Agentka K9

By Greedi_Lady_Foxie

123K 5.6K 821

Po tragicznym wypadku rodziców, Lizzy musiała dorosnąć zdecydowanie szybciej niż to zaplanowała. Pogodzenie p... More

ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ XIV
ROZDZIAŁ XV
ROZDZIAŁ XVI
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
ROZDZIAŁ 22
Rozdział 23
Rozdział 24
ROZDZIAŁ 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
ROZDZIAŁ 29
EPILOG
Świąteczny Update 2020
Ważne Ogłoszenie

ROZDZIAŁ 10

3.5K 223 9
By Greedi_Lady_Foxie

Na początku tego rozdziału chciałabym złożyć krótkie podziękowania Firebreathers_2001 za te lajki pod każdym rozdziałem. Wiedz, że jesteś jedynym wiernym czytelnikiem, który zostawia po sobie ślad XD. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca tej historii.

Ale, żeby nie było to chce podziękować innym czytelnikom, którzy są i widzę ich tylko po liczbie wyświetleń xD. Doceniam każdą gwiazdkę i cyferkę przy tym opowiadaniu.

Dziękuję.

Bez przeciągania zapraszam do czytania ;).

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Ale... Zajebiście! - wykrzyczałam skacząc z radości widząc swoją mordę w wodzie.

- Mówiłem, że ci się spodoba. Jak się czujesz?

- Inaczej... niż normalnie, ale raczej... wygodnie. Ten ogon jest genialny. - pokazałam rudawemu wilkowi mój puchaty ogon, którym machałam na wszystkie strony. Trochę nie miałam nad tym kontroli.

- Masz ochotę na kolejną przebieżkę? Co powiesz na trasę do rzeki i z powrotem?

- Sześć kilometrów? Czemu nie. Chcesz z tego zrobić kolejny wyścig?

- Może później. Nie znasz trasy, a nie chcę żebyś się zgubiła.

- Na pewno byś mnie wywęszył, ale doceniam troskę. - podeszłam do niego bliżej i przejechałam mu ogonem po pysku. Charles warknął cicho i zamerdał własnym.

- Na prawdę prosisz się czasami o lanie. - nic mu nie odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku, z którego docierał do mnie zapach wody.

Z każdym krokiem coraz bardziej moje ciało przyzwyczajało się do nowej postaci i musiałam przyznać, że czułam się zdecydowanie lepiej i pewniej niż będąc człowiekiem. Dołączenie do tego programu, na prawdę okazało się strzałem w dziesiątkę. Ciekawe co powiedzieli by rodzicie, gdyby jeszcze żyli?

~* ~

Czułam wibrację ziemi, kiedy moje łapy odbijały się od niej, a długie pazury podrzucały w powietrze grudki, wilgotnej gleby. Moje własne dyszenie zagłuszało skowyt psów, które nas goniły i krzyki myśliwych. Co jakiś czas głośny huk przecinał naturalny rytm lasu, niekiedy jedna z kul przelatywała obok mojej głowy kończąc swoją trasę w koronie drzewa. Charles biegł przede mną, jego rudawo-podpalana sierść zaczynała wtapiać się z otoczeniem w świetle powoli zachodzącego słońca. W przeciwieństwie do niego, moja biała maść była niczym żywa tarcza.

- Charles! Co robimy? - krzyknęłam, gdy udało mi się z nim zrównać i razem pędziliśmy ile sił w łapach, slalomem omijając świszczące pociski.

- Na razie biegnij. Za jakiś kilometr będziemy na terenie obozu. W północnym murze jest ukryte przejście.

- Dlaczego w ogóle są tu myśliwi? Dlaczego Catherina się ich nie pozbyła? Chyba wiedziała, że biegająca młodzież w formach wilków będzie raczej dużą atrakcją dla takich idiotów, jak oni. - kolejna kula przeleciała centymetr nad moim uchem.

- Nie wiem co oni tu robią. Nigdy wcześniej ich tu nie było, a wiele razy mieliśmy w tym lesie ćwiczenia. Obóz miał być zabezpieczony po 20 km w każdą stronę. Patrole co chwilę tego pilnują. Sam sprawdzałem granice dwa dni temu! - jako zmodyfikowane osobniki byliśmy szybsi i więksi od przeciętnego wilka, a tym bardziej psa myśliwskiego, ale przez swój wyczulony słuch wciąż słyszałam ich szczek, jakby były tuż za nami.

Powoli brakowało mi tchu, mięśnie rozpaczliwie błagały o chwilę odpoczynku, ale nie mogliśmy się teraz zatrzymać, bo zrobiliby z nas dywaniki na podłogę albo powiesiliby sobie nasze głowy nad kominkami. Do obozu zostało jeszcze pół kilometra.

Na chwilę spojrzałam za siebie. Jakieś 200 metrów za nami biegli myśliwi krzycząc i strzelając na oślep. Nikt z obozu tego nie słyszy?!

- Zaraz będzie przejście. Ale musimy się zmienić, żeby je otworzyć.

- Co? Nie! Nie dam rady. Nie wiem jak!

- Dasz radę. Tędy! - skręciliśmy ostro w lewo i w dół. Tutaj teren był bardziej grząski i łatwo można było się potknąć o wystające korzenie, ale chyba taki był zamiar. Czułam, jak zapadam się w niektórych miejscach przez co traciłam równowagę. W ostatniej chwili udało mi się uskoczyć do małego, betonowego tunelu porośniętego mchem i trawą, ale i tak jedna z kul zdołała drasnąć mnie w udo.

- Nic ci nie jest?

- To tylko draśnięcie. Lepiej powiedz mi, jak mam wrócić do normalnej postaci!

- Przede wszystkim musisz się uspokoić. Znerwicowana nic nie wskórasz.

- Uspokoić? Teraz?! Pojebało cię?

- Załatwię ci kilka minut, ale musisz się pospieszyć. To nic trudnego. Dasz radę. - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Charles wyskoczył z tunelu, zawył i zaczął biec w stronę, z której przybiegliśmy.

- I co ja mam teraz zrobić? To nie miało się tak skończyć. - skuliłam się przerażona przy metalowej kracie, która dzieliła nas od wejścia do obozu.

- Wcześniej udało ci się szybko opanować. Przypomnij sobie tą igłę. To to samo, tyle że tu strzelają do ciebie z broni. Zero stresu. - próbowałam się pocieszyć myślami z czasów treningu. Lekarz zbliżający się ze strzykawką, moja przerażona mina i chwila spokoju, która ogarnęła mnie chwilę później.

- Dajesz, Lizzy. Zaszłaś już tak daleko. Potrafiłaś się zmienić to potrafisz się odmienić. - zamknęłam oczy i opanowałam walące serce. W tle słyszałam krzyki myśliwych, skowyt psów i niewyraźny głos szatyna, który starał się odciągnąć ich od naszej kryjówki.

- Lizzy pospiesz się! Odgoniłem ich na kilka minut. Wracam już do przejścia. - to było ostatnie co słyszałam swoim nadludzkim słuchem. Po tym wszystkie moje zmysły ucichły. Jakbym nigdy ich nie miała i znowu była człowiekiem. A jestem?

Otworzyłam oczy i spojrzałam na swoje ręce. Były normalne. Znowu byłam sobą.

- Udało się! - moja radość trwała krótko, bo w tym momencie Charles wleciał do dziury, w połowie zamieniony w człowieka. Ciężko dyszał i był cały brudny.

- Brawo. Zmieniłaś się, ale nacieszymy się tym po drugiej stronie muru, co ty na to?

- Jestem za. - szatyn podszedł do kraty i dotknął betonowej ściany po lewej. Pojawił się w jej miejscu panel, na którym chłopak wpisał kod i przejście się otworzyło. Szybko wczołgaliśmy się do środka. Za nami krata znowu się zasunęła i biały dym zaczął wydobywać się z otworów w ścianie i ulotnił się na zewnątrz.

- Co to jest?

- Dzięki temu psy nie wyczują naszego zapachu i zgubią trop. To mieszanka jakiegoś neutralizatora zapachu i gazu ogłupiającego. Dzięki temu i psy i myśliwi zapomną co tu robili.

- Sprytne.

- I praktyczne. Chodźmy już. Coś czuję, że będzie trzeba się wytłumaczyć przed Catheriną.

- A pytałam się czy będą z tego kłopoty. „Nie, skądże. Catherina o wszystkim wie." Jak widać nie wie wszystkiego! - przeczołgaliśmy się kilka metrów, wąskim i ciemnym tunelem. Na końcu zastała nas metalowa klapa, w którą Charles zapukał 3 razy. Usłyszeliśmy po drugiej stronie czyjeś głosy i wyjście się otworzyło.

- Nasze zguby się znalazły. - zaśmiał się Zoel i pomógł mi wyjść. Adrian podał rękę Charlesowi i teraz razem staliśmy we czwórkę przy północnym murze, tuż obok baraków. Na dworze było już praktycznie ciemno, tylko latarnie rozświetlały teren obozu. Na szczęście w okolicy byli tylko wartownicy.

- Lizzy! - no prawie nikogo. Coco rzuciła mi się na szyję, prawie nas nie przewracając.

- Tak się martwiłam. Jak usłyszałam, że w okolicy kręcą się myśliwi, a was nie było zaczynałam przewidywać najgorsze. - mulatka była bliska płaczu, gdy na nią spojrzałam.

- Czyli wiedzieliście o tych ludziach?

- Tak. Catherina zakazała wszystkim wychodzić z obozu i razem ze specjalnym patrolem obserwowali całą sytuację.

- To czemu nam nie pomogli?

- CEO była pewna, że sobie poradzicie. Ale była bardzo przejęta.

- Pocieszające. Na prawdę. - uwolniłam się z uścisków brunetki, ale jej dłonie nie puściły moich.

- Nic ci nie jest? Jesteś gdzieś ranna? - Coco zaczęła mnie oglądać z każdej strony. Jej wzrok utkwił na dziurze w spodniach, które przesiąknięte były krwią.

- To tylko draśnięcie. Do jutra się zagoi. - uprzedziłam jej wykład, przekonując, że wszystko jest w porządku.

- Powiedzmy, że ci wierzę. A co do ciebie... - Coco podeszła do Charlesa i sprzedała mu soczystego liścia w twarz, aż poczułam go na własnej skórze. Razem z Adrianem i Zoelem jęknęliśmy za szatyna, który stał przez chwilę zaskoczony, ale szybko się opanował i złapał za obolałe miejsce.

- Należało mi się.

- A żebyś wiedział. Jeśli jeszcze raz narazisz Lizzy na niebezpieczeństwo to pożałujesz.

- Tak jest. To się więcej nie powtórzy.

- Mam nadzieję. Alex i tak o wszystkim wie. Nie może się doczekać, żeby dać ci nauczkę.

- Jeszcze jego mi brakowało.

- Możecie dokończyć swoją kłótnię później? Chciałabym wrócić do pokoju, umyć się i pójść spać. - choć patrzenie, jak Coco ochrzania Charlesa było zabawne, to zmęczenie zaczynało dawać się we znaki. Moją jedyną myślą było, żeby się położyć. Rana choć była mała to zaczynała piec i ciężko mi się stało na tej nodze. Wiem, że przez zmodyfikowane DNA, jutro nie będzie po tym śladu, ale do tej pory muszę się z tym borykać.

- Wiem, że jesteście zmęczeni, ale Catherina chcę was zobaczyć. Angela wspominała coś o relacji wydarzeń i o tym, że rozszarpie was na strzępy za bezgraniczną głupotę, ale to tylko mały szczegół. - Adrian się zaśmiał. Gdybym nie była taka zmęczona, najpewniej bym go walnęła podobnie. Poprzestałam tylko na gniewnym spojrzeniu.

- Super. Miejmy to już z głowy.

W drodze do głównego budynku spotkaliśmy kilka osób i każda z nich patrzyła na nas z mieszanką współczucia i pożalenia. Jakby to była nasza wina, że ktoś dopuścił, aby myśliwi kręcili się po lesie.

- Będę czekać na zewnątrz. Trzymaj się. - Coco posłała mi uśmiech na pocieszenie. Odwzajemniłam gest i weszłam za Charlesem i wartownikami do środka.

~* ~

- Dobrze, że przyszliście. Chciałabym usłyszeć co się dokładnie wydarzyło. Jak na nich trafiliście, w którym miejscu, o której godzinie i ilu ich było. - P. Catherina siedziała za swoim wielkim szklanym biurkiem, łokcie oparła na blacie, dłonie splotła i uważnie się nam przyglądała. Nie wyglądała na szczególnie złą, ale też nie była zachwycona naszą małą przygodą.

Razem z Charles staliśmy dwa metry od niej i spojrzeliśmy niepewnie po sobie. Adrian i Zoel stali przy drzwiach, razem z dwoma stałymi ochroniarzami Catheriny.

- Możecie usiąść, a wam chłopcy dziękuję. Wracajcie do swoich obowiązków.

- Tak jest! - blondyni ukłonili się lekko i wyszli szybko z gabinetu. Zajęliśmy z szatynem fotele ustawione przed biurkiem wciąż nie wiedząc co powiedzieć.

- Przecież nie będę was biła. Musicie mi powiedzieć co się stało, ponieważ będzie to miało później związek z naszym bezpieczeństwem. Muszę wiedzieć czy mam zwiększyć ilość patroli albo czy znaki ostrzegawcze nie zostały naruszone. Tu chodzi o nas wszystkich. - brunetka przyjęła bardziej łagodny wyraz twarzy i oparła się wygodnie w fotelu.

- To...

- To była moja wina, Pani Dyrektor. Opuściłam gardę i przestałam być czujna. Nie słyszałam ludzi, którzy przechodzili kilkanaście metrów dalej. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - zaczęłam zanim Charles cokolwiek powiedział.

- Co? To nie tak! Pani Dyrektor wina leży całkowicie po mojej stronie. Powinienem być bardziej ostrożny, jako starszy stopniem i doświadczeniem. Dałem się ponieść i zapomniałem o swoim obowiązku. Lizzy nie miała z tym nic wspólnego.

- Wcale nie, ja...

- Spokój. - Catherina uniosła dłoń i oboje zamilkliśmy czekając na reprymendę. Kobieta przyglądała nam się z cieniem uśmiechu na ustach, w końcu westchnęła i w pełni się uśmiechnęła.

- Lizzy może ty powiedz swoją wersję wydarzeń, a Charles dopowie później swoją. Potem połączymy wątki i wyciągniemy z tego jakąś całość.

- No dobrze. Ogólnie Charles chciał zabrać mnie do lasu, żeby pomóc mi z moimi „skutkami ubocznymi", związanymi z przemianą. Przez ostatni tydzień codziennie bolała mnie głowa, bo zmysły rozwijały się za szybko.

- Czyli przeszłaś już swoją pierwszą przemianę? - na wzmiankę o tym, Catherina wyprostowała się w fotelu i teraz uważniej słuchała co miałam do powiedzenia. Dziwne.

- No w sumie tak. Do tego właśnie dochodzę. Wszystko szło na początku dobrze. Charles mówił mi co mam robić, jak się zachować, ale też sama po części wiedziałam co mam robić. Nie wiem skąd, ale czułam, że to był dobry moment. Na początku tylko biegaliśmy po lesie. Później dopiero nad jeziorem pokazał mi swoją postać i dał mi wskazówki, choć lipne, jak mam to zrobić. - na to szatyn posłał mi spojrzenie, ale go zignorowałam i kontynuowałam.

- Na początku było ciężko. Podczas przemiany czułam się prawie tak samo, gdy podawaliście nam serum. Wszystko mnie bolało. Zmysły mi szalały, ale po jakimś czasie się uspokoiłam. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że moje dłonie zamieniły się w białe, wielkie łapy. Charles powiedział, żebym zobaczyła swoje odbicie w wodzie. Oniemiałam, gdy siebie zobaczyłam. Moje oczy były srebrno-platynowe, a sierść śnieżno biała. Nawet nie wiem skąd ten kolor. Moje włosy są w kolorze ciemnego blondu.

- Faktycznie, nietypowe umaszczenie. I co zrobiliście później?

- Poszliśmy pobiegać. Charlie zabrał mnie nad rzekę. Posiedzieliśmy tam trochę. Biegaliśmy. W pewnym momencie dałam się ponieść emocjom i zawyłam. Chciałam zobaczyć jak to jest. Wtedy usłyszeliśmy pierwsze strzały i skowyt psów. Chwilę później goniło nas czterech myśliwych i nie spuszczali z nas oka, aż do obozu.

- Rozumiem. Charles, masz coś do dodania?

- Tak. Wszystko się zgadza oprócz tej części z wyciem. To ja ją namówiłem, żeby użyła głosu. Oboje byliśmy ciekawi, jak będzie brzmiała. Razem wyliśmy przez chwilę, dopóki nie usłyszałem pierwszego strzału. Kompletnie zignorowałem wpajane szkolenie i nie sprawdziłem naszego otoczenia czy jest bezpieczne. Naraziłem nas na zdemaskowanie i pewną śmierć. Jeśli ma Pani kogoś ukarać to mnie. Lizzy od początku nie była pewna mojego pomysłu. Nalegałem, żeby ze mną poszła, bo chciałem jej pokazać, że przemiana wcale nie jest niczym złym. - chciałam zaprotestować, ale wzrok szatyna i jego dłoń na moim kolanie mnie uciszyły. Spojrzałam niepewnie na Catherine, która siedziała cicho i ewidentnie o czymś myślała. W napięciu czekaliśmy na jej werdykt.

- No dobrze. Powiedzmy, że zrozumiałam całą historię. Zadam wam jeszcze kilka pytań i potem zastanowię się nad karą. Mówiliście, że byliście nad rzeką. Gdzie i którą?

- Południowy wschód. Rzeka Red Ribbons. Mniej więcej w połowie jej długości.

- Orientujecie się skąd myśliwi mogli przyjść?

- Nie bardzo. Dziesięć kilometrów od południowej bramy jest małe miasteczko Blue Della. Red Ribbons przez nią przepływa. Możliwe, że szli nurtem rzeki i tak nas znaleźli. Chociaż to dosyć spory kawał drogi, jak dla ludzi. Nie znam, żadnego myśliwego, który szedł by aż tutaj.

- Jest to niepokojące. Ale tym zajmę się już sama. Co do waszej dwójki, to myślę, że dwa tygodnie sprzątania hangaru będą dobrą karą. Możecie odejść. I starajcie się unikać kłopotów.

- Tak jest! - ukłoniliśmy się nisko i pospiesznie wyszliśmy z jej gabinetu. Dopiero na schodach, gdy zniknęliśmy z widoku odetchnęliśmy z ulgą.

- Myślałam, że będzie gorzej.

- Ja też. I nie chce więcej słyszeć, że bierzesz całą winę na siebie. To ja cię do tego zmusiłem. Gdybym tak bardzo nie nalegał, nawet byś nie wyszła z pokoju.

- Może i dobrze się stało.

- Co masz na myśli?

- Dzięki tobie mam cały ten interes z przemianą za sobą. Nie muszę się już męczyć z bólami głowy, czuję się lepiej i wiem jak kontrolować swoje zmysły, tak żeby nie musieć słuchać jak ktoś pierdnie w drugim baraku. - szatyn na początku zagubiony, teraz głośno się zaśmiał, a ja razem z nim. To co powiedziałam było prawdą. Wcześniej wszystko słyszałam, widziałam i nie wiedziałam, jak to wyłączyć. Po przemianie mój organizm się uspokoił, geny wróciły do normy i znowu byłam „człowiekiem". Jeśli zajdzie potrzeba to wykorzystam nabyte cechy, a póki co mogę się cieszyć normalnością.

- Rozumiem. To ciesze się, że jednak coś dobrego z tego wyszło. Ale sprzątanie hangaru?

- Tak. Ciekawe, który hangar miała na myśli?

- Na pewno nie ten. - znowu się zaśmialiśmy i wyszliśmy na dwór. Przed wejściem Coco chodziła w te i z powrotem, Alex stał oparty o balustradę i też wyglądał na zdenerwowanego.

- Siemka. Co wy tacy spięci? - zagaiłam. Brunetka od razu poderwała głowę i do nas podbiegła.

- I co? Bardzo wam się oberwało? Nie wywaliła was chyba z obozu, prawda?

- Spokojnie. Nigdzie nie idziemy. Nie zostawiłabym ciebie przecież. - posłałam mulatce szczery uśmiech. Dziewczyna w odpowiedzi mocno mnie objęła. Zrobiłam to samo.

- Przynajmniej tyle. A co macie robić w zamian? - Alex poklepał mnie w ramię na znak, że też się cieszy, że zostajemy, ale do Charlesa już nie był tak przyjaźnie nastawiony.

- Musimy sprzątać hangar przez dwa tygodnie. - odpowiedział szatyn i nerwowo spoglądał na zaciśniętą pięść blondyna.

- Czyli się wam upiekło. Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że byłeś na tyle głupi, żeby narazić Lizzy na niebezpieczeństwo. Mogliście tam zginąć, gdyby któraś z kul jednak trafiła.

- Powiedziałem, że mi przykro. Catherina o wszystkim wie. Wiem, że zjebałem sprawę. Coco już dobitnie dała mi do zrozumienia co myśli o dzisiejszym wypadzie. - faktycznie na policzku Charlesa zdążył się utworzyć soczysty, czerwony ślad po palcach dziewczyny.

- Co nie zmienia faktu, że dam mu popalić na siłowni. - uśmiechnął się blondyn, a Charles tylko się skrzywił.

- Chętnie popatrzę. - zaśmiałam się i mocno przeciągnęłam. Spojrzałam na zegarek.

- Już dziesiąta?!

- Niestety.

- Zapomniałam, że mam jutro dodatkowe zajęcia ze strzelania o 6.00. Sorry, chłopcy, ale my już znikamy. Do zobaczenia jutro. - pożegnałyśmy się szybko i zaciągnęłam brunetkę w stronę bunkrów.

- Mam dosyć.

- Nie dziwie ci się. Charles serio przegiął.

- To nie tylko jego wina. Sama się na to zgodziłam. Nie gniewaj się na niego tak. - spojrzałam na nią błagalnie, gdy wchodziłyśmy do domku.

- No dobrze. Strzelę focha na dwa dni dla zasady, a potem mu wybaczę. Co nie zmienia faktu, że bardzo się o ciebie bałam, gdy usłyszeliśmy, że jest strzelanina w lesie.

- Wiem. I przepraszam. Następnym razem pójdziemy razem.

- Żebyś wiedziała. Nie puszczę cię samej.

- To na pewno. - dotarłyśmy do naszego pokoju. Zebrałam rzeczy potrzebne pod prysznic i skierowałam się do łazienki.

- Dziękuję, że się o mnie martwiłaś. - pocałowałam mulatkę w policzek i poszłam się umyć.

Continue Reading

You'll Also Like

195K 16.2K 31
Samookaleczanie to bagno, z którego się nie wychodzi. Dobrze wie o tym 16-letni Alan, dlatego postanawia pomóc Megan - intrygującej sąsiadce z ławki...
Mrok By Luke

Teen Fiction

42.8K 6.7K 62
Człowieczeństwo zaczęło z nas ulatywać, jak dym z papierosa, aż w końcu znikło i opanował nas mrok. Pierwsza część trylogii "Mrok".
24.6K 810 25
18 letnia Aria Miller zaczyna nowe życie z dwójką swoich braci Paulem i Lucasem. Niestety nowe idealne życie nie jest idealne jak by się wydawało. P...
38.1K 2.8K 91
- Boże Felix, ja nie wierzę, on na pewno kocha Hyunjin'a - powiedział płaczliwie. - Jisung oszalałeś!? - krzyknął. - Cicho bądź na górze siedzi reszt...