Holly's POV
-Gdybyś widziała jego reakcję. Na początku myślałam, że chce mnie zepchnąć, ale nagle zaczął mnie wciągać z powrotem i krzyczeć, że oszalałam! - zaśmiałam się, sięgając po koleją paczkę reese's. Siedziałyśmy na łóżku Lizz, zjadając prawdopodobnie połowę jej domowych zapasów żywieniowych. Aktualnie opowiadałam jej o tej dziwnej sytuacji na moście.
-Poważnie myślał, że chciałaś z niego skoczyć? - powiedziała Lizzy z ustami wypchanymi chipsami. - Ale to w sumie romantyczne. „Gdy ona stała już na krawędzi, on rzucił się jej na ratunek. Wpadli w swoje ramiona i..." - przerwałam jej, rzucając w nią wolną poduszką,
-Chyba wystarczy ci tych słodyczy na dzi... jakby, cały miesiąc... - dziewczyna odrzuciła mi poduszkę trafiając prosto w ciastko, które trzymałam w dłoni, łamiąc je na kilka kawałków. Strzepałam z siebie okruszki, które spadły prosto na jej puchaty dywan.
-Heej! - krzyknęła, wypluwając przy okazji kawałki przeżutych chipsów, co spowodowało jej nagły wybuch śmiechem.
-Fuj! - zmarszczyłam nos i mimowolnie odsunęłam się od niej na drugi koniec łóżka, zarabiając od niej kolejny chichot.
-Ale poważnie. Nie sądzisz, że to było trochę romantyczne?
-Uh, nie?
-No weź, choć trochę urocze? - ponownie pokręciłam głową. Cała Lizzy, zawsze wszędzie szuka jakiegoś ukrytego wątku miłosnego lub podtekstów. Czasem bardzo mnie irytuje, ale za to ją kocham. - Powiedz chociaż czy był przystojny. Opisz go! - oparła swoje łokcie na poduszkę, kładąc brodę na dłonie i spojrzała na mnie rozmarzonym wzrokiem.
-Eh, był wysoki, wydaje mi się, że miał zielone oczy, ale nie jestem pewna, kręcone włosy i tatuaże. Dużo tatuaży - mimowolnie oblizałam usta na wspomnienie jego tatuaży. Muszę przyznać, że tatuaże u facetów zawsze robiły na mnie pozytywne wrażenie.
-Aw, to totalnie twój typ kochanie... - Lizz poruszyła śmiesznie brwiami, przez co przewróciłam oczami. Swoją drogą, myślę, że robię to zdecydowanie zbyt często. - Chociaż jest całkowitym przeciwieństwem Patricka.
-Patricka w to nie mieszaj. On mi się nawet nie podoba, jest moim przyjacielem.
-Biedny, nadal uważa, że ma u ciebie jakieś szanse.
-Daj spokój. Gdyby tak było, powiedziałby mi, przecież jesteśmy przyjaciółmi.
-Cokolwiek... Nie zmieniajmy tematu. Powiedz lepiej czy pan loczek był dobrze zbudowany! - zakrztusiłam się powietrzem.
-Kto?
-Pan loczek. - popatrzyłam na nią nie bardzo rozumiejąc o czym mówi. - Boże, dziewczyno, jak możesz być taka niedomyślna? - spojrzała na mnie wyczekująco - Chłopak z mostu? Naprawdę jesteś taka głupia czy tylko udajesz?
-To nie ja jestem głupia, tylko twoje pseudonimy... Pan loczek? Serio?
-Nie moja wina, że nie zapytałaś go o imię!
-Kiedy miałam to zrobić? Przed, czy po tym jak urządził swoją akcję ratowniczą i w dodatku nazwał mnie hipokrytką? - wyrzuciłam ręce w powietrze.
-No dobra, ale nie wybaczę ci tego, że naprawdę nie znalazłaś w tym chwili, żeby poprosić go chociaż o numer telefonu...
-Poważnie? Czemu miałabym pytać o numer kolesia, który chcąc mnie ratować prawie zepchnął mnie z mostu i stwierdził, że to moja wina?
-Ponieważ był przystojny?
-Nigdy nie powiedziałam, że był przystojny!
-Kiedy o nim mówiłaś zarumieniłaś się. Poza tym, powiedziałaś, że to Patrick ci się nie podoba. Nie wspomniałaś o loczku.
-Pf, nie rumieniłam się. Raczej poczerwieniałam ze złości na jego wspomnienie...
-Jasne. Ale musisz przyznać, że chociaż trochę ci się podo...
-Możemy skończyć temat "pana loczka", proszę? - zrobiłam cudzysłów w powietrzu przy wypowiadaniu tego niedorzecznego pseudonimu.
-Dobra, ale obiecuję, że jeszcze do tego wrócimy. Więęc... Co zakładasz na dzisiejszą imprezę?
-Co? jaką imprezą?
-Nie mów, że zapomniałaś. Mówiłam ci, że dzisiaj jest impreza u Chrisa...
-Chrisa? Winstona?
-Mhmm... - Lizzy przygryzła wargę.
-Tego, który podobał ci się przez całą podstawówkę, ale wstydziłaś się do niego zagadać? - zaśmiałam się. Dziewczyna skinęła głową. - Czy jest coś czego nie wiem? - zmrużyłam oczy i zaczepnie wbiłam palec w jej brzuch, łaskocząc ją. Jej policzki poróżowiały. Lizzy rzadko kiedy rumieniła się z powodu jakiegoś chłopaka, więc to dało mi znać, że na pewno jest coś na rzeczy.
-Może... - dziewczyna zachichotała, chowając kosmyk włosów za ucho. - Kiedyś spotkaliśmy się przypadkowo w klubie, trochę rozmawialiśmy i wtedy poprosił mnie o numer. Następnego dnia zadzwonił i zaprosił mnie na kawę, żeby powspominać stare czasy i tak jakoś wyszło, że byliśmy na kilku randkach. Ale to jeszcze nic oficjalnego. Kiedyś nawet pytał o ciebie. Ostatnio gdy się widzieliśmy zaprosił mnie na tą imprezę i powiedział, że mogę przyprowadzić znajomych, bo jak to stwierdził "im nas więcej tym lepiej", więc wezmę ciebie.
-Oh, dzięki, ale i tak nie sądzę, że pójdę.
-Chyba sobie żartujesz?! Nie ma żadnego "nie idę". To twoja szansa na poznanie w końcu nowych ludzi! - Lizzy zawsze wypominała mi to, że do mojego kontaktu z innymi dochodzi bardzo rzadko i tylko wtedy, gdy jest to konieczne. To ona z naszej dwójki była tą "przebojową". Nigdy nie potrzebowała zbyt wiele czasu na zawarcie nowej przyjaźni, podczas gdy ja wolałam trzymać się naszej grupy kilku najbliższych znajomych. Nadal tak mam. Nie lubię chodzić na imprezy, głównie ze względu na to, że prawie nikogo na nich nie znam, a przebywanie wśród nieznajomych budziło we mnie pewien niepokój i czułam się niekomfortowo. - Może wreszcie przestałabyś zachowywać się jakbyś miała fobię społeczną.
-Skąd wiesz, że jej nie mam? - dziewczyna przewróciła oczami, mocno zirytowana.
-Idziesz i koniec. Przyjadę po ciebie o dziesiątej i jeśli nie będziesz gotowa lub nie będziesz chciała wyjść to obiecuję, że wyważę twoje drzwi i wiesz, że jestem w stanie to zrobić! - obie zachichotałyśmy na wspomnienie piątej klasy podstawówki, kiedy jakieś dziewczyny ze starszej klasy naśmiewały się ze mnie i zabrały mój telefon, zamykając się w toalecie. Lizzy, widząc jak zaczynam płakać od razu pobiegła tam, wyważając drzwi ze starym zamkiem nogą. To właśnie był początek naszej przyjaźni. - Lepiej nie każ mi tego powtarzać. Wiesz, że stopa bolała mnie przez cały tydzień?!
---
Siedziałam przed nadal nierozpakowaną walizką, zastanawiając się, co założyć na tę nieszczęsną imprezę. Nie chciałam za bardzo się stroić, ale też nie chciałam iść w zwykłych dżinsach, ponieważ ludzie zapewne ocenialiby mnie.
Zdecydowałam się na czarne spodnie z wysokim stanem i czerwony, cienki golf, odkrywający kawałek brzucha. Zarzuciłam na to skórzaną kurtkę, ponieważ nie czułam się dobrze odkrywając brzuch. Nie zrozum mnie źle, nie sądzę, że jestem gruba. Po prostu nie jestem pewna swojego ciała i kiedy decyduję się na strój który coś odsłania mam wrażenie, że każdy myśli o tym, jak źle w tym wyglądam. Może to paranoja, ale cóż... Wspominałam coś o tym, że nie lubię przebywać wśród ludzi? Taa... Włożyłam do uszu średniej wielkości kolczyki-koła, a na nogi założyłam zwyczajne białe conversy, nie przejmując się za bardzo makijażem. Podkreśliłam nieco rzęsy i przejechałam błyszczykiem po ustach, cmokając kilka razy przed lustrem. Włosy zostawiłam rozpuszczone z naturalnymi falami. Lubię takie proste, dziewczęce rozwiązania.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, który prawdopodobnie oznaczał przybycie Lizzy. Po chwili zobaczyłam blondynkę wchodzącą do mojego pokoju.
-Cieszę się, że wybrałaś opcję, która nie zawierała w sobie konieczności wyważania tych drzwi. - dziewczyna pokazała rząd swoich białych zębów i obleciała mnie wzrokiem. - Hmm, trzy i pół.
-Co?
-Twój strój, w skali od jeden do pięciu. Masz trzy i pół. Za mało odsłoniłaś. Powinnaś założyć coś na obcasie, ale podoba mi się ta koszulka. Chociaż mogłaś założyć sukienkę. - spojrzałam w lusterko i w sumie, w porównaniu do niej wyglądałam dość... ubogo? Miała na sobie biały kombinezon, który miał duży dekolt i krótkie nogawki ledwo sięgające za tyłek, granatowe czółenka i granatową torebkę do kompletu. Włosy miała pokręcone, ale za to makijaż pozostawiła raczej delikatny, mocniej podkreślone były oczy. Wyglądała świetnie, przez co ja poczułam się trochę dziwnie. - Może chociaż załóż spódniczkę?
-Tak jest dobrze.
-Popracujemy nad tym, przed następną imprezą, a teraz zapraszam panią do wyjścia. - popchnęła mnie w stronę drzwi.
-Wychodzę! - zawołałam do mamy, która siedziała w salonie oglądając swój ulubiony serial. W odpowiedzi usłyszałam zwyczajne "okej". Przed domem czekała na nas taksówka, którąprzed chwilą przyjechała Lizzy. Wsiadłyśmy do niej, a blondynka podała kierowcy docelowy adres.
Kiedy dojechaliśmy, sapnęłam z wrażenia, ponieważ jego dom był dwa razy większy od mojego, który był przecież całkiem spory.
-Wow. - powiedziałam, gdy wysiadłyśmy z samochodu, a ja już mogłam słyszeć głośną muzykę, zarabiając delikatny chichot od przyjaciółki. Lizz podała banknot kierowcy, po czym skierowałyśmy się w stronę drzwi. Od razu na wejściu uderzyła we mnie głośna muzyka i zapach papierosów, alkoholu i przeróżnych perfum. Świetnie. Tłum nastolatków pijacko tańczył w salonie, a kilka osób obściskiwało się przy ścianie. Typowe. Od razu poczułam się przytłoczona, a moja aspołeczna strona się odezwała. Czy atak paniki na środku całej imprezy brzmi dobrze? Lizzy złapała mnie za rękę, jakby wiedziała, że mam ochotę stąd uciec i pociągnęła w stronę grupki osób stojących obok schodów z czerwonymi kubkami w rękach.
-Cześć wszystkim! - powiedziała podekscytowana i zaczęła przytulać każdą osobę po kolei, zostawiając mnie za sobą, dając mi chwilkę na przyjrzenie się nowym twarzą. Po mojej lewej stronie stała bardzo ładna dziewczyna z długimi, kręconymi, blond włosami i masą piegów na twarzy, które swoją drogą dodawały jej uroku. Obok niej stała niższa brunetka z jasnymi pasemkami, która, o mój boże, miała na sobie koszulkę z merchu 5SOS. Zachichotałam cicho, ponieważ już wiedziałam, że znajdziemy wspólny temat do rozmowy. Na schodach siedział chłopak z ciemnymi włosami w dość obcisłych, czarnych rurkach i workowatej, kolorowej bluzie z papierosem w ręku i drugą ręką owiniętą wokół brunetki siedzącej obok niego. Po mojej prawej stał prawdopodobnie Chris. Wywnioskowałam to nie tylko po tym, że wyglądał dokładnie tak, jak opisywała go Lizzy - wysoki, dobrze zbudowany brunet i to, że właśnie całowali się przede mną, ale też przez to, że nie zmienił się, aż tak bardzo odkąd widziałam go ostatni raz.
Kiedy moja przyjaciółka w końcu przypomniała sobie o mnie, oderwała się od Chrisa i położyła dłoń na moim ramieniu - To jest moja przyjaciółka, Holly. - zrobiła chwilę przerwy, a ja poczułam się maksymalnie niekomfortowo, kiedy wzrok wszystkich skierował się w moją stronę. Od razu poczułam jak rumieniec wchodzi na moją twarz, ale nie dałam po sobie poznać, jak bardzo dziwnie się czuję i uśmiechnęłam się delikatnie, nieśmiało machając w ich stronę. - Holly, to są wszyscy.
- Oh, świetnie. - dzięki, naprawdę dużo mi to dało. Popatrzyłam znacząco na blondynkę, która zrozumiała i od razu zaczęła przedstawiać mi wszystkich po kolei zaczynając od blondynki po lewej.
-Perrie,- wysunęła dłoń w jej stronę. - Jade, Louis, Eleanor i w końcu... - odsunęła się ode mnie, łapiąc Chrisa za rękę, szeroko się uśmiechając. - Chris. - jego wzrok powędrował wzdłuż mojego ciała, wysyłając nieprzyjemne dreszcze wzdłuż moich pleców. Czy to nie jest niewłaściwe? Kiedy wzrokiem napotkał moje oczy, uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic, rzucając zwykłe "cześć". Czy to już paranoja, czy on właśnie do mnie mrugnął? Odgoniłam tę myśl, bo przecież dlaczego chłopak, który ma rzecz z moją przyjaciółką miałby do mnie mrugać?
-Zmieniłaś się, od czasów szkolnych. - powiedział. - Jakby... urosły ci cycki? - o.mój.boże. Co do kurwy? Usłyszałam prychnięcie z ust Louisa, który pokiwał tylko na niego głową i Lizzy, która zaczepnie klepnęła jego ramię, podczas gdy reszta pozostała w niezręcznej ciszy.
-Słucham? - Czułam jak moja twarz robi się naprawdę czerwona, a ja miałam ochotę zamknąć się gdzieś i płakać, ponieważ czułam się naprawdę ośmieszona przed wszystkimi. Biust zawsze był moim kompleksem, ponieważ myślę, że miseczka B w wieku dziewiętnastu lat wypada dość słabo, kiedy wszystkie twoje znajome mają naprawdę kobiece kształty.
-Luz, to był zwykły żart. - powiedział przewracając oczami. Czyli żartował i uważa, że moje piersi nie zmieniły się ani trochę od podstawówki? Fajnie. Mogę spokojnie powiedzieć, że już go nie lubię.
-Ha-ha, rzeczywiście zabawny - wtrąciła się Perrie, objęła mnie ramieniem, stając w mojej obronie i hej, to było miłe. Chris zignorował ją i odwrócił się w stronę Lizz, proponując jej wspólny taniec, na co ona oczywiście się zgodziła, ponownie zostawiając mnie samą. Cóż...
-Idziemy do łazienki poprawić makijaż, idziesz z nami? - zapytała Jade. Pokręciłam głową, ponieważ nie miałam ochoty na "łazienkowe pogaduchy". Jade skinęła i razem z Perrie i Eleanor ruszyły w stronę łazienki. Więc zostałam sama z Louisem. Super. Patrzył się na mnie, prawdopodobnie myśląc o tym, że Chris miał rację i moje piersi,(a właściwie ich brak) są do niczego.
-Chris to chuj, nie przejmuj się nim. - powiedział wydmuchując dym w moją stronę i muszę przyznać, że jego głos był naprawdę przyjemny.
-Ta, cokolwiek. - odpowiedziałam skrępowana i usiadłam na schodach obok niego. Zauważyłam paczkę papierosów, którą trzymał w dłoni i bez zastanowienia zapytałam. - Mogę jednego?
-Co? - popatrzył na mnie zdezorientowany. Wskazałam palcem na paczkę - Ow, jasne. Palisz?
-Właściwie nie, ale podobno pomagają odreagować, nie? - chłopak zaśmiał się i podał mi papierosa z zapalniczką. - Dzięki. - przyłożyłam go do ust, odpalając go. Zaciągnęłam się, starając się nie zakrztusić, po czym wypuściłam dym w jego stronę.
-Nieźle. - powiedział, a ja jedynie uśmiechnęłam się do niego, powtarzając czynność, dopóki papieros nie skończył się. W międzyczasie dziewczyny pojawiły się z powrotem, tym razem porywając mnie do kuchni, gdzie było mniej osób.
-Więc, co pijemy? - zapytała Eleanor, stawiając przed nami kilka trunków do wyboru.
-Ja odpadam. - powiedziałam, unosząc ręce do góry.
-Niby czemu?
-Nie mam ochoty, poza tym, nie sądzę, że powinnam... - naprawdę nie chciałam im o tym opowiadać.
-Daj spokój, nic się nie stanie od jednego kieliszka. Dlaczego nie powinnaś? - czy ona nie zadaje za dużo pytań?
-Ponieważ... - w tym momencie do kuchni wszedł ktoś jeszcze, przerywając mi.
-Ponieważ po alkoholu pewnie miewa głupie pomysły, zapewne gorsze od skakania z mostu? - mój wzrok powędrował na osobę, która to powiedziała, mimo, że dobrze wiedziałam kto to był. W drzwiach stał ten sam chłopak, który "uratował mnie" dziś na moście. Przewróciłam oczami, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Skakania z mostu? - powtórzyła Perrie, spoglądając na mnie.
-Ugh, ja wcale nie... - znów mi przerwano.
-Jasne. - stanął naprzeciwko mnie, sięgając po butelkę tequili, dając mi dobrą okazję na przeskanowanie jego wyglądu. Miał na sobie niebieską koszulę, rozpiętą tak, że ukazywała jego tatuaż - motyla na klatce piersiowej. Rękawy miał podwinięte, odsłaniając kolejne tatuaże na rękach, do tego czarne, obcisłe rurki i sztyblety. Pachniał jak mieszanka papierosów i zapewne drogich perfum. Niechętnie przyznam, że całość prezentowała się na nim naprawdę dobrze. - Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej. - powiedział, przez co ponownie przewróciłam oczami i o mój Boże, to było takie typowe. Uniosłam brew do góry, kiedy zobaczyłam, że przeleciał wzrokiem po moim ciele z góry do dołu, oblizując się i okej, to wcale nie było dziwne, prawda? Zignorowałam to i odwróciłam się z powrotem do dziewczyn, które patrzyły na nas z wymalowanym na twarzy zaciekawieniem i pokazałam palcem na kieliszek.
-Wiecie co? Jednak się skuszę. - powiedziałam pewnie. Jade uniosła brew, wyraźnie zdezorientowana całą sytuacją, po czym popchnęła kieliszek w moją stronę. Już wyciągałam po niego rękę, kiedy chłopak przykrył górę z widocznym rozbawieniem w oczach.
-Myślę, że nie powinnaś. Co jeśli znowu zachce ci się jakichś akrobacji na barierkach, a mnie nie będzie w pobliżu? - prychnął. - Kto cię wtedy uratuje, hmm?
-Myślę, że nie powinieneś uważać, że masz wpływ na cokolwiek co robię... - powiedziałam z nagłym przypływem pewności siebie.
-Okej, więc na co mogę mieć wpływ? - powiedział prowokacyjnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej, dokładnie tak jak ja i przysunął się do mnie bliżej. Czy on próbował mnie wystraszyć? Podniosłam głowę do góry, ponieważ był wyższy ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów? Nie, nie byłam jakoś bardzo niska, ponieważ myślę, że wzrost sto sześćdziesiąt sześć centrymetrów to dość dużo, to on był po prostu bardzo wysoki.
-Hmm... - udałam zastanowienie. - Na nic. - uśmiechnęłam się. - No, może poza odruchem wymiotnym. - chłopak podniósł brwi do góry, a ja przybiłam sobie mentalną piątkę. Usłyszałam za sobą prychnięcie, prawdopodobnie należące do jednej z dziewczyn. Brunet pokręcił głową z uśmiechem, poprawił swoje włosy, ponownie chwytając butelkę tequili i ruszył w stronę wyjścia. I już? To tyle?