Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAW...

Namadine tarafından

31.3K 2.7K 779

Wskutek nieszczęśliwego wypadku młoda studentka w niewyjaśniony sposób odbywa podróż w czasie i przenosi się... Daha Fazla

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział dziesiąty

1K 114 43
Namadine tarafından

Szlachetna, chińska porcelana ozdobiona ręcznie malowanymi wzorami przedstawiającymi kwiaty i ogrody zdawała się niemalże lśnić, a znajdujące się na niej śniadanie pachniało tak wyśmienicie, że samo przekroczenie progu jadalni błyskawicznie rozbudzało zmysły. Srebrne sztućce z misternie wykonanymi zakończeniami leżały ustawione po bokach talerza, wypolerowane tak dokładnie, że mogłam dostrzec w nich swoje odbicie, na które kilka razy spojrzałam nie mając pojęcia, gdzie podziać wzrok będąc w tak niezręcznej sytuacji, jaką był wspólny posiłek z hrabią Phantomhive.

Było to moje pierwsze śniadanie jedzone w czymkolwiek towarzystwie odkąd odwiedzający rezydencję lekarz oznajmił, że mogę już bez obaw normalnie funkcjonować i zajmować się swoimi obowiązkami, o ile tylko nie będą one wymagały zbytniego nadwerężania się. Już następnego dnia po jego wizycie zostałam obudzona wcześnie rano, by zdążyć się przygotować i godnie uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu, jakie nie każda z pracujących tutaj osób miała sposobność kiedykolwiek przeżyć. Ostatecznie powitałam hrabiego z serdecznym uśmiechem na ustach ubrana w niezbyt skomplikowaną, acz elegancką sukienkę o wysokim kołnierzyku i zaledwie chwilę po tym, jak usiadłam przy stole, kamerdyner wniósł do jadalni nasze dzisiejsze śniadanie składające się na jeden z najbardziej ekskluzywnych posiłków, jakie miałam okazję jeść. Delikatna jajecznica z ziołami, serowe paszteciki w chrupiącej panierce, tosty, omlet z kremem i owocami, croissanty z nadzieniem z konfitury oraz kawa, które Sebastian nazywał po kolei stawiając przede mną kolejne talerze, wyglądały jak z bajki, a pachniały tak wyśmienicie, że pomimo ich dużej ilości postanowiłam koniecznie spróbować każdego z nich.

Kamerdyner zdawał się nie zauważyć tego, jak moje mięśnie odruchowo się napięły, gdy tylko znalazł się blisko mnie, sprawnie serwując posiłek, a na wypowiedziane przeze mnie podziękowanie wyprostował się, uśmiechnął z politowaniem i dyskretnie pokręcił głową dając mi tym samym do zrozumienia, że najwidoczniej tego typu słowa nie były przeznaczone dla zwykłego służącego. Sprawiło to, że poczułam się jeszcze bardziej zmieszana.

Mój stres tak naprawdę dał o sobie znać w chwili, gdy hrabia rozkazał zamknąć drzwi do jadalni, w której miała zostać tylko nasza trójka, a gdy wejście faktycznie zostało zablokowane przez Sebastiana i stanął on u boku Ciela niczym złowrogi cień, spróbowałam ze wszystkich sił skupić się na jedzonym właśnie kruchym rogaliku i lekko gorzkawym smaku kawy.

- Sebastian wszystko mi opowiedział. – Słowa Ciela, które tak nagle rozbrzmiały w wysokiej sali sprawiły, że minimalnie podskoczyłam na obitym ciemną tkaniną krześle i natychmiast na niego spojrzałam.

Hrabia patrzył na mnie teraz z uwagą, lecz także lekkim znudzeniem, trzymając w dłoniach filiżankę herbaty. Sebastian natomiast, cały czas stanowiący dla niego ponure, mroczne tło z zainteresowaniem oczekiwał, jak dalej potoczy się ta rozmowa.

- Tak? – zapytałam nieśmiało i szybko dodałam: - To chyba dobrze...

- Istotnie – kontynuował, nie zwracając uwagi na moją reakcję. – Przez ostatnie miesiące miałem odrobinę czasu wolnego, dowiedziałem się więc paru rzeczy na nurtujący ciebie temat i uznałem, że mogą cię one zainteresować.

- Bardzo dziękuję, paniczu – oznajmiłam, po raz pierwszy od tak długiego czasu czując dreszcz pozytywnej ekscytacji, w myślach przyznając, że w końcu miałam do czynienia z Psem Królowej, a więc zdobyte przez niego informacje z pewnością okażą się przydatne.

- Przede wszystkim warto zaznaczyć, że skoro przestały nas obowiązywać pewnego rodzaju konwenanse to liczę na twoją szczerość, zarówno w tej, jak i każdej innej kwestii, ufam, że jest to dla ciebie zrozumiałe. – Wbił we mnie wyczekujące, nie znoszące sprzeciwu spojrzenie jedynego odkrytego oka, podczas gdy drugie wciąż pozostawało zasłonięte przepaską skrywającą dowód jego kontraktu z demonem.

- Oczywiście. – Przystałam na jego propozycję bez krztyny wątpliwości, nie tylko dlatego, że wydawała mi się ona być wyjątkowo korzystna, lecz także przez wzgląd na bacznie obserwującego rozwój wydarzeń Sebastiana, którego obecność wpływała na mnie raczej krępująco.

- Doskonale. – Odstawił filiżankę na spodeczek i oparł brodę na splecionych dłoniach, łokcie kładąc na brzegu stołu. – Z relacji Sebastiana wynika, że mężczyzna, którego tak uparcie chciałaś śledzić, w gruncie rzeczy od początku śledził ciebie. To nie ty zobaczyłaś go na ulicy jako pierwsza, lecz on dojrzał ciebie – i czekał aż go zauważysz, mam rację?

Przytaknęłam powoli.

- Fakt, że do tej pory nie udało ci się odbyć z nim ani jednej zwyczajnej rozmowy prowadzi do dość oczywistej konkluzji, że zadaniem zarówno jego, jak i tamtych ludzi, którzy zdają się dla niego pracować było uprowadzenie ciebie.

- Uprowadzenie? – powtórzyłam, marszcząc brwi.

- Porwanie – wtrącił Sebastian, najwidoczniej gotów interweniować, gdybym nie była w stanie zrozumieć angielszczyzny Ciela.

Zastanowiłam się przez chwilę. Wniosek hrabiego był prosty i naraz całkowicie oczywisty, aż wzdrygnęłam się na myśl, że jednym z moich ostatnich lekkomyślnych pomysłów była samodzielna pogoń za tamtym człowiekiem w środku nocy przez opuszczone ulice Londynu.

- Zostawił mnie wtedy – zauważyłam, mając nadzieję, że chłopiec ma wyjaśnienie także i na to. – Pobił mnie i uciekł.

Zanim jednak zdążyłam uzyskać jakąkolwiek odpowiedź, mój wzrok odruchowo padł na kamerdynera, który teraz sprawiał wrażenie jeszcze bardziej zadowolonego z siebie niż zazwyczaj.

Oczywiście, skoro miał pod sobą ludzi wyposażonych w broń na demony, musiał zauważyć obecność Sebastiana i wiedząc, z czym miał do czynienia najzwyczajniej w świecie się go przestraszył, był to jedyny powód, dla którego wciąż byłam bezpieczna w rezydencji, a nie przetrzymywana nie wiadomo gdzie, albo w najgorszym przypadku nawet martwa.

- Próbował cię gdzieś wyprowadzić, możliwe, że miał przygotowaną pułapkę – kontynuował Ciel. – Przypuszczam, że zależało mu na dyskrecji. Sebastian zbadał tropy z baru, do którego się udaliście i zgodnie z nimi poprowadził cię na cmentarz, teraz jednak wiemy, że według ich planu to nie tam miałaś się udać, gdy próbowałaś podążać za tym człowiekiem.

- Jeden z nich – wtrąciłam, gdy hrabia zrobił krótką przerwę w swoich wyjaśnieniach, uznawszy, że tego faktu kamerdyner mógł nie znać i tym samym go nie zrelacjonować – podszedł do mnie, gdy byłam ranna w tamtym magazynie. Nie sprawiał wrażenia wrogo nastawionego, wręcz przeciwnie, powtarzał, że chce mi pomóc...

- Mimo to nie wzbudził twojego zaufania na tyle, byś choć minimalnie opuściła broń – dodał Sebastian.

- Wcześniej natomiast, kiedy mnie postrzelili, odniosłam wrażenie, że pokłócili się między sobą – kontynuowałam.

- Istotnie, o ile mnie słuch nie mylił to cała reszta była wyjątkowo sceptycznie nastawiona do tak nietrafionego strzału, wyraźnie zaplanowali przecież, by celować w nogi.

Przełknęłam ślinę.

- Co tylko potwierdza moją teorię – mruknął Ciel, opadając na miękkie oparcie krzesła. – Od początku do samego końca starali się gdzieś ciebie sprowadzić, jak nie perswazją to siłą.

Upiłam łyk chłodnej już kawy, czując, jak zaschło mi w gardle od tych niezbyt przyjemnych nowin. Mimo wszystko musiałam przyznać, że jak na dwie próby porwania czułam się raczej wolna.

- Teraz chyba już nie dowiemy się gdzie ani po co? – zapytałam niepewnie.

- Możemy się dowiedzieć – oznajmił hrabia. – Udało mi się znaleźć jeszcze co najmniej trzy osoby, które mogły mieć z tym wszystkim coś wspólnego.

- W dalszym ciągu pozostaje też ten mężczyzna, od którego wszystko się zaczęło.

- Otóż to. Niewykluczone, że pomimo dość sporej straty w ludziach nie zamierza odpuścić, warto więc mieć się na baczności, gdy tylko znów znajdziesz się w Londynie.

- Albo... - zaczęłam i zamilkłam wbijając wzrok w kubek kawy, niepewna, czy chciałam, aby pomysł, który naprędce wpadł mi do głowy wyszedł na jaw.

- Albo? – ponaglił Ciel.

- Albo tym razem mogłabym dać się złapać i zbadać dokładnie, o co chodzi – mruknęłam nie podnosząc wzroku, spodziewając się krytycznego komentarza, który, naturalnie, nadszedł.

- To raczej niebezpieczne rozwiązanie – stwierdził hrabia, ale w jego głosie dało się wyczuć nutkę zainteresowania.

- Jestem pewna, że on wie, jak się tutaj dostałam, nie ma absolutnie żadnego innego powodu, by mnie ścigać, a skoro tak, to najpewniej zna także sposób, abym wróciła do domu. – Nasze spojrzenia się spotkały. – Muszę z nim porozmawiać chociaż raz, dowiedzieć się, co tu się dzieje, a wątpię, by kiedykolwiek stał się bardziej skory do dyskusji skoro już teraz sprawia wrażenie człowieka, który prędzej połknąłby własny język niż zdradził swoje sekrety.

- I dlatego chcesz dobrowolnie oddać się w ich ręce, nie mając pojęcia, co dla ciebie szykują? – prychnął chłopiec.

- Masz jeszcze kamerdynera.

W odpowiedzi Ciel zachichotał z chłodną kpiną.

- Nie wiedziałem, że nagle zaczęłaś aż tak bardzo ufać mojemu kamerdynerowi.

- Ufam jego umiejętnościom.

- Dostatecznie, by oddać swoje zdrowie i życie w jego ręce?

Przez dłuższą chwilę nie powiedziałam nic, zerkając na przemian to na hrabiego, to na lokaja, usiłując uporządkować w głowie własne myśli i opanować piętrzące się wątpliwości.

- Jeżeli jest to niezbędne, abym miała choć minimalną szansę na powrót do domu to tak, dostatecznie. Poza tym... - Przesunęłam widelcem pojedynczą truskawkę leżącą na talerzu. – Wydaje mi się, że w największej mierze i tak wszystko zależy od twojej woli, paniczu.

Ciel spoważniał, tak jakby moje słowa go uraziły, w gruncie rzeczy jednak odniosłam wrażenie, że po raz pierwszy rozmawiał na tyle „otwarcie" z drugim człowiekiem o jego kontrakcie i sytuacja ta nieznacznie go peszyła.

- W rzeczy samej... - odparł. – Rozważę twoją propozycję. Tymczasem jednak chciałbym cię także poinformować o pew-

- Paniczu? – przerwałam mu, gdy tylko otarłam usta bawełnianą, białą serwetką, czując, że jeżeli nie wykorzystam szansy, by porozmawiać z nim spokojnie i jednocześnie uzyskać jego pełne zainteresowanie, to nie uda mi się tego osiągnąć jeszcze przez dłuższy czas. Starając się więc opanować szybko bijące serce, postanowiłam bezceremonialnie rzucić się na głęboką wodę, uznawszy, że w tej sytuacji i tak nie miałam już zbyt wiele do stracenia. – Chciałabym poruszyć jeszcze jedną kwestię, jeśli można.

- Słucham. – Wyraźnie niechętnie przymknął oko na to, że mu przerwałam.

- Chodzi o pewną drobną zawiłość, którą zauważyłam, a skoro panicz sam chciał, aby przestały nas obowiązywać pewne konwenanse... - Zrobiłam krótką pauzę, po raz ostatni rozważając wycofanie się z tej konwersacji, ostatecznie uznając, że lepiej będzie zaryzykować. – Zastanawiałam się, czy gdybym umarła te parę miesięcy temu to moja dusza także zostałaby zabrana przez Mrocznego Żniwiarza czy raczej zostałaby zawieszona w pustce, ponieważ teoretycznie jeszcze się nie urodziłam.

Cisza. Ani Ciel, ani Sebastian nie odezwali się ani słowem, albo oczekując aż powiem coś więcej, albo zastanawiając się nad poruszoną przeze mnie kwestią.

- Z drugiej strony natomiast – kontynuowałam, teraz nieco bardziej ochoczo, odruchowo mówiąc coraz szybciej – zaintrygowało mnie, czy po któregokolwiek z ludzi, którzy zginęli tamtej nocy także przyszedł Żniwiarz. Skoro oficjalnie jeszcze nie istnieję to nie mogłam przecież znaleźć się ani w podziemiach, ani w magazynie, a tym samym pośrednio doprowadzić do tego starcia. Być może data ich śmierci planowana była na kompletnie inny czas, a moje pojawienie się tutaj ją zaburzyło, a to by oznaczało, że zachwiałam swojego rodzaju równowagę. Ponadto, jeśli wziąć pod uwagę, że każda dusza ma przypisany sobie moment śmierci, wydaje mi się, że warto byłoby dowiedzieć się, czy moja przypada na obecny okres, czy przyszłość, w której oficjalnie żyję. Pierwsza opcja oznaczałaby bowiem to, że miałam zginąć jeszcze zanim się urodziłam... i że w gruncie rzeczy już nigdy nie wrócę do domu.

Ku mojemu zaskoczeniu, to Sebastian był pierwszym, który odezwał się po dłuższej chwili milczenia, która nastąpiła, gdy zakończyłam swój monolog.

- Istotnie, to dość ciekawa teoria – przyznał z pewną dozą dystansu. – Niemniej, wszelkie próby poznania przez śmiertelników daty swojej śmierci zwykle kończą się tragicznie.

- Taką samą opinię słyszałam odnośnie podróży w czasie, a jednak, chcąc nie chcąc, jestem tutaj.

- Żeby się tego dowiedzieć, trzeba będzie spotkać jakiegoś Mrocznego Żniwiarza, który okaże się chętny do współpracy. – Ciel wrócił do pierwotnego wątku. – A to raczej niemożliwe.

A Undertaker?, chciałam zapytać, lecz w porę ugryzłam się w język. Nie miałam pojęcia, czy w ogóle wiedzieli o jego prawdziwej tożsamości i wolałam nie ryzykować ujawnianiem takich rewelacji, woląc raczej zachować je na czarną godzinę.

- Nie istnieje więc żaden inny sposób, by się tego dowiedzieć? – zapytałam, licząc, że odpowiedź udzielona na to pytanie pozwoli mi nieco rozeznać się w sytuacji i tym, o czym mogłam swobodnie mówić, a jakie tematy lepiej było pomijać.

Hrabia zerknął na Sebastiana, jakby szukając u niego aprobaty lub poparcia, w rzeczywistości jednak dając mu nieme pozwolenie, by to on podjął dalszy wątek.

- Cóż – zaczął kamerdyner, w zamyśleniu dotykając ust czubkami palców – jeśli moje przypuszczenia są słuszne, to Mroczni Żniwiarze posiadają coś w guście listy, spisu wszystkich dusz, które mają zebrać w najbliższym czasie, gdyby więc nadarzyła się szansa, aby mieć do niej wgląd można by spróbować potwierdzić twoją teorię.

- Najłatwiej byłoby więc kogoś zabić – mruknął Ciel ze zwykłym dla siebie chłodem i obojętnością, który naraz wydał mi się być dość makabryczny w zestawieniu z jego młodym wiekiem.

- Chyba, że mam rację i Mroczni Żniwiarze nie pojawiają się tam, gdzie jestem ja, bo nie wiedzą, że ktoś zginął – odparłam. – W takim wypadku będziemy mieć większą szansę na powodzenie, jeśli po prostu znajdziemy się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.

- Być może warto spróbować – przyznał hrabia. – Sebastianie, ufam, że wszystko zrozumiałeś.

- Naturalnie, paniczu. – Kamerdyner skłonił się nieznacznie.

- Możemy więc uznać tę dyskusję za zakończoną, wrócimy do niej, gdy zdobędziemy kolejne poszlaki. – Ciel zrobił krótką przerwę, po czym zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Tymczasem wolałbym, abyś nie zrobiła na własną rękę niczego nierozsądnego i wszelakie dalsze decyzje dotyczące tej sprawy konsultowała z nami.

- Oczywiście, paniczu.

- Doskonale. Korzystając z okazji, chciałbym poinformować cię także o tym, że za kilka dni planuję wydać skromny bankiet, ponieważ dziś rano otrzymałem list z zapowiedzią wizyty moich krewnych oraz narzeczonej... - Odchrząknął, a na jego policzkach pojawił się ledwo dostrzegalny pąs. – Niemniej, moja droga ciotka z pewnością będzie chciała skorygować, jakimi ludźmi otaczam się we własnej posiadłości, będę więc oczekiwał, że postarasz się zachowywać możliwie jak najlepiej i zrobisz na nich przynajmniej znośne wrażenie. Sebastian już wie, że ma dopilnować, aby do tego czasu twoje maniery były nienaganne.

Opadł na miękkie oparcie fotela, a widząc moją – najwidoczniej – niezbyt zadowoloną minę, dodał:

- Niczyja opinia nie wpływa na to, kogo wybieram na swoje towarzystwo, więc bez względu na to, co usłyszysz nie zostaniesz stąd wyrzucona. Tym bardziej, że twoja obecność tutaj nie jest spowodowana zwyczajnym brakiem rąk do pracy, ufam jednak, że masz świadomość, aby o tym przy nich nie wspominać.

- Postaram się skupić na swojej pracy, jestem pewna, że w ten sposób uniknę jakichkolwiek ewentualnych konwersacji – mimowolnie odetchnęłam z ulgą; o wiele bardziej podobała mi się perspektywa biegania między kuchnią, a bawialnią ze stertami naczyń niż stres związany z odbyciem dyskusji z najprawdziwszą rodziną szlachecką.

- Nie, nie, źle mnie zrozumiałaś. – Serce błyskawicznie podskoczyło mi do gardła, gdy usłyszałam dalsze słowa Ciela. – Chcę, abyś figurowała tam jako mój gość.

Przez krótką chwilę patrzyłam się na niego z niedowierzaniem, jakby nie do końca dotarł do mnie sens wypowiedzianej przez niego sentencji.

- Ale dlaczego? – wykrztusiłam w końcu, niezbyt uprzejmie.

- Bo tak chcę.

Istotnie, była to iście najbardziej szlachecka rzecz, jaką do tej pory od niego usłyszałam, argument prosty i absolutnie niepodważalny.

- Poza tym, nie jest chyba żadną tajemnicą, że twoje umiejętności w kwestii usługiwania komukolwiek są raczej znikome, uznałem więc, że o wiele łatwiej będzie przedstawić cię jako moją daleką przyjaciółkę zza granicy, a bariera językowa i kulturowa sama zrobi swoje.

Musiałam przyznać mu rację. Chcąc nie chcąc, miałam szansę o wiele lepiej wypaść, uchodząc za zamożną, choć nie w pełni wyedukowaną młodą damę i licząc na to, że uśmiechem uda mi się zbyć wszystkich, którzy mogliby chcieć zadawać mi jakiekolwiek pytania, zaś w razie potrzeby zdać się na Ciela i pozwolić, by to on o mnie mówił.

- Paniczu? – zapytałam, gdy śniadanie dobiegło końca, a Sebastian zajął się zbieraniem zastawy i wynoszeniem jej do kuchni. – Jeśli wolno mi zapytać, kogo jeszcze zamierza panicz zaprosić na ten bankiet?

Hrabia spojrzał na mnie, a kącik jego ust drgnął na kształt złośliwego uśmiechu, tak jakby już w tamtej chwili odgadł, że za moim z pozoru niewinnym pytaniem mogło kryć się coś więcej.

- Nikogo, kogo byś znała. I nie, zapewniam, że nie masz powodów do obaw, nie zamierzam teraz prowokować żadnych niebezpiecznych sytuacji, a przynajmniej nie w swoim własnym domu.

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

6.4K 344 27
Lucyfer wielki król piekła, Alastor overlord który budzi a bardziej budził postrach oboje cierpią do siebie nienawiścią ale serce nie sługa. [shipy...
127K 5.8K 54
❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.
3.4K 489 22
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...
17.4K 1.4K 23
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...