CZEŚĆ WSZYSTKIM!
Wróciłam. Choć nastąpiło to nieco później, niż przypuszczałam.
Dziękuję wszystkim tym, którzy cierpliwie czekali na nowy rozdział. Chociaż jest on dosyć krótki, to i tak mam nadzieję, że wam się spodoba. Ciekawym mojej pozostałej twórczości pozwolę sobie przypomnieć, że na moim profilu pojawiło się nowe opowiadanie - LETTERS, gdzie dodałam już dwa rozdziały, więc na pewno będzie mi niezmiernie miło, jeśli dacie znać co sądzicie o takiej odmianie. Nie przedłużając... Do czytania polecam piosenkę powyżej i zapraszam do lektury!
-Jak to idą po mnie? - zapytałam niepewnie. - Lee, błagam Cię, powiedz, że to jakiś kiepski żart.
-Chciałabym, aby to były żarty, uwierz - spojrzała na mnie smutno.
-Boże - przymknęłam oczy, oddychając głęboko. - To znowu się zaczyna.
-Roxanne - brunetka dotknęła mojego ramienia. - Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze, rozumiesz? - skinęłam. - Chodźmy stąd, zanim będzie za późno.
-Tak - szepnęłam, licząc w myślach do dziesięciu. - Chodźmy - chwyciłam jej dłoń, pozwalając by poprowadziła nas do wyjścia. Każdy, nawet najmniejszy ruch wywoływał silny ucisk w okolicach klatki piersiowej, utrudniając tym samym proces oddychania. Co chwilę potykałam się o zwiotczałe nogi, czując jak atak paniki przejmuje nade mną kontrolę. Nie rozumiałam sytuacji, w której się znalazłam. Czułam się jak zagubione dziecko w środku ciemnego lasu, z którego nie było już wyjścia.
-Hej - potrząsnęła mną Lee. - Oddychaj - mówiła, starając się, by jej głos brzmiał jak najbardziej naturalnie. Widziałam jednak jak drżącymi dłońmi usiłowała wyciągnąć kluczyki do samochodu, klnąc pod nosem jak szewc.
-Wybierają się panie gdzieś? - usłyszałam nad uchem radosny, męski głos. - Nie radzę krzyczeć - dodał, gdy chłodne ostrze noża zetknęło się z moją szyją, rozcinając fragment skóry.
-Nie radzę, Dwight - wtrąciła Lee. - Przypominam, że stoimy obok komisariatu. Uwierz, że nikt nie zawaha się do ciebie strzelić - dodała spokojnym tonem. - Poddaj się.
-Pani Thompkins - westchnął mężczyzna. - Jeden niewłaściwy ruch, a z radością przetnę różowe gardełko naszej wspólnej koleżanki.
Kreatywność jest cechą na generalnym wymarciu - pomyślałam.
-Lee, obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze - uśmiechnęłam się słabo, cytując jej słowa. - Znajdziecie mnie, tak?
-Wzruszająca chwila, drogie panie - skwitował mężczyzna. - Prawie się popłakałem. Nie lubię przerywać, ale na nas już czas.
***
-Witam w moim królestwie! - krzyknął rozentuzjazmowany Dwight. - Nie wygląda luksusowo, ale będziesz musiała to przeżyć - niepewnie rozejrzałam się po starym, śmierdzącym stęchlizną magazynie. Mogę przysiąc, że obok mojej nogi przebiegł właśnie szczur. Czyżby to miejsce miało stać się miejscem mojego ostatecznego pożegnania z tym światem?
-Co to? - drżącą dłonią wskazałam na blaszany stół.
-To, czym zajmuje się pani na co dzień - mruknął jeden z pomagierów mężczyzny. - Chciałaby pani zerknąć? - zapytał, na co delikatnie skinęłam.
Musicie wiedzieć jedno. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji tak, jak w tym momencie.
-Jerome - powiedziałam słabo.
-Dokładnie! - klasnął w dłonie Dwight.
-Masz Jerome'a, nie potrzebujesz mnie. Jestem bezużyteczna, nie przydam się do niczego - spuściłam głowę, licząc że wzbudzę w nim choć krztę litości. Na marne.
- A czym jest król Gotham bez swojej królowej? - zapytał, jednak odpowiedziała mu cisza. - No właśnie! Czas zacząć zabawę - wskazał na drugiego mężczyznę.
Zacisnęłam powieki, widząc jak przez ciało Jerome'a przepływają aktualnie setki woltów. Co w tym momencie czułam? Zdecydowanie była to mieszanka przerażenia i niepewności. Niepewności? Cóż, to nie mogło się dobrze skończyć - panowie wskrzeszacze zapomnieli o jednej, podstawowej czynności. Nie rozmrozili ciała, przed podaniem mu solidnej dawki prądu. Wiecie co to znaczy, prawda?
-Dlaczego on się nie budzi? - syknął Dwight. - Obudź się, no już - szturchnął wciąż zimne zwłoki, na co z moich ust wydostało się głośne parsknięcie. - Co?!
-Nie rozmroziłeś ciała - odwróciłam głowę, nie chcąc patrzeć na ciało rudowłosego. Nie w tym momencie, kiedy uporałam się się wszystkimi demonami przeszłości. Nie w chwili, w której moje życie wracało do normalności. - Prawda?
W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza.
Co za idioci.
-I co w związku z tym?
-Ano to, że proces przywracania do życia, jeśli w ogóle nastąpi, to nastąpi z dużym opóźnieniem. Lub wcale - wzruszyłam ramionami. - Zapomniałeś kogo porwałeś, huh Dwight?
-Co teraz? Ludzie poświęcili się dla ciebie, rzucili dobrą pracę. Policja jest już w drodze - panikował mężczyzna, którego imienia nie było mi dane poznać. - Obiecałeś nam Jerome'a! Każdy czeka na to, aż przemówi. Każdy chce zobaczyć jego twarz i... - w tej chwili padł rażony prądem. Niezbyt pozytywne zakończenie dnia, panie bezimienny.
-Chcą zobaczyć twoją twarz - mruknął Pollard. - Nie ma sprawy.
Otworzyłam szerzej oczy, widząc jak mężczyzna zbliża się do rudowłosego, a raczej jego zwłok, ze skalpelem w ręku. Dwight Pollard może i był marną kopią Jerome'a Valeski, jednak był zdeterminowany i brakowało mu wszelkich skrupułów. Nawet w momencie oskalpowania człowieka z jego twarzy.
***
-Przywieźli Jerome'a - zaczął Gordon, wskazując na zakrwawione prześcieradło okrywające męskie zwłoki. - Dalej nie ma śladu po Roxanne - uprzedził pytanie brunetki.
-Szukajcie dalej - westchnęła kobieta. - Mam nadzieję, że nic jej nie zrobił.
-Dwight doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Roxanne jest mu potrzebna i nie pozbędzie się jej tak szybko - stwierdził policjant nieco weselszym tonem.
-Tak, ale z drugiej strony Jerome był jego idolem, a jednak nie zawahał się zrobić... Tego - dodała Thompkins, wskazując z obrzydzeniem na twarz Jerome'a. A raczej jej brak.
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Obiecuję.
W momencie, w którym Gordon opuścił pomieszczenie, brunetka spojrzała kątem oka na ciało młodego chłopaka. I mogłaby przysiąc, że właśnie poruszył ręką.
-Jestem naprawdę wykończona - przetarła zmęczone oczy, odczuwając potrzebę dostarczenia porządnej dawki kofeiny do organizmu.
***
Odgłosy wystrzałów z karabinu zmieszane z głośnym śmiechem dobiegły do moich uszu. Mdły zapach krwi dookoła. Na moich oczach widniała opaska, a dłonie oplatał ciasno sznur, wywołując bolesne otarcia. Nie wiedziałam gdzie jestem, z kim jestem i, najważniejsze, po co tu jestem. Posłusznie poddawałam się jednak osobom, które od kilku minut dotykały moich ramion, naprowadzając mnie na odpowiedni szlak.
-Witam ponownie, Roxanne - odezwał się Dwight w momencie, w którym ściągnął z moich oczu niewygodną opaskę. - Jak ci się podobam?
Fala bolesnych dreszczy opanowała moje ciało, a żołądek odmówił posłuszeństwa, domagając się uwolnienia jego treści na zewnątrz. On miał jego twarz. Miał na sobie jego pierdoloną twarz.
***
-Więc powiedz mi o tej sekcie. Uważają, że jestem świetny, huh? - zakrwawione bandaże na twarzy Jerome'a Valeski jedynie jego uśmiech i oczy. Czy można było uznać to za plus w danym momencie? Wątpliwe. Jeśli ten mężczyzna przerażał was już rok temu, teraz byłoby jeszcze gorzej. Smaczku dodawał fakt, że w wyniku takiej, a nie innej śmierci, którą poniósł z reki Theo Galavan'a, uszkodzone zostały jego struny głosowe. Efekt? Chrapliwy, gardłowy głos, który można było nazwać również charkotem. Niezbyt przyjemne doznanie dla uszu standardowej osoby.
-To banda szaleńców i idiotów - prychnęła Lee, usiłując ukryć przerażenie.
-Szaleńcy i idioci? Uwielbiam takich ludzi! - zaśmiał się rudowłosy i wierzcie lub nie, było to po stokroć gorsze, gdy robił to posiadacz takie głosu. Kojarzycie Thriller Michael'a Jackson'a? No właśnie. - Wybacz - odkaszlnął. - Nadal jestem nieco skołowany, wiesz dopiero co narodziłem się na nowo. Chyba cię znam, prawda?
-Niestety - odpowiedziała przeciągle Lee.
-Hej! Jesteś tą panią doktor, narzeczoną Jim'a Gordon'a, która pracuje z moją dziewczyną. Roxanne - zamyślił się. - A gdzie się podziało moje słoneczko?
-Ugh - Thompkins wzdrygnęła się na myśl, że ten człowiek mógł kiedykolwiek położyć swoją rękę na osobie, którą traktowała jak swoje własne dziecko. - Dwight ją porwał. Ma też twoją twarz - dodała cicho, wskazując na grający cicho telewizor w rogu pomieszczenia.
-Bracia i siostry! Nazywam się Jerome Valeska, a to jest Roxanne Wilson, niedługo również Valeska - pogładził policzek skrępowanej dziewczyny, na co ta wybuchła głośnym płaczem - Jesteśmy znani również jako król i królowa Gotham, idealnie prawda?
-Sukinsyn nie ma za grosz charyzmy i odpowiedniej prezencji, a śmie mówić, że nazywa się Jerome Valeska i dotykać Roxanne. No nic, pani doktor - zakneblował jej usta, by nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. - Radzę oglądać dalej. Jestem przekonany, że nie chcesz tego przegapić, co? - zaśmiał się, poprawiając gabardynową czapkę oficera policji. - Do zobaczenia wkrótce, doktor Thompkins.