Linnutee: Obiekt Patriarcha

Av Lacrimosa-pl

2.1K 249 53

Zimna i ciągle skrywająca tajemnice galaktyka Linnutee, dom dziesiątek gatunków, kultur oraz miliardów istnie... Mer

Łowcy Ładu
Ortivis
Zdrajca
Agent Czarnej Falangi
Avakia
Laboratorium Epsilion
Obiekt
Przesyłki i Rozmowy
Sezdal Tivius
Pierwsze Spotkanie
Wybacz, przyjacielu
Odsiecz
Przemykając jak Szczury
W Drodze
Derrus Agrir
Próba Sił
Niepowodzenie
Mit

Ucieczka

59 11 0
Av Lacrimosa-pl


Derrus oderwał się od przesyłania poleceń i dogodnych pozycji swojemu pilotowi. Vakar zmrużył błękitne oczy.

- Jeśli, któraś już to zrobiła – kontynuowała – niech się teraz przyzna, to oszczędzi swój nędzny żywocik.

Kelnerki i tancerki wymieniły przerażone spojrzenia. Ubrana w prześwitującą sukienkę vilkanka załkała żałośnie.

- Nikt więcej nie zginie – warknął Viktim. – Z tej strony widać plac za magazynem? – zwrócił się do przepytywanej.

Pokręciła niepewnie głową.

- Nie – otarła łzę. – Jest po drugiej stronie korytarza – wskazała na drzwi.

Agent podszedł do okna, trzymając pistolet w pogotowiu na wypadek samobójczego ataku którejś z rozdygotanych pracownic. Nigdy nie wiadomo, do czego popchnie strach o życie i wola przetrwania.

Mężczyzna odsunął delikatnie kotarę. Boczna ulica świeciła zupełnymi pustkami. W szybach zaparkowanych samochodów odbijały się pomarańczowe lampy uliczne.

- Ani śladu Czarnej Falangi – powiedział vilkanin i zastanowił się jak to dziwnie brzmi w jego ustach. – Idę pierwszy, za mną Derrus – zlustrował przyjaciela bystrymi oczami. – Pewnie będę musiał ci pomóc.

- Nie ukrywam, że by się przydało.

- Pójdziesz ostatnia – urwał. – To raptem dwa piętra nad uliczką, powinno pójść gładko.

- Chyba, że nas namierzą, wyślą sondy czy drony – kapitan skrzyżowała ręce. – Ewentualnie wpadną do garderoby, jeśli się nie pospieszymy – pokazała kciukiem za siebie.

Vakar odblokował mechanizmy blokujące osłony jednostronne i otworzył okno. Wyjrzał, zerknął we wszystkie możliwe strony i dał znać Nitokris. Kapitan podeszła bliżej i wyciągnęła ręce w stronę mężczyzny.

- Osłaniam cię, ale postaraj się nie wylądować na twarzy. Masz wystarczająco płaski nos – dodała z przekąsem.

- I tak jest bardziej wypukły niż twoje piersi – odparł z wrednym uśmieszkiem.

Evoinka mimowolnie się zaczerwieniła i spojrzała w dół.

- Bez przesady – syknęła.

Agent nie usłyszał. Odbił się i skoczył w dół. Wylądował płasko na stopach, ugiął kolana i rzucił się na bok. Przekoziołkował i wstał bez najmniejszego stłuczenia. Podszedł bliżej okna, machnął ręką.

- Twoja kolej, kapitanie – evoinka zaprosiła Derrusa gestem. Stłumiła westchnienie. Teraz będzie musiała jednym okiem zerkać na mężczyzn, drugim łypać na skulone kobiety. – Po lewej masz pręt.

- Dzięki – burknął niepocieszony. – Jestem na to za stary – mruknął, przerzucając nogę przez parapet. – Sto osiemdziesiąt lat i takie rzeczy!

- To ile ma twój przyjaciel? – zapytała zaskoczona.

- Bo ja wiem? Z czterdzieści parę? Szczeniak – skwitował.

Agrir opuścił się ostrożnie. Przez moment wisiał uczepiony zewnętrznego parapetu. Przesunął się w stronę drążka, który kiedyś składał się na drabinkę. Palący ból w lewej kończynie zaatakował nagle ze zwiększoną od wysiłku siłą. Vilkanin zawisł na jednym ręku. Starał się wbić pazurami w mur budynku, przytrzymać w jakikolwiek sposób. Daremnie.

Derrus zsunął się i pomimo heroicznej próby poleciał w dół. Vakar ruszył w jego stronę, gotowy do natychmiastowej pomocy. Kapitan upadł na twardy beton, ale pęd i siła uderzenia była porównywalna do upadku z łózka na podłogę. Usiadł zaskoczony. Posłał zdziwione spojrzenie Viktimowi, potem wyraźnie zmęczonej Nitokris, wydymającej usta w geście irytacji. Skinął kobiecie z wdzięcznością i pozwolił pomóc sobie wstać.

Evoinka odwróciła się. Na prawie białą twarz padł cień gniewu, skrzywiła się. Podeszła do młodej kobiety kurczowo zaciskającej dłonie. Amakanka jęknęła i schowała głowę między ramiona, które oplatała głowowić. Kapitan chwyciła tancerkę mocno za nadgarstek i pociągnęła. Pracownica wrzasnęła z bólu, po policzkach popłynęły łzy. Nitokris wyszarpnęła up'ada. Zmarszczyła brwi, widząc ostatnie wiadomości.

- Ostrzegałam cię, durna dziewucho! – cisnęła urządzeniem o ścianę.

- Nic mi nie zrobisz! Nie masz broni! – pisnęła striptizerka, pragnąc przebić się przez ścianę.

- Ależ mam – evoinka zmrużyła oczy. – Nie gap się tak, koleżanki ci nie pomogą, bohaterko – syknęła cicho, pogardliwie.

Amakanka wodziła oczami po pozostałych dziewczętach. Odwracały wzrok, udając, że jej nie widzą i modląc się o jak najszybszy ratunek. Pracownica złapała się za brzuch jedną dłonią, drugą ścisnęła gardło. Jej ciałem wstrząsnęły niekontrolowane odruchy nerwowe.

Nitokris wyprostowała się i podeszła do okna. Zbeształa się w duchu. Mogła sobie darować przedstawienie. Z drugiej strony, siedząc w celi, coś sobie obiecała – a obietnic dotrzymywała zawsze, przynajmniej się starała. Zerknęła przez ramię na rozdygotane kobiety. Musiała to zrobić.

Skoczyła.

Opadła płasko na stopy, rzuciła się do przodu, przewracając przez bark i lądując na kolanach. Vakar pociągnął kapitan do góry.

- Do tego samochodu. Migiem!

Derrus stał przy aucie i dawał znaki, żeby się pospieszyli. Zza otwartego na oścież okna dobiegła nowa salwa przerażonych krzyków.

- Zabiła ją! Zabiła spojrzeniem! – wrzeszczały pracownice.

Nitokris wyminęła agenta uruchamiającego najnowsze rządowe programy dekodujące.

- Coś zrobiła, Quelen'talar?!

- Nie ma czasu na tłumaczenia. Ani zabawy z pi'adem! Zajmij się lepiej odpaleniem silnika! – wybiła szybę, parę odłamków w ciele więcej nie robiło już różnicy. Wskoczyła do środka. – Suka wysłała wiadomość. Pytanie, kiedy ją odczytają i przekażą komandosom. Wsiadajcie! Moje moce psi też mają ograniczenia i nie biorą siły z powietrza! – ponagliła ich, oparła dłonie o sufit i zamknęła oczy. – Jeszcze trochę i się wykończę – jęknęła poddenerwowana.

Kapitan żałowała, że nie zobaczyła jak głupia małolata w przyciasnych koronkach tarzała się po podłodze, czując jak pali się od środka.

Agrir opadł bez gracji na tylne siedzenie. Zwisająca bezwładnie ręka doprowadzała go do szaleństwa. Pi'ad mignął, Vakar ruszył ze zgrzytem złączeń. Ledwie zdążył wykręcić przed sąsiednim budynkiem. Poleciał do góry, manewrując pomiędzy przeszkodami.

- Niepotrzebnie ją zabijałaś, Quelen'talar – skrzywił się, skręcił przed ekranem reklamacyjnym.

- Uprzedzałam je – wymamrotała. – Prowadź i nie mów do mnie – powiedziała cicho, opierając głowę o siedzenie.

- Oho, mamy ogon – Derrus obserwował sytuację przez tylną szybę.

Vakar wyleciał na oświetloną neonami, jedną z głównych ulic Daeravis. Skręcił w stronę największego skupiska aut i ostro zapikował. Agrir zaklął.

- Czarna Falanga nie będzie strzelać przy takiej ilości cywilów – rzucił Viktim, wyrównując poziom i zwiększając prędkość.

- Dobra, po prostu leć na obrzeża Rivionu, w okolice Zachodniej Biblioteki! – krzyknął kapitan.

- Inferno długo się utrzymuje. Jestem pod wrażeniem.

- Ferez to najlepszy pilot jakiego znam – obejrzał się. – Zresztą planetarne pojazdy nie mają szansy z moim statkiem! – wyjrzał przez boczne okna. – Ani śladu pościgu. To był iście genialny pomysł, Vakar!

Agent wzleciał nad poziom parkowych drzew. Zaklął pod nosem. Dwa czarne, opancerzone auta wyleciały zza zakrętu. Kable przymocowanych pod maską karabinków zaświeciły złowrogo. Laserowe wiązki świsnęły i rozbiły się na tarczy evoinki. Kobieta skrzywiła się ze złością.

Agrir przeładował broń.

- Nie wygłupiaj się, Der! Nie przebijesz ich osłon i opancerzenia – mężczyzna wleciał w wąską, boczną uliczkę, odbił w kolejną i zmienił wysokość. Zamiast zgubić pościg, ten powiększył się o trzy nowe auta. – Cholera! Pochyl się, Der, ale już! – zerknął na kapitan. – Ile wytrzymasz?

Fuknęła po evoińsku wściekłym tonem. Vakar nie musiał znać słów, żeby zrozumieć przesłanie.

- Teraz wiem, co czuli ścigani – Viktim zanurkował pojazdem w dół. – Cholernie nieprzyjemne uczucie!

- Co ty nie powiesz! – prychnął Derrus.

Pojazdy Czarnej Falangi rozdzieliły się i strzelały jaskrawymi pociskami laserowymi ze wszystkich stron. Niektóre omijały cel, wybijały okna i zostawiały czarne ślady na budynkach, kilka trafiło postronnych obywateli, ale zdecydowana większość dosięgła tarczy psi. Działania komandosów dziwiły byłego agenta i wprawiały w posępną konsternację. Od kiedy dopuszczało się strat w ludności cywilnej?

- Kurna, ależ oni chcą nas dostać! – Agrir wstukał hasło na holograficznej klawiaturze. – Inferno leci w naszą stronę! Ruchy do góry i kręć się, aż nie zobaczysz naszego hangaru!

Viktim zahaczył bokiem samochodu o barierki tarasu. Posypały się iskry, autem zarzuciło lekko na bok. Kolejne pojazdy atakowały ich od dołu. Naruszana tafla tarczy psi przypominała kręgi rozchodzące się na wodzie.

- Już blisko! Wytrzymaj, Quelen'talar!

Wylecieli nad dachy najwyższych budynków. Zza prześwitów zachmurzonego nieba przedostawały się wątłe snopy bladego światła księżyców. Gdyby nie okoliczności, mogliby podziwiać widok rozświetlonego miasta, odchodzących od niego dróg i małych osiedli za przedmieściami, wyglądającymi jak niebiesko-biała pajęczyna.

- Nie dam... rady! – kobieta krzyknęła rozpaczliwie.

- Jest! Inferno! Tam, przed nami! Ta długa kropka! – podskoczył Agrir.

- Leć nad jakiś dach! – wrzasnęła Nitokris. – Ale już! Nie dam rady dłużej! Nie tyle czasu! Za duże rażenie!

Kapitan opuściła ręce i zaczerpnęła głębokiego oddechu. Tarcza ochronna, pozbawiona źródła zasilania psi, ugięła się pod intensywnością ataku. Siła uderzeniowa oślepiającego wybuchu rozpadającej się osłony, odepchnęła auta komandosów i powybijała szyby w promieniu kilkunastu metrów. Chwilowa anomalia grawitacyjna zakłóciła trajektorię lotu samochodu i wybiła go wysoko do góry, pomimo usilnych starań opanowania maszyny przez Vakara. Deszcz karmazynowych wiązek uderzył w podwozie. Mężczyzna zaklął. Stracił kontrolę nad uszkodzonym, dymiącym pojazdem.

- Praktycznie nic nie mogę zrobić! – agent uderzył pięścią w kierownicę. – System ewakuacyjny szlag trafił!

- Nie dolecą do nas, żeby jakoś nas... - Derrus urwał. Nie spodziewał się, że tak zakończy się jego życie.

Płaski dach wieżowca przerobiony na ogród z podświetlonym basenem zbliżał się nieubłaganie.

- Możesz otworzyć drzwi? – zapytała kapitan.

- To akurat tak.

- Otwieraj – poleciła słabym głosem.

Vilkanin patrzył na dygoczącą kobietę, jakby oszalała.

- Zaufajcie mi! Od tego zależy i moje życie! Ja ci zaufałam, Viktim, teraz twoja kolej!

W zasadzie, poza czasem nie miał niczego do stracenia. Spełnił prośbę kapitan bez dłuższego zastanowienia. Nitokris wzięła głęboki wdech.

- Może będziesz musiał mnie nieść, Viktim – kąciki ust jej zadrżały, kiedy uśmiechnęła się ironicznie. – Na mój znak odepnijcie pasy i skaczcie!

- Co?! – zawołali równocześnie.

- Już!

Evoinka przechyliła się i wypadła ze spadającego samochodu. Zarysy drzew i ozdobnych krzewów wyostrzyły się. Pośrodku basenu szemrała fontanna. Vilkanie wyskoczyli za nią, właściwie nie wierząc w to, co robią. Ani w to, że zawisnęli w powietrzu na czas dłuższy niż uderzenie serca. Lewitując, przyglądali się jak samochód uderza o płytki, odbija się i wypada poza obręb ogrodu, ginąc w przestrzeni między budynkami.

Kobieta opadała w dół z bezpieczną prędkością. Zadzierała głowę do góry, starając się jak najlepiej skontrolować lot lekko wierzgających, pobladłych mężczyzn. Nie wiedziała skąd brała tak pokaźne zasoby impulsów psi. Serce waliło jak oszalałe, w głowie szumiało, a krew buzowała w żyłach, jakby miała je za moment rozerwać. Ale umysł pozostawał sprawny i tylko to się liczyło.

Pierwsze pojazdy Czarnej Falangi wyłoniły się z przepaści parę kilometrów dalej. Z początku zlewały się z czarnym tłem wieżowców. Dopiero odbijające się pod dziwnymi kontami w pancernej karoserii łuny światła zwróciły uwagę kapitan. Z przeciwnej strony nadlatywał pozbawiony ogona służb vilkańskich Inferno. Albo, po prostu, nie widziała czarnych aut komandosów zlanych z ciemnym nieboskłonem?

Nitokris przerwała przepływ cząsteczek psi. Mężczyźni zawisnęli dwa metry nad trawą. Opadli lekko obok alejki prowadzącej nad podświetlony zbiornik z turkusową wodą. Kapitan zatoczyła się nieznacznie do przodu, opadła na kolano. Niczego bardziej nie pragnęła niż wreszcie uciec z Vilkovanu. Może jedynie zwymiotować pod rosnący obok krzew fioletowego bzu.

- Jesteśmy na dachu, Ferez! – wrzasnął Derrus i pobiegł przed siebie. Nad pi'adem unosiła się holograficzna twarz pilota.

- Widzę was! Trzymajcie się!

Vakar wziął Nitokris na ręce. Kobieta objęła szyję mężczyzny drżącymi rękoma. Agent ruszył najszybciej jak pozwalała sytuacja. U szczytu wysuniętej klapy srebrno-czerwonego statku stały uzbrojone postacie. Z dwóch przestarzałych działek umocowanych po bokach wystrzeliła krótka seria pocisków samozapalnych. Odbiły się od tarcz molekularnych pojazdów komandosów. Fala ognia rozeszła się po okrągłej osłonie, posypały się iskry.

- Wsiadać! – krzyknął Derrus z pokładu ładowni. – Ruchy! Osłaniajcie ich, do jasnej cholery! Bariery muszą kiedyś puścić!

- Gdzie mamy wsiadać? Do tego złomu?! – odwrzasnęła z niedowierzaniem Nitokris, obejmując mocniej towarzysza, jakby się bała, że ją upuści i zostawi.

- To nie jest złom! To prezent i ma wartość sentymentalną! Cholerni ignoranci! Jak ci się nie podoba, to zostań tu z nimi! Rusz się, Vakar! Jazda, jazda! – podskoczył mimowolnie, kiedy przyjaciel wbiegł na pokład. – Ognia! – rozkazał. – Ferez! Jesteśmy! Skończ zasilać działka i przekieruj energię! Pełna moc na prędkość! Zwiększ do możliwego maksimum w jak najkrótszym czasie!

Viktim schował się z boku. Pomógł usiąść kobiecie i kucnął przy niej. Czuł jak waliło jej serce. Była przerażona, choć starała się tego nie okazywać. Nieźle jej to wychodziło. Agent odetchnął ciężko i spojrzał na nią. Ich oczy znajdowały się prawie na tym samym poziomie. Z twarzy evoinki odpłynęła większość krwi, przez co kolorytem przypominała śnieg.

- Myślałem, że jesteś cięższa, Quelen'talar – wysapał.

- A ja, że ty silniejszy – zmarszczyła brwi. Przejechała dłońmi po płaskim brzuchu, sprawdzając czy się nie zaokrągliła.

Załoga otworzyła ogień z karabinów maszynowych.

- To nic nie da, Der – prychnął agent. – Działka nie zadziałały, to zwykła broń ręczna ma podołać barierom?! Niech się schowają, zanim oberwą!

- Słuchać się go, załoga! Ferez, co z naszymi osłonami? Czemu nie przyspieszamy? Ile do skoku w nadprzestrzeń?

- Osłony podziurawione jak ser, ale pościg z lądowiska zgubiony! Został tylko wasz – mruknął coś pod nosem. – Trzeba będzie zalecieć do mechanika! – odwrzasnął hologram pilota. – Co do przyspieszenia, to nie wchodzi w rachubę, kapitanie! Zasilacze i dodatkowe akumulatory nie wyprodukują wystarczającej ilości energii, żeby starczyło na turbo-napęd i skok!

- To skacz, do cholery! Na co czekasz?!

- Nie opracowano trajektorii do końca! SIP rzucił wszystko i pracuje tylko nad tym!

Czarna Falanga wyglądała jakby urządziła sobie zabawę w wyścig, a zwycięzcą zostanie ten, kto pierwszy doleci do Inferno. Komandosi wirowali w powietrzu, bezustannie ostrzeliwując statek.

- Na pozycje! Jazda! Vakar, Nitokris, do windy! – polecił Agrir. – I prosto do kokpitu! Ale już!

Evoinka wstała przy pomocy Vakara. Ścisnęła znacząco jego nadgarstek.

- Ilu ich jest? W bliskiej odległości – uściśliła.

Wychylił się ostrożnie.

- Pięciu szarżujących. Reszta daleko za nimi. Fala od twojej tarczy nieźle ich spowolniła, Quelen'talar – wysilił się na coś w rodzaju aprobującego tonu głosu.

Parę pocisków przeleciało przez otwarty hangar i zostawiło czarne smugi na ścianie.

- Zamknij wejście, Fez! Na co czekasz? – darł się Derrus.

- Nie mogę zamknąć go ręcznie! Coś się zacięło na terminalu! Musimy zaczekać na SI! Ja pieprzę, jak oni będą tak pruć to gówno zobaczymy, nie gwiazdy! – odchrząknął. – Uwaga, załoga – głos pilota dobiegł z węzłów łączności. – Wyłazić z ładowni i nie schodzić do niej pod żadnym pozorem. Powtarzam, cholera, pod żadnym pozorem! Hangar zostanie otwarty, aż SIP do nas wróci! Jak zignorujecie, to wylecicie w próżnie albo się udusicie! Albo was, kutwa, rozerwie! Chyba, że wcześniej nas zestrzelą!

- O nie – Nitokris zacisnęła pięści. – Jestem tak blisko... Nie teraz! Łap mnie jak będę lecieć! – krzyknęła, czując niespodziewany sok adrenaliny.

Kobieta poderwała się, jakby wstąpiły w nią nowe siły. Wychyliła się zza ściany i stanęła we wlocie hangaru. Naprężyła się i wyciągnęła ręce. Wygięła palce tak, że przypominały szpony. Tułów wysunął się do przodu, ręce opadły bezwładnie, nogi ugięły się pod ciężarem ciała.

Evoinka opadła półprzytomna na ręce Vakara. Vilkanin obserwował jak uderzenie metakinetyczne odpycha pojazdy, zrywa wierzchnie części i wgniata drzwi. Wytworzone pole rzuciło auta ostro w dół. Dym unosił się spod masek, iskry sypały się na skutek wywołanych zwarć i awarii systemów kontrolnych. Generatory tarcz molekularnych wybuchły, tylne części pojazdów stanęły w ogniu.

Viktim chwycił kapitan wygodniej i podbiegł do winy. Osłupiała załoga przyglądała się zajściu z otwartymi szeroko ustami. Agrir skinął głową zadowolony. Winda ruszyła ku górze.

Agent ścisnął mocniej kobietę. Nie potrafił odpowiedzieć na nasuwające się pytania. Nitokris była zbyt młoda, żeby dysponować taką mocą. Zgodnie z prawami biologii powinna nie żyć bądź dogorywać, a jedyne co robiła, to walczyła z opadającymi ze zmęczenia powiekami. Nasuwającym się logicznym wytłumaczeniem, jakie znalazł była opaska blokująca, na każdego wpływająca nieco inaczej. W przypadku kapitan być może zatrzymywała moce i nie niwelowała ich, a zbierała i teraz oddała cały zasób sił psi, jaki zaabsorbowała przez dobre dwa i pół miesiąca? Przydałaby się Frey.

Agrir wysiadł i popędził przyjaciela gestem sprawnej dłoni. Przeszli przez oświetlony główny pokład. Nieliczni członkowie załogi i androidy kręcili się od terminalu do terminalu i biegali pomiędzy ekranami porównując zatrważające dane.

- Posadź ją na fotelu drugiego pilota – rzucił Derrus i zacisnął palce na oparciu siedzenia Fereza. – Szczęściarz pewnie siedzi w jakimś miłym barze.

Evoinka pozwoliła się usadowić. Z braku lepszej pozycji, wyprostowała się ze skrzywioną miną. Vakar stanął obok Nitokris. Kobieta czułaby się znacznie pewniej, gdyby powściągnął wrogie fluidy i stał się faktycznym wsparciem.

Spojrzała na kokpit. Przestarzały, ze zbędnymi ekranami i zbyt małą ilością płaszczyzn holograficznych, ale zbyt dużą liczbą bezużytecznych przycisków i od dawana nie używanych dźwigni i złączy wyglądał znajomo. Na bazie podobnych modeli powstawały nowe, ulepszone panele sterowania opierające się na zbliżonych zasadach.

Załoga Inferno zostawiła za sobą miasto skryte pod dywanem chmur. Przed nimi skrzyło się rozgwieżdżone niebo. Cztery księżyce przesłaniały zarysy odległych galaktyk i kolorowych mgławic. Niebezpieczeństwo ze strony pojazdów wewnątrz-planetarnych minęło. Teraz spoglądali na radary szukając śladów vilkovańskich statków międzygalaktycznych.

Ferez Urxatt obrzucił przybyłych ciekawskim spojrzeniem zielonych oczu. W połowie vilkanin, w połowie amakanin, łączył cechy fizjologiczne obydwu ras, przez co wyglądał nieco dziwacznie.

- Mamy gości – pokazał na radar.

Agrir zgrzytnął ostrymi zębami.

- Naprawdę macie zamiar czekać, aż komputer wyliczy trajektorię skoku? – zdziwiła się Nitokris.

- Wolisz wpaść w deszcz meteorytów albo rozbić się o jakąś gwiazdę? – prychnął Derrus. Na pokładzie Inferno czuł i zachowywał się jak udzielny pan i władca, czyli tak jak zapamiętał Vakar. – Za duże ryzyko. Czekamy.

Cztery statki zbliżały się z zawrotną szybkością, o jakiej twórcy modelu pojazdu wytatuowanego vilkanina mogli pomarzyć.

- Wiedzą, gdzie się udajemy? – spytał Viktim.

- Wiedzą. Trzeba przesyłać dane docelowej podróży z Vilkovanu – odparł Ferez. – Kontrola lotów wszystko wie, nic się przed nimi nie ukryje.

- Ruszą za nami! – oburzyła się evoinka. – Dorwą nas tak czy siak! W tym albo innym układzie planetarnym!

Vilkanie wymienili spojrzenia.

- Ile czasu potrzebuje SIP?

- Z kwadrans, kapitanie.

Zaklęli. Wolność była tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Zakrzywione ramie Linnutee błyszczało niezliczonymi milionami gwiazd. Setki tysięcy układów planetarnych i mgławic, miliardy światów, gdzie mogli się ukryć... Serce sąsiedniej, o wiele większej, spiralnej galaktyki jarzyło się pośrodku halo i jasnego pierścienia ciał niebieskich.

Radar piknął ostrzegawczo. Jeden ze statków wojskowych zbliżył się na odległość strzału. Przygotowali się na nieuchronny wstrząs.

- Co robisz?! – ryknął Ferez.

- Zmieniam dane docelowe. Ręcznie. Nie dam się złapać po tym wszystkim. Wolę już zginąć w przestrzeni – odwarknęła. – Ten wasz SIP może sobie wsadzić w komputerowy tyłek swoje obliczenia kwantowe. Wy zresztą też!

- Nitokris, nie! – zawył Agrir, tracąc całą pewność siebie.

Vakar złapał evoinkę i odciągnął do tyłu. Prychnęła jak kot.

- Zapomniałeś, że nie mam opaski i nie potrzebuję rąk?! Łapcie się czegoś, panowie!

- Idiotka! – zawołał Ferez.

Skok w hiperprzestrzeń nastąpił gwałtownie, bez wymaganych wcześniejszych przygotowań i zabezpieczeń. Obrazy egzosfery i zbliżającej się przestrzeni rozmyły się, zastąpione jasnym światłem i czarnymi punktami na bocznych szybach. Statkiem rzuciło na boki, potężne turbulencje wstrząsnęły pokładem.

Ferez zasłonił oczy pięciopalczastymi dłońmi. Nie chciał wiedzieć, o co się rozbiją. Zerknął. Zresztą, co mu pozostało? Spojrzy śmierci w oczy jak na mężczyznę przystało.

Derrus upadł na lewe ramię i zsunął się na ścianę, wrzeszcząc jak oszalały. Zostawił za sobą niewyraźny ślad krwi, sączącej się ze świeżo naruszonej rany. Usiadł i rozejrzał się mętnym spojrzeniem z początku nie czując niczego poza obezwładniającym bólem.

Vakar przeleciał w powietrzu i uderzył o ścianę kabiny. W głowie mu zaszumiało, mroczki zatańczyły przed oczami. Opróżnił płuca gwałtownie, kiedy Nitokris na niego wpadła. Odruchowo objął ją w pasie, była jego kluczem do zemsty. Viktim złapał powietrze z trudem. Inferno skręciło gwałtownie. Mężczyzna zsunął się po ścianie na prawy kraniec, uderzając prawym ramieniem o podwyższenie. Coś gruchnęło, poczuł palący ból promieniujący od barku. Zignorował go. Patrzył przed siebie i zastanawiał się, czy przeżyją.

Statkiem rzucało na wszystkie strony. Coś uderzyło w bok na wysokości niższych poziomów. Inferno przechyliło się lekko na lewą stronę, konstrukcja zadrżała, jakby zaraz miała się rozpaść. Nowa fala wstrząsów podrzucała okrętem w górę i w dół. Białe światło tunelu nadprzestrzennego rozbłysło oślepiająco, żeby zniknąć w oślepiającej kaskadzie barw.     

Fortsett å les

You'll Also Like

5.3K 545 44
Siedemdziesiąt lat po Wojnie Nuklearnej, która omal nie spowodowała zagłady gatunku ludzkiego, władzę na kontynencie sprawują Humanoidy. Syntetyczne...
174K 8.4K 55
fragment: ,,Ruszył w moją stronę, a ja się cofałam aż trafiłam plecami o ścianę. Nie czułam wielkiej radości, że wreszcie go zobaczyłam. Nie chciał...
112K 4.3K 34
North Beach Academy to elitarna szkoła dla oryginalnych uczniów. Nie chodzą tu wielkie umysły, dzieci polityków czy celebrytów, a młodzież z nadprzyr...
336 84 10
Jako córka głównodowodzącej w Ogrodzie 519 - będącego zarazem pierwszą i najważniejszą oazą ludzkości od czasu detonacji "Calineczki", bomby zawieraj...