Born to die

By Mesmissa2001

480 48 15

Camilla Johnson jako członkini domu węża i arystokratycznej rodziny, o czystej krwi, musi z wielką precyzją o... More

Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5
Rozdział 6

Rozdział 1.

149 13 1
By Mesmissa2001

Peron dziewięć i trzy czwarte na stacji King's Cross był tak zatłoczony, że dotarcie do pociągu graniczyło z cudem. Tłumy czarodziejów przybywały dzisiaj w to miejsce, aby odesłać swoich podopiecznych, legendarnych Ekspresem wprost do Hogwartu. Wielka, żelazna maszyna powoli wypełniała się uczniami. Promienie słoneczne rzucały wszędzie dookoła błyszczące refleksy. Odbijały się od metalowych części walizek, okularów i cekinowych zdobień na ubraniach.

Pomimo odbywających się gdzie okiem sięgnąć pożegnań i rozstań, atmosfera była pogodna i przesiąknięta podekscytowaniem. Wszyscy cieszyli się na myśl o kolejnym roku w Hogwarcie, co by nie mówić, było to miejsce magiczne i z jedynym, niepowtarzalnym klimatem.  Najbardziej poruszeni byli pierwszoroczni, niektórzy ze strachem oddalali się od rodziców, a inni, jakby już wiedząc, jakim szkoła magii była miejscem, z radością wskakiwali do pociągu. Rodzice ze wzruszeniem w oczach obserwowali jak ich pociechy oddalają się i znikają w wagonach.

Kiedy Camilla Johnson pojawiła się na peronie, każda, przypadkowo mijająca ją osoba, stwierdziłaby bez zastanowienia, że jej nastrój, niczym nie różnił się od ogólnie panującego. Delikatny uśmiech zdobił jej twarz, ale tylko taki, na który mógł sobie pozwolić szanujący się Ślizgon, czyli bez zbędnej przesady. Oczy pomimo tego, że skupione i zachowujące powagę, z lekką ekscytacją rozglądały się dookoła. Co prawda na policzkach nie miała rumieńców, ale o to można było posądzić jedynie jej naturalną urodę. Blada cera i ciemne włosy sięgające za linie łopatek dodawały jej mrocznego wyglądu. Jej twarz była smukła, a kości policzkowe delikatnie wystawały, uwydatniając surowość.

To były jednak, wyłącznie pozory. Radość uszła z niej już dawno, a uczucia takiej jak podekscytowanie czy ciekawość wydawały się być dziecinnie zabawne. Czasami miała wrażenie, że pozostała jedynie pustka.

Camilla minęła kilka wagonów, torując sobie drogę wózkiem, po brzegi wypełnionym kuframi, z siedzącym na szczycie czarnym kotem. Dotarła do tego, przy którym wszyscy je zostawiali. Przed odjazdem pociągu z peronu, bagaże były magicznie przenoszone do środka. Pogłaskała na pożegnanie Iskrę, która była prawdopodobnie jedyną bliską jej istotą, po czym ruszyła w stronę najbliższego wejścia do pojazdu. 

Tłum, przez który musiała się przeciskać jedynie ją denerwował. Miała już dość tych wszystkich ludzi, a to był dopiero początek. Szczególnie drażnili ją Gryfoni, odznaczający się jeszcze większą pogodnością niż pozostali. Wszechobecna atmosfera uradowania sprawiała, że zbierało jej się na wymioty.

Nie ubolewała nad tym, że opuszcza swój dom, a wręcz przeciwnie. Była to akurat jedna z niewielu rzeczy, które dzisiejszego dnia ją cieszyły. W szkole nie było dużo lepiej niż tam, ale jakakolwiek różnica dawała jej ulgę. Nie musiała spędzać czasu ze swoimi rodzicami, którzy patrzyli jej na ręce od rana do wieczora i utrzymywali rygorystyczne zasady. W Hogwarcie również była kontrolowana i zdawała sobie z tego sprawę. Obserwował ją Severus cholerny Snape i na pewno miał za zadanie, ze szczególną dokładnością donosić o wszystkim, wprost do jej pieprzonych rodziców. 

Jej rozmyślania przerwał Draco Malfoy, który nagle pojawił się tuż przed wejściem do wagonu, w kierunku którego cały czas zmierzała. Jak zwykle, nie można się było do niczego przyczepić, blond włosy, które w świetle dzisiejszego słońca, zdawały się błyszczeć złotawym odcieniem były idealnie ułożone. Czarne, spodnie, buty i koszula doskonale kontrastowały z ciemnozielonym krawatem, dopasowanym do oczu i niewątpliwie herbu domu. Twarz zdobił mu lekki uśmiech, jak zwykle zawierający nutkę ironii.

Musiała utrzymywać dobre stosunki z ludźmi takimi jak on, czystej krwi arystokracją, stojąca na szczeblu wyżej niż reszta czarodziejskiego świata. Będąc częścią tej społeczności upewniła się w tym jak bardzo ich nienawidzi, problemem było jedynie to że tej pozostałej grupy też nie tolerowała. W zasadzie to miała wrażenie iż nienawidzi wszystkich.

- Witaj Camilla – przywitał się, z nieodłączną mu nonszalancją i zaszczycił ją lekkim uśmiechem, przez, który i tak przebijał się wcześniejszy grymas niesmaku. Ręce trzymał w kieszeniach, a jego niezadowolenie musiało mieć przyczynę w krążących wszędzie dookoła Gryfonach, chociaż podejrzewała, że jeszcze przed chwilą, mógł prowadzić rozmyślania bardzo zbliżone, do jej wcześniejszych. Nie było mu łatwo i to ich łączyło. On także miał ciężkie życie, pochodził z rodziny o identycznym wzorcu funkcjonowania. Mieli bardzo dużo wspólnego i być może dlatego był jedyną osobą, którą w jakiś sposób tolerowała, nie tylko udając. Nienawidziła go, ale tolerowała. Nie zwierzała mu się, nie miała zaufania, ale często zastanawiała się, czy może on nie czuje tego samego co ona.

- Draco – kąciki jej ust, również lekko powędrowały ku górze, w perfekcyjnie wyuczony sposób. Skinęła mu nieznacznie głową i już miała coś powiedzieć, kiedy nagle gdzieś w głębi peronu rozległ się straszliwy huk, po którym ktoś wydał z siebie głośny krzyk. Zaraz potem w powietrzu zaczął unosić się kolorowy dym, spowijając wszystkich dookoła.

Nie trzeba było być detektywem, żeby wśród donośnych śmiechów rozpoznać bliźniaków Weasley, którzy w kilka sekund, nieszczęśliwym trafem, znaleźli się przy wagonie, obok którego stała ona i Malfoy. Ich twarze rozjaśniały uśmiechy, rude piegi z każdym rokiem zdawały się być liczniejsze i nadal pozostawali identyczni, praktycznie nie do odróżnienia. Zresztą potwierdzała to ich matka, która do tej pory miała problem z właściwą oceną, które imię powinna wymówić, patrząc na jednego z nich.

- Widzę, że nic się nie zmieniło, od waszych siódmych urodzin Weasley – rzucił opryskliwie blondyn kiedy znaleźli się w zasięgu ich widzenia.

- Marnujecie czas na takie bzdury – krzyknęła do nich dziewczyna. – Wasza rodzina już dawno powinna zostać wykluczona!

Bliźniacy jakby nic sobie z tego nie robiąc, minęli ich rzucając tylko:

-Pilnuj swojego nosa Johnson!

Po czym rozpoczęli debatę nad wyższością eliksiru rozśmieszającego, nad tym wprawiającym w stan zbliżony do silnej nietrzeźwości. Nie rozumiała jak można było tak beztrosko się bawić, nigdy nie miała nawet do tego okazji. Dyscyplina, tylko i wyłącznie

- To przez takich jak oni, ta szkoła schodzi na psy –  wyrzucił z siebie Malfoy, z nienawiścią połyskującą w jego oczach.

- I przez tą szlamę, Granger. – dodała spoglądając w kierunku, stojącej właśnie w towarzystwie dwójki chłopców, dziewczyny.

Pociąg wydał ostrzegawczy świst, świadczący o zbliżającym się odjeździe więc Camilla prędko wspięła się na stopień i weszła do pojazdu, a zaraz za nią to samo uczynił blondyn. W środku rozstała się z Draco idąc w przeciwnym kierunku i szukając odpowiedniego przedziału. W końcu dotarła do tego, w którym siedziała Pansy razem z Beatrice. Dziewczyny uśmiechnęły się na jej widok pogodnie.

- Cześć Camilla! – zapiszczała Beatrice swoim wyjątkowo irytującym głosem. Miała długie blond włosy, które falami opadały na jej ramiona, w ciemnozielonych oczach błyszczały iskierki podekscytowania.  – Już myślałyśmy, że nie zdążysz przed odjazdem. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie znajdziemy się w Hogwarcie! Tu jest tak wygodnie, prawda? Mam wrażenie, że przedziały są większe nić rok temu!

- Uspokój się Trice! – krzyknęła Pansy. – I przestań się tak ekscytować. Pierwszy raz siedzisz w tym pociągu? – dziewczyna nie była zbyt przyjemna, jednak Camilli było to obojętne. Prawdopodobnie miała zły dzień ze względu na jakiegoś chłopaka, albo inną tego typu bzdurę. Nie przejmowała się tym, przez lata nauczyła się udawać dobrą przyjaciółkę, zresztą w Hogwarcie miała wiele odpowiednich wzorców.

Przywołała na swojej twarzy szeroki uśmiech, który nazwała „spotkanie po latach" i przywitała się z dziewczynami. Upomniała je, aby nie kłóciły się ze sobą, bo w końcu to dopiero pierwszy dzień, a one nie widziały się przez tyle czasu.

Rozpoczęła się paplanina na temat wakacji i chłopaków. Często zastanawiała się jak można było tak beztrosko rozmawiać, o tak nieistotnych sprawach. Nie były w takiej sytuacji jak ona, ale i tak w każdej chwili mogło spaść na nie śmiertelne niebezpieczeństwo. Teraz kiedy Czarny Pan powrócił życie mogło stać się jeszcze gorsze.


----------------------------------------------------

Witajcie! Pierwszy raz w życiu piszę fanfiction, więc mam nadzieję, że jakoś to wyjdzie:) Informujcie mnie o błędach jesli jakieś znajdziecie! Co do okładki, opisu i być może tytułu to ulegną one zmianie w przyszłości i zostaną dopracowane. O zmianach w rozdziałach będę informować. Zobaczymy jak sie przyjmie:)

ROZDZIAŁ EDYTOWANY!

Continue Reading

You'll Also Like

40.1K 2.4K 40
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
8.9K 475 25
"Niech los rzuci nas w ciemność, a ja i tak pójdę za tobą, bo tam jest światło naszej miłości." Koszmar przyjaciół z Duskwood dobiega końca. Mia, któ...
133K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
26.6K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...