7

5.9K 518 189
                                    

Plik złożony z pięćdziesięciu kartek runął z łoskotem na biurko, jakby kasztanowłosa dziewczyna chciała w ten huk wlać całą swoją złość i strach. Jej przełożony podniósł oczy i nawet nie drgnął, gdy plik strącił jego kubek, który upadł na podłogę, tłukąc się na dwie części.

- Hermiono?

- Rezygnuję - odpowiedziała natychmiast, zaciskając swoje małe piąstki i zdmuchując z twarzy loka. - Mam dość. Wolę do końca życia płaszczyć się przed Amandą.

Jackwin uniósł lekko brew i spojrzał na plik kartek.

- To twój raport?

- Tak.

- Sporo, jak na w zasadzie tylko trzy dni efektywnej pracy.

Znieruchomiała, gdy szef spojrzał na nią, uśmiechając się pobłażliwie. Miała ochotę nachylić się nad jego jasnym biurkiem i z całej siły przyłożyć mu w twarz. Nie dlatego, że był winny, tylko dlatego, że przez całe to zlecenie stała się kłębkiem nerwów, który wielokrotnie schodził na zawał. Zamiast tego jednak wyprostowała się i splotła ręce na piersi.

- To czubek.

- Przecież nic się nie stało - Jackwin podniósł się z łagodnym uśmiechem, ale Hermiona była zbyt roztrzęsiona, by dać się uspokoić jego głosowi. Cofnęła się i wycelowała z oskarżeniem palec w swojego szefa.

- Nie się nie stało?! Rzucił we mnie fotelem!

- Który odbił się od bariery i pierdolnął w niego samego... - dokończył na spokojnie Jackiwn, obchodząc biurko i opierając się o nie. Niedbale włożył dłonie do kieszeni. - Hermiono, dobrze wiesz, że Malfoy jest niepoczytalny. Dobrze wiesz, na co się pisałaś. Zgodziłaś się, podpisałaś kontrakt...

- Nie obchodzi mnie to, rzucam tę robotę - przerwała mu i odwróciła się, by odejść. Czarodziej złapał ją mocno za ramię. Obejrzała się. - Co?

- Zdajesz sobie sprawę, że podczas tych paru dni zrobiłaś więcej niż stu czterdziestu dwóch czarodziei przez ostatnie pięć lat?

Zamarła, próbując nie zmarszczyć czoła i nie zacisnąć pięści. Tak, zdawała sobie z tego sprawe. Wiedziała, że stała się kluczem. To było jasne w momencie, w którym Malfoy posłuchał jej rozkazu. Nie chciała jednak nim być. Wolała siedzieć w nudnym biurze i czytać notatki o akcjach aurorów i Brygady. Chciała dalej mieszkać w małym mieszkaniu i może kupić kota. Kota, nie psychopatę.

- Zgodnie z kontraktem, mam dwa tygodnie okresu próbnego, w którym mogę odstąpić od umowy - powiedziała spokojnie, patrząc uważnie w jego ciemne oczy. - Dwa tygodnie mijają dopiero za dwa dni.

- Według kontraktu potrzebna jest zgoda twojego przełożonego - odpowiedział jej równie beznamiętnym tonem i zrobił ruch głową, wskazując na plik, który mu przyniosła. - A ja widzę, że świetnie ci idzie.

- Nieprawda!

- Hermiono...

- On mnie zabije! - zawołała, czując, jak panika zaciska się na jej gardle. Przełknęła ślinę i opadła bezwładnie na krzesło naprzeciw biurka jej szefa. Jackwin zmarszczył brwi i przykucnął przy niej, łapiąc ją za dłoń. Zignorowała przyjemne ciepło bijące z jego palców.

- Hermiono, spójrz na mnie - podniosła na niego wzrok, nie rozumiejąc dlaczego się uśmiecha. - Taka silna i mądra z ciebie czarodziejka...

- Przestań - warknęła, wyrywając ręce. - Nie chcę już więcej słyszeć, że jestem mądra.

- To będzie jak - podniósł kieliszek, kołysząc czerwonym winem i przypatrując się rubinowym refleksom - obowiązek poprzez komplement. Ich słowa będą narzucać na ciebie wymagania. 

Dramione: WięzieńWhere stories live. Discover now