BIAŁE NOCE

mdett34 द्वारा

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... अधिक

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 14

3.1K 235 15
mdett34 द्वारा

- Dzień dobry Pani Monico... - przywitałam się z Panią Hudson, wchodząc odważnie do jej pokoju. Trzymając obfite poręcze białego bzu, zbliżyłam się do kobiety, szukając jeszcze jakiegoś wazonu.
- Witaj Patricio... Jak pięknie pachnie.
- I piękny dzień. Co by Pani powiedziała na opuszczenie pokoju?
- Co to znaczy?
- Późna herbata przy basenie? Słońce jeszcze ciepło grzeje, a świeże powietrze zrobi dobrze nam obu - mówiłam, układając kwiaty.
- Masz dobry humor...
- Wręcz przeciwnie. Staram się tylko myśleć o lepszych momentach.
- Powiesz mi, co cię smuci?
- Zaraz po tym jak Jackob pomoże mi sprowadzić pania na taras.
- Powinnam w takim razie się zgodzić.
- Raczej - uśmiechnęłam się szeroko i przystapilam do analizy wyników, do których próbke pobralam ostatnio, oraz bieżących parametrów. Następnie wciskając magiczną jedynkę w aparacie telefonicznym stojącym na nocnym stoliku, zorganizowałam wraz z zarządca domu potrzebne przeniesienie.

- I jak? - zapytałam siedząca już wygodnie na leżaku właścicielkę domu.
- Przyjemnie...
- To tkwienie w pokoju nie pomoże. Powinna Pani więcej się ruszać.
- Ruszam się...
- Z rehabilitantem to nie to samo. Ja proponuję spacery. Jest tu tyle przestrzeni, że spokojnie nie zabraknie ścieżek.
- Składasz mi propozycję?
- Aktualnie jestem pani lekarka, więc to moje zalecenie. Zresztą wyniki są przyzwoite, więc gdyby teraz znalazł się dawca, byłyby to sprzyjające warunki.
- Tyle o mnie... Co z tobą?
- Nie rozumiem...? - udawałam siadając obok z malinowa herbatą przyniesiona przez Marię.
- Miałaś opowiedzieć o twoich nastrojach.
- Och... to chyba nic ciekawego.
- Pozwól, że sama to ocenie. Wiesz, że mało do mnie dociera z świata. Opowiedz przynajmniej co u ciebie.
- Hmmm... Rano dowiedziałam się, że mój problem z kręgosłupem, to nie jest jedynie ortopedyczna dolegliwość. Prawdopodobnie to naczyniak uciskający nerw. Tak, czy inaczej czeka mnie operacja.
- To straszne... - spojrzała na mnie Monica.
- Mam nadzieję, że tomografia wykluczy poważne zagrożenie.
- Może być inny scenariusz?
- Rozsianie... Mogą występować inne niewidoczne na rtg i oporność na leczenie. Poza tym nie wiadomo co wyjdzie w krwi. Dolegliwości są niepokojące.
- Boisz się?
- To ludzkie. Nawet jeśli wiem, że to najmniej poważny stan chorobowy w kategorii nowotworów i statystyki są łaskawie, może okazać się naprawdę różnie.
- Rozumiem zatem smutek... Ale co z radością?
- To nie radość. To ulga... Dziś zdjęłam poważny ciężar ze swoich ramion. Podzieliłam się z kimś istotnym, choć bardzo przykrym, wydarzeniem w swoim życiu.
- I to tyle?
- Ważne było to, co powiedziałam i to, komu powiedziałam.
- Pojawił się ktoś ważny?
- Trudno stwierdzić na ile, ale z pewnością istotny. Nie umiem tego wytłumaczyć, sama nie rozumiem, ale dobrze mi przy nim. Zresztą mam nieodparte wrażenie, jakbyśmy znali się naprawdę bardzo długo.
- Przyjaciel?
- Być może to właśnie taki etap. Niestety nic więcej. Status nie ma szans się zmienić.
- Nie chcesz?
- To mało istotne. On jest już zajęty.
- Żona?
- Jeszcze nie, ale pewnie wkrótce.
- Rozumiem. Nie dostrzegasz szansy?
- Nie powinnam nawet jej szukać.
- A jeśli on... Jeśli on bedzie chciał czegoś więcej, co zrobisz?
- Będę się martwić.
- Martwić?
- Że go nie uszczesliwie. To jednak tylko gdybanie. Zatrzymam się na tym, że jest, a ja zrobiłam ważny krok do przodu.
- To też bardzo w porządku... Jak przygotowania do urodzin Avy?
- Doskonale. Jutro jesteśmy cały dzień razem, więc Demi i Drake spokojnie będą mogli pozwolić ekipie rozstawic dmuchany zamek, kolorowe balony i stoliki w swoim ogrodzie. Oprócz ich dzieci będzie jeszcze sześcioro z klasy córeczki, wnuki mojej koleżanki z pracy Camilli i pani synowie. Miało być bardzo kameralnie, a nazbiera się z trzydzieści osób.
- Ava będzie zachwycona.
- Tym razem pewnie prezenty nie pomieszcza nam się w mieszkaniu.
- Może kiedyś zechcecie zrobić jej urodziny tutaj.
- Nie... To nie byłoby właściwe. Jestem dla Państwa obcą osobą i w końcu nadejdzie czas rozstania.
- Patricia... już ci mówiłam, że marzę o wnukach, a wizja jest raczej marna. Nie wiem ile mam jeszcze czasu. Daj mi się nacieszyć wasza obecnością i rozmyślaniem gdzie bym chciała was widzieć za rok.
- Dobrze... Ma Pani prawo do wszystkiego.
- Tort już jest?
- Jutro się za niego zabiorę.
- Zdążysz?
- Wieczorem wezmę się do pracy.
- To dobrze... Jak przyjemnie... - mówiła już kierując twarz wprost w promienie.
- Si... "Non posso dire se sarà meglio quando, sarà diversamente ma posso solo dire che deve essere diversamente se tutto vada bene" (Nie moge wprawdzie powiedziec czy bedzie lepiej, gdy bedzie inaczej; ale tyle rzec moge, iż musi być inaczej o ile ma być dobrze./Georg Lichtenberg).
- Cokolwiek powiedziałaś, było to pewnie bardzo mądre.
- Było... - odwzajemnilam uśmiech.

***
- Mamuś jeszcze tylko jutro i będą moje urodziny... - śpiąca, ale bardzo przejęta zbliżająca się sobotą, ukladala się do snu dziewczynka.
- Za kilkadziesiąt godzin zmieni się życie. Będziesz o rok starsza, mądrzejsza i...
- Wyższa!
- Wyższa?
- Ciocia Demi powie mi wtedy o swoich zabawkach.
- Ava, o czym ty do mnie mówisz? - zaczynałam powoli nabierać przerażenia.
- No bawiliśmy sie dziś z kuzynami w chowanego i postanowiłam ukryć się w sypialni wujków, a dokładnie w szafie cioci. I tam było takie kolorowe błyszczące pudełko. Wiem, że nie wolno ruszać rzeczy dorosłych i w ogóle nie wolno nigdzie zaglądać bez pytania - gestykulowala zbyt emocjonalnie - ale ono było takie ładne... - ze wstydu zakryla rączkami małe zmęczone oczka.
- Co było dalej? - moje podejrzenia obraly już kierunek.
- I kiedy do niego zajrzałam, były tam trzy dziwne przedmioty, wyglądające jak... cukinia!
- O Boże... - załamana dalszym ciągiem, słuchałam dalej.
- No i po chwili pojawiła się ciocia cała czerwona ze złości. Pewnie dlatego, że w jednej z nich wcisnelam przycisk i zaczęła dziwnie brzeczec, i się kręcić. Hmmm... może to coś do mieszania ciasta jak twój mikser. Tylko po co trzyma to w sypialni? - szukała odkrywczego rozwiązania.
- Co ci powiedziała? - sama byłam ciekawa jak wybrnela z tej paskudnej sytuacji.
- Że to są takie zabawki dla dorosłych i jak urosne, to pokaże mi  jak można się nimi bawić.
- Nie przypadkiem jak dorosniesz, a nie urosniesz?
- A może... Mami ty wiesz na pewno co się z nimi robi, powiesz? - odszukala w swojej główce szybsza możliwość zaspokojenia swojej ciekawości.
- Nie mam kompletnie pojęcia, ale na pewno to nic z kuchennego wyposażenia. Chętnie za to posłucham w tej kwestii cioci Demi, po co trzyma te zabawki - Wariatka!, uśmiechnęłam się już otwarcie. Zakładałam, że są to jej studenckie trofea, z którymi z sentymentu nie potrafiła się rozstać. Tylko co na to Drake? - Śpij już... Jutro ostatni dzień szkoły i zajęcia baletu. Musisz być wyspana - złożyłam jeszcze ciepłego całusa na policzku córki i wyszłam z pokoju, przygasajac nocna lampkę i wyciągając telefon z tylnej kieszeni.

Ja: Nie sądziłam, że jeszcze trzymasz w szafie takie rzeczy.

Demi: Wstyd jak nic, co?

Ja: Poważnie rozbudzilas wyobraźnię mojego dziecka.

Demi: Drake'a bardziej...

Ja: Nie chce znać szczegółów! Dobranoc.

Demi: Nie było dziś ciebie w pracy. Zatem gdzie?

Ja: Jakim cudem mnie przylapalas?

Demi: Byłam chwilę na twoim oddziale i chciałam zajrzeć. Nawet Camilla nie miała pojęcia dokąd wyszłaś.

Ja: Małe przyjemne wagary. Opowiem w sobotę.

Demi: Wszystko ok?

Ja: Jak najbardziej - jakakolwiek inna odpowiedź pociągnęłaby za sobą z pewnością telefon lub jej osobista wizytę przed północą. Na żadną z tych możliwości nie miałam ochoty.

Demi: W takim razie do soboty.

Ja: Kocham cie...

Demi: Ja też. Pa!

Sama przygotowana do snu jeszcze z książką kucharską usiadłam pod kocem. Szukałam ciekawych rozwiązań na dekorację tortu. A może mój dzisiejszy nastrój, który w zasadzie zmieniał się co godzinę, odrzucił dziś sentymentalnego Hemingway'a.

David: Myślę o tobie... Jak się trzymasz?

Ja: W miarę. Staram się szukać pozytywnych myśli.

David: Jak dom na wzgórzu?

Ja: Między innymi.

David: Kiedy ty w ogóle masz urodziny?

Ja: Do czego ci ta informacja?

David: Znalazłem coś, co byłoby idealnym prezentem, a wiem, że to jedyna okoliczność żebyś go ode mnie przyjęła.

Ja: Czy to nie nadmiar przyjemności dla mnie z twojej strony?

David: Nie odbieraj mi tej radości.

Ja: Dobrze... Ale zmartwie cię. Dopiero w grudniu, więc jeśli zaplanowałes urocze przyjęcie w waszym ogrodzie z wrózkami i kucykami, to musisz wszystko odwołać.

David: Przejzalas mnie... - ironicznie odpisał.

Ja: Może najpierw oddaj mi książki, a potem myśl o prezentach... - miało zabrzmiec zabawnie.

David: Masz rację... - I koniec. Brak ciągu dalszego.

Nie mogłam spać. Godzina 10:00 PM nie była wprawdzie moją pora, ale liczyłam, że może ten jeden raz uda mi się przez sen uciec z tego świata, który stawał się właśnie dla mnie coraz trudniejszy. Nie pomagała książka, muzyka i nawet lawendowa herbata straciła swoją moc. Chciałam napisać do Vento, ale moja informacja o chorobie chyba go zniechęciła, bo więcej już się nie odezwał. Nie miałam też zamiaru znów pierwsza go zaczepiac. Teraz poczekam na jego ruch. Leżałam zatem wpatrując się w biały sufit szukając na siłę jakiejś poważnej skazy, która znusilaby mnie do zaplanowania pomalowania całego mieszkania. Mimo, że zrobiłam to ostatnio tuż przed Bożym Narodzeniem. Nawet machinalnie odebrany telefon nie przerwał mi tej pasjonującej rozrywki.

- Tak?
- Otworzysz, czy pozwolisz żeby twoi sąsiedzi dziwnie spoglądali na mnie przez wizjery?
- Co mam otworzyć? - zapytałam nadal bez energii, poznając, że to David.
- Na początek drzwi swojego mieszkania.
- Jesteś tu? - moje szeroko otwarte oczy były właśnie oznaka, że życiowa siła powróciła.
- Tak, otwieraj jeśli jutro nie chcesz splonac przed starsza Panią spod dziewiętnastki. Czy starzy ludzie mogą tak długo nie spać? - zapytał zabawnie, kiedy już stałam na wprost otwierając na osciez drzwi. O cholera! Mój strój... Nie zdążyłam... Kusa satynowa czarna koszulka nocna na cienkich ramiączkach i spodenki od kompletu w zestawieniu z bosymi stopami i rozpuszczonymi włosami. Właśnie zrozumiałam, na co tak przenikliwie spogląda mężczyzna. - Teraz poważnie boję się wejść... - jego wyraźny komentarz mojego wyglądu komplikowal wszystko, ale póki co, musiałam go usunąć z korytarza.
- Wejdź i nic nie mów... Zaraz wracam. - przebieglam szybko do łazienki pamiętając, że tam zostawiłam swój cienki szlafrok. Związałam włosy w koński ogon i wróciłam do gościa. - Nie możesz zasnąć? - zatrzymałam się po drugiej stronie stołu, kiedy on wspierał się o szafki na przeciw. Z pewnością zaliczył już prysznic i założył nowe ciuchy. Biło od niego rażąca świeżością i... spokojem. Miał na sobie szare wąskie jeansy, biały t-shirt, buty w tym samym kolorze i sportową kurtkę khaki. Zabawnie rozwichrzone włosy i brak zarostu, odejmowały mu znacznie lat.
- To dla ciebie... - chwycił z podłogi czarna papierową torbę i śmiało postawił na blacie, który nas dzielił.
- Książki? - zapytałam niepewnie, choć pakunek wydawał mi się za duży na cokolwiek.
- Też... zajrzyj. A! I jakby co,  to mamy grudzień i właśnie są twoje urodziny, więc nie chce słyszeć najmniejszego "ale".
- Aż tak?
- Śmiało...
- Dobrze... - W środku oprócz wspomnianych książek wyłożonych z boku, głównym wypełnieniem było czarne połyskujące pudło. Gdy wysunęłam je ze środka, widząc biały momograf D&G, byłam właściwie pewna z czym David tu przyszedł. Delikatnie ściągnęłam wieko, odsunelam pakowna bibule i zatrzymałam się na czerwonym jak tryskajaca krew materiale. Nie miałam jednak odwagi sprawdzić kroju tego, co przede mną leżało. Ułożyłam dłonie po obu stronach prezentu, nadal szukając uzasadnienia.
- To sukienka. Kiedy ja zobaczyłem, wiedziałem od razu, że jest dla ciebie. Nie przeniosłem jej po to, żeby oczekiwać, iż od razu ja założysz. Chce po prostu, żebyś ja miała. Kiedyś jak poczujesz, że to jest jej dzień, siegniesz po nią. Są po prostu sprawy i rzeczy, które pasuja wyłącznie do drugich, bardzo konkretnych. Nie myśl, że słysząc twoja historię, próbuje na siłę sprawić żebyś stała się taka, jak przed tymi wydarzeniami. Chce żebyś była tylko szczęśliwa... Taka jaka jesteś teraz i z tym wszystkim co masz. Z całą reszta zrobisz to, na co pozwoli ci umysł i serce.
- Powinnam chyba teraz pomyśleć życzenie i zdmuchnac świeczki... - To cudowne objaśnienie i jego obecność szybko wydobyła lepsze samopoczucie.
- Masz?
- Kawałek ciasta czekoladowego, a świeczki są chyba tam gdzie kubki - mówiłam, pakując prezent spowrotem. Mężczyzna szybko się odnalazł i nawet był na tyle uprzejmy, że w klinik ciemnego biszkoptu wbił brokatowa szóstkę.
- To kłamstwo... - spojrzałam na cyfrę.
- Skąd... Absolutnie prawda. Czas dla ciebie już dawno się zatrzymał... - ściągnął kurtkę, zawieszając na oparciu krzesła i zapałkami lezacymi pewnie we wspomnianej szafce, zapalił świeczkę. - Życzenie i dmuchasz. I to ma być twoje życzenie, a nie coś z kategorii "pokój na świecie".
- Dobrze... - nabrałam trochę powietrza i jednym dmuchnieciem zgasilam płomień.
- Brawo. Teraz musi się spełnić - spojrzał tak, jakby wiedział o czym pomyślałam. - Pokrój ten wielki tort, a ja zrobię herbatę.
- Nie za swobodnie ci w tej kuchni?
- Świetnie sobie radzę, co? - pytał retoryczne, uzupełniając dwa srebrne kubki zielonymi liśćmi i wstawiając czajnik.
- Aż się boję tego jak doskonale. Proszę... - podsunelam kawałek jego ciasta. - Nie boisz się kalorii? - przegryzając pierwszy kęs, dociekałam jak to wieczorne obzarstwo zniosą jego mięśnie.
- Odkąd spróbowałem tego co potrafią twoje ręce, zostało mi tylko podwoić treningi.
- Zazdroszczę ci czasu...
- Sama też byś go znalazła dla siebie. Tylko za dużo robisz dla innych.
- Przypominam, że między innymi dla Monici.
- Okej... Cofam to. Ale mogłabyś więcej pomyśleć o sobie.
- Nie mogę. Jestem matka i nikt mnie z tego nie zwolni.
- Mogłabyś to z kimś podzielić.
- Po co to mówisz? - wbiłam wzrok w widelczyk, którym przekrajalam i tak maleńki kawałek.
- Mam tylko na myśli, że czasami moglibyśmy w trójkę gdzieś się wybrać.
- David... Coś ci wytłumaczę. Ja jestem dorosła i sporo rzeczy potrafię sobie ułożyć i wytłumaczyć. Choć tego, że mając narzeczoną ciągle jesteś zaskakująco blisko nie bardzo. W każdym bądź razie... Ava jest dzieckiem, któremu nie mogę stwarzać zludnych nadziei. Ona nie zasługuje na mgliste obietnice. Nie chce, zresztą ty pewnie też, żeby dostrzegła w kimś ojca, kto nigdy nim nie zostanie. Moje pseudo randki traktowała w kategoriach mojego odprężenia. Ale jeśli będzie musiała zmierzyć się z kimś prawdziwym w moim życiu, nie będzie myślała, że ja w coś się bawię. Jaśniej tego nie powiem.
- Nie może po prostu usłyszeć, że się przyjaznimy? Tak jak z...
- Drake'em.
- Właśnie.
- Ja się z nim przyjaźnie i jest mężem mojej przyjaciółki. Z tobą jest inaczej.
- W czym jestem inny?
- Pocalowales mnie i nieco inaczej na siebie reagujemy. To zresztą mocno ściska mój żołądek i sumienie. - Brawo za szczerość! I mniejsze oklaski za dystans jaki próbuje stworzyć, rozwazałam w myślach.
- O to chodzi... Gdybym nawet umiał chciec się od ciebie odsunąć, to nie potrafię.
- Zapominasz o Rose.
- Wręcz przeciwnie... Kiedy zjawiłas się ty, jej temat jak huragan rozwala wszystko.
- To się nazywa miłość.
- Czym zatem nazwiesz to, co mam w głowie w związku z tobą? - odstawil kubek i twardo wsparł na prosto rozstawionych ramionach o stół.
- Fascynacja odciągająca chwilowo od związku, do którego wkradła się rutyna. Pocieszające jest to, że pewnie minie.
- Kogo to niby ma pocieszyć?
- Na pewno Rose.
- Ja mam trzydzieści osiem lat, a nie osiemnascie i fascynacje dawno za sobą - wyraźnie się zezloscil.
- Tak... I ślub niedługo.
- Pat! - wściekły uderzył pięścią w blat.
- Nie oczekuj ode mnie, że określe wszystko czego nie rozumiesz, albo wyznacze ci drogę, która masz pójść. Byłabym dla ciebie najgorszym doradcą.
- Wszystko się pierdoli... - cisnal ciszej wpatrując się w swoją pięść.
- Mamo? - do kuchni weszła po cichu zaspana Ava, przecierając oczko. - David?
- Hej Królewno... - nachylił się w jej kierunku i unosząc, posadził na blacie przy meblach.
- Co tu robisz? - przytomnie zapytała.
- Przyszedłem zapytać twojej mamy o prezent dla ciebie.
- Oooo... Kupisz nam dom? - odważnie wyskoczyła.
- Hej...- próbowałam uciąć jej marzenia.
- Mogę, ale twoja mama ma poważny problem z przyjmowaniem od innych czegokolwiek.
- To fakt...  Nawet od dziadków nie chce.
- Wiesz co, przyszedł mi właśnie do głowy pewien pomysł. Być może uda się szybciej rozwiązać ten problem.
- Dobrze... Fajny jesteś David... - ziewając szeroko, wołała  o dalszy sen.
- Staram się - uśmiechnął się miło do dziewczynki.
- Opowiesz mi jakąś historię zanim zasnę? - spojrzał na mnie zaskoczony, pytając raczej o pozwolenie. Kiwnieciem głowy zgodziłam się. Za sam prezent nie wypadało go wyganiac. Wziął więc dziewczynkę na ręce i ruszyli do jej pokoju. Zdążyłam tylko zobaczyć jak ufnie wtulila głowę w jego ramię, a rękę zarzuciła na szyję. Szaleństwo... To wszystko jest jakimś szaleństwem, dokończyłam w myślach chwytając za torbę z prezentem i talerzyki od ciasta.

पढ़ना जारी रखें

आपको ये भी पसंदे आएँगी

9.5M 627K 75
An Arranged Marriage Story. #1 Hot (17-11-23) #1 Happyending (17-11-23) #2 Shy (13-11-23) #3 Cold hearted (27- 10- 23) POWER!!!!! That's what he alwa...
235K 16.2K 19
#2 IN HIS SERIES 𝐕𝐢𝐤𝐫𝐚𝐦 𝐒𝐢𝐧𝐠𝐡 𝐑𝐚𝐭𝐡𝐨𝐫𝐞 The elder son of the Rathore family and the future King of Rajasthan, he was cold, arrogant...
117K 1.7K 27
Rajveer is not in love with Prachi and wants to take revenge from her . He knows she is a virgin and is very peculiar that nobody touches her. Prachi...
438K 24.2K 17
𝐒𝐡𝐢𝐯𝐚𝐧𝐲𝐚 𝐑𝐚𝐣𝐩𝐮𝐭 𝐱 𝐑𝐮𝐝𝐫𝐚𝐤𝐬𝐡 𝐑𝐚𝐣𝐩𝐮𝐭 ~By 𝐊𝐚𝐣𝐮ꨄ︎...