GRUSZKI NA WIERZBIE

By Le_osia

9K 225 59

Jest to projekt dwóch szalonych pisarek amatorek. Czy dwa punkty widzenia mogą się spotkać w jednej książce... More

Wojna o papierosa
Zawiodłem
Zeszyt
Fajki i makulatura
Nie tylko mirinda
Bić czy nie bić?
Korki
Kabel
Zima mi nie straszna!
Mroźna wywiadówka
Ostatni papieros
Przewinienia i pochwały
Wynik 2:1
Kłopoty na stacji
Zapalenie oskrzeli
Zimny prysznic.

Wizyta u Wylęgałów

550 12 0
By Le_osia

                                        -----------FABIAN----------

    Wbiegłem do domu. Z całej siły trzasnąłem drzwiami, aż Oleś podskoczył. Mogłem sobie na to pozwolić, bo taty nie było ze mną, wprowadzał właśnie auto do garażu. Nie miałem nastroju, żeby otwierać drzwi od swojego pokoju ręką, więc otworzyłem je kopnięciem z półobrotu. Dość miałem wszystkiego. Tata przegiął, przegiął po całości. To lanie skrobaczką bolało mnie bardziej niż wszystkie pasy razem wzięte. Kto nie dostał w dupę przy kolegach, nigdy nie zrozumie, co mam na myśli. Nigdy tego ojcu nie wybaczę, naprawdę nigdy. Usiadłem na łóżku, a żeby sobie ulżyć wziąłem do ręki jaśka i z całej pyty rzuciłem go w stronę drzwi. Olek to ma refleks. Akurat wchodził do mnie do pokoju. Złapał te poduszkę i usiadł koło mnie na łóżku.

 - Tata znowu cię przyłapał na paleniu? - odezwał się do mnie. W pierwszej chwili pomyślałem, że chuj go to obchodzi, ale po chwili dotarło do mnie, że Olek jest po mojej stronie frontu, a tata jest naszym wspólnym wrogiem, więc musimy trzymać się razem. 

 - Nie, skończyły nam się fajki... Ledwo zdążyłem wypowiedzieć te słowa, kiedy do mojego pokoju wszedł tata. Nie był jakoś specjalnie zły, widocznie to, że wlał mi przy kolegach poprawiło mu humor. 

 - Fabian, chodź na obiad - rzekł. Podniosłem się z łóżka, uniosłem głowę w górę i przeszedłem obok niego bez słowa. Chwycił mnie za przedramię. Nie spodziewałem się tego. Chcąc nie chcąc spojrzałem na tatę. 

 - Co? - odezwałem się z wyrzutem. 

 - Nie życzę sobie z twojej strony dąsów. Za taką bezczelną postawę jaką dzisiaj zaprezentowałeś, powinieneś dostać takie baty, że przez tydzień nie usiadłbyś na tyłku, więc się lepiej nie dąsaj, tylko myj ręce i jazda do stołu! -  Spuściłem wzrok i kiwnąłem głową. Tata puścił moją rękę a ja poleciałem do łazienki, umyłem buzię, ręce i poszedłem zjeść ten cholerny obiad, na który w ogóle nie miałem apetytu.

     Wieczór minął w miarę spokojnie. Graliśmy trochę z Olkiem w gry na jego kompie. Jakoś tak około siedemnastej zajrzał do nas tata. Patrząc na mnie powiedział, że jedzie porozmawiać z panem Markiem i, że za pół godziny będzie w domu. Momentalnie straciłem ochotę na granie w Minecrafta. 

 - Tato, proszę cię, ja obiecuję, że nie będę już nigdy więcej palił, tylko nie jedź do pana Marka - powiedziałem podchodząc do taty. Przez chwilę miałem nadzieję, że mój stary nie jest aż takim chujem i zrezygnuje z tej głupiej wycieczki pod las. Przecież Tomek nie da mi żyć, jak przeze mnie jego stary dowie się o fajkach. 

 - Fabian wierzę, że nie będziesz się już truł, ale wolałbym, żeby twój kolega też skończył z tym paskudnym nałogiem. Zawiódłbym siebie, gdybym wiedział że nic w tej sprawie nie zrobiłem choć mogłem. - Łzy stanęły mi w oczach. Po tych słowach taty zaczynało do mnie docierać, że on naprawdę zdania w tej sprawie nie zmieni. Pomyślałem, że spróbuję wziąć go na litość. 

 - Daj Tomkowi ostatnią szansę, proszę no - powiedziałem płaczliwym głosem, ale nawet to nie zrobiło na tacie wrażenia. 

 - A tobie dlaczego tak na tym zależy? - spytał. - Palicie we trzech a chcesz całą winę wziąć na siebie? 

 - Tomek nie pali - odparłem. - To, że to były jego fajki to nie znaczy, że od razu że pali.

 - Fabian słyszysz co ty mówisz? Przecież to się kupy nie trzyma, proszę mi natychmiast powiedzieć, dlaczego chcesz na siłę kryć kolegę. - Co miałem mu powiedzieć? Że Tomek mnie zamorduje jak przeze mnie jego ojciec dowie się o fajkach. Takim tekstem jeszcze bardziej pogążyłbym Tomka a przy okazji i siebie. Zacisnąłem zęby. Spuściłem łep. - Skoro nie masz mi nic konkretnego do powiedzenia, to zdania nie zmienię. Musicie się nauczyć brać odpowiedzialność za swoją głupotę. -  Po tych słowach tata chwycił ręką za klamkę i miał już wyjść, gdyby nie słowo "kapuś", które tak jakoś, niefortunnie samo mi się wypowiedziało. 

 - Skoro nie chcesz robić ze mnie kapusia to sam powiesz panu Markowi o papierosach. -   Stanąłem jak wryty. Spojrzałem na Olka. Gapił się na mnie okrągłymi oczami. Chyba czuł, że jestem w czarnej dupie. - No na co czekasz? Zbieraj się - dopowiedział tata a mi znowu łzy stanęły w oczach. Miałem już wszystkiego dość... 

 - Nie idę nigdzie. Nie będę kablować na kumpla - szepnąłem pod nosem. Kolana miałem już miękkie. Czułem, że ten mój sprzeciw nic nie da, że tata i tak postawi na swoim. 

 - W tym momencie nie masz nic do powiedzenia i radzę nie dyskutować, bo masz zapowiedzianą poprawkę za zbędne dyskutowanie! - Zamknąłem się. Spojrzałem na tatę z żalem i wyszedłem z pokoju Olka. Bez słowa ubrałem na korytarzu kurtkę i buty. Przeszło mi przez myśl, żeby schować ojcu kluczyki od auta, ale było już na to za późno, bo pomyślałem o tym dopiero, kiedy kluczyki znalazły się w jego ręce. 

    Wyszedłem na taras. Tata polazł wyprowadzić auto z garażu. Tyle myśli chodziło mi w tym momencie po głowie... Mógłbym zwyczajnie zwiać, ale dokąd? Mógłbym zacząć kaszleć i udawać chorego, ale tata się na to nie nabierze... Stałem jak ten kołek i patrzyłem jak mój stary wyjeżdża autem z garażu. No, zatrzymał się, wysiadł z samochodu. Chyba się domyślił, że straciłem chęć na tę przejażdżkę. Gdy tylko do mnie podszedł postanowiłem jeszcze raz poprosić go o zmianę decyzji. 

 - Tata, jedź sam. Ja jednak zostanę w domu i popilnuję Olka - odezwałem się. 

 - Fabian, jeszcze jedno zbędne słowo i wejdziemy do domu, zdejmę pasek i ukrócę te twoje dyskusje! - Spuściłem łeb, a tata położył mi rękę na ramieniu i zaprowadził mnie do auta. Już się nic nie odzywałem.

      Stałem obok taty jak zbity pies. Łep miałem spuszczony na dół a ręce trzymałem w kieszeniach kurtki. Postanowiłem sobie, że nie będę kablem, będę milczał jak grób choćby nie wiem co. Nie wydam kumpla. Tata zapukał do drzwi. 

 - Nic się nie odezwę - szepnąłem pod nosem, a chwilę później drzwi od domu Wylęgałów się otworzyły. Zamarłem na widok pana Marka. Miał na sobie spodnie moro i czarną podkoszulkę na ramkach. Jest to dobrze zbudowany mężczyzna. Słowo daję, wygląda jak jakiś gangster. Brakuje mu tylko broni i pałki... Strach się bać. Mój stary przywitał się z nim. Ja kiwnąłem tylko głową, dopiero po szturchańcu od taty powiedziałem "dobry wieczór". Weszliśmy do jego domu - wprowadził nas do salonu. Tata usiadł w fotelu, ja stałem obok ze zwieszoną głową. Miałem chęć zapaść się pod ziemię. A gdy zobaczyłem Tomka, który podszedł by się ze mną przywitać, chyba zrobiłem się czerwony jak burak. 

 - Zrobię kawę - odezwał się pan Marek. 

 - Nie, dziękuję za kawę. My tylko na chwilę, Fabian ma ci coś do powiedzenia. - Pan Marek spojrzał na mnie.

 - Słucham cię, Fabian. Co chciałeś mi powiedzieć? - odezwał się do mnie. 

 - Nic - szepnąłem spuszczając głowę na dół. Tym swoim "nic" wkurzyłem tatę. 

- Fabian! Albo w tym momencie przestaniesz się wydurniać, albo narobię ci wstydu przy koledze! - wydarł się na mnie. Łzy stanęły mi w oczach. Po ostatnich wydarzeniach wiedziałem, że mój ojciec jest zdolny do wszystkiego. Co jeśli za moment karze mi spuścić spodnie i wleje mi paskiem jak ostatnio? Wziąłem głęboki oddech. Pan Marek patrzył na mnie. Ani na chwilę nie odrywał ode mnie wzroku. Jeszcze nie wiedział, o co chodzi a już był porządnie wpieniony. 

 - No, spróbowaliśmy z Tomkiem po papierosie... -  Powiedziałem to. Tata zdębiał. Nie takiego wyznania się chyba spodziewał. Tomek w mgnieniu oka pobiegł wgłąb domu a pan Marek zacisnął pięść aż mu żyła wyskoczyła na czole. Zrobiłem krok do tyłu. - Ale to było dawno... Parę dni temu... Ani ja ani Tomek nie jesteśmy nałogowcami. Chcieliśmy tylko spróbować i bardzo tego żałujemy... - ciągnąłem dalej. Tata się wkurzył.

 - Fabian dość; - krzyknął podnosząc się z fotela. - Sam osobiście złapałem cię więcej niż raz na paleniu, a oto jeden z dowodów! - No i wyciągnął z kieszeni napoczętą paczkę Marlboro. Podał ją panu Markowi do ręki. - Fabian twierdzi, że to papierosy Tomka i chciał mu je zwrócić - ciągnął dalej tata. - Wierzę mojemu synowi dlatego sądzę, że oni popalaja we dwóch. Ja się z Fabianem już rozmówiłem, ale musimy im Marek wybić ten głupi nałóg z głowy. 

 - Nie wiem, czy to papierosy Tomka... Tak mi się wydawało, ale może po prostu ktoś je znalazł na stacji i tyle... Nie wiem, może ja je znalazłem, może Tomek... Nie pamiętam kto... Na pewno to nie nasze, bo nikt by nam przecież papierosów nie sprzedał... - odezwałem się. Pan Marek spojrzał na mnie bez słowa. Był zszokowany moim wyznaniem i chyba nie wiedział, kiedy mówię prawdę a kiedy kłamię. Za to tata doskonale to wiedział. Gdy tylko skończyłem mówić zabrał się za wyjmowanie ze swoich spodni paska. Zrobiłem trzy kroki w tył, bo to był jedyny pomysł, który w tym momencie pojawił się w mojej głowie. Ze strachem patrzyłem jak tata składa ten pasek na pół. 

- Fabian, proszę do mnie! - odezwał się. Łzy poleciały mi po policzkach. 

- No dobra - szepnąłem, a nogi miałem jak z waty. - To naprawdę były fajki Tomka... - Pan Marek zerwał się z fotela, zatrzymał się przed schodami.

 - Tomasz! - krzyknął. - Tomasz, masz w tej chwili do mnie przyjść! -  Spojrzałem na tatę. Wciąż trzymał ten pasek a minę miał nietęgą. Spuściłem głowę na dół. Pomyślałem, że jeśli zamilknę i przyjmę pokorną postawę to schowa za moment ten pasek... 

 - Fabian, - odezwał się mój tata - dostałeś już za palenie i nie będę cię karał dwa razy za to samo, ale za te kłamstwa wpiszę ci minusa jak wrócimy do domu, zrozumiano? -  Kiwnąłem głową, że TAK, a po policzkach popłynęła mi kolejna fala łez. - Masz mówić prawdę bo ona i tak zawsze wyjdzie na wierzch, jasne? - dodał. 

 - Tak - szepnąłem ocierając łzy rękawem od swojej kurtki. Tata paska nie schował, więc byłem zdecydowany się pilnować. Nie chciałem zarobić lania paskiem, bo to naprawdę bardzo boli. Niby już nie płakałem, ale jak zobaczyłem schodzącego po schodach Tomka, to aż mi serce stanęło. Spojrzał na mnie z żalem, a po chwili zarobił w tył głowy od swojego ojca. 

 - To twoje?! - krzyknął pan Marek podsuwając Tomkowi papierosy pod sam nos. - Co ty sobie gówniarzu wyobrażasz?! Moje ciężko zarobione pieniądze wydajesz na to gówno?! To twoje? Pytam ci się! - Tomek był naprawdę przestraszony. Bardzo mu współczułem. Gdy pan Marek się darł, ja miałem ciarki na plecach a co dopiero Tomek! Głupio mi było, że przeze mnie dostaje od ojca burę i czułem, że na zwykłej reprymendzie się nie skończy. Tomek dostanie dzisiaj manto, to było pewne. Mój tata naprawdę mnie zaskoczył. Gdy pan Marek doskoczył do Tomka tata starał się go uspokoić. 

 - Marek, spokojnie... Musimy dowiedzieć się prawdy, ale nie w taki sposób - rzekł. Wziąłem głęboki oddech, a pan Marek cofnął rękę, którą miał zamiar po raz drugi uderzyć Tomka w szyję. 

 - Czyje to są papierosy? Twoje? Oczywiście, że twoje! - Tomek wciąż milczał. Chyba pogodził się już ze swoim losem. Pan Marek przeszedł się po salonie w tę i z powrotem. W końcu zatrzymał się przy Tomku. - Od jak dawna palisz? - zwrócił się do niego. Ponieważ pan Marek trochę się uspokoił, Tomek podjął z nim rozmowę. 

 - No tylko parę razy... Ja, ja... Tato wszyscy palą... Nie chciałem być gorszy... Przepraszam - zaczął się jąkać. Było mi go naprawdę żal. 

 - Jacy wszyscy? Czy ja palę?! Czy twoja matka pali?!

 - Nie tato... Przepraszam...

 - Skąd miałeś papierosy? No, słucham! 

 - Poprosiliśmy jakiegoś pana pod sklepem, żeby nam kupił...

 - Nie no! Zaraz mnie krew zaleje! Powiedz mi, Tomek, dlaczego ty w szkole nie jesteś taki bystry?! Będziesz dzisiaj tarł tyłkiem o podłogę! Masz na to moje słowo! Ile papierosów do tej pory spaliłeś? - Spojrzałem na tatę. Patrzył się na pana Tomka jak zahipnotyzowany. Nic się nie odzywał. Ja też trzymałem język za zębami. - No słucham cię! 

 - Tato nie wiem, proszę skończ już to przesłuchanie, naprawdę przepraszam. Nie będę już palił obiecuję... - Uśmiechnąłem się, bo wydawało mi się, że temat papierosów został zakończony. Myliłem się. Słowa Tomka wywołały na twarzy pana Marka istną wściekłość. 

 - Ty mi gówniarzu będziesz mówił, kiedy mam zakończyć z tobą rozmowę?! - wydarł się. Przestraszyłem się. Zbliżyłem się do taty i spojrzałem na niego niepewnie. Tata objął mnie ramieniem. Trochę mnie to podniosło na duchu, bo naprawdę byłem przerażony na równi z Tomkiem. 

 - Marek, jeszcze raz proszę cię, żebyś się uspokoił. Zgadzam się z tobą, że chłopakom należy się tęgie lańsko, ale najpierw musisz się uspokoić - rzekł tata.

 - Mam się uspokoić? Zaraz się uspokoję! - krzyknął pan Marek podchodząc do ławy. Zręcznym ruchem odłączył kabel od laptopa, z tym kablem w ręce podszedł do Tomka. - Uspokoję się dopiero jak mu wpierdolę! - krzyknął, a ja zacząłem się trząść ze strachu. Tata wyciągnął z kieszeni kurtki kluczyki od auta. 

- Biegiem do samochodu - rzekł dając mi te kluczyki do ręki. - I czekasz tam na mnie. - Kiwnąłem głową i pokierowałem się w stronę korytarza. Ciekawiło mnie bardzo co się teraz stanie, toteż nie poszedłem do auta, tylko udałem, że wychodzę. Przez uchylone drzwi obserwowałem jak mój tata podchodzi do pana Marka i wyrywa z jego ręki ten kabel. 

 - Pojebało cię?! - wydarł się. - Prześpij się z tym, a nie od razu bierzesz się za bicie chłopaka! Też miałeś kiedyś piętnaście lat, wiesz, jaki to głupi wiek, a chłopak cię przeprosił i obiecał, że więcej palił nie będzie! Tomek, idź do siebie! -  Mój kumpel poleciał na górę, a tata położył rękę na ramieniu pana Marka. - Chodź, przejdziemy się. Ochłoniesz - powiedział. 

    Prędko aczkolwiek po cichu wyszedłem z domu. Gdy tata i pan Wylęgała przekroczyli próg, ja siedziałem już w przodzie auta. Przekręciłem sobie kluczyk w stacyjce i włączyłem grzanie, bo na dworze była ujemna temperatura i było mi zimno. Przez przednią szybę obserwowałem jak tata i ojciec Tomka idą z boku domu. Obaj oparli się plecami o ścianę i rozmawiali. Tata już nie pierwszy raz uspokajał pana Marka. Kiedyś, dawno temu pobiłem się z Tomkiem, a raczej on pobił mnie... Tata pojechał wtedy ze skargą do pana Marka a ten tak się wściekł, że głowa mała... Ale tamten atak wściekłości to nic w porównaniu z tym, co widziałem dzisiaj. Zatkało mnie, jak zobaczyłem, że mój stary i pan Marek zapalają sobie po papierosie. Najchętniej poszedłbym teraz do nich i spytał, czy poczęstują. Heh. Nie no, wiadomo, że nie zrobiłbym tego. Muszę się trochę ograniczyć... Chociaż... Tata powiedział mi dzisiaj i to przy panu Marku, że nie dostanie mi się dwa razy za to samo, czy jakoś tak. Za fajki już dostałem, czyli teoretycznie już nie powinienem za to więcej razy oberwać... Heh. A mówiąc serio, mam już dwa minusy, a jeszcze się tydzień jak należy nie zaczął... Jutro historia i matematyka, strach się bać. Spojrzałem na godzinę. Ziewnąłem ze zmęczenia. Trochę czasu minęło zanim tata pożegnał pana Marka i przyszedł do mnie do auta. Po jego twarzy rozpoznałem, że udało mu się uspokoić tatę Tomka. Pomyślałem, że wykorzystam to, że tata jest w lepszym nastroju i atmosfera między nami nieco się uzdrowiła. 

- Tata, niepotrzebnie dostałem te dwa minusy... Możesz mi je anulować i od jutra zacznę wszystko z czystym kontem - odezwałem się do taty pełen wiary w to, że pójdzie mi na rękę.

 - Przykro mi Fabian, nie ma takiej opcji - odpowiedział. - Chcę cię nauczyć brania odpowiedzialności za swoje czyny. Pilnuj się, żeby nie zarobić trzeciego minusa to twoja pupa będzie bezpieczna... 

     No to jestem udupiony! Przecież skoro w jedno popołudnie zarobiłem dwa minusy to jest wręcz niewyobrażalnie niemożliwe, żebym przez sześć kolejnych dni niczym się ojcu nie naraził. Następne słowa taty trochę mnie uspokoiły, ale tylko trochę... 

 - Obiecuję być przychylniejszy przez resztę tygodnia, tylko musisz mi mówić prawdę - rzekł. - Tylko prawda może cię wybronić. Nigdy się tak nie zdenerwuję na najgorszą prawdę jak na kłamstwo, którym będziesz próbował ją ukryć. -  Zacisnąłem powieki i pokiwałem głową. 

- Okej, będę mówił prawdę - szepnąłem, a tata uśmiechnął się do mnie. 

 - Kocham cię Fabian i chcę, żebyś wyrósł na ludzi. Rozumiesz? - Spojrzałem tacie w oczy, a po chwili mój wzrok poleciał gdzieś tam, niewiadomo gdzie. 

- Nie kochasz... Jakbyś mnie kochał to byś mnie nie bił - szepnąłem. Chciał usłyszeć prawdę to usłyszał. 

 - Przykro mi, że tak myślisz, ale gdyby nad tobą nie wisiało lanie nie nauczyłbyś się na historię, pewnie dalej byś palił, wagarował. Fabian, nie pozwolę ci się stoczyć, bo to by się za tobą ciągnęło całe życie, a lanie poboli i przestanie - rzekł. Nie chciało mi się już tego słuchać. Zapiąłem pasy i oparłem głowę o samochodowy zagłówek. 

 - No nie wiem, czy tak od razu przestanie... - burknąłem pod nosem. Tata znowu się do mnie uśmiechnął. 

- Fabian wiem, że mi nigdy nie przyznasz racji, ale w głębi wiesz, że mam rację. Widzę to choćby po tym, że skończyły ci się argumenty. - Ale model? Mi się nigdy nie kończą argumenty! Po prostu nie chciało mi się już z nim gadać... 

 - Jedźmy już do domu... - szepnąłem. Tata odpalił auto i pojechaliśmy do domu.


    Obudziłem się o szóstej trzydzieści. Zwlokłem się z łóżka. Jak zszedłem na dół to Olek siedział już przy stole i kończył jeść śniadanie, a tata szykował dla mnie kanapki. Kiwnąłem im ręką i skierowałem się do łazienki. Nie chciało mi się iść do tej cholernej budy. Jeszcze tydzień temu w poniedziałek szedłem sobie beztrosko do szkoły, wszystko miałem w dupie - oceny, uwagi... Od czwartku przez moje życie przeszedł tajfun, wszystko się zmieniło, wszystko się popsuło. Usiadłem przy stole z podpartą głową. Mój wzrok błędnie krążył wokół powieszonej na lodówce tabelki taty. Z daleka było widać moje dwa minusy... Trochę mnie to przybiło. Ale z drugiej strony, jejku, tydzień się dopiero zaczyna. Lanie dostanę tak czy tak, to pewne. Mogę sobie najwyżej trochę pofolgować na początku tygodnia... Niech mi dopisze jeszcze z dziesięć minusów, a co? Niech stary ma frajdę ze stawiania minusów... A od czwartku będę jak inny Fabian - posłuszny, pomocny, siedzący nad książkami. Będę taki w czwartek, piątek i sobotę. Tata wymieknie. Nie będzie śmiał mi wlać za to, co zrobiłem na początku tygodnia. Jestem genialny! Ten pomysł naprawdę przypadł mi do gustu i wywołał wielki uśmiech na mojej twarzy. Aż mi było głupio przez Olkiem i tatą, bo oni byli raczej w nostalgicznych nastrojach, nie wybudzili się jeszcze jak należy, a ja już miałem plan na cały tydzień. Naprawdę jestem geniuszem. Uśmiech zszedł mi z twarzy w chwili, w której tata podsunął mi pod nos małą książeczkę z dużym napisem DZIENNICZEK UCZNIA. 

 - Fabian, to jest twój nowy dzienniczek. Pójdziesz dzisiaj do pani Michalskiej i poprosisz ją, żeby wpisała ci tutaj wszystkie oceny - rzekł. Pokiwałem głową. 

- Okej - szepnąłem. - Ale nie będziesz mnie za nie rozliczał? - dopytalem się, bo po moim ojcu naprawdę nie wiadomo, czego się spodziewać, a wolałbym wiedzieć o tym, czy mam szykować się na lanie czy nie. 

 - Nie, ale proszę cię, żebyś zaczął traktować szkolę poważnie. Masz sporo ocen do poprawienia i czas najwyższy się za to zabrać. 

 - Okej - szepnąłem. Nie chciałem wkurzać ojca od samego rana, więc dla świętego spokoju przyznałem mu rację. Pochyliłem się nad plecakiem. Wsunąłem swój nowy dzienniczek do najmniejszej kieszonki. Tata myśli, że jak dał mi nowy dzienniczek to teraz będę przynosił do domu same dwójki i trójki. Heh. Ma stary wyobraźnię! Olek dojeżdża do szkoły innym autobusem niż ja. Musi wychodzić dużo wcześniej na przystanek. Jego autobus odjeżdża o 7.00 a mój o 7.20. No, jak są takie mrozy to niekiedy nawet czekaliśmy z chłopakami na przystanku prawie do ósmej. Ale by było super, jakby autobus nie przyjechał. Mógłby na przykład wpaść w poślizg i wylądować w rowie. Ale byłoby fajnie... Byłoby fajnie do momentu, w którym wszedłbym do domu. Ojciec od razu wyprowadzały auto z garażu i oddelegowałby mnie pod same szkolne drzwi, przy okazji zahaczając o panią Michalską... Może lepiej, niech już przyjedzie ten autobus... Dotarłem na przystanek jako pierwszy. Poślizgałem się przez chwilę na naszym lodowisku, które zrobiliśmy sobie na polu za przystankiem. Parę minut minęło i na horyzoncie ukazali się Tomek i Piotrek. Szli szybkim krokiem. Jak się zbliżali to dostrzegłem, że coś jest nie tak. Tomek pchnął mnie obydwiema rękoma w klatę. Upadłem na śnieg. 

 - Miałem cię za kumpla! - rzekł i splunął obok mnie. Podniosłem się z tej zaspy i bez słowa zabrałem się za strzepywanie śniegu z kolan. Wiedziałem, że Tomek będzie zły, ale nie myślałem, że aż tak. 

 - O co ci chodzi? Powiedziałem tylko to, co kazał mi powiedzieć stary! - krzyknąłem próbując się jakoś bronić.

 - Od dzisiaj nie masz wstępu na stację i nie siedzisz z nami na tyłach! - warknął Tomek, a ja pokazałem w jego kierunku środkowy palec. Wkurzył się. Skoczył na mnie z rozpędu. Obaj upadliśmy i obkładaliśmy się pięściami. Tomek jest ode mnie dużo silniejszy, ale to bezmózg. Niby oberwałem od niego dwa razy w twarz, ale jak wbiłem mu w oczy kupę zmarzniętego śniegu, to tak zaczął jęczeć, że aż parsknąłem śmiechem. Udało mi się go z siebie zwalić, a żeby nie myślał, że może bezkarnie się na mnie rzucać, kopnąłem go z buta w brzuch. 

 - I co chuju jebany?! Skoml jak pies, bo inaczej... - i tu zrobiłem nogą zamach. Nie kopnąłem go jednak, chciałem go tak tylko nastraszyć. Tomek nie chciał skomleć. Podniósł się ze śniegu, zdjął plecak. Oczy wciąż go szczypały. Wiem, bo pocierał je ręką. Mimo to, chciał się bić. Okej, kumplowi się nie odmawia. Wziąłem rozpęd i z główki walnąłem go w brzuch. Złapał mnie za uszy i kopnął mnie w brzuch. Miałem grubą kurtkę, no więc niezbyt mnie to bolało, ale on kopnął mnie drugi raz, i trzeci. W końcu puścił moje uszy, piekły mnie niesamowicie. Kopnąłem jego leżący na śniegu plecak, a sam jak gdyby nic udałem się do przystankowej budki. Usiadłem na ławce, chwyciłem się obydwiema rękoma za uszy. Nie mogłem z bólu... 

    Tomek i Piotrek poszli za przystanek. Z czegoś się śmiali, a po chwili nadjechał autobus. Wszedłem do pojazdu jako ostatni z naszej trójki i polazłem za chłopakami na tyły. Tak się składa, że autobus nie należy do Tomka więc nie ma prawda zakazywać mi siadać tam, gdzie chce. Autobus ruszył. Podszedłem na tyły zwalając po drodze czapkę z głowy jakiegoś gówniarza z pierwszej klasy. Heh. Tomek siedział przy oknie, Piotrek na środku. Wgramiliłem się obok Michalskiego i bez słowa patrzyłem na moich kumplowrogów. Obaj gapili sie w telefon Piotrka i głośno się śmiali. W końcu nie wytrzymałem. 

 - Co oglądacie? - zapytałem przysuwając się bliżej Michalskiego. 

 - Gówno cię to obchodzi - rzekł Piotrek. 

 - Czemu? Pokaż mu co oglądamy - odezwał się Tomek. Już myślałem, że mój kumpel przestał się na mnie pienić. Utkwiłem wzrok w wyświetlaczu telefonu Piotrka i zamarłem. Ten chuj nagrał filmik ze mną w roli głównej. Było tam wszystko - to, jak stoję nad Tomkiem i każę mu skomleć, to jak robię nogą zamach. Z filmiku wynikało, że to ja byłem prowodyrem całej bójki. No, trochę się podłamałem. Wiedziałem, że jak chłopaki pokażą ten filmik wychowawczyni, albo co gorsze dyrowi, będę miał przesrane. 

 - Chłopaki, dogadamy się - powiedziałem. Obaj zaczęli się ze mnie pogardliwie śmiać. 

- Debilu, filmik już jest w sieci! Jesteś w nim oznaczony! - rzekł Tomek. 

 - Masz już piętnaście polubień! - dopowiedział Piotrek a ja poczułem, że za moment ich obu pozabijam. Wydarłem telefon z ręki Piotrka i rzuciłem nim z całej siły wprzód autobusu. Od razu zarobiłem od Piotrka w zęby, a nim podniosłem rękę, żeby mu oddać, Piotrek zwalił mnie na podest i zaczął mnie kopać gdzie popadło. Krew poleciała mi z nosa. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, wszystko działo się naprawdę szybko. Piotrek przestał mnie kopać dopiero, jak autobus się zatrzymał. Kierowca podleciał do nas. Wywalił Piotrka za szmaty.

 - Dobrze ci tak, chuju jebany! - krzyknąłem wycierając rękawem od kurtki krew, która potokiem leciała z mojego obitego nosa. Kierowca się wkurzył. 

 - Jak chcecie się bić, to jazda mi stąd! - wydarł się, a po chwili zostałem wywalony z autobusu wprost w śnieżną zaspę. Nie chciałem bić się już z Piotrkiem. Z nosa wciąż leciała mi krew, bolał mnie brzuch. Na szczęście Michalski mi odpuścił i poszedł w stronę domu. Nie, żebym się tam go bał - po prostu nie chciało mi się już go bić. Nie miałem dylematu czy iść do szkoły czy wrócić do domu. Konfrontacja ze starym to ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę. Wziąłem się w garść i ruszyłem w kierunku budy. Niepotrzebnie przemyłem sobie twarz śniegiem. Gdy w końcu dotarłem pod szkołę byłem tak przemarznięty, że trząsłem się z zimna. Z trudem udało mi się chwycić skostniałą dłonią klamkę od głównych drzwi. Naprawdę myślałem że zamarzam. Nie czułem palców u rąk ani nóg. Jakimś cudem doczołgałem się na pierwsze piętro. Wszedłem do klasy, a pani Michalska spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła trupa. 

 - Fabian! - zawołała. - Dziewczynki, odejdźcie od kaloryfera! - zwróciła się do Ani i Dominiki. Pomogła mi zdjąć kurtkę, a gdy już siedziałem przytulony do kaloryfera postarała się dla mnie o koc i gorącą herbatę. Na tym niestety skończyły się przyjemności, które spotkały mnie tego dnia w szkole. Jeszcze nie odtęchłem jak należy, a Michalska wykręciła z komórki numer do mojego starego. Nie wdając się z nim w szczegóły poprosiła go, by przyjechał do szkoły tak szybko jak to możliwe. Głupi byłem, że poszedłem do szkoły. Mogłem przewidzieć, że facetka będzie chciała wezwać do szkoły starego. Gdybym tak mógł cofnąć czas! Zamiast do szkoły polazłbym na stację, wyskubałbym sobie ze ściany kilka czerwonych cegieł, czas by jakoś mi minął, a potem wróciłbym do domu jak gdyby nic... A tak? Za chwilę do klasy wejdzie mój stary... Zobaczy mój obity pysk, brudną kurtkę, dowie się, że dotarłem do szkoły dopiero na końcówkę drugiej lekcji... Jestem udupiony, a wszystko przez tę napoczętą paczkę Marlboro... Gdybym nie wziął jej wtedy do domu, nie wpadłaby w ręce taty, nie jechaliśmy do pana Marka, Tomek by się na mnie nie obraził... Nie byłoby bójki, Piotrek nie nagrałby filmiku, nie zostałbym wyrzucony z autobusu i nie musiałbym teraz kombinować, co powiem tacie, kiedy zarząda ode mnie wyjaśnień... Jestem w czarnej dupie a to wszystko przez fajki...

Continue Reading

You'll Also Like

83.3K 2.8K 120
A book only providing random scenes about the Delgado family from the past, present and future <3 Almost all scenes brought to you by fellow readers...
103K 15.1K 81
Short Story and Os book Cover credit: @sidnaaz_alaxy
11.7K 847 35
စာမေးပွဲဖြေတုန်းကအခန်းစောင့်တဲ့ဆရာမကလည်း ကိုယ့်အချစ်ဆုံးလူသားဖြစ်လာနိုင်ပါတယ် တီချယ်ကိုလေသမီးအရမ်းချစ်တာ ...
25.3K 1.8K 28
« ហឹក អ្ហឹក ៗ ខ្ញុំមិនចង់បានបែបនិងទេ ខ្ញុំចង់ឲ្យប៉ាស្រឡាញ់ខ្ញុំក្នុងនាមស្នេហាមិនមែនរវាងប៉ាកូន » « រវាងយើងទៅមិនរួចទេជុងគុក ប៉ាមិនបានគិតលើឯងលើសពីចំណងប៉...