GRUSZKI NA WIERZBIE

By Le_osia

9K 225 59

Jest to projekt dwóch szalonych pisarek amatorek. Czy dwa punkty widzenia mogą się spotkać w jednej książce... More

Wojna o papierosa
Zawiodłem
Zeszyt
Fajki i makulatura
Nie tylko mirinda
Bić czy nie bić?
Korki
Kabel
Zima mi nie straszna!
Mroźna wywiadówka
Ostatni papieros
Przewinienia i pochwały
Wynik 2:1
Kłopoty na stacji
Wizyta u Wylęgałów
Zimny prysznic.

Zapalenie oskrzeli

589 11 11
By Le_osia

                                                 ---------ADAM----------- 

    

     Wchodząc do sali usłyszałem jak Fabian niecenzuralnie odzywa się do swojej nauczycielki. Podniósł mi ciśnienie momentalnie. Nie dość, że z samego rana coś przeskrobał, to jeszcze teraz wykazuje kompletny brak szacunku. W domu go tak prześwięcę, że zapamięta sobie raz na zawsze, jak ma się zwracać do starszych.


- Fabian! Jak ty się odzywasz? Natychmiast przeproś panią. - Mój syn zwiesił łeb i zaczął oglądać swoje paznokcie. - No dalej! Mowę ci odjęło?!

- No przepraszam, no. - Łeb dalej miał zwieszony. Dopiero teraz jak pierwsza złość na jego zachowanie mi przeszła, zobaczyłem, że jest cały obity, mokry i brudny. W dodatku siedział przy kaloryferze, a trząsł się jak osika.

- Co się stało? Dlaczego on tak wygląda? - zapytałem nauczycielkę mojego syna, na co ta delikatnie wzruszyła ramionami ze smutkiem.

- Tego się właśnie próbuję dowiedzieć. Przyszedł taki pod koniec mojej lekcji, wcześniej go nie było, a od jednej z uczennic wiem, że Fabian nie jechał autobusem szkolnym. Laura wsiada dwa przystanki dalej niż Fabian. Powiedziała mi, że na sto procent nie może potwierdzić, ale słyszała, że kierowca go wyrzucił przez jakąś bójkę. - Nauczycielka streściła mi to, co sama wiedziała, a Fabian w tym czasie dalej oglądał się na swoje ręce.

- To jest niepojęte, że kierowca szkolnego autobusu, który ma być odpowiedzialny za te dzieciaki, wyrzuca je na mróz i to nie pierwszy raz. Proszę porozmawiać na ten temat z dyrektorem.

- Tak. Oczywiście, że to zrobię.

- A ty mój drogi, nie będziesz już dojeżdżał do szkoły autobusem. Możemy sobie pozwolić na to, żebym cię codziennie dowoził do szkoły autem. - Fabian momentalnie podniósł na mnie wzrok i z miną zbitego psa zaczął protestować.


- Ale tato, nie możesz mi tego zrobić.

- Fabian, kwestia dojazdów nie podlega żadnej dyskusji. Jak cię nikt w tej sprawie nie będzie pilnował, to nie daj Boże, zdarzy się jakaś tragedia. - Młody nie chciał już protestować. Wyglądał, jakby nie miał po prostu na to siły.

- Chciałbym, żeby pani informowała mnie o wszystkich nieobecnościach Fabiana. Nie możemy pozwolić sobie na kolejną taką sytuację, żeby mój syn cały mokry i pobity włóczył się nie wiadomo gdzie. - Spojrzałem na Fabiana, który miał ochotę protestować, ale po jednym moim morderczym spojrzeniu zamknął usta i spuścił wzrok.


- Oczywiście, a w sprawie tej bójki... - postanowiłem przerwać kobiecie, bo podejrzewałem, że jej wywód i tak niewiele wniesie. Nie byłem jakimś wielkim fanem nauczycielki mojego syna.

- Miało ono miejsce poza szkołą. Ja sobie to z synem wyjaśnię. Gdyby pojawiły się jakieś okoliczności, o których powinna pani wiedzieć, na pewno się z panią skontaktuję, a na razie pozwoli pani, że zabiorę go do domu - wskazałem na trzęsącego się nastolatka, którego naprawę było mi coraz bardziej żal.

- Tak, oczywiście, proszę później o informację, jak się Fabian ma. - Uśmiechnęła się miło w moją stronę, a ja podniosłam Fabiana za ramię. Kierując się w stronę drzwi, rzuciłem szybkie „do widzenia" i ścisnąłem Fabiana mocniej za ramię, żeby zrobił to samo, po czym udaliśmy się do samochodu.

    Ruszyłem autem w stronę domu, a młody dalej się nie odzywał. Siedział ze spuszczoną głową i nawet nie spojrzał w moją stronę. Musiałem przerwać tę zmowę milczenia.

- Wiesz, że pierwsze co powinienem zrobić po przyjeździe do domu to spuścić ci tęgie lanie? - Zaskarbiłem sobie uwagę Fabiana. Już chciał coś powiedzieć, ale nie dałem mu dojść do słowa. - Nie zrobię tego, bo widzę, że jesteś cały poobijany, ale za te odzywki do pani Michalskiej dostajesz dwa minusy. - Mina mojego syna wyrażała szczerą obrazę, ale postanowiłem nijak tego nie komentować.


- Dlaczego aż dwa? - wydoł wargę i zrobił minę zbitego psa, która kiedyś działa na mnie tak, że odpuszczałem mu wszystkie psoty.

- Bo powinienem, za to bezczelne zachowanie przetrzepać ci tyłek od razu, więc powinieneś się cieszyć, że tego nie zrobiłem. - Fabian odwrócił głowę w stronę szyby i zdecydował się już ze mną nie dyskutować na ten temat. - Powiesz mi, z kim się biłeś? - zbył mnie milczeniem, więc spróbowałem z innej strony. – Fabian, możesz mi powiedzieć, nie będę o to zły, dostałeś dwa minusy i na tym kończymy tę sprawę pod warunkiem, że powiesz mi, co się stało.

- Było nie oddawać papierosów tacie Tomka, to nic by się nie stało. - powiedział obrażony. - On mnie napadł, musiałem się bronić.

- Ej, ale nie tym tonem! My tylko rozmawiamy. To on cię tak załatwił w autobusie, że was kierowca wyrzucił?

- Nie, w autobusie wkurzył się Piotrek. Z Tomkiem się biłem przed autobusem, ale nie dawaj mi za to minusa, dobra?

- Ty się tylko broniłeś, mógłbym nawet rzec, że jestem z ciebie dumny, gdybyś tylko po wszystkim przyszedł do domu, a nie na siłę wlókł się do szkoły i robił tam dramat. Nie wolno ci atakować słabszych, ale bronić się masz zawsze, rozumiesz? Jak ktoś chce zrobić ci krzywdę albo twoim bliskim masz mu na to nie pozwolić jasne?

- Tak - Fabian nawet uraczył mnie lekkim uśmiechem, ale ten zszedł mu z twarzy, kiedy wjechaliśmy na nasze pełne wyboi podwórko, musiał być naprawdę bardzo poobijany. Wysiedliśmy z samochodu i zaprowadziłem mojego syna do domu. Rozebrałem go i od razu zaprowadziłem do łazienki, żeby uszykować mu rozgrzewającą kąpiel.

- Fabiś, chcę, żebyś teraz się wykąpał, ale zawołaj mnie, zanim założysz piżamkę, to opatrzę ci te rany bojowe, dobrze?

- Nie będę świecił ci gołym tyłkiem - powiedział obruszony.

- Jakbym cię nie widział gołego nigdy - zaśmiałem się. - Nie będę cię krępował. Załóż bieliznę, ale nie wkładaj spodenek ani koszulki to posmaruje ci te sińce.

- Niech ci będzie - zgrywał twardziela, ale wiem, że go bolało. Kiedy zaczął się rozbierać, udałem się do kuchni, żeby zrobić sobie kawę, a Fabianowi jakąś herbatę i drugie śniadanie, bo jasne było, że w szkole nic nie zjadł. Akurat, kiedy obrobiłem się w kuchni i szykowałem Fabianowi legowisko na kanapie przed telewizorem, młody zawołał mnie do łazienki. Faktycznie miałem przy nim trochę roboty. Zdarte kolano posmarowałem mu tribiotikiem i zakleiłem plastrem z opatrunkiem, siniaki na udach i brzuchu posmarowałem mu maścią na lepsze gojenie, a rany na buzi mu tylko przemyłem wodą utlenioną i zostawiłem tak jak były, żeby się lepiej goiły z dostępem powietrza. Mały trochę posykiwał z bólu, ale znosił to dzielnie. Kazałem mu ubrać kapcie i iść do dużego pokoju. Ale się ucieszył, jak zobaczył legowisko przed telewizorem.

- Tato podasz mi chusteczki, strasznie mi z nosa leci. - Podałem młodemu chusteczki, mając nadzieję, że to tylko chwilowy katar z powodu zmiany temperatury. Nie chciałem, żeby mi się pochorował na koniec semestru.

    Młody włączył sobie jakiś serial fantastyczny na netflixie, a ja przyniosłem sobie laptopa do kuchni i popijając kawę, przeglądałem oferty wynajmu jakiegoś domku w górach na ferie. Chciałem zabrać stąd chłopaków, żeby trochę zresetowali się przed nowym semestrem, który będzie ciężki zwłaszcza dla Fabiana. Patrzyłem też co jakiś czas na telewizor, żeby skontrolować co ogląda mój dwunastoletni syn. W tym serialu było kilka drastycznych scen, ale ogólnie chodziło o to, że deszcz przenosił jakąś śmiertelną chorobę, a w bunkrze przed tym deszczem ukrywała się kobieta z nastoletnim bratem, którego miała pod opieką. Ogólny wydźwięk serialu był raczej pozytywny, więc byłem zadowolony, że Fabian ogląda to, a nie jakieś głupoty. Martwiło mnie tylko to, że coraz częściej smarkał i zaczynał odchrząkiwać, czyli pewnie bolało go gardło. Zrobiłam mu gripex i zabrałem się za robienie obiadu, bo niedługo Olek miał wrócić do domu.

    Kiedy zapiekanka makaronowa była gotowa, a ja nakrywałem do stołu usłyszałem, że ktoś wpada do domu jak burza. Olek zwykle wraca parę minut później, ale teraz zdyszany wpadł do kuchni ściągnąwszy tylko buty i wciska mi telefon w rękę.

- Tato, musisz to zobaczyć. - Wziąłem telefon na wysokość oczu i odpaliłem filmik znajdujący się na wyświetlaczu. Moim oczom ukazał się zakrwawiony Fabian wyklinający swoich kolegów, a następnie okopywany przez młodego Wylegałę. Te obrazy zmroziły moją krew, spojrzałem na mojego młodszego syna, który wychylał się z kanapy i ze strachem przyglądał się mojej reakcji. Postanowiłem nie komentować tego, co zobaczyłem, tylko zawołać chłopaków na obiad. Fabian oczywiście przymaszerował do stołu na boso, kiedy Olek poszedł zdjąć kurtkę, smagnąłem na żarty Fabiana w pupę ścierką.

- Co ty? - zapytał zdziwiony, ale z uśmiechem. Cieszył się na pewno, że nie skomentowałem sprawy z filmikiem.

- Masz mi nie chodzić na boso, bo się zaziębisz. Masz kapcie, żeby ich używać. - Przeszedłem do salonu i podsunąłem mu kapcie, które wsunął na stopy.

    Obiad minął nam w miłej atmosferze. Po obiedzie ja siadłem do pracy, ale przy stole, bo nadal chciałem mieć Fabiana na oku, Olka odesłałem do lekcji, a Fabian jeszcze chwilę byczył się na kanapie. Po parunastu minutach przywołałem go do siebie i wręczyłem mu jego telefon.
- Odwołuję ci szlaban, ale teraz proszę zrobić z telefonu użytek i dowiedzieć się od kogoś o lekcje. Jak nie nadrobisz zaległości, to zabieram telefon na kolejny tydzień, jasne? - Rozumiem, że mały jest poobijany, ale przepisanie zeszytów z 4 przedmiotów, bo chyba tylko tyle lekcji, na których mogli coś pisać dziś miał, bo w planie był jeszcze chyba tylko wuef i wychowawcza, mógł zrobić.

- No dobra, już to robię. - Dzieciak faktycznie zadzwonił do kogoś, a później wziął z korytarza plecak i rozłożył się na kanapie. Miałem już zabrać się za dalszą pracę, kiedy po schodach zbiegł Olek ze swoim dzienniczkiem. Ze spuszczoną głową podszedł do mnie.

- Podpiszesz mi uwagę? - No nie, jeszcze tego brakowało, żeby Olek mi zaczął regularnie do domu uwagi przynosić!

- Za co ta uwaga? - Nie czekałem na odpowiedź, tylko wziąłem notes i przekartkowałem go na odpowiednią stronę, na której widniało: „Uczeń kwestionuje wiedzę nauczyciela, jest bezczelny i uniemożliwia prowadzenie lekcji". - Co to jest!?

- No bo mieliśmy zastępstwo na historii i ta baba nie wiedziała sama, o czym mówi...

- Olek! Masz mieć do wszystkich szacunek, rozumiesz!? Jeszcze raz mi przynieś taką uwagę, a nie ręczę za siebie! Masz minusa i w tym momencie zejdź mi z oczu! - Złożyłem podpis pod uwagą i oddałem mu dzienniczek, a następnie podszedłem do lodówki, zanotować dzisiejsze minusy Fabiana i Olka. Zabrałem się za dalszą pracę i w sumie tak mi minęło popołudnie, Fabian ładnie przepisał notatki, nawet pytał mnie, co jakiś czas, co znaczą niektóre słówka z angielskiego, więc wiedziałem, że faktycznie pracuje. Nie miałem już serca zaganiać go do nauki, więc wysłałem go do spania, a sam wziąłem prysznic i ułożyłem się w swojej sypialni przed telewizorem i włączyłem sobie jakiś kryminał. Lubiłem obejrzeć sobie jakiś dobry film przed snem, jednak niedane było mi go dooglądać, bo po jakiejś godzinie seansu do mojej sypialni wpadł Olek.

- Tato, Fabian strasznie kaszle i coś majaczy. - Zerwałem się na równe nogi i pognałem na górę za moim piętnastoletnim synem. Fabian wyglądał mizernie, jego grzywka lepiła się do mokrego czoła, wstrząsały nim dreszcze i mruczał coś pod nosem. Cofnąłem się do kuchni po pudełko, które robiło za naszą domową apteczkę. Zmierzyłem małemu temperaturę, a termometr pokazał 39,2 stopnia. Zmartwiłem się bardzo, podałem mu syrop z paracetamolem i zacząłem robić zimne okłady. Po pół godziny termometr wskazywał równo 39 stopni i dalej ani drgnął. Zdesperowany wybrałem numer do Anety.

- Cześć Antka, wybacz, że dzwonię tak późno, ale Fabian gorączkuje. Ma 39 stopni, robię mu okłady, ale nie mogę tego zbić. Mogłabyś mi coś doradzić?

- Dałeś mu paracetamol?

- Tak, ale temperatura ruszyła się tylko o dwie kreski.

- Dobra, przyjadę do was. I tak dopiero zeszłam z dyżuru i będę jechać do domu.

- Nie musisz naprawdę.

- Adam, przestań. Do mojego przybranego siostrzeńca mam nie przyjechać? Będę za 20 minut.

- Dzięki, kochana jesteś. - Czekałem na Anetę robiąc młodemu cały czas okłady z zimnej wody z octem, ale nic nie pomagało. Olek siedział przy mnie chociaż kilkakrotnie wysyłałem go do spania. Kiedy usłyszeliśmy dzwonek, poleciał i przyprowadził swoją przyszywaną ciocię do pokoju swojego brata.

- Naprawdę nie wygląda dobrze - rzekła i rozłożyła się ze swoją lekarską torbą. Osłuchała młodego, pociskała mu brzuch, zmierzyła jeszcze raz temperaturę i zajrzała mu do gardła. - Wygląda mi to na zapalenie oskrzeli i krtani, co do oskrzeli to jestem prawie pewna, bo słychać wyraźne szmery.

- I co teraz mam zrobić? - szczerze się zmartwiłem. Szkoda mi było mojego dziecka.

- Przepiszę mu syrop na kaszel, tabletki na gardło, sprej do nosa, witaminy i zastrzyki na stan zapalny i drugie koniecznie na gorączkę, bo musimy mu ją zbić. Wszystko oprócz syropu i zastrzyku na gorączkę podawaj mu rano i wieczorem, te dwie rzeczy tylko na wieczór – tłumaczyła wypisując receptę. Postanowiłem nic nie kwestionować, bo Aneta była naprawdę świetnym pediatrą.

- A co teraz? On jest na wpół świadomy?

- Jestem świadomy i nie chcę żadnych zastrzyków! - wrzasnął mój młodszy syn zachrypniętym gardłem. Odezwał się po raz pierwszy od przyjazdu Anety.

- A może byś tak „dobry wieczór" powiedział? - zbeształem go.

- Dla mnie wcale nie jest dobry. Nie zgadzam się na żadne zastrzyki.

- To dla twojego dobra. Nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. Dobrze wiesz, że u ciebie na gorączkę nic nie pomaga.

- Fabiś albo zastrzyki, albo czopki wybieraj - postanowiła się wtrącić Aneta.

- Głupki... – mruknął pod nosem Fabian i obrócił się tyłem do nas.

- Przekręć go na brzuch. Jak mi powiedziałeś, że mały ma gorączkę, wzięłam jedną ampułkę ze sobą. Zrobię mu zastrzyk na zbicie temperatury i od razu pokażę Ci, jak się je wykonuje. Nie będziesz przecież woził chorego dziecka dwa razy dziennie do przychodni na zastrzyki.

- Nie ma opcji, żebym świecił tyłkiem przed ciocią!

- Olek wyjdź - zwróciłem się do pierworodnego, który od razu usłuchał polecenia. - Fabian nie wymigasz się od zastrzyku i albo dasz go sobie zrobić po dobroci, albo najpierw dostaniesz przy cioci parę klapsów na goły tyłek a później i tak zaaplikujemy ci zastrzyk, rozumiesz? - Fabian ewidentnie obruszył się na moje słowa. Wiem, że potraktowałem go jak małe dziecko, ale było późno, wszyscy byliśmy zmęczeni, nie mogłem bawić się z nim w szarpaninę. - To jaka jest Twoja decyzja? - zapytałem, a Fabian obrócił się na brzuch. Aneta podeszła, odkryła go i spuściła mu spodenki z pośladków. Wytłumaczyła mi, jak nabrać środek do strzykawki i jak poprawnie wykonać zastrzyk. Młody wzdrygnął się i uronił kilka łez, ale był dzielny. Po wszystkim odprowadziłem Anetę do samochodu, a sam pojechałem do miasta, do całodobowej apteki po leki dla Fabiana. Oczywiście zapłaciłem krocie, ale to nie było ważne. Gdy wróciłem, mały spał, ale nie mogłem patrzeć jak taki ulepiony od potu leży w tej brudnej pościeli. Przebrałem go w czystą piżamę. Nawet nie przebudził się na chwilę. Musiał być bardzo padnięty. A później przeniosłem go na rękach do mojej sypialni i położyłem się koło niego. Dla mnie ten dzień też był bardzo ciężki.

    Nie spałem tej nocy zbyt dobrze. Fabian bardzo kaszlał i rzucał się po łóżku. W zasadzie już koło 6 krzątałem się po kuchni. Przygotowałem Olkowi śniadanie i kanapki do szkoły. Akurat, kiedy ze wszystkimi się obrobiłem i miałem iść go budzić młody zjawił się w kuchni.

- Jak noc? - postanowiłem zagadnąć.

- W porządku, jak zabrałeś Fabiana do siebie, to w końcu mogłem normalnie spać.

- To dobrze. Siadaj do stołu. - Kiedy piętnastolatek zajął miejsce, siadłem naprzeciwko z kawą i postanowiłem wyciągnąć od Olka pare informacji. - Wiesz może, co się marzy twojemu bratu?

- Żeby szkoła wybuchła w powietrze? – zapytał uśmiechając się znad kanapki z serem, sałatą i pomidorem.

- Pytam poważnie. Co chciałby dostać?

- A bo ja wiem. Ostatnio mówił coś, że założyłby kapelę rockową i chce grać na perkusji, ale za nim nikt nie nadąży.

- A ty Olek co byś chciał? - Nie mogłem pozwolić, żeby Olek czuł się pominięty.

- Ja to bym tylko chciał nowe łyżwy, bo stare mnie cisną.

- Zbieraj plusy, a coś pomylimy. - Już miałem plan zabrać chłopaków na lodowisko, jak tylko Fabian wyzdrowieje. Muszą się trochę rozerwać od tej napiętej atmosfery. - Zbieraj się już, żeby autobus ci nie uciekł. Wysłałem Olka do szkoły a sam pozmywałem po śniadaniu, zrobiłem sobie drugą kawę i siadłem do pracy. Było po 9 jak w kuchni zjawił się Fabian. Maszerował sobie po płytkach na boso. Krew mnie zalała, więc wstałem od stołu, wziąłem go na ręce i posadziłem na kanapie w salonie.

- A co to za wędrówki na boso? Chcesz się bardziej rozchorować?

- Oj, no nic mi nie będzie - mruknął mimo chrypki.

- Fabian, twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Za narażanie się tak samo, jak za kłamanie i papierosy będzie bezapelacyjne lanie. To są największe przestępstwa, rozumiesz? - postanowiłem postawić sprawę jasno.

- No, tak no. - Przyniosłem małemu kapcie z sypialni i postanowiłem zakończyć na tym sprawę. - Chcesz jakieś śniadanko?

- Nie jestem głodny.

- Musisz coś zjeść przed wzięciem leków.

- Nie chcę leków, a na pewno nie chcę zastrzyków - burknął oburzony.

- Zastrzyk zaraz zrobimy i nie masz tu nic do gadania.

- Nie!

- Ale nie masz nic do gadania. Powiedziałem ci, że twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze.

- Ale to boli. Ja nie chcę - zrobił smutną minkę i skulił się na kanapie.

- Przykro mi, że musimy je robić, ale to ci pomoże. Jak będziesz dzielny do końca choroby, to dostaniesz nagrodę.

- A jaką? - Oczy mu się od razu zaświeciły.

- Niespodzianka– uśmiechnąłem się do niego.

- Jak mi nie powiesz, to nie dam się kłuć - założył ręce na pierś i wysunął wojowniczo podbródek.

- Ale nie szantażuj mnie. Na pewno nie chcesz mieć niespodzianki?

- Powiedz mi, co dostanę!

- Kupię ci perkusję, ale do końca choroby żadnego marudzenia odnośnie nie brania leków, jasne?

- Tak! - rzucił mi się na szyję. Jakie to dziecko potrafi być kochane, jak się trochę pilnuje.

- To kładź się na brzuch. Zrobimy ten okropny zastrzyk i będziesz to miał za sobą. - Poszedłem do kuchni po ampułkę i octenisept, żeby przetrzeć mu miejsce ukłucia. Kiedy wróciłem, mały leżał na brzuchu i wciskał twarz w poduszkę. Opuściłem mu spodenki i szybko spełniłem swoją powinność. Fabian gwałtownie drgnął, kiedy wbijałem igłę i słyszałem jak całą piersią wciąga powietrze. Po wszystkim podciągnąłem mu portki, wyniosłem wszystkie przyrządy do kuchni i wróciłem do syna, który już zmienił pozycje na siedzącą, wsunął się pod koc i rogiem tego koca wycierał łzy.

- Jestem z ciebie dumny, synku. Trzymaj tak dalej. - Objąłem go lekko, ale Fabian tego nie skomentował. Poszedłem do kuchni zrobić mu kanapki z Nutellą, kakao i przygotowałem leki oraz wodę do ich popicia. Z takim ekwipunkiem na tacy poszedłem do salonu do mojego dziecka.

- Proszę, tu masz śniadanko, a jak zjesz, to proszę wziąć przygotowane tu leki. Syropu masz wypić jedną miarkę, którą tu ci położyłem - pokazałem mu miarkę przypominająca kieliszek, na co Fabian kiwnął głową, więc poszedłem z powrotem do kuchni, żeby go nie krępować. Ze stołu i tak miałem idealny widok na kanapę w salonie. Fabian zjadł ładnie śniadanie, wziął leki i włączył sobie ten serial, który wczoraj zaczął oglądać. Nadal wyglądał mizernie i cały czas pokasływał, ale co się dziwić skoro wczoraj tak bardzo przemarzł? Po chwili przed telewizorem Fabian zasnął, a ja przygotowałem dla niego świeżo wyciskany sok pomarańczowy, żeby miał czym zwilżyć usta, jak się obudzi. Wyłączyłem telewizor i zabrałem się za robienie rosołu, czyli najlepszego lekarstwa, jakie zna ten świat. Zorientowałem się, że nie mam wszystkich produktów, więc wyskoczyłem szybko do pobliskiego sklepu. Gdy wróciłem Fabian dalej spał zwinięty na kanapie. Miałem niewiele czasu do powrotu Olka, więc wziąłem się za robienie rosołu i gołąbków. W sumie w kuchni zeszło mi się dobre półtora godziny, zanim wszystko wylądowało na gazie, Olek zdążył wrócić, że szkoły, ale odesłałem go na górę, żeby nie obudził Fabisia. Moje dziecko przebudziło się dopiero koło 15.

- Tato pić... - wymamrotał zaraz po przebudzeniu.

- Masz tam soczek na ławie.

- Dzięki - szepnął i zabrał się za picie. - Sikać mi się chce. - Nie wiem po co uraczył mnie tą wiadomością. Młody poszedł do łazienki, a ja nakryłem do stołu. Jak wrócił to zobaczyłem, że chodzi bez kapci.

- A co ja ci mówiłem o chodzeniu na boso!? - wkurzyłem się nie na żarty bo ja tu staję na głowie, żeby Fabian jak najszybciej wyzdrowiał, a ten nic sobie z tego nie robi.

- Oj, no przestań. Nie twój interes jak chodzę do kibla.

- Nie mój interes?! O, ty niewdzięczny bachorze! - podszedłem do niego szybkim krokiem i złapałem go koło kanapy, postawiłem jedną nogę na kanapie i przerzuciłem przez nią Fabiana tak, że wisiał w powietrzu. Mały był zdezorientowany, nie wiedział co się dzieje, a ja spuściłem mu spodenki i na goły tyłek przylałem mu pięć tęgich klapsów ręką. Fabian zdążył tylko zapiszczeć, a ja podciągnąłem mu spodenki, stanąłem na równych nogach i postawiłem przed sobą Fabiana. Momentalnie złapał się za tyłek i zaczął go rozmasowywać. - To po to, żebyś pamiętał, że masz dbać o swoje zdrowie.

- To nie było fair! Jestem chory, nie powinieneś mnie bić! - fuknął oburzony.

- Oj, już nie gniewaj się. To była bardzo łagodna kara - popatrzył na mnie spod byka.

- Potraktowałeś mnie jak dziecko!

- Bo tak się zachowujesz, nie wykonując moich najprostszych poleceń. Już się nie dąsaj - poklepałem go po ramieniu. - Chcesz zjeść z nami przy stole czy wolisz na kanapie?

- Obojętnie, mogę przy stole.

- To wkładaj kapcie i chodź do stołu. Ja już wołam Olka. - Poszedłem po piętnastolatka na górę. Cieszył się na ten obiad jak dziecko, bo jego i Fabiana ulubionym daniem były gołąbki. Olek zjadł z dokładką, a Fabian ledwo tknął rosół i zjadł trochę ponad pół gołąbka. Dobrze, że w ogóle coś zjadł. Po obiedzie pomogłem Olkowi z lekcjami z fizyki, bo powiedział, że kompletnie nie rozumie bezwładności. Fabian w tym czasie udał się do mnie do sypialni na drzemkę. Niech śpi jak najwięcej, sen jest najlepszym lekarstwem. Kiedy wracałem od Olka z pokoju, usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwił mnie niesamowicie, bo nie spodziewałem się gości. Poszedłem otworzyć, a moim oczom ukazał się Piotrek Michalski, jeden z nieodpowiedzialnych kolegów mojego syna, przez których on teraz leżał chory.

- Dzień dobry. Jest Fabian? Mam do niego sprawę - odezwał się dzieciak.

- Dzień dobry. Jest, ale po waszej bójce śpi teraz chory. Jaka to sprawa? - nie miałem ochoty rozmawiać z tym bachorem, ale musiałem się dowiedzieć, co on może chcieć od mojego syna.

- Fabian rozwalił mi wczoraj telefon. Proszę zobaczyć - młody podał mi jakiś model Samsunga z roztrzaskanym wyświetlaczem.

- To ten telefon, którym nagrywałeś, jak bijecie mojego syna?! Bardzo dobrze, że ci go roztrzaskał! Pokaż się tu jeszcze raz a ci nogi z dupy powyrywam! Będę rozmawiał z twoją matką na temat tego, co wczoraj nagrałeś! Wynocha mi stąd!

- Przepraszam, do widzenia - zatrzasnąłem temu dzieciakowi drzwi przed nosem i poszedłem do biura popracować do wieczora, bo skoro Fabian śpi, a Olek się uczy to mogłem w spokoju pracować. Wieczorem zrobiłem kolację i najpierw zaniosłem sałatkę z kurczakiem Olkowi do pokoju, a następnie Fabianowi do mojej sypialni. Młody trochę podzióbał widelcem, a później podałem mu leki.

- Fabian pora na zastrzyki. - podszedłem do łóżka z dwoma strzykawkami, na co mały się wzdrygnął.

- Ale dlaczego dwa? - rozpłakał się momentalnie.

- Jeden jest na zapalenie oskrzeli a drugi na gorączkę.Przykro mi, ale ciocia Anetka przepisała ci takie leki, więc będziemy je brać.

- Rob szybko, żeby bardzo nie bolało – zapłakał, ale przekręcił się na brzuch, przytulił poduszkę i zacisnął powieki. Serce mi się krajało, jak musiałem go kłuć, ale jest chory i musi brać te zastrzyki. Położyłem go do spania, a sam poszedłem jeszcze uprzątnąć w salonie i też położyłem się do łóżka. Po wczorajszej prawie nieprzespanej nocy padałem z nóg.

     Wstałem dopiero koło 9. Głupio mi było, że nie wyszykowałem Olka do szkoły, ale to duży chłopak. Na pewno zrobił sobie jakieś kanapki. Napisałem mu SMS-a z pytaniem czy czegoś nie potrzebuje, żeby mu zawieźć, ale uspokoił mnie, że zrobił sobie w domu śniadanie, a w szkole kupił sobie kanapkę w sklepiku. Uspokoiwszy się nieco, przygotowałem Fabianowi śniadanie takie jak wczoraj i lekarstwa. Zostawiłem mu je przy łóżku z karteczką, że muszę jechać zawieść papiery szefowi i wrócę koło 12, a on w tym czasie ma zjeść siadanie i wziąć przygotowane lekarstwa.

     Rozmowa z szefem przebiegła mi bezproblemowo i o 11:30 już byłem w domu. Jakie było moje zdziwienie, jak zastałem nadal śpiącego Fabiana. Postanowiłem go obudzić.

- Wstawaj szkrabie, śniadanie czeka.


 - Jeszcze pięć minut - sapnął sennie.

- Za pięć minut to śniadanie ma być zjedzone - klepnąłem go pieszczotliwie w tyłek i wyszedłem do kuchni przygotować zastrzyk i ciepłą herbatę dla Fabiana. Kiedy wróciłem, śniadanie faktycznie było zjedzone, a Fabian siedział oparty plecami o poduszkę i oglądał telewizje.

- Kładź się na brzuch - Fabianowi momentalnie łzy stanęły w oczach, ale zrobił to, o co go prosiłem. Uporałem się szybko z zastrzykiem, wyniosłem wszystko do kuchni i wróciłem do dwunastolatka. - Co oglądasz?

- The Rain, taki serial o śmiertelnym deszczu. Fajny jest. - uśmiechnął się do mnie.

- Tak? To w takim razie suwaj się, obejrzę z tobą - usiadłem na łóżku koło Fabiana, a ten oparł się o moją klatkę piersiową. Tak minęło nam kolejne półtorej godziny.


Continue Reading

You'll Also Like

58.7K 2.8K 64
Well, this is my first attempt of trying short stories. It is the collection of love stories.
37.2K 1.1K 19
𝐋𝐨𝐚𝐝𝐢𝐧𝐠...
25.5K 616 4
عائله مباح فيها كل شي حتى النيك و الجنس مباح بين بعض 🫦👅
36.3K 1.2K 49
bongleni short stories! All of the short stories published in "Fated to Love You" will be transferred here.