Idealizm dla biednych || pols...

By xprofanacja

256K 35K 19.6K

Adam nadużywał słowa "cholera". Juliusz papierosów. Zygmunt nie wiedział, co ze sobą zrobić, a Fryderyk przys... More

wstęp
prolog
ta kobieta to skarb
konwenanse
ze skrajności w skrajność
wiele pytań
na pożeganie
to tylko smutek
dość przeprosin
póki nikt nie wie
nieaktualna, nieodwzajemniona, niepewna
na tym polega miłość
w oczekiwaniu
to nie powinno się wydarzyć
następstwa
słońce
wesołe piosenki
czekolada
nic dobrego
ślepiec
jeśli to sen
ostatni uśmiech
epilog

ta druga strona

10.2K 1.4K 691
By xprofanacja

Celina weszła do sali najciszej, jak się dało. Skinęła głową znajomej dyżurującej pielęgniarce (przeklinając w duchu, że nie jest ona panią Lucynką, która należała do wyjątkowo miłych istot) i skierowała się ku stojącemu w lewym rogu sali łóżku. Zgarnęła wolne krzesło spod parapetu i umieściła je tuż obok aparatury.

– Cześć – przywitała się, zająwszy miejsce. – Wybacz, że tak późno. Pociągi rządzą się własnymi prawami.

Odgarnęła włosy z czoła matki, próbując uspokoić złość na pielęgniarkę, która nie raczyła tego zrobić. Właściwie, nie musiała – Celina po prostu była przewrażliwiona na tym punkcie.

– Wiem – zaczęła – że obiecałam przyprowadzić dziś Adama, ale trochę się posprzeczaliśmy. To nic poważnego, ale byłam wtedy bardzo zła i rozmyśliłam się z poproszeniem go o towarzystwo. Poproszę go za tydzień, może dwa. Wiesz, że dostał dwa z matmy?

W takich momentach Celinie lepiej było patrzeć na smukłe dłonie matki niż jej twarz, nie wyrażającą żadnych emocji.

– Polubisz Adama – stwierdziła. – Zawsze chciałaś, żebym miała takiego chłopaka. Jego elokwencja, takt... wszystko ci się w nim spodoba.

***
– PASZOŁ WON ODE MNIE, WIECZNIE NIENAŻARTA CHOLERO! – Adam po raz któryś już zepchnął stopy brata ze swojego barku.

Aleksander spojrzał na niego z niesmakiem i począł szukać idealnej pozycji do dalszej gry.

– Złość piękności szkodzi, kochanieńki – mruknął jedynie, zaciskając palce na padzie do xboxa.

– Ale ty mnie wpieniasz.

– I vice versa! Siedziałem tu pierwszy i, oczywiście, musiałeś usadowić swoje cztery poetyckie litery akurat obok mnie.

Adam posłał mu nienawistne spojrzenie.

– Mam do tej kanapy takie samo prawo jak ty.

– Jeśli zostanę prezydentem, zrobię wszystko, byś był traktowany jak podczłowiek.

Starszy z braci prychnął.

– Jako kłamca i ułom intelektualny nadajesz się do rządzenia w naszym kraju jak nikt inny.

Aleksander rzucił w niego poduszką, o którą jeszcze przed chwilą się opierał.

– Taki z ciebie kozak? – syknął, po czym wstał, sięgnął po drugiego pada, znajdującego się na ławie przed kanapą i podał go bratu. – Spróbuj ze mną wygrać.

Starszy Mickiewicz wywrócił oczami.

– Żartujesz sobie? Mam ciekawsze rzeczy na głowie niż durne gry na konsoli.

Aleksander zaśmiał się cicho.

– Wymiękasz? – Ponownie wstał i podszedł do półki, gdzie ułożone były wszystkie płyty, które posiadali. Sięgnął po jedno z pudełek i pomachał nim ostentacyjnie. – Założę się, że już zapomniałeś, jak w to się gra.

Kącik ust Adama mimowolnie uniósł się ku górze. Gówniarz w życiu nie pokona go w Call of Duty.

– Będziesz karmą dla zombie, gnojku.

***

Juliusz leżał na łóżku, zastanawiając się, jakim cudem pozwolił sobie na ten pocałunek. Czy był aż tak zdesperowany?

Wyrzuty sumienia dręczyły go bez przerwy. Czuł złość i rozczarowanie własną osobą. Ludwika wciąż mogła robić z nim wszystko, co tylko chciała i sytuacja, w jakiej się znalazła bynajmniej nie przeszkadzała dziewczynie w manipulacji.

Z drugiej strony, może jej intencje nie były złe? Może również nie potrafiła odnaleźć się w tym wszystkim?

– Co tu tak ciemno? – Juliusz podniósł się na łokcie, by dostrzec matkę, która uchyliła lekko drzwi. – Satanizmy odprawiasz?

– Zapewne – odparł z mimowolnym sarkazmem.

– Zaraz będzie kolacja.

– Okej, za moment przyjdę. – Nim skończył swoją wypowiedź Salomea włączyła światło, przez co Juliusz natychmiastowo przymrużył oczy. – Auć.

– Nie siedź po ciemku, to przyciąga złe myśli. – Uśmiechnęła się się do niego i wyszła.

Juliusz pokręcił głową z dezaprobatą i wrócił do wpatrywania się w sufit. Trwało to niecałą minutę, ponieważ dźwięk powiadomienia, który wydobył się z telefonu, przykuł jego uwagę na dobre. Sięgnął po komórkę i spojrzał na wyświetlacz.

Konrad: Możemy rozwiązać to raz na zawsze?

Westchnął cicho i stwierdził, że ta wiadomość będzie niczym wisienka na torcie jego dzisiejszych przeżyć.

Ty: Co proponujesz?

Konrad: rozmowę w cztery oczy, bez świadków

Konrad: albo nie... z jednym o imieniu Ludwik

Dłoń Słowackiego mimowolnie zadrżała.

Ty: Kiedy?

Konrad: dzisiaj

Konrad: nasze matki nigdy ze sobą nie pogadają choćbyś nie wiem ile kablował wiesz?

Ty: Używaj przecinków.

Konrad: używaj mózgu

Konrad: czekam na ciebie o 21

Konrad: tylko tym razem nie groź mi pobiciem. dla swojego dobra

Juliusz spojrzał na zegarek. Dziewiętnasta piętnaście.

To się nie skończy dobrze, pomyślał.

***

Celina po cichu weszła do domu, ale najwyraźniej nikogo w nim nie było. Wyjrzała lekko za przedpokój, z niepokojem patrząc w ciemność w reszcie pomieszczeń. Westchnęła cicho.

Gdzie był ojciec?

Zdjęła buty i umieściła je w niewielkiej szafce. Następnie przeszła do kuchni i włączyła światło. Wszechobecny nieporządek momentalnie przypomniał jej o zmęczeniu całym dniem. Cisnęła torbę z rzeczami koło stołu. Pomasowała obolałe od ciężaru ramię i podeszła do zlewu, by nalać do czajnika wody. Potrzebowała herbaty. Gorącej, białej herbaty, mogącej pomóc jej przed sprzątaniem, a później, o ile nie jutro, rozmową z ojcem.

Zapaliła kuchenkę i postawiła na niej sagan.

Zgarnęła torbę i przeszła do swojego pokoju.

Nie lubiła tego miejsca. Od czasu wypadku matki kojarzyło się jej jedynie ze łzami i strachem. Paradoksalnie jednak, było to jedyne miejsce w domu, dające dziewczynie jakiekolwiek bezpieczeństwo.

Położyła torbę na łóżku i otworzyła ją, by wziąć ubrania do prania. Czemu jej bursa nie mogła mieć pralni?

Przeszła do łazienki i wrzuciła kolorową część ubrań do bębna pralki. Słysząc gwizdanie czajnika, przyspieszyła wykonywaną czynność, wsypała proszek do szuflady i przekręciła programator.

Wyprostowała się i spojrzała na pomieszczenie, z bólem serca stwierdzając, że prawdopodobnie trzeba będzie posprzątać każdy zakamarek domu.

Jak on to robił, będąc przez pięć dni w tygodniu jedynym domownikiem?

Chwilę później, wrzątek zalewał torebkę białej herbaty. Głośne trzaśnięcie drzwiami sprawiło, że prawie poparzyła się gorącą wodą, ale ostatecznie woda rozlała się na kredens.

– Szlag – mruknęła i zaczęła rozglądać się za jakąś ścierką.

– Celina? – Głos ojca sprawił, że mimowolnie zadrżała.

– Cześć – powiedziała głośno i szybko pozbyła się kapiącego na podłogę wrzątku.

Nie zdążyła nawet zastanowić się nad tym, czy ojciec jest pijany, ale gdy do jej uszu dotarł dźwięk nieregularnych kroków, nie miała już powodu, by robić sobie jakiekolwiek nadzieje.

Wycisnęła szmatkę, przemyła ręce i przeszła do przedpokoju.

Spojrzała na mężczyznę, opartego ramieniem o ścianę i, wbrew swoim wielkim chęciom, westchnęła.

– Chodź – zaczęła. – Pójdziesz spać.

Błagała w duchu, by nie protestował.

– Nie idę spać – powiedział z trudem. – Jest coś do jedzenia?

– Nie ma, dopiero wróciłam. Chodź – kontynuowała, jednak gdy wyciągnęła ku niemu dłoń by mógł się w jakikolwiek sposób na niej podeprzeć, natychmiast odtrącił rękę.

– Powiedziałem, że nie.

Celina nie dała za wygraną. Chwyciła ojca za ramię i ułożyła je na barku tak, by mogła go bez większych przeszkód podprowadzić do sypialni.

Jego nogi zdawały się być jak z waty, bo po pierwszym kroku ugiął kolana, przez co prawie powalił dziewczynę na ziemię.

– Dzwonili do mnie z bursy – mruknął.

– Potem ci to wyjaśnię.

– Gdzieś była? – Drążył temat swoim niezmiennym pijackim tonem.

– U koleżanki.

– Jasne.

– Po co pytasz, skoro mi nie wierzysz? – syknęła, nie wierząc, że sili się na dyskusję.

– Salon. – Zignorował jej pytanie. – Nie idę do żadnej pieprzonej sypialni.

Celina mogłaby zaprotestować, ale nie widziała w tym większego sensu. Pomyślała, że może ojciec zaśnie przed telewizorem i będzie miała spokój.

***

Juliusz lubił spędzać czas z matką, gdy nie było Augusta. Kiedy oni wesoło gawędzili przy wegetariańskim spaghetti, Becu siedział na dyżurce, wypatrując jakiejkolwiek pielęgniarki, mogącej zrobić mu jeszcze jeden kubek kawy. Wizja zaspanego i nie mającego siły na czepianie się o wszystko ojczyma napawała Słowackiego pozornym optymizmem.

Pozornym, bo przecież zaraz musiał wymknąć się z domu.

– Może zaczniemy jakiś serial? – zaproponowała Salomea, na co Juliusz prawie zakrztusił się porcją makaronu.

Akurat teraz?

– Chciałbym, ale chyba jestem na to zbyt zmęczony – odparł i nerwowo nawinął zawartość talerza na widelec.

– Tylko żebyś potem nie narzekał, że zapracowana matka nie ma dla ciebie czasu. – Wzruszyła ramionami.

– Przecież nigdy tak nie powiedziałem!

– A skąd mam wiedzieć, co ci w głowie siedzi?

Juliusz pokręcił głową z dezaprobatą, ale na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Dokończył posiłek, wstał i pocałował matkę w skroń.

– Czasem warto mi zaufać – powiedział, a następnie skierował się do pokoju.

Przekraczając próg pomieszczenia, usłyszał jeszcze "dobranoc" od Salomei.

Westchnął cicho, zamknął za sobą drzwi i rozpoczął plan ewakuacji. Miał czterdzieści minut, by dotrzeć na miejsce o czasie.

Otworzył szafę, by zabrać i umieścić trochę ubrań pod kołdrą (kto wie, czy matka nie postanowiłaby skontrolować jego snu nim wróci) w taki sposób, aby choć trochę przypominały go podczas spoczynku.

Wsunął na siebie najcieplejszą bluzę jaką miał, ubrał wcześniej przyniesione buty i otworzył drzwi na balkon. Przymknął je za sobą tak, by sprawiały wrażenie zamkniętych, a następnie z trudem przeszedł na drugą stronę barierki. Przyrzekał w duchu, że gdyby nie uliczne latarnie, a raczej ich blask, leżałby już obolały na trawniku. Spojrzał w dół i zeskoczył, modląc się o bezbolesny upadek.

Z trudem udało mu się wylądować na obu nogach. Zachwiawszy się lekko, podszedł do furtki. Wyciągnął z kieszeni spodni kluczyk. Niecałą minutę później biegł już ulicą, by zdążyć na autobus.

Ciężko się mu oddychało, prawie poślizgnął się na podeszczowej drodze, ale w ostatniej chwili wręcz wskoczył do pojazdu.

Zacisnął dłoń na lodowatej rurze od kasownika i odetchnął z trudem. Najgorsze jednak było dopiero przed nim. Nie miał pojęcia, co konkretnie go czeka i wolał nad tym w żaden sposób nie rozmyślać.

Tępo spoglądał przez drzwi autobusu w mroczny krajobraz, powoli zmieniający się, jednak nieznacznie. Miejscowość, w której mieszkał nabrała jednolitego wizerunku z powodu nowych osiedli. Zostały one dobudowane ledwie parę lat temu, ale ich liczba zmieniła na stałe wygląd okolicy. Juliuszowi bardzo się to nie podobało. Może dlatego, że nie lubił zmian, może z innych względów... po prostu czuł niesmak wobec takiego stanu rzeczy.

Znalazł się na odpowiednim przystanku. Wyszedł z autobusu, a następnie spojrzał na zegar w telefonie. Dwudziesta pięćdziesiąt. Idealnie.

Ruszył ku cmentarzowi. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jaka panuje temperatura tudzież jakim błędem było pozostawienie kurtki w szafie.

Narzucił na głowę kaptur, włożył ręce do kieszeni i przyspieszył kroku.

Skutecznie odpierał ataki myśli, które chciały dostać się do jego głowy na stałe i skupić uwagę na obawach wynikających ze spotkania. Nie miał przecież pojęcia, co go czekało. Jak zwykle postąpił spontanicznie i zaraz przekona się, jak zgubny okaże się dla niego skutek takowego zabiegu.

Wszedł na mokrą, dawno nie strzyżoną trawę, chcąc w półmroku znaleźć dziurę w ogrodzeniu cmentarza. Główne wejście było za daleko, w dodatku miejsce, w którym mieli się spotkać usytuowane było w pobliżu.

Odnalazł dziurę i przeszedł przez nią, miliard razy próbując uwolnić zahaczoną o niektóre elementy siatki bluzę. Gdy wreszcie mu się to udało, wyprostował się i rozejrzał.

Pod koniec listopada niewiele zniczy paliło się na grobach; zazwyczaj pamięć o zmarłych znikała z ludzkich głów już kilka dni po Wszystkich Świętych. Dlatego też Juliusz bez trudu dostrzegł Konrada – blask płomyków oświetlał jego chudą twarz.

Czując ścisk w żołądku, podszedł do niego. Nie został jednak obdarowany spojrzeniem.

Gdy tylko się przeżegnał, usłyszał ciche:

– Rozmawiałeś z Ludwiką?

– Mhm.

– Nie chcę się z tobą godzić, bo nie potrafię. Nigdy ci tego nie daruję.

Juliusz bardzo chciał krzyknąć mu w twarz, że to nie przez niego Ludwik się zabił.

– W pewnym sensie rozumiem – odpowiedział.

– Nie byliśmy na to wszystko gotowi – stwierdził Konrad, zupełnie zmieniając temat. – Ani on, ani my. Popatrz, do czego nas to doprowadziło.

Skinął jedynie głową. Wciąż nie rozumiał, dlaczego wymknął się z domu w zimną noc. Miał usłyszeć tylko, że nigdy nie dojdą z Konradem do porozumienia?

– Niestosownym było bicie się w rocznicę.

– Rzeczywiście.

– Bardzo mnie wtedy zdenerwowałeś.

– Do czego zmierzasz?

Westchnął.

– W życiu bym cię nie pobił, zignorowałbym tę kłótnię, ale...

– Co "ale"?

Chłopak wyglądał, jakby w duchu ze sobą walczył. Wreszcie podjął decyzję i rozpoczął wypowiedź szeptem.

– Przypomniałem sobie wtedy, jak dzień przed samobójstwem Ludwik pytał o ciebie. – Juliusz nie skomentował tego w żaden sposób, czekał cierpliwie aż Konrad zbierze się na odwagę, by kontynuować. – Czy naprawdę jesteś zakochany w Ludwice. Teraz, gdy o tym myślę wiem, że cała ta rozmowa była przez niego idealnie zaplanowana. Ale wtedy nikt nie domyśliłby się, że próbuje wyciągnąć z niej jakieś konkretne informacje. Wszystko brzmiało niewinnie. Odpowiedziałem więc, że jestem pewien. I to był cholerny błąd.

– Co masz na myśli?

Konrad spojrzał na niego błyszczącymi oczyma. Juliusz nie miał pojęcia, czy ów blask pochodził od świateł zniczy, czy od łez.

– On cię kochał, Słowacki. Przez cały czas cię kochał.

***

Celina zamknęła za sobą drzwi. Wiedziała, że wszystko się zmieni, gdy matka się wybudzi. Musi tylko poczekać.

Podeszła do łóżka i kucnęła, by chwilę później wyciągnąć spod niego mały karton. Sięgnęła dłonią do torby i wyciągnęła portfel. Przeliczyła, ile pieniędzy jej zostało, a raczej, ile dostała od pracodawcy.

Połowę banknotów wzięła w dłoń, następnie zamknęła portmonetkę i umieściła z powrotem w torbie. Sięgnęła do kartonu, by chwilę później trzymać w ręce niewielkie pudełko – miejsce na jej wszystkie oszczędności. Pieniądze, jakie dostawała od ojca ledwie wystarczały jej na jedzenie (zupki chińskie) i bilety, ale dzięki pracy udało jej się uzbierać sporą sumkę, znacznie poprawiającą jakość życia.

Otworzyła wieko i poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. Przejrzała jeszcze dokładnie karton, z pomocą latarki telefonu przeszukała cały obszar pod łóżkiem i wokół niego. Po pieniądzach nie było ani śladu.

Wstała i zaczęła badać cały pokój. Przejrzała każdy zakamarek pomieszczenia – bezskutecznie.

Westchnęła ciężko. Tylko jedna osoba mogła być za to odpowiedzialna.

Przeszła szybko do salonu, gdzie ojciec oglądał telewizję.

– Gdzie są moje pieniądze? – zapytała, nie kryjąc złości.

– Jakie pieniądze? – mruknął.

Celina zacisnęła pięści.

– Tysiąc osiemset pięćdziesiąt złotych. W pudełku. Nawet nie próbuj łgać, bo tylko ty mogłeś je zabrać.

– Potrzebowałem ich.

– Na co?

Wstał, chwiejąc się lekko.

– Nie twój zasrany interes.

– Te pieniądze nie należą do ciebie. Zarobiłam je sama i potrzebuję ich.

– Zarobiłaś?– zapytał kpiącym tonem i zbliżył się do niej. Celina poczuła znienawidzony odór alkoholu. – Jak?

– Nie twój zasrany interes.

Uderzył ją w twarz.

Wzięła głęboki wdech i zadrżała mimowolnie.

– Oddaj mi moje pieniądze. Te, które dostaję od ciebie nie starczają mi na nic.

– Jeszcze ci mało? – uniósł się, na co Celina zrobiła krok w tył. – Nie będziesz mi się w domu rządziła, gówniaro.

W takim stanie nic mi nie powie, pomyślała.

Odwróciła się na pięcie i szybko przeszła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi na klucz i usiadła na podłodze, opierając się o łóżko.

Dawno nie czuła się tak bezsilna. 

*** 

Fakt, że dodaję ten rozdział, jest cudem, bo nie powinnam dotykać laptopa.

Edit:
Wow, opcja znajdź i zamień to złoto, powiadam wam! 

Continue Reading

You'll Also Like

218K 12.3K 56
ON nie wierzył w miłość... ONA kochała go od zawsze. Zander Kane to diabeł skrywający się pod maską gentelmana w drogim, dobrze skrojonym garniturze...
24.5K 1.2K 9
Można by tak długo pisać o ich rapie, o muzyce właściwie wschodzących legend sceny rytmu i poezji polskiej... o nich samych. "Myślisz, że serio się w...
96.2K 8.2K 74
Nie zawsze wszystko toczy się tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Naruto Uzumaki doskonale przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż w jego przyp...
106K 3.2K 65
Zodiaki z creepypast. Niby takie, jakich wiele, ale jednak inne.. Zapraszam. ;3 5.03.2017r. #385 W LOSOWO