Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAW...

By Namadine

31.3K 2.7K 779

Wskutek nieszczęśliwego wypadku młoda studentka w niewyjaśniony sposób odbywa podróż w czasie i przenosi się... More

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział trzynasty

1.4K 122 43
By Namadine

Wzięłam głęboki wdech, po części, by dodać sobie otuchy, po części, by opanować zdenerwowane wywołane faktem, że w ogóle byłam zmuszona przychodzić do tego miejsca o tak późnej porze jaką była niemalże druga w nocy. Zacisnęłam dłoń i zapukałam trzykrotnie do drzwi, przez ułamek sekundy łudząc się, że być może akurat nie ma go w pokoju, moje nadzieje okazały się jednak być płonne, o czym przekonałam się, gdy tylko usłyszałam szuranie krzesła po drugiej stronie, by już po chwili w progu pojawił się Sebastian z wyraźnym zaskoczeniem malującym się na twarzy.

- Dobry wieczór - oznajmiłam możliwie jak najbardziej pogodnie. - Wybacz, że przychodzę o tak późnej porze, ale zapewniam, że zajmę ci tylko chwilkę i zaraz uciekam. Przyszłam dowiedzieć się jedynie, gdzie znajduje się klucz od piwnicy, ponieważ nie mogłam go znaleźć na jego miejscu w kuchni, ani nigdzie indziej, gdzie teoretycznie mógłby być.

Sebastian uśmiechnął się i bez słowa sięgnął do kieszeni szarej kamizelki, którą miał na sobie, by wyciągnąć z niej rzeczony klucz. Natychmiast wyciągnęłam po niego otwartą dłoń, zadowolona, że udało mi się załatwić tę sprawę aż tak sprawnie, on jednak najwidoczniej miał inne plany, bowiem widząc moją reakcję, bezceremonialnie schował klucz z powrotem do kieszeni.

- Sądzę, że jakakolwiek nie cierpiąca zwłoki sprawa czeka na ciebie w piwnicy, może wytrzymać do rana - oznajmił wesoło, wyraźnie zadowolony z całej tej sytuacji.

- Potrzebuję go tylko na dwie minuty, obiecuję, że zaraz go zwrócę - kontynuowałam, czując rosnącą niecierpliwość.

- Rzecz nie w tym, na jak długo chcesz go pożyczyć, lecz po co.

- Ach - żachnęłam się, składając dłonie i układając w głowie przemówienie, które pozwoliłoby mi przekonać kamerdynera do przekazania mi klucza. - Jak zapewne widzisz, od dłuższego czasu cierpię na bezsenność, a żeby nie dopuścić do zaniedbania swoich codziennych obowiązków w rezydencji (nie ma bowiem nic gorszego niż zmęczony, niewyspany pracownik, który myli wszystkie środki czystości i raz po raz coś tłucze) potrzebuję co najmniej paru godzin odpoczynku i tak się doskonale składa, że nic nie pomaga mi w szybkim zaśnięciu równie bardzo, co kieliszek wina. Niestety, nie jestem w stanie go zdobyć bez klucza do piwnicy, dlatego też tutaj przyszłam, a im szybciej go otrzymam, tym prędzej sobie pójdę i nie będę marnować twojego bezcennego czasu.

Dotknął palcami brody, jak zwykle, gdy się nad czymś zastanawiał i po pełnej napięcia chwili rozpromienił się i odpowiedział:

- Nie. Ale twoje słowa były naprawdę przekonywujące, gratuluję.

- O co ci chodzi? - rzuciłam, poirytowana jego pełną wyższości postawą.

- O to, że używki ci szkodzą, a ostatnimi czasy oddajesz im się zbyt często - odparł, teraz z autentyczną powagą.

- Kieliszek wina przed snem to jeszcze nie zbrodnia, a poza tym-

- Trzy.

- Dobrze, niech będzie, trzy kieliszki to może faktycznie drobna przesada, na przyszłość postaram się ograniczyć do jednego. A poza tym, wbrew temu, co o mnie myślisz, jestem dorosłą i poważną osobą, która wie, gdzie stawiać granice. Czy kiedykolwiek zaniedbałam którykolwiek ze swoich obowiązków, bo byłam pijana?

Nie odpowiedział, zmarszczył tylko brwi.

- Otóż to! Czy kiedykolwiek zrobiłam coś z mniejszą dokładnością niż zwykle, bo trochę wypiłam? Odpowiedź znów brzmi: nie, dlatego nie widzę przeciwwskazań, abyś dał mi ten klucz i pozwolił w spokoju zasnąć.

- Poniekąd masz rację - przyznał. - Ale to nie zmienia faktu, że klucza ode mnie nie dostaniesz. Czy masz jeszcze jakieś postulaty, czy możemy zakończyć tę bezsensowną dyskusję?

Istotnie, butność kamerdynera nigdy nie przestawała mnie zaskakiwać.

Już, już miałam obrócić się na pięcie i odejść bez słowa, gdy zatrzymało mnie ciche mruknięcie dobiegające gdzieś z poziomu podłogi, a kiedy spojrzałam w dół ujrzałam parę błękitnych ślepi przyglądającą mi się z zainteresowaniem spomiędzy kostek Sebastiana.

- Giovanna! - Ucieszyłam się na widok kotki i natychmiast schyliłam się, by wziąć ją na ręce. - Dobry wieczór, malutka, mam nadzieję, że cię nie obudziłam.

- Właściwie to obudziłaś - wtrącił kamerdyner, jednak widząc, jak zwierzątko nie tylko ode mnie nie ucieka, lecz również daje się drapać pod brodą, westchnął męczeńsko i otworzył szerzej drzwi do swojej sypialni, gestem nakazując mi, bym weszła do środka.

Położyłam Giovannę na łóżku w miejscu, gdzie - jak przypuszczałam, sądząc po okrągłym wgnieceniu w pościeli pełnym ciemnej sierści - musiała dotychczas spać, na co kotka figlarnie ugryzła mnie kilka razy w palce i znów się położyła, podczas gdy ja usiadłam bokiem na drewnianej podłodze, by móc na nią patrzeć i głaskać. Słyszałam, że Sebastian zamknął za nami drzwi i z powrotem usiadł przy niewielkim biurku, na którym ustawione były dwa świeczniki wywołujące przyjemny, ciepły blask w całym tym surowym pokoju. Zerknęłam na niego przez ramię i zobaczyłam, że wrócił do czytania jednego z wyjątkowo opasłych woluminów, które piętrzyły się teraz zarówno na biurku, jak i na podłodze, a moją głowę natychmiast zaabsorbowały dociekania odnośnie tego, jaki rodzaj lektury aż tak go wciągnął. Przyglądałam się grzbietom usiłując odczytać pozłacane litery na niektórych z nich, które najpewniej układały się w tytuły albo nazwiska autorów, z tej odległości nie mogłam ich jednak odczytać, po paru długich, wypełnionych błogą ciszą minutach decydując się go o to zapytać.

- Co czytasz? - Mój głos przypominał raczej szept, zupełnie jakbym obawiała się, że zbyt głośny dźwięk może zburzyć tę melancholijną atmosferę.

Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Ostatnimi czasy w ręce wpadł mi „Faust" Goethego - odparł i również zerknął na mnie przez ramię. - Co prawda miałem już okazję czytać ją w przeszłości, ale ciekawiło mnie to, jak będzie smakować po tylu latach.

Przytaknęłam ze zrozumieniem i choć na usta cisnęły mi się setki kolejnych pytań, które chciałam mu zadać, zdusiłam w sobie niemalże wszystkie uznawszy, że i tak nie otrzymam na nie odpowiedzi.

- Czytasz dużo Poego? - zapytałam, zanim zdążył wrócić do lektury, nie chcąc znowu mu przerywać.

- Skąd założenie, że czytam Poego?

Wzruszyłam ramionami.

- Wydaje mi się to dość oczywiste, w końcu taki mistrz grozy musiał w końcu przyciągnąć twoją uwagę.

- Istotnie - przyznał i obrócił się na krześle, by teraz siedzieć na nim bokiem i założyć nogę na nogę. - Mnie natomiast ciekawi, skąd ty go znasz.

- Jego tytuł pozostał niezmienny, więc siłą rzeczy również któregoś dnia musiałam zainteresować się jego dziełami. - Przeniosłam wzrok z powrotem na usypiającego kota, by nie czuć się skrępowana pod wpływem przenikliwego spojrzenia demona, który wyraźnie czekał, aż powiem coś więcej. - Odnoszę wrażenie, że to jedyny człowiek, którego poezję jestem w stanie zrozumieć, ostatecznie nie jest ona moją mocną stroną.

- Sądziłem, że ogół literatury jest twoją pasją, nie tylko jej konkretne dziedziny - skwitował bez złośliwości.

- Poezję pisze się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem. Swoją drogą, to cytat z naprawdę znakomitej książki, powinieneś kiedyś ją przeczytać, za te sto lat, kiedy zostanie wydana. - Uśmiechnęłam się smutno i oparłam głowę na wyciągniętym na łóżku ramieniu, nie przerywając powolnego, delikatnego głaskania miękkiej sierści Giovanny. - Proza i poezja to coś zupełnie innego, diametralnie różnią się między sobą, zwłaszcza w kwestii ich odbioru. Osobiście uważam, że poezja jest nieco bardziej intymna i dlatego tak trudno jest ją jednoznacznie zrozumieć - skrywa w sobie emocje, które zamienił na słowa sam autor i bez niego rozszyfrowanie ich może być w gruncie rzeczy niemożliwe.

Dopiero kiedy przestałam mówić zauważyłam, że przez cały czas uważnie mnie słuchał, nie odrywając ode mnie wzroku, a myśl, że być może udało mi się go zainteresować przyjemnie popieściła moją duszę.

- Połóż się - oznajmił uprzejmie, wskazując podbródkiem na swoje łóżko. - Ja i tak rzadko kiedy go używam.

- Doprawdy? - dociekałam zaczepnie, podnosząc się z twardej podłogi i otrzepując poły wygodnej sukienki, którą miałam na sobie. - Wydawało mi się, że jest dokładnie na odwrót, sądząc po tym, co widziałam podczas przyjęcia.

- Lubię kobiety. - Uśmiechnął się kokieteryjnie. - Czy jest w tym coś złego?

- Nie, dopóki one ciebie też lubią. - Ściągnęłam buty i rozpuściłam włosy, niedbale mierzwiąc je dłonią.

- Byłaś zazdrosna?

Popatrzyłam na niego i choć spodziewałam się dojrzeć w jego oczach tę samą, znajomą mi już nutę wyższości, natknęłam się jedynie na najzwyklejszą w świecie ciekawość.

- Nie - odparłam zgodnie z prawdą i weszłam pod zimną kołdrę, natychmiast kładąc się na bok i przytulając do śpiącej Giovanny, cały czas utrzymując z Sebastianem kontakt wzrokowy. - Niczego nie oczekuję od życia, a jednak wciąż niezmiennie mnie ono rozczarowuje, niesamowite, nie sądzisz?

Zachichotał.

- Sądzę, że to nierozsądne, aby młoda kobieta przychodziła w środku nocy do sypialni mężczyzny i kładła się do jego łóżka.

Nie odpowiedziałam, wywróciłam tylko oczami i podrapałam kota za uchem, co skwitowała cichym mruczeniem.

- Nie mogę przypomnieć sobie czwartego wersu - przyznałam po chwili, uznawszy, że skoro nie zdołałam go sobie przypomnieć przez pół naszej konwersacji, to zapewne nie zdołam już go odnaleźć w zakamarkach pamięci. - I Kruk nie drgnie nawet wcale: siedzi stale, siedzi stale na Pallady bladym biuście, ponad drzwiami w izby wnęce. Jego wzrok nieporuszony snem lśni, jak śnią demony...

- Lampa rzuca blask przyćmiony - kontynuował Sebastian, doskonale znając fragment, którego nie byłam w stanie sobie przypomnieć - i w dół spływa cień zwierzęcy.

- Z tego cienia na podłodze duszy mej już żadne ręce nie podniosą - Nigdy więcej. - Uśmiechnęłam się czując, jak miękkość świeżej pościeli i ciepło śpiącego obok kota zaczyna wywoływać u mnie senność. - Wiedziałam, że czytasz Poego.

- Nigdy nie zaprzeczyłem tej teorii.

- Ani też jej nie potwierdziłeś.

- Ludzie mają fascynującą tendencję do dopowiadania sobie tego, co niewypowiedziane, a potem niezmiennie zaskakuje ich rezultat odmienny od własnego wyobrażenia.

- To byłeś ty? - Moja nagła zmiana tematu widocznie go zaskoczyła, powtórzyłam więc pytanie: - Czy to o tobie był ten wiersz?

Usta kamerdynera powoli rozciągnęły się w nikczemnym uśmiechu, on sam zaś wygodniej rozsiadł się na krześle, jakby moje słowa sprawiły, że szykował się na dalszą, długą konwersację.

- Dlaczego tak uważasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Poe zmarł jeszcze zanim poznałeś panicza, a cała jego twórczość jest na tyle specyficzna, że można wyciągnąć taki właśnie wniosek - wyjaśniłam pokrótce.

- Taki, że to ja byłem jego inspiracją do tworzenia tych mrocznych dzieł?

- Taki, że to ty byłeś Krukiem.

Westchnął cicho, jakby rozczulony moją wypowiedzią.

- Krukiem, jak ten uwieczniony na twoim ramieniu? - zapytał, nawiązując do jednego z moich tatuaży.

- Mhm - mruknęłam. - Może tylko nieco straszniejszym.

Uśmiechnął się, na powrót zerkając na zgromadzone na biurku książki i zamykając tę, którą dotychczas czytał, nie zaznaczając przedtem żadnej strony.

- Dlaczego akurat kruk? - kontynuował, sprawnie unikając odpowiedzi na wciąż nurtujące mnie pytanie.

- A dlaczego nie?

- To żadna odpowiedź.

- Podobnie jak i zmiana tematu, by jej uniknąć.

Zachichotał i pokręcił nieznacznie głową, mimo to odniosłam wrażenie, że rozmowa ze mną najzwyczajniej w świecie go bawiła, a nie męczyła. Przez dłuższy moment żadne z nas się nie odzywało, ciszę panującą w pokoju przerywało jedynie mruczenie śpiącej u mojego boku Giovanny oraz rytmiczne tykanie zegara, kiedy zaś Sebastian znów zdecydował się odezwać zrozumiałam, że nie miałam szans na powrót do poprzednio przerwanego tematu i tym samym zmuszona byłam zadowolić się jedynie własnymi przypuszczeniami odnośnie jego ewentualnej znajomości ze znanym poetą.

- Dlaczego na ten temat milczysz? - Pytanie, tak wyrwane z kontekstu natychmiast przykuło moją uwagę, a gdy znów spojrzałam na demona zauważyłam, że choć nadal siedział na krześle, teraz zwrócony był przodem do mnie i przyglądał mi się z poważnym wyrazem twarzy. - Jak udaje ci się trzymać to w sobie, zamknięte i zniewolone na tyle, że nie jest w stanie nawet przejść ci przez zęby?

- Obawiam się, że nie rozumiem, o czym mówisz... - przyznałam, skonfundowana.

- O twoim smutku.

Cisza.

Nie łudziłam się, że Sebastian będzie na tyle ślepy, aby nie dostrzec pewnych aspektów mojej osobowości, sądziłam jednak, że okaże się być na tyle wielkim ignorantem, aby nie zaprzątać sobie tym myśli.

- Twoja dusza jest udręczona - dodał, gdy nijak nie skomentowałam jego wypowiedzi, uważnie zastanawiając się nad swoimi następnymi słowami i nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć.

- Z tego, co mi wiadomo, dusza panicza również.

- To coś zupełnie innego. - Pochylił się do przodu, by oprzeć łokcie na kolanach, nadal nie odrywając ode mnie wzroku, zupełnie jakby chciał wydobyć ze mnie prawdę za pomocą samego spojrzenia. - Jego dusza jest zupełnie inna, ponura, acz słodka, twoja natomiast jest... gorzka.

- Gorzka? - Uniosłam nieznacznie brwi. - Więc podczas gdy panicz jest kawałkiem rozpuszczającej się na języku ciemnej czekolady, ja jestem małym, ludzkim espresso?

W mniej poważnych okolicznościach zapewne zaśmiałabym się na widok jego zrezygnowanego wyrazu twarzy.

- Wybacz - powiedziałam szybko. - Po prostu nie bardzo pojmuję, do czego zmierzasz.

- Śmierć nie odstępuje cię na krok - odparł, a zdanie to, choć proste i z pozoru zwyczajne, wypowiedziane właśnie przez niego wywołało dreszcz pod moją skórą.

- Bardzo dużo o niej myślę - przyznałam powoli, z powagą - to fakt. Warto jednak wziąć pod uwagę to, że miała ona bardzo znaczący wpływ na to, jak przez lata kształtowała się moja osobowość, dlatego obecnie stanowi ona jedno z moich największych zainteresowań, można powiedzieć, że mnie fascynuje, to wszystko.

- Ty nie boisz się śmierci - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Nie, nie boję.

- Ty chcesz umrzeć.

Na to stwierdzenie nie znalazłam stosownej odpowiedzi. Powaga bijąca ze spojrzenia Sebastiana była na tyle przytłaczająca, że nie potrafiłam ani kłamać, ani wymyślić niczego bardziej sensownego, co mogłabym powiedzieć w tamtym momencie. Milczałam więc przez dłuższą chwilę bawiąc się palcami, niemalże całkowicie zapominając o śpiącym obok kocie.

- Sądzę, że zasadniczą różnicą między mną i paniczem jest to, że dla niego śmierć będzie końcem - zaczęłam, ostrożnie dobierając słowa. - Będzie ostatecznością, postawieniem kropki po ostatnim zdaniu w ostatnim rozdziale jego życia, dlatego jest tak bardzo zdeterminowany, by walczyć teraz, póki jego historia jeszcze trwa. Ja natomiast sądzę, że - pozwolę sobie zacytować - dla należycie zorganizowanego umysłu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

Giovanna przeciągnęła się rozkosznie, gdy dotknęłam jej miękkiego boku, a Sebastian przeniósł na nią wzrok, ani na ułamek sekundy nie zmieniając wyrazu twarzy, gdy uważnie się nad czymś zastanawiał. Sądziłam, że coś powie, że będzie chciał dalej rozwinąć tę myśl, gdy jednak z powrotem na mnie spojrzał, zobaczyłam malujący się na jego ustach rozbawiony uśmiech.

- Ludzie naprawdę są niezwykle fascynujący - westchnął i wyprostował się. - Powinnaś iść już spać, jutro czeka cię dzień pełen pracy, nie zapominaj bowiem, że za dnia nie będę przyjmował od ciebie żadnych wymówek - oświadczył nagle - nawet takich, jak noc spędzona w łóżku kamerdynera.

Zmarszczyłam brwi, poniekąd czując ulgę, że nie zechciał dłużej ze mną o tym dyskutować, ponieważ o tyle, o ile wiedziałam, że był on najlepszym partnerem do tego typu konwersacji, tak mimo wszystko nie czułam się w jej trakcie zbyt komfortowo. Okryłam się bardziej kołdrą, wtulając w miękką poduszkę, nie mając zamiaru opuszczać teraz już ciepłego łóżka, czując, jak coraz bardziej ogarnia mnie senność.

- To naprawdę brzmi źle, gdy tak o tym mówisz.

***

W podziemiach cmentarza było zimno i wilgotno, zupełnie jakby lato nigdy nie zdołało tam dotrzeć, zapomniawszy o długich, murowanych tunelach przesiąkniętych chłodem, pleśnią i odorem śmierci. Cisza dzwoniła w uszach, gdy bardzo powoli, niemalże kompletnie bezszelestnie przemierzaliśmy kolejne zakamarki skąpani w całkowitym mroku, który teraz, wbrew pozorom, dodawał mi nieco odwagi pozwalając się w nim skryć i stopić z bezkresną ciemnością. Wodziłam dłonią wzdłuż ściany każdy kolejny krok stawiając raczej niepewnie, w obawie, że być może nagle znajdą się przede mną schody albo jakaś przepaść, nie przywiązywałam jednak do tego zbyt dużej wagi, zdając się na niezawodne zmysły towarzyszącego mi Sebastiana i świadomość, że nawet w obecnych warunkach jego wzrok ani odrobinę się nie pogorszył.

Powrót do podziemi przyjęłam z nieco większym lękiem niż się tego spodziewałam, nawet jeśli wynikał on z mojej inicjatywy, kiedy jednak znów oboje znaleźliśmy się na terenie cmentarza w środku tej dusznej, zwiastującej burzę nocy, poczułam ucisk w żołądku, tak jakby moje ciało próbowało mi przypomnieć, że to właśnie tutaj o mały włos nie straciłam życia. Nie zawahałam się jednak ani na chwilę, uznawszy, że ponowna wizyta w tym miejscu była konieczna, tym bardziej, że poprzednia zakończyła się ogromnym niepowodzeniem, a i po dłuższej chwili analizy doszłam do wniosku, że wynikało to przede wszystkim z braku jakiegokolwiek sensownego planu, ostatecznie przecież dostaliśmy się tam całkowicie spontanicznie po dopiero zakończonym (i również nieudanym) pościgu za tajemniczym mężczyzną. Teraz jednak, świadomi tego, na co możemy się natknąć, postanowiliśmy nie bawić się w eksplorowanie każdego zakątka tuneli, lecz znaleźć tą część tuneli, w której - zdaniem Sebastiana - znajdowała się sala większa od innych. Zapytany o to, skąd udało mu się wyciągnąć takie wnioski odpowiedział, że podczas swoich własnych poszukiwań wyraźnie wyczuł, że to właśnie tam gromadziło się więcej dusz niż gdziekolwiek indziej w podziemiach, co tylko potwierdzało moją i panicza teorię odnośnie większego zgromadzenia, które usiłowaliśmy wytropić.

Zwolniłam kroku, gdy dojrzałam smugę światła malującą się w końcu korytarza, podłużną i wąską rozciągniętą na kamiennej podłodze, wypływającą najpewniej zza nieznacznie uchylonych drzwi. Sebastian podążył przodem i w głębi duszy byłam mu wdzięczna, że zdecydował się mnie wyprzedzić, bowiem nawet jeśli nadal nie docierały do nas żadne odgłosy świadczące o obecności ludzi w okolicy, to i tak poczułam dreszcz na myśl o tym, na co zaraz możemy się natknąć. Zatrzymał się i zajrzał do pomieszczenia przez szparę między drzwiami i framugą, a ja już po chwili uczyniłam to samo, nieco się ociągając i wyglądając niepewnie zza jego ramienia.

Sala była niewielka, na pewno nie mogła ona być tą, której szukaliśmy, jednak jak do tej pory stanowiła ona jedyną, w której zapalone były dwie lampy naftowe rzucające jasny, ciepły blask na wszystko to, co znajdowało się w pomieszczeniu, a czego widok sprawił, że krew odpłynęła mi z twarzy. Z przyjemnym, spokojnym światłem kontrastowały zawieszone na ścianach różnorakie bronie, od siekier, toporów, dzid, halabard i mieczy po wszelakie rewolwery, wiatrówki i karabiny, a nawet kiścienie czy kusze. Moją uwagę jednak o wiele bardziej przykuł drewniany, złożony naprędce stół, na którym rozłożone były wykonane ze stali przedmioty do złudzenia przypominające narzędzia tortur rodem ze średniowiecza, a w skojarzeniu tym jedynie utwierdzało mnie pojedyncze, wzmocnione metalem krzesło przytwierdzone na stałe do podłoża, z którego wychodziły grube łańcuchy zakończone masywnymi kajdanami. Podłoga wokół niego brudna była od starej, zastygłej krwi.

Zerknęłam na Sebastiana spodziewając się, że taki widok go ucieszy, rozbawi, lub wyda mu się być najzwyczajniej w świecie śmieszny, wyraz jego twarzy jednak, zarysowany w padającym na nią słabym blasku lamp wyrażał jedynie powagę i napięcie. Przypomniałam sobie o kulach częściowo wykonanych z soli i przeszło mi przez myśl, że być może każda ze znajdujących się tutaj broni została wytworzona w ten właśnie sposób - by torturować i mordować demony.

- Chodźmy dalej - wyszeptał tak cicho, że ledwo odróżniłam jego głos od strzyknięcia pojedynczej iskry. - Słyszę, że zbierają się gdzieś w pobliżu.

Nie odpowiedziałam, poszłam jedynie za nim, ani razu nie oglądając się na obrzydliwe pomieszczenie, naraz marząc o tym, by wrócić do bezpiecznej, ciepłej rezydencji.

Dalszy marsz nie trwał długo, wystarczyły bowiem dwa zakręty wijącego się korytarza, by znaleźć się w miejscu, które przypominało otaczający dziedziniec krużganek. Schowaliśmy się za niską balustradą nieopodal jednego z podtrzymujących dach filarów i rozejrzeliśmy się po - istotnie - ogromnej sali, w której echem niósł się każdy, nawet najcichszy głos płynący od zgromadzonej w dole, na swoistym dziedzińcu grupy kilkudziesięciu osób odzianych w długie, białe szaty. Stali w równych rzędach, zwróceni w kierunku serca pomieszczenia, które stanowił ciężki, kamienny ołtarz otoczony wysokimi świecznikami, oni sami zaś zajmowali miejsca wzdłuż długich, drewnianych ław, do złudzenia przypominających te znajdujące się w kościołach, z tą różnicą, że ich stan pozostawiał wiele do życzenia, zupełnie jakby wykonane zostały ze starego, zbutwiałego drewna w różnym stanie rozkładu.

Przejmująca myśl oświeciła mnie w momencie, gdy dostrzegłam też inne drewniane elementy makabrycznego wystroju sali, takie jak długie stoły i podtrzymujące sklepienie belki sprawiające wrażenie takich, które lada moment mogły runąć, zespolone z krótszych, pojedynczych desek, a nie potężnych bali. Wszystko to musiało być zbudowane z materiałów dostępnych w okolicy cmentarza, a nawet na nim samym, by nie wzbudzać podejrzeń mieszkańców miasta i zachować możliwie jak największą dyskrecję, trudno było więc o łatwiejszy do zdobycia i w miarę stabilny materiał, niż drewno z rozebranych trumien. Pełna trupów sala, przez którą musieliśmy przedrzeć się poprzednim razem przestała malować mi się tylko jako groteskowy kaprys.

Obserwowałam, jak jeden z zebranych, najpewniej ich swoisty kapłan, w którym z takiej odległości nie byłam w stanie rozpoznać ściganego przeze mnie mężczyzny wyszedł na podium i zaczął przemawiać, a jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu.

- Czy to ta sama sekta, która porwała Ciela? - rzuciłam cicho, nawet nie patrząc na Sebastiana, zbyt zaabsorbowana tym, co działo się przed moimi oczami.

- Nie, to nie oni - odparł dopiero po chwili, jakby moje pytanie zbiło go z tropu. - Tamci zostali natychmiast zgładzeni.

Przytaknęłam sobie w myślach. Oczywiście, w obecnych czasach fascynacja okultyzmem nie była niczym niezwykłym czy niespotykanym, choć naturalnie, nikt nie mówił o tym na głos, nie dziwne więc, że natknęliśmy się na jeszcze inną - zdawałoby się o wiele większą sektę. Ich przygotowanie do spotkań z demonami widocznie było o wiele lepsze i dokładniejsze, do tego stopnia, że byli oni zdolni nie tylko do schwytania ich, ale także zabijania. Zagadką nadal pozostawał jednak cel takich działań i to, jakie powiązanie łączyło ich ze mną.

Kapłan ujął w jedną rękę niewielką, starą księgę i cały czas mówiąc zaczął malować pędzlem okrągły wzór na ścianie.

- Chcą przywołać demona - oświadczył nagle Sebastian i mogłabym przysiąc, że kącik jego ust drgnął w geście rozbawienia.

- Co, tutaj, teraz? - zapytałam spanikowana.

Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem czegoś takiego i nie sądziłam, abym była gotowa na takie doświadczenie, w przeciwieństwie do kamerdynera, który z zainteresowaniem obserwował dalszy rozwój wydarzeń.

- Nie powstrzymasz ich? - zapytałam, sama nie mając żadnego sensownego argumentu, dla którego miałby to zrobić.

- Nie - odparł i zerknął na mnie kątem oka. - Już dawno nie miałem okazji być świadkiem tak pysznej prezentacji ludzkiej głupoty i ignorancji.

Przełknęłam ślinę i również wbiłam wzrok w rozgrywający się rytuał, poniekąd odczuwając ulgę, że miałam go po swojej stronie i cokolwiek by się nie wydarzyło, nie musiałam się niczego obawiać, z drugiej strony świadoma tego, że choć zajmowałam pozycję jedynie widza to wszystko, co działo się przed moimi oczami było rzeczywiste, począwszy od momentu, w którym kapłan zaczął wypowiadać skomplikowaną formułę mającą na celu przywołanie demona, skończywszy na niewyobrażalnej, nienaturalnej wręcz chwili, gdy naprawdę coś zaczęło się dziać.

Wszechogarniający strach wypełnił salę niczym roznoszący się w niej gaz trafiając zarówno w zgromadzonych na dole ludzi, który odruchowo zaczęli cofać się od miejsca, w którym lada moment miał pojawić się demon, jak i we mnie, co zauważyłam dopiero w chwili, gdy zdałam sobie sprawę z tego, jak kurczowo zaciskałam palce na kamiennej balustradzie. Chłód zaczął dawać mi się we znaki, teraz o wiele wyraźniejszy i ostrzejszy, a łomoczące się w mojej klatce piersiowej serce przestawało nadążać z dostarczaniem ciepła do moich dłoni. Chciałam się odwrócić i wyjść, nie patrzeć na to, co miało się wydarzyć, nie potrafiłam jednak zmusić swoich nóg do posłuszeństwa, patrzyłam więc, jak postacie w białych szatach klękają, gdy tuż obok ołtarza zaczął pojawiać się czarny, całkowicie pochłaniający światło dym i choć czułam na sobie spojrzenie Sebastiana, nie zastanawiałam się nad tym, co próbował wypatrzyć w mojej duszy w tamtej chwili, ani czy udało mu się to znaleźć.

Nie uwierzyłabym w to, co zobaczyłam, gdybym sama tego nie doświadczyła; gdybym nie poczuła ostrego, gryzącego zapachu siarki niemalże odbierającego mi dech, nie odczuła realnego i jakże fizycznego spadku wszystkich pozytywnych emocji, które mogłyby istnieć w moim umyśle, teraz jakby zakryte ponurą, ciężką płachtą czystego przerażenia i beznadziei, a przede wszystkim - gdybym na własne oczy nie zobaczyła wyłaniającego się z dymu monstrum. Na jego widok nie zareagowałam w żaden sposób, nawet nie drgnęłam całkowicie osłupiała, niezdolna chociażby do tego, by mrugnąć i choć spodziewałam się, że jego widok może być przerażający, rzeczywistość jak zwykle przerosła moje najśmielsze oczekiwania.

Demon był wielki, wysoki i nagi, cały porośnięty długim, ciemnym futrem, miał z pewnością nieco więcej kończyn niż człowiek, ale nie byłam w stanie się ich doliczyć, zbyt zaabsorbowana ogromną, zdeformowaną i nieobleczoną skórą czaszką przypominającą wydłużony pysk jakiegoś zwierzęcia po zetknięciu z maglownicą. Puste oczodoły wodziły po otoczeniu, gdy demon rozglądał się wokół, a długie, powykrzywiane na wszystkie strony kły przywodzące na myśl rekinią paszczę ociekały gęstą, ciemną śliną, raz po raz zlizywaną przez wąski język, kiedy zaś sięgnął jedną z łap do swojego pyska, jakby chciał go dotknąć i sprawdzić, czy faktycznie był materialny dostrzegłam także ostre szpony. Przez chwilę zdawał się przysłuchiwać temu, co mówił do niego kapłan i pomyślałam, że może faktycznie udało im się go przyzwać i natychmiast zmusić do posłuszeństwa, potwór jednak nadal sprawiał wrażenie nieco nieobecnego, zastanawiającego się nad tym kim był i gdzie się znalazł. A potem, w mgnieniu oka wziął potężny zamach i uderzył w stojącego najbliżej człowieka dosłownie go miażdżąc i wgniatając w podłogę.

Chaos wypełnił salę w koszmarnym akompaniamencie ryku demona, który rzucił się na zebranych, by wszystkich ich wymordować, nie reagując na to, że próbowali go powstrzymać zarówno słowami kapłana, jak i schwytać siłą przy użyciu łańcuchów i broni. Chrzęst maltretowanych w jego paszczy ciał i deptanych pod jego nogami kości został niemalże zagłuszony przez wrzaski konających i tych, którzy usiłowali uciec wygłodniałej bestii, a kiedy demon chwycił jednego człowieka, by bezceremonialnie się w niego wgryźć, odrywając połowę jego ciała aż do samego pasa poczułam, że świadomość wróciła do mojego umysłu niczym solidny cios w głowę. Gwałtowny wybuch emocji, który naraz eksplodował we mnie kakofonią lęków i obaw sprawił, że bezmyślnie, kierowana prymitywnym instynktem odwróciłam się od rozgrywającej się masakry i na drżących nogach, chwiejnym, acz zaskakująco szybkim krokiem wróciłam z powrotem w głąb korytarza zostawiając za sobą agonalne jęki i wycie, opadając na ścianę i powoli się po niej osuwając, by schować głowę między kolanami i otoczyć ją rękoma, gdy nagle targnęły mną gwałtowne spazmy płaczu.

- Chcę do domu, zabierz mnie do domu - jęknęłam, gdy usłyszałam, albo poczułam, jak Sebastian do mnie podszedł i zatrzymał się, przyglądając mi się z góry, jakkolwiek bardzo tego nie pragnąc, nie będąc w stanie odizolować się od mrożących krew w żyłach dźwięków. - Nie chcę już tutaj być, zabierz mnie stąd, błagam.

Wydałam z siebie przeciągły, zduszony jęk i usiłując zatkać uszy boleśnie podrapałam sobie twarz, usłyszawszy kolejny łomot, a potem serię strzałów, kiedy to któryś z ludzi musiał podjąć prawdziwą walkę, najwidoczniej uznawszy, że tego demona nie dadzą rady schwytać żywcem.

- Jak myślisz, dlaczego oni umierają? - zapytał Sebastian spokojnym, zrównoważonym tonem, tak bardzo nie pasującym do tego, co działo się zarówno w podziemiach, jak i w moim umyśle. - Co skłoniło ich do takiego poświęcenia?

Nie wiedziałam, gdybym znała odpowiedź na to pytanie, to prawdopodobnie wcale nie musiałabym tutaj przychodzić, bo cele sekty byłyby mi wtedy znane.

Milczałam, nadal siedziałam skulona na zimnej podłodze kołysząc się wprzód i w tył, nie będąc w stanie opanować ani płaczu, ani panicznego drżenia rąk.

- Strach, który odczuwasz to bardzo potężna emocja, a każda emocja może stać się siłą, jeśli tylko potrafi się ją odpowiednio spożytkować.

Kilka drewnianych ław musiało zostać zniszczonych pod wpływem jakiegoś uderzenia; demon krzyczał.

- To twoje emocje, nie należą do nikogo innego niż do ciebie.

Cisza.

- Chcesz umrzeć?

- Chcę - wychrypiałam.

- Nie chcesz, pragniesz jedynie, aby strach odszedł.

- Chcę.

- Więc czego się boisz?

Oparłam się plecami o ścianę, gdy udało mi się opanować niekontrolowane kiwanie całym ciałem i uniosłam załzawione, przekrwione oczy na Sebastiana, by zobaczyć, że nadal stał w tym samym miejscu, niewzruszony i majestatyczny niczym rzeźba Michała Anioła. Skrzyżowane na klatce piersiowej ręce mogły świadczyć o tym, że zaczynało brakować mu cierpliwości, ja jednak stwierdziłam w myślach, że w gruncie rzeczy był on jedną z najbardziej cierpliwych istot, jakie kiedykolwiek spotkałam.

- Jeśli pragniesz śmierci to powinnaś być niezwyciężona - dodał. - Czego więc się boisz?

Nie odpowiedziałam, a moje dłonie spoczęły spokojnie na podkulonych pod brodę kolanach, zupełnie jakby wraz z płaczem faktycznie wypłynął ze mnie cały strach. Albo stało się tak przez ostre jak sztylet słowa Sebastiana.

Demon dopadł kolejną ofiarę.

Przypomniałam sobie o tym, co usłyszałam już dawno temu, o sposobie, by poradzić sobie z niemalże każdym lękiem, metodzie przeznaczonej niemalże wyłącznie dla ludzi - o tym, jak wielką i niewyobrażalną moc miało samo słowo.

A potem pomyślałam o tym, co kamerdyner mówił na początku, o powodzie, dla którego członkowie sekty dobrowolnie znaleźli się w tak tragicznym położeniu i przeszło mi przez myśl, że znów, po raz kolejny tam, gdzie się znalazłam śmierć zbierała obfite żniwa.

Tak jakbym to ja sama nią była.

- Jest wysoki - mruknęłam i otarłam twarz, by następnie spróbować się podnieść na nogi, nie przestając mówić. - Duży i straszny, obrośnięty futrem. Ma kilka dodatkowych kończyn, łącznie chyba sześć. Jest chudy.

Sebastian patrzył na mnie z zaciekawieniem i niezrozumieniem, gdy się wyprostowałam i z zadowoleniem stwierdziłam, że każde kolejne słowo wypowiadałam z większą pewnością i siłą, choć i tak nadal miałam ochotę jak najszybciej stąd uciec, nie pozwalała mi na to jednak myśl, że miałabym zostawić w tym miejscu tych wszystkich ludzi i dać demonowi uciec, by dalej mordował.

- Ma zdeformowaną głowę, jest obrzydliwy, jego czaszka jest na wierzchu, musi być bardzo twarda skoro nie jest niczym osłonięta - wyliczałam półprzytomnie i momentami niewyraźnie. - Gryzie, ma mnóstwo zębów i pazury, jest niewyobrażalnie silny.

Zwróciłam się do Sebastiana, w dalszym ciągu mówiąc raczej do samej siebie niż do niego, ale utrzymując z nim kontakt wzrokowy i nie dostrzegając tego, jak zmieniał się wyraz jego twarzy z każdym moim kolejnym zdaniem.

- Najlepszą metodą, by choć trochę przestać się czegoś bać jest nazwanie go, opisanie, w momencie, w którym zostają mu przypisane określone cechy przestaje być obcym i nieznanym, to samo tyczy się nadawania imion, w chwili, w której coś otrzymuje swój werbalny odpowiednik staje się czymś, zostaje oswojone i nie jest już nieuchwytne, staje się ograniczone.

Sebastian uśmiechnął się, na co nijak nie zareagowałam, niezdolna do wykonania nawet najdrobniejszego grymasu na twarzy, zupełnie jakby przeżyty przed chwilą wstrząs pozbawił mnie zdolności wyrażania emocji za jej pomocą. Przez krótką chwilę żadne z nas się nie odzywało; on, wyraźnie zadowolony z tak interesującego obrotu sprawy, ja, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób mogłam przynajmniej spróbować uchronić tych, którzy jeszcze żyli przed równie paskudną śmiercią, skoro nie miałam nad Sebastianem absolutnie żadnej władzy i nie mogłam mu nic rozkazać.

Ale Ciel mógł i jego rozkazem było pilnowanie, bym nie zginęła usiłując rozwiązać całą tę zagadkę.

Rzuciłam się więc biegiem w kierunku dużej sali mijając zaskoczonego Sebastiana i nie odwracając się na niego nawet wtedy, gdy dotarłam do krętych schodów prowadzących w dół, ani później, kiedy znalazłam się niemalże w samym centrum krwawej rzezi i dopiero wtedy zobaczyłam, jak wielki naprawdę był demon. Nie zamierzałam rzucać się w wir walki, wręcz przeciwnie, chwyciłam tylko pierwszą lepszą broń, która znalazła się na mojej drodze porzucona przez jednego z martwych członków sekty, leżącego teraz w kałuży własnej krwi i błyskawicznie schowałam się za jedną z długich ław mając nadzieję, że potwór mnie nie zauważył, teraz zbyt zajęty polowaniem na strzelającego do niego człowieka w białej szacie. Będąc w tak niewielkiej odległości od ołtarza zobaczyłam wyraźnie namalowany na ścianie znak mający pomóc przywołać demona i nieomal zakrztusiłam się powietrzem, gdy uświadomiłam sobie, że już go gdzieś widziałam, musiał on bowiem pochodzić z księgi martwego już kapłana i wystarczyło jedno spojrzenie na wymalowany okrąg z symetrycznymi liniami w środku, bym wiedziała, że doskonale znałam tę książkę.

Bardziej zaintrygował mnie jednak fakt, że została ona wydana dopiero w pierwszej połowie XX wieku, jej znalezienie się w tym miejscu było więc równie zagadkowe, jak i moje, nie zmieniało to jednak faktu, że Goecję autorstwa Aleistera Crowleya przeczytałam swojego czasu z powodu zwykłego zafascynowania opisanymi w niej rytuałami przyzywania demonów i nigdy nie sądziłam, że taka wiedza może mi się przydać w praktyce. Nie znałam jej jednak na tyle dobrze, aby na podstawie samego symbolu odgadnąć imię przyzwanego demona.

Potwór rzucił człowiekiem o ścianę i zaryczał przeraźliwie, a ja naprędce oszacowałam swoje szanse, by dobiec do ołtarza, wyrwać księgę z ręki trupa kapłana, odnaleźć rzeczony symbol i poznać imię bestii, aby móc je wypowiedzieć i tym samym go sobie podporządkować (a przynajmniej miałam nadzieję na taki efekt, choć w gruncie rzeczy mógłby on być kompletnie odmienny). Zerknęłam na przechwyconą w biegu broń, którą okazała się być nabita kolcami wekiera o okrągłej głowicy i uznałam, że z takim arsenałem szanse na powodzenie mojego planu były niemalże równe zeru.

Ostrożnie, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi i pozostawać ukryta za poprzesuwanymi drewnianymi ławkami przeszłam na czworakach niemalże pod samą ścianę i skręciłam, by skierować się ku ołtarzowi, cały czas mając na uwadze to, czy demon nie patrzył w moim kierunku, on jednak wciąż był zbyt zaabsorbowany swoją stale malejącą grupą przeciwników. Poderwałam się gwałtownie i odbiegłam, gdy niespodziewanie cisnął jednym z nich prosto we mnie, o mały włos nie raniąc mnie pod wpływem impetu i ciężaru jego ciała, wtedy też musiał kątem oka zauważyć moją obecność, ale nim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, Sebastian, najpewniej skoczywszy z krużganku kopnął go w łeb z taką siłą, że demon zachwiał się i upadł, kompletnie oszołomiony, najpewniej nie spodziewając się takiego ataku. Warknął i natychmiast poderwał się do walki, co bez namysłu wykorzystałam, aby biec dalej przed siebie, teraz już nie przejmując się tym, czy było mnie widać czy też nie.

- Łapcie drugiego, łapcie drugiego! - Rozkaz wydany w panice dotarł do moich uszu i sprawił, że spojrzałam w kierunku demonów, by zobaczyć, jak członkowie sekty usiłowali teraz schwytać Sebastiana - bezskutecznie, bowiem już w następnej sekundzie ten cisnął w nich długą ławką uprzednio częściowo roztrzaskując ją na głowie swojego głównego przeciwnika.

Wtedy zrozumiałam, dlaczego tak zwlekał z atakiem, już wcześniej musiał wiedzieć, że jeśli się ujawni to również on stanie się celem tych ludzi.

Dobiegłam do ołtarza i zatrzymując się za nim opadłam na kolana, by jak najszybciej się schować, sięgając przy okazji po księgę spoczywającą w dłoni kapłana, który najwidoczniej również został zmiażdżony i dziękowałam losowi za to, że ze swojej obecnej kryjówki nie mogłam dostrzec stanu jego ciała. Ledwo zdołałam otworzyć książkę drżącymi palcami, ostrożnie przekręcając zlepione krwią strony i przeklinając w myślach to, że część z tekstu pozostawała zupełnie nieczytelna, zamazana szkarłatną posoką. Skuliłam się w sobie, cały czas nasłuchując odgłosów walki i mając nadzieję, że Sebastian naprawdę był tak silny, jakim zawsze zdawał się prezentować, wzrok mając skupiony na wypisanych imionach demonów i znajdujących się pod nimi symbolach mających służyć ich przyzywaniu, usiłując porównać je do tego wymalowanego na ścianie. Niekiedy wzorów nie dało się dostrzec przez ciemne plamy, z trudem więc czytałam opis usiłując dopasować cechy do potwora, który niedawno pojawił się w sali, co wcale nie było łatwe, gdy całe moje ciało płonęło pod wpływem adrenaliny.

Usłyszałam bolesny syk Sebastiana, a potem jęk drugiego demona i pobrzękiwanie łańcuchów, którym towarzyszyły wykrzykiwane komendy, których nie byłam w stanie zrozumieć. Musiałam się pospieszyć, nie miałam czasu na studiowanie całej książki, a bez imienia nasze szanse na przeżycie spadały, gdy jednak usłyszałam, jak kamerdyner znów musiał zostać ranny, tym razem najpewniej przez ludzi, ponieważ dotarł do mnie krótki, tryumfalny okrzyk, przeszło mi przez myśl, że może lepiej byłoby pozwolić im wszystkim spłonąć w piekle.

To nie on, to też nie on, nie, nie, nie, nie...

Coś łupnęło z taką mocą, że zatrzęsła się ziemia, a potem usłyszałam trzask łamanego drewna i odruchowo, targana jakimś dziwnym przeczuciem spojrzałam w górę, by zobaczyć, jak belka nośna runęła i spadała prosto na mnie, a wraz z nią znaczna część sufitu. Zerwałam się uciekając z pola rażenia, gdy masywne zwały wilgotnej ziemi wpadły do sali tworząc sporych rozmiarów dziurę w podłożu cmentarza, przez którą do pomieszczenia wpadał teraz ulewny deszcz. Wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą się znajdowałam i w którym zostałabym pogrzebana żywcem - o sekundę zbyt długo, bowiem demon, cisnąwszy Sebastianem o podłogę z takim impetem, że pod jego wpływem pękło kamienne podłoże tworząc niewielki krater, zauważył mnie i rzucił się w moim kierunku z taką prędkością, że gdy spadł na mnie jego cios, nie zdołałam nawet mrugnąć.

Uderzenie jedną z jego łap posłało mnie na drugi koniec sali, gdzie wpadłam na ławki boleśnie się o nie obijając i przewaliłam się przez nie, by ostatecznie wylądować gdzieś między nimi z nieodpartym wrażeniem, że właśnie złamałam kręgosłup. Sebastian coś krzyknął i prawdopodobnie rzucił się na demona, by ten, nie mógł mnie dobić, co dało mi trochę czasu na rozpoznanie swoich urazów. Mogłam ruszać nogami i rękoma, więc kręgosłup, choć obolały, nadal pozostawał sprawny, nie straciłam też przytomności i jedynie odrobinę kręciło mi się w głowie, uznałam więc, że nie stało mi się nic poważnego, a nawet jeśli to adrenalina skutecznie ten fakt zatuszowała.

Wygrzebałam się spomiędzy ławek i wzrokiem odszukałam zarówno książkę, jak i moją tymczasową broń, które musiałam wypuścić z rąk. Chwyciłam wekierę w jedną rękę i schowałam książkę między wyłamane deski zniszczonych ławek mając nadzieję, że gdy wszystko ucichnie to zdołam po nią wrócić, po czym wyprostowałam się i rozejrzałam, ignorując to, że utrzymywanie równowagi naraz kosztowało mnie o wiele więcej wysiłku niż zwykle. Nie dostrzegłam już żadnych członków sekty, ale nie potrafiłam stwierdzić czy zostali przed chwilą zamordowani czy uciekli uznawszy, że nie mają szans w tej nierównej walce, mój wzrok zatrzymał się więc na Sebastianie, który - choć o wiele drobniejszy w swojej ludzkiej formie - przytrzymywał demona kurczowo zaciskając ramię na jego gardle i zwyczajnie go dusząc, czemu towarzyszył nieprzyjemny, świszczący gwizd z krtani jego ofiary. Przestał, gdy ten złapał go jedną z łap od tyłu za głowę i odrzucił od siebie możliwie jak najdalej, aż teraz to kamerdyner niemalże wpadł o ścianę, nie zapominając jednak o swojej nadludzkiej zwinności i amortyzując uderzenie nogami, zupełnie jakby grawitacja nie miała na niego żadnego wpływu, a on wykonałby właśnie skok z dużej wysokości. Demon tymczasem, był już gotów do dalszej walki, nadal równie silny i sprawny, tak jakby cała ta potyczka nie zrobiła na nim większego wrażenia, czego nie można było powiedzieć o Sebastianie, któremu własna krew spływała po twarzy z głębokiego rozcięcia, ugryzienia, na skroni. Zeskoczył na ziemię i już, już chciał rzucić się z powrotem na swojego przeciwnika, ale mimochodem go powstrzymałam wywołując u niego reakcję podobną do takiej, jakby kompletnie zapomniał o mojej obecności i nagle go ona zaskoczyła.

- Gusjon! - Po raz pierwszy to mój głos rozniósł się echem po sali; wyciągnęłam przed siebie wekierę i skierowałam jej czubek na teraz zamarłego w miejscu demona, którego paskudny, zniekształcony pysk zwrócony był ku mnie. - Twoje imię to Gusjon, jesteś księciem piekła.

Wszechogarniającą ciszę przerywał jedynie szum deszczu wpadającego przez otwór w sklepieniu.

- Przywołali cię tutaj, bo znasz przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, chcieli abyś udzielił im odpowiedzi na dotyczące ich pytania - kontynuowałam, sama nie wiedząc już, czy powinnam mówić dalej czy przestać, póki jednak demon był spokojny i słuchał mnie w bezruchu uznałam, że wszystko szło po mojej myśli. - Bo w księdze napisane jest, że znasz odpowiedź na każde pytanie.

Ale nie na każde zamierzał odpowiedzieć.

Powoli opuściłam broń, mając nadzieję, że to koniec, że teraz będzie chciał jedynie wrócić do siebie, ale on w dalszym ciągu nie reagował, co wydawało mi się być wyjątkowo złym znakiem.

- Uciekaj - rzucił nagle Sebastian. - Uciekaj!

Nie uciekłam, a on nie zdążył powstrzymać demona, który rzucił się na mnie z prędkością błyskawicy. W pierwszej chwili nie do końca zrozumiałam, co się wydarzyło; kamerdyner zdołał złapać zaledwie za ogon mknącej bestii i to wystarczyło mu, aby nieco zmienić trajektorię jego skoku, ale nie całkowicie go ode mnie odepchnąć, ja tymczasem, stojąc w miejscu, kiedy to nogi odmówiły mi posłuszeństwa wzięłam tylko największy zamach, na jaki było mnie stać i uderzyłam kolczastą głowicą prosto w czaszkę demona, jeszcze bardziej wytrącając go z równowagi, na co zaryczał boleśnie. Upadł na bok i pociągnął za sobą Sebastiana, uderzając mnie jedną ze swoich łap i sprawiając, że wpadłam na ścianę kawałek dalej, tuż obok jednego z martwych ludzi, którego otwarte, nie widzące oczy wpatrywały się gdzieś w przestrzeń.

Gusjon ugryzł Sebastiana niemalże wyrywając mu ramię i odrzucił od siebie, by móc jak najszybciej znów znaleźć się przy mnie, w tak krótkim odstępie czasu, który nie pozwolił mi podnieść się z podłogi. W gwałtownym odruchu sięgnęłam po długi miecz spoczywający w rękach trupa i niewiele myśląc oparłam jego rękojeść o ścianę tak, by ostrze skierowane było prosto na demona, a kiedy do mnie doskoczył, prędkość z jaką to zrobił nie pozwoliła mu na uniknięcie nabicia się na broń. Wtedy też, widząc, że naprawdę został ranny, o czym dobitnie świadczyła czarna maź wypływająca z rany gdzieś na piersi, chwyciłam miecz oburącz i wyszarpałam go chcąc wywołać u niego jeszcze większy krwotok, który - miałam nadzieję - mógł skutkować podobnie, jak w przypadku ludzi.

Sebastian niemalże zmiażdżył mu łeb siłą, z jaką ponownie się na niego rzucił, teraz gołymi rękami odrzucając go ode mnie i zerkając pobieżnie w moim kierunku, by upewnić się, że byłam cała.

- Dlaczego się nie zmienisz? - rzuciłam do niego, świadoma tego, że prawdziwa forma Sebastiana znacznie ułatwiłaby mu walkę.

- To nie jest coś, co chciałabyś oglądać - odparł pospiesznie i znów zaatakował demona, teraz obiema rękoma łapiąc go za pysk i rozchylając go tak, jakby chciał wyłamać mu szczękę.

Przeklęłam na głos i pobiegłam w kierunku schodów, cały czas mając przed oczami to, jak ogromna paszcza Gusjona rozwarła się na cztery części niczym u pochłaniającego ofiarę węża sprawiając, że Sebastian musiał go puścić.

Wbiegłam na górę, a potem dalej, pozostawiając za sobą odgłosy walki aż dotarłam do pokoju tortur mijanego przez nas wcześniej, wiele miesięcy temu, w innej czasoprzestrzeni, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Wpadłam do środka i rozejrzałam się nerwowo po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zranić demona raz a dobrze, ponieważ choć nie wątpiłam w siłę i wytrzymałość Sebastiana, to widziałam, w jakim był stanie i domyślałam się, że przez utrzymywanie ludzkiej formy jego szanse na wygranie tego pojedynku wciąż pozostawały mniejsze niż w przypadku jego przeciwnika. Pech chciał, że cały ten arsenał składał się jedynie z broni, którą mogłabym posługiwać się co najwyżej przy bliższym dystansie i która nie gwarantowała mi zadania śmiertelnych ran, nawet jeżeli wszystkie zgromadzone tu pociski i ostrza wykonane były z połączenia stali i soli. Wekiera, którą przypadkiem zdobyłam, podobnie jak i przechwycony miecz również musiały do nich należeć, w przeciwnym wypadku nie dałabym rady zadać demonowi aż takiego bólu jedynie za sprawą swojej marnej, ludzkiej siły.

Przejrzałam kilka szafek i schowanych pod ścianą skrzyń, jednak nie znalazłam tam nic poza nabojami i butelkami wypełnionymi olejem lub ropą do lamp, nieomal też dostałam zawału, gdy dostrzegłam swoje własne odbicie w zawieszonym na ścianie długim lustrze. Już miałam machnąć na to ręką i wrócić do sali, by spróbować pomóc Sebastianowi dostępnymi sposobami, gdy przez myśl przeszło mi, że mogliśmy nie mieć na to zbyt dużo czasu. Niewykluczone bowiem było, że lada moment mogli się tu zjawić inni członkowie sekty, o wiele lepiej uzbrojeni, a wtedy ani ja, ani żaden z demonów nie bylibyśmy bezpieczni.

Wtedy też mój wzrok padł na butelki z ropą, a olśnienie, którego doznałam, po raz pierwszy tej ponurej nocy wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech.

Sebastian był wyczerpany, tyle potrafiłam stwierdzić patrząc na jego stan, ale w żadnym razie nie groziła mu śmierć, Gusjon natomiast sprawiał wrażenie raczej zniecierpliwionego nieustanną walką, ale powstrzymywał się przed nadmiernym wysiłkiem, jedną ze swoich licznych łap cały czas kurczowo trzymając krwawiącą ranę na piersi. Żaden z nich nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, gdy przebiegłam krużgankiem w kierunku prowadzących w dół schodów, ani nawet wtedy, kiedy znalazłam się w sali i postawiłam kilka szklanych, wypełnionych olejem butelek tuż przy jednym z filarów, by zminimalizować ryzyko ich przypadkowego stłuczenia, a potem wzięłam dwie z nich do rąk, podeszłam do stojącego najbliżej świecznika i za jego pomocą podpaliłam kawałek materiału wydarty ze swojej koszuli, którego koniec zanurzony był w płynie wypełniającym jedno z zakorkowanych naczyń. Nie zamierzałam niepotrzebnie wtrącać się do walki, świadoma, że w takim starciu nie miałam absolutnie żadnych szans i mogłabym jedynie przeszkadzać Sebastianowi, mimo to na własne oczy widziałam, że jego obecna, ludzka postać wcale nie ułatwiała mu zadania, a on najwidoczniej nie chciał się przemienić - nie tylko ze względu na mnie, ponieważ gdyby wszystko zależało właśnie od tego to miałby szansę na przybranie swojej prawdziwej formy, gdy uciekłam na górę, on jednak jej nie wykorzystał. Uznałam więc, że powinnam dać mu nieco czasu, odwrócić uwagę drugiego demona chociażby na kilka sekund i tym samym zwiększyć jego przewagę, nie byłam jednak w stanie zrobić tego czysto fizycznie, dlatego potrzebowałam czegoś, co przyciągnie go na nieco dłużej, a znalezisko z pokoju na piętrze zdawało się do tego idealnie nadawać.

- Ej! - krzyknęłam widząc, jak tym razem to Sebastian miał przewagę nad swoim przeciwnikiem i wgniatał go w ziemię wykręcając niemalże wszystkie jego kończyny, za wyjątkiem jednej, której pazury właśnie przebijały mu skórę. - Tu jestem, obrzydliwy śmieciu.

Sądziłam, że kamerdyner wykorzysta moment, w którym Gusjon na mnie spojrzał, on jednak wydawał się porównywalnie zaskoczony zarówno moim powrotem, jak i tym, co robiłam, demon zdołał się więc wyrwać z jego uścisku i natychmiast popędził na mnie otwierając szeroko paszczę, gotów, by dosłownie mnie pochłonąć. Zdołałam przejść w jego kierunku zaledwie dwa, długie kroki, nim do moich uszu dotarło wykrzyczane naprędce: „padnij!" oraz wziąć najmocniejszy zamach, na jaki było mnie stać i już w następnej sekundzie rzucić butelką prosto w rozwartą gębę demona, odruchowo kuląc się w sobie i faktycznie padając na ziemię, gdy znalazł się zbyt blisko mnie. Eksplozja sprawiła, że potwór nie dał rady mnie złapać ani nawet drasnąć, zdezorientowany na tyle, że bez większych problemów prześlizgnęłam się pod jego wielkim cielskiem, podczas gdy on stracił równowagę i zatoczył się na bok przeraźliwie rycząc i próbując pozbyć się ognia z wnętrza paszczy. Ledwo otworzyłam oczy i już zostałam podniesiona na nogi jednym, brutalnym szarpnięciem, by napotkać wściekły wzrok jaśniejących czerwienią oczu Sebastiana.

- Co to miało być? - warknął, zaciskając palce na moim ramieniu nieco mocniej niż było to konieczne i prawdopodobnie bardziej bym się tym przejęła, gdyby nie widok Gusjona wpychającego sobie łapy do pyska i tratującego wszystko na swojej drodze; ogień zaczął wygasać.

- Nic nie jest ognioodporne od środka - mruknęłam półprzytomnie - więc pomyślałam, że koktajl Mołotowa się sprawdzi. Ach, zapomniałam, że wy go jeszcze nie znacie...

Chciał coś powiedzieć, ale nie miał ku temu okazji, ponieważ demon, któremu udało się opanować sytuację rzucił się prosto między nas ukazując paskudnie poparzony język, kamerdyner odepchnął mnie więc gwałtownie na bok, bym nie stała się jego celem i pisnęłam krótko, gdy druga butelka niemalże potłukła się na kamiennej podłodze. Nie obejrzałam się za siebie, słyszałam jedynie, że Gusjon zdawał się być jeszcze bardziej rozwścieczony niż dotychczas, podbiegłam więc do kolejnego świecznika i podpaliłam drugi lont, świadoma, że tym razem element zaskoczenia mógł już nie zadziałać.

- Wepchnij go pod deszcz! - krzyknęłam do Sebastiana, niepewna czy drugi demon w ogóle rozumiał, co mówiłam, a widząc jego nieprzychylne spojrzenie dodałam: - No wepchnij go pod deszcz, szybko!

Jak zwykle, Sebastian wykonał swoje zadanie o wiele szybciej i lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, chwytając demona w potężną dźwignię i jednym silnym ciosem popychając go tak, że zatoczył się prosto pod strumień wody wpadającej przez szczelinę w sklepieniu.

- Gusjon! - wrzasnęłam panicznie, czując, że butelka może lada moment eksplodować mi w ręku; popatrzył prosto na mnie z tak wielką nienawiścią, że chociaż oczodoły w jego odsłoniętej czaszce były puste, poczułam siłę jego spojrzenia głęboko w swojej duszy i dopiero wtedy cisnęłam w niego kolejnym pociskiem.

Tak jak przypuszczałam, osłonił się łapą tłukąc butelkę tuż przed sobą wywołując wybuch, który już po chwili okazał się być stosunkowo niewielki w porównaniu z falą ognia, która następnie wzniosła się ku górze wraz z parującym deszczem mieszającym się ze stale płonącą oliwą. Sala zajęła się ogniem, czemu towarzyszył przeszywający ryk rozwścieczonego demona, a mnie ocaliła jedynie błyskawiczna reakcja Sebastiana, przytomnego na tyle, by złapać mnie w pasie i odskoczyć na bok, gdy ten, rozjuszony, stojący teraz w nieszkodliwych dla niego z zewnątrz płomieniach doskoczył do mnie, jeszcze bardziej niż przed chwilą gotów, by mnie zabić.

- Książka. Książka! - rzuciłam, gdy kamerdyner, podtrzymując mnie jedną ręką znalazł się na wysokości krużganka, drugą trzymając się za jeden z odgradzających go filarów, w jakiś niewiarygodny sposób dając radę utrzymać się na nogach na niemalże płaskiej, pionowej ścianie.

- Jaka książka? - zapytał, nie odrywając wzroku od swojego przeciwnika, który teraz, nieco ochłonąwszy znalazł się tuż pod nami i przez niepokojąco długą chwilę przyglądał nam się z dołu.

- Książka, ta z ołtarza, jest tam - odparłam nieskładnie, kurczowo obejmując go ramionami za szyję, byle tylko nie spaść i ruchem głowy wskazałam na ławki, między którymi ukryłam wolumin.

Sebastian westchnął i niespodziewanie odbił się nogami od ściany, by zeskoczyć na ziemię kilka metrów dalej i miękko na niej wylądować. Puścił mnie, cały czas śledząc ruchy drugiego demona i dopiero wtedy, kiedy już opanowałam swój żołądek, który wywinął się do góry nogami w momencie spadania, zauważyłam, jak paskudne, głębokie rozcięcia znajdowały się na jego policzku oraz jak krew wsiąkała w nieskazitelny materiał jego białej koszuli.

- Pospiesz się - oświadczył tylko i ruszył dalej do walki, w dalszym ciągu tak płynnie i lekko, jakby nigdy nie odniósł żadnych obrażeń, jakby kompletnie nic się nie stało.

Niewiele myśląc posłuchałam go i podbiegłam do miejsca, w którym ukryłam książkę, by następnie ją stamtąd wyjąć, brudną i poplamioną, ale na całe szczęście nie spaloną, czego można byłoby się spodziewać, sądząc po stale rozprzestrzeniającym się po sali ogniu. Chwyciłam ją kurczowo, nie chcąc aby przez przypadek mi wypadła i dobiegłam do pozostawionych wcześniej butelek, nie zamierzając opuścić tego miejsca bez Sebastiana i na wszelki wypadek woląc być gotowa do ewentualnej obrony, już w następnej sekundzie przekonałam się jednak, że nie było to konieczne, do moich uszu dobiegł bowiem paskudny, nieprzyjemny chrzęst łamanych kości, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, jak kamerdyner dosłownie wyłamał i rozerwał szeroko rozwartą szczękę drugiego demona, by następnie z szerokim, sadystycznym uśmiechem kopnąć go prosto w gardło i przebić je nogą na wylot z drugiej strony.

Gdy Gusjon padł martwy na ziemię z donośnym łoskotem, dotarł do mnie dźwięk strzelającego ognia i szum ulewnego deszczu, przerywany przez rytmiczny krok idącego ku mnie Sebastiana. Naraz wydał mi się być jakby wyższy i smuklejszy, odznaczający się czernią swojego stroju i aury od szalejących wokół płomieni, które zaczynały już lizać ostatnie z podtrzymujących sklepienie filarów, a kiedy znalazł się tuż przede mną, nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego niezwykłych oczu i cienkich, ledwo dostrzegalnych pionowych źrenic.

- Sądzę, że jeśli teraz wyruszymy w drogę powrotną to zdążymy na filiżankę wieczornej herbaty przed snem. - Wyraz jego twarzy zmienił się na nieco bardziej przyjazny, jakby rozbawiony, a ogień za jego plecami wzrósł, by najpewniej już za chwilę pochłonąć wszystko, co znajdowało się w sali, łącznie z truchłem demona i poległymi tej nocy ludźmi.

Wyciągnął ku mnie dłoń, ale zabrał ją niespodziewanie, nim zdążyłam ją ująć, tak jakby właśnie przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym i cały czas nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego przesunął palcami tuż nad rozcięciami na policzku, by te natychmiast się zasklepiły, na powrót czyniąc jego twarz absolutnie nieskazitelną. Dopiero wtedy sam złapał mnie delikatnie rękę, ignorując moje pełne niedowierzania spojrzenie i nakierował ją, bym objęła go ramieniem za kark, samemu podnosząc mnie z ziemi bez najmniejszego wysiłku.

- Z rumem - odparłam, gdy znaleźliśmy się w strumieniu deszczu, a woda przyjemnie ochłodziła moje rozgrzane z emocji ciało.

Sebastian westchnął męczeńsko i mocno odbił się nogami od ziemi, by wyskoczyć przez dziurę w sklepieniu i wypuścić mnie, kiedy znaleźliśmy się na wilgotnej, śliskiej trawie rosnącej na cmentarzu, dopiero wtedy też, będąc z powrotem na powierzchni zdołałam odetchnąć głęboko, porządkując w głowie wszystko to, co się właśnie stało, czując, jak adrenalina stopniowo przestaje działać ustępując miejsca nerwom. Zerknęłam przez ramię tylko raz, by zobaczyć jak ogień pożera dowody na wszystkie te niezwykłe wydarzenia, które miały miejsce tej nocy pozostawiając po sobie jedynie duszący dym i popioły, zastanawiając się, dlaczego finisz równie długiej i trudnej walki okazał się być tak szybki, a jego efekty tak bezwzględne.

- Ile czasu zamierzałeś się jeszcze z nim bawić? - zapytałam, nie odrywając wzroku od dziury w ziemi, utrzymując bezpieczną odległość od jej krawędzi, aby nie wpaść z powrotem do wypełnionej ogniem sali, która teraz - o ironio - sama przypominała przedsionek piekieł.

Sebastian zachichotał i narzucił mi na głowę i ramiona swój frak, by uchronić mnie przed całkowitym zmoknięciem, co i tak nie miało już większego znaczenia, ponieważ wyraźnie czułam chłodne krople deszczu spływające mi po włosach.

- Sądziłem, że dobrze wiesz o tym, iż ciekawość od dawna leży w mojej naturze - odparł i dopiero wtedy na niego popatrzyłam, mimo wszystko owijając się szczelniej pożyczonym przez niego ubraniem. - Byłem ciekaw, co zrobisz.

- Rozumiem - odparłam, wyraźnie niezadowolona z jego argumentacji, ostatecznie przecież naraził życie nas wszystkich i jakby tego było mało, jedynie nasza dwójka zdołała przejść cało przez jego drobny eksperyment. - Mam nadzieję, że przynajmniej zaspokoiłam twoją ciekawość.

Nie odpowiedział, uśmiechnął się do mnie tylko i wskazał nieznacznie na ścieżkę prowadzącą do głównej bramy, kompletnie ignorując to, jak bardzo zdążył przemoknąć przez ten krótki czas, jak również kilka lepiących się do twarzy czarnych kosmyków, których kolor pod wpływem deszczu zdawał się teraz być jeszcze głębszy. Ruszyłam przodem czując, jak dopiero teraz zaczynało mnie ogarniać zmęczenie oraz w jak wielu miejscach moje ciało było poobijane, ze zdumieniem stwierdzając także, że frak Sebastiana kompletnie niczym nie pachniał, tak jakby demon nie posiadał własnego zapachu.

Continue Reading

You'll Also Like

10.4K 922 22
Kto nie znał Jamesa Pottera? Chłopaka należącego do szkolnej elity, rozrabiakę wszechczasów i jednego z huncwotów. Miał wybujałe ego sięgające Słońca...
34.4K 2.5K 118
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
19.9K 1.6K 18
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
51.4K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...