black&blue ● jerome valeska

Od 1peach2orange

37.8K 3K 1.1K

Umarli powstają z grobów, na ulicach panuje chaos i spustoszenie, a do studzienek kanalizacyjnych spływa jedy... Viac

1. Coroner
2. You can see I'm not crazy
3. Hello, Gotham City!
4. You don't know me
5. I'll be your nightmare
WAŻNE!
6. I'm normal
7. Curiosity killed the cat
8. There's no turning back
9. Won't you stay with me?
10. Make 'Em Laugh (Part 1)
11. Make' Em Laugh (Part 2)
2.1. No extra lives
2.2. They're coming to get you
A/N
2.4. Third time lucky
2.5 You too shall be reborn
2.6 Only hope can keep me together
2.7 You'll never get rid of me
2.8 So?
3.0 Scalpel
3.1 We're late
3.2 We're going to have so much fun together
3.3 All it takes is one bad day
3.4 Darling, I'll see you soon
Nie, to zdecydowanie nie jest nowy odcinek

2.3. They want to see your face

1.1K 111 22
Od 1peach2orange

CZEŚĆ WSZYSTKIM!

Wróciłam. Choć nastąpiło to nieco później, niż przypuszczałam.

Dziękuję wszystkim tym, którzy cierpliwie czekali na nowy rozdział. Chociaż jest on dosyć krótki, to i tak mam nadzieję, że wam się spodoba. Ciekawym mojej pozostałej twórczości pozwolę sobie przypomnieć, że na moim profilu pojawiło się nowe opowiadanie - LETTERS, gdzie dodałam już dwa rozdziały, więc na pewno będzie mi niezmiernie miło, jeśli dacie znać co sądzicie o takiej odmianie. Nie przedłużając... Do czytania polecam piosenkę powyżej i zapraszam do lektury!

-Jak to idą po mnie? - zapytałam niepewnie. - Lee, błagam Cię, powiedz, że to jakiś kiepski żart.
-Chciałabym, aby to były żarty, uwierz - spojrzała na mnie smutno.
-Boże - przymknęłam oczy, oddychając głęboko. - To znowu się zaczyna.
-Roxanne - brunetka dotknęła mojego ramienia. - Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze, rozumiesz? - skinęłam. - Chodźmy stąd, zanim będzie za późno.
-Tak - szepnęłam, licząc w myślach do dziesięciu. - Chodźmy - chwyciłam jej dłoń, pozwalając by poprowadziła nas do wyjścia. Każdy, nawet najmniejszy ruch wywoływał silny ucisk w okolicach klatki piersiowej, utrudniając tym samym proces oddychania. Co chwilę potykałam się o zwiotczałe nogi, czując jak atak paniki przejmuje nade mną kontrolę. Nie rozumiałam sytuacji, w której się znalazłam. Czułam się jak zagubione dziecko w środku ciemnego lasu, z którego nie było już wyjścia. 

-Hej - potrząsnęła mną Lee. - Oddychaj - mówiła, starając się, by jej głos brzmiał jak najbardziej naturalnie. Widziałam jednak jak drżącymi dłońmi usiłowała wyciągnąć kluczyki do samochodu, klnąc pod nosem jak szewc.
-Wybierają się panie gdzieś? - usłyszałam nad uchem radosny, męski głos. - Nie radzę krzyczeć - dodał, gdy chłodne ostrze noża zetknęło się z moją szyją, rozcinając fragment skóry.
-Nie radzę, Dwight - wtrąciła Lee. - Przypominam, że stoimy obok komisariatu. Uwierz, że nikt nie zawaha się do ciebie strzelić - dodała spokojnym tonem. - Poddaj się.
-Pani Thompkins - westchnął mężczyzna. - Jeden niewłaściwy ruch, a z radością przetnę różowe gardełko naszej wspólnej koleżanki.
Kreatywność jest cechą na generalnym wymarciu - pomyślałam.
-Lee, obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze - uśmiechnęłam się słabo, cytując jej słowa. - Znajdziecie mnie, tak?
-Wzruszająca chwila, drogie panie - skwitował mężczyzna. - Prawie się popłakałem. Nie lubię przerywać, ale na nas już czas.

***

-Witam w moim królestwie! - krzyknął rozentuzjazmowany Dwight. - Nie wygląda luksusowo, ale będziesz musiała to przeżyć - niepewnie rozejrzałam się po starym, śmierdzącym stęchlizną magazynie. Mogę przysiąc, że obok mojej nogi przebiegł właśnie szczur. Czyżby to miejsce miało stać się miejscem mojego ostatecznego pożegnania z tym światem?
-Co to? - drżącą dłonią wskazałam na blaszany stół.
-To, czym zajmuje się pani na co dzień - mruknął jeden z pomagierów mężczyzny. - Chciałaby pani zerknąć? - zapytał, na co delikatnie skinęłam.
Musicie wiedzieć jedno. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji tak, jak w tym momencie.

-Jerome - powiedziałam słabo.

-Dokładnie! - klasnął w dłonie Dwight.
-Masz Jerome'a, nie potrzebujesz mnie. Jestem bezużyteczna, nie przydam się do niczego - spuściłam głowę, licząc że wzbudzę w nim choć krztę litości. Na marne.
- A czym jest król Gotham bez swojej królowej? - zapytał, jednak odpowiedziała mu cisza. - No właśnie! Czas zacząć zabawę - wskazał na drugiego mężczyznę.
Zacisnęłam powieki, widząc jak przez ciało Jerome'a przepływają aktualnie setki woltów. Co w tym momencie czułam? Zdecydowanie była to mieszanka przerażenia i niepewności. Niepewności? Cóż, to nie mogło się dobrze skończyć - panowie wskrzeszacze zapomnieli o jednej, podstawowej czynności. Nie rozmrozili ciała, przed podaniem mu solidnej dawki prądu. Wiecie co to znaczy, prawda?
-Dlaczego on się nie budzi? - syknął Dwight. - Obudź się, no już - szturchnął wciąż zimne zwłoki, na co z moich ust wydostało się głośne parsknięcie. - Co?!
-Nie rozmroziłeś ciała - odwróciłam głowę, nie chcąc patrzeć na ciało rudowłosego. Nie w tym momencie, kiedy uporałam się się wszystkimi demonami przeszłości. Nie w chwili, w której moje życie wracało do normalności. - Prawda?

W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza.

Co za idioci.

-I co w związku z tym?

-Ano to, że proces przywracania do życia, jeśli w ogóle nastąpi, to nastąpi z dużym opóźnieniem. Lub wcale - wzruszyłam ramionami. - Zapomniałeś kogo porwałeś, huh Dwight?
-Co teraz? Ludzie poświęcili się dla ciebie, rzucili dobrą pracę. Policja jest już w drodze - panikował mężczyzna, którego imienia nie było mi dane poznać. - Obiecałeś nam Jerome'a! Każdy czeka na to, aż przemówi. Każdy chce zobaczyć jego twarz i... - w tej chwili padł rażony prądem. Niezbyt pozytywne zakończenie dnia, panie bezimienny. 
-Chcą zobaczyć twoją twarz - mruknął Pollard. - Nie ma sprawy.

Otworzyłam szerzej oczy, widząc jak mężczyzna zbliża się do rudowłosego, a raczej jego zwłok, ze skalpelem w ręku. Dwight Pollard może i był marną kopią Jerome'a Valeski, jednak był zdeterminowany i brakowało mu wszelkich skrupułów. Nawet w momencie oskalpowania człowieka z jego twarzy.

***

-Przywieźli Jerome'a - zaczął Gordon, wskazując na zakrwawione prześcieradło okrywające męskie zwłoki. - Dalej nie ma śladu po Roxanne - uprzedził pytanie brunetki.

-Szukajcie dalej - westchnęła kobieta. - Mam nadzieję, że nic jej nie zrobił.
-Dwight doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Roxanne jest mu potrzebna i nie pozbędzie się jej tak szybko - stwierdził policjant nieco weselszym tonem.
-Tak, ale z drugiej strony Jerome był jego idolem, a jednak nie zawahał się zrobić... Tego - dodała Thompkins, wskazując z obrzydzeniem na twarz Jerome'a. A raczej jej brak.
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Obiecuję.
W momencie, w którym Gordon opuścił pomieszczenie, brunetka spojrzała kątem oka na ciało młodego chłopaka. I mogłaby przysiąc, że właśnie poruszył ręką.

-Jestem naprawdę wykończona - przetarła zmęczone oczy, odczuwając potrzebę dostarczenia porządnej dawki kofeiny do organizmu.

***

Odgłosy wystrzałów z karabinu zmieszane z głośnym śmiechem dobiegły do moich uszu. Mdły zapach krwi dookoła. Na moich oczach widniała opaska, a dłonie oplatał ciasno sznur, wywołując bolesne otarcia. Nie wiedziałam gdzie jestem, z kim jestem i, najważniejsze, po co tu jestem. Posłusznie poddawałam się jednak osobom, które od kilku minut dotykały moich ramion, naprowadzając mnie na odpowiedni szlak.

-Witam ponownie, Roxanne - odezwał się Dwight w momencie, w którym ściągnął z moich oczu niewygodną opaskę. - Jak ci się podobam?
Fala bolesnych dreszczy opanowała moje ciało, a żołądek odmówił posłuszeństwa, domagając się uwolnienia jego treści na zewnątrz. On miał jego twarz. Miał na sobie jego pierdoloną twarz.

***

-Więc powiedz mi o tej sekcie. Uważają, że jestem świetny, huh? - zakrwawione bandaże na twarzy Jerome'a Valeski jedynie jego uśmiech i oczy. Czy można było uznać to za plus w danym momencie? Wątpliwe. Jeśli ten mężczyzna przerażał was już rok temu, teraz byłoby jeszcze gorzej. Smaczku dodawał fakt, że w wyniku takiej, a nie innej śmierci, którą poniósł z reki Theo Galavan'a, uszkodzone zostały jego struny głosowe. Efekt? Chrapliwy, gardłowy głos, który można było nazwać również charkotem. Niezbyt przyjemne doznanie dla uszu standardowej osoby.

-To banda szaleńców i idiotów - prychnęła Lee, usiłując ukryć przerażenie.
-Szaleńcy i idioci? Uwielbiam takich ludzi! - zaśmiał się rudowłosy i wierzcie lub nie, było to po stokroć gorsze, gdy robił to posiadacz takie głosu. Kojarzycie Thriller Michael'a Jackson'a? No właśnie. - Wybacz - odkaszlnął. - Nadal jestem nieco skołowany, wiesz dopiero co narodziłem się na nowo. Chyba cię znam, prawda?
-Niestety - odpowiedziała przeciągle Lee.

-Hej! Jesteś tą panią doktor, narzeczoną Jim'a Gordon'a, która pracuje z moją dziewczyną. Roxanne - zamyślił się. - A gdzie się podziało moje słoneczko?

-Ugh - Thompkins wzdrygnęła się na myśl, że ten człowiek mógł kiedykolwiek położyć swoją rękę na osobie, którą traktowała jak swoje własne dziecko. - Dwight ją porwał. Ma też twoją twarz - dodała cicho, wskazując na grający cicho telewizor w rogu pomieszczenia.

-Bracia i siostry! Nazywam się Jerome Valeska, a to jest Roxanne Wilson, niedługo również Valeska - pogładził policzek skrępowanej dziewczyny, na co ta wybuchła głośnym płaczem - Jesteśmy znani również jako król i królowa Gotham, idealnie prawda?

-Sukinsyn nie ma za grosz charyzmy i odpowiedniej prezencji, a śmie mówić, że nazywa się Jerome Valeska i dotykać Roxanne. No nic, pani doktor - zakneblował jej usta, by nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. - Radzę oglądać dalej. Jestem przekonany, że nie chcesz tego przegapić, co? - zaśmiał się, poprawiając gabardynową czapkę oficera policji. - Do zobaczenia wkrótce, doktor Thompkins.

Pokračovať v čítaní