Chapter 5

560 68 8
                                    

godz. 20:58

2 Maj, Sydney

Dochodziła godzina dziewiąta. Wokół mnie znajdowały się zapełnione po brzegi kontenery i porozbijane butelki po wszelakich napojach alkoholowych. Żadnej żywej duszy, żadnego śladu Calum'a...

Wczorajszy dzień jak i dzisiejszy minął całkiem spokojnie. Obydwa spędziłam w towarzystwie Eri, która przez większość czasu nawijała o Cartherze - chłopaku, którego poznała w kolejce do butikowej kasy. Jednak, gdy widziała, że zaczyna mnie zanudzać, wracała do tematu Calum'a, który jej zdaniem "jest moim nowym obiektem zainteresowania".

Nie ukrywam, że gdyby nie była moją przyjaciółką już dawno dostałaby w nos. Chociaż na moment chciałam nie myśleć o nim i o wszystkim co miało miejsce ostatnimi czasy. Jestem świadoma, że nie wie tyle co ja na temat tej całej pojebanej sytuacji ale mogłaby sobie darować, gdy widzi, że mam już tego wszystkiego po dziurki w nosie.

Jednak bardziej denerwowało mnie to, że rodzice ani razu przez ostatnie kilka dni się do mnie nie odezwali. Wczoraj co pół godziny sprawdzałam czy próbowali się ze mną w jakikolwiek sposób skontaktować. Żadnego nieodebranego połączenia, żadnego SMS-a, nic. Bałam się, że mogło im się coś stać. Jednak Erica powtarzała, że stałam się ostatnio strasznie strachliwa i wszystko wyolbrzymiam.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni moich potarganych jeansów i spojrzałam na wyświetlacz. Wciąż nic, a Calum spóźniał się pięć minut. Westchnęłam i oparłam się o wilgotny mur koło kontenera, do którego wyrzucano wszelakie pudła zapewne po dostawie produktów do kawiarni.

-Ty popieprzeńcu! - usłyszałam kobiecy głos zza rogu - To wszystko nie miało tak wyglądać! On jest moim bratem! Co prawda przyszywanym ale nim jest!

-Trzeba było myśleć zanim się zgodziłaś. - tym razem usłyszałam mężczyznę, którego głos wydawał się być dziwnie znajomy.

-Byłam głupia. - zaszlochała - Chciałam go chronić, a nie być Twoją osobistą dziwką!

-Jak na tą chwilę go chronisz. - powiedział spokojnym głosem - Do czasu...

-Nienawidzę Cię! - krzyknęła, a chwilę później usłyszałam głośny pisk. Wychyliłam się ostrożnie zza kontenera aby móc spojrzeć na ludzi, którzy się kłócili. Szarość, która obecnie panowała na dworze nie pozwalała mi dostrzec twarzy dziewczyny jak i chłopaka. Jedyne co spokojnie mogłam stwierdzić to, to że oboje byli młodzi.

Zapiszczałam, krótko lecz głośno gdy poczułam czyjąś dłoń na swoim przedramieniu. Zasłoniłam usta by stłumić wydany przez siebie dźwięk i móc spojrzeć za siebie, aby zobaczyć kto mnie trzyma.

-Witaj słodka. - zaśmiał się Calum, gdy odwróciłam głowę w jego stronę.

-A, to tylko ty. - mruknęłam, wypuszczając powietrze z ust.

-Nie, zbok. - parsknął.

-No zbokiem to ty jesteś. - usłyszałam kolejny głos zza pleców ciemnowłosego.

-Morda w kubeł Clifford. - warknął puszczając moją rękę. - Gotowa?

-Gotowa na co? - uniosłam brwi w zdziwieniu.

-Na ustalenie małych zasad i zademonstrowanie kary za złamanie ich. - odparł, poprawiając szarą beanie, którą miał na głowie.

-Co? - powiedziałam kpiącym głosem - To jakiś żart, prawda?

-Nie, ślicznotko. Musisz mnie posłuchać jeśli chcesz jeszcze jakiś czas pożyć. - wypowiedział te słowa z taką swobodą, że przez chwilę myślałam skąd on się taj właściwie tu wziął. Może to kosmita? Może jego serce zastąpiono kamieniem?

Game of Death | c.hoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz