Game of Death | c.hood

By creepmeq

11K 868 97

Cindy Sweeney. Dziewczyna mieszkająca samotnie w centrum Sydney. Córka jednych z najbogatszych ludzi w mieści... More

Game of Death
Prolog
Chapter 1
Chapter 2
Chapter 3
Chapter 5
Chapter 6
Chapter 7
Halloweenowy One Shot
Chapter 8 / cz. I
Chapter 8 / cz. II
Chapter 9
Chapter 10
Chapter 11

Chapter 4

677 68 10
By creepmeq

godz. 12:18

30 kwiecień, Sydney

Wychodząc ze Starbucks'a, razem z Eri skierowałyśmy się w stronę centrum handlowego, które znajdowało się dziesięć minut od kawiarni. Przyjaciółka nie chcąc mi pomóc w zrobieniu śniadania, wpadła na pomysł, aby przekąsić coś na mieście. Nie miałam nic przeciwko, więc oczywiście, że się zgodziłam.

W ciągu tych kilku godzin udało mi się wyrzucić z głowy wspomnienia z wczorajszego wieczoru... a przynajmniej zapomnieć o nich choć na moment. Przypominając sobie obraz konającego bruneta o ślicznych, niebieskich oczach, wszystko stawało się inne. Jedzenie traciło smak, słuchanie muzyki sens, a normalne funkcjonowanie wydawało się nieco trudniejsze. Nie tęskniłam za nim, nie wiązało mnie z nim kompletnie nic ale obawa, że sama kiedyś tak skończę niszczyła mnie od środka.

-Cindy, co sądzisz o chłopakach z One Directon? - rzuciła ni stąd ni zowąd przyjaciółka.

-Poczekaj, co? - spytałam rozkojarzona na co Erica jedynie przewróciła oczami.

-Co sądzisz o chłopakach z One Directon? - powtórzyła.

-Um... ja? No uważam... uważam, że są przystojni. - palnęłam.

-I tylko tyle masz do powiedzenia? Serio? - uniosła brwi - Boże, z kim ja się przyjaźnię?! - krzyknęła, zwracając na siebie uwagę kilku przechodniów.

-Idiotko, ogarnij się. - próbowałam zachować pełną powagę ale widząc uśmieszek blondynki najwidoczniej nieszczególnie mi to wyszło - Wiesz, że słucham All Time Low, Blink 182 i The 1975. Nieszczególnie kręcą mnie boysbandy.

-Dlatego nie wiem jakim cudem się z tobą przyjaźnię. - westchnęła ale na jej twarzy w dalszym ciągu błądził lekki uśmiech - Przynajmniej Demi słuchamy we dwie.

-Przypomnę Ci, że przyjaźnisz się z dziewczyną, która w trzeciej klasie pożyczyła Ci swoje sportowe spodenki bo komuś się rozerwały między nogami i na dupie. - zachichotałam na samo wspomnienie tego dnia.

Słońce grzało jak nigdy, gdy na zegarze dochodziła godzina dwunasta. Zajęcia lekcyjne kończyły się o czternastej, a naszej surowej wychowawczyni pani Brown nawet nie śniło się wypuścić nas wcześniej do domu. Wszyscy byliśmy wykończeni, a jak to dzieci chcieliśmy się bawić i korzystać z dzieciństwa.

Chłopak o imieniu Harris, którego nie lubiła, żadna z dziewczynek w naszej dwudziestoosobowej klasie, uznał, że ma niezawodny plan. Poszedł do pani z prośbą wyjścia na dwór, a raczej na nasz szkolny plac zabaw, który wszyscy uwielbialiśmy. Ku zdziwieniu całej klasy kobieta zgodziła się i wzięła nas na świeże powietrze.

-Pobawmy się w księżniczki. - zapiszczała podekscytowana Erica.

-Znowu? - zajęczałam na co koleżanka spiorunowała mnie wzrokiem.

-Tak. - fuknęła, kładąc dłonie na biodrach - Ja będę Aurorą.

-A ja Śnieżką. - powiedziała ruda Rose, którą lubiłam najbardziej z tych wszystkich niegrzecznych i pyskatych dziewczynek, z którymi musiałam wytrzymywać pięć dni w tygodniu. Następnie każda z nas wybrała jaką chce być księżniczką, a mi dostała się rola Belli.

Całą paczką poszłyśmy na zjeżdżalnię, która miała nam służyć za wieżę. Greene uważała się za najważniejszą z nas wszystkich i stanęła na czele bohaterek bajek, które odgrywałyśmy.

Co poniektórzy chłopcy również postanowili zaangażować się w zabawę. Stanęli w równym rządku pod zjeżdżalnią, wybierając swoją wymarzoną księżniczkę, którą uratują przed okrutnym i strasznym smokiem. Brązowe oczy chłopca o imieniu Ben były wlepione prosto we mnie. Doskonale wiedziałam, że nasza kochana Aurora jest w nim zauroczona od dobrych kilku miesięcy. Chciałam pokazać, że każdy może być od niej lepszy i krzyknęłam jego imię, tym samym przykuwając wzrok blondynki. Na ustach blondyna pojawił się szeroki uśmiech, po czym zawołał, że uratuje właśnie mnie.

-Nie bawię się. - tupnęła nogą niezadowolona Erica, a jej twarz oblał czerwony kolor ze złości.

-Nie bądź taka. Dopiero zaczęliśmy się bawić. - jęknęła Brookie, która była Kopciuszkiem.

-Ale ja się nie bawię! - krzyknęła zazdrosna blondynka i usiadła na zjeżdżali, chcąc zjechać z naszej pseudo wieży.

Mimo próśb i niezadowolenia innych, bawiących się, Eri z grymasem na twarzy odepchnęła się i zjechała ze zjeżdżalni. Gdy jej mała osóbka ześlizgiwała się po czerwonej, plastikowej ślizgawce, jej różowe legginsy zaczepiły się o wystający gwóźdź. Dziewczynka nic nie poczuła ale ostre, metalowe cholerstwo zrobiło sporą dziurę w jej ulubionych spodenkach.

Będąc już na dole, po raz kolejny tupnęła nogą i odwróciła się do nas wszystkich tyłem. W przeciągu sekundy rozległy się głośne śmiechy i przezwiska rzucone w jej kierunku. Zdezorientowana spojrzała kątem oka w naszą stronę, a następnie na swoje różowe spodnie. Jej oczy zaszkliły się słysząc niemiłe komentarze, a chwilę później rozpłakała się ze wstydu.

Z początku śmiałam się razem z innymi ale widząc jak Greene zalewa się łzami, a jej białe majteczki w czerwone serduszka są doskonale widoczne dla reszty klasy, wpadłam na plan. Zeszłam szybko po drabince, którą dostałam się na zjeżdżalnię i podbiegłam do mojego... wroga? Mimo sprzeciwu i jeszcze większego szlochu, pociągnęłam zapłakaną blondyneczkę do szkolnej szatni. Tam podałam jej swoje czarne dresy, w których ćwiczyłam na zajęciach WF-u.

-Dlaczego t-to dla m-mnie robisz? - jąkała się, z całych sił powstrzymując łzy - Nie l-lubimy się.

-Nie lubię gdy innym jest smutno. - powiedziałam - Tata powtarza, że trzeba mieć dobre serce dla każdego.

-Nie jesteś taka głupia jak myślałam. - powiedziała cicho spuszczając wzrok.

-Ty też nie jesteś taka głupia. - uśmiechnęłam się. - Chodź pobawimy się razem.

-W co? W księżniczki?

-Nie, syrenki. - wzruszyłam ramionami, na co chwilę później obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.

Zaraz po tym, gdy Erica ubrała moje dresy, podeszła i mocno mnie przytuliła. Bez zastanowienia odwzajemniłam uścisk i uśmiechnęłam się, wiedząc, że zrobiłam bardzo dobry uczynek.

-Bądźmy przyjaciółkami. - pisnęła, uśmiechając się szeroko.

-My? - spytałam, patrząc na nią z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.

-Tak, my. - odparła, kiwając ochoczo głową - Przyjaźń? - wyciągnęła w moją stronę mały palec swojej prawej ręki.

-Przyjaźń. - powiedziałam po chwili ciszy, splatając swój mały palec z jej.

-Nie przypominaj mi. - jęknęła żałośnie jednocześnie chichocząc.

-Dzień, w którym zostałyśmy przyjaciółkami. - szturchnęłam ją lekko w bok, uśmiechając się.

-Mimo dziurawych spodni to najlepszy dzień jaki mi się przytrafił. - stwierdziła, zamyślając się.

Tak, to zdecydowanie najlepszy dzień. Trwamy w tej przyjaźni, która zaczęła się w szkolnej szatni dobre dziesięć lat.

godz. 13:30

-Kurwa, zajebiste te botki. - powiedziała na głos Erica, przeglądając się w lustrze jednego z butików centrum handlowego.

-Cicho bądź. Tu są dzieci. - upomniałam ją, gdy pięcioletni chłopiec zwrócił na nią uwagę po wypowiedzianym przekleństwie.

-Kiedyś też tak będą mówić. - bąknęła, przewracając oczami, a matka małego blondyna zgromiła nas wzrokiem - Biorę je. - wzruszyła ramionami i zajęła miejsce na małym, czerwonym foteliku, gdzie klientki siadały, aby móc przymierzyć wypatrzone buty.

Stałam znudzona koło niej, gdy ściągała czarne botki z ćwiekami, a następnie wkładała je do kremowego pudełka, w którym wcześniej leżały na półce.

Po chwili blondynka wstała i truchtem podeszła do kasy z trzema parami butów, z czego dwie pary to szpilki na niesamowicie wysokim obcasie. Powoli poszłam za nią, trzymając w rękach (w przeciwieństwie do niej) tylko jedną parę turkusowo-białych Air Max'ów z szarymi wstawkami.

-Daj mi te buty. Zapłacę. - powiedziała, odwracając się do mnie przodem, gdy stałyśmy w kolejce.

-Nie możesz. Są zbyt dro...

-Nie spinaj się tak. Później mi oddasz. - zaśmiała się - Chodzi o to, że szybciej stąd wyjdziemy jak dasz mi je i zapłacę. Nie będę musiała na ciebie czekać przed sklepem.

-Fakt. To taki straszny problem, poczekać na mnie trzydzieści sekund. - przewróciłam oczami.

-No raczej. - zaśmiała się melodyjne, a chłopak stojący przed nami w kolejce, spojrzał na nią kątem oka. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy widziałam jak próbuje rozebrać ją wzrokiem.

Najwyraźniej Erica zauważyła, że coś tu nie tak i posłała mi pytające spojrzenie. Dyskretnie pokazałam palcem na szatyna za jej plecami, na co odwróciła głowę w jego stronę. Momentalnie wyciągnął telefon udając, że robi coś nieziemsko ważnego. Na usta przyjaciółki wkradł się szeroki uśmiech, gdy zauważyła to co zrobił.

-No więc... um... Cindy, możesz poczekać przed sklepem. - powiedziała - Ja się tu wszystkim zajmę.

Zaśmiałam się cicho znając dwuznaczność tych słów. Pokręciłam głową z politowaniem, wyszłam z kolejki i skierowałam się w stronę fontanny na środku galerii, która była największą atrakcją dla przechadzających się tu dzieci wraz ze swoimi rodzicami.

Idąc powoli w jej stronę moim oczom ukazał się ten sam chłopak, którego szukałam przez całą imprezę, a przynajmniej jej pierwszą, dobrą część. Przygryzłam delikatnie wargę, zmierzając w jego stronę. Widząc, że miejsce obok niego jest wolne, uśmiechnęłam się w duchu i postanowiłam je zająć. Chęć zapoznania się z nim wzrastała z każdym krokiem zrobionym w jego stronę.

Siadając obok chłopaka pochłoniętego robieniem czegoś na telefonie, poczułam się niezręcznie. Miałam na celu do niego zagadać ale nie wiedziałam jak wydobyć z siebie choć jedno słówko. Jego osoba mnie onieśmielała co nie było czymś przyjemnym.

-Miło Cię widzieć Cindy. - powiedział, a moje serce słysząc jego głos zamarło na co mniej dziesięć sekund. To on. Ten sam głos, te same oczy, włosy... nie wierzę. - Sądziłem, że jeszcze dzisiaj nie wyjdziesz z domu. - odparł chowając komórkę do kieszeni w spodniach.

-Cóż ja... ja...

-Piękna, głupia i naiwna... jak typowa blondynka z kawału. - prychnął, wstając z ławki. - Miłego dnia życzę. - puścił mi oko, a jego usta zdobił śnieżnobiały uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę, patrząc jak oddala się od miejsca, w którym siedziałam.

Odczuwalny przeze mnie szok był silny, niczym mocne spoliczkowanie przez wkurzoną laskę. Mój mózg nie potrafił pojąć tego, że tak przystojny i słodki chłopak z zewnątrz krył w sobie tyrana, zabójcę. Jeszcze minutę temu pragnęłam z nim poflirtować i możliwe, że gdzieś umówić, a teraz mam ochotę pobiec jak najszybciej do domu.

Wstałam z ławki, próbując dogonić ciemnowłosego chłopaka, który był praktycznie przy samym wyjściu z centrum handlowego. Nie myślałam. Moje nogi same przyspieszyły kroku, gdy sylwetka chłopaka zniknęła za obrotowymi drzwiami. Nie myślałam o tym jakie będą konsekwencje tego, że za nim idę. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej na temat tej całej chorej sytuacji. Tego skąd zna moje imię, czy wiedział, że tu przyjdę i dlaczego w ogóle to robi?

Nawet nie zauważyłam kiedy mój szybki krok zmienił się w bieg. Sprawnie omijałam ludzi, którzy stawali mi na drodze. Mimo zdziwionych spojrzeń, którymi mnie obdarzano, niespecjalnie zniechęcałam się do dalszego działania.

Chwilę później wybiegłam z wielkiego budynku z prędkością, którą osiągnęłam jedynie na lekcjach WF-u w wieku czternastu lat. Byłam o dziwo dobra w sporcie co nie cieszyło Greene, która była kompletnym zerem w tej dziedzinie.

Rozglądnęłam się szukając wzrokiem wysokiego, chłopaka w czarnej koszulce na ramiączkach, czarnych rurkach i czarno-białej koszuli w kratkę przewiązanej w pasie. Zauważyłam go jakieś trzydzieści metrów ode mnie, idącego swobodnie chodnikiem, na którym nie było żadnej innej osoby. Pognałam za nim, czując jak wzrasta we mnie odwaga, a zarazem złość i obawa.

-Co ty sobie myślisz? - zawołałam za nim, co spowodowało, że momentalnie się zatrzymał - O co Ci w ogóle chodzi? Możesz to racjonalnie wytłumaczyć?

-Mogę ale nikt nie powiedział, że muszę. - wzruszył ramionami, odwracając się w moją stronę - A ty możesz wytłumaczyć dlaczego za mną idziesz?

-Jesteś pojebany! - wrzuciłam ręce w powietrze - Zabiłeś go, a teraz robisz ze mnie idiotkę, gdy sam zachowujesz się jak rozkapryszony trzynastolatek! - warknęłam, tracąc kontrolę nad sobą i tym co mówię.

W momencie jego wyraz twarzy zmienił się z rozbawionej na zdenerwowaną i mrożącą krew w żyłach. Pożałowałam tych słów, gdy szybkim krokiem ruszył w moją stronę.

-Panuj nad językiem dziwko. - warknął, popychając mnie z całych sił na ścianę budynku, która znajdowała się po prawej stronie chodnika. Z moich ust wydostało się ciche jęknięcie, spowodowane bólem w kręgosłupie. - Po zabiciu Fleck'a nie wydawałaś się być taka odważna. - powiedział, umieszczając dłonie po obydwóch stronach mojej głowy, blokując mi drogę ucieczki.

-Pozory mylą. - powiedziałam, podnosząc wzrok na jego twarz - Przy okazji mam pytanie. Wiesz co oznacza słowo dziwka? Bo ja zdecydowanie nią nie jestem.

-Lubię zadziorne dziewczyny ale do Ciebie to nie pasuje, słoneczko. - mruknął.

-Skoro Ci przeszkadza to jaka jestem to może łaskawie byś mnie puścił. Oszczędziłbyś sobie tą całą szopkę. - przewróciłam oczami, chcąc pójść stąd jak najszybciej.

-Takim zachowaniem nie zniechęcasz mnie do siebie tylko wręcz przeciwnie. - zamruczał zbliżając swoją twarz do mojej - Nawet nie wiesz ile zdesperowanych lasek błagało mnie o wspólną noc. Ty jesteś inna co mógłby być interesujące.

-Czy ty myślisz, że przespałabym się z mordercą? - uniosłam kpiąco jedną brew - W ogóle co to ma do rzeczy?! Zmieniasz temat zboku!

-A ty nie zmieniasz?! Kto mnie nazwał rozkapryszonym trzynastolatkiem, a teraz zbokiem? - warknął, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

-Cóż... stoję przed tobą. - przewróciłam oczami - Nie byłoby łatwiej gdybyś mnie zabił teraz? - spytałam ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi z jego strony.

Z każdą chwilą rozpływałam się coraz bardziej, gdy te cudowne brązowe oczy wpatrywały się we mnie raz ze złością, a raz z pożądaniem. Gdybym nie wiedziała, że zabił niewinnego człowieka, wpiłabym się w te pełne usta, które były dziesięć centymetrów od moich. Boże, co ze mną nie tak? Przestań marzyć idiotko.

Cały czar prysł, gdy tylko zauważyłam, że jego wzrok powędrował na moją klatkę piersiową. Zniesmaczona podniosłam dłonie, aby odepchnąć go od siebie Ku mojemu zaskoczeniu, przewidział zaplanowany przeze mnie ruch i zacisnął dłonie na moich nadgarstkach.

-Łapy przy so...

-Cindy! - usłyszałam krzyknięcie Eri.

-No pięknie. - mruknęłam niezadowolona bo wiedziałam jak to może wyglądać z perspektywy przechodnia. Ja i on tak blisko siebie... świetnie, po prostu świetnie.

-Calum. - powiedział cicho chłopak, który w tym samym czasie puścił moje nadgarstki.

-Co? - spytałam zdziwiona.

-Mam na imię Calum. Pojutrze spotkajmy się za Starbucks'em o dziewiątej wieczorem. - mruknął - Nie zabieraj ze sobą przyjaciółeczki i nikomu ani słowa. - dodał i odsunął się ode mnie. Skinęłam głową na jego słowa po czym spojrzałam w stronę blondynki, która szła w naszą stronę.

Calum puścił mi oko prawdopodobnie na pożegnanie i skierował się w stronę baru, który znajdował się kilka metrów od miejsca, w którym przeprowadziliśmy naszą pierwszą, dość dziwną rozmowę. Modliłam się żeby Erica nie zadawała mi niezręcznych pytań związanych z jego osobą. Bardzo tego nie lubiłam, a ona koniecznie musiała znać każdą aktualną plotkę na mój jak i każdy istniejący temat.

-Gadaj kto to był. - powiedziała, gdy stanęła naprzeciwko mnie z czterema torbami butów.

-Um... nikt ważny. - mruknęłam spuszczając wzrok na swoje palce u rąk, które wydawały się w tym momencie wyjątkowo interesujące.

-Jasne. Gdyby nie ja to zaczęlibyście się ślinić w publicznym miejscu. - parsknęła śmiechem, gdy usłyszała co powiedziała - A tak na poważnie to wydawał się być słodki. Kto to?

-Nikt ważny. - wzruszyłam ramionami. Pamiętasz Eri? Pozory mylą...

Hejcia misie :)

Bardzo przepraszam was za ten rozdział. Calutki czas się modlę o to żeby wam się podobał bo mam wrażenie, że wyszedł do dupy :(. Przepraszam...

Plus... zaczęła się szkoła... tak trochę mi się słabo robi na samą myśl, lmao... i przez to rozdziały będą co tydzień... przynajmniej tak planuję, heh.

No i chciałabym wam cholernie podziękować za to, że "gwiazdkujecie" bo nawet nie wiecie jaką motywację do pisania mi to daje, jeju. Dziękuję też za wszystko co dla mnie robicie. Za pisanie z role playerami, za używanie hashtagu #GameOfDeathFF.. no za wszystko! Mam nadzieję, że kiedyś będziecie też polecać innym to ff, będzie więcej osób komentujących i więcej osób zacznie je czytać.. Aż się rozmarzyłam, haha. Kocham was no i..

See ya soon my sunshines.

Paulinka Xx

Continue Reading

You'll Also Like

194K 15.8K 159
Tiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowan...
12.5K 949 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...
42.4K 2.9K 66
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent
7.8K 1.4K 10
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...