Tobias
W zamyśleniu przyglądam się jej spokojnej twarzy, ściskając równocześnie jej drobną dłoń. Skupiam się na blond włosach, rozsypanych na poduszce i cieple jej skóry. Staram się nie zwracać uwagi na stojącą obok aparaturę i siedzącego po drugiej stronie łóżka Caleba. Unikam go, kiedy tylko mogę, jednak czas wizyty jest tak krótki, że właściwie nie ma dnia, w którym nie siedzimy tu razem. Kiedy w końcu udaje mi się zostać sam na sam z Tris mówię do niej cicho, staram się jakoś do niej dotrzeć.
Leży tu od tygodnia. Siedem cholernych dni. Matthew i Cara - jedyni dostępni nam w tej chwili lekarze, nie licząc kilku zaufanych, ściągniętych z Chicago Erudytów - ustalili, że pomimo swojej odporności na serum, ciało Tris musi zwalczyć dużą dawkę trucizny, której nawdychała się w drodze do laboratorium i poradzić sobie z ubytkiem krwi - efektem postrzału.
Oczywiście poza mną i Calebem przychodzi też Christina, która jednak większość czasu spędza z Uriahem - chłopak obudził się dwa dni temu, za co jestem niesamowicie wdzięczny losowi. To jak kilka samotnych promieni słońca, przebijających się przez stale zachmurzone niebo. Czeka go jednak ciężki okres - całe dnie w szpitalu, w towarzystwie szalonego brata.
Od czasu do czasu pojawia się też Peter - niezbyt często, ale jednak. Kiedy przychodzę spóźniony o kilka minut, siedzi na moim krześle i rozmawia z Calebem. Wychodzi, gdy tylko mnie zauważa. Wciąż jest na mnie zły o pewien drobny wypadek, który przytrafił się nam w mieście; fiolka, w której było serum pamięci, rozbiła się, przez co szansa na odebranie sobie przez niego wspomnień przepadła. Właściwie nic nie stało na przeszkodzie, by zabrał trochę serum z zapasów Agencji, ale chyba w końcu puściły mu nerwy i stchórzył.
Kto wie, może tak jest lepiej.
- Koniec wizyty - oznajmia pielęgniarka, wysoka kobieta przed czterdziestką.
Ja i Caleb bez gadania opuszczamy salę. Na początku próbowaliśmy z nią dyskutować, ale w końcu dotarło do nas, że to bezcelowe.
- Obudzi się - mówi chłopak, zanim rozstajemy się na korytarzu. Nie wiem, czy powiedział to do mnie, czy bardziej do siebie. Dziwi mnie, że w ogóle się odezwał, zwykle porozumiewa się z innymi za pomocą niewiele znaczących pomruków, chyba, że rozmawia z Peterem. Najwyraźniej obaj są takimi samymi kanaliami i bez problemu odnaleźli wspólny język.
- Nie denerwuj mnie - burczę tylko w odpowiedzi, po czym ruszam w stronę sali, w której leży Uriah.
Staram się nie być cały czas przy którymś z nich - Uriahu lub Tris - bo kiedy tylko opuszczam szpital dopadają mnie wyrzuty sumienia, wątpliwości i strach.
To przeze mnie życie chłopaka było zagrożone. Powinienem być tutaj, z Tris, zamiast jechać do Chicago. Cały czas w mojej głowie tkwi myśl, że każda moja wizyta w szpitalu może być tą ostatnią, że kiedy tylko zamknę za sobą drzwi Uriah znów straci przytomność, a Tris umrze. Zupełnie, jakby patrzenie na nich utrzymywało ich przy życiu.
Zaciskam na sekundę powieki. Co do jednego Caleb musi mieć rację - ona się obudzi. Na pewno.
Nadzieja matką głupich.
- Cztery! - woła Uriah, wyrzucając radośnie obie ręce w górę, kiedy tylko zauważa moją twarz.
Gdy jego stan się poprawił, został przeniesiony na większą salę, gdzie oprócz niego znajdowało się jeszcze kilku pacjentów, a prywatność zapewniały jedynie stojące przy każdym łóżku parawany. Przywodzi mi to na myśl szpital w Nieustraszoności.
- Cześć. - silę się na uśmiech i przysuwam sobie krzesło. - Gdzie reszta?
Zawsze, gdy do niego przychodzę spotykam Zekego z matką lub Christinę, czasem nawet wszystkich naraz, ale dzisiaj po raz pierwszy nie ma nikogo.
- Na obiedzie - chłopak wskazuje podbródkiem na mój zegarek. - Nie wydajesz się być zbyt dobrze osadzony w rzeczywistości.
Opuszczam wzrok i wzdycham. Nie da się ukryć, że od dłuższego czasu nie bardzo wiem, co się dzieje. Zamiast jeść razem z innymi na stołówce, wykradam żarcie, które z kolei Zeke wykrada z kuchni i chowa w szafce przy swoim łóżku we wspólnej sypialni, przez co nie orientuję się zbytnio w porach dnia, wszystko zlewa się dla mnie w jedno.
Podnoszę wzrok orientując się, że Uriah cały czas mi się przygląda. Nie miałem jeszcze okazji, żeby porozmawiać z nim o tym co zaszło i cały czas bałem się tej rozmowy.
- Nie musisz mu mówić - powiedział Zeke, kiedy razem opuszczaliśmy pokój jego brata w dniu, kiedy się obudził. - On nie musi...
- Ma prawo wiedzieć - odparłem. - A ja nie zamierzam go okłamywać i udawać, że wszystko jest w porządku.
- Okłamywać? - powtórzył chłopak z niedowierzaniem. - A co właściwie zamierzasz mu powiedzieć? Że to wszystko twoja wina?
Już otwierałem usta, kiedy Zeke uderzył mnie delikatnie w policzek.
- Milcz! - nakazał, a ja z trudem stłumiłem śmiech na dźwięk jego władczego tonu. - Wiem, że tak. W każdym razie, możesz to zrobić, tym razem wyjątkowo nie dam ci szlabanu, ale to na pewno nie jest "prawdziwa wersja wydarzeń".
- Co z Tris? - Głos Uriaha wyeywa mnie z rozmyślań.
- Dalej bez zmian - mówię, a potem opieram łokcie na kolach i odrobinę zniżam głos. - Muszę ci coś powiedzieć - wypalam w końcu. Jeśli nie zrobię tego teraz, to pewnie się już na to nie zdobędę.
- Nie musisz - chłopak macha ręką. - Już wszystko wiem.
- Co?! - odsuwam się od niego gwałtownie. - Od kogo?
- spokojnie, i tak sam się już domyśliłem. Nie mam nic przeciwko pedałom i akceptuję twój związek z Zeke, chociaż nie wiem, co na to Shauna - po tych słowach kładzie mi rękę na ramieniu. - Macie moje błogosławieństwo.
Odpychaj jego rękę, na co on wybucha śmiechem. W tej chwili bardzo przypomina swojego brata.
- Mówię poważnie. Chcę ci powiedzieć coś ważnego i proszę, nie przerywaj mi.
Uriah w końcu poważnieje i kiwa głową. Tym akurat różni się od Zekego, który nigdy nie potrafi być poważny.
W skrócie opowiadam mu o rebeliantach i swojej współpracy z Nitą, udaje mi się nawet wspomnieć o tym, że nie znałem prawdziwego planu, ale staram się, tego nie podkreślać, żeby chłopak nie pomyślał, że się usprawiedliwiam.
Kiedy kończę, między nami zapada cisza.
- Aha - odzywa się w końcu Uriah. Nie potrafię nic wyczytać z jego twarzy. - No rzeczywiście, stary, powiem ci, że to faktycznie jest coś, za co powinienem cię natychmiast znienawidzić. Wspaniałomyślnie jednak postanawiam ci wybaczyć, że mnie nie zabiłeś, chociaż nie chciałeś i nie wiedziałeś, że Nita nie będzie chciała mnie celowo zabić.
Odzyskuję głos dopiero po kilku sekundach.
- Co?
- Nie wiem - chłopak macha ręką. - Zeke gada tak cały czas i jakoś wszyscy go rozumieją.
- Po pierwsze: wątpię. Po drugie... i tak nie mamy wyjścia.
- Bo ja to ja, a ty to ty - Ezekiel wchodzi do pokoju, dzieląc się z nami tym niesamowitym przemyśleniem.
- Serio? - unoszę brwi.
- Toster to toster? - odzywa się Uriah. - Ta wiedza zmieniła moje życie. Zawsze myślałem, że ja to ja, a ty to ty.
- No widzisz, całe życie w kłamstwie - podsumowuje Zeke, a ja wymieniam z drugim chłopakiem porozumiewawcze spojrzenia. Zorientuje się za trzy, dwa, jeden...
- Czekajcie, co?
Witam Wszystkich (tzn. Tych Którzy To Czytają, A Więc Także Ciebie)
w moim nowym opowiadaniu!
Jest parę spraw, które chciałabym tutaj poruszyć:
1. Opowiadanie jest Petris, ale nie mam pojęcia, jak się potoczy, więc nie gwarantuje wam takiego zakończenia. Tris może być na koniec z Christiną, a Peter z Tobiasem. Zobaczymy.
2. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO protekta !Dziekuję za wszystkie twoje komntarze i gwiazdki! Jesteś w elicie czytelników tego opowiadania!
3. blackhorses24 co prawda nie masz dziś urodzin, ale to opowiadanie jest również dla ciebie!
4. MaryStylesEaton - W podziękowaniu za to, ile ze mną wytrzymujesz otrzymujesz dostęp do ściśle tajnych spoilerów, za które pewnie kiedyś mnie w końcu zabijesz!
5. 23. 07. 2010 o godzinie 20:22 został założony zespół One Direction (ONI MAJĄ PRZERWĘ!). Tytuł opowiadania to tytuł jednej z ich piosenek. ❤
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO CHŁOPAKI!!!!¡
6. Miłego czytania 😇
7. To nie jest moje pierwsze opowiadanie i absolutnie nie proszę o wyrozumiałość. Konstruktywna krytyka i szczera opinia mile widziane 😊