Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAW...

By Namadine

31.8K 2.7K 780

Wskutek nieszczęśliwego wypadku młoda studentka w niewyjaśniony sposób odbywa podróż w czasie i przenosi się... More

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział dwudziesty drugi

662 68 12
By Namadine

Wnętrze lokalu nie różniło się absolutnie niczym od tego, jakie je zapamiętałam, dlatego też kiedy podeszliśmy do barmana, aby zapytać go o mieszkającego tu mężczyznę, ten zmierzył nas niepewnym spojrzeniem, zupełnie jakby przewidywał, że pojawienie się dwóch osób z wyższych sfer nie wróżyło niczego dobrego.

— Dobry wieczór — zagadnął Sebastian, na co odetchnęłam z ulgą, przez moment obawiając się, że to na mnie spadnie obowiązek przekonania go, aby wskazał nam mieszkanie. — Przyszliśmy po rzeczy pana Flynna, powiadomił on nas, że jeśli zapytamy o to właśnie pana, panie Jason, otrzymamy także zapasowy klucz.

Zerknęłam na niego kątem oka, zastanawiając się, skąd znał imię barmana i notując w pamięci, by później go o to zapytać, tymczasem starając się wyglądać możliwie jak najbardziej profesjonalnie i wcale nie sprawiać wrażenia zdenerwowanej tym, co mogło się wydarzyć, gdyby nie udało nam się legalnie wejść na górę.

— Sir Flynn nie wspominał o żadnych gościach — odparł barman niechętnie, nieco szybciej wycierając trzymany w dłoni kufel, najpewniej pragnąc pozbyć się nas najszybciej, jak było to możliwe.

— Naturalnie, że nie. — Sebastian uśmiechnął się czarująco. — Pewne ważne interesy zatrzymały go poza terenem Londynu, dlatego właśnie poprosił nas o przywiezienie mu paru drobiazgów. Nie będzie pocieszony wiedząc, że na darmo oczekiwał naszego powrotu przez tak długi czas.

— A ja sądzę, że bez wyraźnej zgody sir Flynna nie użyczę nikomu kluczy do jego mieszkania.

Sebastian miał rację, trop, na który mnie naprowadził okazał się być perfekcyjnie trafiony. Zamyśliłam się nad tym, co jeszcze może wiedzieć o całej tej sprawie, czym wciąż nie raczył się ze mną podzielić i dopiero po krótkiej chwili zorientowałam się, że barman uważnie mnie obserwował, mamrocząc coś pod wyjątkowo bujnym wąsem, najwidoczniej zaniepokojony tym, jak bardzo byłam milcząca.

— Pan Flynn byłby dumny z pana lojalności, panie Jason — oświadczyłam powoli, zanim Sebastian powiedział coś więcej. — Domyślał się, że nie pozwoli pan wejść do jego domu byle komu, dlatego też powierzył mi swój wyjątkowy skarb, na dowód naszej prawdomówności.

Uniosłam laskę i oparłam ją na blacie, a oczy mężczyzny wyraźnie otworzyły się szerzej na jej widok. Gdy odstawił kufel i pochylił się nieznacznie ku niej, dostrzegłam na jego skroni kroplę potu.

— Oczywiście... — mruknął i otarł czoło wierzchem dłoni, by następnie sięgnąć do jednej z szuflad i zacząć czegoś w niej szukać. — Oczywiście, nie miałem pojęcia...

Kucnął za barem, najwidoczniej nie mogąc znaleźć swojej zguby wśród innych przedmiotów znajdujących się w szufladzie, ja tymczasem wymieniłam z Sebastianem porozumiewawcze spojrzenie i kiwnięcie głowy, a kiedy ten w końcu się wyprostował, w jego dłoni znajdował się duży, mosiężny klucz. Wręczył mi go drżącą, spoconą dłonią, ale odebrałam przedmiot z grzecznym uśmiechem.

— Nie zabieram już państwu więcej czasu, proszę o wybaczenie, ale ja naprawdę nie-

— Nic się nie stało — zapewnił Sebastian. — Przekażemy panu Flynnowi, że wzorowo wywiązuje się pan ze swoich zobowiązań.

Weszliśmy na piętro trzeszczącymi ze starości schodami, a kiedy znaleźliśmy się w niewielkim, kwadratowym korytarzu, naszym oczom ukazały się dwie pary zamkniętych drzwi.

— Imbecyl — westchnął niskim tonem Sebastian.

— Przynajmniej wiemy, że nie jest w to wszystko zamieszany i nie ma pojęcia, czym zajmował się Elias. — Podeszłam do pierwszych drzwi od lewej, by sprawdzić, czy to do nich pasował klucz. — W przeciwnym razie nigdy nie dałby się na to nabrać, chociażby dlatego, że oboje jesteśmy ubrani na czarno.

— Masz rację.

— Skąd wiedziałeś, jak się nazywa? — zapytałam, gdy dopiero drugie drzwi ustąpiły po przekręceniu klucza w zamku. — Ach, świat bez monitoringu jest taki fascynujący!

— Usłyszałem rozmowę dwóch kelnerek w przeciwległym rogu sali. — Posłał mi serdeczny uśmiech, który tylko się powiększył na widok mojej skonsternowanej miny, po czym podszedł do mnie i uchylił przede mną drzwi, gestem nakazując, bym weszła do mieszkania jako pierwsza.

Mieszkanie okazało się być przestrzenne i zadbane, w pierwszej chwili przywodząc mi nieco na myśl pokój Sebastiana, w którym również trudno było się dopatrzyć jakichkolwiek osobistych przedmiotów czy śladów użytkowania, zupełnie jakby jego właściciel nie spędzał w tym miejscu zbyt wiele czasu. Dwa duże, drewniane i zakratowane okna wychodziły na główną ulicę, wpuszczając do głównego pomieszczenia dużo dziennego światła oraz stłumiony gwar z zewnątrz, podłoga zaś musiała zostać wykonana najpewniej w tym samym okresie, co schody znajdujące się w przedsionku, sądząc po tym, jak głośno skrzypiała z każdym kolejnym stawianym krokiem oraz jak krzywo ułożone były deski. Nierówne ściany pokryte jasną farbą poobwieszane były różnorakimi obrazami, większymi i mniejszymi rysunkami, portretami, a także oprawionymi zdjęciami i to one jako pierwsze przykuły moją uwagę.

Podeszłam do ściany najciszej jak mogłam, wodząc palcami po oparciu krzesła znajdującego się przy potężnym biurku, na którym nie znajdowało się nic oprócz kałamarza wypełnionego zaschniętym atramentem oraz równo odłożonego pióra. Wszędzie wokół unosił się charakterystyczny, przyjemny zapach ziół, drewna i papieru, ale także kurzu i stęchlizny, których to źródło musiało się znajdować w starych, wytartych sofach, które lata swojej świetności musiały mieć już dawno za sobą. W głębi pokoju dostrzec można było przejście do drugiej części domu, nieco bardziej prywatnej, ponieważ w jej rogu znajdowało się zasłane licznymi kocami, jednoosobowe łóżko oraz szafa na ubrania i schowana pod nocnym stolikiem stalowa misa do kąpieli.

Wodziłam wzrokiem po olejnych obrazach doszukując się wypisanych na nich nazwisk autorów aż dotarłam do tej części ściany, na której wisiały oprawione zdjęcia, przez cały ten czas kompletnie nie zwracając uwagi na Sebastiana, który również rozglądał się po mieszkaniu w poszukiwaniu czegokolwiek interesującego. Nie rozpoznawałam większości osób uwiecznionych na fotografiach, ale intensywnie czułam na sobie ich wzrok bijący z niezwykle wyraźnie uchwyconych oczu wbitych w obiektyw aparatu, zaś sądząc po noszonych przez nich strojach, miałam przed sobą fotografie pochodzące nie tylko z naszej epoki, lecz także sprzed kilkunastu, bądź kilkudziesięciu lat, ich poprzednikami były natomiast malowane portrety powstałe jeszcze przed wynalezieniem aparatu. Zastanawiałam się, kim byli ci ludzie, by zasłużyć sobie na tak wielką uwagę, jaką było znalezienie się na ścianie w mieszkaniu Eliasa, jak kluczowe mieli dla niego znaczenie, nie łudziłam się bowiem, że miałam do czynienia z przypadkowymi osobami.

Na krótką chwilę przestraszyłam się, że może na końcu tej kolekcji zobaczę swoje zdjęcie, szybko zerknęłam więc na przeciwległy koniec ściany, ale niczego takiego nie dojrzałam, postanowiłam więc wyjąć przynajmniej jedno zdjęcie z oprawy i sprawdzić, czy na jego odwrocie nie znajdowała się jakaś wskazówka odnośnie tożsamości uwiecznionej na nim osoby.

Jane Wanderwood. Nic mi to nie mówiło, jednak nawet po tylu latach jej oczy śmiały się w ten sam, piękny sposób, co w dniu, w którym uwieczniono jej wizerunek.

Charles Gordon. Amelia Stanfield. Emily Richardson. Maria Andersen. John Blake. Francesca Gomez. Edward Evenhale. Walter Lucas. Alice Jefferson. Lawrence Swordsmith. Martha Turner. Katherine Harvey. Leonard Ruthford. Virginia Allen... Nawet spoglądająca na mnie z wyjątkowo niestarannego obrazu Ruth Summers ubrana w piękną suknię sprzed wielu epok miała wypisany na twarzy błogi spokój, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że musiała to być bardzo prywatna, intymna kolekcja osobowości, a sposób ich dobierania nie mógł mieć żadnej innej wartości poza sentymentalną. Odwiesiłam na ścianę ostatnie z trzymanych zdjęć przedstawiające dwóch, obejmujących się ramionami przyjaciół i odsunęłam się o parę kroków, by spojrzeć na to znalezisko jeszcze raz i objąć je całe wzrokiem, usiłując ze wszystkich sił zrozumieć, co musiał myśleć Elias, gdy na to patrzył.

Myśl ta tknęła mnie dopiero w chwili, gdy usłyszałam, jak Sebastian przeszedł na drugą stronę sypialni, a podłoga donośnie zatrzeszczała pod podeszwami jego butów, zerknęłam więc na niego przez ramię i zauważyłam, że właśnie otwierał jedną z szuflad w kredensie, gdy zaś przeniosłam wzrok z powrotem na portrety i zdjęcia, świadomość spadła na moje serce niczym ciężki kamień przygniatający je do samej ziemi. Poczucie winy spłynęło na mnie gęstą falą i sprawiło, że nieświadomie przygięłam ramiona, wodząc teraz pustym wzrokiem po wszystkich tych uwiecznionych twarzach zwyczajnych, zapomnianych już przez świat ludzi.

Ludzi, którzy na przestrzeni wieków byli przyjaciółmi Eliasa, których kochał, szanował i o których się troszczył, a którzy odeszli z biegiem lat, podczas gdy on wciąż pozostawał wieczny.

Sięgnęłam po swój kapelusz i zdjęłam go z głowy, dotykając także króciutkich, sterczących włosów, które dopiero niedawno zaczęły od nowa odrastać, i pomyślałam wtedy, że kompletnie nie potrafiłam pojąć złożoności tego świata. Cokolwiek Elias pragnął osiągnąć, jakiekolwiek nie byłyby jego motywy, ostatecznie pod koniec dnia wracał do swojego mieszkania wypełnionego wyblakłymi wspomnieniami i głuchym echem głosów bliskich mu ludzi, których miał już nigdy więcej nie spotkać. Na samą myśl poczułam ukłucie współczucia, tak bardzo kłócące się z moją głęboko zakorzenioną nienawiścią do niego i musiałam obrócić się na pięcie, by popatrzeć na przeglądającego książki Sebastiana, aby odciągnąć swoje myśli od tego chaosu emocji, on zaś, zauważając, że na niego patrzyłam, odłożył cienki wolumin obity w skórę i westchnął cicho, kręcąc nieznacznie głową.

— Coś musi tutaj być — stwierdziłam, czując rosnącą irytację na myśl, że znów zdawałam się błądzić we mgle.

Podeszłam do stojącego nieopodal kredensu i zaczęłam otwierać kolejno wszystkie szuflady, pobieżnie przeglądając ich zawartość i szukając czegokolwiek, co pozwoliłoby mi zrozumieć, w jaki sposób się tutaj dostałam i jak mogłabym wrócić do domu. Po niespełna kilku minutach spędzonych na bezowocnym przeszukiwaniu jego prywatnych rzeczy złapałam się na tym, że wyrzucałam całą zawartość szafek na podłogę, nie dbając o to, że deptałam po jego ubraniach, dokumentach i kopertach, pogrążona we własnych myślach starając się znaleźć odpowiedź na pytanie, czego tak właściwie szukałam?

Sebastian tymczasem wertował książki, wykorzystując swoje nadludzkie zdolności być może nawet pochłaniając je w całości strona po stronie, jednak i on się do mnie nie odzywał, najwidoczniej nie znalazłszy w nich niczego interesującego — albo niczego, czym chciałby się ze mną podzielić.

Otarłam pot z czoła i opadłam na krzesło, jeszcze raz rozglądając się po pokoju, wmawiając sobie, że musiałam coś przeoczyć, że niemożliwym było, abym utknęła w ślepym zaułku, nie teraz, kiedy byłam już tak blisko. Jak na złość jednak nie przychodziło mi do głowy nic, żadne inne miejsce, które mogłabym jeszcze przeszukać. Czułam na sobie wzrok Sebastiana, słyszałam, jak wertował kolejne książki aż w końcu szelest papieru ustał i przeszło mi przez myśl, że przejrzał już wszystkie z nich, przez co teraz oboje siedzieliśmy w milczeniu w pokoju, do którego weszliśmy bezprawnie i który nieco zdemolowałam pod wpływem emocji.

Szczęk naciskanej klamki sprawił, że błyskawicznie zerwałam się na nogi chwytając laskę w pewnym uścisku, gotowa użyć jej do obrony, podczas gdy Sebastian w mgnieniu oka znalazł się przy mnie, również zainteresowany tym, kto mógł chcieć wejść do mieszkania właśnie w takim momencie. Przez krótką, pełną napięcia sekundę, gdy oczekiwaliśmy aż przybysz znajdzie się w środku, przez mój umysł przemknęło przynajmniej kilkanaście twarzy, które z takich lub innych powodów moglibyśmy tutaj zastać, ostatecznie jednak żadna z nich nie należała do wysokiego, chudego mężczyzny odzianego od stóp do głów w żywą czerwień, doskonale komponującą się z soczystą zielenią jego oczu spoglądających teraz na nas z nieskrywanym zainteresowaniem zza szkieł okularów. Rozpoznawszy Sebastiana, uśmiechnął się szeroko odsłaniając dwa rzędy ostrych kłów i poprawił spoczywającą nonszalancko na ramieniu piłę mechaniczną, by następnie podbiec do demona radosnym truchtem.

— Och, Sebuśku, ileż to już czasu minęło, nim mieliśmy okazję paść sobie w ramiona? — jęknął Grell, opierając dłonie na klatce piersiowej Sebastiana, który jedynie zmierzył go wyjątkowo sceptycznym spojrzeniem, ale zauważyłam, że nieznacznie się rozluźnił, zupełnie jakby Mroczny Żniwiarz wcale nie był zagrożeniem, którego się spodziewał. Ja natomiast cieszyłam się z tego, że zostałam potraktowana jak powietrze i nie prędko mi było do zmienienia tego stanu rzeczy.

— Zdecydowanie zbyt mało — odburknął Sebastian, odsuwając od siebie dłonie mężczyzny z taką miną, jakby właśnie strzepywał z marynarki wyjątkowo paskudnego robaka.

Grell zachichotał niezrażony jego odpowiedzią.

— A jednak los zawsze zwraca nas ku sobie! Nie sądzisz, że to przeznaczenie, mój drogi? Bez względu na to, gdzie się znajdziemy i jak wiele wieków upłynie, nasze drogi wciąż będą się krzyżować, gdy nieprzerwana nić przeznaczenia...!

Nie słuchałam dalszej części tej wyjątkowo poetyckiej wypowiedzi, zbyt skupiona na tym, aby nieudolnie ukryć cisnący się na usta uśmiech, podczas gdy kamerdyner spoglądał na mnie spod byka, cierpliwie oczekując końca tego miłosnego wywodu. Nie drgnęłam z miejsca nie chcąc niepotrzebnie przyciągać uwagi i wbiłam wzrok w jeden z obrazów zakrywając dłonią usta, kiedy Grell uwiesił się Sebastianowi na szyi i jedynie niezwykły refleks demona uniemożliwił mu złożenie pocałunku na jego policzku. Pomimo komizmu całej tej sytuacji, zauważyłam, że kamerdyner musiał mieć powód, aby pozwalać na tak dużo, cierpliwie oczekiwałam więc na ruch z jego strony.

— Grell — przerwał mu w końcu, a oczy Żniwiarza rozbłysły z ekscytacji — co ty tutaj robisz?

— Och, kochanie, myślałam, że już nigdy nie zapytasz! Mam pewną bardzo ważną sprawę do załatwienia, dlatego nie spodziewałam się, że cię tutaj zastanę, a tu proszę, taka rozkoszna niespodzianka! — zaświergotał i spoważniał, niespodziewanie zerkając na mnie kątem oka. — Niemniej, nie mogę zapominać o swoich obowiązkach, więc nasze słodkie randez-vous będzie musiało chwilę poczekać...

Drgnęłam niespokojnie, gdy się ku mnie zwrócił, naraz bez krztyny wcześniejszej radości malującej się na twarzy i wtedy też po raz pierwszy miałam okazję dokładniej mu się przyjrzeć. Był niewątpliwie inny niż jakakolwiek spotkana przeze mnie osoba, nie tylko przez swój ekscentryczny styl, wysokie szpilki, barwny ubiór czy długie, sięgające pasa włosy, lecz przez ogół swojej aparycji. Miał bardzo piękne, łagodne rysy twarzy, które mocno kontrastowały z ostrymi zębami widocznymi teraz spomiędzy nieznacznie rozchylonych warg, wąskie ramiona unosiły się i opadały, gdy oddychał, a oczy, tak niezwykłe, nieludzkie oczy sprawiały, że mogłabym wpatrywać się w nie godzinami, zastanawiając się, czy to właśnie one były ostatnią rzeczą widzianą przez wszystkich śmiertelników nim na wieki pogrążali się w chłodnych objęciach śmierci.

A Śmierć stała właśnie przede mną we własnej osobie, bardziej żywa i namacalna niż mogłabym przypuszczać, wywołując na moich ramionach gęsią skórkę i nieprzyjemne, ściskające żołądek wrażenie, że jej obecność nie wróżyła niczego dobrego.

— Ach, więc to ty jesteś tą anomalią... — mruknął Grell, nieznacznie przechylając głowę na bok, jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć, a koraliki przy jego okularach cicho zagrzechotały.

— Anomalią? — powtórzyłam niepewnie.

— I to jaką! — Wymierzył we mnie wskazujący palec okryty materiałem eleganckiej, czarnej rękawiczki. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakiego narobiłaś bałaganu! W Departamencie Ochrony Świadków zapanował totalny chaos, uruchomiono nawet procedurę 19C, której nie trzeba było wdrażać odkąd ten cały DaVinci przybył do nie swoich czasów żeby wszystkim zaimponować swoim jakże niespotykanym intelektem. A ty, po co tutaj jesteś, hm? Po sławę? Bogactwo? Chcesz osiągnąć jakiś spektakularny sukces? Wynaleźliście w przyszłości lekarstwo na tyfus i teraz chcesz się na nim dorobić?

Słuchałam go w milczeniu z szeroko otwartymi oczami, nie dowierzając w to, co właśnie słyszałam. A więc nie byłam pierwszym przypadkiem podróżnika w czasie? Mało tego, moje przybycie wywołało jakiś chaos? W dodatku Leonardo DaVinci...?

Grell zastukał obcasem przywodząc mnie tym samym z powrotem do rzeczywistości.

— Ja... — bąknęłam głupio. — Ja nie wiem, jak się tu znalazłam. Nie chcę sławy ani bogactwa, chcę tylko wrócić do domu, do swoich czasów, ale nie jestem pewna, czy to w ogóle możliwe. Leonardo DaVinci naprawdę był...?

— No pewnie! — rzucił ostentacyjnie, posyłając Sebastianowi porozumiewawcze spojrzenie, tak jakby demon towarzyszył jemu, a nie mi. — Wpadasz tutaj, łamiesz co najmniej trzysta dwanaście zasad obowiązujących we wszechświecie, aby równowaga nie została zachwiana, a teraz chcesz sobie wrócić do siebie i zostawić nam ten cały syf do uprzątnięcia? Ha! Nic z tego, złociutka. — Dźgnął mnie palcem prosto w mostek, pochylając się nieco, aby nasze oczy znalazły się na tym samym poziomie. — Sama naprawisz to, co zniszczyłaś, a ja zdążę na moją popołudniową partyjkę brydża.

— Ale ja nie wiem, jak to naprawić — oponowałam.

— O jakim bałaganie mówisz? — wtrącił się Sebastian, dzięki czemu uwaga Mrocznego Żniwiarza znów została zwrócona ku niemu, a ton na powrót stał się sympatyczny i wesoły.

— Skarbie, przez to, co się tutaj dzieje pozostali ledwo nadążają z papierową robotą — westchnął męczeńsko i sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, by wyciągnąć z niej niewielki, oprawiony w czerwoną skórę notes, na widok którego moje oczy otworzyły się szerzej. — Ci, którzy mieli umrzeć są żywi, ci, którzy mieli przed sobą jeszcze kilka lat życia są martwi, kompletna paranoja! A wszystko dlatego, że jej obecność nie jest i nie ma prawa być uwzględniona w ich historii, ona się jeszcze nie urodziła, więc dlaczego Jason Donavan, lat trzydzieści sześć, miałby niechcący wpaść pod koła pędzącej dorożki po tym, jak stał w kolejce w sklepie o dokładnie dwadzieścia osiem sekund za długo, ponieważ ona była przed nim, przez co zabrakło mu dwudziestu ośmiu sekund, aby zdążyć odebrać frak od krawca i chcąc to nadrobić postanowił przebiec przez ulicę? Dlaczego Amanda Brandon, która powinna gnić w grobie od kilku miesięcy wciąż żyje i ma się dobrze, skoro bandyta, który miał ją napaść, okraść i zamordować zginął podczas niespodziewanej bijatyki w tej spelunie piętro niżej? Dlaczego data śmierci Christine Johanson jest teraz nieznana, przez to, że pokłóciła się z matką, do której miała się przeprowadzić latem tylko dlatego, że pod wpływem nagłej inspiracji postanowiła zmienić profesję i zająć się dekorowaniem wnętrz? To wszystko jest jak jedna wielka lawina przypadkowych zdarzeń, ktoś spojrzy na nią na ulicy, zmarnuje na to ułamek sekundy, pomyśli o czymś, o czym normalnie by nie pomyślał i proszę, tragedia gotowa, cały życiorys ulega zmianie, fraktale plączą się wariują, bo nie nadążają za tak gwałtowną zmianą jaką jest pojawienie się osoby z przyszłości w przeszłości. Efekt motyla! Katastrofa!

To mówiąc wertował kartki notesu, jakby chciał pokazać Sebastianowi dowód prawdziwości swoich słów, a ja zdążyłam zauważyć, jak wiele kolorowych zakładek i oznaczeń znajdowało się w środku. Nie wysłuchałam historii pozostałych przypadków osób, które mimochodem ocaliłam, bądź pogrążyłam, zbyt zaabsorbowana tym, jak miałam zdobyć dostęp do notesu. Musiałam dowiedzieć się, czy moje nazwisko w nim widniało, wiedziałam, że druga taka szansa mogła się już nigdy nie powtórzyć i nie mogłam jej zaprzepaścić.

— Czy — zaczęłam i odchrząknęłam, gdy uwaga obu mężczyzn została zwrócona na mnie — czy moje nazwisko też tam jest?

Grell zamrugał kilkukrotnie, niemalże trzepocząc długimi, czarnymi rzęsami.

— Złociutka, nazwisko każdego człowieka jest na liście.

— Tak, wiem o tym. Chodzi mi o to, że... jeśli nie ma go w przeciągu najbliższych, nie wiem, siedemdziesięciu lat to znaczy, że uda mi się wrócić do przyszłości. Wtedy będę widniała na liście z roku dwa tysiące któregoś, a nie z tysiąc osiemset czy dziewięćset któregoś... co byłoby nawet logiczne, ponieważ urodziłam się dopiero w tysiąc dziewięćset...

— Optymistka — zachichotał Mroczny Żniwiarz, a widząc zmieszanie na mojej twarzy dodał: — Z tymi siedemdziesięcioma latami. Mało kto dożywa takiego wieku.

Zarówno ja, jak i Sebastian milczeliśmy w oczekiwaniu aż powie coś więcej i odpowie niejako na moje pytanie, on jednak uparcie milczał, nadal wertując strony notesu. Domyślałam się, że próba odebrania mu go siłą skończyłaby się fiaskiem; był niezwykle silny, praktycznie nieśmiertelny i w dodatku uzbrojony w swoją kosę, a ja nie miałam ochoty znaleźć się na jego liście już teraz.

— Grell — zaczęłam powoli, na co kąciki jego ust wygięły się w złośliwym uśmiechu.

— Wiedziałam, że znasz moje imię...

— Grell, proszę, wysłuchaj mnie. Skoro już się z tym spotkałaś, to musisz wiedzieć na ten temat więcej niż ja. Pomóż mi dowiedzieć się, jak mogę wrócić, daj mi jakąkolwiek wskazówkę, a przysięgam, że zniknę stąd najszybciej, jak to możliwe i nie będę mieszać w niczyim życiu.

Patrzył na mnie niewzruszony, a wręcz rozbawiony moimi próbami udobruchania go i chociaż nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to wszystko na nic, musiałam spróbować.

— Chyba nie do końca mnie zrozumiałaś — odparł z nieskrywanym rozbawieniem, zaś sposób, w jaki jego uśmiech tylko się powiększył sprawił, że mocniej zacisnęłam palce na lasce. — Nie jestem tutaj po to, aby odesłać cię do domu. Przyszłam, aby cię zabić.

Continue Reading

You'll Also Like

111K 10.9K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
144K 3.9K 172
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
41.1K 2.2K 62
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
34.5K 1.7K 103
To miały być szybkie badania socjologiczne, chciałam tylko poznać powody i skutki aplikacji randkowych. Nie miałam zamiaru poznawać nikogo nowego, b...