Shooting stars [PL]

By noctrnal_hell

12.9K 1K 435

Minęło 6 lat od ogromnej Praimfaya, która zniszczyła naszą planetę. Niektórzy zdołali ukryć się w bunkrze. Ni... More

The 101 (prolog)
A thousand miles away from you
I loved and I loved and I lost you
It's like wishing for rain as I stand in the desert
You make it hard to let you go
Oh when you hold me, I can feel your heart beating
Things we lost in the fire
Do you understand that we will never be the same again?
Take my mind and take my pain
Sneek and Peek
Under the floor again
Heal me
Together
On another love, all my tears have been used up
Stay, sort my dreams, One of them must be us
I'll say the words you always hopes
It still breaks my heart
I'm just a sucker for pain
Shut your mouth and run me like a river
Your love's got me looking so crazy right now
Are we the hunters? Or are we the prey?
Start a war
I see that look in your eyes
I'd run away and hide with you
And all the things that you do
I will be brave for you
The world is brighter than the sun
Midnight where we used to dance
Way down we go
Back to you
Is it still you and I?

Hold on I still need you

527 34 4
By noctrnal_hell


Chodzili już tak w milczeniu od około godziny. Bacznie obserwowali każdy ruch wiatru, nasłuchiwali każdy szelest liści. Clarke tak bardzo się bała. Nie mogła stracić Madi. Nie po tym wszystkim co przeszły. Bellamy miał rację. To właśnie dziewczynka trzymała ją przez te sześć lat przy życiu. Gdyby nie ona blondynka najpewniej już dawno straciłaby wszystkie zmysły i udawałaby, że jej ulubione drzewo jej Bellamy'm. Musiała ją znaleźć. Musieli.

Nagle usłyszeli, jakby ktoś się za nimi poruszył. Brunet popatrzył się w jej przerażone oczy niebieskookiej i wyszeptał:

- Clarke, powoli. Spokojnie. Odwróćmy się w tamtą stronę.

Tak też zrobili. Jednak nikogo za nimi nie było. Clarke westchnęła ciężko. Jej całe ciało było sparaliżowane. Liczyła na to, że ujrzy w tamtym miejscu Madi. Bellamy złapał ją za rękę. Chciał ją choć trochę uspokoić. To był jego instynkt. Nie pomyślał nawet nad tym. Po prostu czuł, że musi to zrobić. Blondynka popatrzyła się na niego ze łzami w oczach. Miała już coś mówić gdy nagle:

- Pomocy!

- Zamknij się!

Usłyszeli w oddali głosy. Obojgu im przyspieszyło serce. Ich mięśnie się napięły. Chwycili za broń i powoli zaczęli kierować się w stronę źródła dźwięku.

- Tam! – brązowooki wskazał na drzewo, pod którym znajdowały się dwa zarysy osób.

Kobieta nie myślała, ani chwili dłużej. Popatrzyła się przez lunetę karabinu snajperskiego, po którego specjalnie wrócili się do obozu i ujrzała w niej swoją małą podopieczną. Nad nią stał mężczyzna, który praktycznie ją podduszał. Chwyciła mocniej za broń, a w jej oczach można było zobaczyć czystą wściekłość. Nie słuchała zupełnie swojego przyjaciela, który mówił jej, aby uważała na Madi. Skupiła się jednie na nienawiści do człowieka, który mógł coś zrobić jej czarnokrwistej podopiecznej. Czekała na idealny moment, aż w końcu.... BUM! Padł strzał.

Po chwili ciało mężczyzny głośno lunęło na twardą ziemię, a dziewczynka łapczywie złapała oddech.

- Dobry strzał – zwrócił się do Clarke- Bellamy pełen podziwu.

- Uczyłam się od najlepszych – odpowiedziała mu szybko i pobiegła czym prędzej w kierunku Madi.

Dziewczynka była roztrzęsiona i całą twarz miała zalaną łzami.

- Madi! Już dobrze, jestem tu. Jestem – Clarke chwyciła swoją podopieczną jak najmocniej w ramiona i uraczyła ją matczynym uściskiem.

Bellamy podszedł do nich z uśmiechem na twarzy jednak swoją uwagę skupił na martwym ciele leżącym obok nich. Był to około trzydziestoletni, dobrze zbudowany mężczyzna. Był dobrze umięśniony i sprawiał wrażenie silnego. Brunet zwrócił uwagę również na to, iż mężczyzna był bardzo wysoki. Na jego oko miał z ponad dwa metry. Miał jasną karnację i blond włosy. Pochylił się nad nim, aby zobaczyć błyszczący przedmiot wystający zza jego koszulki. Był to nieśmiertelnik z numerem 101. Zerwał go z jego szyi i schował do swojej kieszeni, po czym odwrócił się w stronę kobiet i powiedział:

- Ściemnia się, powinniśmy już wracać.

Pokiwały tylko głową. Dziewczynka była wyczerpana, dlatego też Bellamy postanowił wziąć ją na ręce. Clarke powiadomiła tylko innych, że już ją znaleźli i zaczęła kierować się w stronę ich obozu.

***

- Clarke powinnaś już wrócić do siebie – powiedział nagle Bellamy, budząc tym blondynkę, która zasnęła nad łóżkiem Madi.

- Już zaraz – odpowiedziała mu krótko. Pocałowała dziewczynkę w czoło, po czym ubrała kurtkę i wyszła z jej namiotu. Stanęła przed nim i powiedziała brunetowi z furią w oczach:

- Zabiję ich. Wszystkich.

Mężczyzna złapał ją za ramię i powiedział ostro:

- Clarke rozumiem, że jesteś roztrzęsiona, ale zastanów się nad tym co mówisz!

- Doskonale wiem co powiedziała Blake, nie musisz mi tego tłumaczyć – wyrwała mu się i poszła przed siebie. Bellamy postanowił za nią podążyć. Razem weszli do jej namiotu.

- Żartujesz prawda? To ty wiecznie powtarzasz „krew nie wymaga krwi"!

- On był gotowy zabić dziecko Bellamy! Dziecko! Wyobrażasz sobie do czego mogą być zdolni pozostali?!

- Clarke, Nie mamy pojęcia kim oni są, ani co od nas chcą! Powinnaś wiedzieć lepiej, że jedna osoba nie odpowiada za czyny całej grupy! Sama chciałaś się z nimi najpierw porozumieć!

- No to najwidoczniej zmieniłam swoje zdanie! Nikt z nich nie przeżyje, zamorduję ich wszystkich, mogę Ci to obiecać – powiedziała z oburzeniem.

Brązowooki westchnął głęboko, po czym podszedł bliżej do blondynki. Bliskość mężczyzny trochę uspokoiła Clarke. Bellamy złapał ją czule za ramiona i patrząc się w jej oczy powiedział:

- Clarke, stać Cię na więcej, wiem o tym. Jesteś jedną z najbardziej niesamowitych osób jakie znam. Nigdy się nie poddajesz. Nauczyłaś mnie tylu rzeczy! Nawet sobie tego nie wyobrażasz! – kobieta uśmiechnęła się do niego, a następnie swój wzrok wbiła w podłogę – Powiedziałaś mi, żebym używał swojej głowy, dlatego teraz ja Ci mówię Clarke – delikatnie podniósł jej podbródek, aby móc spojrzeć jej w oczy – W tej sytuacji musisz kierować się głową. Nie popełniaj moich błędów. Dobrze wiesz, że będziesz tego żałować. Musimy z nimi porozmawiać Clarke. Nigdy nie szłaś na łatwiznę i za to Cię zawsze podziwiałem. Dalej to zresztą robię. Jesteś wspaniałym przywódcą, patrz ile osób zawdzięcza Ci życie! – ciemnooki ujął swoje dłonie w jej i potrząsnął nimi delikatnie przed jej klatką piersiową – To jest to kim jesteś Clarke! Nie zapominaj o tym. Nigdy. Ścieżka, którą chcesz iść prowadzi tylko w dół. Wierz mi na słowo.

Blondynka spojrzała w głębię potulnych oczu Bellamiego. Wiedziała, że ma rację. Wiedziała, że musi kierować się swoim rozumiem. Nie sercem. Nauczyła go tego, a teraz on próbował jej coś uświadomić.

Clarke nie wytrzymała dłużej. Z kąciku jej oczu, zaczęły wypływać gorzkie łzy. Mężczyzna widząc to zbliżył się do niej jeszcze bardziej i otulił ją swoim ciałem. Niebieskooka odpuściła i zaczęła po prostu płakać. Swoje dłonie zacisnęła mocniej na jego ramionach, a on położył swoją brodę na jej włosach. Wtulała się w jego pierś i czuła się bezpieczniej niż kiedykolwiek. Tkwili w tej chwili bardzo długo, aż w końcu blondynka poluzowała swój uścisk. Bellamy delikatnie otarł jej łzy z policzka i złożył jej skromny pocałunek na czole w efekcie czego kobieta się zarumieniła.

Przez chwilę Clarke poczuła się tak jak kiedyś. Że to jest jej Bellamy. Ten, na którym mogła zawsze polegać. Ten, który nigdy jej nie zawiódł. Chociaż może to wciąż był on? Może tylko wmawiała sobie, że tak bardzo się zmienił? Ponieważ, gdy przyszło co do czego on zachowywał się tak ja powinien. Po prostu wiedział co zrobić, aby blondynka poczuła się bezpieczna. Zależało jej na nim bardzo. Potrzebowała go.

***

Bellamy siedział jeszcze długo u Clarke. Chciał zapewnić jej wsparcie. Widział, że tego teraz potrzebowała, dlatego naturalne dla niego było to, aby przegadać z nią cały wieczór. Rozmawiali o rozmaitych rzeczach. Tych nowych i starych. Śmiali się i wspominali dawne czasy. Cudownie im się razem gawędziło. Poczuli, że ich utracona więź wróciła i powoli zaczynają się na nowo rozumieć.

Było już po dwudziestej czwartej, kiedy Bellamy wyszedł od Clarke, gdyż ta poszła się umyć. Wracając do swojego namiotu zrozumiał jedną rzecz. Że już wie. Już wie czego jego serce i głowa pragnie. Chciał być przy Clarke. Cały czas. Chciał wiedzieć co robi, myśli, czuję. Chciał ją przytulać na dobranoc i całować na dzień dobry. Chciał widzieć jak słodko się denerwuje, gdy ten ją podpuszcza. Chciał czuć jej bliskość. Odkąd tu wrócił nie umiał wyrzucić jej ze swojej głowy. Teraz zrozumiał, że nawet nie chce już tego dalej próbować. Chce ją tam mieć. Jej obraz. Jej uroczy uśmiech, którym go zawsze darzyła, gdy się krępowała. Jej barwny głos, gdy mówiła jak najęta o czymś co jej sprawia przyjemność. Przypominać sobie jej zapach, który zawsze czuł, gdy ta przechodziła obok niego. Nareszcie wiedział co musi zrobić.

- Bellamy? – zaskoczyła go nagle Echo, która wyszła przed ich namiot. Wyglądała na bardzo poważną.

- Musimy porozmawiać – dodała.

- Wiem.

Continue Reading

You'll Also Like

121K 5.5K 25
Desperate for money to pay off your debts, you sign up for a program that allows you to sell your blood to vampires. At first, everything is fine, an...
579K 12.9K 40
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.
1M 18.2K 43
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...
429K 17.5K 61
╰┈➤ *⋆❝ 𝐢'𝐝 𝐫𝐚𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐧𝐨𝐭 𝐥𝐨𝐬𝐞 𝐦𝐲 𝐜𝐨𝐟𝐟𝐞𝐞 𝐭𝐚𝐛𝐥𝐞 𝐚𝐬 𝐚 𝐫𝐞𝐬𝐮𝐥𝐭 𝐨𝐟 𝐲𝐨𝐮 𝐩𝐢𝐬𝐬𝐢𝐧𝐠 𝐨𝐟𝐟 𝐭𝐡𝐚𝐭 𝐭𝐢𝐦𝐞-𝐛...