Kryształowe serca

By augustadocher

10.8K 481 119

KSIĄŻKA WYDANA :) (wszelkie prawa zastrzeżone) Fabiana Czekaj dopiero wchodzi w dorosłość. Zdaje się jej, że... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Część 13
Ogłoszenie, ale nie parafialne ;)
I co słychać? Same dobre wieści :)

Rozdział 12

650 28 9
By augustadocher


Karim nie znosił takich sytuacji. Nie po to płacił Undenowi, żeby tłuc się do tego przeklętego Malmö, gdzie chyba zawsze padał deszcz. Jakby tego było mało, na miejscu okazało się, że problem został rozwiązany. Niestety, nie tak, jak to sobie wyobrażał Karim.

Hjalmar wezwał go pilnie, bo jak mówił, jeden z detektywów, niejaki oficer Reginelli pracujący przy sprawie dwóch „zgrillowanych" Marokańczyków, okazał się być wyjątkowo nadgorliwy. Grzebał, szukał i w końcu się doszukał. Zainteresował go samochód Avril, widoczny na nagraniu zdobytym od jednej ze szkół w Savonie. Oczywiście miejskie nagrania w tajemniczy sposób zaginęły, ostało się to szkolne nagranie plus drugie, tym razem zdobyte od sklepikarza, mającego swój mały butik niedaleko portu. Trzecim sukcesem był świadek: starsza pani, która z okna swojego mieszkania w budynku tuż przy porcie, widziała najpierw Marokańczyków, a później rudoblond dziewczynę.

Na nieszczęście oficera Reginellego, na obu nagraniach samochód był widoczny z boku i na tyle niewyraźnie, że niemożnością było odczytać numery z tablic rejestracyjnych. Ale drążył dalej, zawnioskował o nagrania z monitoringu okolicznych miasteczek, w tym również z miasta, gdzie pracowały ofiary, czując, że ten mały fiat 500 i jasnowłosa dziewczyna stanowią klucz do odkrycia sprawcy tej przerażającej zbrodni. Nie miał pojęcia, że nie tylko on skwapliwie i uparcie pracuje nad tą sprawą. Równie uparcie ludzie Undena nadzorowali każdy jego ruch. W końcu Hjalmar uznał, że trzeba nieco ostudzić zapędy Reginellego i skierować jego energię w inną stronę.

- Nie pochwalam takich metod - warknął Karim, ledwie usiedli po krótkim powitaniu. - Wyraźnie ci mówiłem.

Umówili się w jednym z podmiejskich moteli, żeby w spokoju pogadać. Hotel wybudowano na peryferiach miasta. Kiedyś kipiał życiem, dziś stał prawie pusty, strasząc sinoniebieską elewacją. To Unden wskazał to wyjątkowo paskudne miejsce. Teraz wstał, żeby nalać wody jednemu z najlepszych kontrahentów. Postawił przed Kasymowem szklankę, skrzyżował palce i wygiął je mocno. Ciszę obskurnego pokoju przeszył głośny trzask.

- Nie było innego wyjścia - odparł po chwili. - I nic się nie stało.

- Nic? - Karim przymrużył oczy. Był wrogiem wchodzenia w prywatne życie ludzi, którzy zaszli mu za skórę. Traktował to jako ostateczność i nie uważał, że tym razem było potrzebne. - Co z córką Reginellego?

- Żyje i ma się dobrze. To gówniara, ma piętnaście, może szesnaście lat i co tu kryć, jest klasową ofiarą, pewnie ze względu na małą atrakcyjność. Tęga, z trądzikiem i... - zamierzał dodać, że ma okropnego zeza i nosi okulary, ale przepaska na oku Kasymowa jakoś powściągnęła tę chęć. - Jeden z moich nowych udawał norweskiego turystę. Przystojny, młody. - Unden znacząco poruszał brwiami. - Zaczepił dziewczynę, pogadali trochę, poszli na kawę i ciastko, a nazajutrz w sobotę wybrali się na wycieczkę w okoliczne góry. Mała nie powiedziała rodzicom, gdzie się wybiera. Dosyć ostro ją wychowują, więc skłamała, że idzie do koleżanki. Pech chciał - pokazał palcami znak cudzysłowu - że po drodze zgubiła telefon.

- A twój człowiek nieszczęśliwie... - dopowiedział Karim.

- Nie zabrał swojego z hostelu. Spędzili całą noc w górach, bo zabłądzili. Rano udało się im odnaleźć drogę. Chłopak stwierdził, że boi się reakcji ojca panny Reginelli, więc przy rogatkach Savony dyskretnie się ulotnił, a dziewczyna wróciła do domu. Cała i zdrowa.

- Uwiódł ją? - zapytał Karim, sięgając po szklankę. Wypił kilka łyków, ani przez moment nie spuszczając wzroku z Undena.

- Nie pytałem. Nie wymagam od moich ludzi aż takich poświęceń - zażartował, przypominając sobie zdjęcie młodej Włoszki.

- Równie dobrze Reginelli mógł uznać to jako zwykły przypadek - zauważył Karim.

- Chłopak zapadł się pod ziemię. Nigdy nie nocował w żadnym hostelu, nikt go nie widział i o nim nie słyszał, ale zanim zniknął, ofiarował na pamiątkę córce Reginellego pięć pestek pomarańczy. Powiedział, że powinna je dać ojcu, żeby posadził je w ogródku przed domem.

- Pestki pomarańczy? - Karim potrząsnął głową, myśląc, że Undenowi coś odbiło.

- Nasz nadgorliwy Reginelli jest wielkim fanem Arthura Conana Doyle. Kiedyś, gdy będziesz miał czas, przeczytaj jedno z kryminalnych opowiadań tego autora.

- Ostrzeżenie? - domyślił się Karim.

- Tak. Subtelne, ale bardzo jasne. I co najważniejsze... - zawiesił głos - skuteczne. Wczoraj Reginelli złożył do przełożonego wniosek o umorzenie sprawy ze względu na brak dowodów. Jego służbowy komputer jest czysty, sam wszystko usunął. Doszły mnie słuchy, że rozważa wcześniejsze przejście na emeryturę. - Hjalmar wstał i rozejrzał się wokół z widocznym obrzydzeniem. Pokój był wyjątkowo obskurny. Pod sufitem cicho brzęczała na wpół-wypalona świetlówka, a pościel leżąca na dwóch wąskich tapczanikach, pamiętających z pewnością czasy Olofa Palmego, choć wyprana, wypełniała pomieszczenie stęchłym zapachem. - Mieli tu rozlokować imigrantów, ale uznali, że budynek nie spełnia standardów - rzucił informacją zasłyszaną od portiera.

- To wszystko z Reginellim? - Karim zignorował ostatni wtręt.

- Tak. - Unden wyciągnął przed siebie skrzyżowane w palcach dłonie, znów strzelił stawami i usiadł naprzeciw Kasymowa. - Jeszcze zostały nam...

- Ile? - przerwał Karim, z odrazą patrząc na jego twarz, do złudzenia przypominającą absurdalnie powiększoną niemowlęcą buzię: gładką, okrągłą, z maleńkimi oczkami i otoczoną wianuszkiem blond loczków. Brzydził się Undenem bardziej, niż ten tym nędznie wyposażonym pokojem. I nie chodziło o fizjonomię, tylko o to, co potrafił uczynić Unden dla pieniędzy.

Hjalmar Unden wyjął telefon, wystukał na klawiaturze kwotę i pokazał Karimowi.

- Tyle. W Euro.

- Okej. Jak ostatnio?

- Tak.

- Jutro będziesz miał całość - powiedział Karim, wstając.

- Chan... - wygłosił z emfazą Hjalmar. - Interesy z tobą, to prawdziwa przyjemność...

***

Cap Martin powitało Karima upałem, ale nie narzekał. Po zalanej deszczem Szwecji, południe Francji zdawało się być jeszcze piękniejsze, niż zazwyczaj. Mimo to, czuł w piersiach nieznośny ciężar, gdy mijał bramę wjazdową, a przed oczami pojawił się budynek rezydencji. Wiedział, że na drugim piętrze, w sypialni na końcu korytarza, śpi Fabiana. Przez te kilka dni spędzonych również w interesach nie miał czasu, żeby o niej pomyśleć. A może po prostu nie chciał? Odsuwał w głowie wszystko, co jej dotyczyło.

Ciągle się wahał, czy słusznie postąpił zostawiając w pokoju z numerem 6 drugie urządzenie nagrywające wszystkie rozmowy, które toczyły między sobą Alija i Fabiana. Czasami lepiej było nie wiedzieć pewnych rzeczy. Nieraz się o tym przekonał. Mógł nie odsłuchiwać nagrań, skasować je z dysku, przecież tylko on miał do nich dostęp, a mimo to nie mógł się oprzeć i często zakładał słuchawki, włączał nagranie, bieżące lub archiwalne i słuchał.

Pierwsze, co zrobił po powrocie, to zamknął się w gabinecie i uruchomił odczyt. Musiał przyznać, że wstrząsnęła nim rozmowa o Vivane, o jej śmierci i o tym, jak postrzegają go Alija i Fabiana, zwłaszcza ta ostatnia. Oczywiście, gdyby mógł, zrugałby swoją podwładną, choć nie dało się ukryć, że parsknął śmiechem przy zapchlonym psie. Rozumiał jej emocje i podziwiał za opanowanie, gdy opowiadała o wypadku Viv. Mimo to, uważał, że nie powinna tak lekceważąco się o nim wyrażać. „Zapędziłeś się w kozi róg - uznał w duchu. - Albo nauczka dla Aliji i wiążąca się z nią dekonspiracja, albo udajesz, że o niczym nie wiesz".

Postanowił odłożyć w czasie decyzję. Tak samo jak upchnął gdzieś w zakamarkach pamięci nie do końca zrozumiałe dla niego słowa Fabiany o tym, jak zajmuje jej myśli. Pozostawała jeszcze kwestia, czy powinien ją przeprosić za swój wybuch na przyjęciu u Igora, ale to również nie miało sensu, zwłaszcza, że minęło już kilka dni i emocje na pewno opadły. „Bez przesady, nic się nie stało" - utwierdzał się w przekonaniu, że to zbędne. Ale ciężko zagłuszyć głos sumienia, który dziwnym trafem brzmiał łudząco podobnie do piskliwego skrzeku madame Benoit.

Cały dzień spędził w gabinecie. Prawie z niego nie wychodził. Zegar pokazał pierwszą w nocy, gdy coś go tknęło. Podszedł do okna i wtedy ujrzał Fabianę. Rzadko wychodziła do ogrodu o tej godzinie. Z reguły kładła się przed północą. Przez chwilę stał i wpatrywał się w jej przygarbione plecy. Siedziała na niewielkim wzgórku i patrzyła w stronę zatoki. Księżyc wisiał nad nią, niczym wielki okrągły klosz z mlecznego szkła. Karim otworzył drzwi na taras i wyszedł.

Stąpał dosyć głośno, żeby go usłyszała i nie wystraszyła jego obecnością.

- Dobry wieczór - przywitał się, stając nad nią.

- Dobry wieczór - odparła, podnosząc głowę. Miała zgryźliwie dodać, że Karim chyba się przed nią ukrywa, skoro dopiero teraz go widzi, ale ostatecznie spasowała, myśląc, że to żałosne sugerować, że zależy jej na jego zainteresowaniu i towarzystwie.

- Mogę się przysiąść? - zapytał, choć już prawie zajął miejsce obok niej.

- Pozwalam, choć to nie mój trawnik.

- Gastona? - zażartował.

- Kiedy wróciłeś? - zapytała pozornie od niechcenia, choć dobrze wiedziała, że Radik rano pojechał na lotnisko.

- Miałem dużo pracy.

- Uhm - mruknęła po chwili. - Słyszysz? Ktoś śpiewa. Czasami słyszę ten głos. Jest piękny - westchnęła, rozmarzona. - Ten ktoś przygrywa sobie na jakimś instrumencie, ale nie potrafię go rozpoznać. Brzmi trochę jak mandolina.

- To Rachat śpiewa.

- Rachat? - spytała ze zdziwieniem.

- Rozczarowana? - Zaśmiał się Karim. - Myślałaś, że to coś romantycznego?

- A co, jeśli tak?

- Życie rzadko jest romantyczne.

- Może dlatego podobają mi się te pieśni. Brzmią tak... tęsknie? - Fabiana objęła kolana i wsparła między nimi brodę. - Na pewno są o miłości. Niespełnionej - dodała, patrząc przed siebie.

- To pieśni pasterskie. Rachat gra na kobyzie, albo na dombrze. To drugie rzeczywiście podobne jest trochę do mandoliny - stwierdził Karim rzeczowym tonem.

- Wszystko zepsułeś - mruknęła bardziej do siebie, niż do niego.

- Mam sobie pójść?

- To twój dom, twój ogród i twój trawnik.

- Trawnik jest Gastona - odpowiedział na jej docinek.

- Gdy byłam mała, mama często czytała mi na głos. Miała taką starą książkę z baśniami, z czasów swojego dzieciństwa. Jedna z tych historii opowiadała o pięknej młodej dziewczynie, córce bogacza. Żyła w pałacu, wokół którego roztaczał się cudowny ogród, otoczony wysokim murem - powiedziała po chwili Fabiana.

- Brzmi znajomo. - Karim parsknął cicho pod nosem.

- Dziewczyna spędzała całe dnie na spacerach, podziwianiu swojej urody, czasami pielęgnowała kwiaty, a czasami po prostu nic nie robiła. Siadała na trawniku i patrzyła na roztaczające się przed nią piękno i myślała o tym, co za murem. Niestety, surowy ojciec nie pozwalał jej nigdy opuszczać ogrodu. Kiedyś, zaciekawiona, spytała swoją nianię, jacy są ludzie za murem, ale staruszka nie odpowiedziała. Zakazał jej tego ojciec dziewczyny. Chciał uchronić ukochaną jedynaczkę od zetknięcia się z biedą, cierpieniem i niebezpieczeństwem.

- Niezły z ciebie bajarz - powiedział Karim, przysuwając się bliżej, żeby nie uronić ani słowa tej historii.

- Któregoś dnia dziewczyna usiadła na małej ławeczce, tuż nad stawem, żeby powitać wschodzący księżyc. I wtedy usłyszała głos. Ktoś śpiewał, jakiś młody mężczyzna. Śpiewał o miłości, o tęsknocie za swoją ukochaną. Tak było przez kilka kolejnych wieczorów. Dziewczyna czuła, że ten tajemniczy śpiewak śpiewa o niej. Chciała go poznać, ale jak miała to zrobić, skoro ojciec nie pozwalał jej opuścić ogrodu?

- To już koniec? - zapytał po chwili Karim.

- Nie. To połowa tej historii. Przypomniała mi się, bo... - Fabiana przymknęła oczy. Pod powiekami czuła piasek, a serce ścisnęła tęsknota za mamą i beztroskim dzieciństwem.

- Ten wieczór, śpiew Rachata... - zagaił Karim.

- Ech, pewnie myślisz, że jestem sentymentalną idiotką? - westchnęła cicho.

- Chciałbym usłyszeć całą baśń.

- Jest bardzo smutna. I źle się kończy - odpowiedziała po chwili Fabiana.

- Co było dalej z tajemniczym śpiewakiem? - ponaglił ją łagodnie.

- Niestety, pewnego dnia zamilkł. Córka bogacza bardzo się zaniepokoiła. Na szczęście po paru dniach znów dobiegł ją głos młodzieńca. Postanowiła, że koniecznie musi go poznać. Poprosiła ojca, żeby odnalazł śpiewaka. Jego służący znaleźli go nad rzeką. Okazało się, że to biedny rybak. Przywlekli go do pałacu i przyprowadzili przed oblicze dziewczyny.

- Rozgniewała się?

- Tak. Myślała, że będzie księciem z bajki, bogaczem jak jej ojciec, a tu? Stanął przed nią nędzarz. Mówił, że słyszał o jej urodzie i dlatego śpiewał dla niej te miłosne pieśni. Powiedział, że w jego snach i marzeniach nie była nawet w połowie tak piękna, jak w rzeczywistości.

- A ona?

- Kazała go wygnać precz. Wieczorem spytała nianię, czy postąpiła słusznie. Próbowała się wytłumaczyć. On nic mi nie mógł dać, mówiła, a wtedy niania odpowiedziała, że chciał jej ofiarować coś najcenniejszego. Swoje serce. Niestety, gdy wrócił nad rzekę, do swoich sieci, to odtrącone serce pękło i zmieniło się w kryształ. Był przepiękny, twardy niczym najtwardsza skała, a jednocześnie kruchy i delikatny. Rodzina chłopca przechowywała ten kryształ jak największy skarb, ale któregoś dnia zabrano im go, bo nie mieli czym zapłacić podatków. Bogacz odkupił od poborców kryształowe serce, kazał je wydrążyć i powstałą czarkę ofiarował córce. Gdy pierwszy raz się z niej napiła, znów usłyszała głos młodzieńca. Poprosiła ojca, żeby powtórnie go odnalazł, ale ojciec się nie zgodził. Już raz go znalazłem, a ty kazałaś go wyrzucić, powiedział rozgniewany kaprysami córki. Rozpłakała się, czując, że właśnie straciła coś najcenniejszego w życiu. Jej łza spadła na czarkę, a wtedy kryształowe serce rybaka pękło po raz drugi. Dziewczyna zerwała się z miejsca i wybiegła z pałacu, dotarła do bramy i opuściła piękny ogród ojca na zawsze.

- To koniec? - wychrypiał Karim.

- Mama nigdy nie potrafiła mi wytłumaczyć, dlaczego tak się skończyła ta baśń, ale ja myślę, że ona poszła go szukać, choć wiedziała, że nigdy nie znajdzie swojego śpiewaka. Smutne, prawda? - Fabiana zerknęła na Karima. Siedział i wpatrywał się w morze i odbijający się w tafli wody księżyc.

- Smutne.

- Uwielbiałam tę baśń. Może dlatego, że jest taka prawdziwa. Szukamy szczęścia, podążamy za nim, choć wiemy, że już nigdy go nie znajdziemy.

- A co, jeśli to poszukiwanie staje się naszym celem? - zapytał filozoficznie Karim. - Wiem, pewnie myślisz, że to głupie. Trzeba w końcu uwierzyć, że kogoś już nie ma. Uwierzyć w stratę, przestać szukać. I żyć dzień po dniu...

- Alija wszystko mi powiedziała - wyznała po dłuższym milczeniu Fabiana.

- Domyśliłem się.

- Przykro mi.

- Dziękuję - odparł.

- Ile miała lat?

- Gdy ją poznałem, skończyła siedemnaście.

- Och... - szepnęła Fabiana. - To jeszcze... - chciała dodać „dziecko", ale Karim jej przerwał.

- Nie myśl, że jestem jakimś dewiantem. To raczej Viviane mnie uwiodła, nie ja ją. Wzięliśmy ślub niedługo po jej osiemnastych urodzinach - wyjaśnił.

- Nie wyglądasz na kogoś, kogo da się łatwo uwieść.

- Może miała większe doświadczenie? - zażartował, choć ta kwestia zawsze tkwiła cierniem w jego sercu.

- Przeszkadzało ci, że nie byłeś jej pierwszym? - domyśliła się Fabiana i z zainteresowaniem zerknęła na Karima. Chciała zarejestrować nawet najsłabszy cień reakcji, malujący się na jego twarzy.

- Trochę tak - przyznał od razu. - W naszej kulturze...

- Nadal byłabym niewinną panienką. Jak Alija - dodała z lekką nutą ironii.

- Uważasz, że to złe? - Przymrużył oko i spojrzał na nią, nie kryjąc swojej dezaprobaty.

- Uważam, że to hipokryzja, wymagać od kobiet niewinności, podczas gdy samemu... - ucięła. Wzruszyła ramionami, bo nagle dotarło do niej, że pouczanie go nie ma sensu. Już dawno zrozumiała, że takim ludziom jak Karim, do akceptacji równouprawnienia jest równie daleko, jak ziemianom na Marsa. - Czemu nie zwiążesz się z jakąś kobietą ze swojej kultury? - zapytała, czując jak jej serce przyspiesza.

- Chcesz mnie sprowokować? - Potrząsnął głową i uśmiechnął się pod nosem.

- To dziecinnie łatwe - powiedziała, a gdy zauważyła jak wyraźnie drgnął na te słowa, dodała, że zna to z autopsji.

- Gniewasz się na mnie - ni to stwierdził, ni zapytał.

- Któryś raz zadajesz mi to pytanie, a może wystarczyłoby powiedzieć „przepraszam" - odparła. - Wiem, dlaczego tak zareagowałeś, ale to nie usprawiedliwia takich zachowań - oznajmiła twardo. - Nic nie usprawiedliwia przemocy. Zwłaszcza wobec kogoś słabszego lub zależnego od ciebie.

- Przemocy? - żachnął się wyraźnie. - O czym ty gadasz, dziewczyno?

- No właśnie. O czym ja mówię? - Pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie spuszczała z niego oka. Potarł mocno okaleczony policzek, przeciągnął dłonią po czole, żeby za moment jeszcze raz docisnąć ją do drgającego mięśnia tuż nad żuchwą. Robił tak zawsze, gdy się czymś zdenerwował. Już dawno zdążyła to zauważyć. - Chyba jednak wiesz, o czym. Takie blizny goją się znacznie dłużej, niż te na ciele.

- Idzie burza. Błyska się. - Wskazał brodą na niebo nad północną częścią ogrodu.

- Ach tak - mruknęła.

- Boli na zmianę pogody. - Ponownie rozmasował skórę nad załamaniem linii szczęki.

- Uhm.

- Powinnaś iść spać. Jest późno. - Wstał i z niepokojem zerknął w niebo coraz mocniej zasnute chmurami. - Chodź.

- Jeszcze chwilę tu posiedzę - odparła, udając, że nie zauważyła jego wyciągniętej ręki.

- To nie była propozycja - powiedział ostrzegawczo.

- Rozumiem. - Fabiana wstała, choć z demonstracyjnie okazywanym ociąganiem. Otrzepała szorty z trawy, potarła ramiona, bo nagle zrobiło się jej nieprzyjemnie chłodno. - Dobranoc. - Skinęła głową, ominęła stojącego jej na drodze Karima i poszła w stronę rezydencji.

- Dobranoc - dobiegło ją zza pleców.

******

Przypisy:

Olof Palme - szwedzki polityk, premier Szwecji w latach 1969-1976 oraz 1982-1986.

Kobyz - kazachski instrument smyczkowy, z dwiema strunami wykonanymi z końskiego włosia

Dombra - kazachski instrument strunowy szarpany, podobny budową i brzmieniem do mandoliny

Dar rzeki Fly, wydawnictwo Nasza Księgarnia, rok 1973, baśń wietnamska pt. Kryształowe serce



Continue Reading

You'll Also Like

47.5K 5K 3
Historia Molly McCann i Aresa Hogana.
91.2K 7.6K 30
[Okładkę wykonała @Stokrotka_22_11] Hazel Gonzales, to utalentowana, ale zamknięta w sobie siedemnastolatka, która przenosi się do elitarnej szkoły s...
111K 3.4K 27
„ Na własne życzenie weszłam w ogień, który sami rozpalili „ Zawsze myślałam, że życie jest piękne. Jako mała dziewczynka nie mogłam na nic narzekać...
13K 1.6K 14
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...