Rozdział 12

650 28 9
                                    


Karim nie znosił takich sytuacji. Nie po to płacił Undenowi, żeby tłuc się do tego przeklętego Malmö, gdzie chyba zawsze padał deszcz. Jakby tego było mało, na miejscu okazało się, że problem został rozwiązany. Niestety, nie tak, jak to sobie wyobrażał Karim.

Hjalmar wezwał go pilnie, bo jak mówił, jeden z detektywów, niejaki oficer Reginelli pracujący przy sprawie dwóch „zgrillowanych" Marokańczyków, okazał się być wyjątkowo nadgorliwy. Grzebał, szukał i w końcu się doszukał. Zainteresował go samochód Avril, widoczny na nagraniu zdobytym od jednej ze szkół w Savonie. Oczywiście miejskie nagrania w tajemniczy sposób zaginęły, ostało się to szkolne nagranie plus drugie, tym razem zdobyte od sklepikarza, mającego swój mały butik niedaleko portu. Trzecim sukcesem był świadek: starsza pani, która z okna swojego mieszkania w budynku tuż przy porcie, widziała najpierw Marokańczyków, a później rudoblond dziewczynę.

Na nieszczęście oficera Reginellego, na obu nagraniach samochód był widoczny z boku i na tyle niewyraźnie, że niemożnością było odczytać numery z tablic rejestracyjnych. Ale drążył dalej, zawnioskował o nagrania z monitoringu okolicznych miasteczek, w tym również z miasta, gdzie pracowały ofiary, czując, że ten mały fiat 500 i jasnowłosa dziewczyna stanowią klucz do odkrycia sprawcy tej przerażającej zbrodni. Nie miał pojęcia, że nie tylko on skwapliwie i uparcie pracuje nad tą sprawą. Równie uparcie ludzie Undena nadzorowali każdy jego ruch. W końcu Hjalmar uznał, że trzeba nieco ostudzić zapędy Reginellego i skierować jego energię w inną stronę.

- Nie pochwalam takich metod - warknął Karim, ledwie usiedli po krótkim powitaniu. - Wyraźnie ci mówiłem.

Umówili się w jednym z podmiejskich moteli, żeby w spokoju pogadać. Hotel wybudowano na peryferiach miasta. Kiedyś kipiał życiem, dziś stał prawie pusty, strasząc sinoniebieską elewacją. To Unden wskazał to wyjątkowo paskudne miejsce. Teraz wstał, żeby nalać wody jednemu z najlepszych kontrahentów. Postawił przed Kasymowem szklankę, skrzyżował palce i wygiął je mocno. Ciszę obskurnego pokoju przeszył głośny trzask.

- Nie było innego wyjścia - odparł po chwili. - I nic się nie stało.

- Nic? - Karim przymrużył oczy. Był wrogiem wchodzenia w prywatne życie ludzi, którzy zaszli mu za skórę. Traktował to jako ostateczność i nie uważał, że tym razem było potrzebne. - Co z córką Reginellego?

- Żyje i ma się dobrze. To gówniara, ma piętnaście, może szesnaście lat i co tu kryć, jest klasową ofiarą, pewnie ze względu na małą atrakcyjność. Tęga, z trądzikiem i... - zamierzał dodać, że ma okropnego zeza i nosi okulary, ale przepaska na oku Kasymowa jakoś powściągnęła tę chęć. - Jeden z moich nowych udawał norweskiego turystę. Przystojny, młody. - Unden znacząco poruszał brwiami. - Zaczepił dziewczynę, pogadali trochę, poszli na kawę i ciastko, a nazajutrz w sobotę wybrali się na wycieczkę w okoliczne góry. Mała nie powiedziała rodzicom, gdzie się wybiera. Dosyć ostro ją wychowują, więc skłamała, że idzie do koleżanki. Pech chciał - pokazał palcami znak cudzysłowu - że po drodze zgubiła telefon.

- A twój człowiek nieszczęśliwie... - dopowiedział Karim.

- Nie zabrał swojego z hostelu. Spędzili całą noc w górach, bo zabłądzili. Rano udało się im odnaleźć drogę. Chłopak stwierdził, że boi się reakcji ojca panny Reginelli, więc przy rogatkach Savony dyskretnie się ulotnił, a dziewczyna wróciła do domu. Cała i zdrowa.

- Uwiódł ją? - zapytał Karim, sięgając po szklankę. Wypił kilka łyków, ani przez moment nie spuszczając wzroku z Undena.

- Nie pytałem. Nie wymagam od moich ludzi aż takich poświęceń - zażartował, przypominając sobie zdjęcie młodej Włoszki.

Kryształowe sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz