Nocny Stróż ✔️

By NataliaBrzezina

169K 9.2K 1.6K

W dniu swoich dziewiętnastych urodzin, Natalia przeprowadza się do innego miasta, opuszczając swojego ojca na... More

Rozdział 1 Dolina Konieczna
Rozdział 2 Nareszcie w "domu"
Rozdział 3 Pierwsza noc
Rozdział 4 Chłód
Rozdział 5 Magiczne oczy
Rozdział 6 Spokojne miasteczko
Rozdział 7 Spotkanie w mroku
Rozdział 8 Dotyk radości
Rozdział 9 Melodia Strachu
Rozdział 10 Początek
Rozdział 11 Koszmary
Rozdział 13 Ostatnie tango
Rozdział 14 Nigdy więcej
Rozdział 15 Zimny oddech
Rozdział 16 Nic nie jest takie same
Rozdział 17 Ludzie i potwory
Rozdział 18 Ucieczka
Rozdział 19 Późne prośby
Rozdział 20 Ocalała
Rozdział 21 Powinowactwo
Rozdział 22 Zemsta
Rozdział 23 Sabotaż
Rozdział 24 Sekret w mroku
Rozdział 25 Żądza krwi
Rozdział 26 Braterstwo
Rozdział 27 Sen na jawie
Rozdział 28 Nocny Stróż
Druga część

Rozdział 12 Martwy punkt

5.4K 297 63
By NataliaBrzezina

10 Martwy punkt

Czas leciał.

Czas leciał nieubłaganie szybko. Dzień się zaczynał i kończył w zatrważająco szybkim tempie. Nikt nawet nie wiedział, kiedy przeminęło parę miesięcy z naszego życia.

Z drzew zaczęły spadać już pierwsze liście, było niby bardziej kolorowo, ale i zdecydowanie klimat stał się melancholijny. Słońca było jeszcze mniej niż przedtem, a lato skończyło się, jakby ktoś pstryknął palcami. Wolne popołudnia musiałam spędzać na grabieniu liści, które zebrały się przed domem. Kwiaty zaczęły powoli obumierać, zwiastując naciągającą zimę.

Wszyscy byliśmy bladzi jak trupy, nie mieliśmy nawet czasu gdziekolwiek wyjechać na wakacje, czy beztrosko usiąść przed domem i się poopalać. A specjalnie wzięłam ze sobą mój ukochany strój plażowy, licząc, że położę się w słońcu i dam trochę skórze wytchnienia. Lecz tak się nie stało. Cały czas chodziłam w policyjnym mundurze, licząc, że nasza sprawa pójdzie cokolwiek dalej. Tak się jednak nie stało.

Całe miasto żyło w strachu z powodu morderstw. Nikt po zmroku nie wychodził z domów, wszystkie sklepy, nawet supermarkety zamykane były o godzinie dziewiętnastej. Tak, żeby właściciele zdążyli wrócić do swoich domów przed całkowitym zmrokiem. Im dalej w jesień, tym krócej wszystko będzie zamknięte.

Równo ze zmierzchem kończyło się życie w Dolinie Koniecznej. Busy przestały kursować, jedyny klub nocny stał już od dawna zamknięty.

Od czasu pierwszego zabójstwa, na listę tajemniczych morderców trafiły jeszcze cztery osoby. Trzy kobiety i jeden mężczyzna.

Wszystkich łączyło parę rzeczy. Każdego odnaleziono w lesie, mieli rozszarpaną szyję, ciała były pozbawione krwi, a na ustach gościł upiorny uśmiech.

Policjanci, w tym również ja, nie wiedzieliśmy, co robić. Nie mogliśmy nikogo aresztować, nie mieliśmy ani jednej poszlaki, żeby złapać kogoś za rękę. Staliśmy od dawna w martwym punkcie, patrząc bezsilnie, jak dwójka ludzi pociąga ze sobą coraz więcej trupów.

Każda kobieta była zgwałcona, z wyjątkową brutalnością. Jedynie mężczyzna nie został wykorzystany w celach seksualnych. Dlatego podejrzewali jako sprawców dwóch osobników płci męskiej.

Życie w Dolinie Koniecznej stawało się coraz gorsze. Ludzie wyjeżdżali, zostawiając za sobą wszystko, co mieli. Wytykano nas palcami, że nie mogliśmy zrobić nic, co mogłoby pomóc ludziom tutaj. Nie rozumieli, że byliśmy w tej sytuacji zupełnie bezradni. Nie mogliśmy zrobić dosłownie nic.

Poza dokładnym obejrzeniem ciała i miejsca zbrodni nie zostało nic.

Razem z Jamesem stworzyliśmy na tablicy korkowej taktykę mordercy. Przypinaliśmy wszystko, zdjęcia, nasze domyły i licznie, skomplikowane dla naszych umysłów notatki. Codziennie stawaliśmy pod tablicą i z miną filozofów próbowaliśmy coś ustalić. Jednak nic nam do głowy nie przychodziło. James walił pięścią w stół, a ja patrzyłam na wszystko trzy razy dokładniej, myśląc, co przeoczyliśmy.

Jednak nie mogłam nic takiego znaleźć... Jakby sprawy nagle rozpłynęli się w powietrzu. To było zbyt straszne, zbyt niemożliwe, żeby miało sens.

‒ Dalej nic? ‒ zapytał mnie James jednego dnia. Masował właśnie dłoń, którą po raz kolejny zbyt mocno uderzył w stół.

Stałam przed tablicą i wzruszyłam ramionami.

‒ Nie stworzymy czegoś z niczego, nie ma tutaj ani jednego dowodu, który mógłby kogoś obarczać winą. Mogliśmy posądzać drwala w lesie, jednak i on wyniósł się z tamtego miejsca po pierwszym zabójstwie... ‒ powiedziałam, wskazując kompanowi notatkę o drwalu.

‒ Jego alibi jest potwierdzone?

‒ Tak, powiedział, że tamtego dnia był na kolacji z żoną w restauracji. Sprawdziłam, było zamówienie na jego nazwisko dla dwóch osób. Kelnerzy go pamiętają, jak można nie pamiętać drwala. Poza tym monitoring... Był całkowicie czysty, poza tym, jego niewinność udowadnia to, że zbrodnie się powtarzają pomimo jego nieobecności w mieście. Mieszka teraz daleko stąd ‒ rzekłam.

‒ Cholera, jak ktoś może być takim pieprzonym duchem?! ‒ wykrzyknął James, który zaczął, podobnie jak inni policjanci, szaleć, kiedy nie mógł odkryć od miesięcy nikt o sprawcach. ‒ Zabójstwa będą się powtarzały, a my nic nawet nie zdołamy zrobić! Nie postawimy patrolów, ponieważ... Po pierwsze, las jest za odległy, a miejsca zabójstw są zupełnie losowe. Studiowałem ich położenie, nie ma między nimi żadnej zależności. Po drugie, nikt o zdrowych zmysłach nie pójdzie na taki patrol, bo to bardziej niż pewne, że doszłoby wtedy do zabójstwa!

‒ Masz rację... ‒ odparłam z roztargnieniem.

Naprawdę, byliśmy tak bezsilni, jak nigdy policja jeszcze nie była.

W lesie również zdarzyło się parę ataków na zwierzęta. Stało się z nimi dokładnie to samo. To samo, co mogłoby się stać również mojemu Rozkosznemu i mi, gdybym nie wydostała się wtedy z tego lasu. I Christopherowi. Mogliśmy już być martwi.

Jednak to właśnie ataki na zwierzęta nas bardzo intrygowały. Zbrodniarze pozyskiwali krew z wszystkiego, co się dało. Zaczęliśmy podejrzewać o to jakąś sektę ludzi, którzy odprawiają jakieś rytuały z krwi ludzkiej i zwierzęcej. Ale wtedy niewyjaśnione pozostawały gwałty oraz rozszarpane szyje. Oraz oczywiście uśmiechy. Nie mogliśmy wyjaśnić, dlaczego ofiary zawsze miały uśmiech na ustach.

To nie miało żadnego sensu i każdy policjant wcześniej czy później powtórzył moje słowa.

Zebrałam się nawet na odwagę i razem z Jamesem poszłam do kostnicy, obejrzeć ciała. Łudziłam się, że ja, zwykła dziewczyna odkryję na ciałach coś, czego nie widzieli ludzie, którzy edukowali się w tym kierunku od lat.

James mi to bardzo odradzał, wiedział, że jestem zbyt wrażliwa na takie widoki. Jednak musiałam, sama chciałam to zobaczyć na własne oczy.

W środku było zimno i nieprzyjemnie, panował zapach, którego nie mogę w żaden sposób opisać. Zaraz obok kostnicy znajdowało się laboratorium, gdzie badano tych ludzi. W tamtym miejscu nie udawało się odkryć nic poza tym, że kobiety były zgwałcone.

Zobaczenie martwego człowieka na własne oczy wiąże się z czymś, co na długo zostaje w pamięci. Nie mogłam przestać patrzeć na ciało jednej kobiety, którą pokazał mi James. Jej oczy nie były zamknięte, a usta ciągle tkwiły w uśmiechu. Policja poprosiła, aby nie zmieniać mimiki twarzy w żaden sposób, gdyż to może być coś ważnego.

Czując donośne łomotanie serca, dalej wpatrywałam się w dziewczynę, nie zwracając uwagi na to, że James mocno mną potrząsa.

‒ Natalia! ‒ wykrzyknął po chwili, a jego głos rozniósł się echem po całej sali. Jednak nie było tutaj kogo obudzić... ‒ Sabina miała rację, to nie był dobry pomysł, żeby cię tutaj przyprowadzać.

‒ James, daj mi spokój, to pierwszy raz, kiedy widzę martwe ciało na oczy... ‒ Zaczęłam mimowolnie sobie wyobrażać, że jeszcze niedawno, ta dziewczyna chodziła o własnych siłach, śmiała się, płakała, radowała, smuciła, chodziła na imprezy, robiła śniadania... Przemijanie było czymś, czego nie mogłam zrozumieć. I nie mogłam zrozumieć jeszcze tego, dlaczego świat jest aż tak bardzo niesprawiedliwy.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam na martwą dziewczynę, o włosach czarnych jak noc. Czułam, że serce już gdzieś podskoczyło mi w okolice gardła, a całe ciało zalało nieprzyjemne zimno. Bałam się, że jej umarłe oczy nagle spojrzą prosto w moje. Jednak nic takiego się nie stało, a ja rozpoczęłam oględziny.

Jej ciało było zimne i sztywne, bardzo nieprzyjemnie się jej dotykało, nawet używając gumowych rękawiczek. Spojrzałam jedynie na jej rozszarpaną szyję, już wyczyszczoną z zakrzepłej krwi. Paznokcie miała całkowicie połamane, widać było, że usiłowała walczyć z napastnikami. Oraz jej uśmiech... Daję sobie rękę uciąć, nic bardziej strasznego nie widziałam w całym moim życiu.

‒ Możemy iść, jeśli tylko nie chcesz tego oglądać... ‒ James, trochę zbyt poufałym gestem dotknął moich pleców. Niemal natychmiast stanęłam prosta jak struna i uśmiechnęłam się do niego, speszona.

‒ Jest ok, naprawdę. Jak widzisz, nie mdleję ‒ odparłam i zajęłam się dalszym oglądaniem ofiary.

Niestety, tak jak wszyscy mi mówili, nie znalazłam nic, co nie byłoby odkryte. Okazało się, że nie jestem nadczłowiekiem i nie widzę więcej niż specjaliści. Odeszłam zawiedziona z kostnicy, jednak dziarskim krokiem. Kiedy pożegnaliśmy się z Jamesem, susem pobiegłam do toalety i zwymiotowałam. Postanowiłam, że nigdy więcej nie będę oglądała żadnych trupów z własnej, nieprzymuszonej woli.

Najbardziej zastanawiały mnie te uśmiechy. Ta sprawa wydawała się coraz dziwniejsza i nie do rozwiązania. Nie miałam pojęcia, co robić.

Morderstwa to nie były jedyne moje kłopoty. Mianowicie kolejnym był Christopher... Nie widziałam go od czasu, kiedy zaprosił mnie do restauracji.

Zawsze mając chwilę, zastanawiałam się, co zrobiłam złego, że postanowił urwać kontakt? Byłam aż taka zła? Nie miałam pojęcia, co takiego zrobiłam. Może powinnam zrobić coś więcej na tej pierwszej i jedynej randce?

Wychodząc z pracy patrzyłam, czy Christopher na mnie nie czekał. Lecz nie nastąpiło to już ani razu. Bardzo się zawiodłam, najbardziej na sobie. Na pewno coś zrobiłam źle. Byłam również na siebie bardzo zła, że zauroczyłam się mężczyzną, którego widziałam zaledwie dwa razy. Mam teraz nauczkę, żeby nie zakochiwać się od pierwszego wrażenia. Dawniej w to nie wierzyłam, a potem magicznie się przestawiłam za sprawą tajemniczego bruneta. Teraz wiem na pewno, że to tylko pic na wodę i to tak naprawdę nie istnieje.

Ludzie wymyślają to tylko do swoich filmów, książek i opowiadań, żeby nabić wyświetlenia za pomocą naiwnych kobiet, które ciągle w to wierzą. Ja się już na tym przejechałam. Wszystkie inne prędzej czy później również to zrozumieją. To tylko kwestia czasu.

Mama widziała, jak bardzo doskwierał mi jego brak. Jest w tym trochę prawdy. Christopher napawał mnie radością i na moich ustach pojawiał się uśmiech, kiedy spojrzał na mnie w tej swój sposób... Patrzyłam na niego przez pryzmat tego wieczora w restauracji, gdzie spędziliśmy tak dużo czasu razem.

Patrzyłam czasami w okno, mając dalej nadzieję, że wróci. Ale nie wracał. Powoli zaczęłam sobie zdawać sprawę, że nigdy nie wróci.

‒ Kochanie, nie przejmuj się nim ‒ mówiła mi mama, za każdym razem, kiedy wracałam do niego wspomnieniami. Podobno wszystkie uczucia można było odczytać z mojej twarzy.

‒ Nie umiem... ‒ westchnęłam ciężko. ‒ Znałam go tylko chwilę, a jego brak tak bardzo daję się mi we znaki...

‒ Natalko, a pomyśl czasami o nim w innym świetle... ‒ Mama podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.

‒ Umiem tylko w jeden. Ten szarmancki i jednocześnie tajemniczy człowiek zupełnie opętał mój umysł. ‒ Zdawałam sobie sprawę, że brzmię jak psychopatka, zważając na to, że po incydencie w lesie zaczęłam się go bać, ale teraz wydawało mi się zupełnie nieistotnym fragmentem naszej krótkiej znajomości.

‒ Ja im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że to nie jest taki dobry chłopak... ‒ powiedziała mama powoli, żeby mnie nie zdenerwować. ‒ Mieszkam tutaj już jakiś czas i ani razu go tutaj nie widziałam.

‒ Bo podróżował. ‒ Próbowałam go usprawiedliwić, ale sama zaczęłam nad tym intensywnie myśleć.

‒ W tej mieścinie każdy zna każdego. To urok małych miejscowości. Nikt nie słyszał nigdy o Christopherze Wilsonie, a ktoś o takim nazwisku nie mógłby przejść bez echa. Tak jak James od ciebie z pracy. Znam chłopaka i bardzo go lubię. Nie raz go widziałam, nie raz widzieli go inni. Wszyscy go kojarzą i rozpoznają. Nie tylko po kolorze skóry, ale też po tym, że ma obcojęzyczne nazwisko. A wiesz, jacy są ludzie. Lubią gadać o innych. A o Christopherze naprawdę nikt nie słyszał.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam martwo w okno, patrząc na krople deszczu, które spływały po szybie.

Czy to prawda? Czy Christopher tak naprawdę nigdy nie istniał? Wymyślił sobie imię i nazwisko? Tylko po co? To wszystko nie mieściło mi się w głowie. Nie mogłam przestać zaprzątać sobie nim myśli, a słowa mamy naprawdę wprawiły mnie w zakłopotanie. Chciałabym, aby to wszystko okazało się koszmarem, z którego się za niedługo obudzę.

Niestety, z dnia na dzień było coraz gorzej, a ja zdałam sobie sprawę, że z tego koszmaru nie da się wyjść. Christopher, jeżeli tak się nazywał, nie dawał znaku życia, rozpłynął się w powietrzu. Nikt w mieście prócz mnie, nie zdał sobie tego nawet sprawy. Mama miała rację. Ten człowiek był jak duch, nikt nie wiedział, że on nawet istnieje.

Wszędzie było niebezpiecznie. Za zewnątrz grasowała dwójka morderców albo jakiś dziki zwierz, a w domu ciągle działy się dziwne rzeczy. Nigdzie nie mogłam odetchnąć z ulgą, bo w każdej sytuacji czułam zagrożenie. Musiałam zażywać lekarstwa na moje strzaskane nerwy, abym mogła jakkolwiek zasnąć.

Miałam czasami ochotę wyjechać z Doliny Koniecznej, ale nie potrafiłam. Byłoby dla mnie lepiej, ale dla miasta i dla mamy gorzej. Nie mogłam im tego zrobić. Zobowiązałam się do pomocy i zamierzałam dotrzymać tego słowa.

Czasami kuriozalne okoliczności w domu przechodziły same siebie. Raz omal nie dostałam zawału serca, kiedy w pokoju otworzyło się okno. Nagle... Było szczelnie zamknięte, na zewnątrz nie było żadnego wiatru. Tamtego dnia wolałam spać w salonie. Wszystko, byleby nie siedzieć w tym przeklętym pokoju.

Kiedy innej nocy, coś zabrało mi kołdrę i zrzuciło ją na podłogę, postanowiłam, że muszę porozmawiać o tym z mamą. Zwlekałam z tym, gdyż nie chciałam dawać mamie kolejnej rzeczy, którą można się zamartwiać. I tak było tego za dużo. Mama też strasznie przeżywała wszystkie śmierci, które miały miejsce w Dolinie Koniecznej.

Poprzedniego dnia sprawdziłam w bazie policyjnej mój dom. Bardzo się bałam, że okaże się, że ktoś w tym domu umarł, a teraz niespokojne dusze uprzykrzają nam życie. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy czytałam o nim. Poczułam się trochę lepiej, kiedy dowiedziałam się, że nikt tam nie umarł. Jedyne, co się tam przydarzało, to częste wyprowadzki. Potrafiłam się domyślić dlaczego.

To była kolejna nieprzespana noc. Miałam worki pod oczami większe niż kiedykolwiek. Byłam bledsza, zaraz po przebudzeniu wyglądałam jak śmierć. W tym domu nie dało się normalnie spać, to była groza.

Mama robiła sobie mocną kawę. Nie miałam pojęcia, czy przypadłości zdarzają się również jej, ale wiedziałam jedno. Nie potrafiłam dłużej trzymać tego tylko dla siebie.

Usiadłam obok niej i głośno westchnęłam. Nie wiedziałam, od czego zacząć.

‒ Mamo, czy ty też czasami w nocy nie możesz spać? ‒ zaczęłam poważnym tonem, a mama odłożyła brązowy cukier z powrotem na półkę i głośno westchnęła. Jednak nic nie mówiła. ‒ Czy wiesz, co się dzieje w tym domu?

‒ Wiem... ‒ rzekła ciężko. ‒ Ale myślałam, że to tylko ja mam takie zwidy... Zawsze byłam panikarą.

‒ To już nie są żarty. Otwierane okna, coś porywające mi pościel, odgłosy pianina! ‒ zaczęłam wszystko wyliczać, gestykulując rękoma.

Mama spuściła wzrok. Bała się spojrzeć mi w oczy. Zaczęła mówić. Cicho, jakby bała się, że ktoś ją podsłuchuje.

‒ Kiedy szukałam dla nas domu, nie kryję, że sugerowałam się ceną. Jednak wszystkie w takiej przystępnej wymagały wielkiego remontu i były po prostu brzydkie i małe. Wtedy zobaczyłam ten dom. Zdziwiłam się, ponieważ cena była śmiesznie niska... Spotkałam się z poprzednimi właścicielami. Mówili, że... ‒ Przełknęła ślinę, tuszując to, że głos jej się załamał. ‒ Opowiedzieli mi, co się dzieje w tym domu. Te wszystkie rzeczy, które przytrafiają się również nam. Myślałam, że dramatyzowali... Mieli małego syna... Pomyślałam, że to tylko jego głupie wygłupy. Dzieci tak mają. Byłam strasznie nierozsądna, ale kupiłam ten dom. Kiedy to wszystko zaczęło się powtarzać, pomyślałam, że myślę ciągle o tym, że oni mieli podobną sytuację i sama zaczęłam to sobie wymyślać.

Załamałam ręce, nie mogąc tego słuchać. Czy stanie się coś jeszcze gorszego?

‒ Mamo, proszę, możemy się wyprowadzić? ‒ zapytałam z nadzieją. ‒ Gdziekolwiek, byle daleka od tego domu i daleko lasu. Nie mogę tutaj spędzić ani chwili dłużej...

‒ Natalko, nie możemy. Nie mamy środków, żeby zatrzymać się chociażby w hotelu...

Nie wiedziałam, co robić. Po prostu zaczęłam szlochać. To miało być nowe, lepsze życie. A okazało się walką o każdy kolejny dzień. Wolałam spędzać noce w pracy, ponieważ w towarzystwie policjantów, czułam się deczko lepiej. Lecz zarazem umierałam ze strachu o mamę, która była tam w domu sama.

Cokolwiek tam było, zależało temu czemuś, aby nas wystraszyć.

Być może, aby opuścić miasto.

Continue Reading

You'll Also Like

469K 30K 67
Jeśli jest szansa to się jej nie marnuje. I mimo, że często warunki nie są zgodne z zasadami, które wcześniej się sobie ustaliło, brniemy by wydostać...
496K 48.5K 63
Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo ż...
538K 15.1K 31
Czy jedna drobna dziewczyna zdoła uratować chłopaka pogrążonego w ciemności? A może to on wciągnie ją w świat gangów, nielegalnych wyścigów i morders...