Dramione: Więzień

By romuphy

99.4K 7.7K 5.6K

Jak to jest zabić dwadzieścia siedem osób i przez cztery lata nie powiedzieć ani słowa? More

1
2
3
4
5
6
8
9
10
11
12
13
14

7

5.9K 518 189
By romuphy

Plik złożony z pięćdziesięciu kartek runął z łoskotem na biurko, jakby kasztanowłosa dziewczyna chciała w ten huk wlać całą swoją złość i strach. Jej przełożony podniósł oczy i nawet nie drgnął, gdy plik strącił jego kubek, który upadł na podłogę, tłukąc się na dwie części.

- Hermiono?

- Rezygnuję - odpowiedziała natychmiast, zaciskając swoje małe piąstki i zdmuchując z twarzy loka. - Mam dość. Wolę do końca życia płaszczyć się przed Amandą.

Jackwin uniósł lekko brew i spojrzał na plik kartek.

- To twój raport?

- Tak.

- Sporo, jak na w zasadzie tylko trzy dni efektywnej pracy.

Znieruchomiała, gdy szef spojrzał na nią, uśmiechając się pobłażliwie. Miała ochotę nachylić się nad jego jasnym biurkiem i z całej siły przyłożyć mu w twarz. Nie dlatego, że był winny, tylko dlatego, że przez całe to zlecenie stała się kłębkiem nerwów, który wielokrotnie schodził na zawał. Zamiast tego jednak wyprostowała się i splotła ręce na piersi.

- To czubek.

- Przecież nic się nie stało - Jackwin podniósł się z łagodnym uśmiechem, ale Hermiona była zbyt roztrzęsiona, by dać się uspokoić jego głosowi. Cofnęła się i wycelowała z oskarżeniem palec w swojego szefa.

- Nie się nie stało?! Rzucił we mnie fotelem!

- Który odbił się od bariery i pierdolnął w niego samego... - dokończył na spokojnie Jackiwn, obchodząc biurko i opierając się o nie. Niedbale włożył dłonie do kieszeni. - Hermiono, dobrze wiesz, że Malfoy jest niepoczytalny. Dobrze wiesz, na co się pisałaś. Zgodziłaś się, podpisałaś kontrakt...

- Nie obchodzi mnie to, rzucam tę robotę - przerwała mu i odwróciła się, by odejść. Czarodziej złapał ją mocno za ramię. Obejrzała się. - Co?

- Zdajesz sobie sprawę, że podczas tych paru dni zrobiłaś więcej niż stu czterdziestu dwóch czarodziei przez ostatnie pięć lat?

Zamarła, próbując nie zmarszczyć czoła i nie zacisnąć pięści. Tak, zdawała sobie z tego sprawe. Wiedziała, że stała się kluczem. To było jasne w momencie, w którym Malfoy posłuchał jej rozkazu. Nie chciała jednak nim być. Wolała siedzieć w nudnym biurze i czytać notatki o akcjach aurorów i Brygady. Chciała dalej mieszkać w małym mieszkaniu i może kupić kota. Kota, nie psychopatę.

- Zgodnie z kontraktem, mam dwa tygodnie okresu próbnego, w którym mogę odstąpić od umowy - powiedziała spokojnie, patrząc uważnie w jego ciemne oczy. - Dwa tygodnie mijają dopiero za dwa dni.

- Według kontraktu potrzebna jest zgoda twojego przełożonego - odpowiedział jej równie beznamiętnym tonem i zrobił ruch głową, wskazując na plik, który mu przyniosła. - A ja widzę, że świetnie ci idzie.

- Nieprawda!

- Hermiono...

- On mnie zabije! - zawołała, czując, jak panika zaciska się na jej gardle. Przełknęła ślinę i opadła bezwładnie na krzesło naprzeciw biurka jej szefa. Jackwin zmarszczył brwi i przykucnął przy niej, łapiąc ją za dłoń. Zignorowała przyjemne ciepło bijące z jego palców.

- Hermiono, spójrz na mnie - podniosła na niego wzrok, nie rozumiejąc dlaczego się uśmiecha. - Taka silna i mądra z ciebie czarodziejka...

- Przestań - warknęła, wyrywając ręce. - Nie chcę już więcej słyszeć, że jestem mądra.

- To będzie jak - podniósł kieliszek, kołysząc czerwonym winem i przypatrując się rubinowym refleksom - obowiązek poprzez komplement. Ich słowa będą narzucać na ciebie wymagania. 

- Zawsze to robiły - zawiesiła wzrok na szklance wody, która stała obok białego talerza, na którym jeszcze pięć minut temu leżały grillowane ziemniaki i nóżka duszonej kaczki. Starała się nie słyszeć muzyki orkiestry i nie zwracać uwagi na kaszmirowe zasłony, śnieżnobiałe obrusy i smukłą, purpurową świecę, która stała na środku okrągłego stolika i pachniała wrzosami. Zamrugała, po raz setny tego wieczoru zdając sobie sprawę, że wygląda nieodpowiednio i niewystarczająco na taki przepych. Mogła chociaż założyć biżuterię. Albo podkreślić oczy czy usta. Albo założyć elegantsze buty. Przecież mówił, żeby ubrała sukienkę, mogła się domyśleć, że ciepłe trapery będą złym wyborem. Ale na dworze było tak chłodno...

- Granger.

Podniosła wzrok, napotykając rozbawione spojrzenie. Już nie trzymał kieliszka. W zasadzie trzymał ją za nadgarstek. Nadgarstek, który miała wpleciony we włosy.

- Puść te kłaki - uśmiechnął się, a ona wyplątała palce z kosmyków i zawstydzona poprawiła skromną, czarną sukienkę. - Co cię tak denerwuje?

- Mogłeś mi powiedzieć, gdzie będziemy jedli - burknęła, patrząc ze złością na filigranową blondynkę siedzącą przy stoliku naprzeciw, o elegancko spiętych włosach i z srebrną kolią wiszącą na szyi. Śmiała się melodyjnie, stukając pomalowanym paznokciem o kieliszek. Przeniosła zezłoszczone spojrzenie na blondyna. - Mogłeś mi powiedzieć, żebym ubrała szpilki.

- Ty chodzisz w szpilkach? - wydawał się szczerze zdziwiony, co tylko dolało oliwy do ognia.

- Oczywiście, że tak! Wyobraź sobie, że jestem kobietą!

Roześmiał się cicho, co skwitowała oburzonym sykiem. Pokręcił głową, składając machinalnie serwetkę i odkładając ją na bok. Splótł kulturalnie palce i lekko się do niej nachylił.

- Wyobraź sobie, że akurat tego nie muszę sobie wyobrażać. Widzę.

Nie wiedziała, czy to przez jego szczere spojrzenie, czy przez to, co powiedział, poczuła, jak cała złość z niej schodzi, a na jej policzki wpływają duże rumieńce. Odchrząknęła, odwracając wzrok, co skwitował rozbawionym parsknięciem. Z braku perspektyw upiła łyk wody.

- Oczywiście nie wyglądasz tak wykwintnie, jak oni - machnął lekko ręką i wyszczerzył się do niej ironicznie, by natychmiast złagodzić swój uśmiech. - Daj spokój, Granger, wyglądasz bardzo ładnie. A za tobą siedzi szatynka, która morduje cię wzrokiem.

Zamrugała zaskoczona i już miała się odwrócić, gdy Malfoy chwycił ją za dłoń i niezauważalnie pokręcił głową. Odrzuciła więc pomysł obejrzenia mordującej jej wzrokiem szatynki i skupiła się na palcach blondyna.

- Nie wywołuj w niej zazdrości moim kosztem - powiedziała, gdy musnął nimi wierzch jej dłoni. Podniosła na niego wzrok, napotykając zdziwione szare spojrzenie. - No co?

- Myślisz, że robię to, by jakaś pinda była zazdrosna?

- A nie?

Gwałtownie odsunął krzesło i wstał, patrząc na nią zimno. Zamrugała, zauważając, że wszyscy zwrócili swoje oczy na nich, ale zanim zdążyła o cokolwiek zapytać chłopaka, ten rzucił na stół trzy banknoty i wyszedł, nawet na nią nie patrząc.

- Świetnie ci idzie, Hermiono - usłyszała i z powrotem znalazła się w biurze szefa. Westchnęła, zerkając na swoje krótko obcięte paznokcie. Jak miała wytłumaczyć Jackwinowi taką oczywistą oczywistość, jaką był fakt, że nie chciała dłużej pracować z... NIM.

- Nie czuję się dobrze - powiedziała, zagryzając wargę i patrząc smutno na szefa. Zmarszczył czoło, gdy potarła dłonią policzek. - Mam koszmary, nie mogę spać. Nie mogę jeść. Nie jestem tam spokojna, co chwila dręczy mnie złe przeczucie. Cała drżę ilekroć mam wejść do salonu. 

Jackwin wybuchnął śmiechem. Zamilkła, mrugając i spuszczając wzrok.

- Chcesz mi powiedzieć, że słynna Hermiona Granger się boi? - zarechotał, pociągając łyk z kubka, który sekundę temu zmaterializował mu się na biurku. Czarownica poczuła, jakby dostała pięścią w brzuch.

- Uważasz, że nie ma się czego bać? - zareagowała gniewnie, nachylając się nad nim. - Uważasz, że to tylko zwykły świr, który lubi podłubać w nosie i pozjadać własne smarki? Masz go za bachora, który TYLKO zdeptał parę much?! To morderca, Jackwin! To psychopata i nie ma w nim nic ludzkiego! Jest zwierzęciem, bestią, która...

- Ma prawo do adwokata.

- Co? - zapytała głupio, gdy przerwał jej wywód, splatając palce w koszyczek. Przeniosła spojrzenie na okno, zastanawiając się, ile już tutaj siedzi. - Jakiego adwokata?

- Prawo mugoli dokładnie mówi, że...

- Mugoli?! Jesteśmy czarodziejami, Jackwin! Czarodziejami! A czarodzieje to nie mugole, mają własne prawo, w którym... oh - wytrzeszczyła oczy, a szef pokiwał twierdząco głową. - Dekret osiemdziesiąty szósty... ale... ale nie on!

- Dlaczego pan Malfoy nie miałby prawa do własnego obrońcy, panno Granger? - zapytał Jackwin, gdy cofnęła się przerażona tą perspektywą. Gwałtownie pokręciła głową.

- Bo nikt nie chciałby go bronić. To morderca...

- Dlaczego tak uważasz?

Zamarła, patrząc w ciemne oczy Jackwina, jakby postradał wszystkie rozumy.

- Dlaczego tak uważam? - powtórzyła głucho, otwierając buzię. - Dlaczego tak uważam?! Na litość merlińską, Jackwin, on zabił dwadzieścia siedem osób!

- Na pewno?

- Na... na pewno? Pytasz się czy na pewno? Tak, na pewno! Co z tobą jest nie tak?

Szef usiadł wygodniej na fotelu, gestem wskazując krzesło naprzeciw. Hermiona opadła na nie bezsilnie, śledząc wzrokiem dłonie mężczyzny, który przekartkował akta więźnia.

Dracon Malfoy na miejscu wpadł w szał i bestialsko zaatakował swoich kolegów. Mimo przewagi nie dali rady go obezwładnić. Na wszystkich rzucił zaklęcie niewybaczalne - avadę kedavrę i następnie oskalpował sześcioosobową rodzinę, w tym dwójkę dzieci...

- Tak, wiem - przerwała mu, nie chcąc tego słuchać. - Znam to na pamięć.

Mało tego - ciągnął dalej, sunąc palcem po papierze - poderżnął gardło Moonowi i wypruł mu fraki, rozrzucając je po okolicznej wsi. Dodatkowymi ofiarami była grupka przechodniów mugoli, którzy go zobaczyli. Malfoy roztrzaskał im głowy kamieniami. Gdy grupa aurorów dotarła na miejsce, zdrajca siedział wśród trupów, pogwizdując hymn Hogwartu. Zabił dwadzieścia siedem osób w niecałe dwadzieścia trzy minuty.

Zapadła cisza. Granger utkwiła spojrzenie w aktach więźnia, nie wiedząc, co powiedzieć. Miała mętlik w głowie. Przyszła tylko po wypowiedzenie. Chciała odejść. Wrócić za biurko. I zapomnieć. A Jackwin skutecznie jej to udaremniał. Zrozumiałaby, gdyby po prostu ją oddelegował. Tymczasem on... nie wiedziała, dlaczego tak mówi, nie wiedziała, co o tym myśleć. Machinalnie odgarnęła z twarzy kosmyk włosów.

- Powiedz mi, Hermiono, czy nie zauważyłaś nic dziwnego w tym opisie? - zapytał łagodnie Jackwin, jakby właśnie oznajmiał jej, że jego kotka urodziła trzynaście kociąt. Oczyma wyobraźni już widziała szefa pomagającego wyciągać zakrwawione futrzaki. Otrząsnęła się i podniosła wzrok.

- Coś dziwnego? Może to, że czarodziej zabija innych? To uważasz za normalne? - zapytała drwiąco, ale on uśmiechnął się tylko i stuknął palcem w kartkę. Nachylił się i odchrząknął.

- Gdy grupa aurorów dotarła na miejsce, zdrajca siedział wśród trupów, pogwizdując hymn Hogwartu - przeczytał jeszcze raz, zerkając na nią i znowu uśmiechając się tak, jakby sprzedawał konfitury na Pokątnej. 

- I co z tego, że pogwizdywał hymn Hogwartu? - zawołała, czując, że łamie jej się głos. Chciała wrócić do swojego mieszkania, wziąć kąpiel i mieć gdzieś to, że ktoś pogwizdywał hymn Hogwartu. - Jackwin o co ci chodzi? Dlaczego nie mogę zrezygnować? Co to za dziwne teorie?!

- Powiedz mi, Hermiono, kim jest reporter?

- Osobą, która relacjonuje - burknęła.

- Relacjonuje, co?

- Relacjonuje zdarzenia.

- Jakie?

- Nie wiem!

Zacisnęła palce na różdżce. Kończyła jej się cierpliwość. Jeśli trzeba będzie rzuci na Jackwina jakąś złośliwą klątwę, a potem wymaże mu pamięć. 

- A co to jest relacja, Hermiono?

- Osoba A jest w punkcie A i RELACJONUJE, co się tam... - wytrzeszczyła oczy i wciągnęła głęboko powietrze. Albo jej się wydawało, albo zauważyła błysk ulgi w oczach Jackwina. Znieruchomiała, wpatrując się w niego, a serce zaczęło łomotać jej w piersi. Nie wiedziała, co powiedzieć, myśli tłoczyły się i pędziły, analizując i próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Aurorzy przybyli na miejsce. Przybyli na miejsce i zastali Malfoy'a siedzącego i gwiżdżącego. Wokół trupy. Aurorzy przybyli i zobaczyli jak siedzi, a wokół trupy. Aurorzy przekazali obraz reporterom, którzy utworzyli z niego relację. Aurorzy, którzy przybyli na miejsce, gdzie wcześniej nie było nikogo. Nikogo, kto by widział, co się...

- To niemożliwe... - szepnęła, podnosząc wzrok na szefa, który przyglądał jej się w milczeniu. - To tylko domysł, szczegół, który... zresztą... on nawet nie chce adwokata... on się nawet nie myje...

- Hermiono - poczuła na swojej dłoni jego dłoń i mocne ściśnięcie. Uśmiechnął się do niej. - Pamiętasz, gdy w pierwszej klasie Harry Potter oskarżał Severusa Snape'a o to, że chce ukraść kamień filozoficzny, bo miał na to przekonujące dowody, a ty i tak uważałaś inaczej?

Kiwnęła głową.

- A co jeśli tak naprawdę prawda, którą znamy jest kłamstwem i tylko ty możesz odkryć, jak jest w rzeczywistości? 

- Jackwin... to szaleństwo... to, co mówisz... przecież odbył się proces. Złamano mu różdżkę...

- Właśnie - nachylił się jeszcze bardziej. - Złamano... powiedz mi Hermiono, czy słyszałaś kiedyś cokolwiek o sprawdzeniu różdżki Malfoy'a zaklęciem Priori Inkantato?

- Draconie Malfoy'u, czy chcesz powiedzieć coś na swoją obronę?

Białowłosy chłopak uniósł głowę, wpatrując się grupę czarodziei siedzących na podwyższeniu. Światło, które na niego padało, nadawało jego skórze trupi odcień. Ciemny siniak pod okiem było widać, aż z jej miejsca. Wychyliła się, by spojrzeć na Ministra Magii, który przez cały proces nie powiedział ani słowa. Zamiast niego, wiceminister przyłożyła różdżkę do gardła i zadawała pytania.

- Draconie Malfoy'u, czy chcesz powiedzieć coś na swoją obronę?

Ze swojego miejsca, widziała jego różdżkę, która czekała na wyrok. Miała zostać złamana. Hermiona westchnęła, przenosząc wzrok na więźnia, który nadal nieustępliwie wpatrywał się w grupkę sędziów. 

- Zastanów się, Hermiono...

- Różdżka została złamana - powiedziała, przypominając sobie, jak wiceminister w końcu ogłosiła wyrok. Przypomniała sobie odłamki różdżki spadające w dół, do miejsca, gdzie siedział. - Złamali ją.

- Wiem. Ale czy używali jej wcześniej? Czy pokazali na dowód, że to z jego różdżki padły zaklęcia?

- Jackwin, to bezsensowne...

- Pokazali?

- Nie - odpowiedziała, mrugając. - Ale to tylko poszlaki. Bezsensowne. Jackwin, dobrze. Nikogo nie było na miejscu, skąd mogą wiedzieć, że to on. Nie potwierdzono oskarżenia za pomocą retrospekcji różdżki. Ale co z tego? Proces był cztery lata temu. Malfoy cztery lata przesiedział i zdziczał. Po co teraz to roztrząsać?

- A co, jeśli ci powiem, że możesz spróbować udowodnić niewinność Malfoy'a?

- Ale ja wiem, że jest winny! 

- A co jeśli pomimo to uda mu się udowodnić, że jest inaczej? - dopytywał dalej. Całkowicie się poplątała.

- Dlaczego miałby udowadniać, że jest inaczej? Dlaczego ktoś miałby udowadniać? I kiedy, skoro proces... - rozszerzyły jej się oczy, gdy po raz kolejny dotarło do niej, do czego pije Jackwin. - Prawo do ponownego procesu...

- Właśnie - odsunął się. - Prawo do obrońcy. Prawo do ponownego procesu. Dokładnie po pięciu latach od pierwszego. A z tego, co wiem, to niedługo. Dodajmy do tego fakt, że nikt nie widział, jak Malfoy zabija 27 osób. Był po prostu jedyną żywą osobą w pobliżu. Nikt też nie zbadał jego różdżki. A ty wierzysz, że jest winny. Ty i cały magiczny świat. A co jeśli znajdzie się ktoś na tyle inteligentny, by z tych wszystkich luk dać mu wolność?

Poczuła, jak spada na nią wszystko to, co powiedział. Brak konkretnych dowodów. Sława Malfoy'ów. Przynależność do takiego a nie innego domu. Gdyby to był ktoś inny... gdyby to był Neville Longbottom albo Harry Potter... zrobiliby wszystko, by udowodnić, że padł ofiarą manipulacji... 

Manipulacji...

Hermiona Granger podniosła się, jak oparzona, wpatrując się w oczy swojego szefa. Czuła strach płynący przez jej żyły i dający jej adrenalinę, by miała siłę to wszystko unieść. Jednym ruchem zgarnęła swoje wypowiedzenie i zgniotła je w dłoni.

- Muszę tam wrócić - powiedziała, rzucając kartkę do kosza. Spojrzała na szefa, a ten kiwnął głową. - I jeśli masz rację, jeśli Malfoy zażąda procesu, muszę udowodnić, że jest mordercą. I nie dopuścić, by go uniewinniono.

Continue Reading

You'll Also Like

182K 8.6K 25
"Piękna i mądra jest wybranka kłamcy. Lecz, czy przypieczętuje jego los?" Historia Suzanne Hill, której życie nigdy nie było usłane różami. W jaki sp...
21.4K 2.4K 19
Hyori pomaga skrzywdzonym zwierzętom. Znana jako Anioł Zwierząt, nie ma szczęścia w miłości, przez co każda randka w ciemno kończy się totalną klapą...
10.6K 528 38
❗Zakończone❗ Madison Parker przez przypadek wpada na zielonookiego bruneta. Czy spotkają się jeszcze? Czy los złączy jeszcze ich ścieżki?... Fragment...
4.3K 107 14
Bloom pojechała do Gardeni. Nagle straciła moc w walce z Trix które od razu uciekły. Później Bloom zauważyła ze wszyscy jej wrogowie chcą ją zniszczy...