Kumoshitsuji | Claude Faustus...

By Kate____Anders

2K 179 74

Jeśli demon żyje już od setek tysięcy lat, ludzki świat zaczyna go nudzić. Przez tę monotoniczność nawet isto... More

Rozdział 2
Rozdział 3

Rozdział 1

900 59 20
By Kate____Anders

Pierwszy rozdział jest napisany w narracji trzecioosobowej, aby lepiej zrozumieć to, co czuje Claude. W następnych częściach będę już pisała z perspektywy czytelnika :)

Wystrój sali balowej jednoznacznie wskazywał na bogactwo właściciela rezydencji. Ciężkie zasłony z czerwonej tkaniny przeplatanej złotą nicią okalały gigantyczne, idealnie wymyte okna pomieszczenia, które również zostało utrzymane w podobnej kolortstyce. Podtrzymujące wysoki strop marmurowe kolumny ozdobione zostały licznymi płaskorzeźbami przedstawiającymi nieco przesadzoną historię rodu hrabiego Trancy. Stoły wprost uginały się pod ciężarem wyśmienitych potraw i drogich win. Siedząca w kącie orkiestra była jednym z najwybitniejszych zespołów muzyki smyczkowej, a jej członkowie, przekonani kilkoma sakiewkami złota, przbyli zagrać dzisiejszego wieczoru prosto z Francji. Goście byli ubrani w zapierające dech stroje które wyszły spod rąk najznamienitszych krawców. Uwagę przyciągała zarówno kosztowna, mieniąca się biżuteria kobiet, jak i piękne szable jakie mieli u pasa mężczyźni. Całokształt bankietu swoim wdziękiem poruszyłby nawet najbardziej niewrażliwego na piękno człowieka.

No właśnie. Człowieka. A wysoki, przystojny mężczyza odziany w nienaganny czarny uniform kamerdynera nie był człowiekiem. Znudzony lokaj stał pod ścianą, lustrując salę spojrzeniem złotych tęczówek schowanych na szkłami bezoprawkowych okularów - zerówek. Od czasu do czasu podchodził do swego pana, czternastoletniego Aloisa, właściciela posiadłości. Jednakże czynił to tylko i wyłącznie na wyraźny rozkaz nastolatka. Gdyby zależało to od Clauda, (bo takie imię przybrał czarnowłosy), nie podszedłby do Trancy'ego na odległość mniejszą niż sto mertów. Jednakże musiał słuchać kapryśnego dzieciaka i spełniać każdą jego zachciankę. Dlaczego? Powód był prosty. Kamerdyner w rzeczywistości był demonem, z którym młodociany arystokrata zawarł kontrakt za cenę własnej duszy, nadając swojemu piekielnemu słudze jakże ludzkie i pospolite miano; Claude Faustus. Demon nienawidził swojego panicza. Nienawidził ludzi. Często zastanawiał się, dlaczego tak właściwie zdecydował się żyć w świecie śmiertelników. Ale wtedy sobie przypominał. To wcale nie była jego decyzja. Przecież wyrzucono go z Piekła. Cóż, sam był sobie winny. Zabicie Beliala, trzeciej najważniejszej osobistości Piekieł nie było mądrym pomysłem. Lecz co mógł na to poradzić? Będąc jedynie biednym, poobdzieranym nastolatkiem z ostatniego kręgu, zareagował instynktownie, zabijając nieznanego, dziwnie ubranego przybysza który bez pozwolenia wszedł do zapadłej dziury, którą uwcześnie Claude nazywał domem. Mało brakło, a poplecznicy piekielnego artstokraty by go zlinczowali. Miał szczęście, że w orszaku Beliala przypadkiem znalazł się też władca Piekła, sam Lucyfer. Upadły anioł powiedział, że Faustus, skoro był zdolny do zabicia jednego z wyższych rangą demonów, jest zbyt cenny aby go likwidować i jednocześnie zbyt niebezpieczny by żył w królestwie wiecznych kaźni. Wygnano go więc na Ziemię. Z początku uważał że to najwspanialsze co go w życiu spotkało. Nikt nie był zdolny go skrzywdzić, miał prawdziwy dom i dusz pod dostatkiem. Podchodził do nowego świata z fascynacją. Dopiero kilka stuleci później odkrył, że pokuta jaką mu wymierzono była jedną z najgorszych. Demony są z natury istotami energicznymi, potrzebują nowych wyzwań, ciągłej walki i zmian. Na żaden z tych podpunktów Claude nie mógł liczyć na Ziemi. Ludzie wogóle się nie zmieniali. Ciągle toczyli wojny i zawierali pokoje. Uważali się za wyjątkowych, a w rzeczywistości byli nic nie znaczącym pyłem w historii wszechświata. Po jakimś czasie Faustus zauważył, że poprzez długie przebywanie z ludźmi, każde z ich zachowań przestało zadziwiać. Przewidywanie ich kruchych, krótkich żyć było monotonne. Ich istnienie biegło tak, jak w secenariuszu, w który aktorzy się zmieniają, ale fabuła ciągle stoi w miejscu. Po jakimś czasie czarnowłosy znał każdą scenę sztuki na pamięć. Dlatego zawsze wiedział jak się zachować, kiedy walczyć, a kiedy lepiej ustąpić komuś silniejszemu. Obserwując przebieg bankietu, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Hrabia Frederyk jedynie zwodzi swoich rozmówców, by uniknąć tematu swojej bankrutującej firmy. Wiedział, że żona Markiza Jonhsona udaje szczęśliwą, a tak naprawdę panicznie boi się męża. Mógł w ciągu sekundy przewidzieć jak dalej potoczy się życie każdego z gości. Na ten przykład, wiedział, że młoda córka arystokraty o imieniu Nickolas od początku balu posyła w jego stronę ukradkowe spojrzenia. Po bankiecie dziewczyna podejdzie do niego proponując kolację, która szybko zmieni się w kolację połączoną ze śniadaniem. Wyniknie skandal, a pogrążona w rozpaczy dziewczyna zostanie wydana za mąż za pierwszego lepszego Hrabiego. Scenariusz. Kolejna, a jednak wciąż ta sama scena. Przez tą powtarzalność Claude już setki lat temu popadł w stan zobojętnienia na otaczający go świat. Bo ileż razy można przeżywać to samo? Demon westchnął głęboko, po czym słysząc wołanie Aloisa, poszedł w stronę swojego panicza. Trancy stał w towarzystwie około szesnastoletniego, drobnego chłopaka. Towarzysz arystokraty był ubrany w zwykłe, materiałowe brązowe spodnie, czarne, mocno schodzone buty i białą płócienną koszulę. Chłopiec miał na głowie za dużą czapkę dżokejkę, spod której wystawały kosmyki nierówno przyciętych brązowych włosów. Policzki miał obsypane piegami, brązowe oczy i wyjątkowo miły uśmiech. Jednak to nie nietypowy ubiór wzbudził w kamerdynerze niepokój (w końcu bankiet był balem przebierańców). Zwyczajnie coś w tym szczerzącym zęby osobniku nie pasowało demonicznemu lokajowi. Nie był w stanie jednoznacznie określić co to było, lecz na wszelki wypadek postanowił uważać na młodzieńca.

- Claude. - odezwał się Alois. - Maurycy chce iść do kuchni. Zaprowadź go, dobrze?

- Oczywiście, wasza wysokość. - skłonił się Faustus, nie spuszczając wzroku z Maurycego. Coś zdecydowanie tutaj nie pasowało. Po co arystokrata miałby opuszczać świetny bankiet? I po jakie licho chciał zobaczyć kuchnię całkowicie obcej rezydencji? Jednak już sekundę później Claude całkowicie się uspokoił. To pewnie jeden z tych ekscentrycznych bogaczy, dających ogromne sumy na domy dziecka i inne takie bzdety. A ekscentrykom różne rzeczy przychodzą do głowy. Z zobojętniałym wyrazem twarzy wyprowadził więc chłopaka z sali na korytarz.

- Nareszcie. - westchnął natychmiast arystokrata, przeciągając się. - Te bankiety to tortura. A ci ludzie tacy fałszywi i zadufani w sobie.

Demon zaciekawiony przekrzywił głowę. Głos zupełnie nie pasował do swojego właściciela. Był lekko zachrypnięty, ale w żadnym wypadku nie męski. Najpewniej chłopiec jeszcze nie przeszedł mutacji. Lokaj milcząc skierował się w jeden z bocznych korytarzy.

- Jak się nazywasz? - zapytał po chwili dzieciak. Złotooki przez moment nic nie mówił, ale ponieważ pytanie zadała mu osoba z wyższych sfer, wypadało odpowiedzieć.

- Nazywam się Claude Faustus, paniczu. - oświadczył w końcu.

- Nie mów tak do mnie, dobra? Maurycy wystarczy. - warknął jego rozmówca.

- Ależ jako kamerdynerowi nie przystoi mi zwracać się w ten sposób dla ludzi o błękitnej krwi. - demon nie krył swojego zdziwienia.

- Tak? Założę się, że obaj mamy tak samo czerwoną krew. - wzruszył ramionami Maurycy. - Więc, Claude, też uważasz że ci z bankietu są nudni?

- To... - zaczął lokaj, ale w porę ugryzł się w język. Nie wypadało mu wyrażać się niechlubnie o arystokracji. - ...wyjątkowi ludzie. - dokończył razem z chłopcem wchodząc do kuchni.

Chłopak odchylił głowę do tyłu i cicho się zaśmiał.

- Babcia mówi mi to samo. Ale jak wszyscy są wyjątkowi, to nikt nie jest. - stwierdził, siadając na stole i machając w powietrzu nogami którymi nie sięgał podłogi. - Mógłbyś zrobić mi kanapkę?

Demon zmarszczył brwi. Z tym młodym mężczyzną zdecydowanie było coś nie tak. Ale nie mógł odgadnąć co. Chyba przez lata katatoni całkowicie stracił ostrość umysłu.

- Kanapkę... - powtórzył niepewnie, wspominając zastawione wybitnym jadłem stoły w sali balowej.

- Z serem, dobra? - przytaknął Maurycy.

Faustus jeszcze przez moment patrzył z zainteresowaniem na nastolatka, ale w koniec końców zabrał się za przygotowywanie posiłku, o ile można było nazwać posiłkiem dwie kromki chleba i kilka plasterków sera. Mimo prostoty jedzenia, siedzący na stole chłopiec przyjął je jak największy dar, ze smakiem wgryzając się w pieczywo.

- Dworskie jedzenie sie sie umywa. - stwierdził z pełnymi ustami. - Jak miałem pięć lat, to w życiu by mi do głowy nie przyszło że znudzi mi się ciasto truskawkowe. Albo ten cały kawior i... - gwałtownie urwał, patrząc w stronę drzwi. Zaraz potem podszedł do wyjścia i wyjrzał na korytarz. Panicznie wbiegł z powrotem do kuchni, rzucając szybkie spojrzenia na ściany i szafki.

- Grey po mnie idzie! Jak coś to powiedz że mnie nie ma! - krzyknął, wpadając w prowadzący do piwniczki korytarz. Zaraz potem drzwi kuchni zostały otworzone mocnym kopnięciem, a w wejściu stanął szczupły, białowłosy mężczyzna, w jednej dłoni trzymający talerzyk z kawałkiem ciasta, a w drugiej szablę. Claude niemal natychmiast rozpoznał w nim Charlesa Greya, jednego z kamerdynerów królowej Wiktorii.

- Ej, ty. - Charles wskazał na Faustusa końcówką szabli. - Wyprowadziłeś dzisiaj z balu Su... - przerwał, i westchnął ciężko. - Takiego chłopaka w dżokejce. Gdzie on teraz jest?

- Panicz Maurycy postanowił zażyć spaceru na świeżym powietrzu. - skłamał bez mrugnięcia okiem demon. Grey wydał z siebie dźwięk pomiędzy jękiem a westchnieniem, po czym powlókł się korytarzem w stronę wyjścia, mamrocząc pod nosem coś co brzmiało jak: "Maurycy...czego to ona nie wymyśli byleby mi zwiać...". Gdy kroki białowłosego ucichły, Faustus spojrzał w stronę gdzie ukrywał się powód zamieszania. Maurycy wyszedł z cienia, i jak gdyby nigdy nic usiadł przy stole, wracając do spożywania kanapki. W tym momencie Claude wreszcie zrozumiał, co mu tak bardzo nie pasowało w osobie nastolatka. Miał zbyt kobiecą twarz. I, sądząc po tym co powiedział Charles, był dziewczyną, z niewiadomych powodów podszywającą się pod chłopaka. Demon zganił się w myślach. Jak mógł tego nie zauważyć?! Przecież ona nawet nie miała męskiego typu urody. Była delikatna, wręcz filigranowa. Do tego mały, zadarty nos, ładnie wykrojone pełne usta i szczupła twarz z nutą kobiecości w czekoladowych oczach wogóle nie przypominały w niczym chłopaka. W dodatku gdy czarnowłosy wytężył wzrok, mógł zobaczyć pod jej koszulą ciasno zawiązany bandaż, mający za zadanie uczynić jej biust niewidocznym spod luźnego ubrania. Cóż, skoro samo ubranie mogło go na tyle zmylić, to zdecydowanie powinien bardziej przytomnie patrzeć na otaczający go świat. Dziewczyna, która właśnie kończyła konsumpcję kanapki, sprawiła że po raz pierwszy od kilkunastu lat demon poczuł się zdezorientowany. Ona nie grała wedle ustalonego scenariusza, co oznaczało, że i on będzie musiał improwizować. A już bardzo dawno tego nie robił. Usiadł po przeciwnej stronie stołu i patrzył wyczekująco na dziewczynę. Przez to że zwykł rzadko się odzywać, mistrzowsko opanował rzucanie spojrzeń, które przekazywały więcej niż słowa. Tak więc przygwożdżona spojrzeniem jego złotych tęczówek młoda kobieta w końcu skapitulowała.

- Dobra, już dobra. - westchnęła. - Co chcesz wiedzieć?

- Może na początek mi się przedstawisz?

- Susan Alicja Wiktoria Hanowerska, lat osiemnaście, niekarana...jak na razie. - zachichotała.

Claude spojrzał na nią krytycznie. Jak dla niego wyglądała na góra szesnaście lat. Chociaż może to przez przebranie? Poza tym to nazwisko...

- Pochodzisz z rodziny królewskiej. - bardziej stwierdził niż zapytał, a jego rozmówczyni przytaknęła.

- Moja babcia, no wiesz, królowa Wiktoria, ma siódemkę dzieci na tronach w innych państwach. Niestety, nikt z mojego wujostwa nie może mieć własnych dzieci. Wyjątkiem była moja mama, Alicja. Była ostatnią szansą na przedłużenie dynastii. No i zaszła w ciążę. Szkoda tylko że w wieku 15 lat. Nie było wiadomo jak, kiedy i z kim, nie chciała powiedzieć. Urodziła mnie i pół roku później zmarła. Więc babcia uznała, że jako ostatni płodny potomek rodu obejmę po niej tron. No a w związku z moim...hmmm...niewiadomym pochodzeniem, i tym że jako ostatnia nadzieja na przertwanie dynastii jestem niejako narażona na zamachy na moją osobę, do tej pory to że istnieję ukrywano przed opinią publiczną. Ale dwa dni temu zaczęłam osiemnaście lat, a od jutra oficjalnie informacja o moim istnieniu zostanie podana do gazet.

Faustus słuchał dziewczyny z uwagą, ale do końca jej nie dowierzał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak cenna osoba, będąca ostatnią szansą na przetrwanie dynastii, zwykle chodziła otoczona służbą i ochroniarzami. A już z pewnością nie uciekała z bankietu przebrana za chłopaka. Powinna być ubrana w najdroższe stroje, i podróżować wraz ze świtą jedynie po najbogatszych obszarach kraju. A siedząca przed nim Susan absolutnie nie przypominała artstokraty, a co dopiero przyszłej królowej.

- Czekaj, pokażę ci coś. - stwierdziła dziewczyna, widocznie wyczuwając niepewność kamerdynera. Zaczęła grzebać w kieszeniach, wyjmując na stół najpierw szklane kulki do gry, potem kilka kasztanów i chusteczkę, a dopiero na końcu pierścień z herbem rogu Hanowerskich. Demon wprost nie wierzył w to, że przedmiot tak cenny, przekazywany z pokolenia na pokolenie i wart setki tysięcy funtów Susan trzymała w kieszeni razem ze zwykłymi śmieciami. Księżniczka podrzuciła ozdobiony szafirem srebrny krążek, po czym demonstracyjnie nałożyła go na palca. Pasował idealnie.

- Babcia karze mi to nosić. - mruknęła. - Ale wtedy wszyscy się śmieją i mówią że pałacu Buckingham to ja w życiu na oczy nie widziałam. Nie wyglądam na dziedzica tronu, prawda?

- Nie. - odparł odruchowo demon, ale zanim dotarło do niego, że nie powinien zwracać się tak do arystokraty, dziewczyna przerwała mu wybuchem śmiechu. Zdjęła z głowy dżokejkę, i roztargała sobie upchnięte pod czapką brązowe, lekko falowane sięgające za ucho włosy.

- Szczery jesteś. - stwierdziła z rozbrajającym uśmiechem. - Lubię cię!

Claude w odpowiedzi jedynie uniósł wysoko brwi. Księżniczka Anglii, przebrana za chłopaka i zachowująca się jak pospólstwo siedziała przy stole w kuchni rezydencji Trancy, w dodatku zamiast wykwintnych potraw wolała zjeść zwykłą kanapkę w obecności nieznajomego kamerdynera. Cała ta sytuacja nijak nie pasowała do schematu jej życia, toteż Faustus, po raz pierwszy od bardzo dawna został wyrwany ze stanu otępienia. Zupełnie jakby nagle szerzej otworzył swoje wiecznie przymrużone oczy i obudził się z pół snu, w którym tkwił od tysięcy lat. Susan nie grała w sztuce narzuconej roli. Nie planowała swoich działań. Improwizowała, zmuszając do tego wszystkich naokoło. Księżniczka tymczasem, zupełnie nie zwracając uwagi na lokaja, podniosła się z miejsca, rzucając szybkie spojrzenie na zegar ścienny.

- Muszę się zmywać. Jutro mam pierwsze wystąpienie publiczne, i muszę się wyspać. A, i jeszcze jedno pytanko. Jeździsz wszędzie z Aloisem?

- Zawsze towarzyszę paniczowi. - przytaknął mężczyzna.

- To dobrze. Claude Faustus, dobrze zapamiętałam? - dopytała dla pewności, na co kamerdyner jedynie skinął głową.

- No to do zobaczenia, Claude. Dbaj o Aloisa, bo wydajesz się jedyną zdrową psychicznie osobą w tej posiadłości! - krzyknęła jeszcze Susan, wybiegając na korytarz. Kiedy jej kroki ucichły, brunet wstał z miejsca i udał się na powrót do sali balowej. Bankiet trwał do późnej nocy, ale te kilka godzin wystarczyło, aby demon ponownie popadł w dobrze sobie znany stan odrętwienia. Wszystko dalej biegło odgórnie zaplanowanym tokiem. Diabeł w duchu wyśmiał sam siebie. Jak mógł myśleć że ta mała, piegowata osóbka jest w stanie nie zachować monotoniczności świata? Prawda, trochę namieszała, ale już zniknęła i nie będzie dalej niszczyła rutynowego przebiegu balu. I dopiero w momencie, kiedy Claude odprowadzał do powozu non stop trajkoczącą o pogodzie córkę Markiza Nickolasa, przypomniał sobie że przecież Susan nie zabrała z kuchni swojej dżokejki. Niby był to nic nie znaczący fakt, ale przecież sprzątając, Hannah albo trojaczki mogliby wyrzucić nakrycie głowy. W jakim świetle postawiłoby to służbę rody Trancy, gdyby księżniczka wróciła po element swojego przebrania? Toteż aby zaradzić sytuacji, Faustus szybko, aczkolwiek grzecznie uciął rozmowę z młodą arystokratką, tym samym dając jej do zrozumienia że nie zawita do niej w nocy, i wrócił do kuchni po zgubę następczyni tronu. Dopiero kiedy wziął do ręki dżokejkę (która, dziękujmy Otchłani, nadal leżała na stole) zdał sobie sprawę z tego, że tym samym zmienił bieg scenariusza. Nie spędzi już nocy z tą młodą hrabianką, przez nieplanowany gest który Susan wykonała kilka godzin temu. Marszcząc brwi zacisnął dłoń na czapce, po czym udał się do swojego pokoju, aby bezpiecznie umieścić zgubę na wieszaku. Jeszcze przez moment zastanawiał się nad tym, co dziewczyna miała na myśli, pytając go czy zawsze towarzyszy Aloisowi. Jednakże odpędził się od tych dziwnych rozmyślań, gdy tylko zobaczył która jest godzina. W myślach policzył do piętnastu. Dokładnie w chwili kiedy skończył, w rezydencji rozbrzmiał wrzask młodego Trnacy'ego, tym samym oznajmiając światu, że hrabia właśnie miał koszmar. Po kolejnych sekundach rozległ się krzyk przywołującu Clauda do komnaty roztrzęsionego nastolatka. Tak jak co noc. Tak jak w scenariuszu. Demon udał się do sypialni swojego panicza. Jeszcze zanim stanął przed jej drzwiami, znów wrócił do znanego uczucia zobojętnienia na rzeczywistość, zapominając o młodej, przebranej za chłopaka śmiertelniczce.

___________________________________

Pod ostatnim rozdziałem "Kamerdynera" pojawiło się sporo propozycji odnośnie kolejnych ff. Tak więc postanowiłam zacząć od próśb które padły jako jedne z pierwszych. Ruszyło więc już opowiadanie Claude x Reader, a w najbliższym czasie dodam preferencje. Gdy będę miała wenę, zacznę drugą część opka z Sebastianem. A dopiero potem pomyślę nad czymś związanym z Grellem, Undertakerem i Jokerem :).

Continue Reading

You'll Also Like

61.7K 2.6K 57
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
54.4K 5.9K 51
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
49.2K 3.2K 76
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent
11.3K 912 42
Jestem córką Syriusza, anioła najjaśniejszej gwiazdy. Moje życie było idealne, przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Wszystko zmieniło się w chwil...