takim poziomie, że zostały jedynie małe ślady. Niezależnie od tego, czy nas tu wrzucili, czy nie i jakie były ich motywy, sądzę, że to jednak warte choć jednych szczerych podziękowań. A jak Ty byś zareagował? - spytał Thomas wykazując większe zainteresowanie zdaniem Newta, niż ktokolwiek kiedykolwiek wcześniej, co absolutnie blondyna zdziwiło. Na tyle, że musiał przez chwilę solidnie się zastanowić nad odpowiedzią.

- Sam nie wiem - przyznał szczerze, z tym cudownym akcentem, którego Thomas mógłby słuchać do końca świata i o dzień dłużej. - W sensie, nikt wcześniej nigdy nie przybył z jakimikolwiek ranami czy czymś, więc nigdy nie widziałem tego w ten sposób. Nigdy nie sądziłem, że mamy być im za coś wdzięczni, choć to niby oni przysyłają nam regularnie Pudło z rzeczami, których najbardziej potrzebujemy. Raczej skłaniałem się ku nienawidzeniu ich za to, że nas tu zamknęli, otoczyli potworami. Mimo, że nie wygrażam się im i nie pokazuję tego jakoś za bardzo na zewnątrz. Nie tak jak inni to robią przynajmniej. No i myślę, o tych wszystkich sztamakach, które tu zginęły. Jakoś nie potrafię się przełamać żeby myśleć o Stwórcach pozytywnie. No i jednak część z nas jest w pewien sposób zniszczona. O ile nie większość. Niektórzy fizycznie, niektórzy psychicznie - Newt zawiesił głos, wpatrując się niemal tępo w jeden, nieokreślony punkt gdzieś w przestrzeni poza Ciapą, nie rozumiejąc, dlaczego otwiera się przed tym sztamakiem tak łatwo. Prawie jakby się znali. Blondyn czuł się niemal tak samo jak wtedy, gdy rozmawiał z Minho tuż po tym, jak Plaster poskładał go do kupy.

- Niektórzy i tak, i tak - dopowiedział cicho Thomas, żywo widząc przed oczami upadek Newta. Musiał mocno skupić się żeby nie dodać jakiegoś tekstu, który wydałby go z miejsca. Naprawdę mocno, a i tak słabo mu to wychodziło. Za bardzo chciał pokazać temu chudemu jak patyk sztamakowi, że go wspiera i że zawsze będzie. - Chociaż myślę, że nawet jeśli nie chcesz się do tego przyznać, to gdzieś w głębi duszy jesteś tym ludziom wdzięczny. Nie wiesz, co jest na zewnątrz. Może to coś strasznego, może pozostanie w Strefie to najbezpieczniejsze rozwiązanie? Musiałeś to kiedyś rozważać. Przynajmniej ja jestem pewien, że ja bym rozważał. Tak jak i jesteś świadom, że gdyby nie Strefa pewnie nie poznałbyś tych wszystkich sztamaków. A jakoś jestem pewien, że choć z kilkoma się zaprzyjaźniłeś. Może i w Strefie jest wiele złego, ale nie jest to absolutne zło. A już na pewno nie takie, z którym byłoby się pewnym, że walka to jedyne dobre rozwiązanie - zauważył Thomas, wciąż niepewny tego, co ma sądzić o DRESZCZu i całej tej sytuacji. Niby czuł, że powinien wiedzieć, że DRESZCZ jest zły, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich metody i to, co zrobili. Tak jak i to, co jeszcze zrobią nim ich wspólna historia dobiegnie końca. Tylko, że Thomas doskonale wiedział, co to znaczy chcieć obronić kogoś za wszelką cenę. I ta wiedza pozwalała mu na stworzenie pewnej rezerwy, pewnego kredytu zaufania na rzecz kanclerz Paige i jej głównej organizacji. Zadziwiające, jak śmierć może zmienić czyjeś poglądy.

- Proszę, proszę, psychiatra nam się znalazł. Psychiatra i filozof - oznajmił ironicznie Newt, jak zwykle kryjąc uczucia za grubą kurtyną sarkazmu i niechęci do innych, która do tej pory doskonale się sprawdzała. Nikt wcześniej nigdy tak dobrze go nie rozumiał. Nikt nie wytykał mu tego, że chowa się za durnymi wymówkami. Inni po prostu je akceptowali i w nie wierzyli, ale nie ta Świeżyna. Coś było w tym chłopaku, to na pewno. A Newta coraz bardziej zaczynało interesować, co dokładnie.

- To tylko głupi wywód. Przecież i tak Cię nie znam - oznajmił Thomas nieco zbyt chłodno, orientując się, że może siedzący przed nim chłopak wygląda jak jego Newt, ale z pewnością nim nie był. Nie mieli tej więzi, która wytworzyła się przez tyle miesięcy wspólnej walki. Nie mieli praktycznie niczego i jeden z nich był dla drugiego na dobrą sprawę obcym. Thomas wzruszył ramionami i ponownie założył koszulę, by wreszcie odsunąć się w głąb Ciapy. W końcu zobaczył już wszystko, co zobaczyć chciał. A przebywanie w towarzystwie Newta było wystarczająco bolesne, zwłaszcza, gdy zachowywał się tak bardzo jak jego kochany chłopak, z którym tyle przeżył. Pewna otwartość, życie podszyte wieczną ironią i sarkazmem, a jednocześnie chęć bycia blisko siebie.

Newt niemal fizycznie poczuł, jak coś wbija mu się boleśnie w serce. Nie takiej reakcji się spodziewał. Tak jak nie spodziewał się, że czyjkolwiek chłodny ton dałby radę go realnie zaboleć. Na dobrą sprawę nawet nie wiedział, jakiej dokładnie reakcji powinien się był spodziewać. A jednak wiedział, że odsuwający się od niego chłopak na pewno nie był tym, co chciał osiągnąć. Czuł, że zareagował zbyt szybko. Po prostu schował się za fasadą, jak robił to zawsze, gdy ktoś zaczynał zbyt dobrze go rozumieć. Newt po prostu bał się tego, co się stanie, gdy ktoś pozna go na wylot. Pozwolił na to jedynie Minho i wątpił by kiedykolwiek się zmieniło. Przynajmniej dopóki nie pojawia się ta Świeżyna.

- Hej, nie zamierzałem Cię obrazić - zaznaczył cicho Newt. niepewny tego, czy rozmówca mu wybaczy, choć nie wiedział, dlaczego aż tak mu na tym zależy. Coraz bardziej przestawał rozumieć sam siebie - Taki po prostu jestem. Tak po prostu rozmawiam z ludźmi. Zwłaszcza z ludźmi, z którymi mam wrażenie, że jestem bądź byłem blisko. Choć to i tak nie tak, że powiesz mi wszystko od tak, prawda?

- Nie obraziłeś. Nie powinienem bawić się w psychologa, nie moja sprawa, co i do kogo czujesz - Thomas nie sądził, że jakiekolwiek słowa mogą nie chcieć opuścić jego gardła, jednak w tamtym momencie odkrył, że takowe istnieją. Tak jak dowiedział się, że niektóre kłamstwa pozostawiają w ustach gorzki posmak. - Może przypominam Ci kogoś, kogo znałeś wcześniej, a kto umarł. Bo mnie na pewno nigdy wcześniej nie spotkałeś.

- Zadziwiająca pewność, biorąc pod uwagę fakt, że nie pamiętasz tego, co dziać się mogło choćby wczoraj - zauważył Newt nieco podejrzliwie.

- A byłem tu wczoraj? - odbił piłeczkę Thomas. - Ja może tego nie pamiętam, ale zdajesz się być osobą, która tkwi tu od dłuższego czasu. Skoro przez ten czas nie byłem Twoim kolegą, dlaczego założenie, że byłem nim w czasach, których nawet Ty nie pamiętasz, miałoby być zasadne? - brunet z niejaką satysfakcją zauważył, że niezależnie od tego, jak bardzo jego serce wyrywa się ku Newtowi, jak bardzo rani sam siebie, gdy go okłamuje i odpycha, wciąż potrafi zachować poważną twarz. Utrzymać fasadę, że nic go tak naprawdę nie obchodzi. Zadziwiające osiągnięcie. Po dłuższej chwili milczenia dodał coś, czego nigdy nie spodziewałby się po sobie. - Przesiedziałeś tu już wystarczająco dużo czasu. Naprawdę myślę, że powinieneś już iść.

- Nie jesteś zbyt przyjaźnie nastawiony, co? - spytał Newt, czując jak w jakiś niezrozumiały sposób słowa nieznajomego go ranią, choć nie potrafił tego wytłumaczyć. Wstał jednak i otrzepał spodnie, rzucając Świeżynie ostatnie spojrzenie. - Nie rób sobie wrogów wśród ludzi, z którymi będziesz musiał spędzić resztę życia. To nie jest dobry sposób na przetrwanie. Ani tym bardziej na życie.

- Bywam przyjazny, gdy czas, miejsce i osoba są odpowiednie - oznajmił Thomas. - Chwilowo nie spełniasz żadnego z tych warunków. To uroczo naiwne podejście, wiesz? Zakładanie, że ktokolwiek z nas dożyje choćby dwudziestki, o całym życiu już nie wspominając.

- Dlaczego jako jedyny zdajesz się być ponad nami, co? Jesteś taki jak my. Też tu utknąłeś. Nie jesteś lepszy. Wywyższanie się też Ci za bardzo nie przysporzy kolegów czy rodziny - oświadczył Newt, zaczynając się już ostro irytować z powodu iście delfickich odpowiedzi rozmówcy.

- Prawda jest taka, że jestem lepszy - odparł Thomas, zaskakując samego siebie, ile w tym stwierdzeniu jest prawdy. - Połowa z Was to tchórze, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość ludzi, którzy wbiegają do Labiryntu. Część nie przebiegłaby nawet metra, jak ten grubawy dzieciak, który siedział tu wcześniej. Jestem silniejszy, wytrzymalszy i szybszy niż większość ludzi, których uważasz za swoją przybraną rodzinę. No i musi być coś we mnie, co Stwócy uznali za wystarczająco ważne żeby mnie poskładać, nie? Jak wspominałeś nikt wcześniej nigdy uszkodzony tu nie trafił.

- Może jeszcze księciu mamy zacząć bić pokłony? - spytał Newt, zupełnie nie kryjąc się z własną irytacją. Za kogo ten sztamak się uważał? I dlaczego jego smutny wzrok i błąkający się po ustach cień nieprzyjemnego uśmiechu tak bardzo nie pasowały do wypowiadanych przez niego słów?

- Kto co lubi. Ważne żebyście nigdy nie pomyśleli, że będę się z Wami bawił w rodzinkę - odparł Thomas, uśmiechając się tak szeroko, jak i nieszczerze.

Chłopak doskonale wiedział, że rani ukochaną osobę i każde kolejne wypowiadane słowo tylko tę ranę pogłębiało. Czuł jednak, że musi. Wiedział, że nie dałby rady powstrzymać się przy Newcie, jeśli ten tylko okazałby mu szczątki przyjaznych uczuć. Znowu zdarzyłaby się sytuacja przy ognisku, znowu by wszystko wypaplał, znowu Newt mógłby zrobić coś głupiego. Nieważne, jak bardzo go to wszystko bolało, musiał utrzymać blondyna w stanie absolutnej nieświadomości. Jeśli to oznaczało konieczność zniechęcenia go do siebie to Thomas był w stanie odgrywać rolę najbardziej pysznego księżulka, jakiego tylko potrafił sobie świat wyobrazić. Nawet jeśli przez to później mieliby problem z zaufaniem mu. Z przyjęciem do ich małej, rzeczywistej, kilkuosobowej rodziny. Thomas wiedział jednak, że naprawi wszystko, gdy tylko wbiegnie do Labiryntu żeby pomóc Alby'emu i Minho. Może i Newt będzie wtedy nieco zmieszany, zupełnie nie rozumiejąc tego, jak bardzo czyny mogą różnić się od słów, ale to przecież nic złego. Ważne, żeby po prostu niczego się nie domyślił zbyt wcześnie.

Chłodna postawa Thomasa zdołała zniechęcić Newta do pojawiania się w okolicach Ciapy przez prawie cały kolejny dzień. Nie zdołała jednak zniechęcić Chucka, co początkowo Thomas uznał za absolutne przekleństwo, bo wciąż nie potrafił spojrzeć chłopakowi w oczy. Kiedy jednak była Świeżyna przyniosła mu nielegalnie jedzenie i dotrzymała towarzystwa, nawet Thomas zmiękł. Musiał docenić wysiłki kolegi, nawet jeśli wewnętrznie nienawidził się za to, że praktycznie przez niego rodzice Chucka zostali zamordowani. Brunet nie potrafił powstrzymać się od myślenia, czy gdyby rodzina chłopaka wciąż żyła to czy po podaniu Leku na Śmierć daliby radę wrócić do swojego człowieczeństwa. I dalej być jego rodziną. Jak szczęśliwy byłby Chuck gdyby mógł do nich w pewnym momencie wrócić.

Towarzystwo Chucka okazało się jednak prawdziwym zbawieniem, gdy następnego dnia z Labiryntu, w środku dnia wybiegł poharatany Ben. To nie krew czy siniaki przeraziły Thomasa najbardziej, ale fakt, że chłopak powinien był wybiec razem z Minho i to zdecydowanie później. Całe jednak zamieszanie miało miejsce bardzo daleko od Ciapy i choć Thomas je zauważył, był praktycznie odcięty od informacji. Dlatego, gdy Chuck przyszedł z jedzeniem, prawie dwie boleśnie długie godziny później, brunet wypytał go o wszystko i natychmiast poprosił go, by chłopak sprowadził Newta. Zrobił to po krótkiej chwili wahania, bo z jednej strony nie znał Świeżyny, ale z drugiej desperacja w jego głosie naprawdę nie brzmiała na udawaną. 

Nim blondyn kucnął przed kratą Ciapy, Thomas zdążył na tyle pogmerać przy wiązaniach trzymających kratę, że chwilowo trzymały się jedynie na siłę przyjaźni. Wiedział jednak, że gdy tylko uzyska odpowiedzi, których potrzebuje, będzie musiał się zwinąć stamtąd jak najszybciej. Wyrzucał sobie, że nigdy nie spytał Minho, którą trasą wtedy pobiegli. W końcu złapał go za pierwszym razem tuż przy wyjściu i jakoś nie przyszło mu do głowy, że jakakolwiek informacja poza tą, może mu się kiedyś przydać. Wiedział jednak, że jest przynajmniej jedna osoba, która miała brakującą Thomasowi informację.

Brunet wiedział, że cały jego plan z niewciąganiem w to Newta pójdzie we wszystkie diabły, ale nie miał czasu na pierdoły. Musiał uratować Minho, a doskonale wiedział, że jeśli chłopakowi naprawdę coś się stało, a z opowiadań Bena wynikało przecież, że Opiekuna użądlił Bóldożerca, to musi Azjatę jak najszybciej stamtąd wynieść, bo Minho sam z siebie nie wiedział, jak przetrwać noc w Labiryncie. A Thomasowi nie śpieszyło się do resetowania wszechświata własną śmiercią, zwłaszcza, że śmierci te nie przechodziły bez echa. Dlatego, gdy Newt pojawił się, z wybitnie zniechęconą i pełną braku zaufania miną, a Chuck odbiegł sprawdzić, jak czuje się Ben, Thomas postawił wszystko na jedną kartę.

-  Którą ścieżką pobiegł Minho? - spytał wprost, stając w Ciapie i rozgrzewając mięśnie. Plecy wciąż cholernie go bolały, ale wiedział, że nie ma czasu czekać, aż jego rany się zagoją.

- Nie mam zielonego pojęcia. Nie biegam po Labiryncie. A nawet gdybym biegał, nie byłem z nim dzisiaj, więc nie wiem, w którym jest miejscu. No i skąd pomysł, że gdybym wiedział to podzieliłbym się z Tobą tą informacją?  - odparł Newt, zakładając ręce na piersiach i patrząc na wydurniającą się przed nim Świeżynę, jak na skończonego debila, odzywając się niezbyt przyjaznym tonem.

- Nie rób z siebie durnia, doskonale wiesz o co mi chodzi - praktycznie odwarknął Thomas, czując jak lęk o życie Minho przesłania jego zdrowy rozsądek. - Którą z ośmiu tras pobiegł dzisiaj? Nie mam czasu na przeszukiwanie każdego Sektora, ale z jednym powinienem się wyrobić nim zamkną się Wrota. Albo chociaż uratuję jego durny, azjatycki tyłek jeśli zostaniemy po drugiej stronie. On tam beze mnie nie ma szans na przeżycie. Biegałeś z nim, przyjaźnisz się z nim, znasz jego rozkład, więc po prostu podaj mi numer.

- Skąd Ty w ogóle tyle o tym wiesz? - zdziwił się Newt, stając się coraz bardziej nieufnym i zdziwionym. - To nie ma żadnego sensu. I nikt nie pozwoli Ci wbiec do Labiryntu Świeżuchu - dodał, praktycznie parskając śmiechem.

- Nie zamierzam pytać o pozwolenie Newt - odparł twardo Thomas. - Zamierzam uratować przyjaciela.

Continue Reading

You'll Also Like

77.8K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
110K 10.8K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
9.2K 1.7K 11
Gdy wojna dobiegła końca, Harry poczuł, że opadł z sił. Nie wiedział, co będzie dalej, ale jedyne, czego chciał w tamtej chwili, to odpocząć od wszys...
919K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...